Content

Archiwum

[SD Victory I "Marooned"] Nowy rozdział

[SD Victory I "Marooned"] Nowy rozdział

Postprzez Mistrz Gry » 28 Sty 2019, o 15:47

Zulrok przybywa z: [Nar Shaddaa] Poszukiwany Drago Iscandar II

Zdezelowany, koreliański frachtowiec Yt-1000 wyszedł z nadprzestrzeni, po 12 godzinnym locie. Wszystko wskazywało na to, że finał podróży miał miejsce gdzieś na granicy Przestrzeni Huttów i Zewnętrznych Rubieży, w bliżej nieokreślonym miejscu. Gdy niebiesko-białe smugi z powrotem zamieniły się w statyczne punkciki, krypa którą podróżował Nikto i R5 zawyła wszystkimi możliwymi alarmami. O dziwo, mimo blisko 200 lat od wyprodukowania jednostki, systemy dźwiękowe działały nadzwyczaj sprawnie i wydajnie.
- Beeep bip bop beeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeep - zaskrzeczał astromech próbując przekrzyczeć statek, jednocześnie rozpoczął nieskoordynowaną wędrówkę, polegającą na kręceniu się w kółko, niczym panda mała, zwana czerwoną na Endorze.
- Beep bop bop beeeep! - po chwili dodał R5, wskazując chwytakiem na iluminator.
Choć Zulrok nie był biegły w znajomości pilotowania oraz rozpoznawania okrętów, to zorientował się, że przed nimi znajdowało się nie byle co. Charakterystyczna trójkątna sylwetka, o długości 900 metrów standardowych górowała nad innymi, mniejszymi okrętami formującymi szyk wokół niszczyciela. Choć Victory klasy I, już dawno były przeżytkiem minionych epok, zastąpionymi kolejno przez SD Imparial I, II oraz III, to jednak w bezdennej pustce robił wrażenie.
- Beep bip bip bop? - zaskrzeczał jakby pytając droid, spoglądając to na iluminator to na białkowca.
- YT-1000, naruszyłeś przestrzeń zastrzeżoną. Nie wykonuj żadnych manewrów, zostaniesz sprowadzony i przesłuchany przez organy władzy. - zabrzmiał komunikat, nie tłumacząc z jakiego powodu i jakiej władzy. Wiele wskazywało na to że mógł to być patrol Imperium, chociaż te już dawno praktycznie odstąpiło od korzystania z blisko stuletnich okrętów Victory I.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [SD Victory I "Marooned] Nowy rozdział

Postprzez Zulrok » 2 Lut 2019, o 22:31

Reakcja droida była dość jasna — Zulrok będzie musiał zrezygnować z używania nowo nadanego imienia w kierunku R5, jeśli chciał liczyć na współpracę z astromechem. Nikto wyobrażał sobie, że wychodząc z nadprzestrzeni, spotka się z wszechobecną ciszą i jakąś planetą widoczną przez iluminator, na której spokojnie wyląduje i znajdzie jakieś porządne zajęcie dla siebie. Los bywa bardzo przewrotny i koniec podróży rozbrzmiewał wszechobecnym hałasem alarmów i niezrozumiałym pikaniem blaszaka. Wszystko składało się w sensowną całość, gdy okazało się, że za uruchomieniem systemów ostrzegawczych na frachtowcu i binarnymi piśnięciami droida stał gwiezdny niszczyciel.

Może i łowca nagród od niedawna przebywał w wielkim świecie, a edukacja niewolników na Kintan wręcz nie istniała, to był doskonale świadomy, że ogromny trójkątny kształt statku oznacza po pierwsze kłopoty, a po drugie Imperium. Najemnikowi wydawało się, że w holonecie widywał grafiki nieco innych, zdawałoby się, że nowszych niż jednostka widoczna przez iluminator, okrętów wojennych. Były gladiator liczył, że może oprócz widocznych na pierwszy rzut oka kłopotów zauważy jeszcze jakąś planetę czy inne ciało niebieskie, będąc jednocześnie świadomym, że przy odpowiednich kątach widziany niszczyciel mógł zasłaniać większość widoku. Pierwszą myślą w głowie zielonoskórego był elegancik, który zostawił frachtowiec w hangarze i on, a raczej ktoś z jego ludzi najpewniej zaprogramował ten konkretny skok w nadprzestrzeń. Tylko po co, skoro na pierwszy rzut oka zdawało się, że na frachtowcu nie ma żadnych interesujących ładunków. Pytające piknięcia droida też nie pomagały w zorientowaniu się co do sytuacji.

— Mamy kłopoty. Ja będę mówić. — Dwudziestopięciolatek odpowiedział jednostce R5, chcąc na chwile też uspokoić nerwy.
Zaraz po tych słowach zabrzmiał komunikator, potwierdzając to co było nieuchronne: frachtowiec został zauważony. Żądania wystawione przez mówcę były jak najbardziej do spełnione. Nawet odważny pilot nie porwałby się na próbę ucieczki przed niszczycielem, a co dopiero Zulrok, który nie wiedział nawet jak wykonać jakiś manewr.
— Czekamy na promień ściągający. Żadnych manewrów. — Nikto zwrócił się do metalowego towarzysza, chcąc uniknąć samodzielnych działań astromecha.

Łowcy nagród wpierw wydawało się, że nie ma czego się obawiać, skoro zawartość statku nie wydawała się szczególnie interesująca. Szybko jednak sobie uświadomił, że wśród komunikatu usłyszanego z komunikatora były słowa o przesłuchaniu. Jednego pytania można było być pewnym: skąd się tu wziął? Wersja oficjalna: nieudane zadanie, próba ratowania tyłka i cudowny odlot frachtowcem tuż przed wybuchem hangaru na pewno przysporzyłby kolejnych pytań. Należało przygotować plan odpowiedzi, oczekując jednocześnie ściągnięcia na gwiezdny niszczyciel.
Awatar użytkownika
Zulrok
Gracz
 
