Content

Archiwum

[ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Nicciterra » 10 Cze 2018, o 12:01

"Pchnąć Mocą Xexto, sztylet wbija się w czaszkę Kubaza, obrót, przygotować się na sparowanie mieczem, rozpłatać klingą Devaroniana, drugi sztylet wbija się w pierś Xexto"
W jej głowie to już się stało. Bardzo szybko - wszyscy piraci nie żyli. Instynkt zabójcy, podpowiadał działanie. Postanowiła jednak uczuciu zagrożenia nie oddać całkiem wodzy, sięgnęła głębiej ku wnętrzu.

Spojrzenie jednak, którym to taksowała zgromadzonych, przyczyniło się do tej niezręcznej ciszy, znanej z sięgania po broń... Bulrenk już miał się odzywać, by wyprzedzić kobietę i upewnić się, że nie dojdzie do konfliktu. Ta jednak ubiegła go i szybko przerwała nieprzyjemną ciszę.
- Nie powinieneś tego mówić na głos... Bazylu - skupiła spojrzenie na specjaliście. Kubaz również skupił na niej całkiem swoją uwagę.
- I od kiedy piraci nie handlują bronią? - rzuciła i wyszczerzyła kpiarsko zęby.
- Zasady - kapitan rzucił krótko.
- Nie chcemy łamać Twoich zasad kapitanie - Nicci zwróciła się w stronę Thirena i ukłoniła się, sugerując, że chce uniknąć rozlewu krwi. Jej mordercza aura pękła dopiero, kiedy to kobieta zdobyła się na ciepły uśmiech w jego stronę. Bała się, ale chciała wysilić się na inne rozwiązania.

- Liczę, że zasady pomogą rozwiązać problem podziału. Jednak jedna piąta w tym momencie to dość dużo i bardzo niewygodnie. Nie będziemy przecież przelewać zawartości na miarkę - podparła się ręką o biodro a drugą machnęła, sugerując absurd próby otwierania zawartości. Postanowiła wziąć negocjacje w swoje ręce. Bubu tylko wymienił z nią porozumiewawcze spojrzenie. Facet odetchnął, że kobieta starała się racjonalnie i polubownie podejść do tematu.

- Z drugiej strony możecie jakiemuś znajomemu pośrednikowi opchnąć po taniości tę bańkę, by się jej pozbyć. Za połowę ceny na przykład, czy też użyć tej trucizny... na kimś dla własnych celów. - przedstawiła sytuację, zatrzymała się na chwilę i kontynuowała, starając się teraz mówić od serca. To co czuje.

- Powiedziałeś Thiren, że nic mi nie grozi na tym okręcie... boję się jednak bardzo, bo mam nieco trudne doświadczenia i szybko sięgam za broń - Aqualish mruknął na potwierdzenie jej słów, choć nie spodobało mu się nawiązanie do walki.
- Chcę wierzyć w Twój honor, ale potrzebuję tych pieniędzy. Jednak naciskanie w tej sytuacji na Twój honor, by otrzymać pieniądze, byłoby okrutne. Myślę, że jesteś kimś więcej niż typową galaktyczną szumowiną... Bulrenk i ja potrzebujemy pieniędzy w konkretnym celu. Potrzebujemy przysługi Hesha, ona jednak kosztuje... Zachowaj znalezione pieniądze, ale pomóż nam przekonać Hesha. Podarujmy mu w tym celu ten przedmiot... - wskazała bańkę z trucizną.
- No tak, kasa będzie Twoja i pozbędziesz się niewygodnego towaru. Hesh ze swoimi kontaktami możliwe, że gdzieś to opchnie, albo broń tego typu może mu podpaść do gustu, całkiem możliwe... - podsumował Bulrenk kiwając głową. Co prawda mieszanie kogoś w swoje interesy mogło się nie spodobać Ortolianowi, jednak z tego co kobieta wnioskowała, oboje znali się dobrze i powinno to pomóc.

Ponownie pochyliła głowę i splotła dłonie w stronę Thirena w proszącym geście.
- Pomogliśmy Ci zdobyć zawartość sejfu. Czy teraz Ty pomożesz nam?

miały być cztery scrolle, ale sytuacja fabularnie niestety jest ograniczona :D a i fajnie, że się zrespiłeś ^.^
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Mistrz Gry » 14 Cze 2018, o 22:07

Cisza w ładowni była uciążliwa, Bubu mógł by przysiąc, że słyszy jak kapitan myśli. Ten podszedł i zajrzał do worka z kredytami. Zakrył go i zajrzał jeszcze raz. Spokojnym i nieco flegmatycznym ruchem skinął głową Bazowi, ten wysypał na wieko skrzyni zawartość worka, kilkanaście chipów po 25 000 kredytów każdy. Duże soczyste pełne dobra kredyty. Było tego lekko kilkaset tysięcy. Oczy Xexto spojrzały na chisskę a chwilę później wróciły na łupy.
- Podtrzymujesz swoje słowa kobieto?
Lekkie skinięcie głowy znaczyło więcej niż tysiąc słów. Mimo to dodała.
- Tak, HESH jest handlarzem bronią, Twoje sumienie zostaje czyste, my mamy kasę.
Chuda postać wykrzywiła twarz w czymś co zapewne było uśmiechem. Widząc to załoga rozluźniła się. Dłonie nadal znajdowały się w okolicach blasterów, lecz zniknęło to nerwowe napięcie poprzedzające strzelaninę. Skrzynia została na miejscu, a kredyty wróciły do worka. Obie te rzeczy pozostały w ładowni, podczas gdy załoga ruszyła na stanowiska. Podróż trwała na tyle krótko, że Nicci nie miała sposobności by porozmawiać sam na sam ze swoim towarzyszem. Nie było to zresztą potrzebne, na pierwszy rzut oka widać było, że nie pochwala on decyzji kobiety. Wyszli z nadprzestrzeni nad planetą, tym razem uniknięcie kontroli celnej było priorytetem. Imperialna służba celna dobrze znała kapitana, kredyty zmieniły właściciela a Frachtowiec okazał się być "czysty" nikt nie zadawał zbędnych pytań. Wylądowali na powierzchni.

- Współpraca z wami była niezapomnianym przeżyciem. Dziękuję za pomoc.
Bulrenk uśmiechnął się do kapitana, i wykonał gest będący jakąś parodią salutu. Zeszli z Rampy ciągnąc za sobą skrzynię umieszczoną na saniach repulsorowych otrzymanych od piratów. Nicci rozejrzała się po pustym lądowisku. Nie było ich kilkanaście godzin. Na planecie zapadł już zmrok. Tu i ówdzie pojawiały się podejrzane przemykające chyłkiem cienie. Dwójka wspólników ruszyła powoli w kierunku wejścia do tuneli i siedziby Ortolanina. Za nimi rozległo się donośne dudnienie silników, Thiren postanowił zmienić lokację. Owiał ich ciepły strumień powietrza wzniecając tumany kurzu i śmieci. Ruszyli dalej w złych nastrojach, mógł chociaż poczekać aż zejdą z lądowiska. Szli razem, z przodu Chisska, a za nią Aqualish pchając przed sobą sanie ze skrzynią. Mniej więcej w połowie drogi kobieta zorientowała się, że coś jest nie tak. Obejrzała się na towarzysza. Mężczyzna położył blaster na skrzyni i rozglądał się czujnie.

Do wejścia do sanktuarium brakowało tylko kilkunastu metrów gdy z mroku wyłoniło się kilka postaci. Jedną z nich był dwuoki Gran, znany jako Buur. Towarzyszyła mu banda groźnie wyglądających postaci. Z boków i za plecami pojawili się kolejni. Nicci naliczyła ponad dwanaście celów, z tyłu mogło być podobnie, Bubu trzymał w ręku odbezpieczony blaster, nie wyglądał jednak na zadowolonego. Piracka pułapka zamknęła się.
- Witamy panią wojowniczą, widzę że przywiozłaś mi prezent. W ramach przeprosin za pobicie mojego człowieka. - Gran wskazał ręką na zboczeńca z którym Nicci miała nieprzyjemność spotkać się w kantynie. - oddajcie co tam macie a jeśli mi się spodoba to pozwolę wam odejść. Jeśli nie...
Banda zbirów wyszczerzyła zęby spoglądając dość jednoznacznie na Nicci. Stojący z boku Weequay dość ostentacyjnie przestawił blaster na ogłuszanie. Adorator chisski uśmiechał się obleśnie. Obcy spodziewali się łatwego łupu. Mieli przewagę liczebną przynajmniej dziesięć do jednego i byli uzbrojeni po zęby. Z drugiej strony nie mieli pojęcia o jednym. Nie znali Nicci.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Nicciterra » 15 Cze 2018, o 17:24

- Serio, czekaliście tutaj tyle czasu? - wyszczerzyła rozzłoszczona zęby i wzięła głęboki oddech, przywołała Moc. Uniosła ręce do góry, sugerując poddanie się. Położyła ręce na głowie i klękła. Aqualish widząc zachowanie kobiety poszedł niechętnie za przykładem. Nie obeszło się bez przekleństw. Poczuł jednak coś dziwnego, jakąś aurę w okół siebie. Zabójczyni szykowała się by zacząć w każdej chwili.
- Nie strzelajcie, zabierzcie to jak chcecie. Poddajemy się - poinformowała formalnie, co po części przywódca bandy zignorował.
- Dobra dziewczynka, wiedziałem, że inaczej zaśpiewasz. Wychowana jesteś - widząc brak oporu, zarechotał Gran. Gang zawtórował zaraz potem, posyłając mrocznemu niebu gromki śmiech.

- Teraz ładnie weźmiesz. Aż po kule. Albo odstrzelimy łeb Twojemu kochankowi. Jak jemu ssałaś nie powinna Ci zaszkodzić drobna odmiana, nie? Ważne by w życiu urozmaicać, co? - na te słowa Weequey z uśmiechem powoli zrobił dwa kroki w stronę Bubu i wymierzył w niego blaster.
- Masz odbierz co Twoje Riccis. Nasza wojowniczka straciła widać chęć na rozmowy, może ją oralnie zachęcisz? - przywódca machnął rękę do napaleńca, na co ten zareagował bardzo szybko, skracając dystans między nim, a chisską. Kobieta patrzyła w oczy wściekłego pirata. Wiedziała, że będzie bolało.

