Content

Archiwum

[ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Nicciterra » 25 Lut 2018, o 23:42

Przytuliła ją mocniej, posłała moc by ją delikatnie wysondować. Szukała jej cierpień, by je doświadczyć i w zamian przekazać swoje intencje i dać jej przede wszystkim uczucie, że nie jest sama, że ona tu jest i nie pozwoli już więcej czynić jej krzywdy. Pragnęła ją chronić i uratować.

Spojrzała wnet na swojego pilota. Głupiec nie miał pojęcia w co się wplątał. Nie czuła jednak żalu do jego osoby.
- Kim ty jesteś. Jak nisko trzeba upaść żeby zadawać się z takimi potworami.- gniew, niechęć, potępienie. Znała to bardzo dobrze, na tyle dobrze, że nie zrobiło to na niej najmniejszego wrażenia. W końcu nie musiała już przed nim niczego ukrywać. Mogli się dogadać. Albo polubownie potraktuje jej sprawę, albo go zmusi do posłuszeństwa.

- Już nigdy nie będziesz zmuszana do czynienia innym krzywdy i zrobię wszystko, by nikt i Ciebie nie krzywdził... -
powiedziała pewnym głosem do Chichi, acz załamał się on na sam koniec... Była w tym wszystkim kompletnie sama. Zdana tylko i wyłącznie na swoje zdolności. Nie miała szans w walce z Anzatą, a już na pewno nie z tą całą Lady Alexis, o której wspomniał ten potwór. Wstała wnet powoli wpatrując się w Bubu morderczym wzrokiem. Atmosfera się zagęściła między tą dwójką. Acz dziwne wrażenie współczucia z jego strony zasiało zwątpienie, że chyba powinna na jego temat wiedzieć więcej. Chyba.

- zabijam istoty, albo je chronię - w końcu odpowiedziała ponuro, zadzierając nos ku górze, jakby patrzyła na większego od siebie Aqualisha z wyższością. Nie spodobała mu się ta odpowiedź, a szczególnie jej charakter.
- tym razem chronię. Chronię przed... takimi jak ja - opuściła głowę i wyciągnęła z pokrowca podwójny miecz świetlny, ale nie włączyła go, jeszcze. Bubu jednak nie był głupi i domyślił się, że to może być broń. Zauważyła, że sięga po blaster, pozwoliła mu. Trzymał go przy boku w wyprostowanej ku dole ręce. Sądził, że ten gest przemówi jej do rozsądku.
- Pomożesz mi ją wywieźć stąd, w miejsce, gdzie nie dosięgną ją Sithowie, ani Imperium, ani Czarne Słońce, albo zmuszę Cię do pomocy - powiedziała to, wychodząc przed klęczące dziecko i stając naprzeciw swojemu towarzyszowi. Pojedyncze fioletowe ostrze miecza uwolniło się z rękojeści zapomnianej przez świat broni. Świetlna klinga zabuczała złowrogo, zbliżając się ku podłodze statku.
- Twój wybór? - zapytała cicho wwiercając wzrok w twarz pilota i zrobiła mały krok ku niemu, w pełni skupiona na ewentualnym zbliżającym się starciu.

<jeśli wyceluje w nią broń (co zakładam, że zrobi), Nicci przygotuje się do sparowania boltu. Przyjmuje defensywną postawę, acz będzie czynić konsekwentnie powoli kroki ku Bubu, pomimo jego ognia. Jeśli obróci się by uciec, zamiast doskakiwać do niego, rzuci mu sztylet w nogę by nie uciekał. Nie zada mu rany, gdy odpowie na pytanie lub powie coś istotnego w trakcie kroków ku niemu.>
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Mistrz Gry » 4 Mar 2018, o 16:28

Hahahahahaahhaaha - dudniący basowy śmiech był zarówno przerażający jak i zaskakujący zarazem. Olbrzymi Aqualish śmiał się na całe gardło zupełnie nie przejmując się przyglądającym się mu niebieskoskórym. Nicci przez chwilę miała wrażenie, że coś jest nie tak z jej mieczem, odruchowo rzuciła w dół wzrokiem. Nie, wszystko było w porządku, broń działała prawidłowo. Co zatem się stało? Bubu rechotał tak mocno że jego blaster upadł na podłogę, a po chwili dołączył do niego sam właściciel. Chisska stała teraz z włączonym mieczem nad chichoczącym i powoli uspokajającym się aqualishem.
- ahaha... ha.. uff. chyba się... popłakałem...hahah.. - Bubu powoli zbierał się do kupy starając się z wysiłkiem pozbierać z podłogi.
- Wyłącz tą świetlówkę, nie jest ci potrzebne. Musimy porozmawiać, ale najpierw zajmij się dzieciakiem.
- Pomożesz nam?
- Najpierw porozmawiamy, a potem...
- ...zadecydujemy
- Właśnie. Chyba powinniśmy szybko wystartować.


Bubu odwrócił się i jakby nigdy nic udał się w kierunku kokpitu, Nicci została sama z dziewczynką. Wyłączyła miecz. Będzie musiała się z nim rozmówić, ale fakt, najlepiej wtedy kiedy już opuszczą planetę. Chichi posłusznie poszła za swoją towarzyszką do jej kajuty. Podwójne piętrowe łóżko wreszcie mogło się przydać, Nicci ułożyła swoją podopieczną na dole, z łatwością chowając niewielki bagaż dziewczynki do schowka pod koją. Dziecko siedziało tam gdzie je posadziła i patrzyło na wszystko wielkimi oczami.
- jesteś głodna?
- Tak Pani.
- Nie musisz tak do mnie mówić.
- Wybacz Pa.. Przepraszam.

Dodała już szeptem spodziewając się kary. Serce błękitnoskórej zabójczyni rozrywało cierpienie, po raz drugi przeżywała wspomnienia ze szkolenia Sith. Tortury o których jej umysł starał się przez lata zapomnieć wróciły. Pamiętała wszystko tak jakby to wydarzyło się wczoraj. Musiało się to odbić na jej wyrazie warzy bowiem Chichi spojrzała na swoją opiekunkę i szybko zwiała w najciemniejszy kąt łóżka podciągając kolana pod brodę. Twarz Nicci była rzeczywiście straszna. Emocje które targały chisską gnały od miłości do nienawiści zaś ręka zacisnęła się na cylindrycznej rękojeści. Ktokolwiek spróbuje dostać dziecko będzie miał z nią do czynienia, wiedziała już że się nie zawaha. A czekała ją jeszcze rozmowa z Bubu. Opanowała się szybko starając się nie pokazywać Chichi spływających po policzkach łez.
- Przebiorę się tylko i zaraz przyniosę coś do jedzenia. Poczekaj chwilkę.
Drżenie przebiegło frachtowiec, to Bubu uruchomił silniki. Wejście w nadprzestrzeń złapało Nicci w kuchni, kończyła robić kanapki dla swojej podopiecznej. Kiedy wracała z talerzem do kajuty dostrzegła wychodzącego z kokpitu mężczyznę.
- Będę czekał w salonie,
- Dobrze.

Skinęła głową, wchodząc do kajuty, Dziewczynka nadal bała się jej i wykonywała wszelkie polecenia z mechanicznym posłuszeństwem. Kiedy przebierała ją w piżamę, zobaczyła blizny po razach. Nic się nie zmieniło, minęły tysiące lat ale nic się nie zmieniło... Nicci opuściła kajutę zostawiając za sobą uśpione dziecko. Ruszyła w kierunku salonu, jak dumnie nazywali półokrągły kawałek wolnej przestrzeni między Autochefem a toaletą. Na kanapie siedział a raczej półleżał rozwalony Bubu bawiąc się datapadem, na jej widok wyprostował się i zrobił jej miejsce. Nie usiadła stała w pewnej odległości od niego.
- Dobrze, musimy poważnie porozmawiać, jak dzieciak?
- Śpi.
- Wiem ile jesteś warta dla Czarnego Słońca.

Twarz Chisski nie drgnęła, mogła go zabić na przynajmniej dwanaście sposobów, tak by nie dowiedział się co go trafiło. Oczywiście nie potrafiła dość dobrze pilotować frachtowca lecz skoro poradziła sobie z klatką, to i z tym sobie poradzi.
- Nie byłaś ze mną szczera, domyślam się dlaczego. Ja też nie byłem. Mamy teraz trzy opcje. Możemy się pozabijać, co raczej nie satysfakcjonuje nikogo.
- Nie masz ze mną szans.
- Wiem, dlatego zablokowałem komputery w sterówce, jeśli zginę wy też zginiecie. Nie jestem samobójcą.

Aqualish wyglądał na pewnego siebie, lecz moc mówiła co innego, bał się. Bał się śmierci. Mimo to kontynuował bardzo spokojnym tonem, zabójczyni czuła, że obcy nie ma złych zamiarów, przynajmniej na razie.
- Możemy się rozejść, cóż to jedna z lepszych opcji, lub możemy sobie zaufać i pomóc sobie nawzajem. Zanim jednak podejmiesz decyzję pozwolisz, że powiem coś o sobie.
Aqualish wyprostował się i pociągnął łyka ze stojącej opodal kanapy butelki. W wyciągniętej ręce trzymał odpalony datapad, Nicci przyjęła urządzenie spoglądając na ekran. Widniała na nim znajoma twarz Aqualisha z wiele znaczącą kwotą 20 000 kredytów i znanym w całej galaktyce napisem poszukiwany żywy lub martwy. Zarzuty, działalność terrorystyczna, bardzo niebezpieczny

- Nazywam się Bulrenk Camagbush, jestem specjalistą od wyburzeń, a raczej byłem. Praca dla Imperium nie była zła, pomiatali mną ale nieźle płacili, niestety wpadłem w złe towarzystwo. Komórka tak zwanej Rebelii zrekrutowała mnie. Mieli swoje argumenty, to nie istotne... zgodziłem się im pomóc... W eksplozji zginęło 34 szturmowców i 76 cywilnych pracowników.
Za wolność!

Dodał zgorzkniałym tonem. Po raz kolejny pociągając z flaszki.
-Nie tak się umawiałem z rebeliantami. Doszło między nami do różnicy zdań na temat zabijania cywilów. W efekcie dyskusja przerodziła się w rękoczyny a komórka stała się uboższa o czterech członków. Rebelia wydała na mnie wyrok śmierci. Podobnie jak Imperium. Teraz jestem poszukiwany we wszystkich systemach a jak mnie znajdą zabiją. Dlatego przyjąłem twoją propozycję, przestrzeń Chissów nie brzmi źle. Dla kogoś takiego jak ja. To mogło być jedyne wyście. Jednak pojawiłaś się z Chichi, Nie wiem kim jesteś i czy mogę ci wierzyć. Tony powiedział mi, że udajesz, nie jesteś taka twarda za jaką chcesz uchodzić. Pora na szczerość, albo na rozstanie. Oboje mamy wiele do stracenia, i jeśli dobrze rozumiem oboje nie pozwolimy by dzieciakowi stała się krzywda, a to może być cholernie trudne zadanie. Twoja kolej tajemnicza mocowładna.

Wszystkie oczy Aqualisha skupiły się na stojącej przed nim kobiecie. Było oczywiste że mężczyzna jej nie ufa, a jeżeli mówił prawdę, to zabicie go skazało by je na powolną śmierć, chyba że w jakiś sposób zdoła obejść zabezpieczenia, zaś powiedzenie prawdy... nie mogła przewidzieć jak obcy zareaguje na prawdę. Czy może mu powiedzieć dlaczego Chichi znalazła się na pokładzie?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Nicciterra » 5 Mar 2018, o 01:47

Nie ufała mu i była gotów go zmusić. Spodziewała się oporu ten jednak, jakby wiedział kim jest, ale nie do końca. Padł z ataku śmiechu. Nicci była przekonana, że śmiał się on z samego siebie, choć z początku ją to mocno poirytowało, że śmieje się z niej. Kiedy jednak wybrał tak o bez obiekcji pierwszą z jej opcji, stwierdziła, że musiał coś wiedzieć o jedi, czy sith, co było rzadkością w tych czasach. Szybko się przekonała, że był świadom, że nie ma z nią szans, co było zaskakujące.

Stała w salonie wpatrując się w swojego kompana. Nie ufała mu, acz słuchała i sondowała jego intencje i odruchy. Grał w niebezpieczną grę, ale nie odpuszczał. Improwizował i robił to całkiem nieźle. Ta jego historyjka mogła być prawdą, musiał być doświadczony nie jedną akcją i wyszedł z niejednego gówna. Jej sytuacja w sumie była równie gówniana co jego, z tą różnicą, że on mógł jeszcze zginąć z jej ręki. Była zdesperowana wewnątrz siebie i nie miała nigdzie poparcia. Jeśli będzie sama to zginie. Znała tą zasadę bardzo dobrze, w końcu była członkinią elitarnej grupy zabójców, zdolnej pokonać nawet tych potężniejszych mocowładnych.

- Chciałabym, żebyś zdał sobie sprawę z kilku rzeczy najpierw - sztylet uwolnił się z pasa z nienaturalną szybkością i wskoczył jej do ręki, po czym zatańczył między palcami prawej ręki. Patrzyła się na niego jak na prosie do zarżnięcia. Aqualish nawet nie drgnął na tą otwartą groźbę. Miał dobre nerwy, potrafił grać, ale czuła, że boi się śmierci
- Nie miałam zamiaru Cię zabijać w żadnym z przypadków, oj nie. Mogę sprawić, żebyś mnie błagał o śmierć. Złamałabym Cię i zrobiłbyś wszystko czego bym od Ciebie chciała. Wszystko - powiedziała całość niemalże przez zęby, po czym przestała się bawić ostrzem i odwróciła na chwilę wzrok. Wciąż była poruszona losem dziecka, a odświeżone wspomnienia nadal wracały coraz to mniejszymi falami.
- ale nie chcę, by Chichi była świadkiem tego wszystkiego. Nie chcę by miała taki sam los jak ja. Mnie porwali w podobnym wieku... To gorsze od śmierci... - jej głos się załamał, za dużo było tego wszystkiego, ale zagryzła wargę i znów wbiła wzrok w Bubu, nie zdołała jednak powstrzymać oczu. Jej zdolności aktorskie zaczęły się już przeciążać. Schowała sztylet. Sama nie da sobie rady. Potrzebowała kogoś.
- jeśli mam być szczera, to powiem Ci wprost, że nie obchodzi mnie mój los, ani Twój. To dziecko jednak nie zasługuje na niewolnictwo Sithów. Zrobią z niej morderczynię, taką jak ja, albo i gorzej. Mówisz, że zabiłeś sto osób w akcie terrorystycznym - wzięła głębszy oddech, po czym przyznała się otwarcie
- Ja zabiłam setki istnień patrząc im w twarz. Zabójcy, kryminaliści, jedi, żołnierze, cywile. Mężczyźni, kobiety, dzieci... bez różnicy... i nie wiem jak jeszcze wielu zginęło w wyniku moich działań. Byłam zabójczynią... Niewolnicą... Nikim - powiedziała ponuro.
- Chichi też taka będzie jeśli ją dorwą... Złamią ją i zmuszą do rzeczy, o których nie masz bladego pojęcia... a ja... Sama nie dam rady jej ochronić - przyznała to, nie wierzyła, że to powiedziała. To przelało czarę, ledwo powstrzymała łkanie. Nie zgrywała już nikogo. Tylko widać było jak cierpiała z tego powodu i jak czuje się z tym beznadziejnie i po części bezradnie. Wielkość zagrożenia ją na ten moment po prostu przerastała.
- Ty sam też z pewnością zginiesz. Możesz mnie dostarczyć do Czarnego Słońca, oni Cię przed nimi nie uchronią. Mafie zawsze były pionkami w ich rozdaniach. Zabiorą Ci Chichi i w najlepszym przypadku będą kazać jej Ciebie zabić... - zrobiła chwilę przerwy.

- Wiem jak walczyć z mocowładnymi, zabiłam wielu. Wiem jak działają zabójcy. Wiem jak myślą, ale w pojedynkę nie da się przed nimi uchronić. Ktoś musi kryć plecy drugiego, kiedy tamten śpi lub nie patrzy. Powiedziałeś, że możemy się dogadać i nie jesteś samobójcą? Ja bez Ciebie zginę, a Ty bez mnie zginiesz jeszcze szybciej, zaś te potwory dorwą Chichi. Rebelianci Cię dorwą prędzej czy później, ostatnio nawet nie zauważyłeś, że ktoś nas obserwuje. Potrzebujesz mnie. Zabiję każdego rebelianta, który się do nas zbliży, jeśli chcesz. Nie obchodzą mnie Ci obłudnicy, są warci tyle co same Imperium.- była w desperacji, znała swoje umiejętności i była pewna, że potrzebuje kogoś do pomocy. Nie ufała mu, ale czy miała większy wybór? Jeśli jej odmówi, będzie musiała go złamać, czego nie chciała robić... nie przy Chichi... Z resztą mogło by się jej nie udać złamanie go. To był zawsze ryzykowny proces. Liczyła, że dobrowolnie zgodzi się jej pomóc, choć osobiście w to wątpiła. Nadal stała nad nim.