Posty: 327
Rejestracja: 30 Cze 2012, o 18:46
Miejscowość: k. Lublina

Re: [SD Victory I "Marooned] Nowy rozdział

Postprzez Mistrz Gry » 8 Lut 2019, o 18:02

Koreliańska jednostka zatrzęsła się w wyniku przechwycenia przez promień ściągający. Gdyby tego było mało, wokół YT-1000 przelatywało co rusz kilka starych myśliwców TIE. Ze strony kogoś obeznanego, wyglądało to nieco dziwnie, gdyż zarówno niszczyciel Victory I jak i jego flota była już przestarzała, nie mniej dalej wzbudzała respekt. Zbliżając się do "Marooned", Zulrok przez główny iluminator mógł dostrzec także nieco mniejsze jednostki które otaczały główny okręt. Wśród nich znajdowała się takżę statek więzienny typu Kiltirin oraz fregata medyczna. Szyk niewielkiej floty wskazywał, że niebawem będą szykować się do skoku w nadprzestrzeń.
- YT-1000 za 30 sekund znajdziesz się w hangarze, gdzie oczekiwać na ciebie będzie grupa kontrolna. Twoja jednostka zostanie poddana wnikliwej lustracji. Nie wykonuj żadnych nerwowych ruchów, w przeciwnym razie zostaną wobec ciebie użyte środki przymusu bezpośredniego z możliwością zastosowania broni palnej. - odezwał się głos z Victory I - Nasze skanery wskazują, iż na twoim frachtowcu znajduje się tylko jedna istota organiczna. Jeżeli używasz urządzenie zakłócające, lepiej się do tego przyznaj i wskaż ilość osób przebywających na YT-1000. Poza tym określ ładunek jaki przewozisz, odbiór.
- Beeep bip bop... - cicho pisnął R5, a jego ton wskazywał na strach.
Nikto był teraz w sytuacji bez wyjścia i jedynie ścisłe przestrzeganie reguł ustalonych przez załogę gwiezdnego niszczyciela dawało cień nadziei, na wyjście z opresji bez większego szwanku.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [SD Victory I "Marooned] Nowy rozdział

Postprzez Zulrok » 18 Lut 2019, o 22:05

Cała sytuacja związana z przechwyceniem przez promień ściągający była dość nerwowa dla pasażerów koreliańskiego frachtowca. Stary niszczyciel, krążące myśliwce, które też lata świetności miały już za sobą, dawały dziwny obraz całej sytuacji. Widok przez iluminator wskazywał, że niecodzienna flota szykuje się do skoku w nadprzestrzeń, co dawało nadzieję, że obsłudze statków się spieszy i możliwie szybko wypuszczą Zulroka. Mogło to też świadczyć, że miejsce docelowe skoku, który był wykonany YT-1000 nie było jednak zaplanowane przez elegancika. Te nerwowe chwile nie pomagały Nikto i nie mógł za bardzo zebrać myśli, by odpowiedzieć na pytania, których spodziewał się usłyszeć we wnętrzu niszczyciela. Gdyby tego wszystkiego było mało, w komunikatorze rozbrzmiało kolejne wezwanie.

Łowca nagród spodziewał się wnikliwej kontroli i mimo tego, że był świadomy swoich umiejętności i często chętny do bitki to wiedział, że jakieś próby oporu skończyłyby się błyskawiczną śmiercią. Nie po to cudem udało się uciec z hangaru-pułapki, by teraz dać się zabić podczas imperialnej kontroli. Jedna przechadzka po statku, mimo że nie była bardzo dokładna, to potwierdzała wynik skanu. Najemnik nie wiedział, aby na statku była jakaś inna forma życia. Wątpił też, by ten stary frachtowiec miał jakieś systemy maskujące. Nie przypominał sobie też, by zauważył coś ciekawego w ładowni. Jedyne co mogło być istotne to astromech, który właśnie objawiał efekty strachu. Sztuczna inteligencja ukazująca swoje emocje była specyficznym widokiem dla byłego gladiatora.

— Nie bój się metalowy towarzyszu. Szybka kontrola i puszczą nas wolno. — W słowach skierowanych do R5, zielonoskóry chciał zakląć rzeczywistość pod swoje dyktando.
By okazać chęć współpracy służbom, dwudziestopięciolatek po głębokim wdechu włączył komunikator.
— Ja, rasa Nikto i droid serii R5. — Lakoniczność wypowiedzi Zulroka znów dawała o sobie znać.

Zgodnie z komunikatem wysłanym przez niszczyciel, po trzydziestu sekundach stary koreliański frachtowiec znalazł się w hangarze. Podchodzenie do lądowania i samo lądowanie było powolne i mogło wydawać się spokojne, choć droid kontrolujący statek swym wzrokiem wydawał się dość zdenerwowany. W końcu YT-1000 osiadł na płycie hangaru, a przez iluminator dało dostrzec się wojskową obsługę niszczyciela. Widok ten, mimo starych okrętów w tej małej flocie potwierdzał, że było to imperium. Tacy żołnierze jak ci przed małym frachtowcem byli nie do pomylenia z niczym innym.

— Damy radę towarzyszu. — Z tymi słowami skierował się do wyjścia ze statku, spodziewając się, że zaraz usłyszy komunikat, który zarządzi opuszczenie koreliańskiej jednostki.
Awatar użytkownika
Zulrok
Gracz
 
Posty: 327
Rejestracja: 30 Cze 2012, o 18:46
Miejscowość: k. Lublina

Re: [SD Victory I "Marooned] Nowy rozdział

Postprzez David Turoug » 5 Mar 2019, o 21:40

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [SD Victory I "Marooned] Nowy rozdział

Postprzez Mistrz Gry » 6 Mar 2019, o 21:23

Nikto na pewno nie mógł być zadowolony z sytuacji w jakiej się znalazł. Najpierw dał się wpuścić w kanał na Nar Shaddaa, a gdy już wydawało się że wychodzi na prostą, wpadł w zgrupowanie statku najprawdopodobniej należących do Imperium.
Nim zdążył wziąć kilka głębszych oddechów, trap YT-1000 opadł samoistnie, a z hangaru gdzie wylądował usłyszał głośne komendy nakazujące mu opuszczenie koreliańskiego frachtowca.
- Beeep bip bop? Beeeeep?! - zapytał nieco przerażonym tonem R5.
- Wyłazić, dalsza zwłoka skończy się dla was tragicznie!
Chcąc nie chcąc Zulrok musiał opuścić statek, a tuż za nim kroczył astromech. Na zewnątrz czekały dwa plutony szturmowców oraz ubrany w czarny uniform oficer. Wszelki opór ze strony łowcy nagród byłby nieskuteczny i zapewne skończyłby się jego rozstrzelaniem.
- Odmieńcze naruszyłeś zamkniętą przestrzeń! Twoja jednostka zostanie dogłębnie sprawdzona, łącznie z twoim droidem. Odłóż wszelką broń i inne niebezpieczne narzędzia. - mówił władczo porucznik mierząc zimnym wzrokiem Nikto - Jaki jest cel twojej podróży i dlaczego akurat tutaj przebiegała trasa podróży? Mów prawdę, a oszczędzisz sobie bólu, a wiedz że potrafimy wykryć kłamstwo.
Jakby tego było mało, silnik gwiezdnego niszczyciela delikatnie zawibrował, zmieniając położenie okrętu. Kilkanaście sekund później odezwał się hipernapęd co oznaczało, że "Marooned" wraz ze swoją flotyllą skoczył w nadprzestrzeń...
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [SD Victory I "Marooned] Nowy rozdział

Postprzez Zulrok » 12 Mar 2019, o 21:28

Trap frachtowca opadł, co oznaczało, że było już za późno na wymyślanie planów, a trzeba było zderzyć się z imperialną rzeczywistością. Ponaglenie przez oficera jeszcze bardziej stresowało Zulroka, który chciał dać jeszcze kilka słów wsparcia dla droida, a jedyne co zrobił to przyjazne poklepania po głowie astromecha. Wychodząc ze statku, Nikto tłukł się z myślami o tym, że to wszystko zaczęło się przez ostatnie zadanie. Nic nie układało się tak, jakby chciał. Najmniejszy znak oporu nie miałby szans się wybić przeciwko dwóm plutonom szturmowców. Różne plotki mówiły różne rzeczy na temat ich celności, ale przeciwko takiej grupie najemnik nie mógł liczyć na cud.

