Content

Archiwum

[Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Mistrz Gry » 29 Sie 2019, o 09:26

Daesh i Tarra
Ktoś z więźniów, słysząc słowa Daesh, krzyknął:
- Nie damy rady zamknąć tego z tego poziomu. Sterowania hangarów jest wyżej, o tam! - Tutaj więzień wskazał ręką na przeszkloną kabinę zawieszoną nad płytą hangaru. Faktycznie znajdowała się o poziom wyżej; z pewnością obsługa hangaru miała z tamtego miejsca doskonałe pole widzenia.
- Niech nikt nie waży się przeszkadzać tym statkom w przylocie tutaj!!! - Krzyknął Hex, którego słowa Tarry wyraźnie wprowadzały w spore nerwy; widocznie aktorka musiała być ciężką pracodawczynią. Ludzie odpowiedzialni za wyciągnięcie Tarry z więzienia z pewnością włożyli w całe przedsięwzięcie sporo wysiłku a to, że jej prywatni ochroniarze dali się wsadzić razem z aktorką, świadczyło o ich wielkiej lojalności wobec niej. Arogancka postawa Tarry z pewnością działała na nerwy Hexa.
Mniej więcej w tym samym czasie ktoś inny zjawił się przy Daesh i pomógł nieść jej przyjaciela, jeden z geonosian otworzył wrota dzielące sekcje hangarów i więźniowie mogli przedostać się na sterburtę a Nantel uruchomił Shooting Stara...

Nantel Grimisdal
O tym, że coś się solidnie zepsuło, wiedział od razu. Shooting Star jeszcze nigdy nie narobił takiego hałasu. Najpierw turbiny rozpędziły się do krytycznej liczby obrotów, potem coś zaczęło się grzać i gdy Q4 i Nantel rozpaczliwie próbowali zatrzymać postęp awarii silniki stanęły w ogniu a po chwili padło całe zasilanie statku. A potem...

Tarra
Została sama w hangarze. Statki piratów zaczęły procedurę lądowania. Za parę chwil miała znaleźć się w rękach swoich wybawców. Póki co jednak mogła jeszcze ruszyć za rebeliantami.

Daesh
Shooting Star eksplodował! Na poszycie hangaru wysypały się fragmenty stali i szkła z iluminatorów. Pod sufit hangaru z rozprutego poszycia sączyła się gęsta kolumna tłustego dymu przetykanego pojedynczymi językami ognia.

Tarra i Daesh piszą pierwsze. Nantel czekaj. Może ktoś Cie uratuje ;)Sorry za telegraficzny post, ale po wczorajszej podwójnej stracie nie miałem już pary na dłuższe rozpiski
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Daesha'Rha » 31 Sie 2019, o 16:01

Wybuch pchnął w stronę więźniów falę ciepła, a potem gryzącego dymu. Minęła chwila, nim zebrani odzyskali słuch, a w tym czasie hangar zasypywały spadające jeszcze kawałki szkła, rozdrobnionego metalu i żarzącego się popiołu. Słupy czarnego dymu szybko wzbiły się w górę, zasłaniając widok na wrak.
Kiedy geonosianie ochłonęli, wydali z siebie dźwięk, chyba, rozpaczy. Daesha'Rha czuła w tym momencie to samo. Jak nie urok, to sraczka...
Ich transport właśnie się dopalał, a pilot, jeśli nie wyleciał razem ze statkiem w powietrze, pewnie utknął gdzieś wśród szczątków. Po prostu pięknie.
Twi'lekanka dała znać pomocnikowi, żeby delikatnie położył Toblera na ziemi. Przypadła do Gunganina i spojrzała mu w oczy. Jeszcze był w stanie skupić wzrok.
- Zaraz wrócę, rozumiesz? Masz się trzymać.
Wstała i poprawiła szybko torbę na ramieniu. Podeszła do żołnierzy, którzy pomimo szoku dość przytomnie przyjęli pozycje przy korytarzu, ubezpieczając więźniom plecy.
- Musimy wyciągnąć stamtąd rannych! - zwróciła się do nich, przekrzykując wycie alarmów i pożaru - Może ktoś tam jeszcze żyje!
Dowódca kiwnął głową, po czym oddelegował jej dwóch ludzi. Mężczyźni ruszyli żwawo, Daesha'Rha pobiegła za nimi. Po drodze chwyciła gaśnicę ze ściany obok wyjścia. Uniosła rąbek koszuli spod szyi i nałożyła sobie na usta i nos, żeby chociaż trochę uchronić się od dymu. Miała nadzieję, że nie padnie sama nieprzytomna, bo kłęby gęstego gazu odbijały się już od sufitu i wirowały, opadając z powrotem niżej.
Przecisnęli się przez resztki statku, wyrzucone w wybuchu. Na szczęście większa część kokpitu została w miarę w całości, dzięki czemu łatwo ją odnaleźli. Wszystko wokół stało w płomieniach.
Żołnierze poruszali się szybko, starając nie nabierać dymu w płuca. Daesha'Rha podała któremuś gaśnicę, mężczyzna strzelił białą pianą i oczyścił nieco przejście. Kiedy walczył z płomieniami, jego kolega wspiął się na pozostałości skrzydła i pomógł wejść Twi'lekance. Razem podbiegli do iluminatora kokpitu, a po chwili za nimi pojawił się ich towarzysz. Dogasił ostatnie jęzory płomienia wokół szyb, po czym razem z drugim żołnierzem wystrzelił kilka razy. Na szybie pojawiły się pęknięcia (tarcze w końcu dawno przestały działać), a wkrótce utworzył się wyłom. Ze środka wydostał się kłąb dymu.
Daesha'Rha przyklękła na kadłubie, kiedy żołnierze pochylili się i szukali w środku ocalałych. Twi'lekanka natomiast wygrzebała z torby niewielką butlę z tlenem i maską, do kieszeni wepchnęła sobie bandaże i gazę. Czekała, aż mężczyźni wyjmą pierwszego poszkodowanego. Miała tylko nadzieję, że czas poświęcony przy statku nie pójdzie na marne, bo Tobler mógł potrzebować jej uwagi bardziej, jeśli okaże się, że w kokpicie nie pozostał nikt żywy.
Image
Awatar użytkownika
Daesha'Rha
Mistrz Gry
 
Posty: 200
Rejestracja: 29 Mar 2018, o 19:55

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Mistrz Gry » 2 Wrz 2019, o 20:01

Poszkodowanych było dwóch. Pierwszym okazał się być rosły żołnierz mający na sobie nadtopiony pancerz szturmowców. Pomimo znacznego stopnia zdeformowania i zabrudzenia dymem wciąż było widać na nim pomarańczowe ślady po ręcznie namalowanych insygniach "101 kompani"; Daesh od razu rozpoznała, że ma do czynienia z żołnierzem Imperium.
Facet żył. Próbował nawet stanąć na własnych nogach, rycząc przy tym niczym raniona Bantha. W jego potężnym ciele wciąż tkwiło sporo siły, właściwej temu zwierzęciu, w związku z czym więźniowie szybko zrezygnowali z "pchania" się do udzielenia mu pomocy.

Daesh jednak zbyt wiele razy widziała oszołomione zwierzęta w przedśmiertnym amoku. Wielkolud właśnie w takim stanie był. Potrzebował pomocy.

Kolejną dwójkę żołnierzy wyniósł gamorreanin, który zdawał się nie odnieść żadnych obrażeń. Oprócz jednego małego szczegółu wszystko wydawało się być z nim w porządku. Szczegółem tym - budzącym znaczną konsternację - był brak spodni i jakiegokolwiek innego "spodniego" odzienia. Szedł takim jak natura go stworzyła tam na dole. To w jaki sposób eksplozja pozbawiła go godności musiało pozostać tajemnicą.

Ostatnim był młody mężczyzna, który z pewnością kiedyś był przystojnym. Jego ciało doznało największych obrażeń. Włosy miał nadpalone a lewa strona ciała, łącznie z twarzą doznały licznych poparzeń. Przeszedł kilka kroków i padł na chłodną powierzchnię hangaru (co przyjął z pewnością ze sporą dozą ulgi).

Daesh zbyt wiele razy oglądała oszołomione zwierzęta...

Statek nie wybuchł jak gwiazda śmierci. To był raczej pożar, który pozamiatał w środku. Fala eksplozji zrobiła tam sporo zniszczenia ale statek dałoby się naprawić... chyba
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Daesha'Rha » 4 Wrz 2019, o 21:42

