Kręciło jej się w głowie, alkohol zupełnie ją odurzył. Wczorajszy dzień wydawał się być jakby za mgłą. Napój Aqualisha wywołał słuszne wymioty. Wróciła i widząc, cieszącą się jakby nigdy nic Chichi, nie powstrzymała się od uniesienia kącików ust. Dziecięce szczęście odgoniło po części uczucie pustki i nudności związanej z zatruciem. Nie potrafiła nic przełknąć, ale milcząco z niewielkim uśmiechem przypatrywała się dziecku. Na jej pytanie odpowiedziała dopiero po tym, jak Bubu zwrócił jej uwagę.
- Potrenujemy, tylko potrzebuję się doprowadzić do ładu i składu - zamknęła oczy w szerokim szczęśliwym uśmiechu
- muszę dojść do siebie, ale obiecuję, że potrenujemy dziś przed snem - przeniosła poważne spojrzenie na Bulrenka. Skrzyżowali spojrzenia nieco dłużej, lecz Nicci zmiękczyła oblicze unosząc brwi z ulgą na twarzy. Była mu wdzięczna za wsparcie, mimo że nieco wymusiła sytuację i postawiła go przed faktem.
- dziękuję Ci... doprowadzę się do porządku dziś, zajmij się małą na ten czas. - pozwoliła mu przetrawić tą wiadomość, po czym obdarowała go łagodnym uśmiechem
- nauczę ją jak leczyć i chronić, obiecuję - po czym opuściła wzrok. Ostatnie czyny wymagały głębokich przemyśleń. Ciemna Strona była w niej silna, poczuła jej potęgę i głód, który jakby wciąż łechtał czubek języka. Wnet czuła gorycz i wyrzuty sumienia, lecz to nie jej los był teraz najważniejszy.
Ta młoda Pantoranka została obdarzona brzemieniem. Jak ją poprowadzić przez życie, skoro ona sama sobie nie radziła? Całe życie spędziła na krawędzi szaleństwa i rozpaczy. Potrafiła tylko zabijać i ranić... Oddawała się pokusom rzezi i bezczeszczenia życia. Musiała zrobić wszystko, by Chichi nie sprowadzić do tego poziomu, ale czy da radę? Jak jej przedstawić Ciemną Stronę i nie sprowadzić na drogę obłędu? Czy nadawała się do tej roli? Czy i tutaj zawiedzie, tak jak zawiodła wiele razy przedtem? Czy może właśnie Moc dała jej szansę na odkupienie? Czy było jej to przeznaczone, czy może to kolejny żart losu?
Pytania narastały w głowie Chisski, zaś Aqualish dostrzegł jej nieobecność i smutne zamyślenie
- pokażę małej parę ciekawych rzeczy - powiedział łagodnie, akceptując jej prośbę.
- zjadłaś już? No to teraz chodź ze mną do kokpitu! Pokażę Ci jak działa nawigacja!
- oo! A to te nudne zera i jedynki?
- chodź zobaczysz. I zaraz, zaraz... zera jedynki nie są nudne, dobra? - przekrzywił głowę sugerując delikatne ostrzeżenie i zaprosił gestem chichoczącą Chich. Nicci została sama, ale potrzebowała większego wyciszenia. Udała się do ładowni.
Usiadła w pozycji lotosu. Głowa ją jeszcze bolała, ale postanowiła to przezwyciężyć. Skupić się. Oddać się nurtowi. Szybko przyszły do niej wizje niedawnej rzezi. Emocje buzowały, chciały rzucić ją w bieg. Skupiła się na nich. Niech płyną, niech nabiorą mocy. Jeśli chce być wolna musi pierw ujarzmić siebie. Jeśli tego nie zrobi jej starania nauki dziecka nic nie dadzą. Zawiedzie i historia się powtórzy...
ZABIJ!!! WYRŻNIJ W PIEŃ!!! ZETNIJ GŁOWY!!! WYPRUJ FLAKI!!! ZABILI CI RODZINĘ!!! ZABIJ ICH RODZINY, TAK!!! TORTURUJ!!! PATRZ JAK CIERPIĄ!!!