I bolało. Wykrzywiła się w nienawistny grymas. Twarz jednak zasłaniały teraz chaotycznie niepoukładane włosy. Kopniak rozciął jej wargę i posłał z łomotem na ziemię, aż jej w głowie się zakręciło. Skupiła się jednak, by nie wypadły jej z ręki wyciągnięte rzutki. Facet zachichotał z triumfu i szeroko stanął nad nią, sięgając za jej włosy. Szarpnął ku górze, stawiając ją na kolana i unosząc głowę na wysokość zadania.

Zmniejszyła się nagle, twarz miała smutną, jakby szykowała się na płacz i wzrokiem uciekała od swojego kata. Facet uderzył ją płasko dłonią, chcąc dać jej kolejną lekcję.
Plaśnięcie poniosło się ku mrocznemu niebu.
- Bierz kurwo! Bierz się do roboty - oblech wskazał swoje krocze schowane za rozporkiem spodni i przystawił jej do twarzy.
- Nagle zapomniałaś o co chodzi?! co!? Zaraz Ci przypomnę - puścił jej głowę, by poradzić sobie z przeszkodą spodni. Jego zemsta, choć nie w pojedynkę, miała się w końcu ziścić. Szef gangu zaś machnął ręką, by zabrać pakunek, jeden z piratów dodatkowo wyciągnął holorekorder.

Byli już całkiem pewni siebie. Dwóch umięśnionych Rattataki szło w kierunku Bubu by zająć się ładunkiem. Trzeci z kpiącym uśmieszkiem Weequay zbliżył się jeszcze bardziej do Bulrenka, by za niedługo posłać mu ogłuszający bolt. Kobieta odwróciła się od zbira, by po raz pierwszy spojrzeć na swojego towarzysza niedoli i dała mu znak otwierając szerzej oczy.
- gdzie się patrzysz dziwko, Ten ciulek nie pomoże Ci, oj nie. A teraz ssij jak należy, albo zrobi się znacznie gorzej - rozkazał oblech, wyciągając na wierzch członka i roztaczając w okół kobiety nieprzyjemny smród. Nie mył się za często, to na pewno, a już na pewno nie mył się tam.

Akcja jednak nabrała nagle niespodziewanego obrotu dla Riccisa. Odruchowo wystawił niecelnie rękę w obronie do wznoszącej się gibko, niczym na sznurkach, Nicci. Drugą miał sięgnąć po blaster, kiedy to ból zgniatających klejnotów odebrał mu głos. Cios kolanem słusznie zalecił mu próbę osunięcia się na ziemię, wnet poczuł jak jego niedoszła lubieżnica, oplata jego szyję ramieniem. Równocześnie poczuł dziwny luz w prawym boku. To jego blaster uniósł się przed nim i wymierzył w jego kamraci, niebieski palec już pociągał za spust.
- Achuta!! - ostrzegawcze krzyki większości z obecnych piratów wzniosły się ku mrocznemu niebu. Padły dwa pierwsze strzały, które rozniosły się echem po spokojnej do tej pory nocy.

Bubu zerwał się od razu. Stojący z niedowierzaniem Weequey chciał oddać kolejny strzał. Widział jak jego bolt rozpłynął się w jakiejś niewidzialnej barierze przylegającej do ciała powstającego olbrzyma. Zaraz potem zobaczył jak w jednym ruchu osiłek łamie jego rękę jak wykałaczkę, uwidaczniając białą kość w otwartym złamaniu. Szok i panika sprawiła, że z wrzaskiem odskoczył nagle od Aqualisha. Osaczony mężczyzna zaś rozpaczliwie chwycił za blaster na skrzyni, chcąc zastrzelić zbliżających się Rattataki. Ci doskoczyli do niego chwytając go w żelazny uścisk. Sapiąc z wysiłku, zaczęli się szamotać i bić

Nicci oddała dwa strzały w odległych piratów, w kolejnym ruchu obróciła się stawiając między sobą, a strzelcami żywą tarczę. Dwoma szerokimi machnięciami ręki posłała śmiercionośne rzutki, przebijając gardła kolejnych piratów. W niecałą chwilę sześć istot wyzionęło ducha. Pozostali w tym sam Bruu, widząc że Aqualish szamocze się z dwoma osiłkami, rozpoczęli ostrzał w niespodziewane zagrożenie, masakrując przy tym pechowego Riccisa z wackiem na wierzchu.

Zabójczyni skoczyła w stronę martwych piratów w cieniu, próbując oddalić się od źródła światła przy platformie. Musiała skorzystać z fioletowej klingi swojego miecza by poradzić sobie z ostrzałem dziesięciu. Jej żywa tarcza długo nie utrzymała zmasowanego ostrzału, a i bolty leciały z szerszego kąta. Fioletowe ostrze zabuczało złowrogo odbijając to celniejsze strzały. Tylko po to żeby zaraz zgasnąć. Otaczając się mocą padła nagle i przeturlała się w bok.

Cisza, nagłe zniknięcie dziwnego źródła światła i przelatujące przez pustą przestrzeń bolty sprawiły, że piraci zgłupieli.
- Achuta!! Psia mać!! - przywódca bandy spanikował, pomimo braku oka miał lepszy wzrok niż reszta jego bandy i nie mógł dopatrzeć się kształtu leżącego ciała. Nie miał pojęcia co się stało. Piraci z uniesioną bronią gapili się w stronę ciemności, poniektórzy odruchowo sięgnęli po latarki. Jeden podbiegł do Bubu by kopniakiem wspomóc kompanów i położyć wielkoluda na ziemię. Strzał z blastera w nogę ostatecznie spacyfikował wielkoluda.

Stojący najbliżej przywódcy pirat nagle plunął do przodu krwią i padł z rozdartym gardłem płasko na ziemię. Bruu poczuł metalowy obiekt przylegający do jego pleców i usłyszał złowieszczy szept
- No czeeść... - wysyczała z satysfakcją, piraci wnet odwrócili się w stronę Grana i dojrzeli zabójczynię w nieoczekiwanym miejscu.
- Nie strzelać! Wstrzymać się! - na tą komendę podwładni zamarli, a Aqualish odetchnął od bycia kopanym. Mocno go stłukli w tym czasie i dziura w udzie ziajała bólem, nie stracił jednak większości sił. Nie był im również niczego dłużny. Jeden z łysoli splunął jeszcze na niego krwią, korzystając z szansy. Obojgu wybił chyba pozostałe zęby jakie mieli.

- Podoba Ci się taki rozwój sytuacji co? Podoba się? - jej podobało się to bardzo, miała teraz tyle możliwości by poprawić sobie nastrój.
- Czego chcesz?
- Tego co Ty. Satysfakcji - jej głos był pełen jadu. Bruu był bardziej niż pewien co to znaczy, postanowił jednak spróbować
- Dogadajmy się
- Dobra dogadamy się, zabiję pierw wszystkich Twoich ludzi, a na końcu Ciebie, zamiast zaczynać od Ciebie. Podoba się? - powiedziała nieco głośniej z nieukrywaną pewnością siebie. Mogła ich zabić. Wszystkich. Byli słabi, a warunki miała idealne.

- Nicci nie! Wystarczy już... - wtrącił się, próbujący wstać Bubu. Wiedział co się święci. Przeczucie, że znów będzie świadkiem tego. Nie chciał rozlewu krwi. Dali mu w kość, ale nie chciał być świadkiem kolejnej masakry. Pierw cywile, potem istoty z pałacu... nie tym razem. Wystarczy już.
- Jeśli go puszczę wolno, nasz mały sekret trochę się rozniesie nie sądzisz?
- Dostali za swoje, wystarczy. Nie pójdą do impów bo Ci ich najprędzej powieszą. Nikt z sanktuarium nie zadaje się z impami. Pozwól im odejść.
- Niby dlaczego? Chciał, to dostanie to na co czekał cały dzień! - ryknęła niezadowolona.
- Martwi nic nie powiedzą. - zaśmiała się. Miała już uruchomić miecz. Kilka błysków, a potem spreparuje pole walki. Nikt nic się nie dowie. Zadba o każdy detal. Będą se mogli oglądać ciała szpiedzy imperium. Hesh dostanie swoją beczkę, a potem w końcu wyniosą się z tej dziury
- Czy tego właśnie chcesz ją nauczyć? - zawołał desperacko. Jednak te słowa trafiły ją, celnie. Zastygła, coś ją ruszyło, coś sobie przypomniała. Piraci zaś zrobili się bardzo nerwowi. Mieli broń przy sobie. Część ich kamratów nie żyła i wyglądało na to, że ich przywódca zaraz dołączy do nieżyjących. Sytuacja żądała działania, a nerwy wisiały na włosku. Wahała się.

- Niech Twoi ludzi rzucą broń. Jak to zrobią mogą iść
- Rzućcie broń! I idźcie! - piraci popatrzyli po sobie
- Łajzy słuchajcie co mówię! - bronie padły na ziemię i pozostali ruszyli z pola walki w stronę sanktuarium, które było, jak na ironię o rzut beretem. Kilka istot obserwowało zajście z daleka z niemałym zainteresowaniem.

- Ty... - warknęła z niechęcią. Pragnęła go uśmiercić, albo torturować. Taaak, dałaby mu wycisk. Zamiast tego odcięła mu kaburę.
- Wciąż trzymasz ten blaster, rzuć go - usłuchał, a ta kopnęła go pod kolana i powaliła na brzuch. Siadła na nim i związała mu ręce sznurkiem od kabury.
- Zobaczmy, czy któryś z Twoich ludzi przyjdzie nad ranem po Ciebie, albo kto inny co by chciał wyrównać rachunki - rzuciła mu na odchodne, rozejrzała się. Wszystko odbyło się bardzo blisko pirackiej kryjówki. Wieści pewnie się już rozchodzą. Nie mogła nic na to poradzić i podbiegła do rannego Bulrenka.