Duży mężczyzna nie opadał z sił. Nadal próbował krzykiem zamaskować własny ból. Ale Daesha'Rha zbyt często miała do czynienia ze zwierzętami w szale, żeby nie wiedzieć, co zrobić. A ona pracowała z falumpasetami, które były znacznie większe, niż imperialny żołnierz.
Wiedziała, co trzeba zrobić - nie pierwszy raz przychodziło jej uspokajać zwierzę. Dlatego momentalnie odzyskała równowagę. Zupełnie, jakby jakaś siła zmyła z niej cały strach. Jej umysł rozjaśnił się, panując nad każdym ruchem i słowem. Spokój ogarnął ją, napłynął i napełnił niczym wzbierająca fala.
Zbliżyła się do dużego mężczyzny, wyciągając przed siebie puste dłonie, tak jak robiła to ze zwierzętami. Odezwała się do niego spokojnym, opanowanym głosem:
- Hoo, hoo... Już, wielkoludzie, spokojnie. Pomogę ci, tak? Usiądź sobie, odpocznij.
Sięgnęła w tym czasie jedna ręką do torby.
- Dam ci coś na ból, dobrze? Zrobi ci się lepiej, obiecuję. No już, spokojnie...
Mężczyzna rzeczywiście się uspokoił, przestał nawet ryczeć. Daesha'Rha czuła, jak fala, która przed chwila ją ogarnęła, zaczęła spływać na rannego. Jakby samą chęcią uspokojenia go potrafiła zwalczyć jego strach.
Kiedy wyjmowała strzykawkę ze środkiem przeciwbólowym, nadal mówiła do mężczyzny, bezwiednie przechodząc na twi'leki. Potem podała mu lek, a w jego oczach zobaczyła ulgę.
Wyjęła inhalator i zaaplikowała mu, żeby ulżyć także poparzonym dymem i płomieniami drogom oddechowym. Rzuciła urządzenie żołnierzom.
- Podajcie szybko temu drugiemu i knurowi - poleciła - Zaraz zajmę się zemdlonym. Pomóżcie mi z tą zbroją.
Dwóch podeszło do niej i ostrożnie, lecz z pośpiechem, wyłuskali wielkoluda z nadtopionego pancerza. Daesha od razu osunęła resztki spalonych ubrań i nałożyła chłodzący żel i bactę na poparzenia. Po wszystkim położyli rannego na plecach, wpychając jakiś worek pod głowę.
Twi'lekanka nadal czuła ten wszechogarniający spokój kiedy wstała z kolan. Nie, nie wstała... Uniosła się, jak poranna mgła, jak ciepły podmuch w chłodny wieczór. Miała wrażenie, że do drugiego rannego podeszła bez wykonania kroku. Pomyślała wtedy o Toblerze - i poczuła go. Na chwilę, na mgnienie oka i uderzenie serca, poczuła jakby muśnięcie i świadomość, że Gunganin unosi si ew tej samej toni, co ona.
Żołnierze podali poparzonemu mężczyźnie inhalator, obróciwszy go wcześniej na plecy. Nadal pozostawał nieprzytomny. Daesha'Rha ponownie zabrała się za usuwanie spopielonych ubrań. Nałożyła chłodzące żele, także na jego twarz, oraz opatrunki z bactą w miejsca wszelkich zranień i rozcięć. Podała mu również środki przeciwbólowe w zastrzyku.
Po upływie kilku chwil ból musiał zelżeć, bo mężczyzna zaczął oddychać spokojniej. Twi'lekanka zdziwiła się, kiedy spostrzegła, że szpecące rany na twarzy jakby zasklepiły się pod żelem. Myślała, że opatrunek zmylił jej wzrok, ale po bliższych oględzinach stwierdziła, że po części ran pozostały już tylko różowe plamki i kreski. Ale chociaż pierwszy raz w życiu widziała tak szybką regenerację komórek, po prostu zostawiła twarz samą sobie. Może to i lepiej dla niego, żeby nie zostały mu blizny. Upewniła się tylko, czy ranny na pewno oddycha miarowo, po czym z pomocą żołnierzy ułożyła go wygodnie i kazała komuś unieść mu nogi w górę.
Towarzyszący jej spokój, niczym adrenalina, zaczął z niej odpływać. Pozostawił po sobie ukojone nerwy, także u rannych, jak ślady po fali na piasku. Daesha'Rha, prawie jak na kacu, z uczuciem dziwnej pustki w głowie, starała się odegnać od siebie wątpliwości. I chociaż spokój ducha, który osiągnęła, nie pozwalał jej na strach, kołatała się w niej myśl, że jeśli ranni nie trafią szybko w ręce prawdziwych lekarzy, umrą.
- Musimy znaleźć jakiś statek - powiedziała do żołnierzy - Jak tylko ten tutaj się ocknie, trzeba będzie stąd wiać.
Mężczyźni pokiwali głowami.
Daesha'Rha sprawdziła jeszcze, czy stan dużego mężczyzny się ustabilizował przynajmniej trochę, po czym wróciła do Toblera. Gunganin miał zamknięte oczy, ale oddychał miarowo i spokojnie. Spał.
Twi'lekanka usiadła przy nim i pozwoliła sobie na chwilę odpoczynku. Chwyciła dłoń przyjaciela i przyłożyła do czoła.
- Już niedługo Tobler - wymruczała po gungańsku - Niedługo odpoczniecie.
Miała wrażenie, że usłyszał ją przez sen.
Image
Awatar użytkownika
Daesha'Rha
Mistrz Gry
 
Posty: 200
Rejestracja: 29 Mar 2018, o 19:55

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Nantel Grimisdal » 5 Wrz 2019, o 19:22

Wyczuł nadchodzące zagrożenie, ale nim zdążył zareagować. Uszkodzony układ zapłonowy silników przez cały czas ich pobytu na frachtowcu wydzielał łatwopalne opary. Wystarczyło otworzyć drzwi do maszynowni w poszukiwaniu źródła awarii sygnalizowanego w kokpicie, by cały statek zapłonął kulą ognia. Nantel w ostatnim odruchu zdążył tylko osłonić Treca, choć jedynie częściowo, bo tego wielkoluda całego zasłonić było przecież nie sposób. A potem był tylko ból, szok i swąd palonego ciała. Oszołomiony wytoczył się przez otwarty trap na pokład hangaru. Ostatnim, co pamiętał, to zbliżająca się zimna durastalowa powierzchnia podłogi...

Gdy się ocknął, od razu zauważył, ze ból jakby zelżał, a właściwie zniknął całkiem. Na skórze twarzy czuł delikatny dotyk czegoś miękkiego, chyba trawy. Z lekkim wahaniem otworzył oczy i ujrzał otaczającą go zieloną roślinność. Podniósł się i rozejrzał po miejscu, w którym się znalazł. Stał na małym wzgórzu, właściwie pagórku, porośniętym piękną trawą o świeżym zielonym kolorze. Za nim rozciągał się las skąpany w promieniach wschodzącej gwiazdy. Po drugiej stronie łagodnego zbocza było jezioro o połyskującej w świetle wodzie. Przy brzegu stał zaś ładny drewniany domek, z pomostem wychodzącym do wody. Odległość nie była daleka, to też Nantel z łatwością dostrzegał kolorowe wzory na zielonych okiennicach i dach wyłożony w sposób typowy dla takich zielonych planet - przyschłym zbożem. Zaciekawiony zarówno miejscem, w którym się nagle zjawił, jak i tym domkiem, postanowił zejść nad jezioro.
Po kilkudziesięciu zaledwie krokach znalazł się na ganku domu, na którym czekała jakby z zaproszeniem wytarta od siedzenia na niej ławeczka z widokiem na jezioro. Nim podszedł do okna, by przez nie zajrzeć, poczuł, jak ktoś łapie go i przytula z całych sił. To była Nadia, czuł to, nie musiał nawet spoglądać. Odwrócił się do niej i z całych sił odwzajemnił uścisk, po czym dołączył do niego długi, namiętny pocałunek. Długo trwało nim oderwali się od siebie, ale nawet wtedy nie puścili swoich rąk. Nadia spojrzała na niego z troską w oczach, gładząc dłonią jego twarz. Dopiero wtedy do Nantela powoli napłynęły wspomnienia tego, co stało się na więziennym frachtowcu i zaczynał rozumieć, gdzie mogą obydwoje się teraz znajdować.
- Biedactwo moje... - dziewczyna była naprawdę zmartwiona, musiała wiedzieć o jego odniesionych ranach - Mocno cię boli?
- teraz nie, ale tam... chyba naprawdę zapiekło, bo pamiętam teraz, ze traciłem przytomność.
Uśmiechnął się do niej, wziął za rękę i zaprowadził na ławkę, gdzie obydwoje usiedli, dalej do siebie wtuleni, jakby nie widzieli się od wieków. Nantel podejrzewał, ze cała ta scena jest jakimś dziwnym tworem w Mocy, dziejącym się w ich umysłach, połączonych silną więzią. Swoistą ostoją i miejscem ukojenia dla ich umysłów. Było niczym z marzeń.
- Ty to zrobiłaś, czy jakoś razem się tu przenieśliśmy?
- Chyba razem. Jaina kazała mi medytować. Gdy to robiłam, poczułam, ze jesteś w niebezpieczeństwie i cierpisz. Powiedz, wyjdziesz z tego? - łza pociekła po policzku Nadii.
- Dla ciebie zawsze. Boli, ale będzie dobrze - przytulił ją mocniej.
- Coś się spieprzyło na misji?
- I to bardzo. Cały plan się posypał. Mamy kupę istot do uratowania, straciliśmy sporo ludzi, są ranni, a Shooting Star się nam spalił. Jeszcze ten mocowładny... Chociaż mam nadzieję, że go załatwiłem wtedy w korytarzu...
- Chciałabym ci jakoś pomóc...
- Już pomagasz! Mam wrażenie, że to jednak ty wciągnęłaś tutaj mój umysł, by mnie chronić. Dziwna sprawa, ale w Mocy jesteśmy związani ze sobą chyba jeszcze bardziej niż sądziliśmy. Albo Moc ma aż tyle tajemnic.
Przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu przed chatką, spoglądając na promienie gwiazdy odbijających się od lekkich fal wody. Wystarczyła im sama wzajemna obecność, odpoczywali, ciesząc się swoim towarzystwem i spokojem. Lekki wiatr kołysał liśćmi, gdzieś z wierzchołków drzew dochodził ptasi śpiew.
- Przypomina ci to którąś planetę? Ja chyba nigdy nie byłem na aż tak zielonej, większość życia byłem otoczony durastalą i kamieniem wielkich miast.
- To chyba nie jest żadne konkretne miejsce. Coś jakby piękna oaza stworzona tylko w naszych umysłach.
- A może jednak gdzieś istnieje? Wiesz, moglibyśmy tu zostać już na stałe...
- Też bym tak bardzo chciała. Naprawdę... Ale wiesz, że nie możemy. Oni na ciebie liczą, wszyscy na tamtym statku. Jesteś pewnie zmęczony i ledwo żywy, ale musisz im dać siłę, żeby to przeżyli - Przytuliła się do niego jeszcze mocniej, o ile w ogóle to było możliwe - Zrobię co się da, żeby cię tak nie bolało. Musisz wstać i walczyć dalej. Wróć do mnie, dobrze? - spojrzała mu prosto w oczy.
Nantel w odpowiedzi ujął jej piękną twarz w swoje dłonie i delikatnie pocałował w czoło, wycierając kolejną łzę, a potem w usta. Czuł bijącą od niej Moc, ciepło i spokój, które mu przekazywała. Fala Jasnej Strony przepływała raz za razem do niego, dodając mu otuchy i sił. Czuł też, nawet tutaj, że jego ciało z ulga przyjmuje pomoc, a rany łagodnieją.
- Dobrze - uśmiechnął się do niej, a ona uśmiech odwzajemniła. - Widzimy się za kilka godzin na kolacji. Dam radę!
Sięgnął do całej swojej motywacji, jaką tylko posiadał. Postanowił nie poddawać się za wszelką cenę, ani bólowi, ani ranom, ani niczemu innemu, żadnym przeciwnościom. Zrobi to dla Nadii i istot, które obiecywał chronić. Skupił się z całych sił, na nowo sięgnął ku Jasnej Stronie, prosząc ją o pomoc. Poczuł, jak rany mniej mu doskwierają, a siły powracają. Jeszcze raz pocałował Nadię, myśląc o niej i swoich towarzyszach cały czas. Wstał, by dalej walczyć. Wizja pięknego miejsca powoli się rozmyła...