Łowca nagród spodziewał się, że zostanie mniej więcej takim określeniem przywitanym na statku, słyszał to wiele razy i było to mu całkowicie obojętne. Rozbrojenie byłego gladiatora też było dość istotne w biegu dalszych planowanych przesłuchań. Nie zwlekając, zielonoskóry odrzucił plecak na bok oraz z trzęsącą ręką i tęsknotą w oczach odłożył wibrotopór i blaster w wyznaczone miejsce. Liczył, że współpraca z siłami zbrojnymi pozwoli mu możliwie najszybciej opuścić to mało przyjemne miejsce. Kolejne słowa porucznika wskazywały, że całe przesłuchanie będzie miało miejsce tu i teraz, a nie w jakimś karcerze. Dwudziestopięciolatek już zbierał się do składania słów w zdania, gdy usłyszał znajomy już dźwięk hipernapędu. Oznaczało to tylko jedno: z pustki kosmosu, której nie zna, Zulrok podróżuje w kolejne tajemnicze miejsce na imperialnym statku.

Ta sytuacja i groźba brutalnych przesłuchań, spowodowały przypływ wspomnień. Każda kara wymierzona przez sługi Giba, każdy bat, każdy dzień bez jedzenia, każda trudna sytuacja znów przebiegła przez myśli Nikto. To jednak nie przerażało przesłuchiwanego najbardziej, a ta ciemna pustka i dziwne omdlenia, które, choć dawno nie wystąpiły, to wciąż nawiedzały łowcę nagród. Wstydził się tego przed sobą i całym światem i myśl, że Imperium zobaczy go w takim stanie, wiązała się dla najemnika z tym, że po takim incydencie skończy gdzieś w kopalni. Logika powinna podpowiedzieć mu, że szczera prawda, przez swą dziwność też nie spotka się przychylnością Imperium, ale najwyraźniej logika zielonoskórego wzięła sobie tymczasowo urlop.

— Miałem zlecenie. Na Drago Iscandara. Zawiodłem. Musiałem uciekać. Znalazłem ten statek. Droid pomógł odlecieć. Był zaprogramowany lot. Sam nie umiem latać. I jestem tu. — Cała wypowiedź co jakieś dwa zdania, była przerywana na głęboki oddech mówiącego. Przesłuchujący dwudziestopięciolatka oficer musiał teraz z całą pewnością przetrawić słowa Zulroka. Ta chwila czasu najprawdopodobniej pozwalała znów poklepać droida po głowie. I rzucić mu jakieś pokrzepiające hasło w stylu: „Damy radę”.

Obawiam się, że teraz, tak te odpisy moje będą: do tygodnia, a nie 2/3 dni
Awatar użytkownika
Zulrok
Gracz
 
Posty: 327
Rejestracja: 30 Cze 2012, o 18:46
Miejscowość: k. Lublina

Re: [SD Victory I "Marooned] Nowy rozdział

Postprzez Mistrz Gry » 18 Mar 2019, o 12:17

- Tą kpiną chcesz się wyłgać? Nie wiem kim jest cholerny Iscander, a skoro go nie znam, musi być nic nieznaczącą gizką. Znalazłeś statek i uciekłeś nie umiejąc pilotować! Kpina! - wydarł się kapitan nie wierząc w ani jedno słowo Nikto - Zabrać go!
Nim Zulrok zdążył cokolwiek dodać poczuł tylko silne uderzenie w potylicę oraz impuls elektryczny, po którym przed jego oczami pojawiła się głęboka czerń. R5 nie stawiał żadnego oporu podnosząc chwytaki w geście poddania, jednak i on nie ustrzegł się wiązki przeciążającej jego obwody, po czym w trybie awaryjnym wyłączył się.

***


Jakiś czas później łowca przebudził się w ciasnej klitce, w której nie było nic prócz durastalowej pryczy, bez żadnego koca, na wysokim suficie blado mieniła się świetlówka, a na jednej ścianie umiejscowione były drzwi. Nikto musiał przyznać, że od paru dni jest prześladowany przez pasmo niefortunnych zdarzeń. Zlecenie na Drago, ucieczka przed zleceniodawcami, a teraz pojmanie prawdopodobnie przez Imperium lub frakcję silnie przypominającą imperialnych.
Zulrok mógł też pomyśleć o pewnym plusie. Gdyby uznali go za całkiem nieprzydatnego nie zadawaliby żadnych pytań tylko zestrzelili starego YT-1000, a w ostateczności strzelili by mu w łeb w hangarze gwiezdnego niszczyciela.
Dopiero kilka chwil po przebudzeniu najemnik zdał sobie sprawę, że ma na sobie kajdanki zespolone, zapięte na nadgarstkach, z dość krótkim łańcuchem połączone z drugim ogniwem znajdującym się na jego kostkach. Niestety przy jego wzroście poruszanie było tym bardziej ograniczone, w taki sposób iż wstając nie mógł być do końca wyprostowany.
Obcy nie wiedział czy spędził tu kilkadziesiąt minut czy może godzin. Czas dłużył się niemiłosiernie, a zestaw ograniczonych czynności jakie mógł wykonywać powodował jeszcze większe przytłoczenie. Nikto nie miał pojęcia ile czasu upłynęło, nim usłyszał pod drzwiami jakieś osoby. Chwilę później w progu stanął ten sam oficer w obstawie sześciu żołnierzy. O jakiejkolwiek próbie ucieczki nie było mowy, a zaatakowanie kapitana zapewne byłoby ostatnią rzeczą jaką zrobiłby w życiu.
- Nie wiem kurwa czemu cię trzymamy, ale ktoś chce z tobą pomówić. Na moje oko nic nie znaczysz, jesteś po prostu nikim. - mówił zwięźle mężczyzna - Jeden fałszywy ruch i zostaniesz wystrzelony w przestrzeń kosmiczną. Idziemy.
Szturmowcy otoczyli łowcę, wyprowadzając z klitki. Cała świta ruszyła klaustrofobicznym korytarzem ku windzie. O dziwo ta była przestrzenna, że spokojnie zmieściła by trzy razy tyle osób. Nikto był nieco otępiały po obezwładnieniu i skrępowaniu, więc nie był nawet pewny czy poruszają się w górę czy w dół.
- Masz odpowiadać na pytania i lepiej żeby nie były to monosylaby. Tam gdzie idziesz, będą wiedzieli czy kłamiesz. Na tym okręcie kara za kłamstwo jest tylko jedna, więc radziłbym być szczery do bólu. - mówił kapitan przyglądając się z obrzydzeniem Zulrokowi. Po niespełna minucie winda stanęła. Przed nimi widniał długi, lśniący korytarz z paroma wnękami. Gdzieniegdzie stały posągi, a w paru niszach były drzwi, zaś przed nimi umiejscowione były wielkie, czarne wrota, nieco mniejsze niż do hangaru, jednak zdecydowanie odbiegające od typowych standardów. Po obu stronach stały jakieś zamaskowane istoty, nie były jednak w zbrojach czy uniformach, a charakteryzowała ich specyficzna, materiałowa szata z kapturem, czarne spodnie oraz buty wysokie do połowy łydki. O dziwo nie mieli przy sobie blasterów czy karabinów.
- Cóż być może za chwilę skończysz swoje nędzne życie. Pamiętaj jednak, że odwalając jakikolwiek numer, sprawimy by twoje odchodzenie było dłuuuuuuuugi i męczące, zrozumiałeś?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [SD Victory I "Marooned] Nowy rozdział