- Czy podejmiesz się tego wyzwania? Czy pomożesz mi? - zapytała w końcu. Przez całą rozmowę Aqualish mógł dostrzec, jak kobieta zdejmuje wszystkie swoje maski. Z początku potężna władcza i bezkompromisowa, sprawiała wrażenie, że skróci go o głowę, okazała się w końcu zepsutą, zmęczoną i zagubioną istotą, która chciała coś naprawić w swoim nędznym życiu i znaleźć gdzieś spokój.
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Mistrz Gry » 10 Mar 2018, o 19:52

Na pokładzie zapadła cisza, oboje wpatrywali się w siebie, kobieta nie wiele mogła wyczytać z twarzy obcego, lecz jej sojusznikiem była moc, moc która ostatnio była bardzo kapryśną sojuszniczką. Teraz jednak wyraźnie wskazywała na to że obcy się rozluźnił. Umysł Bubu nie pracował jak umysły ludzi, jego emocje uczucia zachowania, były zupełnie odmienne od standardowego szablonu humanoidów. Nie była w stanie zrozumieć wszelkich zależności, lecz to co wyczuwała wystarczyło. Nie kłamał. Olbrzym widział kobietę należącą do tajemniczych Sithów, jedna z legend z którymi spotkał się w dzieciństwie. Jedai i Sithowie, dobro i zło, potężne mistyczne istoty. Teraz jedna z nich stała przed nim. Jeszcze przed chwilą groziła mu śmiercią, zaś teraz stała obdarta ze swoich tarcz i zasłon. Gotowa poświęcić wszystko by ocalić swoją podopieczną. Małą pantorańską dziewczynkę. Taką samą jak jedno z tych dzieci... Tych którym zabił ojca... tych które patrzyły i... Wiedział co musi zrobić. Przerwał milczenie.

- Tak. Rozumiem czemu to ukrywałaś, teraz jednak wygląda na to, że łączy nas wspólny cel.
Zaśmiał się lekko powoli wstając z kanapy. Imperium, Rebelianci, teraz sithowie. Do kompletu brakuje tylko Huttów i wszystkie najgroźniejsze frakcje będą wyznaczać nagrodę za jego głowę. Nie miał już nic do stracenia.
- Najpierw pozwolisz, że rozbroję bombę która wybuchnie za jakieś dwadzieścia minut, widzisz nie do końca Ci ufałem.
Dodał z rozbrajającym wzruszeniem ramion i udał się w głąb jednostki, Nicci patrzyła za odchodzącym mężczyzną po czym usiadła ciężko na kanapie. Ostatnie wydarzenia, wizyta u Vlada, wspomnienia, dziecko pod opieką. To wszystko bardzo ją obciążało. Nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim emocjonalnie, była teraz kłębkiem nerwów. Obróciła głowę, przez śluzę dobiegały powolne kroki powracającego najemnika. Tym razem Aqualish postawił przed nią szklankę oraz flaszkę z sokiem owocowym.
- Prawdziwy, Nie syntetyczny. Na specjalną okazję, bez alkoholu nie martw się.
Nalał do szklanek krwistoczerwonego płynu. Uniósł swoją i zaciągnął się zapachem płynu. Doskonały bukiet zachęcał do skosztowania obiecując równie niesamowity smak. Mężczyzna delikatnie pociągnął ze szklanki. Degustując napój. Chisska wzięła swój kubek do ręki jednak nie skosztowała trunku, spoglądała na towarzysza swoimi krwisto czerwonymi oczami.
- Mamy jeszcze pół godziny lotu, wyskoczymy dokładnie pośrodku niczego. Dopiero później będę mógł wyliczyć nowe współrzędne skoku. Tak czy inaczej mamy kilka opcji. Jestem pewien że nie zabierzemy małej na Ord Mantell. Myślę jednak że powinniśmy wrócić do Twojego znajomego, Vlad tak? Nie spodziewa się, że wrócisz tak szybko jestem pewien że przez myśl mu nie przeszło że go zdradziłaś. Wyeliminowanie go usunie jedno z poważnych zagrożeń dla naszej małej, i może uda uratować się jej matkę.
Kobieta zastanawiała się nad słowami obcego, teoretycznie miało to sens, lecz próba zabicia prastarego Anzaty? Na samą myśl o ponownym spotkaniu starca wzdrygnęła się z obrzydzenia.
- Jakie mamy inne opcje.
- Jeżeli zadecydujesz że jednak mi ufasz, powinniśmy polecieć na Enarc, mam tam znajomego który handluje złomem, bardzo różnym złomem, na pewno mi pomoże. Hesssh może nam pomóc zniknąć lub dotrzeć do Twoich pobratymców. Możliwości jest masa, jeśli masz jakiś lepszy pomysł, podziel się nim. Chichi... znam lepsze sposoby wychowywania młodej dziewczynki niż spędzenie całego życia na latającym z miejsca na miejsce frachtowcu... No i zakładam, że prędzej czy później skończą się ci pieniądze. Prześpijmy się z tym, A potem podejmiemy decyzje. Dobrze?


Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Nicciterra » 13 Mar 2018, o 02:19

Słysząc tyradę zwróciła wzrok w stronę trzymanej szklanki z sokiem. Nie wzięła łyka. Znów spojrzała na niego
- Masz rację… Muszę się zastanowić. Spróbujmy odpocząć. Ja… potrzebuję chwili odosobnienia – powiedziała wstając i kierując się powoli ku swojej kajucie. Wkrótce, zostawiając mężczyznę samemu sobie, dotarła na korytarz i zatrzymała się tuż przed wejściem do swojej kajuty. Pomysł z atakiem na Anzatę od razu wydał jej się absurdalny i rozbrzmiewał w jej głowie echem. Przeżył tyle tysięcy lat i nikt go nie pokonał. Wiedział wszystko, a swoje macki miał wszędzie… Nie zorientowała się, że nadal trzyma w rękach szklankę z sokiem. Zaczęła mu się przyglądać. Blade światło z małej lampy nad głową kobiety nie docierało zupełnie do naczynia, Nicci swoją głową rzucała cień. Uniosła nieco wyżej rękę, by przyjrzeć się barwie.

Krew… albo kolor jej oczu. Zwykły sok, a może trucizna? Znała się na truciznach. Nie była jednak to wiedza naukowa, acz typowo praktyczna. Moc jednak była nieobliczalna, jakby trzymała się jej tym razem z nieznanego powodu. Dawno nie czuła takiej klarowności w przepływie. Obcy nie kłamał. Uchyliła napoju, a smak był cudowny. Słodko kwaśny z odcieniem nieznanego jej owocu. Uwielbiała soki owocowe. Przypomniała sobie, jak piła ten gęsty sok z czerwonego Celwisiańskiego agrestu. Uśmiechnęła się na tą myśl. Piła go jak wodę...
Nawet się nie zorientowała, że wypiła całość z zamkniętymi oczyma. Oblizała wargi i nadal wpatrywała się w szklankę. Była pusta, a w jej głowie widziała przez chwilę uśmiech swej matki.
Sięgnęła po moc. Łapczywie i z całej siły. Naczynie wnet powoli uniosło się nad jej dłonią i zaczęło lewitować w powietrzu do przodu. Pamiętała jej pusty wzrok oczu, jej nieruchomą odciętą głowę. I ten śmiech zabójcy…
„He he”
„He he”
„…Stara dobra niewolnica. He he” – usłyszała na końcu śmiech Anzaty. Choć brzmiał inaczej, śmiał się tak samo, jak tamci. Tam samo jak Zaxho.

Jej wyciągnięta ku górze dłoń drgnęła. Szklanka popękała rysując nieregularną siatką uszkodzeń na całej powierzchni. Wykrzywiła usta w gniewny grymas, a jej wyciągnięta dłoń raptownie się zacisnęła. Szklane naczynie zgniotło się w uścisku mocy, a odłamki skupiły się w kulkę i zaczęły zgrzytać i rozdrabniać się coraz bardziej. Nicci zacisnęła pięść z całej siły, aż zbielały jej kłykcie. Obnażyła zaciśnięte zęby i obróciła nadgarstek, jakby łamała opierającą się sile gałąź.
W końcu zluźniła wyciągniętą dłoń, a sproszkowane szkło opadło i rozsypało się po podłożu. Przyjrzała się rozsypanemu szkłu. Białe kawałki były zabarwione na czerwono od resztek soku, który spoczywał uprzednio na dnie naczynia. Bez słowa weszła do kajuty i spróbowała zasnąć… Dziecko już spało, skulone niczym kłębek. Ją tak szybko sen nie dorwał. Zwątpienie, jak nigdy, ją teraz prześladowało, a póki co Anzaty jeszcze nie zdradziła…

***

Chichi najwidoczniej oddała się w objęcia snu na dobre po ostatnich przeżyciach, kiedy to kobieta nie spała długo, nie było szans. Ledwo zasnęła na dwie godziny i zerwała się z łóżka. Wiedziała co ma robić. Zamiast spać oddała się rytuałom ciemnej strony, by rozpalić w sobie emocje i pokonać stres, który ją przygniatał. Musiała się przygotować. A cel miała jasny i była tego pewna, bardziej niż uprzedniego dnia. Czekała na Bubu w prowizorycznym saloniku na kanapie i popijała wodę. Jej wyraz twarzy rozpogodził się na widok Aqualisha i przybrał niezauważalnie sztucznie pokorną i zdesperowaną minę. Pochodną jakby od wczorajszego jej rzeczywistego stanu.
- Masz rację – zaczęła od razu
- Musimy zabić Vlada i uratować matkę Chichi... po tym co zrobiłam w swoim życiu chyba nie nadaję się na matkę… Poza tym to zbyt wpływowa istota i znajdzie nas łatwo jeśli będzie żył. Jednak nie jest to bezbronny starzec. Ma ponad pięć tysięcy lat i podobnie jak ja włada mocą. Sama go nie pokonam, potrzebuję Ciebie, żeby go zabić
- Słucham uważnie.
- Wiem w jaki sposób się dostaniemy we dwójkę do niego, musimy jednak omówić strategię walki. Wiem jak walczy –
blefowała, nie wiedziała. Bubu jednak jej zaufał…
- I zajmie mi to trochę czasu tłumaczenie Ci aspektów mocy. Jesteś jednak w stanie zranić go wibroostrzem lub nawet postrzelić blasterem, jeśli uda mi się w pełni skupić jego uwagę na sobie – i tak zaczęła mu tłumaczyć, głównie jednak jej styl walki. Co kwitował często niedowierzaniem, przerażeniem, albo rozbawieniem. Podróż z powrotem na Nar Kreeta wyglądała niemal identycznie, jak uprzednio, gdy przylecieli tu pierwszy raz... Lądowali już w kosmoporcie i Bubu kończył procedury. Nicci wedle planu musiała porozmawiać z Chichi, by ta została sama na statku. Wytłumaczyła dziecku, że wrócą za godzinę, dwie. Muszą uzupełnić zapasy.

Aqualish wyszedł z kokpitu nieco speszony. Miał zmierzyć się w walce z mocowładnym. Słyszał różne historie i głównie te złe. Na stoliku w saloniku leżała jego broń. Wibronóż i ciężki blaster. Ten pierwszy to wymysł chisski, drugi to jego stary towarzysz. Rozejrzał się po okolicy i zdziwił się nieco. Kobieta przecież miała tu być już. Nagle coś spadło mu na tył głowy, uderzenie powaliło go na kolana, acz dopiero trzeci cios metalowym obiektem odebrał mu przytomność.

Wybudził go palący ból w klatce piersiowej i jego własny wrzask. Czerwonooka stała nad nim z szyderczym szalonym uśmiechem, a w ręku miała swój przeklęty miecz świetlny. Szarpnął rękami i nogami, acz był szczelnie związany. Ręce i nogi miał z tyłu skrępowane metalowym łańcuchem, który zaś był przywiązany do sterty skrzyń w ładowni znanego mu statku. W okolicę kobiety pojawiły się dwie postacie, których nie znał. Byli to słudzy Vlada.
- Patrzcie na tego przebrzydłego Aqualisha! Odrażające ohydztwo! – warknęła na cały regulator, pamiętała co ją spotkało na Toydarii. Jeden z mężczyzn przyłożył mu elektropałkę do piersi, wydzierając z niego kolejny wrzask. Kobieta wyłączyła miecz świetlny i dała gest ręką by dwójka się odsunęła. To była jej przyjemność. Metalową rękojeścią miecza zdzieliła go po twarzy, tak że ten wypluł krew. Szarpnął się z całych sił, kiedy to próbował wstać. Usłyszał jej rechot. Łańcuchy zaskrzypiały niepokojąco, aż jej towarzysze zrobili mimo woli pół kroku do tyłu. Nicci zaś stała zadowolona z siebie wpatrując się w twarz obcego kiedy to na maksymalnej długości łańcucha niemalże dotarł swoją głową do niej.
- zabiję Cię! Słyszysz! Zabiję!!! – krzyknął i spiął mięśnie z całych sił, aż skrzynie lekko drgnęły i on sam przybliżył się o kolejny centymetr do jej twarzy. Ta napluła mu w oczy i zewnętrzną stroną dłoni uderzyła go. Choć z całej siły, kobiecy cios dłonią nie zrobił na nim wrażenia. Dopiero jak kopnęła go z kolana celnie w splot to odsunął się od niej.
- myślałeś, że mnie oszukasz!? Myślałeś, że nie wiem, że możesz sabotować statek, jak się dowiesz kim jestem!? Wiesz od czego są najemnicy!? Od nie zadawania pytań i robienia tego co im się każe. A Ty zawiodłeś. Przez Ciebie, potrzebuję nowego astronawigatora – wyjaśniła mu cynicznie, szczerząc zęby w złośliwym uśmieszku
- zanim Cię jednak wydam Vladowi, zabawię się trochę Tobą. Nie długo nie martw się. Czas mnie goni, a on nie lubi czekać
-Ty Zdziro! Ty Suko! Zabiję Cię!!! – znowu szarpnął, tylko tym razem zasypał go grad kopnięć i uderzeń metalowym krótkim prętem. Męczyła go jeszcze przez piętnaście minut, aż w końcu odpuścił, by przyjmować ciosy bez reagowania.
- Jesteś żałosny… już zrezygnowałeś z wygrażania się? – pochyliła się niebezpiecznie blisko do swej ofiary. Ten ponownie jakby rażony zerwał się by do niej dosięgnąć choćby głową. Kobieta z odchyliła się zręcznie śmiejąc mu się w twarz ponownie. Ten chciał choćby uderzyć ją swoją głową, a zdołał jedynie opluć . Ta w odwecie z obrotu kopnęła go w końcu mocniej niż zwykle, przewracając olbrzyma na bok. Głucho upadł z jękiem
- uwolnijcie go i prowadźcie. Vlad musi poznać moją przyczynę problemów z misją, zaprowadźcie mnie przed jego oblicze. I nie lekceważcie więźnia. Jeśli wpadniecie mu pod jego paluchy choćby były za jego plecami, to was przerobi na mielone. W drogę.

I choć Bubu próbował myśleć, że mógłby się jakoś wydostać z tej sytuacji, nie mógł się skupić. Facet z elektropałką profilaktycznie raził go co chwilę prądem, by ten przypadkiem niczego nie próbował. Mężczyznę napędzała jedna rzecz teraz. Pragnął ubić Rehelsei, jak nikogo do tej pory. Został zaprowadzony przed oblicze Anzaty. Zgarbiony Starzec stał pośrodku pustej Sali balowej, a Bubu nagle poczuł jak coś w jego głowie buzuje i dotyka go przerażenie jakiego jeszcze nie znał. Starożytny uśmiechnął się na ten widok zdziwionej miny. Już wiedział co się stało, był tego pewien. Nicci zaś pokłoniła się strachliwie potężnej istocie.
- panie… potrzebuję nowego nawigatora, jeśli mam wykonać zadanie. Ten mnie tutaj zdradził i nakłaniał do zaniechania misji, a gdy odmówiłam próbował wyrządzić mi krzywdę tymi oto rzeczami - Kobieta zaśmiała się, jakby to rzeczywiście miało być śmieszne. Wyciągnęła jego blaster i wibronóż i rzuciła praktycznie pod nogi… gdyby tylko mógł chwycić za blaster, to choćby zabrałby kogoś ze sobą.
- dlaczego marnujesz mój czas… dlaczego on jeszcze żyje – zaskrzeczał zniecierpliwiony, zbędną scenką, choć z drugiej strony było to ujmujące. Dawno nikt się tak przed nim nie płaszczył.
- To przez niego musiałam się cofnąć. Miał zamiar wysadzić statek i odebrać mi uczennicę Alexis. Chciałam go stracić przy Tobie, byś nie wątpił w moją lojalność – na te słowa kobieta uniosła rękojeść miecza nad jego głowę… Bubu zamknął oczy, gdy usłyszał znany już przedtem odgłos uwalniającego się ostrza i świst powietrza...