***

Joker spoglądał właśnie w stronę swoich ludzi pilnujących przejścia byłych więźniów do drugiego hangaru, gdy usłyszał za sobą huk eksplozji. Momentalnie odwrócił głowę w tamtą stronę z karabinem uniesionym w rękach. Widząc dymiącego Shooting Stara i wytaczających się z niego rannych, ani nie krzyknął, ani nie przeklął w myślach. Wojskowy taki jak on tylko rozejrzał się szybko po całym hangarze, by jak najszybciej podjąć niezbędne decyzje.
Kilku jego ludzi zginęło już w walkach, część była ranna, a grupa, której musieli pilnować znacząco się powiększyła. W grupie więźniów byli oczywiście kolejni ranni lub wycieńczeni imperialną "gościnnością". Za jego plecami zaraz wylądują nieznane statki z jakimiś piratami, których prawdziwe zamiary pozostawały nieznane. Ich środek transportu właśnie spłonął, a jego pilot i nieformalny dowódca misji leżał przed trapem popalony i dymiący jak jego statek. Byli w czarnej dupie. Głęboko.
- We dwójkę pomóżcie przy rannych - wskazał na swoich ludzi.
Po chwili do pomocy ruszyła też ta zielonoskóra twi'lekanka, która wcześniej pilnowała rannego gunganina. Z ulgą przyjął jej pomoc, bo jego drużynowy medyk nie przeżył niestety strzelaniny na korytarzu. Tak samo jak najlepszy pilot. Bez sprawnego Nantela nie mieli zbyt dobrych pilotów. Może wśród więźniów jakiś był, ale Joker nie mógł im na razie zaufać. Tym samym dwa imperialne promy stojące w hangarze nie wydawały się wcale takim dobrym środkiem ucieczki. Nie wiadomo było jak zareagują ci piraci widząc uciekające, słabo uzbrojone imperialne statki. Wolałby w nich teraz nie siedzieć. W tym rozpadającym się frachtowcu również, ale ten statek mógł jednak nadal być wystarczająco sprawny. Podjął szybką decyzję.
- Jimi, Nastka, skoczcie do tej sterówki na górze - wskazał przeszklone pomieszczenie z widokiem na cały hangar - Zabezpieczcie teren, dostańcie się do panelu komunikacyjnego i spróbujcie połączyć się z oddziałem na mostku. Musimy się do nich dostać i poznać stan tej rozwalającej się krypy.
Wcześniej spodziewał się, że po oddział na mostku skoczą na samym końcu, odbierając ich przez awaryjną śluzę w pobliżu mostka. Teraz jednak mogło okazać się, że to oni będą ich wyjściem z tej ciężkiej sytuacji.
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Mistrz Gry » 17 Wrz 2019, o 09:23

Tarra
Więźniowie i rebelianci zniknęli za drzwiami sąsiedniego hangaru. Tarra i jej dwójka ochroniarzy zostali sami. W pustej ładowni, która jeszcze przed chwilą wypełniona była niemałym tłumem ludzi, teraz towarzyszyły jej tylko jęki wyginanej konstrukcji durastalowej statku, drżenie podłogi i niesione metalicznym echem odgłosy odległej walki; ktoś na tej więziennej krypie jeszcze walczył. Decyzja zapadła. Aktorka miała powierzyć swój los pirackiemu ratunkowi.
Za błękitnym polem siłowym pirackie statki wypełniały już całe gwieździste niebo; Tarra obserwowała jak jeden z nich - prom szturmowy - wleciał do hangaru i powoli zaczął osiadać na płycie lądowiska. Pilot nie gasił silników. Trap opuścił się i już po chwili w stronę aktorki szło pięciu uzbrojonych po zęby piratów.
-Tarra Kayn? - Zapytał lider grupy (łysy kaprawy typ bez jednego oka).
Tarra kiwnęła nieznacznie głową będąc nie do końca pewną czy dobrze robi. Wiedziała, że było już za późno, by zmienić sytuację. Musiała się jej poddać.
- Dobrze. Nie masz się czego bać. Jesteś już bezpieczna.
Dowódca grupy uniósł rękę. Oddział otworzył ogień kładąc trupem dwójkę ochroniarzy Tarry. Zmarli z wyrazem bezgranicznego zdziwienia na twarzy. Zaskoczona aktorka dostała pięścią w twarz a potem, gdy już leżała na podłodze i pluła krwią dostała solidnego kopniaka w brzuch. Potem piraci ją ogłuszyli z blastera i zabrali na pokład promu szturmowego.
To był ostatni moment w historii, kiedy widziano Tarrę Kayn żywą. Jej dalsze losy są nieznane


Nantel Daesh
Dalsze wydarzenia jakie rozegrały się na statku więziennym były tak chaotyczne, że dopiero po jakimś czasie udało się ocalałym ustalić faktyczny ich przebieg. Więźniowie i oddział rebeliantów ukrył się w pobliżu unieruchomionego Shooting Stara. Po tym jak udało się nawiązać kontakt z oddziałem na mostku i ustaleniu, że ten jest całkowicie opanowany przez oddział dywersyjny rebelii, zapadła decyzja o tym by ratować się przy pomocy statku więziennego. Sprawę ułatwiało to, że siły piratów, Imperium i Lojalistów wdały się ze sobą we walkę całkowicie ignorując czwartą siłę, która póki co wolała się nie wychylać i zamiast angażowania się w walkę przygotować statek więzienny do skoku w nadprzestrzeń. Mało tego, wszystkie zaangażowane we wzajemną walkę siły, bardzo szybko stwierdziły, że najwyższy czas opuścić pokład felernej krypy: Lojaliści uciekli z ładowni rufowej, reszki sił Imperialnych postanowiły skorzystać z kapsuł ratunkowych a piraci zabrali się z ładowni w której podjęli Tarrę Kayn.

Więzienna krypa po godzinie przywracania jej do pełnej funkcjonalności skoczyła w końcu w nadprzestrzeń.
Trwa lot. Cel: najbliższy bezpieczny punkt w przestrzeni kosmicznej. Statek leci na napędzie awaryjnym. Więc lot będzie trwał długo i na niezbyt pokaźne odległości. Do cywilizacji raczej nie doleci. Na statku macie rannych. Statek wymaga konserwacji. Tobler potrzebuje opieki.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Nantel Grimisdal » 20 Wrz 2019, o 21:58

Powrót świadomości okazał się znacznie, ale to znacznie mniej przyjemny niż wspaniała wizja, której dostał i w której przebywał wraz ze swoją dziewczyną. Zamiast ciepłych promieni słońca i jej przyjemnego dotyku, przywitała go twarda podłoga hangaru, mnóstwo dźwięków, czy to hałasów w hangarze, czy strzałów, czy też innych walk na statku. Ostatnim, co pamiętał przed wizją, była zbliżająca się ku niemu zimna durastal. Teraz leżał na plecach, z założonym na twarzy i boku opatrunkiem, a nad nim pochylała się jakaś zielona istota. Zamrugał obolałymi oczami i obraz wyostrzył się. Przed sobą zobaczył pochyloną nad nim twi'lekankę. Ta, gdy tylko zobaczyła, że się ocknął, wstała i udała się do następnego z leżących ciał - kolejnej osoby potrzebującej pomocy. Nantel obrócił głowę na bok i podniósł się nieco bardziej do pionu. Shooting Star był cały osmolony, w okolicach kokpitu wręcz czarny. Unoszące się z niego resztki dymu sugerowały, że nie nadaje się teraz do lotu.
Wróciły też do niego inne bodźce. Poczuł, jak ranne fragmenty jego ciała pulsują bólem, nawet pod opatrunkami. Czuł się otępiały i obolały, ale zagryzł zęby i spróbował się skupić. Dotknął ręką spalonych włosów na głowie i wtedy poczuł też lekką falę ulgi rozchodzącą się po jego twarzy. Być może był to prezent od Nadii, bo ten kawałek bolał jakby mniej, jakby już chciał się goić. Bardziej swędział niż przeszkadzał. Nie można było tego powiedzieć jednak o reszcie poparzonej skóry. Gdy wstał, stojący obok niego Joker od razu chwycił go, by go podtrzymać.
- Nantel, jesteś cały?
- Jak widać, w jednym kawałku na pewno. Co z resztą?
- Żyją. Choć z Treckiem jest ciężko. Musi poleżeć. Odzyskaliśmy łączność z mostkiem, możemy przejąć statek.
- A co z resztą przeciwników?
W tym samym momencie poczuł, jak Moc powoli zaczyna do niego wracać. Odruchowo skupił się od razu na niej, by sprawdzić, czy wyczuwa tylko Jasną Stronę, czy gdzieś nie kryje się choćby ślad przeczucia, że tamten mocowładny tu jest. Na razie go nie czuł, może wyleciał. Statkiem, czy przez dziurę w burcie, teraz nie miało to znaczenia.
- Piraci właśnie odlecieli. Imperialni, jedni i drudzy też się chyba wynoszą, słychać coraz mniej odgłosów walki.
- Dobra - Nantel spróbował stanąć pewniej. - To ruszamy na mostek.