Postprzez Zulrok » 19 Mar 2019, o 22:15

Ból od uderzenia w potylicę i następujący później mrok uświadomiły Zulroka, że choć jego odpowiedź była szczera, to nie trzymała się ogólnie pojętej logiki. Nie nacieszył się jednak tą olśniewającą myślą zbyt długo, bo stracił przytomność. Czy mógł spodziewać się innej reakcji oficera na taki przebieg przesłuchania? Równie dobrze wszystko mogło skończyć się jego rozstrzelaniem, bo zabicie Nikto to kropla w miliardach miliardów istot w galaktyce. Widok zimnej ściany naprzeciw siebie oraz pryczy po przebudzeniu oznaczał jednak, że zielonoskóry jeszcze żył.

Na początku swego niewolniczego życia warunki były podobne, ale nic nie ograniczało wtedy ruchów najemnika. Wpijające się kajdanki i krótkość łańcucha znacznie utrudniały poruszanie i były męczące dla łowcy nagród. Cudowna ucieczka z hangaru pułapki zaprowadziła byłego gladiatora w kolejne kłopoty. Dlaczego tak z pozoru banalne zadanie przysporzyło tak wiele problemów, była wielką zagadką. Dwudziestopięciolatek aż sobie przypomniał o opowieściach elegancika na temat podejść innych łowców nagród. Widocznie Zulrok dołączy do opowieści zleceniodawcy o najemnikach, którzy spaprali to zadanie. Niewygoda poruszania sprawiła, że Nikto spędzał czas na uderzaniu w metalowe łóżko w jakiś rytm, liczenie dziur w ścianie czy poruszanie się na siedzące po celi, a z góry padał na niego blady blask świetlówki. Czas ciągnął się jak rozgotowane, mączne, długie pręciki, znane w niektórych stronach jako „pasta”. Samo przebywania w takiej celi mogło złamać złapanego. Mimo dużej ilości czasu, były gladiator nie wpadł na pomysł, jak dokładnie przedstawić to, jak tu przybył.

A czas na ponowne przesłuchanie po długich godzinach, a może minutach siedzenia w zamknięciu, zbliżał się w postaci oficera. Pod celą był kapitan, z którym dwudziestopięciolatek miał już styczność. Sześcioosobowa obstawa dowodzącego znacząco zniechęcała do prób ucieczki, ataku czy wpadnięcia na inny głupi pomysł. Zielonoskóry wierzył w każde słowo wypowiedziane przez oficera. Sam z resztą się dziwił jakim cudem jeszcze żyje, skoro pierwsze przesłuchanie przebiegło tak, a nie inaczej. Może, mimo wszystko istniała tu jakaś forma normalnego sądownictwa i właśnie przed oblicze takiej sprawiedliwości był prowadzony Zulrok. Klaustrofobiczny korytarz, a potem obszerna winda połączone z ogólnym znudzeniem związanym z przesiadywaniem w celi powodowało, że słowa dowodzącego docierały do Nikto jak przez mgłę. Zrozumiał tyle, że przesłuchujący go wykryją kłamstwa, oczekują pełnych zdań a kara za brak szczerości to śmierć. Łowcy nagród wydawało się, że usłyszał całość wypowiedzi, ale słowa dudniły mu po głowie powtarzając się, co powodowało, że było czuć zagubienie.

Najemnik w myślach przypomniał sobie, że był szczery przed oficerem i przyniosło to marne skutki. Teraz był zmuszony do całkowitej szczerości, bo inna odpowiedź skończy jego żywot. Wykrywanie prawdy mogło odbywać się za pomocą jakichś sensorów, może zielonoskóry miał w sobie jakieś mikro roboty, albo przeskanowali już jego myśli. Były gladiator wierzył, że imperium dysponuje takimi technologiami, którymi mogłoby spełnić scenariusze jego wyobraźni. To wrażenie potęgowały zamaskowane, zakapturzone i nieuzbrojone istoty. Gdyby nie minimalnie widoczny oddech, można byłoby pomyśleć, że to kolejne posągi.

— Zrozumiałem. — Dwudziestopięciolatek odpowiedział kapitanowi i był gotów przejść za próg czarnych wrót, wiedząc, że nigdy może nie wyjść z powrotem. Widmo śmierci wciąż nie opuszczało Zulroka, a teraz nawet nie towarzyszył mu R5 ze swoim zwariowanym oprogramowaniem.
Awatar użytkownika
Zulrok
Gracz
 
Posty: 327
Rejestracja: 30 Cze 2012, o 18:46
Miejscowość: k. Lublina

Re: [SD Victory I "Marooned] Nowy rozdział

Postprzez Mistrz Gry » 26 Mar 2019, o 12:13

Zulrok sam przekroczył próg czarnych wrót, a te po chwili zamknęły się za nim. Znalazł się w ogromnym pomieszczeniu, które kiedyś zapewne było zwykłym hangarem. Pomieszczenie miało dobre 50 standardowych metrów długości, a przed nim znajdował się tron, na którym siedziała zakapturzona postać. Za postacią wisiał proporzec przedstawiający okrąg a wokół niego coś w rodzaju gwiazdy czy rozbłysku.
Mniej więcej w połowie sali, po prawej stronie Nikt umiejscowiony był stół, a raczej przeszklona gablota z niewidocznymi dla niego przedmiotami. Ponadto pośrodku lokacji znajdowały się cztery kolumny wznoszące się aż po sufit.
Zulrok krok po kroku zbliżał się do postaci siedzącej przed nim. O dziwo oprócz nich, nie było tam nikogo innego. Żadnej obstawy, żadnych droidów czy niewolników. Co było zastanawiające z każdą sekundą najemnik czuł się co raz bardziej przygnębiony i osłabiony, jakby atmosfera tego miejsca próbowała go stłamsić. Choć był silnym i zdrowym przedstawicielem swojej rasy, nagle poczuł się jak bezbronne dziecko, które bez opieki kogoś dorosłego, byłby skazane na niebyt.
- Podejdź - usłyszał Nikto, choć nie był pewny czy to głos w jego głowie czy to siedząca postać przemówiła do niego. Choć łowca starał się wytężyć wzrok, nie był w stanie ujrzeć twarzy nieznajomego, gdyż ta była głęboka skryta pod kapturem. Przybysz z Nar Shaddaa nie potrafił także ocenić czy słowo jakie usłyszał, było wypowiadane przez kogoś młodego czy starszego. Do uczucia osłabienia doszła dezorientacja, nie było to jednak przyjemne poczucie jak po użyciu najlepszej przyprawy. Wszystko zaczęło przytłaczać Nikto, a sala rozmywała się przed oczami.
- Nie dotarłeś tu przypadkiem... - głos ponownie zabrzmiał w nieokreślonej przestrzeni. Chwilę później przeszywający ból głowy dopadł Zulroka, rzucając go na podłogę.