NIE OSZCZĘDŹ NIKOGO!!! POSIEKAJ W KAWAŁECZKI!!! WYPIJ KREW!!! ROZRZUĆ WNĘTRZNOŚCI DOOKOŁA!!! DUŚ SKURWYSYNÓW!!! WYDŁUB IM OCZY!!! OBETNIJ PALCE!!! POŁAM KOŚCI!!!
SPRAW BY WRZESZCZELI!!! PORĄB NA MIAZGĘ!!! NIECH BŁAGAJĄ CIĘ O LITOŚĆ!!! NIECH MODLĄ SIĘ O TWOJĄ ŁASKĘ!!! ZABIŁAŚ TYLU JEDI, ZABIJESZ I KOLEJNYCH, NIKT NIE MA Z TOBĄ SZANS!!! NIECH SKŁADAJĄ OFIARY NA TWOJĄ CZEŚĆ!!!
JESTEŚ NIEPOKONANA!!! ZABIŁAŚ ANZATĘ, ZABIJESZ KAŻDEGO!!! NIC CIĘ NIE POWSTRZYMA!!! ZABIJ WSZYSTKICH LUDZI!!! WSZYSTKICH!!!
ZASŁUGUJĄ NA POWOLNĄ I BOLESNĄ ŚMIERĆ!!! NIE UFAJ NIKOMU!!! WSZYSCY CIĘ NIENAWIDZĄ!!! LUDZIE ZA WSZYSTKO ODPOWIADAJĄ!!! NIE SPOCZNIESZ DOPÓKI ICH WSZYSTKICH NIE WYBIJESZ!!!
ICH MIEJSCE TO PIACH!!! PUSTKA!!! NIEBYT!!!
Skrzywiła się mimo starań... Emocje głośno krzyczały w środku czaszki... tak właśnie wyglądało jej życie. Całe życie. Nic tylko krew i ból oraz ciągła pogoń. Pęd w niebyt. Obłędna pętla. Szaleńczy taniec ku śmierci. Ku końcowi i pustce. Klarowność w mocy w końcu pozwoliła jej to dostrzec w pełni.
Złożyła dłonie jakby do modlitwy i przyłożyła je do czoła.
Musi nad tym zapanować. Nigdy więcej nie popełnić tego błędu. Nie może się zatracić. Nigdy więcej. Miała teraz coś co dawało jej nadzieje i cel, który jest ponad własną korzyścią. Wierzyła, że Moc dała jej cel. Wydarzenia same na to wskazywały. I co lepsze czuła wewnątrz, że było to słuszne. Nie mogło być inaczej.
Potrafiła jednak korzystać tylko z Ciemnej Strony. I była pewna, że nie raz przyjdzie jej jeszcze walczyć, czy korzystać z Mocy. Nie może jednak opierać swej siły na tym co do tej pory pchało ją do przodu. Nienawiść w tak czystej postaci była zbyt destrukcyjna i nie do ujarzmienia. Jeśli nauczy tego Chichi, to niczego nie zmieni... jednak musiała jakoś być zdolna czerpać siłę. Nie mogła być słaba. Słabi nie mają prawa głosu. Tak działała ta galaktyka.
Wzięła kilka głębszych oddechów, aż w końcu odgoniła ponure myśli. Nie przyszło to od razu, ale w końcu się udało. Zaczęła wypełniać pustkę w głowie uśmiechniętą twarzą dziecka. To jej coś przypominało. Tak... życie miało i przyjazne barwy...
Zbierała owoce z mamą, a tato i bracia uczyli ją języka i szkolnych przedmiotów. Gotowała im jedzenie. Łatała dziury w roboczym kombinezonie ojca. O jaki był dumny z niej. Przypomniała sobie wnet Johna Durmana. Jaki był zaskoczony kiedy przygotowała mu csilliański przysmak marynarza. Jego zszokowaną minę, że na Tatooine można zjeść coś tak dobrego i niekoniecznie u Huttów w pałacu. Uśmiechał się jakby do matki, coś wspominał o niej, jak był pijany. Przypomniała sobie zawstydzoną twarz Connie jak zapytała ją o Derika. Dwa głupki zakochani byli w sobie, tylko nie chcieli się do tego przyznać. Ich powolna relacja rozkwitłaby i teraz, na pewno. No i zadowolona mina pokręconego Quorna jak dostał wielką michę wysmażonego mięsa. Futrował, tylko skrzydła mu drgały ze szczęścia...