Doprowadzenie całego statku do choćby minimalnej sprawności trochę im zajęło. Gdy razem z pozostałymi więźniami dotarli na mostek, Nantel kazał ułożyć najciężej rannych w punkcie medycznym. Liczył, że ta twi'lekanka się nimi zajmie, wyglądała na obeznaną w medycznym fachu. Do pomocy przy rannych wyznaczył jeszcze dwójkę więźniów - staruszkę i jej córkę i jednego z żołnierzy. Te dwie więźniarki wyglądały na mieszkanki jednego z plemiennych światów i liczył, że starucha była jedną z tych "starszych", co to wedle kantynowych opowieści wszystko wiedzą. A zwykle zajmowały się przynajmniej chorobami. Mniej rannych, którzy byli przytomni, umieścił w kajutach oficerów niedaleko mostka. Wśród więźniów znalazł się też kucharz, który dostał we władanie oficerską mesę, z której to miał dostarczyć podczas długiego lotu coś na wzmocnienie dla każdego z nowej "załogi".
Kolejnym etapem było zorganizowanie ekipy, która naprawi najważniejsze uszkodzenia systemów statku. Rodianin z mechaniczną protezą nogi okazał się być mechanikiem, z którym Nantelowi dość szybko przyszło się dogadać. Na szczęście znał dobrze basic. Nieformalny kapitan więziennej krypy dał mu do pomocy dwóch wytatuowanych podrostków i kolejnego z żołnierzy. Pierwsza grupa wyruszyła w stronę silników. Druga, złożona już z bardziej przypadkowych więźniów, zajęła się uprzątaniem mostka, korytarzy i łataniem pomniejszych uszkodzeń.
Mieli niestety niedostatek pilotów. Poza Nantelem nikt raczej nie uznawał się za znawcę tematu, a tym bardziej nie trzymał w rękach panelu kontrolnego dla większego okrętu. Wtedy jednak z pomocą przyszedł kolejny więzień, łysiejący już mężczyzna. Okazało się, że kierował przez pół życia kosmiczną śmieciarką, dużym statkiem zbierającym złom. Był więc w stanie opanować rozklekotany więzienny frachtowiec. Pomogli mu też żołnierze, którzy znali się na imperialnych statkach i mieli chociaż odrobinę przeszkolenia z komputerów nawigacyjnych.
Gdy wszyscy mieli już jakąś robotę, Nantel wraz z wciąż czuwającym przy nim Jokerze podeszli do głównego komputera. Nie mieli astromecha, ale dowódca wpadł na pewien pomysł.
- No dobra Q4 - Nantel położył droida przy panelu. - Zobaczymy, co z ciebie biedaku zostało.
Wciąż odczuwał ból w boku, przez co jego ruchy były wolniejsze i musiał skupić się na zachowaniu precyzji, ale po jakimś czasie podłączył droida do statku. Wpisanie kilku komend pozwoliło z małą radością odkryć, że rdzeń droida pozostał nienaruszony i maluch ożył w systemach statku.
- Miło cię widzieć Q4 - uśmiechnął się do ekranów. - Pomóż nam zrobić diagnostykę. Chcę wiedzieć, co temu statku dolega, żeby nie pękł w pół, jak skoczymy w nadprzestrzeń.
- Biip, biiip - rozległo się z jedynego sprawnego głośnika komputera.
To wszystko zajęło im ponad standardową godzinę. Gdy poszczególne grupy zgłosiły gotowość, Nantel pociągnął za dźwignię hipernapędu i ku uldze wszystkich na okręcie, gwiazdy rozmyły się przed nimi i skoczyli w nadprzestrzeń.


Po tym niemałym osiągnięciu, patrząc na stan okrętu, Nantel zwołał wszystkich na mostek. Wszystkich, którzy mogli poruszać się o własnych siłach. Z resztą połączyli się poprzez sekcję medyczną. Nantel pierwszy raz odkąd rozpoczęła się cała akcja miał w końcu okazję, by przyjrzeć się zebranej przed nim grupie istot. Byli to przedstawiciee najróżniejszych ras i planet, młodzi i starzy. Niektórzy wyglądali, jakby zasłużyli na wizytę w imperialnym więzieniu, jednak większość była zwykłymi mieszkańcami, którzy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i czasie podczas łapanki. Wszyscy wyglądali na zamęczonych, wyczerpanych przez swoich oprawców i głód. Niektórzy zachowali swoje dawne ubrania, ale część miała na sobie zwykłe łachy. Stojąc przed nimi czuł też ich uczucia i emocje. Moc wróciła już do niego i dostarczała mu teraz znacznie więcej informacji niż reszta zmysłów. Istoty przed nim co do jednej czuły strach i niepewność. Ci twardsi i agresywniejsi starali się zachowywać pozę, jednak i ich ogarnął strach. Nantel czuł też ból rannych i troskę wśród tych, którzy mieli tu też swoich bliskich. Wśród wszystkich tych emocji były też ślady obecności Mocy. Nie tylko on był tu mocowładnym, ale na szczęście nie wyczuwał już nikogo, kto władałby Ciemną Stroną.
Gdy wszyscy już stanęli przed nim, na mostku zrobiło się trochę ciasnawo. Było ich wszystkich jednak całkiem sporo. Podpierając się o kapitański fotel, na ktorym leżał teraz podłączony do statku Q4, wyprostował się, by zabrać głos. Jego płaszcz spalił się razem z jego ciałem, więc teraz Nantel niczym się w stroju nie wyróżniał. Mimo to wszyscy od razu spojrzeli w jego stronę. Pojedyncze rozmowy ucichły.
- Słuchajcie - zaczął Nantel - dopóki nie dolecimy w bezpieczne miejsce, jesteśmy w tym gównie razem, więc musimy się nawzajem wspierać. Nie ważne, kim byliśmy wcześniej. Należą się wam też słowa wyjaśnienia. Tak, jesteśmy z Rebelii. Tak, przylecieliśmy, by was uwolnić. Wszystkich. Nie kilku wybrańców, tylko wszystkich. Nikogo nie zostawiamy w łapach Imperium. Niestety wmieszała się w to trzecia siła i trzeba było podjąć ciężką walkę, której chcieliśmy uniknąć. Dlaczego was? Bo o tym transporcie cynk dostaliśmy. I tyle.
Rozejrzał się po zebranych. Najbardziej chciał wyłapać tych, którzy wydawali się wciąż nieprzekonani. Byłych więźniów, którzy mogą nie chcieć się do nich przyłączyć i sprawiać problemy. Poza tym, że należało takich przypilnować, Nantel już podczas lotu chciał przeciągnąć ich na swoją stronę. Ostatnim, czego teraz potrzebowali, były bójki w ich własnym gronie i jakieś kłótnie.
- Teraz obraliśmy kurs na najbliższą bezpieczną przestrzeń. Do cywilizacji nie dolecimy, ale wezwiemy na pomoc Rebelię, która po nas przyleci.
Po tych słowach sięgnął ku Mocy. Chciał wysłać jej energię w stronę tych, którzy potrzebowali teraz sił. Dodać im otuchy, pocieszyć i wzbudzić na noeo nadzieję. Liczył, że pozwoli im ona stanąć na nogi w ich, jakby nie patrzeć, nowym życiu zbiega.
- No dobra, starczy tej gadaniny. Trzeba przypilnować tego statku żeby się nie rozleciał. Działacie w grupach tak, jak was podzieliłem. A w kuchni... Pewnie już macie jedzenie. Idźcie skorzystać - uśmiechnął się do zebranych.
Na mostku zostali tylko ci, którzy musieli pilotować statek, reszta rozeszła się albo do mesy, albo do swoich zajęć. Nantel odsapnął i przysiadł na fotelu nawigatora.
- Przydałaby ci się przerwa - rzucił do niego Joker.
- Nie ma przerwy. Każdemu jest ciężko. Daj mi teraz jednego człowieka, przyniesie wam tu coś do żarcia. Ja idę się teraz przejść po okręcie. Ludzie muszą mnie widzieć, żeby był spokój. Nie wiemy, kto siedział w celach. Trzeba zapobiegać kłopotom, zanim się zaczną.
Prośby dowódcy żołnierzy rebeliantów nie były w stanie go powstrzymać. Razem z ich specem od elektroniki Nantel poczłapał w stronę mesy. Krzywił się z bólu, ale idąc cały czas starał się, by uśmiech gdzieś tam krążył po jego twarzy.
- Jak wrócisz na mostek, znajdź lokalizator i wypieprz go z systemów statku. Wywalimy go w próżnię przy następnej boi nadprzestrzennej. Wtedy Imperium już na pewno nas nie znajdzie.
- Oczywiście, sir.
Do kuchni pachnącej już jedzeniem weszli przy akompaniamencie panującej w środku kuchni. Nantel spodziewał się problemów, ale nie wierzył, że wystarczyła ledwie chwila, by spuszczeni z oczu byli więźniowie zaczęli rozrabiać. Wystarczyła chwila, by zrozumieć, że poszło o coś tak banalnego, jak kolejka do żarcia. Dwóch wytatuowanych podrostków i jeden osiłek, którego imienia Nantel jeszcze nie zapamiętał przepychało się własnie z dwójką rodian i togrutaninem. Ci byli słabi i wychudzeni, w przeciwieństwie do trzymających się nieco lepiej zbirów. W chwili, gdy do mesy wszedł Nantel, wszyscy zamilkli i zapanowała cisza. Trójka rosłych ludzi przepchnęła się na przód kolejki.
- Czy na coś nie zdążyłem? - zwrócił się w stronę trójki, która stała teraz do niego plecami.
- To oni zaczęli - krzyknął jeden z rodian.
- Ech, słuchajcie. Wszyscy! Jedziemy na jednym wózku. Każdy rozpiździel, jaki zrobicie, ma wpływ na wszystkich. A w Rebelii traktujemy się na równo, nikomu nic nie zabraknie - zmęczony bólem przysiadł przy jednym ze stołów - Aldi tak? - kucharz kiwnął głową. - Daj im porcje. Niech się najedzą i wracają do pracy, skoro tak im spieszno.
Kucharz nie zdążył sięgnąć po miski, gdy najbardziej rosły ze zbirów odwrócił się w stronę Nantela. Dwójka wytatuowanych chłopaków podążyła za swoim nowym idolem. mięśniak stanął tuż przed Nantelem i spojrzał na niego z góry. Uśmiechnął się pod nosem z wyraźną złośliwością.
- A dlaczego właściwie to ty masz tu dowodzić? Co? Może cię zajebie i nażrę się w spokoju, a do roboty zapędzi się te nieprzydatne chudzielce?
Nantel musiał przyznać, że jak na takiego mięśniaka, była to niezwykle wyrafinowana zaczepka, składająca się aż z dwóch zdań. Naprawdę był pod wrażeniem, chociaż nie zamierzał dać cwaniakowi czasu na wprowadzenie swojej groźby w życie. Ręką powstrzymał ruszającego mu już z pomocą żołnierza, który nerwowo odbezpieczył karabin.
Nantel wstał. Normalnie nie zrobiłoby to takiego wrażenia, był bowiem niższy od stojącego nad nim człowieka, jednak w tej samej chwili sięgnął po Moc. To pozwoliło mu wstać szybko i pewnie, bez śladu bólu, który mu przeszkadzał. Jednocześnie nadało mu pewności, a i Jasna Strona ostudziła emocje wszystkich wokół. Nantel wyczuł od razu ich uczucia, wiedział, jak reagują na całą sytuację. Zadarł głowę do góry i spojrzał prosto w oczy typa, który mu groził.
- Jestem Nantel Grimisdal. Zaczynałem jak większość z was. Na ulicach Nar Shaddaa, ścigany przez własny strach i Imperium - mówił głośno, powoli. Tak, by każde jego słowo przebrzmiało w sali, odbijając się od metalowych ścian. - Przeżyłem piekło Taris, przeżyłem piekło Gamorry, byłem ostrzeliwany, rażony piorunami, przypalany i torturowany. Los zrzucił to na mnie po to, bym zahartował się na tyle, by być w stanie was uratować. Los rzucił mnie tutaj, żeby uratować wasze tyłki i nic za to od was nie chcę. Chcę wam pomóc, dać nadzieję na lepsze jutro. Tobie też.
W sali na dłuższy moment zapanowała cisza. Nikt nie śmiał się odezwać, aż w końcu stojący przed nim mężczyzna przypomniał sobie, jak się mówi.
- Byłeś... na Taris? I przeżyłeś?! - wydukał.
- Jestem, kurwa, nieśmiertelny - Nantel nie był pewny, ale sądząc po minach zebranych, niektórzy wzięli jego odpowiedź na poważnie.
W każdym razie jego wypowiedź chyba na dobre załagodziła sytuację. Być może obecność kogoś, kto zabijał bestie tak straszne, jak rakghule, podziałała uspokajająco na wszystkich zebranych. Większość z nich była przecież zwykłymi mieszkańcami cywilizowanych światów. Agresywna trójka, także nic już nie mówiąc, grzecznie wróciła na koniec kolejki, przepuszczając przed siebie swoje niedawne ofiary.
- Ej, jak cię zwą? - Nantel nie dał im tak łatwo odejść.
- Scrith... sir.
- A więc Scrith... widzimy się za jakiś czas przy silnikach.
Nantel, podobnie jak inni, zjadł swój przydział, a gdy towarzyszący mu żołnierz wrócił się a zapasami na mostek, kapitan tego zacnego statku udał się do sekcji medycznej. Już na progu dzięki Mocy wyczuł panujące tam ból, cierpienie i smutek. Wchodząc, kiwnął tylko głową krzątającym się tam więźniom, którzy próbowali zadbać o najciężej rannych.
- Trzeba wam czegoś?
- Dzięki, ale wszystko tu jest. W życiu nei widziałam tyle leków - odpowiedział mu ta młoda dziewczyna.
Nantel jednak wiedział, że młoda kobieta mogła nigdy nie widzieć dobrze zaopatrzonego szpitala czy kliniki i te słabe zapasy, które musiały znajdować się na więźniarce zrobiły na niej wrażenie. Nie mieli zbyt wiele, ale musiało wystarczyć, aż dotrą do Rebelii. Niestety teraz niewiele więcej mógł zrobić. Chciał jednak jeszcze czegoś spróbować. Przysiadł w rogu na podłodze, złożył z pewnym wysiłkiem nogi na krzyż, położył na nich ręce i spróbował medytować, sięgając ku Jasnej Stronie. Nie wiedział, co tym osiągnie, ale może chociaż na chwilę zdoła ulżyć rannym w bólu. Była to tez niejako nauka dla niego i sposób na poszerzenie swojej wiedzy o Mocy, co też Jaina przykazała mu czynić przy różnych okazjach. Nie miał wiele czasu, ale spróbował chociaż przez kilka chwil. A potem... potem czekają go jeszcze oględziny uszkodzeń w maszynowni i cała masa następnych spraw do załatwienia... teraz jednak skupił się na Jasnej Stronie i pozwolił się jej kierować.
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Daesha'Rha » 22 Wrz 2019, o 11:36