***


Był w przeszłości, ale ktoś lub coś mu towarzyszyło. Znowu ujrzał Huttów - Bagi i Gibę. Ponownie doświadczył cierpienia i wymierzanej mu kary. Powrót do domu, gniew, nienawiści i... Moc.
Kolejne obrazy przewijały się przez jego umysł, walki na arenie, kolejne kary, znowu ból, gniew, wściekłość i... Moc.
Następnie znowu znalazł się na planecie Kintan, gdzie toczył pojedynki. Przez ułamek sekundy przemknął mu przed oczami Zordo oraz składana u jego ogona odcięta głowa. Sekwencje przewijały się z prędkością nadświetlną, za każdym razem kończąc się na mroku i Mocy.


***


Zulrok obudził się kilka, a może kilkanaście godzin później. Wibracje związane z podróżą w hiperprzestrzeni ustały. Gwiezdny Niszczyciel musiał dotrzeć do jakiegoś celu. Sam Nikt dopiero po dłuższym czasie doszedł na tyle do siebie, by odnotować tą informację. Ponadto zorientował się, iż nie ma spętanych nóg, ani rąk, a co więcej nie przebywa w celi.
Leżał na typowej, wojskowej pryczy, a w zasięgu jego rąk była niewielka szafka ze szklanką wody, jakimiś tabletkami oraz suchym prowiantem. Poza tym miska obok, była wypełniona owocami przypominającymi winogrona. Choć sceneria wyglądała o niebo lepiej niż to co spotkało najemnika w ostatnich dniach, to ćmiący ból głowy przypominał mu o tym, że nie był to tylko zły sen.
- Beep bip booop? Beeeeeep? - spytał irytująco, znajomy pisk, należący do R5. Droid pokazywał na drzwi, a następnie chwytakiem popukał się w kopułę, jakby sugerując w jak idiotyczną kabałę wpakował się łowca.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [SD Victory I "Marooned"] Nowy rozdział

Postprzez Zulrok » 31 Mar 2019, o 00:07

Zulrok przekraczając czarne jak próżnia wrota, spodziewał się tortur i mało wysublimowanego przesłuchania. Zamiast tego, znajdował się w pomieszczeniu wyglądającym jak opustoszały hangar i nie licząc istoty na tronie, był całkiem sam. Nie czuł jednak samotności. Powietrze wokół zdawała się wgniatać Nikto w podłogę, jakby zamiast bycia w dość opustoszałym, przestronnym pomieszczeniu, przemierzał głębokie bagna. Postać na tronie zbliżała się z każdym, coraz ciężej stawianym przez łowcę nagród krokiem. I coraz bardziej dziwiło to, że nigdzie nie było widać ochrony, żołnierzy czy choćby maleńkiego droida sprzątającego. Tylko najemnik i ktoś na tronie. Z boku było widać przeszklone gabloty, jednak nie dało się dojrzeć ich zawartości. Stawiając kolejny krok za krokiem, trzeba było wyciągnąć z siebie wszystkie siły, czując się osaczony przez pustkę. Można było mieć wrażenie, że wielka niewidzialna istota uwiesiła się pleców byłego gladiatora i utrudnia podejście pod tron.

Za siedzącą istotą dało się ujrzeć dziwny symbol, który zielonoskóry starał się z całej siły spamiętać, by jak kiedyś zazna wolności, spróbować poszukać czegoś o tym znaku w holonecie. Proporzec tuż za tron sugerował, że na materiale jest symbol tej organizacji, która zatrzymała dwudziestopięciolatka. Jeżeli tak, to oznaczało, że nie było to Imperium. Mimo niezbyt długiego w latach obycia w świecie, dwudziestopięciolatek kojarzył z holosieci, że Imperium aktualnie władające galaktyką, nie było pierwszym tworem o takiej nazwie. Patrząc po zacofanym wyposażeniu floty, zdawało się, że statek i żołnierze pochodzą z poprzedniej inkarnacji Imperium. Zulrok na co dzień nie musiał przejmować się zmianami władzy, bo tam skąd pochodził, władza była niezmienna i byli nią Huttowie. Wśród galaktycznych zawieruch, Przestrzeń Huttów zdawała się oazą ciągłości władzy.

Słowa, które rozbrzmiały zdawały się dobiegać zewsząd i znikąd, jakby jednocześnie ktoś mówił i zasiał te myśli w głowie, ale i krzyczał, a echo odbijające się od ścian hangaru docierało do uszu najemnika. Mimo już niewielkiej odległości dzielącej istotę z tronu od łowcy nagród nie dało się dojrzeć siedzącego. Nie było wiadomo skąd te słowa i kto za tym wszystkim stoi. Kolejne zdania zabrzmiały, co skojarzyło się łowcy nagród z Zeltronami. Tyle razy były gladiator słyszał od innych bywalców spelun, żeby omijać z dala Falleeńskie i Zeltrońskie kobiety, ze względu na wydzielanie feromonów i mącenie za pomocą tego, innym w głowie. Próba skupienia się i analizy sytuacji rozwiała się, gdy przeszywający ból głowy, który zdawał się nie być naturalny, rzucił zielonoskórego o podłogę.

To dziwne uczucie, które towarzyszyło zielonoskóremu przy „słuchaniu” słów, zdawało się towarzyszyć w tej dziwacznej wędrówce przez wspomnienia. Dwudziestopięciolatek nie miał kontroli nad tym, co widzi, tak jakby to ktoś wybierał to, co chce oglądać, a wraz z tym kimś była ta dziwna siła czy energia, która zdawała się wszystko otaczać. Wybrane wspomnienia były specyficzne, gdyż wiązały się z sytuacjami pełnymi bólu i wściekłości. Widział siebie po przegranej walce, tuż po otrzymaniu kary czy po męczącym pojedynku. Sytuacje, które zawsze przynosiły tajemnicze omdlenia. I znów było widać jak gniew, ból i wyczerpania sprowadzały upadek na ziemię, ale tym razem było inaczej. Siła, czy energia, otaczająca wszystko zdawała się mieć dodatkowo źródło w Zulroku tuż przed tymi omdleniami. Dało się wyczuć niezauważalne drganie powietrze wokół wspomnień „mdlejącego” Nikto. Oprócz wszechogarniającej siły pchającej przez wspomnienia, podobna siła krążyło w mniejszym stopniu przy byłym gladiatorze. Wśród obrazów przeszłości łowca nagród miał wrażenie, że zaczyna dostrzegać minimum drgania przy sobie z przeszłości, a to drganie przenosi się dalej niczym fala uderzeniowa zdolna pchać przedmioty. Wspomnień było zbyt dużo i mijały z ogromną prędkością, nie dając się skupić na żadnym wystarczająco długo. Było jednak czuć przeskok między jednym wspomnieniem a drugim, gdyż z każdym takim skokiem przy byłym niewolniku dało odczuć się napływ siły, którą najemnik identyfikował jako podobną do tej pchającej go przez wspomnienia. Nie miał pojęcia skąd to wie i na jakiej podstawie ma takie wrażenia, ale po prostu to wiedział, jakby ta siła otaczająca wszystko zawsze była jego częścią.