Nagle jednak coś do niego dotarło i wszystkie sześć oczu otworzyło się raptownie. Zobaczył broń na wyciągnięcie ręki. Zabójczyni uruchomiła w pełni swoją broń i obie fioletowe klingi zabuczały. Wnet poczuł jak łańcuchy przestają trzymać jego dłonie.
Nicci z bojowym krzykiem jednym horyzontalnym szerokim cięciem, rozpłatała zaskoczonych dwóch przybocznych, którzy do tej pory bacznie pilnowali więźnia. Zrobiła piruet i krok w bok, z wyciągniętą ręką ku Anzacie. Była gotów przyjąć jego atak mocą. Nie czekała jednak na to i poczyniła natychmiast kroki, by drugą ręką wykonać cięcie i związać go walką wręcz.
- Bulrenk! teraz! – krzyknęła, jakby wszystko miało iść zgodnie z tym szalonym planem zabójstwa. Mężczyzna miał oswobodzone nogi i ręce, broń przed oczyma i pokłady nagromadzonej agresji…
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Mistrz Gry » 17 Mar 2018, o 22:08

Atak był dla Vlada i jego ochroniarzy całkowitym zaskoczeniem.To była olbrzymia przewaga dla chisski, która mogła kosztować Anzatę życie. Zabójczyni uruchomiła ostrza i ruszyła w kierunku pradawnego Anzaty z żądzą mordu w krwistoczerwonych oczach. Nie czuła żadnego oporu, po prostu szła zabić skurwysyna. Aqualish rzucił się na broń, wyciągając do przodu ręce, kiedy nagle poczuł solidne uderzenie, które odrzuciło go w przeciwległy koniec sali. Zanim zemdlał przed oczami miał Anzatę stojącego naprzeciw Nicci. Mrok powoli ogarniał jego umysł, działo się coś bardzo, bardzo złego…

Ból, przeraźliwy ból rozcinanej batem skóry na plecach, zduszony krzyk wyrywający się z ust i jeszcze bardziej przerażający śmiech lorda Zaxho rozbrzmiał w jej uszach. Przed oczami miała salę tortur taka, jaką ją zapamiętała z czasów… z czasów, które były dawno, dawno temu. Ale jak, to przecież niemożliwe! Trzask bata towarzyszył kolejnej porcji bólu. Zawyła z przerażenia i cierpienia, nie może przechodzić tego drugi raz, dobrze pamiętała jak się to skończyło. Skończyło!?

- NIE!!! Nie jesteś realny!!!
Krzyknęła zrywając łańcuchy, które ją unieruchamiały jednym zdecydowanym szarpnięciem. Odwróciła się w stronę prześladowcy i dostrzegła jedynie leżącego pod ścianą Aqualisha oraz drżącą klingę swojego miecza świetlnego. Błyskawicznie przeturlała się po ziemi unikając krótkiej serii laserowych boltów. Vlad stał za swoim biurkiem z blasterem w dłoni. Zaraz, strzelał do niej z blastera? On, którego obawiali się Lordowie Sith? Dlaczego?
Rzuciła się do ataku tym razem skupiając się na postaci Anzaty. Jeszcze krok i zamachnęła się mieczem, czując jak jej klinga przebija ciało.
Niewolnica pojawiła się niewiadomo skąd zasłaniając sobą Vlada. Kolejny unik i kolejna seria strzałów z blastera. Podobnie jak poprzednia, zupełnie niecelna.

Spokój i cisza, łagodne oblicze matki… rozmyło się to gwałtownie, wiedziała już czego próbuje starzec, lecz z jakiegoś powodu jego sztuczki nie działały. Vlad najwyraźniej też się zorientował w nieskuteczności swoich wysiłków. Prawie go dopadła, gdy potężny bucior trafił ją w dłonie niemal je łamiąc. Miecz poleciał w stronę drzwi, a zabójczyni z zaskoczeniem dostrzegła Bubu, ułamek sekundy później jego pięść walnęła ją w żołądek. Cios był tak potężny, że aż stanęła na palcach po czym opadła na kolana desperacko próbując złapać powietrze. Nie miała szans, kolejne razy miotały niewielką kobietą, w końcu upadła zakrwawiona na plecy. Bubu opadły ręce zupełnie tak, jakby ktoś go wyłączył, zaś nad nią samą stanął Vlad.
- Zdradziłaś mnie suko i poniesiesz za to karę, Zniszczę twój umysł i zapętle najstraszniejsze wspomnienia jakie masz, będziesz je przeżywać ciągle i ciągle.
Skupił na niej swoje spojrzenie, a ona nie mogła się mu oprzeć, czuła jak wbija się do jej głowy i odbija od pieczęci Sith. Ryknął straszliwie z gniewem, ślina pojawiła mu się na brodzie zaś z boków czaszki wyszły wijące się wypustki. Jedyne nie podbite oko Nicci widziało jak przez mgłę szalone spojrzenie i żądzę… gdyby zdołała przyciągnąć miecz...
Ból w głowie, poczuła jak coś w niej pęka. Umysł drżał pod ciosami potwora, zaś pieczęć, pieczęć zaczęła się kruszyć, nagle w krótkim przebłysku świadomości zrozumiała, że zaraz będzie wolna… Na zawsze.

Otworzyła oczy i spojrzała przed siebie. Widziała plecy mężczyzny, Anzaty stojącego nad czymś, co z pewnością było zakrwawioną chisską. Czyżby to była Nicci Frost? Wzrok nie działał prawidłowo, to te obce rasy. Słyszała krzyk bólu wydobywający się z ust skatowanej kobiety. Anzata wysunął swoje macki, uniósł ręce jakby chciał sobie tym dopomóc. Dziwne postrzeganie było trudne dla przetworzenia przez ludzki umysł, ale czemu nie spróbować, taka okazja może się już nie nadarzyć. Z boku dobiegał tupot wielu stóp, słudzy Vlada biegli na pomoc swojemu panu. Nie miało to dla niej znaczenia, nie zdążą. Uniosła umięśnioną rękę dzierżącą wibroostrze. Cokolwiek się stanie, ona i tak jest wygraną.

Medytująca Sithka nagle ocknęła się we własnym ciele.
- Życzy sobie pani kolację?
- GŁUPCZE!!!

Snop błyskawic wystrzelił z ręki kobiety smażąc wrzeszczącego przeraźliwie nieszczęśnika. Zamknęła oczy skupiając się ponownie i próbując nawiązać kontakt ze swoim niewolnikiem, nie mogła. Zaklęła szpetnie wstając z miejsca. Sługa nie żył, miał szczęście, gdyby mogła torturowała by go godzinami. Taki błąd! W takim momencie przeszkodziło jej coś tak trywialnego. Wściekła ruszyła w głąb swojej komnaty, ktoś jej za to zapłaci ale najpierw kolacja.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Nicciterra » 18 Mar 2018, o 21:31

Ból i cierpienie rozdzierały raz po raz jej ciało jak i jaźń. Poczuła jednak coś. Coś co było jej zabrane. Coś co wzięli bo była bezbronna. Coś co nie należało do nich.

Wolność.

Rękojeść miecza przyleciała z zawrotną prędkością do ręki, a jęk udręczonej przeobraził się w gniewny wrzask. Pojedyncza klinga zarysowała szeroki zamach pozbawiający głowy swojego kata. Ciało przewróciło się do przodu, kiedy to głowa poleciała kilkadziesiąt centymetrów w tył...
Ciężko oddychając zaczęła na szybko analizować sytuację. Doświadczenie zapowiadało kłopoty, a mało znane jej uczucie w Mocy tylko potwierdzało nadejście wsparcia dla nieżyjącego.

Biegli tu, a jej kompan, który ją uprzednio zaatakował, stał z uniesioną ręką, gapiąc się przed siebie, skonsternowany. Nie wiedziała co go opętało i miała wielką ochotę i go o łeb skrócić, był jednak jej potrzebny. Prawdopodobnie Anzata jakimś cudem przejął nad nim kontrolę, lecz nie był to czas na rozważania.
- schowaj się tam, jeśli chcesz żyć - warknęła krótko i niewyraźnie do niego wskazując na drzwi do biura Anzaty. To był rozkaz, nie wypełni - to raczej zginie. Od razu sięgnęła po granat dymny, odbezpieczając i rzucając na sam środek sali.

Otoczyła się barierą, sferą ciszy i płaszczem Mocy znikając widowiskowo na oczach Bubu nim granat uwolnił dym. Miała zamiar szybko dokuśtykać do bocznej ściany, która jest na widoku i powoli wzdłuż niej kierować się w stronę wejścia, skąd mieli się zjawić. Musiała pierw określić jak wielu ich będzie. Póki co postanowiła trzymać się skupiona i czekać, aż biegnący zorientują się, że leżą tylko trupy, albo zainteresują się Aqualishem. Trzymała zgaszony miecz, by w odpowiedniej chwili go włączyć. W drugiej dłoni miała sztylet. Miała zamiar pozwolić ofiarom nieco wejść do pomieszczenia i zbliżyć się do nich, zajść od tyłu grupę. Niech stwierdzą, że nikogo żywego nie ma w pomieszczeniu. Chciała też się przyjrzeć im bliżej.
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Mistrz Gry » 19 Mar 2018, o 21:28

Przylgnęła do ściany, kryjąc się w mocy, jeszcze nigdy nie czuła takiej potęgi, mogła wyczuć zbliżających się ludzi i ta żądza. Gniew i ból dodawały jej sił. Czuła się potężna tak potężna jak jeszcze nigdy wcześniej. Sięgając po moc zerwała kajdany. Zawsze była sługą, niewolnicą, przedmiotem. Teraz, teraz była wolna. Drzwi wyleciały z hukiem a do środka wpadła najdziwniejsza grupa istot jaką kiedykolwiek widziała. Kobiety w strojach pokojówek przemieszane były z uzbrojonymi w blastery mężczyznami rożnych ras. Z pozoru zbieranina wydawała się niegroźna. Do czasu, zagubieni w dymie z granatu zaczęli się błąkać stanowiąc łatwy cel dla Chisski. Rozważała właśnie czy nie uderzyć, kiedy w podjęciu decyzji dopomógł jej bolt uderzający tuż obok.
Szczupła i drobna Miraluka trzymała uniesiony blaster i właśnie szykowała się do kolejnego strzału. Jak ją wyczuła mimo strefy ciszy, pozostanie na zawsze tajemnicą. Sztylet ciśnięty pewną ręką zagłębił się w twarzy ofiary z cichym chrzęstem miażdżonej tkanki, trysnęła krew.
Ruszyła do przodu w dym, czując nieprzepartą chęć mordu, chcieli ją zabić, odebrać jej wolność, wolność za którą tak strasznie cierpiała. Moc huczała jej w żyłach. Rozgrzewała całe ciało, miecz tańczył tak jak mu kazała. Była Boginią Wojny. Była...

Wolna... czyż nie?

Bubu znalazł wreszcie blaster, był ukryty pod biurkiem za które skoczył zanim dziki tłum wpadł do wnętrza. Jego towarzyszka zniknęła a po chwili. Strzały krzyki przerażenia i odgłosy rzezi rozpętały się w całym pomieszczeniu. Nie słyszał miecza, nie widział Nicci, widział jedynie padające od czasu do czasu ciała i wijący się dym. Nie miał do kogo strzelać, a nawet jakby, to był pewien że gdzieś tam jest. Ona. Bardzo szybko ponownie skrył się za należącym do Vlada meblem.
Do pomieszczenia weszli ochroniarze, tym razem prawdziwi. I w przeciwieństwie do tłumu wiedzieli co robią. Na środek poturlały się dwa granaty, a za nimi kilka serii z blasterów. Prosto w największy młyn. Bubu nie czekał. Gdy tylko granaty eksplodowały otworzył ogień zabijając jednego z ochroniarzy. Dwóch z towarzyszy podległego przeniosło ostrzał na mebel za którym ukrywał się obcy. Pozostała trójka dalej strzelała na oślep w miejsce w którym jak przypuszczali kryła się mocowładna.

Chisska klęczała na ziemi zasłaniając się ciałami zabitych przez siebie służących, mimo tarczy mocy oberwała niegroźnie w udo i ramie. Gdyby nie leżące na podłodze ciała, granaty z pewnością by ją wykończyły. Zakrwawiona i wściekła usłyszała strzały z blastera. Ostrzał nagle osłabł i mogła odważyć się na jakiś ruch. To Bubu zajął walką napastników pozwalając jej na zaczerpnięcie oddechu.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Nicciterra » 22 Mar 2018, o 13:06

Z początku nowe uczucie, jakby było jej obce. Ból w kończynach po ciosach Bubu sugerował, stłuczenia, siniaki i nieco skrępowane ruchy. Spuchnięta warga i podbite oko szpeciło twarz. Z przyzwyczajenia zaczęła kalkulować, kiedy to nawet nie zorientowała się, że pragnie popłynąć. Tama pękła i gdy zanurzyła się w mocy jej uczucia zmieszały się i nabrały zupełnie innej siły. Ból sugerowany przez jej ciało usunął się gdzieś w tło. Transcendencja pochłonęła ją nawet nie spostrzegła kiedy.

Rzuciła się w wir początkowo by eliminować zagrożenie. Pojedyncze pchnięcia mieczem i krótkie cięcia, były kwitowane bezgłośnym opadaniem ciał i nagłym pojawianiem się i znikaniem ostrza... Zrobiło się niemałe zamieszanie w wolno opadającym dymie. Sam wir walki jednak odczuwała inaczej niż zwykle. Wszystko było wyraźniejsze, znacznie mocniejsze, jakby nagle odzyskała wzrok. Zalewały ją sensacje, których nie była świadoma przez cały czas kiedy walczyła. Do tej pory
Satysfakcja... Każdy z nich padał jak mu kazała, tam gdzie było ich miejsce, lecz czegoś tu brakowało. Zdecydowanie zasłużyli na gorszy los niż czysta śmierć. Odzyskała wolność, jakby sama Moc tego chciała, a oni chcieli temu zaprzeczyć. Zaczęła zadawać rany by nie zabijać, a pozbawiać rąk i ranić w witalne punkty torsu. By ofiary kwiczały i jęczały z bólu... Bezradne... skazane na wydłużone umieranie, które mogło trwać godziny... ale dla niej to i tak było za mało.
- Huaha-haaa!!! - zaśmiała się szaleńczo, rozpruwając krótkim ostrzem szyję człowieka. Wbiła głęboko, aż po rękojeść i mocnym szarpnięciem otworzyła jego ciało, obryzgując się ciepłą krwią. Sztylet gwarantował znacznie więcej zabawy. Tłum zaś szybko przerodził się w kakofonię agonii i rozpaczy.
Czuła ich strach i cierpienie. Jak nigdy, czuła to w nich. Bawiło ją to, zupełnie nagle ogarnęła ją jakby radosna twórczość. Ich ostrzał, czy wartość bojowa była mało groźna dla niej, miecz sprawnie parował to celniejsze strzały, kiedy to drugą ręką była zdolna pastwić się nad kolejnymi to ofiarami rzezi.
Najlepsze w tym wszystkim było to, że ludzie... byli tu ludzie. Człowieki. Kilka człowieków. To było jak wesołe miasteczko, które zawsze chciała odwiedzić. Nie sądziła, że zadawanie im bólu sprawi jej aż tyle frajdy. Mogła w końcu dokonać manifestacji swoich uczuć, które kłębiły się przez te lata...
- Ny-hahaha! - ich zszokowane i paniczne miny bawiły ją najbardziej. To jak próbowali wstawać, czy czołgać się z dala od rzezi, po ciałach innych martwych. Bez dłoni, czy rąk. Z niesprawnymi rannymi kończynami przypominali żałosne kreatury, którymi rzeczywiście się stali.
Rozkręcającą się zabawę przerwała jej interwencja ochroniarzy. Granaty dobiły większość nieszczęśników, a ostrzał chwilowo przygwoździł Chisskę w nie najlepszej pozycji. Cała ta ekstaza i przypływ mocy również stępił jej ocenę sytuacji, czujność i zareagowała w ostatniej chwili. Parsknęła ze wściekłości i zarazem z frustracji. Zawsze coś...

Chwyciła mocą jedną z odciętych głów i miotnęła nią w tego co stał na środku strzelającej trójki.
Włączyła miecz i powstała zrzucając z siebie zabite ciało-tarczę, bliżej już nieokreślonego humanoida. Sama rozpędzona głowa Rodianina uderzyła głośno w łeb barczystego Devaronina, przewracając strzelca na plecy.
- No dawajcie!!! - krzyknęła dziko z całych sił, skupiając w ten sposób ogień na sobie bardziej. Fiolet zaczął wirować niczym szalony kołowrotek, odbijając wszystkie groźne strzały oddane w jej kierunku. Trandoshanin musiał wymienić ogniwo swej broni, to i Nicci przyśpieszyła kroku, parując słabszy ostrzał Bitha, który jakby wiedział, że trzeba utrzymać ogień. Stawiała kroki ostrożnie, ledwo panowała nad chęcią pobiegnięcia w ich stronę, sensacja niemalże zupełnie przejęła nad nią kontrolę. Nawyki jednak trzymały ją w ryzach, jakoś. Palce lewej ręki na chwilę oderwały się od rękojeści, by szybko wylądować we włosach i wyjąć jedną rzutkę. Jaszczur kończył błyskawiczną wymianę magazynku, kiedy to małe ostrze wbiło się mu głęboko w czaszkę z nieprzyjemnym odgłosem rozłupania. Powoli zbierający się Devaronian zobaczył jak pada obok niego martwy towarzysz z rozdziawioną w szoku paszczą.
Zacisnął zęby, aż mu zgrzytnęły, a w oczach zapłonął mu ogień.
Czas zwolnił. Wzniósł się, opierając dłonie o ugięte wystawione kolano i uniósł głowę by zmierzyć się z horrorem.