Skok statku przyjęła z ulgą, bo każd chwila zbliżającą ich do cywilizacji zapewniała Toblerowi większe szanse.
Zdążyła jednak tylko przenieść Gunganina do sekcji medycznej, bo zaraz przydzielono jej dwie kobiety do pomocy. Rannych i poszkodowanych było sporo, a wszyscy wymagali uwagi, dlatego Daesha'Rha wędrowała pomiędzy nimi, a przyjacielem.
Kiedy tajniak z Rebelii, którego cuciła przy statku wygłaszał swoją przemowę, poczuła się trochę lepiej. Pomimo tego, że to przez Rebelię znalazła się w tej sytuacji, zapewnienie że nikogo nie zostawią dodało jej otuchy. Poczuła jedność ze wszystkimi ludźmi, którzy stali wokół niej. Wszyscy znajdowali się teraz w kłopotach i wszyscy bali się tak samo.
Po zebraniu wróciła do ambulatorium. Starsza kobieta skończyła opatrywać ostatnich rannych, a jej młoda towarzyszka sprzątała stolik, na który zrzuciły brudne bandaże, zużyte igły i szwy, nerki wypełnione mieszanką krwi i ropy oraz buteleczki po środkach przeciwbólowych. Wszystko, co było w stanie pomóc pacjentom. I właściwie wszystko, czym tu dysponowały. Bardziej przypominało to pokój tortur, niż szpitalny pokój. Naszła ją gorzka myśl, że jeżeli tak wygląda praca lekarza, to weterynaria nie różni się od niej tak bardzo. Jak tak dalej pójdzie, to zostanie naczelnym lekarzem Rebelii.
Przywołała do siebie młodą kobietę i razem, po dokładnym umyciu rąk, poszły do mesy. Tam stanęły w kolejce, żeby zabrać porcje dla siebie i wszystkich rannych, którzy nie mogli chodzić o własnych siłach.
W ambulatorium brakowało łóżek dla wszystkich, dlatego rozłożono na pokładzie jakieś koce, ubrania i zrobiono z nich prowizoryczne leżanki. Żeby rozdać jedzenie, musiały przechodzić nad głowami leżących.
Toblera od razu włożyły do jedynego zbiornika z bactą, jaki był na statku. Daesha'Rha miała nadzieję, że pomoc przyjdzie szybko, a Gunganin wytrzyma do czasu jej nadejścia.
Poparzonego wielkoluda obłożyły wszystkim co mogło pomóc na oparzenia, i połączyły do inhalatora, który łagodził także oparzenia wewnętrznych dróg oddechowych i podawał tlen. Chociaż tyle mogły zrobić. Daesha'Rha miała nadzieję, że szok minął, a duży mężczyzna poradzi sobie bez końskiej dawki adrenaliny.
Knur natomiast miał się na tyle dobrze, że nie siedział wśród rannych. Twi'lekanka ufała, że ktoś wręczył mu wreszcie spodnie.
Minęło sporo czasu, zanim i ona, i obydwie kobiety usiadły wspólnie nad miskami z jedzeniem. Większość rannych zdążyła zasnąć, a one nie mogły pomóc im bardziej. Siedziały przy stoliku, z którego wcześniej sprzątnęły efekty swojej pracy i w ciszy jadły. Na pokładzie pomiędzy rannymi siedział ten dziwny Rebeliant i ze skrzyżowanymi nogami medytował. Daesha'Rha miała wrażenie, że w jego obecności pacjenci jakby mniej rzucali się przez sen.
- Dziękuję wam za pomoc - powiedziała do kobiet - Doceniam, że postanowiłyście zająć się rannymi, a nie po prostu gdzieś się zaszyć i przeczekać lot.
- Ależ nie ma za co - odparła staruszka, zbywając podziękowania machnięciem dłoni - Nie każdy może tu odpoczywać, prawda?
- Najprawdziwsza - odpowiedziała, patrząc na puszkę, w której unosił się Tobler. Miał tam prawie jak w domu. Może chociaż przyśni mu się Naboo.
Image
Awatar użytkownika
Daesha'Rha
Mistrz Gry
 
Posty: 200
Rejestracja: 29 Mar 2018, o 19:55

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Mistrz Gry » 2 Paź 2019, o 23:07

37 godzin później...

Statek wyszedł z nadprzestrzeni na skutek nieznanego cienia masy. Lot został przerwany w sposób wielce brutalny. Przeciążenie napędu awaryjnego, starej i wielokrotnie przerabianej i przezbrajanej jednostki typu Kaloth, było tak wielkie, że na całym statku zapanowała głęboka ciemność; systemy podtrzymywania życia wciąż działały czerpiąc wątłe resztki energii zmagazynowanej wśród baterii i kondensatorów. Komputer nawigacyjny spalił się w próbie utrzymania wytyczonego kursu do najbliższej boi. Tarcze zostały wyłączone a silniki zamilkły z upiornym wyciem przypominającym ostatni dech wydawany przez jakąś monstrualną istotę. Jeżeli na wpół zniszczony statek więzienny reprezentował sobą jakąś wartość bojową to właśnie stracił ją całkowicie. Dla jego załogi stał się więzieniem, z którego powoli uchodziły resztki mechanicznego życia.

Ci spośród załogi, którzy mieli możliwość obserwowania przestrzeni kosmicznej przez iluminatory byli zszokowani zastanym widokiem. Statek więzienny znalazł się bowiem blisko Czerwonego Giganta otoczonego woalami kosmicznego pyłu i gazu. Rozgrzana korona konającej gwiazdy zabarwiała wszystko krwistą czerwienią i wlewała swoje światło do wnętrza statku jednocześnie oślepiając patrzących jak i rozjaśniając panujące wewnątrz ciemności. Początkowo kosmiczny pejzaż roztaczający się za iluminatorami statku więziennego zdawał się być nieruchomy. Dopiero gdy na powierzchni płonącej powierzchni gwiazdy pojawiła się eksplozja dało się zauważyć w otoczeniu coś więcej. Gdy wzrok patrzących się przyzwyczaił dało się wśród mgieł dostrzec sylwetki innych statków i wraków.
Uciekinierzy znaleźli się na cmentarzysku.