- ściągasz kłopoty jak magnez. I ten pomysł z beczką... lepiej było wziąć kasę, a beczkę im zostawić. Akurat starczyłoby, a Ty odgrywasz jakieś scenki i odgrywasz gierki
- to Ty brałeś pieniądze z sejfu. Mogłeś podjąć temat pierwszy. Grałam w ciemno. I ciężko sobie radzę ze stresem
- Ty masz problem ze stresem? A co ja mam powiedzieć teraz? I tak poza tym nie dało się dostrzec wartości chipów w tamtych warunkach.
- pozwól, że zajmę się pierw Twoją nogą. Musimy szybko wejść do tej speluny i do Hesha załatwić to szybko - nie czekała na jego pozwolenie. Szybko wyciągnęła nóż i rozdarła przeszkadzający fragment spodni. Zbliżyła się znacznie. by przystąpić do leczenia. Rozcięła sobie dłoń na środku wewnętrznej dłoni, by ją przyłożyć.
- nie lubię mocy... i serio, musisz się ciąć do tego?
- zamknij się... tak jest szybciej i muszę się skupić - ustąpił. Zaś uczucie w nodze... było nawet przyjemne, choć niekomfortowe. Energia rozchodziła się z centrum rany w resztę miejsc dookoła przynosząc ulgę w bólu. Widział jednak, że kobieta cierpi z tego powodu. Miał kazać jej przestać, gdy zaraz to skończyła. Było to na prawdę szybkie.
- wstań zbieramy się - wytarła czoło z potu.
- teraz Ty idź przodem, muszę zebrać parę rzeczy, zaraz dołączę.
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Mistrz Gry » 20 Cze 2018, o 19:45

Stała bez ruchu, jej zmysły powoli potwierdzały, że wzrok się nie mylił. Im bardziej przyglądała się lądowisku, tym bardziej statku na nim nie było. Stał tam na pewno kiedy odlatywali z Thirenem, między pudłami a stertą skrzyń, przy których wił się wąż służący do tankowania. Związany bandyta westchnął ciężko, ostrze weszło przez szyję skutecznie zalewając krwią krtań. Leżał na ziemi puszczając bąbelki i topiąc się we własnej krwi. W niespełna minutę było po wszystkim.
- Kurwa kobieto, czy ty...nosz…
Bubu zorientował się czego brakowało. Ktoś ukradł ich frachtowiec. Zwyczajnie go zajebali. Wściekły walnął pięścią w wiezione na saniach pudło. Nicci powoli odwróciła się i wyciągnęła z martwego pirata sztylet. Właśnie zabiła jednego z najbardziej poszukiwanych przez łowców nagród bandytów, lecz było jej wszystko jedno. Ukradli jej statek. Machinalnie ruszyła w kierunku wejścia do sanktuarium. Bubu po chwili dołączył do niej, przez myśl przemknęło mu porzucenie swojej towarzyszki, lecz póki co nie chciał zostawiać z nią Chi Chi. Ruszyli razem i po krótkim spacerze znajomą drogą znaleźli się u wejścia do siedziby Hesh’a. Tym razem nikt ich nie zaczepiał, a i muzyka z Kantyny była jakby cichsza.
- To my, mamy coś dla ciebie.
- Wchodźcie.
Ortolanin przywitał ich w swoim biurze, wyglądał na zrelaksowanego. Aqualish był pewien, że to gra. Nikt nie śmiał nic zrobić bez wiedzy i zgody błękitnego słonika. Chwila milczenia została szybko przerwana przez gospodarza.
- Napijecie się czegoś? Widzę, że się obłowiliście.
Wskazał na skrzynię przytarganą na saniach. Ładunek rzeczywiście wyglądał dość imponująco. Czujne spojrzenie Nicci omiotło pomieszczenie.
- Gdzie jest Chi Chi?
- Uroczy urwis, bawi się z moimi córkami, zaraz ją wezwę, ale najpierw interesy. Co dla mnie macie.
- Patrz.
Wieko skrzyni odskoczyło z sykiem, a ortolanin z ciekawością zajrzał do środka. Przez chwilę oceniał znajdujący się w pojemniku przedmiot. Oczy znawcy prześlizgnęły się po ostrzeżeniach oraz tabliczce znamionowej.
- Jeżeli to jest pełne, to jesteście bogatsi o dwieście pięćdziesiąt tysięcy.
- Jest warta conajmniej milion - kobiea zaprotestowała pamiętając słowa kapitana. Ktoś tu chciał ich orżnąć.
- To znajdź kogoś kto kupi ją za milion. To gorący towar, można nim sobie poparzyć łapki.
- Odstąpimy ci go za trzysta tysięcy.
- Hahahaha, wymiana barterowa. A co mi tam mam dobry dzień.
Ortolanin wyciągnął tłustą łapkę do Bulrenka, a ten uścisnął niewielką prawicę. Wyglądało na to, że dobili targu. Kobiecie wciąż coś nie pasowało.
- Gdzie jest Chi Chi?
- Już idzie.
Ortolanin wcisnął łapką kilka przycisków i rzeczywiście po chwili do pomieszczenia wpadła rozchichotana dziewczynka. Gdy tylko zobaczyła Nicci, rzuciła się w jej ramiona. Kobieta uśmiechnęła się tuląc dziecko. Tuż za nią stał olbrzymi obcy, wyciągnął rękę gładząc włosy dziewczynki ale cofnął ją jakby zakłopotany. Gdy Chi Chi uwolniłą się z uścisku Chisski przytuliła nogę wielkoluda.
- Wujek Bubu. Bawiłyśmy się lalkami i pokazywałam Apecenie moje sztuczki.
- Tak, wasza córka jest bardzo uzdolniona.
Coś w głosie Ortolanina kazało się zastanowić nad jego intencjami. Nicci bardziej wyczuła tą drobną zmianę niż usłyszała, jej towarzysz zupełnie nie zwrócił na nią uwagi. Bubu Zachowywał się jakby nic się nie stało.
- Skoro już mamy 300 000 możemy zniknąć. Kiedy jesteś w stanie nas stąd zabrać?
- Biorąc pod uwagę wasz zatarg z Buurem cena powinna wzrosnąć. Dodatkowe ryzyko...
- Ale Buur nie żyje.
Kobieta przerwała patrząc prosto w oczy Hesha, czarne paciorki były nieprzeniknione i jeśli mężczyzna już o tym wiedział to nie dał po sobie znać.
- To faktycznie ułatwia sprawę.
- Ktoś ukradł nasz frachtowiec.
- A tak, smutny zbieg okoliczności, prosiłem Buura żeby tego nie robił. To psuje interesy, ale lądowiska są poza sanktuarium, więc moja władza tam nie sięga.
Kłamał, była pewna, że kłamie. Spojrzała na Aqualisha ten myślał podobnie, ale uspokoił ją gestem. Kolejna rzeź nie była potrzebna. Najwyraźniej bał się Nicci równie mocno jak jej wrogowie.
- Załóżmy, że to kupuję. Kiedy znikniemy?
- Pojutrze. Do tego czasu musicie znaleźć sobie jakiś nocleg.
- Tutaj?
- Niestety nie mogę was przenocować, mój pokój dla gości nie pomieści trzech osób.
Nicci była bliska wybuchu, a i Bubu wydawał się być wkurzony nagłą zmianą zachowania Ortolanina. Stary handlarz albo chciał się ich pozbyć albo coś kombinował. Bubu zastanawiał się skąd taka zmiana w zachowaniu starego przyjaciela. Z niedowierzaniem patrzył na swojego towarzysza. Gościł u niego i doskonale zdawał sobie sprawę, że w sanktuarium miejsca nie brakowało. Hesh zatem nie chciał ich gościć. Czy przyczyną była zakrwawiona po łokcie Nicci? Czy może podczas ich nieobecności Chi Chi powiedziała coś, co zmieniło podejście małego obcego? Bubu postanowił się dowiedzieć. Tylko jak to zrobić dyskretnie? Jego towarzyszka nie wyglądała na zadowoloną z odpowiedzi ortolanina.
- Nicci, daj mi chwilę i zajmij się małą. Spróbuję go przekonać po starej znajomości.
- Dobrze, byle nie za długo. Chodź Chi Chi poćwiczymy.
Kobieta wyostrzyła swoje zmysły Mocą, dzięki czemu mogła podsłuchiwać rozmowę, którą Bubu prowadził z Heshem w sąsiednim pokoju.
- Co cie strzeliło?
- Nie wiesz w co się pakujesz, spieprzaj od nich.
- Skoro nie wiem to może mnie oświecisz.
- Wieczorem, postanowiliśmy wykąpać małą. Ma na plecach tatuaż.
- No ma jakiś wzorek, wielkie mi co.
- To nie “jakiś wzorek” to symbol przynależności. Należy do Lady Alexis.
- Lady Co?
- Alexis, To bardzo bardzo zła i groźna kobieta. W półświatku nikt nie tyka jej własności. Jeżeli się dowie, że ukrywałem jej niewolnicę... Ja i moja rodzina jesteśmy martwi.
Słyszała nerwowe kroki Ortolanina oraz ciche sapanie Bubu. W końcu usłyszała najważniejsze pytanie.
- Kiedy tu będzie?
- Jutro. Nie mogę Ci pomóc, wybacz.
- Hesh… ty…
- Mam rodzinę, mam dla kogo żyć, dam wam te 300 000 tylko idźcie stąd.
Bubu wstał i usłyszała jak gwałtownie się zbliża, nie potrzebowała mocy. Stał nad nią i głośno powiedział.
- Musimy pogadać. Teraz.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Nicciterra » 22 Cze 2018, o 16:09

- Musimy pogadać. Teraz. - kobieta upewniła się, że stoi dwa metry od drzwi i, że nikt ich nie obserwuje. Dała znak Chi Chi by odsunęła się na chwilę, ta zaś z ciekawością obserwowała jak to żuwaczki Bubu, czy usta Nicci, żywo się poruszają, kiedy to nie było ich w ogóle słychać.
- Słusznie. Wal śmiało nikt nas nie słyszy - Bubu spojrzał na dziewczynkę i znów jego oczy utkwiły na twarzy Nicci. Wkurzyło go to jeszcze bardziej.
- Naszło Cię teraz na sarkazm?! - pokręcił głową
- Nie, po prostu nas teraz nie słychać. Sprawka Mocy. Nie chcę by ten zdrajca za drzwiami cokolwiek usłyszał. Słyszałam waszą rozmowę. Powinnam go była teraz zabić. - Nicci machnęła ręką, jakby to było oczywiste. Dupek skontaktował się z Lady Alexis.
- Żebym to ja Ciebie zaraz nie zabił! - paluchem szturchnął ją w pierś, aż musiała zrobić mały krok do tyłu. Nerwy miał na wyczerpaniu. Zacisnął pięści i aż cały się uniósł, gdy spięły mu się muskularne plecy. Czuła jego niechęć i obrzydzenie.
- Wiem, że...
- GÓWNO WIESZ!!! Ta cholerna Alexis, trzęsie całym podziemiem! Hesh sra w gacie jak o niej mówi!
- Mówiłam Ci, że Sithowie to nie przelewki. Skoro będzie już jutro musimy uciekać jak najszybciej. I... widzę co czujesz... Brzydzisz się mną...
- Jesteś morderczynią! Świrniętą morderczynią!!! Jakbyś mogła, zabiłabyś wszystkich! Nie nauczysz tego dziecka niczego dobrego!