- Haha-HAHA-HAHAHAHA!!! - Pędziła w pełnym sprincie wolna od ostrzału, fala ją pochłonęła. Teraz wyglądała jak prawdziwy koszmar. Kreacja stroju z aktualnie przezroczystego materiału, była w większości poplamiona krwią w barwach od czerni do jaśniejszej czerwieni. Zaschnięta krew na włosach i opuchnięta twarz od poprzednich ciosów nadała kobiecie makabryczny wygląd. Bith widząc i słysząc pędzącą zmorę w pełnej okazałości, zwątpił i zaczął zbierać nogi za pas.
Rogaty ochroniarz za to z manierą wyborowego rewolwerowca dobrał drugi blaster, a prawą ręką dorwał bicza elektrycznego, który miał schowany za plecami.
- Ja Cię już dziwko urządzę... - wysyczał plując śliną przez zęby. Ciężki blaster oddał strzał w stronę Chisski. Górne ostrze przeciążyło się od przyjmowanych do tej pory strzałów i zgasło. Jej niedoszły mistrz Caleb w duchu miał rację. Pośpiesznie wykonała miecz i wytrzymał on znacznie mniej niż powinien. Facet równocześnie zrobił wnet szybki krok wstecz, ręka wykręciła się do tyłu by zaraz machnąć do przodu od prawego boku. Bicz naokoło wywinął się i trafił kobietę w plecy wydzierając z niej pisk. Przeszywający ból nie powstrzymał jej, zwalniając zaledwie szarżę. Była już dwa metry od niego. Obróciła miecz, mając do dyspozycji jedno ostrze i sparowała kolejny wymierzony strzał z bliska blasterem.
Rogacz spróbował ponownie manewru z krokiem do tyłu, tylko Nicci tym razem wyczuła zamiar. Łapczywie nabrała mocy i pchnęła z całych sił wystawiając obie dłonie przed siebie, co w połączeniu z korzystnym ruchem przeciwnika miotnęło go aż do ściany. W locie puścił blaster i bicz. Niefortunne uderzenie głową skutecznie pozbawiło go przytomności. Co miało się okazać, że na jego szczęście...

Bith tymczasem uciekł z sali. Kobieta chciałaby go gonić, gdyby nie fakt, że kolejnych dwóch ochroniarzy, ponownie zwróciło ku niej ogień, gdy stała się najbliższym zagrożeniem. Ludzie mieli w oczach zupełne przerażenie, na co Chisska zareagowała szyderczym zadowolonym uśmiechem. Bicz jednak nieco odświeżył Nicci poczucie realności. Prąd Mocy zbytnio ją pochłonął i ciągle robiła błędy. Nie była przyzwyczajona walczyć na takich obrotach.

Istna uczta jednak miała przebiec w końcu do deseru. Nie mogła sobie odmówić, ale z frustracją przyznała, że musiała się wykazać jeszcze odrobiną cierpliwości. Bubu wychylił się i oddał strzał raniąc jednego z mężczyzn w nogę, przewracając go. Zabójczyni skorzystała z faktu i doskoczyła do stojącego mężczyzny, przecinając go na dwoje jednym cięciem na odlew.
Drugi facet próbował z pozycji leżącej sięgnąć za blaster, ale rękę przygniótł mu but upioru. Spojrzał na kobietę i ujrzał fioletową klingę pozbawiającą go drugiej dłoni, a kolejne cięcie rozczłonkowało przygniecioną kończynę. Leżał zupełnie bezbronny.
Jej spodobał się ten fakt bardzo, ale to bardzo. Jej największy wróg leżał przed nią, zdany na jej łaskę. Wyciągnęła trzeci to już sztylet, co był przywiązany do prawego uda. Siadła na nim i przyłożyła mu ostrze do szyi. On był pewien, że zginie, że to będzie koniec. Uśmiechnęła się jadowicie
- O nie mój drogi... nie tak szybko mhy-hy! - chciała po prostu zabrać mu życie, ale... Taaaak Lord Zaxho powinien cierpieć, ale oszust zginął już dawno temu. Pieprzony farciarz. Frustracja... że nie miała komu się odpłacić pchnęła ją dalej. Zgasiła miecz i puściła, obie bronie, by zacisnąć ręce na szyi swojej ofiary. Z całej siły, aż paznokcie przebiły się do krwi.
Jej głowa pochyliła się blisko nad twarzą młodego mężczyzny, a jej oczy zrosiły liczne łzy.
- Zabiję was wszystkich! Wszystkich! Za to co zrobiliście! Wszystkich, co do jednego! - sięgnęła Mocą ku niemu, by wyrwać z niego esencję. Przepływ życiowej energii był kojący i przyjemny. Powierzchowne obrażenia, zaczęły goić się na gasnących oczach ofiary, które moment później wypełniła pustka...
- ...wszystkich... - wyszeptała, wciąż gapiąc się w martwe oczy, gdy zorientowała się, że to koniec. Na końcu języka miała jeszcze posmak sensacji. Chciała więcej, na pewno chciała więcej. Zdecydowanie więcej. Moc i nadmiar bodźców nieco przeładował kobietę, i ta zamarła, jakby oddawała się nurtowi. Drgnęła, kiedy to Bubu wyszedł z ukrycia. Mógł ją zastrzelić w sumie, może powinna się go pozbyć? Po tym wszystkim...

Nagle zorientowała się po co tu w ogóle tak na prawdę przyszła. Była tu dla Chichi, przyszli tu z głównym założeniem uratować matkę i zapewnić sobie spokój od Anzaty. Dorwało ją silne uczucie obrzydzenia w stosunku do samej siebie. Odkleiła się od zamrożonego w martwym uścisku przerażonego mężczyzny i spróbowała się skupić.

Miała zamiar jakoś odnaleźć matkę dziecka, może Moc mogła jej pomóc. Musiała jednak pierw przeprosić Aqualisha... ale czy tego na prawdę chciała? Czemu miałaby się komukolwiek znów kłaniać? Niech jej się kłaniają, szczególnie te ludzkie ścierwa... Powinien... nie powinien...

Sumienie targało kobietę, kiedy to mężczyzna powoli skracał do niej dystans. Trzymał blaster w obu rękach. Był bardzo poruszony. Nicci wstała, podnosząc swoją broń.
- Wrogowie nie żyją... spróbuję dotrzeć Mocą do matki Chichi i wtedy ją znajdziemy... Cały? - zagadała krótko i głupio, z pewnością odniósł jakieś obrażenia i mogła być pewna, że psychiczne były znacznie większe niż te na ciele. Nie wiedziała jednak co do niego powiedzieć. Zdradziła go, by dostać się tu i zapewnić sobie maksymalną przewagę. Jednak to sama Moc ją wsparła i przyczyniła się do sukcesu, jak nigdy... to było zagadkowe. I otrzymała wolność...
Bo sama Moc do niej przemówiła... a może to była po prostu ona?

W sali balowej zrobiło się dziwnie cicho, a swąd juchy i śmierci sprawił, że powietrze było wyjątkowo ciężkie, pomimo pootwieranych drzwi. Sama posadzka obrazowała istną rzeź. Porozrzucane kończyny. Krew. Przerażone, wykrzywione w bólu nieruchome twarze...
Po reakcji Bubu, w zależności czy pozwoli jej działać i będą współpracować nadal, spróbuje sięgnąć Mocy by ta jej wskazała gdzie znajduje się matka. Ogólnie wow, ciemna strona bardzo, wow xP
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Mistrz Gry » 24 Mar 2018, o 21:25

Blaster obcego powoli opadał i aż do momentu, w którym celował w ziemię, ciężko było stwierdzić, jakie uczucia targają umysłem Aqualisha. Fizjonomia obcego była zbyt odmienna od ludzkiej, by Nicci mogła wykryć co się w nim dzieje. Moc z kolei odeszła tak szybko jak przyszła, wrócił ból w zranionej ręce, w głowie i poobijanych żebrach. Śmierć zebrała wokół srogie żniwo, głównie za sprawą kobiety, lecz kilka dziur wypalonych w ciałach wskazywało na ukryty udział Aqualisha, ten ostatni długo patrzył na zakrwawioną Chisskę stojącą wśród ciał swoich ofiar, zanim zdecydował się odezwać.
- Ty mi to zrobiłaś? Utraciłem kontrolę nad swoim ciałem, zupełnie jakbym...
Spojrzała na niego, nadal trzymał blaster skierowany lufą do ziemi, zapewne nawet bez wspomagania się mocą byłaby od niego szybsza. Nie wyglądał na groźnego. bardziej na rozczarowanego i zszokowanego tym, co się stało. W końcu pomijając łomot jaki mu spuściła, nie oberwał ani razu. Teraz wyczekująco patrzył na Nicci, a ona nie miała pojęcia co się stało.
- To najpewniej Vlad, on kontrolował umysły, teraz już rozumiem dlaczego bali się go nawet Sithowie.
- Był aż tak stary?
-Starszy niż jesteś sobie w stanie wyobrazić. Możemy o tym porozmawiać później teraz powinniśmy poszukać pantoranki, matki Chichi.
Aqualish nic nie odpowiedział tylko wskazał ręką za plecy Nicci. Wiedziała już zanim jeszcze się obejrzała. Wśród porąbanych mieczem ciał leżały zwłoki błękitnoskórej kobiety. Na plecach i ramionach miała ślady po biczu. Odcięta mieczem ręka wraz ze sporym kawałkiem ramienia zaginęły gdzieś w kłębowisku zwłok. Nicci nie była w stanie się zmusić by podejść do kobiety i obrócić jej zwłoki na plecy.
- Chodźmy stąd. Przynajmniej nie będzie nas ścigać.
Bubu podszedł do Nicci klęczącej przy zwłokach pantoranki i delikatnie dotknął jej ramienia. Rzuciła się w bok jak oparzona kuląc się i odruchowo sięgając po miecz. Patrzyli chwilę na siebie.

Szli w ciszy nie atakowani przez nikogo. Ostatnie wydarzenia wstrząsnęły nimi bardzo, bardzo mocno. Bubu przeżył i zobaczył więcej niż jego umysł był w stanie przetrawić. Chisska wreszcie stała się wolna. Całkiem wolna. Czuła przepływającą przez siebie Moc i zdawała sobie sprawę z jej destrukcyjnego potencjału. A teraz wracała do dziecka, któremu musiała w jakiś sposób powiedzieć, że jej matka nie żyje i to ona ją zabiła. Frachtowiec znajdował się coraz bliżej, gdy nagle za plecami usłyszeli potężną eksplozję. W powietrze wyleciał budynek należący do Vlada. Mimo późnej pory cała osada ożyła. Wstrząs i bijące w górę płomienie z pewnością przyciągały uwagę.
- Startujmy, będziemy musieli zmienić statek… biegiem…
Nie sprzeczała się podążając za lekko utykającym Aqualishem, sama nie czuła się najlepiej. Gdy tylko zbliżyli się do rampy zobaczyli czekającą na nich zapłakaną Chichi. Do piersi przyciska swojego misia. Na widok wbiegającej na pokład Nicci jej twarz wypogodziła się na moment, by wybuchnąć ponownie płaczem wpijając się w udo kobiety.
- Mama nie żyje, wiem że nie żyje, mam tylko Ciebie!
Szlochała, panicznie wpijając się drobnymi rączkami w jej nogę. Bubu nie mówiąc nic wyminął je i ruszył w stronę kokpitu. Po krótkiej chwili dobiegł z głębi statku basowy dźwięk silników. Frachtowiec wystartował, gwałtownie nabierając wysokości. Żyli i to było najważniejsze.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Nicciterra » 26 Mar 2018, o 02:14

Wolność, choć niespodziewana, została uzyskana za wielką cenę. Słodki smak przeobraził się w gorycz i obrzydzenie tak mocne, że nie potrafiła skleić żadnej myśli. W jej głowie nie było umysłu nawet jednego atomu
- zabiłam ją... - powtarzała do siebie wpatrując się w lustro w łazience. Musiała się wyczyścić ze śladów walki. Kreacja oczywiście nadawała się co najwyżej na szmaty, lecz nie mogłaby na nią patrzeć. Były na niej plamy, których nigdy nie chciała...
- zabiłam ją... - przypomniała sobie Chichi, jak się wtuliła w jej udo. Co ona jej powiedziała wtedy? Próbowała sobie przypomnieć... słowa same wypełzły jej z ust:
- dziadek się zdenerwował... wyszły z tego kłopoty... zginęła przez przypadek... przepraszam, nie udało mi się jej uratować... - gapiła się w lustro nadal. Zbierało jej się na płacz, ale już jakoś nie potrafiła. Chciała, ale nie mogła. Przypomniała sobie za to postać kobiety podczas jej szału. Wstyd i hańba, obrzydzenie... jak mogła. Śmiała się z jej śmierci, a obiecała, że ją uratuje. Ciepłe słowa i posiłek oraz przytulanie uspokoiło względnie dziewczynkę, nie mogła jednak z siebie wydusić, że zabiła jej matkę. Obiecała dziecku, że już nic się jej nie stanie, że wszystko będzie dobrze... a pierwszą rzecz jaką zrobiła to ją zupełnie osierociła.

Dziewczynka płakała sobie we wspólnej kajucie, Nicci miała zamiar spędzić z nią dużo czasu... skoro zniszczyła wszystko... da jej tylko co będzie potrafiła. Jednakże pierw musiała stawić czoła Bubu. Mężczyzna z pewnością ją nienawidzi. Choć odnosiła inne wrażenia. Takie jak rozczarowanie... Zachowywał się inaczej niż uważała. Naraził ją przedtem na cierpienia, ale to też dlatego, że i ona się na to zgodziła. No i nie znali się dobrze. Co będzie chciał teraz zrobić? Jak bardzo go to dotknęło? Nicci już kiedyś spotykały podobne rzeczy, ale jego?

W kokpicie majstrował coś przy astronawigacji, byli tuż przed skokiem. Kiedy jednak kobieta weszła do środka obrócili się ku sobie i patrzyli w twarz. Nastała chwila ciszy.
- Bulrenk, porozmawiamy? - zapytała szczerze.
- Nicci?
- Siądźmy przy stole. Masz coś mocniejszego? - nie wiedziała skąd jej ten pomysł wpadł do głowy, ale musiała jakoś wyluzować. W jej głowie plątały się myśli tak sprzeczne i pokręcone, że nie mogła dojść do ładu i składu. Równie dobrze chciała wszystkich pozabijać i rzucić wszystko w cholerę, jak i wracać do Rebelii czy otwarcie dać się skazać na śmierć przez Czarne Słońce czy Imperium. A może wolała wrócić i żyć wśród Chissów jakby nigdy nic. Pobawić się w dom. Czy może jednak poświęcić się dla dziecka, na którym stąd ni zowąd jej zaczęło zależeć... tyle straciła, a historia zatoczyła koło... chciała je przerwać, ale czy na pewno?
- Słusznie. Ale zanim, koordynaty?
- Nie wiem...
- skoczę trochę od układu, w pustkę - kobieta poczekała, aż skończy. Gwiazdy rozmazały się dając podróżującym chwile spokoju. Kobieta poszła do mesy po parę mięsnych zakąsek, kiedy to Aqualish wyjął ze swojej kajuty butelkę jakiejś wódki. Alkohol służył głównie do drinków, ale teraz potrzebny był w czystej postaci.


Obcy czekał na kobietę na kanapie i opierał ciężko głowę o ręce postawione na stolik. Widać było po butelce, że pierwszą kolejkę ze szklanki już sobie pociągnął bez niej. Jej szklanka była pełna przezroczystego płynu. Usiadła bez słowa i oparła łokcie o wolną część stoliku pochylając się nad napojem. Pachniał niezbyt przyjemnie, acz obiecał ukojenie. Siedzieli tak przez chwilę bez słowa. Od czego mieli zacząć... Nicci powoli sięgnęła po szklankę i zatopiła usta w gorzkim płynie. Smak był paskudny, ale nie imał się do tego co czuła. Odłożyła półpuste naczynie z powrotem na stolik. Obcy uzupełnił oba naczynia do pełna. Na efekty zaś nie trzeba było długo czekać. Głowy do picia to ona nie miała.