***

- Obudźcie Grimisdala. - Powiedział dowódca na mostku; jeden z więźniów, kel-dor posiadający najwięcej doświadczenia w pilotowaniu dużych cywilnych statków. Obecnie załogę statku stanowiła prawdziwa mieszanka ras i ich kompetencji. Grimisdal radził sobie jak mógł typując na odpowiednie stanowisko osoby, które zdawały się mieć do tego najlepsze predyspozycje.
- Sir. Komunikacja zdechła. - Odpowiedział jeden z techników, który bardziej niż w swoją konsoletę wpatrywał się w Czerwonego Giganta. - Nic nie działa.
- Ty! - Kel dor zwrócił się do Twilekanki, która stała najbliżej. (Kel dor wiedział o niej tylko to, że leczyła zwierzęta na Naboo a teraz jej towarzysz tkwił w zbiorniku z bactą). - Idźcie po Grimisdala. Raz, raz.

Daesh pierwsza
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Daesha'Rha » 3 Paź 2019, o 19:12

- Już się robi - odpowiedziała Daesha'Rha z ociąganiem. Widok gwiazdy był oszałamiający. Była niczym burza - piękna i groźna zarazem.
Przez statek szła spokojnym, acz wyciągniętym krokiem. Nie chciała biec nigdzie po ciemku, mając za jedyne źródło światła krwawą poświatę rzucaną przez Giganta. Miała już wystarczająco dużo rannych do opatrywania.
Minęła kantynę, gdzie załoga trwała z twarzami przy iluminatorze, niczym wielkie glonojady. Gwiazda w tym właśnie momencie zdecydowała się na kolejne tchnienie i z bąbla na jej powierzchni w przestrzeń buchnęło światło i rozgrzana plazma. W gwałtownym przebłysku Daesha'Rha znowu ujrzała metalowe szkielety statków, rozproszone wśród pierścienia pyłu i skał. I znowu doznała tego nieprzyjemnego uczucia na sam ten widok - bała się, że oni skończą w ten sam sposób.
Po drodze zajrzała do ambulatorium, żeby upewnić się, czy wszyscy pacjenci mają się dobrze i czy nikt nie spadł z łóżka, kiedy zapadły ciemności. Kobiety, które jej pomagały, uspokajały właśnie wszystkich, którzy byli przytomni, dlatego Twi'lekanka im nie przeszkadzała.
W korytarzu nieco się zakręciła, dlatego złapała za ramię jakiegoś chłopaka i zapytała:
- W której kajucie siedzi Grimisdal?
Chłopak wskazał jej kierunek i pobiegł dalej.
Daesha'Rha przez te kilkadziesiąt godzin w zasadzie nie dowiedziała się zbyt wiele o tajemniczym jegomościu. Widywała go od czasu do czasu w ambulatorium albo na mostku, gdzie wydawał polecenia (nigdy rozkazy, co zauważyła) i ze wszystkich sił starał się emanować spokojem i nadzieją. Chyba mu się udawało, bo jak dotąd nikt się mu za bardzo nie sprzeciwiał i nikt nie próbował uciekać pozostałymi kapsułami ratunkowymi.
Niemniej jednak Twi'lekanka czuła, że Grimisdala gryzie coś więcej, niż tylko troska o załogę statku. Wyglądał i zachowywał się tak, jakby musiał dźwigać na barkach ciężar wszystkich istnień w Galaktyce. A jednak pod tym wszystkim kryło się coś, o czym wiedział tylko on sam. Może ktoś bliski? Rodzina, przyjaciele?
Daesha'Rha stłumiła myśl o matce, której losu nadal nie była pewna. Zepchnęła ją w głąb siebie, tak jak żałobę po ojcu i swojej przeszłości. Na razie musiała zadbać, żeby prawdopodobnie ostatnia przedstawicielka rodziny Rha dożyła przynajmniej dnia następnego. A z nią ostatnia bliska jej osoba, czyli Tobler.
Zapukała do drzwi kajuty, którą Grimisdal dostał na własność. Z tego, co się orientowała, nie była to kajuta kapitańska - w tamtej zadomowili się chwilowi "oficerowie". Ta należała może do zastępcy.
Usłyszała zaproszenie, drzwi otworzyły się. Ujrzała Grimisdala siedzącego na pryczy - widocznie obudził się sam, zaalarmowany nagłą zmianą na statku. Miał podkrążone oczy, zmierzwione włosy i trochę nieobecny wzrok, jakby właśnie skończył śnić o czymś pięknym.
- Stoimy - zameldowała, stojąc w progu - Statek chyba o mało się nie rozleciał, w dodatku znajdujemy się obok czerwonego giganta, wokół którego zrobiło się cmentarzysko statków. Siadło chyba wszystko, oprócz systemów podtrzymywania życia. Jak umiesz zdziałać cuda, to jesteś potrzebny na mostku. Może uratujesz morale załogi.
Image
Awatar użytkownika
Daesha'Rha
Mistrz Gry
 
Posty: 200
Rejestracja: 29 Mar 2018, o 19:55

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Nantel Grimisdal » 3 Paź 2019, o 23:34

Obudziło go silne szarpnięcie okrętu. Wcześniej, po tym jak już rozdzielił najważniejsze zadania, popracował razem z innymi i uporządkował najpilniejsze sprawy, dotarł w końcu do swojej kajuty, zaanektowanej po jakimś oficerze i bez zastanowienia osunął się na pryczę. Był tak zmęczony tym wszystkim, że zasnął dosłownie w chwilę. Nic mu się nie śniło, ale kontakt z Jasną Stroną Mocy przez sporą część dnia sprawił, że mimo obrażeń i zmęczenia jego sen był gładki i spokojny. Teraz jednak dość nagle został z niego wyrwany i chwilę zajęło mu, nim rzeczywistość przebiła się do jego świadomości. Od razu naszły go złe przeczucia.
Kilka standardowych sekund później potwierdziła je ta twi'lekanka, która zajmowała się rannymi. Stanęła w otwartych drzwiach jego kajuty. Najwyraźniej przybiegła, by go obudzić. Już wiedział, ze stało się coś naprawdę poważnego. Nikły poblask światła za jej plecami sugerował, ze na statku doszło do poważnych awarii, a kto wie, może nawet cały statek został bezpowrotnie uszkodzony. Nie musiał długo czekać na potwierdzenie swoich obaw, krótki raport z sytuacji wyjaśnił prawie wszystko.
- Czerwony... olbrzym? - Nantel był zszokowany wypowiedzią zielonoskórej kobiety. - Ale według gwiezdnych map... Musiał rosnąć od jakiegoś czasu, najwyraźniej Imperium nie raczyło zaktualizować swoich map gwiezdnych... Niech to szlag! A już tak mało brakowało, żeby dowieść wszystkich bez dalszych takich przygód.
W zamyśleniu podrapał się po swoim zaroście, który nieśmiało zaczynał dopominać się o golenie. Powoli, z każdą sekundą, docierała do niego groza sytuacji. Nagłe wyrwanie z nadprzestrzeni tak rozklekotanego statku mogło uszkodzić dosłownie wszystko! oby chociaż kadłub wytrzymał, bo jeszcze tego brakowało, żeby ktoś w próżnie wyleciał przez jakąś dziurę.
- Chodźmy jak najszybciej, im dłużej tu stoimy, w tym większym bagnie będziemy.
Spróbował wstać, ale gdy podniósł się z łóżka, poczuł, że jego zesztywniałe po wysiłku i obrażeniach mięśnie odmawiają mu trochę posłuszeństwa i zachwiał się. Twi'lekanka odruchowo złapała go i nie pozwoliła upaść.
- Dzięki - uśmiechnął się do niej. - Wybacz, ale z tego wszystkiego nikomu chyba się nie przedstawiałem swoim imieniem. Jestem Nantel. A ty? Obiecuję, że będę starał się zapamiętać imiona wszystkich z naszej załogi. Jeśli mogłabyś mi pomóc dojść na mostek, muszę trochę rozruszać zesztywniałe po śnie mięśnie.
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Mistrz Gry » 4 Paź 2019, o 09:14

Ich spojrzenia spotkały się. Po raz pierwszy od momentu ich wspólnego przebywania na statku więziennym. Nantel Grimisdal zamarł. W oczach Twilekanki dostrzegł błysk zła. Mirax Królowa z Taris.
- Witaj, stęskniłeś się?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Daesha'Rha » 4 Paź 2019, o 20:48

- Daesha'Rha - odpowiedziała, chwytając go za łokieć i pozwalając oprzeć jego ciężar ciała na sobie.
Czyli tajemniczy człowiek wreszcie się przedstawił. Zaskoczyło ją to, że pomimo trudnej sytuacji, całej otaczającej ich rozpaczy i wielkiej odpowiedzialności spoczywającej na każdym z załogi, a zwłaszcza na nim, Nantel zdobył się na uśmiech. Zastanawiała się, czy stracił kiedyś kogoś bliskiego, czy tylko troszczył się o żywych.
Swoją drogą cieszyła się, że Grimisdal doszedł do siebie. Jego duży przyjaciel miał nieco mniej szczęścia albo wytrwałości, pomimo budowy ciała. Nantel zaskakująco dobrze poradził sobie z obrażeniami i wyglądało na to, że byle wybuch nie był w stanie go złamać.
Ale kiedy położyła mu już rękę na ramieniu, podniósł na chwilę wzrok. I zamarł. Stanął jak wryty. A potem jego twarz pobladła - wyrysował się na niej strach zaszczutego w kąt zwierzęcia.
Wyplótł się szybko z jej palców.
- Hej, kolego, co się dzieje? - zapytała, chcąc złapać go ponownie, żeby nie stracił znowu równowagi. Postąpiła krok w jego stronę - Nantel, co ci jest?!
Image
Awatar użytkownika
Daesha'Rha
Mistrz Gry
 
Posty: 200
Rejestracja: 29 Mar 2018, o 19:55

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Nantel Grimisdal » 6 Paź 2019, o 20:25