- Ja...
- Skażesz to dziecko tylko na cierpienie!
- Uratowałam ją! Nic nie rozumiesz! Wiem więcej niż Ci się wydaje! Wiem co chcesz zrobić! Jeśli uważasz, że beze mnie podołasz zadaniu jesteś głupcem!
- Pieprzysz wariatko!! Chrzanisz. Powinnaś wrócić do dziury z której wypełzłaś wywłoko.
- Wariatko!? Wywł.. Poczekaj aż ta cała Lady się do Ciebie dobierze. Jeśli ten Anzata był dla Ciebie wystarczająco okropny, ona zrobi Ci z mózgu lepką papkę, zamieni w posłusznego pieska. Będziesz jej całował stopy... Muszę nauczyć Chi Chi kontrolować moc, by mogła ukrywać swoją obecność. Tego jej nie nauczysz! I w końcu Cię dorwie!
- Twoja pieprzona Moc! Chrzanić ją! Poradzę sobie bez niej! Spójrz na siebie! Znów jesteś we krwi! Pieprzona psychopatka... Widziałem ile Ci to sprawia radości! - chciał z nią skończyć. Był jednak pewien, że nie ma szans w starciu, choć mógłby ją po prostu zabić jedną ręką. Kobieta trzymała jedną dłoń blisko pasa, najwyraźniej czuła jego chęci, które się w nim zbierały. No i najważniejsze... nie przy dziecku, które jeszcze ją kocha... Sprawa była patowa. Nie mógł się jej tak o pozbyć. I najwidoczniej ani ona jego...
- Skończony ignorant! - Nicci również miała już go dosyć, przyprowadził ich do istot, które zamiast pomóc, więcej kłopotów im narobili. Chi Chi widząc i czując buzujące w jej opiekunach emocje zmartwiła się i przekroczyła sferę ciszy. Nietypowa para nagle spojrzała na dziecko, które jako jedyne trzymało ich relację w ryzach. Zmienili swoje postawy, złagodnieli. Nie chcąc skazywać małej na problemy, które ją teraz z pewnością przerastały.
- Co się dzieje wujku?
- Nic takiego - pochylili się nad dzieckiem oboje. Jednego byli pewni. Musieli uchronić dziewczynkę przed tamtą złą kobietą. Musieli współpracować.
- Bubu pójdzie do wujka Hesha po pieniądze teraz, a my przygotujemy się na podróż - dodała Nicci po czym spojrzała porozumiewawczo na towarzysza niedoli
- Załatwię jakieś speedery. Jesteśmy na Enarc. Musimy się dostać do głównego kosmoportu
- Rozumiem, że masz jakiś plan? - Aqualish założył ręce.
- Wiesz, że nie znam się na nawigacji. Nieraz musiałam podróżować. Samej to wychodziło łatwiej, ale mam Ciebie. Jakoś to zrobimy. Czekaj na zewnątrz, przy ścianie sanktuarium od strony lądowiska.
- Skąd weźmiesz speedery?
- Pożyczę - uśmiechnęła się szelmowsko, na co Bubu pokręcił głową. Nie protestował jednak, tylko machnął ręką i ruszył w stronę drzwi, z powrotem do Hesha.

Nicci może i nie była specjalistką od spraw technicznych, ale prowadzić speedery i je kraść potrafiła. Przez te lata nie powinno się wiele zmienić w konstrukcji tych prostych urządzeń.

***


- To bardzo ważne, słuchaj. Musisz tu poczekać chwilę. Ja dam Ci sygnał w Mocy, tak jak ćwiczyłyśmy. Sięgnę Mocą ku Tobie, poczujesz moją obecność i ruszysz w moim kierunku - dziewczynka wlepiła duże oczy w twarz kobiety i niechętnie kiwnęła główką. Nicci uśmiechnęła się i przytuliła ją, posłała ku niej kojącą moc.
- To nie potrwa długo, Bubu zaraz będzie. - powiedziała zostawiając małą w ciemnym kącie przy ścianie sanktuarium.

Ruszyła szybkim krokiem, by rozejrzeć się w okolicy za jakimiś maszynami, czy garażem. Piraci musieli gdzieś mieć jakiś sprzęt.

Znasz mój plan :>
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Mistrz Gry » 29 Cze 2018, o 22:43

Lecieli w stronę kosmoportu, silnik dudnił miarowo a przestrzeń znikała za rufą maszyny. Bubu siedział wkurwiony patrząc przed siebie i milcząc wrogo. Znała go już na tyle dobrze żeby widzieć symptomy wewnętrznej walki jaką ze sobą toczy. Póki co wygrywał i nie odezwał się nawet słowem, kiedy podleciała wielkim czerwonym speederem z chorągiewkami w czachy przyczepionymi z tyłu. Chi Chi była wniebowzięta. Maszyna faktycznie rzucała się nieco w oczy, ale była największa i najszybsza. Lecieli w milczeniu połykając kolejne kilometry. Dotarcie do kosmoportu byłoby bajecznie proste, ale to tam właśnie będą ich szukać. Drugi kosmoport znajdował się po przeciwnej stronie planety, kilka godzin drogi lecz dzięki szybkiej maszynie i szlakowi komunikacyjnemu mogli w miarę bezpiecznie dotrzeć na miejsce. Dziewczynka spała z tyłu kiedy dotarli na miejsce. Maszyna zboczyła w wąskie uliczki okalające olbrzymie lądowiska i magazyny. Kierowali się w stronę największych z nich.

- Wiem co mam robić, nie musisz mi tego powtarzać
- Świetnie!
- Nie.. Z resztą idź.
- Pilnuj małej.
Olbrzymi Aqualish ruszył zostawiając dziewczynkę pod opieką wariatki. Miał tylko nadzieję, że tym razem nikt nie zginie. Kobiety zawsze wszystko muszą komplikować. Wściekłość powoli schodziła z mężczyzny. Idiotka, gdyby nie mała… ach, zatem to łączy stare małżeństwa. Robił co mógł by tego uniknąć i prosze, wplątał się w związek ze zobowiązaniami i to jeszcze z kobietą. Ironia życia walnęła go w łeb kijem. Wstrząsnął ramionami. Miał zadanie i musiał się na nim skupić, paradoksalnie to go wyciszało. Wejście do kosmoportu i rozejrzenie się za pracą nie było trudne. Pracy nie było. Owszem cała masa drobnych przewoźników szukała członków załóg ale żaden z większych graczy nie werbował w ten sposób. Pozostała zatem druga opcja.

- Za mną, teraz w lewo i cicho.
Lądowisko 435-A było zajęte przez olbrzymi frachtowiec typu PCL27, należący do jednej z korporacji handlujących żywnością. Wystarczyło się włamać na pokład i voila. Z pewnością nie będą mieli problemów z wyżywieniem młodej. Bulrenk dowiedział się, że zgodnie z rozkładem maszyna wystartuje za sześć godzin. Plotki głosiły, że nie ma też pełnej załogi z racji realizacji oszczędności. Znacznie zwiększało to szanse włamywaczy.
- ukryję nas,
- Oby ta sztuczka zadziałała,
- nie martw się zadziała.
Podeszli do maszyny nie niepokojeni przez nikogo. Marynarz strzegący wejścia nie był wystarczającą przeszkodą, Nicci delikatnie odwróciła jego uwagę mocą, dając czas Aqualishowi na wniesienie Chi Chi do środka. Przekradli się korytarzem kryjąc się między kontenerami. Olbrzymie ładownie maszyny robiły wrażenie, w plątaninie kontenerów ustawionych na kilka pięter w górę łatwo można się było zgubić. Wybrali jeden z bezpieczniejszych wariantów schronienia.

Silniki olbrzyma wyły wprawiając w drgania kadłub, wyraźnie czuli przebijanie się przez atmosferę i gwałtowny spokój przestrzeni kosmicznej. W ładowni zrobiło się bardzo zimno. Naturalne chłodzenie towaru było zdecydowanie tańsze niż używanie kosztownych systemów regulacji klimatu. Bubu zaczął się trząść jak osika, ale dla obu kobiet chłód był bardzo przyjemny. Wychowane na zimnych planetach czuły się wreszcie jak u siebie. Z buzi Chi Chi nie schodził uśmiech. Rozglądała się uważnie i traktowała wszystko jak zabawę. Z pewnością nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji. Gwałtowne szarpnięcie zasygnalizowało wejście w nadprzestrzeń. Uciekli z Enarc.