Zielonoskóry niczym na kacu obudził się, nie wiedząc, czy minęła godzina, czy spał przez pół standardowego dnia. Pobudka to jedno, a dojście do siebie to drugie i musiało upłynąć znów trochę czasu, by dwudziestopięciolatek mógł się podnieść. W momencie wstawania uświadomił sobie, że nie jest już w kajdanach, ani nie przebywa w celi, do której wpierw trafił. Brak szumu hipęrnapędu sugerował, że podróż w nadprzestrzeń się zakończyła. Zulrok widząc, że jest na pryczy, a przy sobie ma wodę, tabletki, prowiant i metalowego towarzysza w postaci R5 porządnie się zdziwił. Wpierw chciał wypytać droida, o to co się stało, ale po chwili uświadomił sobie, że astromech został potraktowany ładunkiem wyłączającym mu obwody. Próba wykonania kroku w stronę blaszaka zakończyła się sukcesem, ale ból głowy dawał się we znaki i przypominał, że to „przesłuchanie” to nie był żaden sen. Nikto nie zastanawiając się nad konsekwencjami łyknął pigułki, popijając wodą i zajął się pałaszowaniem suchego prowiantu co jakiś czas przegryzając to mięsistymi owocami z miski. Skorzystanie z „gościnności” organizacji przetrzymującej łowcę nagród nie mogło przynieść gorszych skutków niż niedawne doświadczenia z tajemniczego hangaru z tronem.

Najemnik usiadł na wojskowym łóżku i zaczął rozważać, czego tak naprawdę doświadczył. Pierwsze skojarzenie prowadziło w wydzielanie feromonów przez odpowiednie gatunki, ale nie mogło to spowodować tej dziwacznej wizji. Czy w takim razie istniała rasa, która potrafiła grzebać w myślach i wspomnieniach z taką łatwością, jak Zeltronom wychodziło uwodzenie innych? Czy może był to rodzaj nieznanej technologii, a były gladiator powinien przyjrzeć się swojemu ciału w poszukiwaniu chipa wpiętego do jego czaszki? Żadna z tych wersji nie pasowała do tego, że zielonoskóry w przeszłości był źródłem tej wszechogarniającej siły. A była ona podobna, choć słabsza do tej pchającej go przez wspomnienia, czy przynoszącej do głowy słowa tajemniczej istoty z tronu. Teoretycznie takie wrażenie mogłaby też wywołać jakaś nieznana zaawansowana technologia, ale nie miało to sensu. Po co ktoś miałby używać technologii, która równie dobrze mogła nie istnieć, do tego, by zdobyć wspomnienia dwudziestopięciolatka. Dużo prościej było wykonać tradycyjne przesłuchanie. Możliwość podróży przez tę tajemniczą wizję zdawała się nie być karą, a nauką o czymś. Dopiero teraz Zulrok przypomniał sobie, że tuż przed tymi wizjami słyszał słowa istoty mówiącej o tym, że nie znalazł się tu przypadkiem. Z analizy tej dziwacznej sytuacji Nikto wyciągnął wniosek, że musi mieć w sobie, ukryte przed światem, nieznane umiejętności, bądź cechy organizmu, które są potrzebne tej całej organizacji. Wniosek wydawał się dziwny i brzmiał dla samego zainteresowanego bardzo nieprawdopodobnie, ale zgadzał się z tym, czego doświadczył, jeżeli każde doświadczenie uznać za całkowicie prawdziwe.

— Jestem dla nich potrzebny. Już nie jesteśmy więźniami, jesteśmy gośćmi. Teraz nie pozwolę, by ktoś cię skrzywdził. — Łowca nagród przerwał ciszę słowami skierowanymi do astromecha, które miały go pocieszyć. Najemnik miał nieodparte wrażenie, że skoro obudził się, posilił się i jest w stanie samodzielnie się poruszać, to niedługo go ktoś odwiedzi.
Awatar użytkownika
Zulrok
Gracz
 
Posty: 327
Rejestracja: 30 Cze 2012, o 18:46
Miejscowość: k. Lublina

Re: [SD Victory I "Marooned"] Nowy rozdział

Postprzez Mistrz Gry » 3 Kwi 2019, o 11:20

-Beep bip bop? Beeeeqwrp - odezwał się droid, a ton jego pisku był nieco inny niż dotychczasowy. Widocznie ktoś kto ostatnio opiekował się astromechem musiał nieco przy nim pomajstrować. Nie mniej R5 ciągle mocno gestykulował pokazując to na Zulroka, to na drzwi wyjściowe.
Po kilkunastu sekundach w progu stanął jeden z tych wojowników, którzy stali przy wielkich wrotach do sali tronowej, będącej kiedyś hangarem. Osoba była zamaskowana, Nikto mógł ujrzeć jedynie ciemne oczy. Co jeszcze przykuwało uwagę, to fakt że nie widział żadnej broni przy gościu.
- Idziemy. Nie zadawaj pytań, nie rób głupstw, to może doczekasz jutrzejszego dnia. - odparł niski, zimny głos, robiąc miejsce w przejściu.
- Beeeeep? - dopytał robot, ruszając ku wyjściu, jednak zaraz został cofnięty tajemniczą Mocą w tył, tak że z impetem uderzył o przeciwległą ścianę.
- Ty zostajesz mechaniczny śmieciu. Następnym razem zostaniesz zdezintegrowany. - postać przeniosła swój wzrok na Zulroka - Idziesz czy potrzebujesz specjalnego zaproszenia?
Łowca nagle poczuł silny ból głowy, jednak ten zaraz ustąpił. Wszystko wskazywało na to, że znalazł się wśród istot obdarzonych nadprzyrodzoną siłą, którą powszechnie posiadała miano "mocy". Sam jednak nie mógł wiedzieć, co tutaj robi. Czy czasem nie przeliczył się określając siebie jako gościa na gwiezdnym niszczycielu. Równie dobrze mógł być niewolnikiem czy ponownie gladiatorem, walczącym ku uciesze majętnych gangsterów.
Chcąc nie chcąc, musiał wykonywać polecenia ubranego na czarno mężczyzny. Jak przed parunastoma godzinami przemierzyli korytarz, by podróż kontynuować w windzie, a następnie znaleźli się w tym samym holu, prowadzącym do olbrzymich wrót. Jak ostatnio po obu stronach stali zakapturzeni strażnicy.
- Dalej idziesz sam.
Nikto przekroczył próg i wolnym krokiem zmierzał ku siedzącej na końcu sali, postaci. Tak jak wczoraj każdy krok wiele go kosztował, jakby ktoś nafaszerował go psychotropami. Do tego dochodziło klaustrofobiczne uczucie duchoty, mimo iż pomieszczenie było bardzo wysokie i przestrzenne.
- Podejdź Zulroku znikąd. Hmm przecież tak się nazywasz prawda? - łowca ponownie usłyszał charakterystyczny głos, rozbrzmiewający niekoniecznie w jego uszach, ale raczej w głowie - Tak czuję twój strach, ale jest też w tobie złość, gniew. To przydatne emocje, nie można ich hamować! Pewnie oczekujesz wyjaśnień, ale wszystko w swoim czasie. A teraz spróbuj zgadnąć wiesz dlaczego tutaj jesteś i jeszcze nie pozbawiłem cię twojego nędznego życia?
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [SD Victory I "Marooned"] Nowy rozdział

