Choć Telemachus rozsądził sprawę typowo po wojskowemu, mimo iż Hunt żołnierzem nie był, to jego wejście do dyskusji Korellianin przyjął z ulgą. Znudziło mu się ciągłe powtarzanie, że to Lady od początku stroiła fochy, chociaż mało kto zwracał na to uwagę. W ładowni mężczyzna na pewno znajdzie ciekawe zajęcie, wśród wartych kilkadziesiąt milionów kredytów dóbr kultury.
W czasie gdy rozjemca rozmawiał z Shelley, Liam wdział rękawice ochronne i sięgnął do jednej z mniejszych skrzynek, w której skryte były trzy posążki z Alderaanu, przedstawiające trzech kolejnych władców z okresu 621-524 BBY. Archeolog musiał przyznać, że trio jakie stanowili królowie było niezłym wynikiem w ciągu prawie stulecia. W końcu nierzadko bywa tak, że przemiany polityczne wynoszą na piedestał w ciągu dwunastu standardowych miesięcy kilku rządzących. Figurki były niezwykle cenne. Raz że pochodziły z planety, która od 71 lat stanowiła jedynie wspomnienie i ewentualnie kosmiczny pył, dwa były autorstwa Moona Rage'a i datowano je na 429 rok przed Bitwą o Yavin, miały więc 500 lat. William z należytą czcią raz jeszcze oczyścił je z kurzu, choć najdoskonalsza pani domu, uznałaby, iż nie ma na nich ani drobinki pyłku. Ewidentnie było widać profesjonalne podejście naukowca do przedmiotów, które po kilkunastu minutach trafiły z powrotem do skrzyni.
- Jestem archeologiem, nie łowcą nagród. A co do przejść, to chyba wyolbrzymiasz sprawę. - odparł bez emocji Hunt - McManaman jest cholernie inteligentnym facetem. Na pewno zbyt szybko się z nim nie spotkamy, jego ludzie dobrze nas sprawdzą. Proponuję być szczerym i spójnym. Żałuję, że nie ma z nami Jainy, on byłaby najbardziej wiarygodna, choć podejrzewam, iż masz jej nagranie do Stevena. Znam też paru współpracowników naszego gospodarza, trudniących się podobnym fachem co ja. Jeżeli pozytywnie nas zweryfikują, rozmowa ze Stevem będzie przyjemnością i formalnością. Sam nie wiem skąd on wyczarowuje tą kasę. Poza tym jest koneserem alkoholu. Alderaańskie wino i brandy są po naszej stronie.
***
Will sprawdził jeszcze raz zabezpieczenie wszystkich pakunków, gdy wyczuł jak statek wyszedł z nadprzestrzeni. Kilkadziesiąt minut później jacht wszedł w atmosferę, zwieńczając lot zgrabny lądowaniem w jednym z doków. Było to niezwykłe doświadczenie, gdyż jednostka znajdowała się już za Zewnętrznymi Rubieżami, a nawet za dosyć dobrze poznanym sektorem Gradilis. Byli po prostu w Dzikiej Przestrzeni, na planecie Esfandia. Kto jak kto, ale Steven McManaman dobrze wiedział, lokując tutaj jedną ze swych baz. Mimo iż Korellianin nie należał do znawców wojskowości, wątpił aby tutaj ukryta była budowana flota, która w przyszłości miała stawić czoła Imperium.
Archeolog wdział swoją skórzaną kurtkę z podpinką wzmacniającą oraz standardowy pas ekwipunkowy, z kaburą na blaster, podstawowymi narzędziami i medpakietem. Choć uzbrojony po zęby Telemachus nie był dobrym przykładem dyplomacji, to przezorny zawsze ubezpieczony. Do przywódcy jednego z większych ruchów oporu raczej i tak nie dopuszczą ich z bronią, chyba, że sam McManaman na to pozwoli.
- Wszystko jest gotowe. Listy przewozowe i certyfikaty mam ze sobą. Chyba na razie nie będziemy tego taszczyć ze sobą. Podzieliłem to na trzy mniejsze palety repulsorowe. Na czwartej, najmniejszej, są płynne podarki dla sam wiecie kogo. - rzekł raźno Liam, czekając aż Telemachus rozmieni się z Deandrą. Szczęście w nieszczęściu, iż kobieta poza pierwszą fazą lotu, większość czasu spędziła w kabinie, mijając się z Willem okazyjnie. Można było to uznać za poprawę ich stosunków, o które Korellianin i tak specjalnie nie zabiegał.