- Bardzo dobrze, że mnie wezwałeś, ale nie rozumiem czemu ich nie zatrzymałeś.
- Ta kobieta włada mocą, i ma miecz świetlny.
- Skąd ta pewność?
- Mam swoje źródła. Poza tym wymordowała nim znaczną część załogi Buura, i jego samego też, odbijała mieczem strzały z blasterów.
- Dokąd się udali?
- nie wiem, przysięgam.
Ucisk na trąbce był bardzo bolesny, mimo że siedząca naprzeciw Hesha kobieta nawet nie drgnęła delektując się kieliszkiem wina. Spoglądała uważnie w pełne cierpienia oczka małego Ortolanina. Najwyraźniej była zadowolona z tego co w nich zobaczyła.
- Wierzę ci.
Uścisk zniknął a z trąbki polała się krew. Mężczyzna ciężko opadł na oparcie fotela. Oddychał głęboko. Ta kobieta go przerażała.
- Dowiem się dokąd uciekli. A teraz żegnam, nie jesteś mi już potrzebny.
Kobieta odwróciła się wychodząc. Hesh został sam, rozglądał się przez chwilę niepewnie, tak po prostu kupiła jego historię? Widać nie była… Rozmyślania przerwał mu brzęk tłuczonego szkła. Mały włochaty zabójca z nożem rzucił się w jego kierunku. Błękinoskóry zrobił unik i przeturlał się ku biurku. Blaster był na swoim miejscu. Kopnął w twarz przeciwnika odrzucając go od siebie. Blaster wyślizgnął się z rąk, zanurkował za nim fartem unikając ataku drugiego napastnika. Nie podda się tak łatwo pomyślał czując ostrze zagłębiające się w nodze. Namacał broń i wyjąc z bólu strzelił z bliska dwa razy. Przeciwnik upadł na plecy dysząc ciężko. Już zamierzał go dobić, gdy drugi z napastników skoczył na niego ciągnąc za uszy i bijąc po głowie. Rozpoczęła się walka wręcz, Hesh był silniejszy i większy. Nawet ranny poradził sobie z przeciwnikiem, kolejny strzał z blastera zakończył szarpaninę. Wstał krwawiąc z licznych ran, żadna z nich nie zagrażała jego życiu. Po raz kolejny mu się udało, będzie musiał zabrać swoją rodzinę i zniknąć na jakiś czas, na szczęście miał odłożone pieniądze. Utykając ruszył w stronę biurka, coś było bardzo nie tak. Obejrzał się.
Na podłodze w miejscu włochatego mordercy leżała jego żona. W piersi miała wypalone dwa otwory. Krzyknął rozpaczliwie kuśtykając w miejsce w którym powinno leżeć ciało drugiego napastnika. Apecena.
Uniósł blaster do góry próbując pociągnąć za spust, nie mógł tego zrobić.
- Nigdy nie próbuj mnie zdradzić. - W jego głowie rozległ się znajomy głos - Nie pozwalam ci się zabić, będziesz żył, i będziesz pamiętał co zrobiłeś. Wszyscy będą pamiętać.
Alexis pojawiła się w drzwiach niby demon, rzucona na Hesha i jego rodzinę iluzja była całkiem zabawna, ale teraz kiedy już ukarała zdrajcę, musiała zająć się odzyskaniem swojej własności. Ruszyła poszukać ludzi Buura, musieli coś wiedzieć o uciekającej przed nią dziewczynce. Obcasy rytmicznie stukały po korytarzu kiedy szła w stronę kantyny.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Nicciterra » 2 Lip 2018, o 15:22

Szeregi nierówno poukładanych kontenerów tworzyły swoistą mapę obiektu z trzema wejściami. Brak personelu uwidaczniał się w stanie podłogi, kurzu oraz chaosowi w ustawieniu towaru w ładowni. Nicci wybrała dwa kontenery jako kryjówki. Jeden pełen ziarna, w którym mogli się łatwo schować i drugi z kokosami, który był prawie pusty.

Znalezienie odpowiednich pojemników i ciche wdarcie się do nich pochłonęło czas w zastraszającym tempie. Mijała już kolejna godzina, gdy statek w końcu przystąpił do pokonywania atmosfery. Wkrótce doszło i do kontroli celnej na stacji. Korzystając z labiryntu kontenerów, Bubu wraz z Chi Chi zmienili kryjówkę, gdy sprawdzający towar zbliżali się do nich. Nicci posilając się mocą odwróciła ich uwagę, gdy tamci musieli wyjść z kontenera i ruszyć gdzie indziej. Zabawa w chowanego zaintrygowała Chi Chi, zaś Bubu powstrzymywał przyśpieszony oddech. Mijanie się z celnikami przypominało grę. Nieświadomi ludzie w końcu wyszli z ładowni. A statek w końcu wykonał skok. Udało się, opuścili planetę niezauważeni. Świadomość ta poprawiła wszystkim humor, lecz na krótko.

Rehelsei zorientowała się, że Bulrenk źle znosi warunki. Siedzieli w kącie prawie pustego kontenera a między nimi tkwiła śpiąca Chi Chi.
- Cholerne chłodzenie...
- Zimno Ci?
- Je-jeszcze się pytasz, nie widać!? Ja tu zamarzam. - kobieta spojrzała na ich nieliczne bagaże. Pieniądze i broń oraz jakieś niedawno ukradzione owoce. Temperatura była w sam raz, lecz dla Aqualisha było za zimno. Bubu nie mógł opanować drżenia. Nie mieli dodatkowych ubrań, ani przykrycia. Byli jednak bardzo zmęczeni podróżą i ciągłym wysiłkiem. Sen był im niezbędny, musieli odpocząć. Podniosła się wnet i usiadła z drugiej strony blisko faceta.
- Co tym razem przyszło Ci do głowy? - zapytał, widząc jak kobieta ściąga swój płaszcz
- Przyciśnij mnie do siebie i przykryj nas płaszczem
- Naszło Cię na pieszczoty? - włożył w te słowa tyle jadu ile mógł.
- Nie bądź głupi. Trzęsiesz się z zimna - nie zaprotestował i pozwolił się objąć kobiecie po czym przykrył ją i po części siebie wspomnianym płaszczem. Nie odzywali się do siebie. Oboje byli zmęczeni. Bubu jednak odczuł przyjemne ciepło bijące z drugiej osoby. Chociaż po części było mu mniej zimno. Nicci zaś jak rzadko kiedy mogła się wtulić w kogoś. Był lodowaty, ale mimo wszystko nieplanowana bliskość była kojąca dla wyczerpanej dwójki

Ciągle milczeli. Czekali, aż zaśnie drugie, co nie chciało od razu nastąpić... Nicci czekała cierpliwie, delikatnie posyłając Moc, by ukoić nerwy towarzysza. Stopniowe nasilanie sprawiło, że nie dostrzegł ingerencji. Gdy była pewna, że zasnął w końcu, sama zamknęła oczy i po dziesiątkach godzin ciągłej aktywności odpłynęła od razu...

...obudziło ją dziwne skrzeczenie Bubu. Z niechęcią otworzyła oczy w ciemnym kontenerze. Spała zdecydowanie za krótko. Towarzysz nadal miał zamknięte wszystkie oczy, acz z jego żuwaczek wyciekała dziwna żółta wydzielina. Zapaćkała jej włosy. Zerwała się z piersi olbrzyma budząc go jednocześnie
- ohyda... - kobieta próbowała pozbyć się gęstej wydzieliny z włosów, ściągając ją rękami i wycierając o okolicznego kokosa.
- zimno cholera - powiedział na dzień dobry zachrypniętym głosem
- I łeb mi pęka, chyba mnie coś bierze
- kurwa mać przeziębienie... - wybąkał, kiedy to próbował wytrzeć twarz.
- gdzie Chi Chi? - zapytał zaraz potem, jak poczuł że czegoś brakuje u jego drugiego boku. Kobieta spanikowała w pierwszym momencie, zaczerpnęła mocy z całych sił i zerwała się na nogi. Dziewczynka jednak musiała być blisko. Czuła, że jest blisko.
- Czuję, że jest nieopodal. Pójdę po nią, a potem postaram się znaleźć Ci jakieś inne miejsce na statku. Choroba cię trawi, trzeba Ci pomocy i warunków.
- Co zrobisz?
- Nie możemy zwrócić na siebie uwagi. To by dało jasny trop na nas i zwróciło uwagę innych sił. Nie wiemy też gdzie lecimy...
- Co, tak po prostu wyjdziesz i powiesz Hallo? Gdzie lecimy?
- Idę zrobić rozpoznanie na statku. Musisz wytrzymać. Wymyślę coś. Zajmij się Chi Chi.
- Ta... jasne. Ilu tym razem zabijesz? - zignorowała cynizm
- Pamiętasz, którędy idziesz jak ktoś będzie szedł w twoim kierunku?
- Nie rób ze mnie idioty
- Wrócę myślę za niedługo - wykrzywiła usta w niezadowolony grymas. Bulrenk działał jej na nerwy. Wyciszyła się, skupiła. Miała przed sobą trudne zadanie. Nie mogła dopuścić do śmierci Bubu. Chi Chi potrzebowała go. Nie był zły... tylko nie mógł dostrzec całości obrazka. Nigdy nie lubiła współpracować z innymi.

***


Załoga była kompletnie nieświadoma dodatkowych pasażerów. Wszyscy funkcjonowali wedle dziennego rytmu. Kapitan Rott palił papierosy samotnie w pustej kantynie dużego statku. Światła w obszernym miejscu były praktycznie wszystkie wygaszone, a za ladą nikogo nie było. Trzeba było samemu podejść i nalać sobie do szklanki. Większość nielicznej załogi jeszcze spała. Pierwszy dzień podróży właśnie się rozpoczął.

Kapitan czekał, aż wszyscy zbiorą się na codzienny briefing. Nie wszyscy przyszli. Jedenaście osób na piętnaście to już i tak był sukces. Była robota do wykonania, jak to zwykle zawsze jest coś do zrobienia, a z taką licznością personelu pracy było po prostu za dużo.

Lawrence Bettesk. Jeden z młodszych marynarzy. Dwudziesta ósma wiosna pękła mu właśnie wczoraj. Wciąż od lat na tym samym statku. Nudna praca rzucała go łatwo w wir rozrywki, albo w pijaństwo, kiedy to tylko była okazja. Na początku pracy obiecał sobie, że zbierze pieniądze, wróci na Corellię i zacznie nowe życie. Tym razem minął kolejny rok, a on swoje oszczędności wydał na dziwki, kiedy ostatnio byli na Zeltros... Impreza na której się wyszalał wspominał wczoraj, kiedy to dopijał resztki oszczędności w kantynie. Kapitan Rott może i był z niego kawał chuja, jeśli chodzi o pieniądze, ale dawał czas załodze, by się wyszaleć na postojach i tolerował co poniektóre odchyły.

Lawrence nie tyle co cierpiał na kaca, co na pustkę w środku. Gdzieś zawsze latał, odwiedzał światy tak jak sobie marzył i co? Znów musiałby słuchać Rotta jak to wszystko jest zjebane i jak mało zrobili ostatnio i jak to dużo ich roboty czeka. Tym razem, jak co poniektórzy mniej zadowoleni, nie udał się na poranną zjebę do kantyny.

