Aleraa spojrzła się na to, co widziała z mieszanką podziwiu, zdziwienia i... Strachu. To nie było normalne, nie było. A ona to widziała i mówiąc szczerze podobało jej się to. To było coś... Niesamowitego, mistycznego... Ale również takiego,co napawało ją nadzieją, że może wygrać ten pojedynek.
-Prawdziwy wojownik potrzebuje trzech rzeczy, by wygrać walkę. Ciała, które nie będzie zawodziło w godzinie próby. Ducha, by on stał na straży i podpowiadał, jak walczyć... Oraz serca, by we wszystko wkładać wszystko, co otrzymałeś od losu... - powiedziała do siebie w języku Togruti, narzeczu jej klanu. Teraz widziała wszystko jasno i wyraźnie. Coś było nie w porządku. Ten jaszczur wyglądał równie na odebranego z jego naturalnego środowiska. Teraz to widzi... On nie został wychowany w podobnych warunkach, co ona... Raczej to były skay, góry z polanami. Tutaj jest zdecydowanie inaczej.
***
Zwiad oraz pierwsza próba krwii już była. Teraz należałó ustalić, kto z nich właściwie jest przywódcą. Walki nie da się uniknąć. On, albo ona. Nie ma trzeciej drogi. Szybko okiem ogarnęła okolicę i zauważyła kamień. Wystarczająco duży, by zwrócić jego uwagę, ale też wystarczająco mały, by bez problemu rzucic w tą istotę. Rzut i trafiła prosto w głowę. amień się rozsypał przy uderzeniu, ale to dowodziło, żę był niezwykle kruchy. Bestia odwróciła się w stronę Aleryy, ale ta stanęła wyprostowana i z pełną powagą stanęła naprzeciw niego. Włócznię miała przy boku.
-Nie zamierzam się przed tobą więcej uciekać przerośnięta jaszczurko! Jeśli chcesz mnie zabić, to zróbmy to w uczciwym pojedynku!!! - powiedziała i jakby na znak tego wbiłą włócznię w ziemię. Potwór jakby zrozumiał intencję, lecz wykorzystał okazję i zaczął ją osaczać. Natychmiast wyrwała włócznię z ziemi.
-Niech więc tak będzie...
***
Walka z pewnością mogła przywodzić na myśl tym, którzy pamiętali jeszcze pojedynki Mandalorian, walkę między młody i zwinnym, a starym i doświadczonym. Tylko że wybdanie przeciwnika nstąpiło już o wiele wcześniej. Jaszczur nie był zwinny oraz był zbyt duży, by wcisnąć się w niketóre miejsca. Nie miał też zbyt dużych umiejętności manualnych, sądząc po szponach, a jego największym atutem była siła, szczęki i ogon. Aleraa natomiast był silnie związana z naturą, była dosyć szybka, zwinna oraz umiała improwizować. Walka zaczęła się od krążenia wokół pewnego punktu, co stanowiło swoistą próbę zawzięcia supermacji nad przeciwnikiem. Po kilku minutach takiego krążenia widać było, żę żadna ze stron nie zamierza uciekać. Walka właściwa rozpoczęła się szturmu jaszczura na Alerę, jednak ona w ostaniej chwili się przeturlała i spowodowało to skonfundowanie jaszczura. Jednak tego momentu nie wykorzystła Aleraa, gdyż przypadkowo oberwała ogonem powodując jej chwilowo otumanienie. Walka z każdą minutą coraz bardziej się przeciągała. Jaszczur zaczynał mieć objawy zmęczenia i cora większego zdenerwowania. A o to chodziło Alerze. Niech popełni błąd...
Środkowy etap walki były to naprzemienne uniki wykonywane zarówno przez Alerę jak i wielkiego jaszczura, tkóra to raczej przypominała taniec wykonany przez dwóch partnerów tańczących z przymusu niż z czystej przyjemności. Bo końcową ofiarą tego tańca miała byś śmierć jednego, drugiego albo obojga tanerzy. Po wyprowadzeniu każdego ataku włóżnią jaszczur odpałać się atakami ogonem oraz pazurami. Fakt, ze nie wsystkie uniki były dobre może potwierdzać fakt, że jaszczur coraz bardziej zabariwał ziemię na czerwono swoą krwią, a także całkiem spory siniak na wysokości 10 i 11 żebra oraz kilka mniejszych, a także przecięcie na prawym policzku u Alery. Obaj przeciwnicy byli coraz bardziej zmotywowani, by zabić. Jednak Alerra była coś zbyt cierpliwa. Zbyt cierpliwa na jej warunki. Jaszczur jednak postanowił zaatakować z pełnego rozpędu, ze skoku tą małą, uperdliwą dwunożną samicę z rogami oraz dziwnymi zwisającymi rzeczami z jej głowy. Rozpęd wymagał przerwania kontaktu, co jednak nie było zbyt łatwe, zwłaszcza żę nie miała zamiaru odpuszczać. Cios ogonem jednak był wystarczającym argumentem, by się odczepiła i uderzyła o drzewo. Odszedł od niej na odległość około 45 kroków, lecz nie patrzył się na nią. I to był błąd, gdyż każdy sprawny obserwator zauważyłby, że rusza się i przyciągnęła do siebie włóćznię. Gdy się odwrócił zaczął biec i gdy był od niej 5 metrów yskoczył niczym wilk polujący na zwierzynę. I to był błąd. Nagle, niczym błyskawica Aleraa zerwała się i wymierzyła ostrze włóczni wsprost do ejgo gardła. Włócznia poraniła jego gardło, uszkodziła tętnicę szyjną, przebiła móżdżek i gad umarł, nim zdążył nawet jęknąć. Jego martwe ciałó jednak zwaliło się na nią przyblokując ją.
***
Aleraa myślała że to koniec. Ostatnimi resztkami sił wyciągnęła włócznię i wycelowała w jego gardło. /ten padł, lecz legł na nią. Ona sama z wielkim trudem wypakowała się spod jego i opierając się o drzewo, tylko niewiele dalej, powiedział dysząc:
-Teraz... Ja jestem... Górą... A ty... Moim... Trofeum...