Tak to były przyjemne momenty. Cieszyła się ich szczęściem. To było budujące i energetyzujące, napędzające. Chciała więcej. Skupiła się na tym, starała się ten malutki nurt nieco rozpędzić. Niech nabierze siły...
Otworzyła oczy i opuściła w końcu ręce. Uśmiechała się. Choć wiedziała, że głos nienawiści będzie jeszcze długo przeważał. Czekało ją dużo pracy, jeśli chciała coś zmienić. Bardzo dużo pracy. Kodeks Sithów mógł jej pomóc, o ile pokieruje się nim odpowiednio. Nigdy jeszcze nie zastanawiała się nad szczegółową interpretacją tych kilku wersów. Uznawała to do tej pory jako zwykły pretekst do bezeceństw i barbarzyństwa. Dopiero teraz, nie mając do czego się odwołać, mogła dostrzec wieloznaczność tych słów. Intuicja prowadziła kobietą bardziej, aniżeli zimna logika i dogłębna analiza.
***
Pierwsza teoria i praktyka na temat Mocy miała czekać małą Pantorankę. Nicci spędziła większość czasu w odosobnieniu by przygotować się do tej trudnej lekcji. Trudnej dla uczennicy, jak i nauczycielki.
Docierając do czekającej Nicci w ładowni, Chichi podbiegła radośnie do kobiety zadowolona z poświęcanej jej uwagi. Chciała się bawić. Moc to nie był jednak temat błahy. Dyscyplina była podstawą. Przytuliła dziecko podniosła i powiedziała jej z bliska
- Chichi teraz muszę powiedzieć Ci coś ważnego - spoważniała i postawiła ją z powrotem.
- Nauka i praktyka Mocy to nie jest zabawa. Musisz traktować to bardzo poważnie od samych początków. To też niebezpieczne zajęcie i bardzo odpowiedzialne. Nawet dorośli sobie z tym nie radzą. Rozumiesz? Musisz być ostrożna i słuchać co do Ciebie mówię oraz odpowiadaj mi na pytania szczerze, tak jak czujesz - dziewczynka pokiwała głową nieco zniecierpliwiona, acz starała się zachować wszelkie pozory powagi. Chisska klękła na jedno kolano zniżając się do poziomu dziecka i wyciągnęła przed siebie małą metalową nakrętkę. Obiekt spokojnie spoczywał w otwartej dłoni kobiety.
- Spróbuj swoją wolą unieść przedmiot - podniosła kąciki ust zachęcając dziecko do pozornie łatwego wysiłku. Mały pierścień szybko uniósł się na wysokość dziesięciu centymetrów i zatrzymał się rotując powoli.
- Dobrze, spróbuj unieść jeszcze wyżej - śrubka jednak nie chciała się unieść, pomimo niezadowolonego grymasu dziewczynki. Patrzyła się coraz mocniej w obiekt, lecz ten nie mógł się unieść wyżej. Frustracja szybko zaczęła się rysować na twarzy pantoranki
- Nie mogę! Coś mnie ogranicza!
- To ja. Właśnie siłujemy się. Ja staram się przyciągnąć śrubkę z powrotem, a Ty ją unieść. Jak myślisz, dlaczego nie może Ci się to udać? - dziewczynka zaprzestała starań i pytającym wzrok wlepiła w Nicci. Przedmiot opadł nienaturalnie powoli na dłoń kobiety.
- Jestem silniejsza. A w mocy objawia się to tym, że bardziej chcę i pragnę tego, by ta śrubka spoczęła w mojej ręce, niż Ty chcesz by się ona uniosła. - uniosła kąciki, rzucając małej wyzwanie
- rozumiesz? Spróbuj raz jeszcze - dziewczynka z wytężonym wzrokiem przekrzywiła głowę i odruchowo wyciągnęła napiętą prawą rączkę jakby chciała coś unieść. Nicci czując zwiększoną presję, pozwoliła unieść się nakrętce o centymetr wyżej
- o już lepiej. O czym pomyślałaś? - pytanie rozkojarzyło uczennicę, śrubka opadła z powrotem
- no, że chcę unieść śrubkę.