Kapitan nie szczędził słów. Kucharz pokładowy zmarnował porcję jedzenia, do wyrzucenia poszło kilka skrzynek zepsutych warzyw. Mechanik nie zdał pełnego raportu o sprawności maszyny, kontenery zostały też źle policzone. Nie zgadzała się dokumentacja. Dwójka ludzi śmiała się z Rodianina co miał problemy z liczeniem. Bo niby mieli więcej kontenerów niż kiedykolwiek.
Dzienny opiernicz wnet przekierował się na pracowników ładowni, konkretnie operatorów wózków i ich "poukładania" kontenerów:
- Morgan, Frog, a wy z czego się śmiejecie? - łysawy już kapitan, prawie opluł się w swojej kolejnej to jednostronnej debacie. Niektórzy mówili, że opierdzielanie innych to jego ulubione zajęcie w pracy.
- Wiecie jak celnicy wkurwieni byli jak sprawdzali ładownie? Syf! Kto to kurwa układał?! Grozili mi karą i mi odpuścili tylko dlatego bo się znamy. A bym wam potrącił z pensji! Macie czas aż do końca skoku
- Pięć dni? - Morgan nie wytrzymał, z resztą był to nerwowy człowiek. Szpakowaty brodaty facet wyrzucił ręce do góry i pokręcił głową.
- Mamy na pokładzie tylko jeden wózek magnetyczny. Nie zdążymy. Ledwo co udało nam się to załadować w dwa dni, a w czwórkę żeśmy z Betteskiem i Colgo na pożyczonych od magazynu lepszych wózkach robili - dopowiedział Frog.
- Trzeba było kurwa dobrze zrobić, a nie na odpierdol. Macie zrobić tak by kary nie płacić. A jak nam wlepią karę to się skończą przyjemności. I przekażcie tym co na briefingu się nie pojawili, że ich zadaniem będzie szorować pokład, wszystkie używane i nieużywane kajuty, sektory, pomieszczenia techniczne i nietechniczne. Jak mi znów wykażą, że szczury się zalęgły, to się dobre skończy. Do roboty! - zaklaskał na koniec Rott, po czym wszyscy ruszyli w swoje strony. I tak briefing się zakończył. Każdy pokrzepiony słowem ruszył robić swoją pracę.



I tak pierwszy dzień skoku dla Lawrence zaczął się paskudnie. Trzeba było przyjść... Zabrał się za szorowanie nieużywanych kajut. Początkowo sprzątał z Colgo, ale przygłup zaczął go jak zwykle drażnić swoimi żarcikami i poszedł pracować sam.

Czas dłużył mu się niemiłosiernie. Kucharz dodatkowo przesolił zupę, a Rott najwidoczniej serio się wkurzył, bo zaczął sprawdzać jak idą postępy prac jego załogi. I słychać było jego nadęty głos z oddali statku raz po raz. Przyszedł w końcu oczekiwany wieczór, kiedy wszyscy już zostawiali robotę i szli do kantyny czy do swoich kajut. Facet stwierdził, że dziś musi się wyspać. Robota na kacu zdecydowanie nie idzie najlepiej.

Po oglądaniu jakiegoś holoserialu ułożył się wygodnie na łóżku i zgasił światło. Zamknął oczy i czekał na sen, kiedy to po jakimś czasie miał wrażenie, że coś słyszy. Poruszył się i wytężył słuch. Stwierdził, że to hipernapęd. Pewnie miał głośniejszą rotację. Wnet znów miał wrażenie, że coś słyszy. Otworzył oczy szeroko i poczuł wewnętrzny niepokój.
- słyszysz mnie? - usłyszał jakby głos z oddali. Szybko zapalił światło w kajucie i rozejrzał się dookoła. Nikogo nie było
- co jest? - zapytał szeptem sam siebie. Próbował pójść spać ponownie...

- czy mnie słyszysz? - tym razem głos był znacznie bliżej, tuż przy jego prawym uchu, aż facet podskoczył na łóżku i niemalże nie strącił lampki. W środku nadal nikogo nie było. Wstał i udał się do kantyny. Niepokój go nie opuszczał, choć ze zmianą pomieszczenia głosy zdawały się ucichnąć. Polał sobie mocniejszego trunku i ukoił rozdrażniony umysł jednym solidnym łykiem. Stał nad ladą i wpatrywał się to w ciemniejsze nie oświetlone miejsca kantyny. Wyszukiwał kształtów których nie było, musiał napić się więcej.

- słyszysz mnie? - kobiecy głos znów się odezwał, tym razem za jego plecami. Obrócił się tak szybko, że szklanka wypadła mu z rąk, rozbijając się przed nim. W kantynie rozległ się hałas tłuczonego szkła. Lawrence nie mógł dopatrzeć się przyczyny kobiecego głosu. Nie mieli żadnej kobiety na pokładzie. Po chwili zwabiony hałasem Frog przyszedł do kantyny. Próbował spać ale został właśnie obudzony.
- Coś się stało? - zapytał zaintrygowany. Dawno nie widział kogoś tak przerażonego, aż i jemu udzielił się ten nastrój.

- A nic... szklanka wypadła mi z ręki - odpowiedział dopiero po chwili
- Wszystko okej? Nie pij więcej i idź spać co?
- Masz rację... chyba mi wystarczy - odpowiedział po czym zaczął zbierać szkło z podłogi. Frog zostawił go z robotą i wrócił do kajuty, która była zaraz obok.

Zebrał szkło, chciał chwycić butelkę, by ją zabrać ze sobą, ale jej już nie było na ladzie. Zgłupiał gdy kładł rozbite fragmenty na blat.

- Czy możesz mnie usłyszeć? - głos nie dawał za wygraną i znów się odezwał. Brzmiał jakoś smutno... i był intrygujący. Postanowił odpowiedzieć nie widząc innej opcji
- Słyszę Cię... Kim jesteś? - powiedział ciszej i zapytał się. Obrócił się tym razem wolniej w stronę głosu, starając się nic nie przeoczyć. Niczego przed nim nie było
- Jestem... po prostu. Tak jak Ty - głos tym razem uderzył od lewej strony rzucając mężczyznę znów w dezorientację. Enigmatyczna odpowiedź nie uspokoiła mężczyzny
- Moc przemawia do Ciebie... - syczący szept dotarł jego prawego ucha. Głos był bardzo blisko, aż machnął ręką, jakby chciał odgonić ducha.
- Czego chcesz?! Zostaw mnie w spokoju! - głos jednak nie odpuszczał, w odstępach czasu, raz po raz, to syczał to zawodził z różnych stron i dystansów. Głos zdawał się być wszędzie

- Możesz być lepszy!
- Marniejesz...
- Możesz więcej!
- Zatracasz się...
- Możesz być...
- Zawiodłeś...


- Czego chcesz ode mnie!!?? CZEGO CHCESZ!!?? - człowiek krzyknął z całych sił i czekał na odpowiedź. Nie naszła od razu...

- Pomóż... odzyskaj siebie...
- Co mam zrobić?! Powiedz! Czego ode mnie chcesz?! - spocony mężczyzna czekał na odpowiedzi. Czekał i czekał. Nie otrzymał jej jednak. Postanowił jednak pójść spać, chyba weźmie coś na sen. Frog obserwował jak ten idzie w stronę swojej kajuty. Z przerażeniem słuchał, jak tamten krzyczał w nicość kantyny. Dla Froga ten facet po prostu oszalał, albo wziął coś za mocnego i miał halucynacje. Postanowił go zostawić samemu sobie i poszedł spać.

Tuż przed drzwiami jego kajuty głos z oddali znów się odezwał.
- Tutaj... - mężczyzna po chwili zwątpienia ruszył w kierunku zawodzenia. Czuł się jak we śnie, jakby działo się coś surrealistycznego. Tracił zmysły? To musiał być sen. Czy może jednak opowieści o Mocy były prawdziwe? Legendy dla dzieci? Strach przed nieznanym, ale również i ciekawość pchnęła człowieka, by podążać za tajemniczym głosem. Szedł przez ładownie stawiając powoli kroki jakby zaraz miało się coś stać. Wabiony dotarł w końcu do delikatnie uchylonego kontenera, zajrzał do środka i ujrzał obcego trzęsącego się z zimna. Nie było z nim dobrze. Wyglądał na chorego, zmaltretowanego i biednego
- Uratuj go... proszę... - głos brzmiał błagalnie, jakby płakał.

*** Kilka godzin wcześniej ***

- Sprawa wygląda tak. Czekasz tu bezbronny i chory. Przyjdzie do ciebie facet..
- Mam tu siedzieć dalej i marnieć!? Chcesz mnie zabić tak?! - przerwał jej
- Przyjdzie do Ciebie gość który będzie Ci chciał pomóc..
- A niby dlaczego miałby mi pomagać jakiś obcy koleś?!
- Możesz mi nie przerywać? Musisz odgrywać pierdołę, którą trzeba uratować i o której nie mogą się inni dowiedzieć. Zabierze Cie do kajuty. Będzie Ci ciepło. Odegraj scenę jakbyś był tylko Ty i ledwo przeżyłeś. Uciekasz bo Cię źli ludzie ścigają
- To jakiś absurd
- Zaufaj mi. Będzie chciał Ci pomóc. Sprawiaj wrażenie, że jej potrzebujesz. Rozumiesz? Jesteś chory i biedny
- A jak będzie zadawał pytania to niby co mam mu powiedzieć?
- Wszystko co wymyślisz. Uciekłeś z Enarc. Uratowałeś ludzi wbrew rozkazom czy coś i tak dalej. Masz być tym dobrym, ściganym przez tych złych. I jedynego czego potrzebujesz to wydostać się ze statku niepostrzeżenie na najbliższej planecie. I dowiedz się gdzie lecimy. Odwiedzę Cię nie martw się. A i Chi Chi da sobie radę tutaj. Będę z nią przez większość czasu.
- Co Ty kombinujesz? - kobieta zbliżyła twarz nadając swoim słowom większą wartość
- Wolisz bym wymordowała załogę, czy może wolisz umrzeć tutaj, czy może zostać przez nich schwytany? Jeśli żadna z rzeczy Ci się nie podoba to robimy to wedle planu. Nikt nie zginie
- Trzymam Cię za słowo.
- Musimy tak zrobić. Podsłuchałam, że będą tutaj pracować i układać kontenery. Samą Chi Chi będzie łatwo ukryć. Gorzej z Tobą. Wykończysz się tu.
- Ta... dziś słyszałem jak chodziła dwójka i gadała coś do siebie. Trzymali mnie w niepewności kilka godzin...
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Mistrz Gry » 30 Lip 2018, o 18:26

