- Nie... Myślę, że wszystko mam. Zawołam Cię jak będę gotowy. - Coen odwrócił się na pięcie i wyszedł z mostku zostawiając Deandrę samą. Cisza jaka zapanowała była przytłaczająca i mocno kontrastowała z nieznośnym harmiderem, który jeszcze przed chwilą panował na statku.
Jej twarz odbijała się w przedniej szybie ale za nią widziała odległą czerń kosmicznej pustki w której gwiazdy odznaczały się nikłym blaskiem. Zrobiło się chłodniej - chociaż może to tylko wyobraźnia Deandry - tak jakby czerń chciała zdusić w sobie wszelkie ciepło, światło i ruch. Rozległa przestrzeń próżni wdzierała się do jej umysłu wzbudzając niepokój. Nie był to jednak niepokój niekonkretny. Uczucie przybierało realny kształt i imię. Coen. Coś się działo. Czegoś jej nie mówił.
Przywołała w pamięci rozmowę którą przed chwilą odbyli. Był spięty i czymś zestresowany. Nie wiedziała o co może chodzić. Jednak pewna była jednego. Wspomnienie Hunta wywołało na jego twarzy nieprzyjemny grymas. Coś było na rzeczy.
W pewnym momencie jeden z terminali zaczął wyświetlać ciąg danych. Dźwięk cichego pikania i buczenia jaki przy tym zaczął wydawać sprawił, że obraz Coena rozpłynął się a kosmiczny pejzaż stracił swoje hipnotyczne właściwości.