Postprzez Zulrok » 5 Kwi 2019, o 22:26

Zulrok nie mylił się, gdyż w progu pomieszczenia pojawił się tajemniczy, zamaskowany wojownik. Nikto nie miał już czasu, by pocieszyć droida albo spróbować zrozumieć, o co chodziło mu w jego piknięciach. Szykowała się kolejna wędrówka i zapewne kolejne dziwne wydarzenia. Po przesłuchaniu w sali z tronem najemnik był zbyt osłabiony, by stawiać opór, nie mógł nie zgodzić się na pójście z tajemniczym jegomościem. Atak na droida był jednak w oczach łowcy nagród niewybaczalny.
— Idę, ale tylko dzięki droidowi tu jestem. Chcę… — Wypowiedź przerwał nagły silny ból głowy. Zielonoskóremu wydawało się, że skoro żyje i najwyraźniej jest potrzebny tej para-imperialnej organizacji, to może próbować stawiać jakieś żądania. Mylił się, o czym krótki, ale silny ból głowy dawał do zrozumienia. Dopiero ten atak bólu połączony z dziwnym, niewidzialnym popchnięciem astromecha w tył przypomniał dwudziestopięciolatkowi pewną zasłyszaną historię z przeszłości.

***


Tatooine, Mos Eisley, środek ogromnej kupy piachu i jedna z kantyn w tej dziurze na końcu wszechświata. A w środku wiele tancerek, łowców nagród, przemytników czy innych typów spod ciemnej gwiazdy. Jak zwykle, samotnie w rogu, siedzi on — Zulrok, zalewając gardło wodą ognistą po kolejnym udanym zleceniu. Przy stoliku obok grupka najemników, najwyraźniej znajomych z dawnych lat, mocno podpitych i hałasujących na pół przybytku.
— Nigdy, hiik... nie lećcie na Taris — zaczął jeden.
— Jerry, wiemy, że zaraza — wtrącił się inny z obecnych przy stoliku.
— Nie, nie, nie...hik… Cuda, dziwy. Leczyła mnie tam, jedna taka, piękna, cycata, różowa Zeltronka… — Człowiek imieniem Jerry rozpoczął swoją historię, którą zaraz mu przerwano.
— I dlatego tam lepiej nie lecieć? — Zaśmiał się jeszcze inny z gości stolika.
— Dajcie dokończyć! Dostałem w akcji, a to była jakaś znajoma jednego z chłopaków na akcji. hiik… Lasencja się zgodziła mnie poskładać. Bolała mnie jak skurwesyn. hiik… A ona machnęła ręką, a ja potulny od razu jak dziecko i chwilę potem zasnąłem... — Jerry kontynuował swoją historię, ale ta znów została przerwana.
— Przecież znasz Zeltronki, te ich feromony całe. Psik, psik i maślane oczy… — Odezwał się ostatni z czwórki siedzących przy stoliku.
— Nie! Jak się obudziłem, to ona tego nie widziała. I wtedy widziałem to, hiik to jak wazon z jakimiś badylami ruszony przez hiik… jakieś jej domowe zwierzę leci w kierunku podłogi, a ta różowiutka wyciąga rękę, hiik... a wazon zatrzymuje się w powietrzu i wraca na parapet. — Opowieść Jerry’ego dobiegła końca, a pozostali jego koledzy wybuchli śmiechem.
— Dobre tam mają uspokajacze, oj dobre — skomentował jeden z obecnych.
— Taaa… Szkoda tylko, że jak opowiedziałem to chłopakom z grupy, to parę tygodni później dziewczynę znaleziono martwą. — Po tych słowach Jerry’ego, atmosfera przy stoliku uspokoiła się i przycichła na kilka minut, by po kolejnej wypitej przez przesiadujących tam ludzi kolejce alkoholu, wrócić do normy.


***


Wydawałoby się, że to tylko pijacka historia, przypadkowo zapamiętana przez Zulroka. W świetle ostatnich wydarzeń mogła mieć w sobie więcej niż ziarno prawdy. Przez przypomnianą opowieść Nikto nawet nie zauważył, że ponownie jest przed wielkimi wrotami, i ponownie pilnują ich zamaskowani i wyglądający na bezbronnych ochroniarze. Jeżeli jednak umieli takie rzeczy, jak przez chwilę zademonstrował to prowadzący najemnika jegomość, to byli niebezpieczni i bez broni.

Podobnie jak ostatnio i teraz przyprowadzony łowca nagród miał problemy, by zbliżyć się do tronu. Znów było czuć nacisk niewidzialnej siły i znów słowa osoby z tronu nie dobiegały uszu, a wydawały się pojawiać od razu w głowie. Władca, bo tak w myślach nazwał go były gladiator, miał rację w swoich słowach. Zielonoskóry bał się, z resztą mierzenie się ze wszechpotężną, niewidzialną siłą to było coś, czego najwytrwalsi by się bali. Złość i gniew kumulowały się w dwudziestopięciolatku już od spotkania elegancika na Nar Shaddaa, potem ustały w podróży frachtowcem, a teraz ponownie wróciły. Najbardziej niezrozumiałe; co przy wielu niewytłumaczalnych zjawiskach, jak na tak krótki czas, nie było najważniejsze; to, to, że władca znał imię Zulroka. Mógł znać, je z osobistych rzeczy, ale Nikto miał nieodparte wrażenie, że jest w tym coś więcej. Wyjaśnienia, o których wspominała istota na tronie, były dość istotne i najemnik miał nadzieję, że naprawdę je za jakiś czas pozna. Pytanie zadane, przez władcę w zaskakujący sposób przypominało słowa elegancika z księżyca przemytników: „Co teraz będzie, domyślasz się czegoś, o co w tym wszystkim chodzi?”. Zbieżność wypowiedzi musiało być przypadkowa, bo łowca nagród nawet nie podejrzewał, że istota z tronu może być jakkolwiek powiązana z byłym zleceniodawcą, choć to przez tamtego człowieka Nikto się tu znalazł.