Ciepło rozgrzewało mięśnie przywracając powoli życie i energię w olbrzymie ciało Aqualisha. Lawrence patrzył na rozmarzającego obcego z nutką zakłopotania i niepokoju. Kiedy głos prosił go o pomoc spodziewał się spotkać jakiegoś wychudzonego zaszczutego wypierdka, którego z łatwością ukryje pod łóżkiem. Dwumetrowy obcy z barami jak szafa z pewnością nie ukryje się niezauważony na pokładzie. W dodatku… kurwa, to nie była najmądrzejsza decyzja w jego życiu. Czarne i zamglone oczy aqualisha zaczęły odzyskiwać blask. Szybko ciemniały i po chwili patrzyły na swojego wybawiciela. Młody marynarz nie czuł się jak bohater, z zakłopotaniem zmierzwił włosy ręką, jakby ten ruch mógł mu pomóc w ogarnięciu prawie dwustukilogramowego problemu. Problem wyprostował się sięgając głową niemal do sufitu. Przenośny grzejnik, którego ciepło ożywiło obcego, był jedyną przeszkodą oddzielającą młodego marynarza od Bubu. Żuwaczki tego ostatniego poruszyły się powodując lekki atak paniki widoczny w oczach chłopaka. Z ledwością się opanował zmuszając się do stania w miejscu.
- Jestem Lawrence. - Chrząknął wyciągając rękę nad grzejnikiem w kierunku olbrzyma.
- Bulrenk, ale mów mi Bubu. - Obcy uścisnął wyciągniętą dłoń - Dziękuję. Uratowałeś mi życie.
Zdecydowanie za dużo oczu spoglądało z góry na Lawrenca, mężczyzna chrząknął i przypomniał sobie o trzymanym w dłoniach zawiniątku z kocem termicznym i żywnością. Spodziewał się człowieka, zabrał zatem nieco jedzenia, nie miał pojęcia co je ten obcy. Z pyska przypominał pająka, ale z pewnością nie urósł taki duży na muchach. Mimowolnie czuł obrzydzenie na myśl, że zobaczy jak owa istota je. Przemógł się jednak kolejny raz. Pamiętał o głosie, głosie który z pewnością nie należał do obcego.
- Mam jeszcze trochę żywności i ciepły koc. - Wyciągnął przed siebie zawiniątko. - Musimy wyłączyć grzejnik, podwyższona temperatura uruchomi czujniki i zwabi tu kogoś.
- Jeszcze chwila, - Obcy chłonął ciepło całym ciałem.
- Nie możemy ryzykować. - Chłopak kliknął przełącznikiem i do nagrzanego pomieszczenia znów zaczęły wciskać się macki mrozu.
Bulrenk wziął zawiniątko i zignorowawszy żywność owinął się kocem termicznym. Wyglądał dość komicznie w przymałym kocu, była to jednak jego jedyna ochrona przed zimnem. Oczy obcego szybko wychwyciły ukrytą w mroku kontenera niebieskoskórą. Chi-Chi najwyraźniej świetnie się bawiła, zaś jej starsza towarzyszka wyglądała na skupioną.
Lawrence nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest dyskretnie manipulowany. Kobieta uspokajała go i dwa razy niemal siłą powstrzymała przed ucieczką. W końcu osiągnęła swój cel. Gdy grzejnik zgasł pomieszczenie ponownie pogrążyło się w mroku.

***

Współpraca Aqualisha z Człowiekiem układała się świetnie, ten ostatni miał znacznie mniej pracy, a jego jedynym zajęciem stało się karmienie obcego. Bulrenk bardzo chętnie wykonywał pracę marynarza, dzięki czemu miał nie tylko zajęcie, ale i orientował się doskonale w zawartości jednostki i rozłożeniu kontenerów. Frachtowiec kursował na trasie Enarc - Eriadu - Yag’Dhul - Abregado-rae. Ta ostatnia lokacja słynna była ze swoich przemytników i piratów. Jeżeli gdzieś mieli zniknąć to właśnie tam. Bubu nie omieszkał podzielić się dobrymi wieściami z towarzyszkami. Nicci i Chi-Chi bawiły się za to wyśmienicie. Nie dość, że mogły być ze sobą to jeszcze warunki klimatyczne były wręcz wymarzone dla zimnolubnych obcych. Młoda adeptka wykazywała olbrzymie wręcz postępy w kontroli Mocy, była naprawde utalentowanym dzieckiem. Nicci przyłapała się na tym, że porównuje się z dziewczynką. Przypominałą ją samą z okresu przed treningiem u sithów. Do przylotu zostało już tylko niespełna dwa dni, gdy wydarzyło się to.

***

Dziewczynka, skupiła się po raz kolejny z niezwykłą precyzją wykonując skomplikowane manewry śrubą. Chisska obserwowała z zadowoleniem olbrzymie postępy swojej nowej podopiecznej. Moc przepływała przez nie, łączyła i pomagała im zrozumieć siebie. Czuła szczęście swojej podopiecznej, jej spokój i coś jeszcze. Zareagowała instynktownie opuszczając tarcze ochronne. Otworzyła oczy spoglądając na Chi-Chi, która nagle zesztywniała i wpatrywała się w przestrzeń przeszywającym spojrzeniem. Powoli skupiła swój wzrok na niebieskoskórej.
- A więc to ty. Spodziewałam się, że spotkamy się twarzą w twarz, lecz Moc zadecydowała inaczej. - Głos dziecka był zmieniony, jakby osoba, która mówiła nie była przyzwyczajona do takiego wypowiadania się. Mimo to mogła domyślić się kim jest jej rozmówca. Tylko jedna mocowładna i potężna istota mogła ścigać Chi-Chi.
- Masz coś co należy do mnie. - Głos kontynuował wypowiedź, a Nicciterra czuła przez Moc ciemną aurę rozmówcy aurę, którą nagle przesiąkła jej towarzyszka.
- Alexis… - wyszeptała; może i nie miała okazji dowiedzieć się czy rzeczywiście nosi tytuł, ale emanująca mroczna energia i umiejętności prześladowczyni mówiły same za siebie. Wolała też nie umniejszać nieznanej Sith.
- Darth Alexis - Poprawiła się. W pierwszej chwili zaskoczona rozszerzyła oczy i zacisnęła zęby. Ręka drgnęła, chcąc sięgnąć po broń, ale nie ruszyła się. Nagle dotarło do niej, że jej wszelkie starania spełzły na niczym. Przeliczyła się, nie miała pojęcia z kim zadarła. Nie mogła przed nią uciec… nie z Chi-Chi. Jej podopieczna nie potrafiła jeszcze odpowiednio się ukrywać. Bała się trafić z powrotem do niewoli nie po tym wszystkim...
- Co mogę dla Ciebie zrobić? - pochyliła czoło ze strachu, tak jak kiedyś.
- Znasz moje imię, Imponujące, zatem dołącz do mnie, służ mi, a przede wszystkim oddaj mi moją wychowankę.
Głos sączył się z ust dziewczynki, a znaczenie słów coraz bardziej dobijało kobietę. Prawie się udało, tyle wyrzeczeń, trupów, krwi, by teraz…
- Powiedz gdzie jesteś, a przylecę po was, będziesz moją uczennicą. - Głos kusił i uwodził, Nicci miała w pamięci “trening” jakiemu poddawał ją jej mistrz.
- Przyleć, powiem Ci gdzie… ale nie zasługuję na Twoją uwagę. Zabijesz mnie. - była bardziej niż pewna, że nie chce tego spotkania, które w jej aktualnej sytuacji było nieuniknione. Nie wierzyła w to, co mówi, ale czuła, że nie chce jej rozgniewać… wiedziała, co dzieje się później.
- NIe zabiję Cię, zasłużyłaś na moją uwagę ukrywając się tak długo. Będziesz cennym nabytkiem. - W głosie Kobiety brzmiał tryumf, wreszcie dopięła swego. - Powiedz dokąd lecicie.
- Eriadu, Pani, będziemy w kosmoporcie Eriadu.
- Doskonale, czekaj tam na mnie z dzieckiem. Przylecę niezwłocznie. Nie zawiedź mnie.
Dziewczynka ocknęła się z transu i widząc przerażone oblicze Nicci, rozpłakała się. Kobieta przytuliła swoją podopieczna. Ciepłe ciało dziecka przywarło do niej z ufnością. Dziecko wtuliło się w swoją opiekunkę nie zdając sobie sprawy z tego, co się stało. Nicci płakała obejmując drobną istotę.

***

Leżała na podłodze wijąc się z bólu. Rytuał który odprawiła, by przejąć kontrolę nad ciałem podopiecznej wymagał potęgi, która przewyższała jej możliwości. Był jednak sposób i ona nie zawahała się z niego skorzystać. Ból, gniew nienawiść i strach. Napędzające ciemną stronę mocy żądze skupione w jednym niewielkim pojemniczku z tajemniczą miksturą. Wystarczyło wetrzeć odrobinę w śluzówkę, by doznać niewyobrażalnego bólu. Konieczność użycia mikstury rodziła strach i nienawiść dla sprawczyni cierpienia. Ból i gniew były nieodłącznymi składnikami życia pradawnych Sihtów. Alexis wstała i z gniewem stwierdziła, że zanieczyściła podłogę. Ktoś jej za to zapłaci i będzie płacił długo. Wściekła sięgnęła po moc, lecz ta nie odpowiedziała. Olbrzymi wysiłek wyczerpał czarownicę. Upadła ponownie na podłogę i zapłakała. Służka weszła do pokoju zwabiona niepokojącymi dźwiękami i szybko cofnęła się za kotarę. Oby jej nie usłyszała. Dziewczyna drżała przerażona. Nigdy nie widziała swojej pani w takim stanie i nie znała nikogo kto by widział. Alexis powoli podniosła się z podłogi po czym krzyknęła wzywając służkę. Dziewczyna odruchowo wyszła z ukrycia. Był to jej ostatni błąd. Krzyki jeszcze przez długie godziny odbijały się w korytarzach wspaniałego pałacu. Poukrywani po kątach słudzy i niewolnice radowali się, że to nie ich krzyki, równocześnie przeklinając swój los. Zaś Pani odreagowywała na bezbronnej ofierze. Kilka godzin później Inflirtrator wystartował z prywatnego lądowiska zaś służba posprzątała to, co zostało po pokojówce. Nikt nie czekał na powrót mrocznej Lady.