Tak jakoś łatwiej było coś z siebie wydusić. Kobieta przekręciła głowę:
- Bubu bardziej mi się podoba niż Bulrenk... Bubu, żałujesz tych cywilów?
- Tak - odpowiedział krótko, acz ciężko. To że nie był rozmowny bolało Nicci, ale w sumie co? Miał się uśmiechać i radować, że spędza teraz z nią czas? I tak na szczęście wolał pewnie facetów... i w sumie dobrze, bała się bliskości, a z drugiej strony... No i czy to tylko jej się język rozplątuje jak się napije?
- Wiesz... ja nie wiem czy żałuję... z czasem to już to jakoś tak leci... jak zaczynasz to nie patrzysz kto pod nóż wejdzie... - podniosła szklankę i zakręciła napojem.
- Moc to kupa gówna... zazdroszczę Ci... nie musiałeś się tym babrać, ale miałeś okazję się nieco przekonać... przepraszam... musiałam podejść go podstępem... potrafił czytać myśli innych, tych co nie władają mocą. Bez zaskoczenia nie było szans... rozumiesz?
- Chyba...
- Brzmi jak absurd, co... Co Cię boli najbardziej? - Aqualish poklepał się po głowie, wciąż trzymając się głowy. Kobieta położyła rękę na jego głowie. Postarała się jakoś intuicyjnie ukoić jego ból. Facet jednak zerwał się i odtrącił jej rękę czując, że mrowi go coś po głowie, mimo, że miało to być przyjemne. Skrzyżowali spojrzenia, po czym wrócili do gapienia się w szklanki.
- Czy mała też taka będzie? - zapytał
- Niekoniecznie... pytanie kto i jak będzie jej uczył korzystania z mocy... - skupiając myśli w końcu na niej poczuła jak zbiera się jej na płacz, sięgnęła szklanki i znów uchyliła sporą część zawartości.
- Jestem nikim... jednym wielkim niepowodzeniem. Żyłam w czasach kiedy to moc była powszechna i wszystkim znana. Byli źli i dobrzy, a ja zostałam zmuszona by stać po stronie tych złych. Coś tym złym jednak nie wyszło i zamrożono mnie w karbonicie. Obudziłam się na Tatooine. Uratował mnie człowiek, który potem został zabity. Poniosło mnie wtedy... i wpadłam w kolejne kłopoty. Uratowali mnie wtedy rebelianci, ale ich też szlag trafił. Jakaś psychopatka Verpinka pozbawiła ich życia. Oczywiście insektoid stracił życie, ale to zwróciło na mnie mafię...czekaj! Heh... jeden jednak przeżył... taki stuknięty robal. Geonosianin, jakbyś go poznał... - kobiecie się humor poprawił na wspomnienie jego, dziadyga musiał żyć jeszcze. Zaraz jednak spochmurniała, widząc, że nastroju Bulrenk nie podłapał.
- spotkałam jedi... chcieli mnie nawrócić na swoją stronę mocy, ale im się nie udało... porwali mnie szybciej ludzie Czarnego Słońca. Wyrwałam się im wtedy, a później spotkałam Ciebie, bo chciałam wrócić do domu... czy raczej na swoją planetę i zapomnieć o tym wszechświecie... Chciałam jednak wcześniej odzyskać wolność... Widzisz te gnoje z odległej przeszłości zanim mnie wstawili do zamrażarki, założyli mi coś jak blokadę na moc... w trakcie starcia z Anzatą, złamała się ona... nie wiem czemu. Sama moc tak chciała najwidoczniej... A mogłam nie chcieć uwolnić się z tej blokady, wtedy bezpośrednio polecielibyśmy do chissów, do domu. - facet opróżnił całą szklankę ponownie i nalał sobie po raz ostatni. Butelka była pusta.
- co za popierdolone gówno... - rzucił krótko, po czym dodał
- ale wtedy nie wyciągnęlibyśmy Chichi z tego... Co chcesz teraz uczynić?
- Nie wiem - położyła czoło na stół.
- Chcę się gdzieś znaleźć z dala od tego wszystkiego. Jakiś spokój... żadnego zabijania już... ileż można... ale nie wiem czy potrafię...
- Heh. To jednak prawda, kobiety ssaków to jednak nieprzewidywalne i bardzo niezdecydowane istoty. Takie duże dzieci.
- To nie jest śmieszne - rzuciła z wyrzutem i płaczem, a facet pogłaskał jej głowę, pozwalając jej się wypłakać w stół
- Co to za pojebany świat. Nie dziwię się, że Imperium was tępi, ale z drugiej strony, to że was tępią świadczy, że coś jest na rzeczy z wami... Nie wiem czy dzisiaj zasnę, po tym co zobaczyłem. Skąd się to w Tobie wzięło?
- Nienawidzę ich! - powiedziała głośniej, po czym podniosła głowę znad stołu
- Nienawidzę, nienawidzę, nienawidzę - zaczęła ryczeć po czym sięgnęła łapczywie po szklankę, Bubu jednak złapał jej rękę. Kobieta była już pijana. Więcej jej zdecydowanie zaszkodzi. Nie oponowała, pozwoliła emocjom płynąć, położyła głowę na ręce, co facet skwitował przygarnięciem jej do siebie. Od alkoholu było jej już wszystko jedno, a obszerne ramie do wypłakania się stanowiło teraz bardzo pożądany obiekt.

Dała sobie upust, nawet nie zorientowała się, że zasnęła w jego objęciach. Alkohol i komfort uśpił ją na dobre. Facet ułożył ją na kanapie. Zabrał szklankę z alkoholem i ruszył do kokpitu wpatrywać się w rozmyte gwiazdy. Wyglądało, że sytuacja jak była pojebana tak się nie zmieniło, a jeszcze bardziej gówniata się zrobiła. Musiał podjąć decyzję co zrobić z tym fantem. Kobieta zdawała się być niestabilna i na pewno była śmiertelnie niebezpieczna. Z drugiej strony cała ta moc... i dziecko... Układanka była z jakiejś pokręconej pułki, ale może miała sens? Co miał do stracenia?...

Oddaję Ci nieco pola. Nicci od decyzji bierze urlop na żądanie ;)
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Mistrz Gry » 7 Kwi 2018, o 21:41

Potarł głowę, nie lubił pić alkoholu, nie pił go od... złe wspomnienia wróciły. Tak, ta sytuacja nie była o wiele lepsza. Aqualish wpatrywał się w gwiazdy siedząc w ciemnym kokpicie, gdy usłyszał ciche klapanie. Odwrócił się z blasterem w dłoni. Coś mignęło mu w korytarzu. Cichutko wstał i podszedł do śluzy, jego oczy doskonale widziały w lekkim półmroku. Mała bosa dziewczynka przeszła kłapiąc bosymi stopami przez pokład i znalazła skuloną na kanapie Nicci. Dziecko wtuliło się w pijaną Chisskę. Bubu wiedział już co musi zrobić. Blaster wrócił do kabury, a mężczyzna bardzo cicho wycofał się do kokpitu. Zanim aktywował wszystkie niezbędne systemy statku minęło kilkadziesiąt minut. Frachtowiec zadrżał delikatnie i wykonał zwrot. Ciche dudnienie dobiegające z hipernapedu nie obudziło śpiących pasażerek, pilot aktywował hipernapęd i gwiazdy zamieniły się w smugi. Miał teraz sporo wolnego czasu. Podszedł do śpiących błękitnoskórych i okrył je kocem. Wyglądały bardzo słodko dzieląc się misiem. Nicci wyglądała na zupełne przeciwieństwo obłędnie śmiejącej się morderczyni tańczącej we wnętrznościach wrogów. Potrząsnął głową i ruszył do swojej kabiny.



Nicci obudziła się na kanapie, okryta kocem z wielkim kacem i wtuloną Chichi. Ta ostatnia chyba zaśliniła jej cały biust, lecz nie miało to znaczenia. Spała tak słodko i ufnie. Kobieta ostrożnie uwolniła się z objęć i niepewnym krokiem ruszyła w stronę autochefa. Z niewielkiej messy dobiegał smakowity zapach. To Bulrenk przygotował śniadanie. Olbrzym wyglądał jak zawsze, na jego cielsku rany goiły się z niezwykłą szybkością. Wyglądał naprawdę dobrze, widocznie to ona wypiła większość trunku.
- Humanoidy - westchnął stawiając przed nią szklankę zielonego czegoś. - Wypij to pomoże.
Sięgnęła drżącą ręką po zieloną ciecz spodziewając się najgorszego. Nie zawiodła się, smakowało jak szczyny wymieszane z brudem z wyciśniętej szmaty podlanym ostrymi przyprawami. Oczy kobiety zrobiły się wielkie i z niezwykłą zręcznością pognała do toalety. Dochodzący zza drzwi dźwięk wskazywał, że organizm pozbywa się resztek trucizny. Kiedy wróciła po kilkunastu minutach zastała Chichi siedzącą przy stole i pałaszującą śniadanie. Dziewczynka rozmawiała z Bubu, który widząc wracająca chisskę wskazał na talerz. Skinęła przecząco głową patrząc jak jej podopieczna je.
- Nicci! Zjedz coś, kiedy będziemy ćwiczyć? Mam codziennie ćwiczyć. O tak.
Dziewczynka skupiła się i nad stołem uniosły się przyprawnik wraz z kilkoma sztućcami. Zatoczyły małe koło i ze stukiem wylądowały na stole. Bubu najwyraźniej był niezadowolony bo fuknął i kazał małej "jeść a nie wygłupiać się" Dziewczynka przeprosiła i wróciła do walki z jedzeniem. Reszta podróży upłynęła w spokoju. Nie licząc treningów z Nicci i zajęć z Bubu, który uczył małą matematyki i szlifował jej Basic, nie mieli wielu zajęć. W końcu po prawie tygodniu podróży frachtowiec wyszedł z nadprzestrzeni.

Kontrola nie wykryła Nicci i Chichi ukrytych pod łóżkiem w jednej z kajut, Moc zaiste była silnym sprzymierzeńcem. Frachtowiec pilotowany pewną ręką wszedł w atmosferę i wylądował na powierzchni Enarc. Kosmoport w jakim się znaleźli z pewnością nie zasługiwał na tę nazwę. Olbrzymi zrujnowany budynek, gdzieś na krańcach stolicy był jednym z pamiętających jeszcze wojny klonów. Miasto ewoluując rozbudowywało się i teraz cały ruch kierowany był do nowych platform znajdujących się w centrum, niewielu wiedziało o istnieniu alternatywnego lądowiska. Bubu najwyraźniej był jednym z nielicznych.
- Nie możemy zostawić Chichi w środku, z nami będzie bezpieczniejsza.
- Jesteś pewien?
- Wiem co robię, zaufaj mi i nie zaczynaj zadymy zanim ja nie zacznę.
- Gdzieś ty nas przywiózł?
- Do siedziby piratów, tak długo jak nie próbujemy ich wydać Impom, jesteśmy bezpieczni. A nie będziemy nikogo wydawać. W tym miejscu nie ma znaczenia jak wysoka jest nagroda za Twoją głowę, nikt nie odważy się po nią sięgnąć. Jednak kiedy opuścisz sanktuarium, cóż...
- Rozumiem, Chichi, trzymaj się blisko mnie.

Ruszyli w głąb kosmoportu mijając po drodze zniszczone i opuszczone lądowiska oraz takie, które wyglądały na niedawno używane. Spora część z nich była zakryta zadaszeniami ukrywającymi lądujące pojazdy przed obserwacją z orbity, na innych stały wypalone wraki bądź inne szczątki. W tle widzieli sporych rozmiarów napis "Złomowisko", a pod szyldem stało dwóch podejrzanie wyglądających typów, unieśli oni broń celując w zbliżającą się trójkę.
- Czego kurwa?! Zagadnął kulturalnie strażnik.
- My do Hessssh'a chuju - odpowiedział Bubu nawiązując do formy wypowiedzi strażnika.
- Znasz go? - brodaty typ spojrzał podejrzliwie na kobietę z dzieckiem stojące za Aqualishem. - to powiedz jakiej jest rasy.
- Ortolianin
- Dobra wchodźcie tylko żadnych sztuczek. Że też ktoś tu przyszedł z dzieciakiem... Ta miejscówka schodzi na mynocki.

Ominęli strażników i przeszli szerokim korytarzem w głąb budynku, tam skąd dobiegały głosy. Minęli po drodze coś, co najpewniej było wejściem do kantyny, ze środka dochodziły bowiem przekleństwa i pijacki bełkot połączony z dudniącą muzyką. Aqualish nie zatrzymał się przy żadnych z kolejnych drzwi krocząc prosto i pewnie aż do śluzy. Idące za nim błękitnoskóre nie reagowały na sprośne zaczepki pojawiających się tu i ówdzie osobników. Nicci wrzała w środku słysząc co niektórzy z nich chcieliby zrobić z Chichi lecz powstrzymywała się pomna obietnicy danej Bubu.
Śluza przed którą zatrzymał się Aqualish była wyjątkowo solidna, z boku znajdował się interkom, z którego skorzystał obcy
<skrr> Kto to odwiedza moje skromne progi,
- Nie wygłupiaj się, widzisz przecież że to ja.
<skrr> Ale nie znam tych dwóch jakże uroczych dam.
- Hesh, nie bądź chujem, to jeszcze dziecko jest. Chcemy dobić dealu
<skrr> Dobra, wchodźcie, frachtowiec wygląda na sprawny. Tylko bez głupich pomysłów.
Śluza się otworzyła i weszli do przestronnego korytarza nieco gęstego od stojących pod płachtami posągów. Nicci szła powoli trzymając za rękę rozglądającą się ciekawie dziewczynkę. Aqualish szedł przodem ostrożnie wpatrując się w wieżyczkę blasterową wiszącą pod sufitem. Kolejna śluza otworzyła się i znaleźli się w małym acz przytulnym gabinecie. Za sporych rozmiarów biurkiem siedział Grubiutki Ortolanin, z blizną przez całą trąbkę. Wyglądał na lekko zmęczonego przekładaniem dokumentów, których stosy w postaci plasticardu piętrzyły się na jego biurku.
- Witaj panie Camagbush. Cóż cię sprowadza w moje skromne progi.
- Potrzebuję pomocy.
- Każdy potrzebuje pomocy, poza tym to na pewno nie twoje.
- Doceniam twój dobry humor, ale naprawdę potrzebujemy pomocy. To Nicci Frost, poszukiwana przez Czarne Słońce, zaś jej małą towarzyszką jest Chichi, jest wrażliwa na Moc. A ja, cóż niewiele się zmieniło.
Ortolanin przestał błaznować i powoli wstał zza biurka. Zeskoczył z niewielkiego podestu za meblem, prezentując się w całej swej okazałości. Wyglądał jak mały słonik, z tłustym brzuszkiem i spodniami na szelkach. Wielkie uszy zwisały po obu stronach głowy podkreślając uroczy wygląd. Był nieco niższy od dziewczynki, z pewnością jednak znacznie starszy. Obszedł biurko i gestem poprosił ich, by poszli za nim. wskazał im miejsca na kanapie zaś sam wdrapał się na fotel.
- Napijecie się czegoś? Powinienem mieć sok. - dodał spoglądając na dziecko i Bubu.
- Dziękuję, dalej nie piję, przynajmniej się staram. Potrzebujemy zniknąć. I to na dobre. Wszyscy troje.
- Brzmi jak łatwa robota, ale nieco kosztowna. Frachtowiec nie wystarczy.
- Jak bardzo kosztowna?
- Będę musiał cię prosić o jakieś 300 000 kredytów, jest was troje i jesteście bardzo gorącym towarem. Zapewne wszyscy, - dodał jakby usprawiedliwiając się.
- Trudno, pewnie wiesz jak możemy zorganizować pieniądze.
- Oczywiście, Thiren szuka specjalisty od przechodzenia przez ściany, nie pytaj mnie po co mu on. A ja mam na oku drobną robótkę, chodzi o zgarnięcie pewnego droida. Jest nieco niebezpieczny ale bardzo wartościowy. Wart dobre 50 000 kredytów. O ile zdołamy go szybko spieniężyć.
- Nicci, jak stoimy z gotówką? Bubu wyglądał na zakłopotanego.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Nicciterra » 8 Kwi 2018, o 22:24

Kręciło jej się w głowie, alkohol zupełnie ją odurzył. Wczorajszy dzień wydawał się być jakby za mgłą. Napój Aqualisha wywołał słuszne wymioty. Wróciła i widząc, cieszącą się jakby nigdy nic Chichi, nie powstrzymała się od uniesienia kącików ust. Dziecięce szczęście odgoniło po części uczucie pustki i nudności związanej z zatruciem. Nie potrafiła nic przełknąć, ale milcząco z niewielkim uśmiechem przypatrywała się dziecku. Na jej pytanie odpowiedziała dopiero po tym, jak Bubu zwrócił jej uwagę.
- Potrenujemy, tylko potrzebuję się doprowadzić do ładu i składu - zamknęła oczy w szerokim szczęśliwym uśmiechu
- muszę dojść do siebie, ale obiecuję, że potrenujemy dziś przed snem - przeniosła poważne spojrzenie na Bulrenka. Skrzyżowali spojrzenia nieco dłużej, lecz Nicci zmiękczyła oblicze unosząc brwi z ulgą na twarzy. Była mu wdzięczna za wsparcie, mimo że nieco wymusiła sytuację i postawiła go przed faktem.
- dziękuję Ci... doprowadzę się do porządku dziś, zajmij się małą na ten czas. - pozwoliła mu przetrawić tą wiadomość, po czym obdarowała go łagodnym uśmiechem
- nauczę ją jak leczyć i chronić, obiecuję - po czym opuściła wzrok. Ostatnie czyny wymagały głębokich przemyśleń. Ciemna Strona była w niej silna, poczuła jej potęgę i głód, który jakby wciąż łechtał czubek języka. Wnet czuła gorycz i wyrzuty sumienia, lecz to nie jej los był teraz najważniejszy.
Ta młoda Pantoranka została obdarzona brzemieniem. Jak ją poprowadzić przez życie, skoro ona sama sobie nie radziła? Całe życie spędziła na krawędzi szaleństwa i rozpaczy. Potrafiła tylko zabijać i ranić... Oddawała się pokusom rzezi i bezczeszczenia życia. Musiała zrobić wszystko, by Chichi nie sprowadzić do tego poziomu, ale czy da radę? Jak jej przedstawić Ciemną Stronę i nie sprowadzić na drogę obłędu? Czy nadawała się do tej roli? Czy i tutaj zawiedzie, tak jak zawiodła wiele razy przedtem? Czy może właśnie Moc dała jej szansę na odkupienie? Czy było jej to przeznaczone, czy może to kolejny żart losu?

Pytania narastały w głowie Chisski, zaś Aqualish dostrzegł jej nieobecność i smutne zamyślenie
- pokażę małej parę ciekawych rzeczy - powiedział łagodnie, akceptując jej prośbę.
- zjadłaś już? No to teraz chodź ze mną do kokpitu! Pokażę Ci jak działa nawigacja!
- oo! A to te nudne zera i jedynki?
- chodź zobaczysz. I zaraz, zaraz... zera jedynki nie są nudne, dobra? - przekrzywił głowę sugerując delikatne ostrzeżenie i zaprosił gestem chichoczącą Chich. Nicci została sama, ale potrzebowała większego wyciszenia. Udała się do ładowni.