- Tylko tyle? To zdecydowanie za mało. Wiesz na czym ja się skupiłam? Na Twojej uśmiechniętej twarzy. Wyobraziłam sobie Ciebie dorosłą i szczęśliwą z mnóstwem przyjaciół, poczułam radość - wyjaśniła dziecku uśmiechając się
- poczułam potrzebę, że trzeba Cię tego nauczyć dobrze. Byś potrafiła sobie poradzić, to mnie zmotywowało do stawienia większego oporu. Martwię się o Ciebie oraz cieszę się, że jestem w stanie czegoś Cię nauczyć i wyniknie z tego coś dobrego. Czerpię teraz siłę z dwóch emocji. Skupiam się na nich, to dzięki nim chcę by ta śrubka spoczęła w mojej dłoni. Wiesz już jak teraz czerpać więcej mocy? Spróbuj. Pomyśl o czymś dobrym, dlaczego ta śrubka miałaby się unieść. Skup się na tym i pozwól temu płynąć. Jak poczujesz prąd, spróbuj nim chwycić i unieść śrubkę. Dobrze?
Dziecko przez dłuższą chwilę przybierało poważny wyraz twarzy i tym razem uniosło obie rączki. Wytężyła się pokazując ząbki w desperackiej minie. Nicci poczuła znacznie większy opór, aż napięła wyciągniętą rękę i zacisnęła zęby. Musiała się skupić by nie pozwolić śrubce unieść się o trzy centymetry, po czym zobaczyła, że dziecku zbiera się na płacz. Nagle przedmiot siłowania się wylądował z bolesnym uderzeniem w pięści nauczycielki, zaś uczennica przestała i rzuciła się by objąć Nicci.
- Nie chcę Cię stracić! Boję się! - kobieta pogłaskała ją po głowie i pocałowała w czoło
- Nie stracisz mnie, nie zostawię Cię. I powiem też, że możesz mieć na to wpływ. Jak nauczysz się korzystać odpowiedzialnie z mocy to będziesz zdolna osiągać swoje cele. Mówiłam, że nauka będzie jednak trudna i długa. Dasz radę kontynuować? - dziewczynka zacisnęła usta z determinacją i kiwnęła głową.
- Teraz musisz pojąć jak ważne jest kontrolować swoje emocje. Im bardziej potrafisz je trzymać na wodzy, tym bardziej możesz się na nich skupić, mogą one przyjąć wyższy wymiar, większą moc. I wtedy pchasz je przed siebie, nadajesz im formę i na przykład unosisz śrubkę z tą konkretną intencją - uśmiechnęła się znów, a dziecko zaraziło się nastrojem kobiety.
- Widzisz! Tyle mi sprawiasz radości, że jestem w stanie przezwyciężyć Twoje zmartwienia! Spróbuj czerpać siłę z pozytywnych emocji, ostatecznie są one silniejsze. Złymi się zajmiemy, jak opanujesz te dobre. Na razie ich nie mieszaj z Mocą dobrze? Nauczysz się w ten sposób też dyscypliny, która jest niezbędna do osiągania swoich marzeń, od Twojego nastawienia wiele zależy, rozumiesz?
- Tak!!! yy... chyba. Chyba rozumiem
- chyba?
- No tak! Rozumiem, rozumiem! A pokażesz mi jakieś sztuczki??
- To na sam koniec. Jak pozostaniesz skupiona! - popatrzyła karcąco, dla niej nikt nie był taki wyrozumiały i cierpliwy. Chichi szybko się poprawiła a po kolejnych treningach szybko się przekonała, że temat Mocy był wyjątkowo drażliwym tematem. Jej opiekunka potrafiła zamienić się w bezwzględną lodową skałę. Acz jak tylko szkolenie dobiegało końca zawsze dostawała drobną nagrodę i bawiły się razem. Nicci spędzała z nią mnóstwo czasu. Pokazywała jej jak szyć i naprawiać ubrania. Przez tydzień pomogła dziewczynce załatać dziurkę w jej pluszaku oraz dodać kilka detali. Kobieta stała się również nieco bardziej ciepła wobec Aqualisha, pytając się go o proste sprawy i ułatwiając mu życie.