Tymczasem frachtowiec zbliżał się do Eriadu, kontrola celna i dokowanie były formalnością. Znajomości i rutyna ułatwiały zdecydowanie załatwianie spraw. Olbrzym dokował przed dalszą podróżą, a Bulrenk ukrywał się wraz z dziewczynami w ładowniach. Owinięty w ciepły koc termiczny i wyposażony w gorący termos wydawał się być w dobrym humorze. Pewnie dlatego, że Nicci nic mu nie powiedziała o “wizycie” Alexis. Mówił więc o planach na przyszłość.
- Polecimy na Abregado-rae, znam tam gości, którzy pomogą nam zniknąć. To idealne miejsce dla takich jak my. Tym razem się uda, mamy kupę kasy od Hesha i w dodatku nikt nie będzie nas tu szukał. Ten Lawrence to całkiem wporzo gość, no i mamy pierwszy raz szansę ogarnąć to wszystko.
Był naprawdę rozentuzjazmowany, nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia, albo miał jakiś plan. Nicci nie była pewna, co jest gorsze.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Nicciterra » 1 Sie 2018, o 15:53

Otarła łzy i przyjrzała się dziecku. Nie zasługiwała na ten los, ale Darth Alexis nie spocznie, dopóki jej nie odzyska. Mogliby dalej uciekać, ale Sith mogła wejść w ciało małej i w ten sposób dowiedzieć się gdzie się ukrywają. Żeby móc coś takiego zrobić, Alexis musiała posiadać ogromną moc. Nicci sama nie miała szans w starciu, była tego pewna. Była słaba, wciąż słaba. Nie widziała innego wyboru jak pokłonić się potężnej Alexis, zakamuflować swoje pragnienia i służyć jej do momentu, aż znajdzie sposób, by skutecznie ukryć ich dwójkę przed nią. Istniała szansa, że nigdy jej się to nie uda... ale to było lepsze niż nie mieć żadnego wpływu na los dziewczynki i po prostu zginąć w straceńczej walce albo może nie miała odwagi stawić czoła potężnej Sith. Nienawidziła i bała się Sithów z całego serca. Wiedziała do czego są zdolni...

- Chi Chi, jeśli przyjdzie czas... będziesz silna?
- Tak, postaram się
- To będzie długi i trudny czas - przytuliła mocniej dziecko, to było beznadziejne. Nie była nawet w stanie powiedzieć co ją czeka. Może śmierć byłaby lepsza? Nie mogłaby jednak tego jej zrobić. Zasługiwała na lepszy los, a jednak...
- Co się dzieje?
- Wkrótce się dowiesz... - nie mogła płoszyć dziecka, póki jej ufało. Nienawidziła się, że tego się dopuści, że nie jest w stanie zrobić coś innego. Nie miała nikogo kto by jej potrafił pomóc. A ona nie widziała innej drogi.

***


- Super, a teraz daj mi spokój - wybąkała Nicci obracając się w stercie kokosów, starając się zbyć uwagę Bubu.
- Nicci co Cię znów ugryzło? Wszystko idzie zgodnie z Twoim planem. Jestem pod wrażeniem.
- Samice ssaków mają czasem problem, skorzystaj z encyklopedii jak nie wiesz o co chodzi, a teraz się odczep. - Bulrenk nie naciskał i zaczął skupiać swoją uwagę na Chi Chi. Kobietę gryzł również fakt, że przez tyle czasu jej towarzyszył i nic nie udało im się osiągnąć... Nie doleciała do domu, nie uciekną przed Alexis, a on nawet nie otrzymał tych pięciu tysięcy, choć ciągle ryzykował dla niej życiem. Zasługiwał na coś za to wszystko co dla niej zrobił, mimo tego, że się nie udało. Musiała tylko poczekać do wieczora i wyślizgnie się z Chi Chi do kosmoportu.

***


- To wszystko na dziś Bubu - powiedział Lawrence drapiąc się po głowie. Zostawił obcego przy ładowni, wiedząc, że nikt ich nie śledzi. Aqualsih wrócił do swojej kryjówki, nie zastał jednak Nicci, ani Chi Chi. Na środku leżał jednak widoczny datapad, jakby został tam specjalnie położony. Podniósł go i dostrzegł, że jest otwarty jakiś plik tekstowy. Zaczął czytać treść:

Bubu, zostałyśmy znalezione przez Darth Alexis. Znalazła nas w mocy i zmusiła do posłuszeństwa. Zawiodłam. Nie zdołałam dziewczynki nauczyć na czas wszystkiego, by się ukryć. Ty jednak nie musisz ginąć. Nie szukaj nas, bo zginiesz. Weź pieniądze, uciekaj i żyj. W schowanej w kokosach walizce zostawiłam Ci dwieście tysięcy. Żegnaj. Re.

*** W wynajętym pokoju w kosmoporcie Eriadu ***


- Nicci boję się... Co z nami będzie? - powiedziała, kiedy kobieta zamknęła drzwi od pokoju, ta podeszła z dziwnie obojętną miną.
- Będziemy służyć kobiecie, która przybędzie wkrótce
- Dlaczego?
- Ponieważ jestem słaba i nie jestem w stanie Cię ochronić - kucnęła i popatrzyła się w jej oczy. Robiła wszystko by zamknąć kłębiące się w środku emocje.
- Zawiodłam Cię Chi Chi... nie nadaję się na matkę - przytuliła ją raz jeszcze i puściła dziecko. Była inna, jakby zimna i nieobecna. Dziewczynka nie poznała jej, aż zaniemówiła. Nicci odsunęła się od dziecka i dała znak by ta czekała.

Sięgnęła ciemnej strony mocy, otoczyła się nią, nasączyła, wyciągnęła ją ze środka. Wezbrała w sobie chęć zemsty, żądze i nienawiść. Wzniosła się trzy centymetry nad ziemią i uniosła wzrok w stronę sufitu, zamknęła oczy i rozłożyła ręce. Ujawniła swoją plugawą obecność w mocy by uwidocznić Alexis gdzie jest i że czeka na nią.
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Mistrz Gry » 1 Wrz 2018, o 21:45

Muzyka

Aqualish szedł z torbą wypchaną pieniędzmi, w olbrzymie walczyły dwie emocje. Instynkt samozachowawczy nakazujący uciekać, ścierał się z czymś czego świadomości do tej pory nie miał. Miłość. Przeklęte uczucie nakazujące ludziom wykonywać zupełnie nieracjonalne czynności. Czemu to musi być takie trudne. Szedł coraz szybciej opuszczając kosmoport. Cholerna dziwka, powinien był ją zabić kiedy miał okazję. Nie ufaj nikomu, nigdy. Bulrenk zmienił kierunek marszu, szedł teraz w stronę podrzędnych barów i kantyn. W torbie oprócz kredytów spoczywał jego blaster.

Pogoda na Eriadu nie należała do najstabilniejszych, zindustrializowana planeta zdawała się płakać nad swoim losem. Gęste krople deszczu uderzały o lądującą jednostkę. Siedząca za sterem istota sprawnie manewrowała maszyną. Precyzyjne przyziemienie było konsekwencją łagodnego manewru. Potężna pasażerka otworzyła oczy. Moc wskazywała jej cel, nadawała sens życiu i umacniała potęgę. Jej potencjalna następczyni była tutaj, wraz z tą… Suką. W trakcie lotu wściekłość czarownicy wygasła. Wiedziała już co musi zrobić, skończyła splatać jedno z najpotężniejszych znanych jej zaklęć. Uśmiechnęła się delikatnie czując spływającą po czole krople potu, do tej pory tylko raz użyła tego czaru, tysiące lat temu, ciekawe... doświadczenie. Silniki ucichły dając znać, że można już opuścić maszynę. Nie byłaby kobietą, gdyby nie rzuciła okiem w lustro. Piękne czarne włosy długimi swobodnymi falami spływały na kark i ramiona. Czarna jak mrok suknia przylegała do ciała podkreślając aż nadto kobiece kształty, w rozcięciach od czasu do czasu błyskała smukła i kształtna noga. Szerokie rękawy skrywały ręce. Szeroki pas owijał się wokół brzucha podkreślając szczupłą sylwetkę i maskując zarazem kilka użytecznych drobiazgów. Jednym z nich był podwójny miecz świetlny. Była przygotowana na wojnę. Obuta w wysokie buty na obcasie stopa stanęła na mokrym lądowisku.

Nicci czekała w milczeniu ignorując strach i przerażenie swojej podopiecznej. Alexis pozwoliła jej wyczuć swoją obecność. Mistrzyni zbliżała się nieubłaganie, ostatkiem sił Chisska zapragnęła żeby to się już skończyło, strach ból wspomnienia. Pragnęła uciec przed tym, ale było już za późno. Drzwi otworzyły się powoli i jej oczom ukazała się nieziemsko piękna kobieta spoglądająca z uśmiechem na medytujacą niebieskoskórą. Chi Chi zamarła z przerażenia.
- Pani...
- Qâzoi Kyantuska!
Czar uderzył w Nicci bez ostrzeżenia, przełamując bariery miażdząc wolę i otumaniając umysł. Upadła na plecy wyginając się w spazmie bólu. Dziewczynka dopadła do niej starając się pomóc swojej opiekunce. Nie wiedziała co robić. Nie mogła zrobić nic. Magia Sith oplatała ciało błękitnoskórej zabójczyni, wiążąc jej wolę i uwalniając pradawną moc. Alexis doskonale kontrolowała przebieg zaklęcia, do momentu, w którym jej uwaga nie była już niezbędna.
- Nic Ci nie zrobiła moje dziecko?
- ?
- Martwiłam się o Ciebie, bardzo się martwiłam. - głos kobiety był łagodny i tak bardzo piękny, aż chciało się jej wierzyć. - Choć ze mną, zaraz będzie po wszystkim.
- Ale skrzywdziłaś…- dziewczynka pociągnęła nosem, cofając się do kanapy.
- Nie, zobacz budzi się, uwolniłam ją…
Wreszcie wolna, krew buzowała w żyłach, odwieczny gniew płonął w głowie, zdrajcy wszędzie zdrajcy. I Pani, która jest dobra i uwolniła ją, zajmie się Chi Chi, tak żeby nikt jej nie skrzywdził. Wie kto może chcieć porwać dziewczynkę, nie pozwoli mu na to, nikt nie skrzywdzi Chi chi. Z przeciągłym jękiem chisska otworzyła oczy ukłoniła się przed Alexis i uśmiechnęła do dziewczynki.
- Jestem na rozkazy Pani.
- Za cztery godziny odlatujemy, do tego czasu znajdź go i zabij. Nie zawiedź nas.
- Nie zawiodę.
Błękitnoskóra w ułamku sekundy była na nogach, chwyciła miecz i ruszyła w głąb korytarza. Zagłębiła się w mocy szukając znajomego tropu, wciąż był na planecie, niedaleko. Poszła za tropem przemieszczając się w cieniach, już wkrótce uszczęśliwi Chi Chi i Panią, przyniesie jej głowę Bubu.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Poprzednia

Wróć do Archiwum

cron