Dzień zaczął się całkiem miło. Tak, to było dobre słowo. Właśnie kończył poranną jajecznicę siedząc sobie wygodnie w okrętowej kantynie. Zostali zakwaterowani na poziomie siedemnastym, całkiem niedaleko niej. Przy jego stole siedzieli pozostali członkowie oddziału. Właśnie zaczęli grę w pazaaka. Wczorajsze wyzwanie rzucone podczas ich przepustki, nie mogło zbyt długo czekać. CX-7611 zwany przez kolegów Kodexem nie mógł uwierzyć, że Neya, czyli NY-7748 - ich jedyna kobieta w zespole, zdobędzie pazaaka trzy razy pod rząd. Musieli się sprawdzić. A czasu wolnego, nawet na okręcie, mieli nadzwyczaj sporo.
Ta sytuacja była trochę dziwna. Niedawno ukończyli ostatnią misję i można było się spodziewać, że zostaną od razu przydzieleni do jakiejś kolejnej operacji. Zamiast tego kazano im się stawić u dowództwa na Coruscant i czekać. Dopiero wczoraj wysłano ich na imperialnego niszczyciela "Nova", który niedawno przybył do układu, ale i na nim dalej mieli czekać. Pozostawało więc rozkaz wykonać. Z drugiej strony trochę luzu było też miłą odmianą. Tak, to było dobre słowo.
Zerkając jednym okiem na grę przyjaciół, drugim spoglądał na ekran wyświetlacza, na którym leciała holonetowa transmisja. Przemówienie jakiegoś polityka, nowe farmy hydroponiczne, które jeden z rolniczych układów zamierzał wykorzystać, odsłonięcie jakiegoś pomnika. Jednym słowem zbiór codziennych wręcz wydarzeń i Gveir już miał odwrócić spojrzenie od ekranu, gdy pojawiła się na nim twarz jakiegoś poszukiwanego mężczyzny. Według relacji ten młodo wyglądający facet był terrorystą uciekającym z Naboo. Skrajnie niebezpieczny i zamieszany w aferę korupcyjną wśród tamtejszych władz i, co gorsza, oddziałów wojskowych. Zawsze ciężko było słuchać o tym, że kogoś w służbie Imperium pochłonęła rządza bogactwa albo władzy. Niestety, ale wszędzie się tacy trafiali.
Zostawił ten smutny temat i dokończył swoje śniadanie. Jego uwagę tym bardziej odwróciło zamieszanie przy wejściu. Dwóch żołnierzy wpadło właśnie do mesy spod pobliskich prysznicy i zaczęło okładać się ręcznikami. Całość była mało poważna, wywoływała wręcz salwy śmiechu, ale przyczyniała się do stworzenia pewnego swojskiego klimatu. Czuł się tu dobrze, niczym w domu. Jednak przy okazji zauważył też, że spora część z tutejszych ludzi nie pasowała zbytnio sylwetką do imperialnych standardów żołnierza. Byli za niscy, za chudzi albo nie przestrzegali któregoś z przepisów dotyczących fryzury czy ubioru. Było to dziwne, ale pewnie byli to przysłani z powierzchni rekruci, którzy dopiero zaczynali i jeszcze nie wiedzieli, co ich czeka za tego typu niesubordynację. A może i byli to jacyś technicy, których też z planety przysłano.
Te i podobne rozważania przerwało przybycie jakiegoś oficera. Niewysoki jak na wojskowego i, o dziwo z kolczykiem w uchu siwiejący już mężczyzna wszedł do kantyny i wyraźnie zaczął rozglądać się za kimś po pomieszczeniu. Ku zdziwieniu Gveira, skierował się w ich stronę.
- GV-3921 "Gveir", HE-9905 "Hex", CX-7611 "Kodex", GU-0284 "Guru", NY-7748 "Neya"? - na pytanie oficera cała piątka podniosła się i stanęła na baczność.
- Tak, sir!
- Wszyscy stawić się do dowódcy, ten poziom, sala 89 B. Skończyły się wam wakacje. Raz raz, tak jak stoicie. Pułkownik nie lubi czekać!
Cała ich piątka, ubrana jedynie w mundury, bez zbroi, bo i wcześniej nie dostali jeszcze przydziału, stała na baczność w małym pomieszczeniu. Na przeciw siebie mieli jedynie regał i proste biurko, za którym siedział niski mężczyzna w średnim wieku, ogolony na wojskową modłę. Ręce oparł na biurko i ułożył w piramidkę, przyglądając się każdemu z obecnych z osobna. Gveir miał wrażenie, że już gdzieś widział tego oficera. Rzeczywiście, po chwili przypomniał sobie, że bywał w ośrodku szkoleniowym. Po kilku standardowych minutach przedłużającej się ciszy pułkownik w końcu wstał i podszedł bliżej nich. Podniósł z blatu holonotes i przejrzał zebrane na nim dane. W międzyczasie tego całego oczekiwania, Gveir zauważył, że całe pomieszczenie miało dość surowe wyposażenie, poza biurkiem, krzesłem i regałem, durastalowych ścian niszczyciela nie zdobiło właściwie nic, a na biurku poza holonotesem leżał jedynie rulon jakiegoś starego papieru, który był właściwie najciekawszą i dość rzadką rzeczą. Regał zaś zawalony był książkami. Starymi, z papieru i skóry.
- Xavier Borgis. Obserwowałem was wszystkich już na szkoleniu. Nadajecie się - mężczyzna mówił bardzo szybko, wręcz słowo za słowem, co całą wypowiedź czyniło prawie niezrozumiałą - Pewnie jesteście zdziwieni trochę czekaniem. Formalności trwały... - ton głosu pułkownika sugerował, że nie był zadowolony z panującej w tej sprawie biurokracji - Niemniej byliście najlepszymi, jakich znalazłem w ośrodku szkoleniowym, a potrzebuję sprawnego oddziału szturmowego. Co wiecie o Inkwizycji?
Ostatnie pytanie wypalił niemal jednym tchem, a dźwięk słowa oznaczającego TĄ sekcję ISB zdawał się wydusić powietrze z pomieszczenia. Prawdopodobnie zostali przydzieleni do cieszącej się najgroźniejsza sławą części imperialnych sił.