Ten głos... Wszechświat na chwilę się zatrzymał. Nie mógł uwierzyć, że to stało się naprawdę, ale to przeczucie, ta drobna rysa w Mocy była mu na nieszczęście zbyt znajoma, by mógł ją pomylić z czymś innym. Koszmar Taris i Gamorry powrócił. Znowu... Nantel zamarł na moment, nie mogąc wyjść z szoku, jak ten przeklęty Duch Mocy wciąż istniał. Po tym wszystkim, co przeszli... On, Nadia, wszyscy na planecie Knurów...
Wrażenie szoku trwało jednak ledwie kilka sekund. Na tyle dużo, by twi'lekanka zauważyła jego nagłą zmianę zachowania, ale nie na tyle, by go sparaliżować. Sposób, w jaki Istota z Etros znowu się przy nim znalazła nie był najistotniejszy. Być może był to po prostu kolejny okruch jej dziwnej, złej energii, która rozproszyła się po Galaktyce. Kolejny raz próbowała opanować osobę, która być może była też czuła na Moc. W każdym razie ta jej wersja tutaj musiała być jeszcze słaba. Wybrała istotę zbyt dobrą i uczynną dla innych, by łatwo mogła nad nią zapanować. A to dawało znowu szansę na poradzenie sobie z nią. Dwa razy zniszczył już tego Ducha osobiście, trzeci raz pokonał złą Mirax razem z innymi w Zakazanym Mieście. Da radę i teraz, tym bardziej, że docenił dobro w zielonoskórej kobiecie i nie mógł pozwolić, by ta zła istota ją skrzywdziła.
Opanował się. Adrenalina, która wypełniła jego żyły, otrząsnęła jego mięśnie ze zmęczenia i odrętwienia. Wyprostował się i stanął naprzeciwko Daeshy. Jednocześnie sięgnął do Jasnej Strony, pewnie, korzystając z nauk Jainy i swoich wspomnień o tym, jak walczyć z Istotą z Etros. Był i silniejszy i pewniejszy niż we wszystkich poprzednich przypadkach. Energię Jasnej Strony wysłał w kierunku twi'lekanki, by otoczyła ją i zapewniła spokój. Był zmęczony, ale oddał część swoich własnych sił, by Daesha'Rha była bezpieczna. Jednocześnie chciał teraz stłamsić Istotę z Etros, zmusić ją do wycofania się, by im teraz nie przeszkadzała. Doskonale wiedział, że to za mało, by się jej pozbyć, ale chciał na chwilę porozmawiać z Daeshą i tylko z Daeshą.
- Wejdźmy jeszcze do środka - wskazał swoją kajutę. - Wiem, czekają na nas, ale to, co muszę ci powiedzieć jest ważniejsze nawet od bezpieczeństwa całego okrętu.
Gdy kobieta usiadła już na jego pryczy, on sam przyciagnął sobie od biurka krzesło i usiadł na przeciwko niej, opierając się ciężko na oparciu. Spojrzał jej prosto w oczy i przemówił najspokojniejszym tonem, na jaki był w stanie się zdobyć, jednocześnie nie przestając wspomagać siebie i jej Jasną Stroną.
- Kidy przyjrzałem ci się w końcu, pierwszy raz od akcji w hangarze miałem okazję, zobaczyłem coś, co ci zagraża. Sam jeszcze uczę się o Mocy, ale postaram się wytłumaczyć ci wszystko najlepiej, jak potrafię. Czy ktoś ci już tłumaczył, czym jest Moc? Najprościej można rzec, że jest to taka energia, która jest wszędzie i wszystko tworzy. Z tego powodu istnieje Moc zła i dobra. Taka, która pomaga i taka, która pojawia się, gdy ktoś cierpi, boi się lub robi coś złego. Powiedz mi, proszę, czy ostatnio przydarzyło ci się coś bardzo bolesnego? Nie znamy się i wiem, że pytam o trudne rzeczy, ale muszę wiedzieć chociaż w skrócie, czy spotkało cię coś bardzo złego, poza oczywiście więzieniem z ręki Imperium?
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Daesha'Rha » 7 Paź 2019, o 19:46

Pytanie wywołało myśli, które z całych sił starała się ukryć i o których usiłowała na chwilę zapomnieć.
Przed oczami stanął jej ten straszny czas, kiedy przesłuchiwali ją imperialni służbiści, a ona w celi myślała tylko o śmierci. Własnej i jej rodziny.
Kiedy Nantel zadał jej pytanie, wbiła wzrok w ścianę nad jego ramieniem. Przygryzła na chwilę wargę, żeby opanować jej drżenie. Zanim odpowiedziała minęło trochę czasu.
- Próbowaliśmy uratować Toblera, na Naboo - powiedziała na wydechu, czując, że nie może nabrać powietrza w płuca - A kiedy nas złapali, zestrzelili kanonierkę, w której był mój ojciec. Mama ukrywała się wśród rebeliantów, nie wiem nawet, co się z nią stało... nie wiedziałam wtedy, co z Toblerem...
Przerwała na chwilę, żeby zaczerpnąć łapczywie tchu, a wtedy po policzkach pociekły jej łzy. Po pierwszych słowach trudniej było jej mówić. Miała wrażenie, że coś próbuje odepchnąć od niej smutek, ale ona oparła się tej sile. Ukryta rozpacz wołała ją do siebie.
- Wciągnęłam w to... Toblera, a on... o mało nie umarł... nie umarł mi na rękach na tym... na tym statku.
Łkała, nie zważając na cieknące jej z nosa i oczu śluzy. Połykała je razem z powietrzem i przerwała mówienie, spazmatycznie łapiąc oddech. Gardło zacisnęło jej się na supeł, głowa i zatoki zaczęły pulsować od nagle podniesionego ciśnienia. Miała ochotę wyć, drapać twarz paznokciami, wyrwać swoje lekku z głowy... Zamiast tego ukryła twarz w dłoniach.
- Wszystko przepadło przeze mnie... gdzie my z Toberem mamy wrócić...? gdzie są moich rodzice, gdzie nasza planeta...? Czemu wywlokłeś to na zewnątrz?
Jeszcze nigdy nie przeżyła podobnego załamania. Rozpacz, żal i wściekłość mieszały się w jej głowie, kotłowały i mąciły niczym muł w rzece. Nie mogła przestać myśleć o ojcu, skądś pojawiło się jakieś tkliwe wspomnienie Twi'leka w domowym gospodarstwie, zaraz zastąpione obrazem matki w ogrodzie, potem widokiem unoszącego się w zbiorniku Toblera.
Zanim uspokoiła siebie i, przede wszystkim, swoje myśli, minęło dużo czasu. Miała wrażenie, że wypłakała z siebie całą wodę. I pomimo tlącej się gdzieś wewnątrz niej złości, po pierwszym szale napłynął na nią spokój oraz przemożna chęć, żeby ktoś ją wreszcie przytulił.
Image
Awatar użytkownika
Daesha'Rha
Mistrz Gry
 
Posty: 200
Rejestracja: 29 Mar 2018, o 19:55

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Nantel Grimisdal » 7 Paź 2019, o 21:35

I nie musiała długo czekać. Ledwo skończyła mówić, Nantel wstał z krzesła i usiadł przy niej, objął ją i mocno przytulił. Pozwolił, by wszystkie te łzy wypłakała w niego, mogła wyrzucić z siebie wszystkie myśli, które nie dawały jej spokoju, które zżerały ją od środka i były pokarmem dla ducha Istoty z Etros. Czuł, jak twi'lekanka wypowiadając kolejne słowa wyrzuca też z siebie złość. Czuł jak Mirax rośnie od tego w siłę, ale musiał to przetrzymać. Skupił się i zamiast walczyć z Ciemną Mocą zajął się tą biedną kobietą, która przeszła w ostatnim czasie tak wiele. To ku niej wysłał fale Jasnej Strony, by przynieść jej z dawna wyczekiwany spokój. Chociaż chwilę. Musiała wyrzucić z siebie wszelki strach i ból, bo tym żywiła się Ciemna Strona i zastąpić je przyjemnymi odczuciami. Chociaż jednym. Gdy Daesha'Rha wypłakiwała cały swój smutek, Nantel toczył niewidzialną walkę z Ciemną Stroną, by odciąć ją od tej dziewczyny. Od wysiłku po skroniach zaczęły spływać mu krople potu, na chwilę stracił poczucie czasu. Wiedział, że statek i załoga czekają na jego pomoc, ale będą musieli jeszcze chwilę zaczekać.
W końcu poczuł, jak Ciemna Strona ponownie słabnie, zły Duch cofa się do swojej kryjówki, a twi'lekankę ponownie ogarnia spokój. Nie odstępował jednak jej ani na chwilę. Cierpliwie czekał, aż sama się odsunie, dając znak, że już jej lepiej. Wtedy dopiero kontynuował.
- To, co przeżyłaś, jest bardzo bolesne. Jest mi przykro, że musiałem to z ciebie wyciągać. Przepraszam. Chcę jednak żebyś wiedziała, że nie jesteś niczemu winna. Zło nie pochodzi od ciebie. Jesteś dobra i widać to po twoim zachowaniu, po tym, jak pomagasz innym - zrobił krótką przerwę. - To, co mówiłem o Mocy, że jest zła i dobra... Chodzi o to, że czasem ta zła Moc, ta zła energia, potrafi zbierać się wokół bardzo złych wydarzeń, a czasem nawet wnikać w osoby, które zrobiły coś bardzo złego albo przeżyły coś strasznego. Spotkało to mnie, moją dziewczynę Nadię i jeszcze kilka osób z Rebelii, które znam. Spotkało to też ciebie...
Naprawdę nie chciał zadawać Daeshy kolejnego ciosu. Już i tak bliska załamania kobieta była mocno dotknięta przez los w ostatnim czasie. Okłamywanie jej w niczym by jednak nie pomogło. Jaina nauczyła Nantela, że i prawda, i wiedza są siłą nie tyle nawet Jasnej Strony co ludzkiej dobroci. Jeśli twi'lekanka zrozumie, co ją spotkało, będzie mogła lepiej się temu przeciwstawić. Przynajmniej tak zadziałało to u Nantela.
- Gdy teraz przeszedłem obok ciebie wyczułem, że ta zła energia zagnieździła się w tobie podczas jednego z tych strasznych wydarzeń, które cię ostatnio spotkały. Jest groźna, bo może czynić krzywdę Tobie i innym. Żywi się strachem, samotnością i cierpieniem. Dlatego chciałem, byś wyrzuciła z siebie wszystko, co cię zżerało. Im dłużej trzymałabyś to w sobie, tym bardziej zamykałabyś się w sobie. Strach przejął by nad tobą i twoim życiem władzę.
Zrobił chwilę przerwy, dając jej czas na przetrawienie tego, co powiedział. Sam pamiętał, jak trudno było mu z początku zrozumieć podstawy tego, jak działa Moc.
- Myślisz sobie może, że jak jakiś ważniak wygaduję bzdury i wmawiam ci szalone rzeczy, ale... Ja przeżyłem to samo. Jestem prostym synem mechaników z Nar Shaddaa. Jako dziecko żyłem całkiem normalnie. Potem przyszły dziwne wizje, Imperium i w strachu przed sobą samym uciekłem z domu na Taris. Z deszczu pod rynnę... Gdy zdarzyła się ta katastrofa z rakghulami, byłem w samym środku tego piekła. Ja, gościu, który jeszcze niedawno chciał po prostu żyć normalnie. Dzięki pomocy wielu osób, a nawet kilku droidów, udało mi się jednak pozbyć swojego strachu, który napędzał tą zła energię, ta złą Moc, która się po Taris we mnie zagnieździła. Potem to ja mogłem pomóc Nadii, wielu istotom na Gamorre, wielu kolejnym, choćby na tym statku. Nie powiem, że wiem, jak się czujesz i co przeżyłaś, bo to nieprawda. Sam przeżyłem wiele koszmarów, ale nie czytam ci w myślach i mogę się jedynie domyślać, jak teraz cierpisz. Musisz wiedzieć jednak jedno: jesteś wśród istot, które chcą ci pomóc. Nie jesteś już sama, choćby nie wiem, jak źle było. Pomożemy ci. Uratowałaś też Toblera, nie poddałaś się i nie poddawaj się dalej. Myślę, że wiem, jak uwolnić cię od tej złej energii, która w tobie teraz siedzi. Są też i lepsi ode mnie w Rebelii, którzy łatwo sobie z tym poradzą.
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Daesha'Rha » 8 Paź 2019, o 21:21