- Jak się dziś czujesz? Chciałbyś coś zjeść? - zagaiła serdecznym tonem. Facet zaś wywalony leżał na kanapie i wybudził się z drzemki. Minął kolejny dzień w nadprzestrzeni, a kobieta kręciła się w okół niego coraz bardziej i bardziej. Była to pozytywna odmiana, ale...
- Czegoś chcesz ode mnie?
- Nic, tylko się pytam. Obudziłam Cię? Przepraszam, jakbyś chciał to przyjdź do mesy zrobię Ci coś do jedzenia - obdarowała go niezobowiązującym uśmiechem. Nic nie odpowiedział, a jego mimika twarzy wyrażałaby zdziwienie, o ile kobieta zdołałaby ją poprawnie odczytać. Chisska była zwyczajnie miła... wspomnienie o tym jak rechocząc biła go po twarzy metalowym prętem, jakoś go nieprzyjemnie podrzuciło na kanapie. Nie, to Chichi z zaskoczenia wskoczyła mu na brzuch, by się z nim powygłupiać
- Ha! Mam Cię! Buuuuu!
Podróż była rzeczywiście spokojna i nawet przyjemna. Poszarpane nerwy zdołały nieco ochłonąć, by znów się przygotować na kolejną przeprawę...
***
Ponownie była w bojowym nastroju. Otoczenie szybko ją zdenerwowało. Odruchowo chciała co poniektórych obdarować kpiącym szyderczym uśmieszkiem, ale się powstrzymywała. Była tu w konkretnym celu, miała zredukować swoją aktywność do niezbędnego minimum, byle by zdołać znaleźć sposób na ucieczkę. Wkrótce spotkali znajomego Bulrenka. Ortolianin zaprosił ich do pomieszczenia by obgadać temat nieco swobodniej. Nie pomogło to, słysząc żądania małego gospodarza. Kobieta w końcu podjęła się rozmowy, dopuszczona do głosu.
- Myślę, że mamy większość, ale wciąż to znacznie za mało no i nie możemy zostać całkiem bez grosza - zwróciła się do Aqualisha. Po czym popatrzyła na małego słonika. Pochyliła czoła na formalne przywitanie i poczęła mówić przyjaznym tonem.
- Nie miałam okazji się w pełni przedstawić gospodarzu. Zwą mnie Nicci Frost, ale na imię mam Rehelsei. To rzadkość poznać kogoś o tak przyjaznej aparycji, szczególnie jeśli chodzi o znajomych Bulrenka - pozwoliła sobie na taki drobny ironiczny żart w stronę Bubu, co niemal skwitował prychnięciem. Wiadomo kto tu miał "ciekawszych znajomych"
- Jak widzisz jesteśmy w tarapatach i tylko Ty możesz nas z tego wyciągnąć. Cieszy mnie Twoja chęć podania nam ręki, nie zapomnę tego. Rozumiem też wysokość ceny jaką określiłeś. Jesteśmy w stanie zapłacić Ci połowę tego teraz, nie licząc w tym statku. Zaś resztę... myślę, że na pewno jest coś co mogłabym dla Ciebie zrobić. Rozumiem, że wspomniany Thiren potrzebuje asysty. Jeśli mu pomogę uznasz resztę zapłaty? Czy może jak wykonamy dla Ciebie oba zadania, wtedy będziesz zadowolony? Sytuacja taka zmusiłaby nas do podzielenia się, a nie wyobrażam sobie zostawienia dziecka w niepowołanych rękach. To bardzo grzeczna istota i nie sprawia problemów. Czy na ten czas, dopóki nie zrobimy co należy, mógłbyś przydzielić jej bezpieczne miejsce? - znów pochyliła czoła i złożyła przed siebie dłonie w pokornym geście
- Proszę Cię.