Usiadła w pozycji lotosu. Głowa ją jeszcze bolała, ale postanowiła to przezwyciężyć. Skupić się. Oddać się nurtowi. Szybko przyszły do niej wizje niedawnej rzezi. Emocje buzowały, chciały rzucić ją w bieg. Skupiła się na nich. Niech płyną, niech nabiorą mocy. Jeśli chce być wolna musi pierw ujarzmić siebie. Jeśli tego nie zrobi jej starania nauki dziecka nic nie dadzą. Zawiedzie i historia się powtórzy...

ZABIJ!!! WYRŻNIJ W PIEŃ!!! ZETNIJ GŁOWY!!! WYPRUJ FLAKI!!! ZABILI CI RODZINĘ!!! ZABIJ ICH RODZINY, TAK!!! TORTURUJ!!! PATRZ JAK CIERPIĄ!!!
NIE OSZCZĘDŹ NIKOGO!!! POSIEKAJ W KAWAŁECZKI!!! WYPIJ KREW!!! ROZRZUĆ WNĘTRZNOŚCI DOOKOŁA!!! DUŚ SKURWYSYNÓW!!! WYDŁUB IM OCZY!!! OBETNIJ PALCE!!! POŁAM KOŚCI!!!
SPRAW BY WRZESZCZELI!!! PORĄB NA MIAZGĘ!!! NIECH BŁAGAJĄ CIĘ O LITOŚĆ!!! NIECH MODLĄ SIĘ O TWOJĄ ŁASKĘ!!! ZABIŁAŚ TYLU JEDI, ZABIJESZ I KOLEJNYCH, NIKT NIE MA Z TOBĄ SZANS!!! NIECH SKŁADAJĄ OFIARY NA TWOJĄ CZEŚĆ!!!

JESTEŚ NIEPOKONANA!!! ZABIŁAŚ ANZATĘ, ZABIJESZ KAŻDEGO!!!
NIC CIĘ NIE POWSTRZYMA!!! ZABIJ WSZYSTKICH LUDZI!!! WSZYSTKICH!!!
ZASŁUGUJĄ NA POWOLNĄ I BOLESNĄ ŚMIERĆ!!! NIE UFAJ NIKOMU!!! WSZYSCY CIĘ NIENAWIDZĄ!!! LUDZIE ZA WSZYSTKO ODPOWIADAJĄ!!! NIE SPOCZNIESZ DOPÓKI ICH WSZYSTKICH NIE WYBIJESZ!!!
ICH MIEJSCE TO PIACH!!! PUSTKA!!! NIEBYT!!!


Skrzywiła się mimo starań... Emocje głośno krzyczały w środku czaszki... tak właśnie wyglądało jej życie. Całe życie. Nic tylko krew i ból oraz ciągła pogoń. Pęd w niebyt. Obłędna pętla. Szaleńczy taniec ku śmierci. Ku końcowi i pustce. Klarowność w mocy w końcu pozwoliła jej to dostrzec w pełni.

Złożyła dłonie jakby do modlitwy i przyłożyła je do czoła.

Musi nad tym zapanować. Nigdy więcej nie popełnić tego błędu. Nie może się zatracić. Nigdy więcej. Miała teraz coś co dawało jej nadzieje i cel, który jest ponad własną korzyścią. Wierzyła, że Moc dała jej cel. Wydarzenia same na to wskazywały. I co lepsze czuła wewnątrz, że było to słuszne. Nie mogło być inaczej.

Potrafiła jednak korzystać tylko z Ciemnej Strony. I była pewna, że nie raz przyjdzie jej jeszcze walczyć, czy korzystać z Mocy. Nie może jednak opierać swej siły na tym co do tej pory pchało ją do przodu. Nienawiść w tak czystej postaci była zbyt destrukcyjna i nie do ujarzmienia. Jeśli nauczy tego Chichi, to niczego nie zmieni... jednak musiała jakoś być zdolna czerpać siłę. Nie mogła być słaba. Słabi nie mają prawa głosu. Tak działała ta galaktyka.

Wzięła kilka głębszych oddechów, aż w końcu odgoniła ponure myśli. Nie przyszło to od razu, ale w końcu się udało. Zaczęła wypełniać pustkę w głowie uśmiechniętą twarzą dziecka. To jej coś przypominało. Tak... życie miało i przyjazne barwy...

Zbierała owoce z mamą, a tato i bracia uczyli ją języka i szkolnych przedmiotów. Gotowała im jedzenie. Łatała dziury w roboczym kombinezonie ojca. O jaki był dumny z niej. Przypomniała sobie wnet Johna Durmana. Jaki był zaskoczony kiedy przygotowała mu csilliański przysmak marynarza. Jego zszokowaną minę, że na Tatooine można zjeść coś tak dobrego i niekoniecznie u Huttów w pałacu. Uśmiechał się jakby do matki, coś wspominał o niej, jak był pijany. Przypomniała sobie zawstydzoną twarz Connie jak zapytała ją o Derika. Dwa głupki zakochani byli w sobie, tylko nie chcieli się do tego przyznać. Ich powolna relacja rozkwitłaby i teraz, na pewno. No i zadowolona mina pokręconego Quorna jak dostał wielką michę wysmażonego mięsa. Futrował, tylko skrzydła mu drgały ze szczęścia...

Tak to były przyjemne momenty. Cieszyła się ich szczęściem. To było budujące i energetyzujące, napędzające. Chciała więcej. Skupiła się na tym, starała się ten malutki nurt nieco rozpędzić. Niech nabierze siły...

Otworzyła oczy i opuściła w końcu ręce. Uśmiechała się. Choć wiedziała, że głos nienawiści będzie jeszcze długo przeważał. Czekało ją dużo pracy, jeśli chciała coś zmienić. Bardzo dużo pracy. Kodeks Sithów mógł jej pomóc, o ile pokieruje się nim odpowiednio. Nigdy jeszcze nie zastanawiała się nad szczegółową interpretacją tych kilku wersów. Uznawała to do tej pory jako zwykły pretekst do bezeceństw i barbarzyństwa. Dopiero teraz, nie mając do czego się odwołać, mogła dostrzec wieloznaczność tych słów. Intuicja prowadziła kobietą bardziej, aniżeli zimna logika i dogłębna analiza.

***


Pierwsza teoria i praktyka na temat Mocy miała czekać małą Pantorankę. Nicci spędziła większość czasu w odosobnieniu by przygotować się do tej trudnej lekcji. Trudnej dla uczennicy, jak i nauczycielki.

Docierając do czekającej Nicci w ładowni, Chichi podbiegła radośnie do kobiety zadowolona z poświęcanej jej uwagi. Chciała się bawić. Moc to nie był jednak temat błahy. Dyscyplina była podstawą. Przytuliła dziecko podniosła i powiedziała jej z bliska
- Chichi teraz muszę powiedzieć Ci coś ważnego - spoważniała i postawiła ją z powrotem.
- Nauka i praktyka Mocy to nie jest zabawa. Musisz traktować to bardzo poważnie od samych początków. To też niebezpieczne zajęcie i bardzo odpowiedzialne. Nawet dorośli sobie z tym nie radzą. Rozumiesz? Musisz być ostrożna i słuchać co do Ciebie mówię oraz odpowiadaj mi na pytania szczerze, tak jak czujesz - dziewczynka pokiwała głową nieco zniecierpliwiona, acz starała się zachować wszelkie pozory powagi. Chisska klękła na jedno kolano zniżając się do poziomu dziecka i wyciągnęła przed siebie małą metalową nakrętkę. Obiekt spokojnie spoczywał w otwartej dłoni kobiety.
- Spróbuj swoją wolą unieść przedmiot - podniosła kąciki ust zachęcając dziecko do pozornie łatwego wysiłku. Mały pierścień szybko uniósł się na wysokość dziesięciu centymetrów i zatrzymał się rotując powoli.
- Dobrze, spróbuj unieść jeszcze wyżej - śrubka jednak nie chciała się unieść, pomimo niezadowolonego grymasu dziewczynki. Patrzyła się coraz mocniej w obiekt, lecz ten nie mógł się unieść wyżej. Frustracja szybko zaczęła się rysować na twarzy pantoranki
- Nie mogę! Coś mnie ogranicza!
- To ja. Właśnie siłujemy się. Ja staram się przyciągnąć śrubkę z powrotem, a Ty ją unieść. Jak myślisz, dlaczego nie może Ci się to udać? - dziewczynka zaprzestała starań i pytającym wzrok wlepiła w Nicci. Przedmiot opadł nienaturalnie powoli na dłoń kobiety.
- Jestem silniejsza. A w mocy objawia się to tym, że bardziej chcę i pragnę tego, by ta śrubka spoczęła w mojej ręce, niż Ty chcesz by się ona uniosła. - uniosła kąciki, rzucając małej wyzwanie
- rozumiesz? Spróbuj raz jeszcze - dziewczynka z wytężonym wzrokiem przekrzywiła głowę i odruchowo wyciągnęła napiętą prawą rączkę jakby chciała coś unieść. Nicci czując zwiększoną presję, pozwoliła unieść się nakrętce o centymetr wyżej
- o już lepiej. O czym pomyślałaś? - pytanie rozkojarzyło uczennicę, śrubka opadła z powrotem
- no, że chcę unieść śrubkę.
- Tylko tyle? To zdecydowanie za mało. Wiesz na czym ja się skupiłam? Na Twojej uśmiechniętej twarzy. Wyobraziłam sobie Ciebie dorosłą i szczęśliwą z mnóstwem przyjaciół, poczułam radość - wyjaśniła dziecku uśmiechając się
- poczułam potrzebę, że trzeba Cię tego nauczyć dobrze. Byś potrafiła sobie poradzić, to mnie zmotywowało do stawienia większego oporu. Martwię się o Ciebie oraz cieszę się, że jestem w stanie czegoś Cię nauczyć i wyniknie z tego coś dobrego. Czerpię teraz siłę z dwóch emocji. Skupiam się na nich, to dzięki nim chcę by ta śrubka spoczęła w mojej dłoni. Wiesz już jak teraz czerpać więcej mocy? Spróbuj. Pomyśl o czymś dobrym, dlaczego ta śrubka miałaby się unieść. Skup się na tym i pozwól temu płynąć. Jak poczujesz prąd, spróbuj nim chwycić i unieść śrubkę. Dobrze?

Dziecko przez dłuższą chwilę przybierało poważny wyraz twarzy i tym razem uniosło obie rączki. Wytężyła się pokazując ząbki w desperackiej minie. Nicci poczuła znacznie większy opór, aż napięła wyciągniętą rękę i zacisnęła zęby. Musiała się skupić by nie pozwolić śrubce unieść się o trzy centymetry, po czym zobaczyła, że dziecku zbiera się na płacz. Nagle przedmiot siłowania się wylądował z bolesnym uderzeniem w pięści nauczycielki, zaś uczennica przestała i rzuciła się by objąć Nicci.
- Nie chcę Cię stracić! Boję się! - kobieta pogłaskała ją po głowie i pocałowała w czoło
- Nie stracisz mnie, nie zostawię Cię. I powiem też, że możesz mieć na to wpływ. Jak nauczysz się korzystać odpowiedzialnie z mocy to będziesz zdolna osiągać swoje cele. Mówiłam, że nauka będzie jednak trudna i długa. Dasz radę kontynuować? - dziewczynka zacisnęła usta z determinacją i kiwnęła głową.
- Teraz musisz pojąć jak ważne jest kontrolować swoje emocje. Im bardziej potrafisz je trzymać na wodzy, tym bardziej możesz się na nich skupić, mogą one przyjąć wyższy wymiar, większą moc. I wtedy pchasz je przed siebie, nadajesz im formę i na przykład unosisz śrubkę z tą konkretną intencją - uśmiechnęła się znów, a dziecko zaraziło się nastrojem kobiety.
- Widzisz! Tyle mi sprawiasz radości, że jestem w stanie przezwyciężyć Twoje zmartwienia! Spróbuj czerpać siłę z pozytywnych emocji, ostatecznie są one silniejsze. Złymi się zajmiemy, jak opanujesz te dobre. Na razie ich nie mieszaj z Mocą dobrze? Nauczysz się w ten sposób też dyscypliny, która jest niezbędna do osiągania swoich marzeń, od Twojego nastawienia wiele zależy, rozumiesz?
- Tak!!! yy... chyba. Chyba rozumiem
- chyba?
- No tak! Rozumiem, rozumiem! A pokażesz mi jakieś sztuczki??
- To na sam koniec. Jak pozostaniesz skupiona! - popatrzyła karcąco, dla niej nikt nie był taki wyrozumiały i cierpliwy. Chichi szybko się poprawiła a po kolejnych treningach szybko się przekonała, że temat Mocy był wyjątkowo drażliwym tematem. Jej opiekunka potrafiła zamienić się w bezwzględną lodową skałę. Acz jak tylko szkolenie dobiegało końca zawsze dostawała drobną nagrodę i bawiły się razem. Nicci spędzała z nią mnóstwo czasu. Pokazywała jej jak szyć i naprawiać ubrania. Przez tydzień pomogła dziewczynce załatać dziurkę w jej pluszaku oraz dodać kilka detali. Kobieta stała się również nieco bardziej ciepła wobec Aqualisha, pytając się go o proste sprawy i ułatwiając mu życie.

- Jak się dziś czujesz? Chciałbyś coś zjeść? - zagaiła serdecznym tonem. Facet zaś wywalony leżał na kanapie i wybudził się z drzemki. Minął kolejny dzień w nadprzestrzeni, a kobieta kręciła się w okół niego coraz bardziej i bardziej. Była to pozytywna odmiana, ale...
- Czegoś chcesz ode mnie?
- Nic, tylko się pytam. Obudziłam Cię? Przepraszam, jakbyś chciał to przyjdź do mesy zrobię Ci coś do jedzenia - obdarowała go niezobowiązującym uśmiechem. Nic nie odpowiedział, a jego mimika twarzy wyrażałaby zdziwienie, o ile kobieta zdołałaby ją poprawnie odczytać. Chisska była zwyczajnie miła... wspomnienie o tym jak rechocząc biła go po twarzy metalowym prętem, jakoś go nieprzyjemnie podrzuciło na kanapie. Nie, to Chichi z zaskoczenia wskoczyła mu na brzuch, by się z nim powygłupiać
- Ha! Mam Cię! Buuuuu!

Podróż była rzeczywiście spokojna i nawet przyjemna. Poszarpane nerwy zdołały nieco ochłonąć, by znów się przygotować na kolejną przeprawę...

***


Ponownie była w bojowym nastroju. Otoczenie szybko ją zdenerwowało. Odruchowo chciała co poniektórych obdarować kpiącym szyderczym uśmieszkiem, ale się powstrzymywała. Była tu w konkretnym celu, miała zredukować swoją aktywność do niezbędnego minimum, byle by zdołać znaleźć sposób na ucieczkę. Wkrótce spotkali znajomego Bulrenka. Ortolianin zaprosił ich do pomieszczenia by obgadać temat nieco swobodniej. Nie pomogło to, słysząc żądania małego gospodarza. Kobieta w końcu podjęła się rozmowy, dopuszczona do głosu.
- Myślę, że mamy większość, ale wciąż to znacznie za mało no i nie możemy zostać całkiem bez grosza - zwróciła się do Aqualisha. Po czym popatrzyła na małego słonika. Pochyliła czoła na formalne przywitanie i poczęła mówić przyjaznym tonem.
- Nie miałam okazji się w pełni przedstawić gospodarzu. Zwą mnie Nicci Frost, ale na imię mam Rehelsei. To rzadkość poznać kogoś o tak przyjaznej aparycji, szczególnie jeśli chodzi o znajomych Bulrenka - pozwoliła sobie na taki drobny ironiczny żart w stronę Bubu, co niemal skwitował prychnięciem. Wiadomo kto tu miał "ciekawszych znajomych"
- Jak widzisz jesteśmy w tarapatach i tylko Ty możesz nas z tego wyciągnąć. Cieszy mnie Twoja chęć podania nam ręki, nie zapomnę tego. Rozumiem też wysokość ceny jaką określiłeś. Jesteśmy w stanie zapłacić Ci połowę tego teraz, nie licząc w tym statku. Zaś resztę... myślę, że na pewno jest coś co mogłabym dla Ciebie zrobić. Rozumiem, że wspomniany Thiren potrzebuje asysty. Jeśli mu pomogę uznasz resztę zapłaty? Czy może jak wykonamy dla Ciebie oba zadania, wtedy będziesz zadowolony? Sytuacja taka zmusiłaby nas do podzielenia się, a nie wyobrażam sobie zostawienia dziecka w niepowołanych rękach. To bardzo grzeczna istota i nie sprawia problemów. Czy na ten czas, dopóki nie zrobimy co należy, mógłbyś przydzielić jej bezpieczne miejsce? - znów pochyliła czoła i złożyła przed siebie dłonie w pokornym geście
- Proszę Cię.