Otarła nos i twarz przedramieniem, wzięła kilka głębokich oddechów.
- Imperium ściga mocowładnych, prawda? - zapytała, przełykając gulę w gardle. Nantel właściwie nie musiał odpowiadać - wszyscy, którzy żyli na planetach rządzonych przez imperium, wiedzieli, jakie panują tam zasady.
Poczuła się nieco lepiej, kiedy Nantel znalazł się bliżej. Zupełnie, jakby sama jego obecność zdołała podnieść ją na duchu i zwalczyć smutek.
Nie czuła już wściekłości, a żal stał się jakby mniej dokuczliwy, teraz jednak miała wrażenie, że jest niczym pusta skorupa. Jakby wszystkie wyższe emocje wypłynęły z niej kanalikami łzowymi i pozostawiły ją w środku suchą i jałową, niczym wypaloną łąkę.
Och, jak strasznie chciałaby zejść z tego statku i wreszcie zobaczyć niebo.
Nantel nadal siedział na koi obok niej i czekał cierpliwie, aż się odezwie.
- Jakoś ciężko mi wierzyć w jakąś mroczną siłę, która nie wiadomo skąd nagle miałaby się we mnie zagnieździć - powiedziała w końcu - Wirus. To jestem w stanie zrozumieć. Ale tajemnicza siła? Jak niby może mnie skrzywdzić? I jak niby ktoś miałby pomóc mi w pozbyciu się jej?
Image
Awatar użytkownika
Daesha'Rha
Mistrz Gry
 
Posty: 200
Rejestracja: 29 Mar 2018, o 19:55

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Nantel Grimisdal » 10 Paź 2019, o 06:42

Ucieszyło go to, że twi'lekanka powoli się uspokaja. Przynajmniej jego starania przyniosły jakiś skutek. Nie dziwił się też, że tak powątpiewała w istnienie Mocy. Jeszcze standardowy rok temu sam by powiedział, że to tylko kantynowe bajki przy alkoholu.
- Widzę, że w życiu lubisz kierować się logiką i tym, co sama możes sprawdzić. Masz ścisły umysł. Nie będę więc na siłe próbował wmówić ci, że Moc istnieje. Jeśli trochę z nami pobędziesz, sama zobaczysz jej działanie i będziesz miała dowód, że Moc istnieje.
Na chwilę przerwał, by zastanowić się, jak teraz podejść do sprawy. Musiał użyć słów, które będą dla niej zrozumiałe.
- No dobrze, przyjmijmy na razie, że ta zła Moc to taki wirus. Postaram się opisać wszystko znanymi pojęciami. W każdym razie... Ten wirus potrafi bardzo mocno zaatakować organizm, nakczęściej układ nerwowy. Nie widać go oczywiście, ale jest. Daje jednak pewne objawy, które już spotkałem i musiałem zwalczyć, stąd je znam. Dlatego je u ciebie poznałem i się na początku przestraszyłem, bo to poważna choroba. Jednak uleczalna, nie martw się. Na początku objawów prawie nie ma, jednak z biegiem czasu twój układ nerwowy wysiada. Łatwiej popadasz w złość, gniew, ogólnie złe emocje i uczucia się nasilają. Potem pojawiają się zaniki pamięci, nie pamiętasz co robiłaś. Takie rozdwojenie osobowości. Na końcu, jak nic się nie zrobi, to całkiem tracisz nad sobą panowanie. Ale jak mówiłem, potrafię sobie z tym wirusem radzić i wyleczyć go. Na teraz musisz spróbować odetchnąć, uspokoić się myślami o uratowaniu przyjaciela, jakimiś wspomnieniami przyjemnymi. Trzymaj się możliwie blisko mnie. Znajdź sobie też zajęcie, by zająć czymś mózg. Jeśli natomiast poczujesz, że robisz się nerwowa, czujesz gniew albo krążą ci po głowie złe myśli, lub w ogóle czegoś nie pamiętasz, to od razu mi o tym powiedz. Dobrze?
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Daesha'Rha » 13 Paź 2019, o 16:45

- Na razie to brzmi jak solidna depresja - stwierdziła z ironią - Ale nie będę oponować, jeśli chcesz mi pomóc. Nigdy nie miałam styczności z czymś takim, dlatego ci zaufam.
Skupienie się na czymś przyjemnym nie było łatwe, ale jak to zwykle bywa po płaczu, umysł nieco się rozjaśniał. Desha'Rha tłumaczyła to sobie tym, że mózg po prostu się resetuje i odcina na chwilę negatywne myśli. W końcu, ile żółci można w sobie tak dusić?
Nie pomyślała o domu, ani rodzinie, bo wspomnienia przypominały jej o tym, co straciła. Skupiła się na chwili obecnej - Tobler żył, ona żyła. Była najedzona, w chwili obecnej nawet w miarę bezpieczna, tylko trochę zmęczona i wypalona. Większość podstawowych potrzeb miała zapewnionych. Pozostało im tylko zadanie do wykonania - wydostać się przestrzeni Giganta.
- Chyba musimy iść na mostek - powiedziała do Nantela, który nadal siedział obok na pryczy - Bo zaczną się niepokoić.
[aka][aka]Kiedy szli korytarzem, nadal trawiła słowa mężczyzny w głowie. Wystraszył ją, mówiąc o zanikach pamięci i utracie kontroli nad sobą. Nigdy jeszcze się jej to nie zdarzyło, ale widziała już chore na wściekliznę falumpasety. Nie chciała podzielać ich losu. A jeśli nie była to "zwykła" choroba, co sugerował Grimisdal, to i tak nie czuła się pocieszona - zawsze bała się choroby psychicznej.
Jeszcze zanim dotarli na mostek, zagadnęła mężczyznę ponownie:
- Nantel, czy to nie jest przypadkiem zaraźliwe? I jak w ogóle zamierzasz mnie leczyć?
Image
Awatar użytkownika
Daesha'Rha
Mistrz Gry
 
Posty: 200
Rejestracja: 29 Mar 2018, o 19:55

Re: [Szlak więzienny] - Transport na HothOne

Postprzez Nantel Grimisdal » 14 Paź 2019, o 21:21

Nantel wyszedł już z pokoju o własnych siłach, choć odczuwał zmęczenie po wysiłku, jakim było używanie Mocy. Adrenalina jednak zrobiła swoje i rany przestały mocno doskwierać. Pomagały też dobrze założone opatrunki. Najszybszym krokiem, na jaki było go teraz stać, zaczęli w końcu zmierzać na mostek, do wyczekujących jego przybycia załogantów. Należało teraz zająć się statkiem i wielkim gorącym problemem za burtą.
- Z tą zaraźliwością to jest trochę dziwnie... Widzisz, Moc rządzi się swoimi prawami. To cos, co w tobie siedzi, może przejść na inna osobę, ale wtedy ciebie, jako nazwijmy to "żywiciela", opuści. To trochę jak taki pasożyt, który siedzi w tobie, dopóki nie wykorzysta cię do końca.
W tym momencie skręcili na korytarzu i na drugim jego końcu ukazały się otwarte drzwi na mostek. Nim dobiegli do nich zaaferowani załoganci, Nantel zdążył rzucić jeszcze w stronę twi'lekanki.
- O leczeniu opowiem ci, jak wydostaniemy się z tego bagna. Chyba, że pojawi się któryś z objawów, o którym wspominałem. Wtedy od razu mnie wołaj i całość przyspieszymy. Pamiętaj, jesteśmy z tobą.
Gdy wkroczyli w końcu na mostek, wszyscy już się niecierpliwili. Widział to po ich twarzach i nerwowych ruchach.
- Wysłałem już grupy do oceny uszkodzeń w maszynowni. Zaraz powinni dać znać - pierwszy odezwał się Joker.
- A reszta statku? Co z systemami i zapasami energii? Druga grupa - wskazał na trójkę istot, która już wcześniej pomagała w naprawach - niech idzie sprawdzić obydwa promy Imperium. Może nie ucierpiały aż tak bardzo i da się je wykorzystać. Je albo ich części. Czy mamy jakieś odczyty ze skanerów? Czy w ogóle jakieś działają?
Image

Piękno tkwi w oku patrzącego. Strach też...
00
+++++ ++++
Awatar użytkownika
Nantel Grimisdal
Mistrz Gry
 
Posty: 538
Rejestracja: 26 Kwi 2016, o 19:55
Miejscowość: Koszalin

PoprzedniaNastępna

Wróć do Archiwum

cron