Biere Twoje zadania :]
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Mistrz Gry » 20 Kwi 2018, o 20:25

- Mogę zaopiekować się dzieckiem. Będzie ze mną bezpieczna. Chcesz zostać z wujkiem Heshem?
Chichi przysłuchiwała się rozmowie dorosłych i najwyraźniej dobrze zdawała sobie sprawę z tego o czym mówią. Chcieli ją zostawić u tego obcego. Samą. W oczach dziecka pojawiły się łzy, a broda zaczęła drgać niepokojąco. Opanowała się i nieco łamiącym lecz silnym głosem powiedziała.
- … T… tak. Jeżeli muszę.
- Nie możemy cię ze sobą zabrać, tam będzie niebezpiecznie.
- Potrafię sobie radzić! Jestem już duża.
Nicci w ostatniej chwili powstrzymała swoją podopieczną przed demonstracją. Lepiej było, gdy jej zdolności były ukryte przed światem. Przytuliła dziewczynkę i pogłaskała po głowie.
-Wrócimy po ciebie.
-Thiren potrzebuje jedynie sapera, zaś zdobycie droida nie powinno być trudne. Myślę że możemy się rozdzielić. Zaoszczędzimy w ten sposób nieco czasu.
- Najpierw chciałabym usłyszeć coś więcej o zadaniach.
Ortolanin skinął głową i upił nieco z filiżanki. Podniósł niewielkiego pilota i wcisnął na nim przycisk. Po chwili z cichym szmerem rozchyliły się drzwi i do środka weszła Ortolanka. Wyglądała jak nieco szczuplejsza wersja Hesha. Aqualish ukłonił się grzecznie na widok przybyłej, a Nicci poszła za jego przykładem. Wywołało to lekki ruch trąbką, który mógł być wzięty za oznakę radości.
- To moja córka, Apecena zajmie się waszą dziewczynką, a my będziemy mogli spokojnie porozmawiać.
- Chcesz pokażę Ci moje zabawki.
Ortolanka wyciągnęła grubą i niebieską rączkę w stronę Chichi, ta spojrzała na Nicci i zachęcona spojrzeniem opiekunki ujęła wyciągniętą dłoń. Niebieskoskóre dziewczynki wyszły odprowadzane przez trzy pary oczu. W pokoju przez chwilę zrobiło się tak jakby smutniej i poważnie. Ortolanin przerwał milczenie wciskając kolejny przycisk. Ze stołu, przy którym siedzieli, wystrzeliły wiązki światła wyświetlając hologram. Oczom Nicci ukazał się zwykły droid B1, Widziała już te modele podczas wizyty na Geonosis, nie wyglądały na specjalnie drogie. Wspomnienie Geonosis przywiodło na myśl Quorna, ciekawe co ten szalony robal teraz robi. Poczuła napływ pozytywnych uczuć, jej wnętrze uspokoiło się, była gotowa.
- To B1.
- Tak, to model B1b. Tajna broń Federacji Handlowej...
- ...Te droidy były beznadziejne, co jest w nim takiego wyjątkowego?
- To wersja b, jak już mówiłem, Federacja walczyła przy pomocy ilości, a nie jakości. Pod koniec wojny kiedy ilość zaczynała zawodzić, starali się sięgać po coraz to nowsze rodzaje superbroni. Większość z nich była zupełnie bez sensu. Trafiały się też prawdziwie genialne pomysły
- Jak droid B1 może być super bronią? - Bubu nadal był bardzo sceptyczny co do wartości bojowej droida B1 i jego supermocy. Hesh spokojnie i powoli tłumaczył przełączając pilotem obraz i podkreślając w ten sposób wagę swoich słów.
- Droid wyglądający identycznie jak miliony jego braci, a mający 1000 krotnie większe możliwości bojowe. Wzmocniony stop z dodatkiem Phirku, zaawansowane systemy celowania, zmodyfikowana broń i przede wszystkim autonomiczne oprogramowanie. Jeżeli choć jedna na 10 000 maszyn znalazłaby się na polu bitwy...
- Przeciwnik nie spodziewałby się zagrożenia, traktowałby ją jak inne B1.
- Tak, plan był genialny, niestety brakło czasu na jego realizację. Wiem, że zbudowano jedynie kilkaset sztuk. Są teraz niezwykle cenne wśród kolekcjonerów i nie tylko. Wiem przypadkiem, że jedna z takich maszyn pracuje jako dostawca jedzenia na Enarc.
- Mamy ukraść droida doręczyciela?
- Technicznie tak.
- Gdzie jest haczyk?
Projekcja przedstawiała sporych rozmiarów skrzynkę, wyładowaną czymś, co wyglądało na szczątki humanoidalnych istot, głowy, kończyny i korpusy były przemieszane i upchnięte do skrzyni.
- To wróciło z ostatniej próby odzyskania droida. Prawdopodobnie maszyna jest w jakiś sposób zabezpieczona przed kradzieżą. Z poprzednich dwóch prób nie wróciło nic.
- Miło, że nam to mówisz. - Bbubu nie był zszokowany zachowaniem swojego towarzysza. Wyglądało, że był na nie gotowy. Zwrócił się do Nicci z lekkim niepokojem,
- Nie jestem pewien czy powinnaś iść tam sama, dobry blaster jonowy by się przydał. Uwinę się raz dwa z Thirenem i dołączę do Ciebie.
- Właśnie kim jest ten Thiren?
- To Xexto, Pirat, jest trochę nieufny, ale już z nim pracowałem. Czasami ma pomysły, które nie są najbezpieczniejsze dla niego i otoczenia. Co zrobił tym razem?
- Ponoć chce coś otworzyć, ale o szczegółach powie ci już sam, jest w kantynie, którą mijaliście w drodze do mnie. Macie jeszcze jakieś pytania? Jeżeli nie, to proponuję porozmawiać z Thirenem, a potem odbierzcie młodą, Jutro doprecyzujemy detale i przechowam wam dzieciaka. - Orotlanin popatrzył bystro na dwójkę niecodziennych opiekunów i podrapał się za uchem.
- Jest jeszcze jedna sprawa. Na wypadek gdyby wam się nie udało, za 100 000 mogę załatwić małej bezpieczne życie. Nikt jej nie znajdzie ani nie skrzywdzi. Może nie będzie szczęśliwa, ale za to będzie z dala od takich miejsc jak to.
- Przemyślimy to. - odparł Bubu, widząc narastający w Nicci gniew.
Każda opcja była warta rozważenia. Wstał szybko i zasłonił gospodarza przed kobietą.
- Zaraz wrócimy, odwiedzę tylko Thirena i dowiemy się czego potrzebuje.

***

Wyszli i udali się do zatłoczonej kantyny, wymieniając po drodze kilka uwag na temat propozycji przedstawionych przez Hesha, Bubu mu ufał, ale nie bezgranicznie. Handlarze niewolnikami byli praktycznie wszędzie, a młoda pantoranka miała swoją wartość. Kantyna uderzyła w nich głośną muzyką i smrodem wielu różnych ras i trunków. Z pewnością nie było to miejsce dla wrażliwców. Przy stołach biesiadowały różnej maści istoty. Znaczna część z nich nie zasługiwała na miano “dżentelistot” W ciasnocie przeciskały się kelnerki, sądząc po ubiorze i obrożach - niewolnice. Będący w centrum bar stanowił siedlisko najgorszych i najbardziej morderczych zakapiorów. Bubu wszedł pierwszy i nie oglądając się na nikogo ruszył do przodu jak piaskoczołg rozpychając pomniejszych obcych. Nicci szła tuż za nim, wykorzystując miejsce, które zrobił. Prócz lubieżnych spojrzeń nikt nie odważył się zaczepić kobiety. Aqualish dotarł do baru, a stojąca za nim istota wytrzeszczyła oczy na szypułkach.
- Thiren?
Macka wskazała kierunek. Mężczyzna zamówił jakąś dziwaczną ciecz, i ruszył w stronę wskazaną przez barmana. Bez przeszkód dotarli do stolika, przy którym znajdowała się zaiste niezwykła kompania. Z brzega siedział olbrzymi nawet jak na swoją rasę Devaronian, naprzeciwko miejsce zajmował Kubaz, chyłkiem zanurzający ryjek w dziwnym kubku. W środku znajdował się sam kapitan, a niewielka główka na długiej szyi wystawała zza stołu. Główka była odziana w kepi oraz chroniona przez olbrzymie google. Pirat trzymał wszystkie ręce pod stołem i sądząc po wyrazie twarzy był szczęśliwy. Przez chwilę sytuacja była co najmniej dziwna, aż wyjaśniło ją wychylenie się spod stołu niewielkiej Calamariańskiej dziwki. Górna para ramion Thirena powróciła na stół, a oczy skupiły się na przybyszach.
- Bubu, jak się ciesze, że cie widzę. Pojawiasz się zawsze kiedy trzeba coś wybuchnąć.
- Tak, Hesh mnie przysłał.
- A kim jest twoja Towarzyszka?
- To przyjaciółka, pracujemy razem. Ona zabija ja wybucham, wiesz jak jest.
Oczy obcego zmrużyły się, otaksował on wzrokiem Nicci i najwyraźniej nie znalazł potwierdzenia słów swojego dawnego kompana. Nie miał jednak powodu mu nie wierzyć.
- Nie ma znaczenia, jesteś nam potrzebny, mamy pewien sejf, którego nie można otworzyć. Próbowało już kilku fachowców, lecz żaden nie dał rady, jeżeli Ci się uda dostaniesz 20% tego, co jest w środku. Warto zaryzykować za kilka godzin pracy nie?
- Wolałbym pewną gotówkę miast obietnicy. Równie dobrze sejf może być pusty.
- Nie jest pusty, masz moje słowo.
W tym momencie do stojącej Nicci podszedł jakiś parchato wyglądający człowiek.
- Zrób mi loda.
- Ona jest ze mną, spierdalaj.
- Ile chcesz za nią kredytów?
Człowiek wyciągnął z kieszeni kilkadziesiąt chipów o sporej wartości i podsunął je na wyciągniętej ręce pod nos Aqualisha. Thiren i jego obcy z zaciekawieniem spoglądali na rozwój sytuacji.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Nicciterra » 25 Kwi 2018, o 01:43

Zabójczyni obnażyła zaciśnięte zęby. Aqualish słusznie zasłonił jej widok Ortolianina. Wciągnęła powietrze i powściągnęła się od wypowiedzenia otwartej groźby, czy może raczej obietnicy. Postanowiła skupić się na problemie, co sprawiało jej coraz więcej trudności. Moc dostarczała jej sygnałów do których nadal nie była przyzwyczajona. Wstała i rzuciła jeszcze kilka pytań na temat celu
- Chwila - machnęła ręką by Bubu znów pokazał rozmówcę.
- Ten droid. Jeśli ich celem było ukrycie się pośród masy innych, bezużytecznych droidów, a zdolne są do spakowania całej Twojej grupy w skrzynkę i wysłanie z powrotem, to jak myślisz na jakie cele były zaprogramowane? Eliminacja jakich konkretnych celów? - nie znała historii tamtej wojny za dobrze. Tylko plotki i ogólne stwierdzenia. Starszy mógł mieć szersze pojęcie, choć taktyka jednak wyglądała znajomo. Przerzucenie na linie wroga specjalistycznej jednostki, albo eliminacja niczego niespodziewających się dowódców. Droid łowca głów.
- Skoro jest aż tak niebezpieczny, rozumiem, że nie obrazisz się, jeśli dostarczymy Ci go, ale a odciętymi chwytakami i nogami?
- A i mówiłeś, że to jakiś droid dostawczy. Jaka to firma? - ta kwestia kobiecie wydawała się niemal idiotyczna, co droid zabójca robi jako dostawca? Przykrywka świetna, ale czyja? Kobieta była już bardziej niż pewna, że znowu komuś na odcisk nadepnie.

***

- Bubu. Denerwuję się.
- Wiem. O mało nie zabiłaś Hesha wzrokiem. Żadnej krwi, nie tutaj -
dobitnie podkreślił tonem dwa ostatnie słowa
- Martwię się o małą
- Wiem.
- Ale nie to mnie najbardziej przeraża... Nie mówiłam Ci o czymś... -
ich spojrzenia ją dotykały, jakby rasa ta miała jakąś niesłychaną moc. Choćby było to tylko przypadkowe obrzucenie wzrokiem, to miała wrażenie, że zaraz się rzucą sobie do gardeł. Ręce miała napięte, aż ledwo to ukrywała. Bubu spojrzał na nią jak na ducha.
- Panicznie boję się ludzi... dłużej nie wytrzymam... mam wrażenie, że zaraz się pozabijamy tutaj... - zobaczył, że jej pierś unosi się w przyśpieszonym oddechu, a prawa ręka zbliżyła się niebezpiecznie szybko do broni. Chwycił ją za rękę, próbując by wyglądało to naturalnie.
- Żadnej. Krwi. Zrozumiano? - zatrzymał się i zbliżył głowę ku niej
- Nawet jak ktoś Cię zaczepi, nie używaj broni, a już na pewno świetlówki. Nie wyjdziemy stąd żywi.
- Przepraszam - odpowiedziała z rosnącym zakłopotaniem. Jej nowe podejście do mocy sprawiało, że czuła się jeszcze bardziej niekomfortowo niż zwykle, kiedy to dotykała ją jej fobia.
- Ja nie wiem... - Aqualish zacisnął mocniej rękę na jej dłoni
- Zaufaj mi. I weź się w garść. Chodź - kobieta zacisnęła usta i kiwnęła głową.

***

Kantynowa piracka atmosfera sprawiła, że ręce Nicci jakoś bliżej się trzymały sztyletów przy pasie. Zaszłej rozmowie z Xexto tylko się przysłuchiwała, ale incydent z facetem, który podszedł, w pierwszej chwili ją sparaliżował. Nie wiedziała co robić. W jej głowie miała krótki przebłysk jego śmierci. Właściwie patrzyła się na niego jak na trupa w tej pierwszej chwili, a po tym co usłyszała była niemalże pewna, że już nie żyje. Tylko, że ten nadal żył. Dwie sprzeczności w głowie Chisski, jakby zatrzymały jej ciało w czasie. Co lepsze delikwent wyciągnął pieniądze do jej kompana, że niby ten był jej właścicielem.
- Zabiję go... Mogę go ubić? - pomyślała na głos, wykrzywiając usta w nerwowy uśmiech, co zbir skwitował błagalnym spojrzeniem na nią.
- Nie! Kurwa! Gościu...! - ryknął na Nicci i już miał łapać delikwenta za wyciągniętą rękę, kiedy dostrzegł ten błysk w oku kobiety. Oba ciała spięły się do ruchu. Z błyskawicznego do-kroku noga kobiety wystrzeliła wysoko, trafiając zakapiora prosto w szczękę i posyłała go z hukiem na podłogę. Chipy wyleciały do góry, rozsypując się dookoła. To było jednak za mało. Kobieta rzuciłaby się na leżącego. Całe szczęście dla niego, Bubu chwycił kobietę w pasie w ostatnim momencie. Kobieta w odpowiedzi dobyła w mgnieniu oka sztylet i zatrzymała się dopiero przy szyi swojego kompana, nim ten zdołał cokolwiek powiedzieć. Oboje nagle zastygli, wpatrując się w siebie. Nastała dość niezręczna cisza.

- Nie sprzedałbyś mnie, prawda?! - ni stąd ni zowąd, zapytała z wyrzutem.
- Nieee! Głupia jesteś?! - kobieta opuściła broń, a wielkolud puścił jej talie.
- Przepraszam...
- Zamknij pysk! -
Nicci miała już coś mówić, ale ucichła z otwartymi ustami, złamała obietnicę.
- Mówiłem!-Kurwa!-Nie! - nawrzucał jej ostro z góry. Chisska skurczyła się i tylko kiwnęła posłusznie głową. Schowała broń z powrotem, rozglądając się ukradkowo po kantynie. Otwarcie z obrzydzeniem spojrzała też na delikwenta co leżał na podłodze. Miała nadzieje, że stracił przytomność. Jednak cokolwiek by powiedział, zrobi wszystko by nie dać się sprowokować...

- Zajebałaby go tutaj... czasem mam jej dosyć... - rzucił Bulrenk do Thirena, bezradnie rozkładając ręce na boki i próbując wrócić do tematu.
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Mistrz Gry » 5 Maj 2018, o 20:37

- Hesh mówił że to zwyczajnie podrasowana B1, zatem nie sądzę żeby był programowany do zwalczania jakichś konkretnych wrogów.
Zignorował przy tym zupełnie uwagę o zniszczeniu droida, nie do końca rozumiał poczucie humoru ludzi i innych ras i wolał nie ryzykować nieporozumienia. Jego towarzyszka nie była najstabilniejszą istotą na planecie. Z drugiej strony nie posądzał jej o taki brak profesjonalizmu. Kobieta zadawała kolejne pytania więc niezręczna cisza trwała raptem dwa kroki.
- A i mówiłeś, że to jakiś droid dostawczy. Jaka to firma?
- Jadłodajnia, “Mięso w każdym smaku” dostarczają potrawy dla naprawdę dziwnych klientów.
- Że co?
- No żywe jedzenie, albo bardzo, bardzo martwe. Padlina i inne ścierwo.
- Zaskakująco dobrze wiesz co serwują.
- Eee… kolega mi mówił.
Aqualish przyspieszył kroku na szczęście do wejścia do tawerny było niedaleko. Jeszcze chwila i pochłonęła go kakofonia dźwięków.

***

No i kurwa musiała. Ta kobieta ściąga kłopoty jak jakiś jebany magnes. Już miał kulturalnie poinformować klienta, gdzie może sobie wsadzić swoje kredyty, kiedy usłyszał jej głos. Zimny dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie, przecież obiecywała…
Na nic zdał się krzyk, był zwyczajnie za wolny. Koleś padł jak ścięty, na szczęście Bubu miał dość refleksu i rozumu, by go zignorować i zająć się powstrzymaniem swojej towarzyszki. Oczywiście sztylet zatrzymał się milimetry od jego szyi. Dobre i to. Nie mógł się powstrzymać żeby jej nie opierdolić, jednak widział wrażenie jakie akcja zrobiła na Thirenie i bywalcach baru. Byli przyzwyczajeni do mordobić i o ile nikt nie zginął, wszyscy mieli na to wywalone. Szybko też przeszli do porządku dziennego nad leżącym gościem, który jedną ręką zbierał jaja, a drugą kredyty. Tak czy inaczej lód z pewnością mu się przyda.

Wrócił do swojego wielorękiego rozmówcy. Podczas gdy Nicci nie spuszczała oka z niedoszłego kochanka, przynajmniej do czasu aż odczołgał się wystarczająco daleko.
- Zajebałaby go tutaj... czasem mam jej dosyć…
- Ciekawą masz towarzyszkę, teraz naprawdę wierzę, że to ona zabija.
- Znasz mnie jestem miłym gościem.
- Hahahaha. Jasne…
- No dobra, tośmy pożartowali, a teraz, gdzie ten sejf?
Thiren uśmiechnął się lekko i skinął głową w stronę Aqualisha, ten wsunął się na miejsce zrobione mu przez Kubaza, stanął on obok niebieskoskórej najwyraźniej czując silny dyskomfort i za wszelką cenę starając się unikać jakiegokolwiek kontaktu z kobietą, nawet wzrokowego. Oboje obserwowali salę i kłębowisko klientów. Widzieli dziwki uderzające do piratów i piratów startujących do siebie nawzajem. Narkotyki, alkohol czy inne używki nie wychodziły z obiegu. Tu i ówdzie na podłodze leżeli już co bardziej zmęczeni przedstawiciele różnych gatunków. W jednej z lóż wypatrzyła swojego adoratora, mówił coś olbrzymiemu granowi z dwójką wypustek ocznych. Okaleczona głowa rzucała się w oczy z dużej odległości. Obcy ewidentnie słuchał nieco ubogaconej wersji wydarzeń jednego ze swoich ludzi. Kubaz również dostrzegł potencjalne źródło problemów. Szybko odwrócił się do swojego szefa.
- Ten ciul był z bandy Buura, lepiej się zmywajmy.
- Nie boję się tego gnoja.
- Ale ja się go boję, możemy iść?
Thiren westchnął i zwrócił się bezpośrednio do Aqualisha. Pozornie wyglądał na wyluzowanego, lecz dolna para ramion zniknęła pod ponczo. Aqualish skinął na Nicci i wraz z towarzystwem opuścili Kantynę udając się w stronę lądowisk. Nikt nie próbował nawet ich zatrzymać, najwyraźniej niewielki Xexto również nie cieszył się najlepszą opinią. Szybko dotarli do lądowiska, na którym stał dziwny frachtowiec, jednostka wyglądała jakby szalony spawacz dołączył do niej dwa wielkie działa jonowe. Thiren zwrócił się do Bubu.
- Musimy polecieć kawałek, jeśli chcesz możesz zostawić tu swoją towarzyszkę, nie sądzę jednak żeby było to bezpieczne, możemy ją zabrać, ale w naszym podziale łupów nic się nie zmienia.
- W takim razie...

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Nicciterra » 6 Maj 2018, o 21:03

- w takim razie lecę z wami. Nasza dwójka nie powinna się rozdzielać. Nie muszę mieć bezpośredniego udziału w łupie - zrobiła krok ku Aqualishowi, zbliżając swój bark do jego, szturchając go lekko i wyszczerzyła słodko zęby ku piratom.
- i ktoś musi go pilnować, żeby nie rozrabiał
- mnie pilnować?! - absurd był oczywisty. Choć Nicci chodziło o coś jeszcze. Rzeczywiście rozdzielanie się w takim momencie będzie raczej proszeniem się o kłopoty, poza tym nie uśmiecha się jej siedzieć samej w lokalu pełnym ludzi i stawianie czoła jakiejś bandzie. To nie najlepszy moment na popisy w sztukach walk i zdobywanie respektu wśród piratów. Ostatecznie zależało jej by jak najszybciej opuścić to miejsce. Do tego zwyczajnie nie ufała znajomym Bulrenka. Co jeśli w tym całym sejfie na prawdę jest dużo? Xexto mógł zwyczajnie odstrzelić Bulrenka w takiej przewadze liczebnej. Będąc obok upewni się, że nikt mu nie zagrozi. Samym sejfem, mógł się z resztą ktoś jeszcze interesować... nie tylko oni. Musi zważać na wszystkie możliwości, każdy szczegół.
- żartuję, po prostu zakładam, że lubisz moje towarzystwo i postaram Ci się nie przeszkadzać w prywatnych sprawach, jeśli się takie pojawią. Tym razem powściągnę ciekawość. - skierowała twarz w stronę Bubu zamykając oczy w niewinnym uśmiechu, ale na wspomnienie tamtego wydarzenia na Toydarii niezauważalnie się skrzywiła.
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Mistrz Gry » 15 Maj 2018, o 21:45

Wielkie oczy obcego wpatrywały się przez chwilę w dziwną parę. W końcu niewielki xexto, podjął decyzję. wąska dłoń ukryta pod ponczo pojawiła się na chwilę wskazując zachęcającym ruchem na jedną ze śluz prowadzących do wnętrza statku.
- Zapraszam w moje skromne progi.
Weszli na pokład, przytulne ciepłe wnętrze nie przypominało zupełnie pirackiej jednostki. oboje dostali jedną kajutę, najpewniej przeznaczoną dla gości, która znajdowała się w tylnej części jednostki. Była ona urządzona bardzo skromnie, pozbawiona przepychu, a równocześnie niezwykle ciasna. Składała się z piętrowego łóżka i szafki. Nicci przypomniała się więzienna cela, brakowało tylko toalety, jak się okazało toaleta znajdowała się po drugiej stronie wąskiego korytarza. Usiedli we dwoje a po chwili rozległo się dudnienie silników. Jednostka wzniosła się w powietrze. Lecieli ku swojemu celowi. Kapitan mówił prawdę do celu dotarli niezwykle szybko. Kubaz zaprosił ich na mostek, wtedy też zrozumieli na czym polegał "drobny" problem. W przestrzeni unosił się popalony kształt frachtowca Action. Jednostka z pewnością była martwa, a sądząc po lewitującym wokół niej polu szczątków, ten stan trwał już jakiś czas.
- TO nasz cel, na pokładzie znajduje się sejf z kredytami, niestety nie możemy go otworzyć. Twoje zdolności w zupełności powinny wystarczyć.
- Mozemy przycumować?
- Nie, jednostka jest rozhermetyzowana, konieczne są skafandry.
- Dobrze, udajmy się na rekonesans, a potem zobaczymy co mogę zrobić.

Chisska wraz z kapitanem i mrukliwym Devaronianinem pozostali na mostku obserwując jak Kubaz i Aqualish pokonują w kosmicznych kombinezonach drogę do wnętrza jednostki. Załoga dysponowała tylko dwoma kombinezonami. Czekali zatem na mostku, mijały kolejne minuty niezręcznej ciszy, przerywanej jedynie krótkimi komunikatami dwójki zwiadowców. Nicci zdążyła sobie obejrzeć mostek, był bardzo zadbany i wyglądał niemal sterylnie. Nie tak wyobrażają sobie ludzie pokład pirackiego statku. Ta jednostka była zadbana i najwyraźniej bardzo sprawna.
<skkr> Dotarliśmy <skrr>
<skkr> Sejf, jest na miejscu. <skrr>
<skkr> Wygląda solidnie, w tych warunkach może być ciężko.
<skkr> Wracamy. <skrr>

W kierunku jednostki leciało dwóch astronautów. Za śluzą czekała na nich pozostała trojka. Saper nie wyglądał na zadowolonego. Popatrzył na kapitana z góry.
- Nie mówiłeś, że nie ma grawitacji, jednostka jest rozbita, eksplozja na pokładzie może równie dobrze rozwalić burtę i posłać sejf w przestrzeń.
- Dlatego ściągnąłem specjalistę. Dasz radę go rozpruć.
- muszę pomyśleć. Daj mi godzinę.

Bulrenk ruszył w stronę niewielkiej kabiny zabierając ze sobą Nicci. Sprawa nie wyglądała dobrze. Obcy był pewien że otwarcie sejfu jest proste, problemem będzie późniejsze złapanie sejfu lub bo bardziej istotne jego zawartości. Dobrze byłoby znaleźć inne rozwiązanie problemu. Popatrzył na swoją towarzyszkę.
- Możesz pożyczyć mi swojego miecza?

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Nicciterra » 18 Maj 2018, o 14:29

- Nie wiem, czy to najlepszy pomysł - przybrała poważny wyraz twarzy, po czym nastała cisza. Spędzili ze sobą już nieco czasu, a kobieta zdołała się już przyzwyczaić do jego obecności. Cały jego lot w skafandrze obserwowała przybierając pozę nieruchomego posągu z rękami za plecami, acz wewnątrz zdecydowanie denerwowała się. Teraz znów miał wybrać się do wraku, tyle że z jej bronią. Mogło to zaskoczyć piratów, że Bubu jest właścicielem przedmiotu, za którego posiadanie jest kara śmierci ze strony Imperium. Po drugie nie uśmiechało jej się rozstawać z bronią przypisaną do jej niechlubnej profesji. Wyciągnęła miecz spod płaszcza, lecz niebieska dłoń zawahała się, kiedy to już miała podać podłużny obiekt Aqualishowi. Jeszcze tak niedawno użyła go jako pretekstu do dostania się do Anzaty, a sam los obcego był jej kompletnie obojętny. Teraz zaś miała mu użyczyć oręża, którym ostatnio go biła.
- Przepraszam raz jeszcze za tamto... że potraktowałam Cię tak skrajnie źle... wtedy na Nar Kreeta... uważaj na siebie
- dzięki - wręczyła mu miecz do ręki z nieukrywanym szacunkiem do śmiercionośnej broni, lecz jakoś opuściła wzrok w podłogę, zaraz po przekazaniu. Było jej strasznie przykro i czuła niechęć do siebie, jak tylko sięgnęła myślami co się stało w pałacu Anzaty. Obcy tylko zabrał przedmiot i już miał iść dalej. Nicci jednak gryzło sumienie bardziej niż zwykle, ale co mogła powiedzieć... słowa nic nie zmienią.
- Dopilnuję, by Twój piracki znajomy przypadkiem nie wpadł na pomysł, uśmiercenia Cię w przestrzeni kosmicznej, po tym jak otworzysz sejf. Uważaj też na Kubaza, żeby Ci w plecy nie strzelił.
- Uważam, że nie posuną się do tego. Już pracowaliśmy razem.

Wkrótce dołączyła do dwójki na mostku i obserwowała bieg wydarzeń, jak dwójka astronautów ponownie dociera do wraku. Przez chwilę przyglądała się to mrukliwemu Devaronianowi i samemu kapitanowi. Po czym zastygła ponownie w pozie posągu i udawała, że wpatruje się przez iluminator we wrak, gdzie był aktualnie jej towarzysz. Nasłuchiwała i czuwała, ze zniecierpliwieniem czekając na rezultaty wyprawy oraz sondowała atmosferę na mostku. Piraci nie byli głupi i dostrzegli jej napiętą obecność i fakt, że obie dłonie spoczywały względnie spokojnie na pasie przy rękojeściach sztyletów. W jej towarzystwie zrobiło się nieprzyjemnie cicho i było słychać jedynie dialog między Bulrenkiem, a Thirenem.
Image
Awatar użytkownika
Nicciterra
Mistrz Gry
 
Posty: 562
Rejestracja: 18 Paź 2016, o 11:39

Re: [ Różne Statki] Początek i koniec (18+)

Postprzez Mistrz Gry » 9 Cze 2018, o 20:16

- <Skrr>Niczego sobie metoda, długo nad tym myślałeś?<skrr>
- <Skrr>Ważne że działa<skrr>
- <Skrr>Co tam się dzieje?<skrr>
- <Skrr>Nasz spec, poszedł na łatwiznę i skołował miecz świetlny<skrr>
- <Skrr>Zazdrościsz<skrr>
W pozornie spokojnym głosie Aqualisha zabrzmiała nuta niepokoju, na pewno napięcie na mostku pirackiej jednostki było znacznie większe. Spocone dłonie Chisski zaciskały się na sztyletach. NIe potrafiła utrzymać ich na pasie. Olbrzymi obcy oparł się o konsoletę, zwrócony do niej bokiem. Bardziej wyczuła niż spostrzegła blaster, który ukrywał za swoim korpusem. Kapitan zdawał się być całkiem spokojny i stał tyłem do kobiety.

- <Skrr>Jak otworzycie sejf ruszajcie do nas. Nie marnujmy za dużo czasu<skrr>
- <Skrr>Już prawie, ten miecz jest naprawdę potężny<skrr>
- <Skrr>Taak, teraz już takich nie robią… Bez odbioru<skrr>

Thiren przełączył komunikator w tryb odsłuchu pozwalając Bulrenkowi pracować. Sam zaś przełączył kilka przycisków na konsoli.

- Nie interesuje mnie kim jesteś ani czemu Bubu z tobą trzyma…
- I dobrze - głos Nicci był dziwnie zmieniony, nie wiedziała czemu się tak stresuje. Patrzyła jednak w olbrzymie oczy Xexto nie spuszczając z niego wzroku.
- Dopóki nie będziesz rozrabiać na moim okręcie nic ci nie grozi ze strony mojej załogi.
- Pirat starej daty co?
- Można tak powiedzieć, odważny i romantyczny.
- Nic do was nie mam.
- <Skrr>Na sczerniałe kości imperatora.<skrr>
Konsola przerwała miłą pogawędkę nerwowym komunikatem. Najwyraźniej ekipa przebiła się przez drzwi sejfu. Kapitan uaktywnił komunikator.
- <Skrr>Co się dzieje<skrr>
- <Skrr>Zjaraliśmy trochę kasy, <skrr>
- <Skrr>Achuta!...<skrr>
- <Skrr>Bez stresu, zostało jej jeszcze bardzo dużo. Pakujemy towar<skrr>
- <Skrr>Będziecie potrzebować drugiego kursu?<skrr>
- <Skrr>Nie jest tego aż tyle, robisz się chciwy Thirr<skrr>

W oddali ujrzeli migające światełka niewielkich radiolatarni umieszczonych na kombinezonach, Szabrownicy wracali na pokład ciągnąc między sobą wielkie plastelowe pudło. Dłonie Nicci wróciły na pas, lecz nadal czuła na plecach spojrzenie Devaroniana. Kapitan sprawdził instrumenty i obrzucił wzrokiem kobietę.
- Zaraz tu będą, Idź do śluzy z Garem, pomożecie im wejść i podzielimy łup.
Nicci skinęła w milczeniu głową i ruszyła za idącym przodem obcym. Śluza była tuż pod mostkiem, zatem niemal natychmiast stanęli pod drzwiami czekając na pieniądze. Kubaz z Aqualishem uwinęli się szybko. Gdy tylko skrzynia znalazła się na pokładzie i została poddana działaniu grawitacji z hukiem rąbnęła na podłogę. Nawet w czwórkę, mieli problem żeby podnieść ją na wózek repulsorowy.
- To nieco komplikuje nasze rozliczenia.
- Czemuż to?
Głowa kapitana wystawała z włazu na górze, nadając mu nieco komiczny wygląd.
- Chyba znaleźliśmy coś naprawdę wartościowego szefie.
- To faktycznie komplikuje sprawę.
- Dogadamy się.
Bubu postanowił zareagować, dławiąc problem przed eskalacją. Jeśli w skrzyni faktycznie był drogi metal, to znaleźli fortunę. Odpalenie 20 procent mogło oznaczać utratę kilku milionów dla załogi. Ostrożnie przetransportowali skrzynię do ładowni, Na jej pokrywie Bubu położył spory worek z chipami kredytowymi. Kapitan zniknął i po chwili rozległo się dobrze znane wycie silnika, a szarpnięcie oznaczało wejście w nadprzestrzeń.

Stali dookoła skrzyni, spoglądając na nią z pewną obawą. Bubu oddał już miecz Nicci, która tym razem ostentacyjnie przypięła go sobie do pasa. Bulrenk z Kubazem ostrożnie obejrzeli skrzynię i otworzyli wieko. Ze środka uniosła się zimna mgła, obaj zamarli w bezruchu, reszta zaciekawiona zajrzała do środka. W potężnie zabezpieczonej skrzyni znajdował się niewielki pojemnik zabezpieczony uchwytami i opatrzony znanym wszędzie znakiem: “Uwaga Toksyczne”. Nicci nie miała pojęcia na co patrzy, za to Kubaz wyszeptał cicho.
- X-1, Huttowie zapłacą za niego fortunę.
- Co to jest X-1?
- Silnie uzależniająca trucizna, działa bardzo, bardzo podle.
- Nie handlujemy bronią Bazylu.
- Ta bańka jest warta z milion.


Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

PoprzedniaNastępna

Wróć do Archiwum

cron