— Mam sobie coś, co da się przekuć w coś przydatnego? Tylko jak? — Zielonoskóry, zgodnie ze swoimi wcześniejszymi przemyśleniami, w które nadal do końca nie wierzył, odpowiedział władcy. Skoro pytanie było podobne, do tego usłyszanego na Nar Shadda, to i odpowiedź byłego gladiatora, było podobna do tamtej odpowiedzi. Trzeba było tylko pamiętać, o tym, że wtedy po rozmowie dwudziestopięciolatek był bardzo bliski śmierci, a tego Zulrok na razie nie chciał doświadczać.
Awatar użytkownika
Zulrok
Gracz
 
Posty: 327
Rejestracja: 30 Cze 2012, o 18:46
Miejscowość: k. Lublina

Re: [SD Victory I "Marooned"] Nowy rozdział

Postprzez Mistrz Gry » 9 Kwi 2019, o 11:09

Zulrok czuł co raz większe znużenie, jednak starał się z nim walczyć by nie stracić przytomności. Próbował też wpatrzyć się w zakapturzoną postać, w czarnej szacie, siedzącą na tronie jednak nie mógł ujrzeć jej twarzy. Niespodziewanie całe osłabienie odstąpiło, a Nikto poczuł zastrzyk energii. Nie była to jednak ta siła, którą istoty mają na początku dnia po wypiciu kafu. To coś było o wiele potężniejsze, najemnikowi wydawało się że mógłby przenosić góry. Po kilku sekundach ten stan również ustąpił, powracając do początkowego.
- To Moc, którą zostałeś obdarzony. Poprzez trening możesz osiągnąć wiele, lecz to wymaga też wyrzeczeń. Mogę sprawić, że zapanujesz nad tym, stając się potężniejszym o stokroć! Musisz pobudzać swój gniew, złość... Litość to przejaw słabości. - mówił głos dochodzący znikąd - Pierwsza lekcja przed tobą.
Do sali wpuszczono R5, któremu spotkanie ze ścianą najwidoczniej nie zaszkodziło. Droid cicho pomrukiwał zbliżając się do łowcy, zatrzymując się około metra od niego.
- Beep bip bop? - spytał w charakterystyczny sposób.
- Prawdziwy wojownik, nie może być ograniczony przez błahostki. Przywiązanie musi nieść za sobą korzyści. - kontynuował głos, nie zważając na astromecha - Zniszcz go.
Zulrok stanął przed nie lada wyborem wykonać polecenie potężnej istoty czy może oszczędzić robota, który jakby nie było, był jego wybawcą z Nar Shaddaa. Niespodziewanie zza tronu powoli wyłonił się wibromłot, który spokojnie powędrował ku Nikto. Miało to być narzędzie zniszczenia, zdezorientowanego R5.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [SD Victory I "Marooned"] Nowy rozdział

Postprzez Zulrok » 9 Kwi 2019, o 21:45

Odpowiedź dla Zulroka nie nadeszła od razu albo wydawało się, że panująca w sali głucha cisza opóźnia jej usłyszenie. Ciężko było pokonać ten stan bezsilności i bycia na granicy utraty przytomności, ale Nikto był twardy i nie zamierzał się poddawać. Z tymi trudnościami udawało się walczyć, nie dało się jednak dojrzeć twarzy władcy. Może ujrzenie jego oblicza dałoby jakieś światło na to, czym jest ta cała dziwna organizacja.

Nieoczekiwany przypływ olbrzymiej energii i siły w tym trudnym położeniu, które wyczerpywało organizm, było dużo bardziej zbawienne niż dawka kafu ze statku. Nawet po zostaniu czempionem areny na Kintan, łowca nagród nie czuł się tak silny, jak teraz. Nie czuł ograniczeń, chciał zrobić wszystko na raz i miał świadomość, że na pstryknięcie palcami to by się stało. Jak błogosławione było to uczucie, krótki przepływ ekstazy ogarniającej całe ciało. Niestety po kilku sekundach, znów nastała męcząca pustka, znużenie i brak sił do wszystkiego. Cios, który ponownie poniżał najemnika do poziomu gruntu. Przed chwilą czuł się niczym heros, a teraz był wręcz bezradny wobec tego, co go otacza. Były gladiator chciał znów czuć się tak pełen sił. Taka potęga ciągnęła go z o wiele większą siłą niż kiedyś chęć zostania bohaterem areny.

Po tym przebłysku siły i wróceniu do normalności zielonoskóry w końcu otrzymał odpowiedź na zadane wcześniej pytanie. Słowo Moc brzmiało równie dobrze co siła czy energia, będąc z pozoru wyrażeniem bardzo ogólnym i niekojarzącym się dwudziestopięciolatkowi z takimi umiejętnościami, jakie zostały mu wcześniej zaprezentowane. Słowa o treningu i wyrzeczeniach nie różniły się bardzo od tego, co było wymagane w nauce umiejętności walki wibrobronią. Całe życie byłego gladiatora z Kintan to były wyrzeczenia i rozłożony na lata trening. Nic czemu nie podołałby Zulrok, przynajmniej on sam tak o tym myślał. Pobudzanie gniewu i złości oraz pozbycie się litości to też nie były rzeczy obce dla Nikto. Arena i walki wymagały tego samego, dla zleceniodawców z ShadowNetwork liczył się w większości tylko efekt. Wydawało się, że łowca nagród będzie tylko musiał się bardziej zaangażować w to, jaki jest i przejść kolejny trening, by poczuć ten przypływ potężnej Mocy. Wszystko wydawało się takie proste.

Pierwsza lekcja, o której wspominał władca była dosłownie przed najemnikiem i stała tam w formie zdezorientowanego R5. Mimo że droid porozumiewał się z pozoru niezrozumiałym dla zielonoskórego językiem binarnym, to tym razem były gladiator miał pewność, o co w tym momencie chodzi astromechowi. Dwudziestopięciolatek rozumiał te piknięcia jako pytanie: „Co teraz?”. Kolejne słowa wypowiedziane przez władcę zbiły zielonoskórego z tropu. Wpierw w uszach słyszał tylko dwa ostatnie słowa wypowiedzi: „Zniszcz go”, dopiero po dłuższej chwili Zulrok skupił się na początkowych zdaniach. Po takim poleceniu i podejściu Nikto do stawianych przed nim zadań wibromłot; który na pewno z pomocą Mocy przywędrował w ręce najemnika; powinien od razu opaść w stronę blaszaka. Tak się jednak nie stało.

Po raz pierwszy łowca nagród z kimś zaczął tworzyć przyjacielską więź. Metalowy towarzysz ratujący go z Nar Shaddaa, który nie potrzebował pieniędzy z zadań i nie zdradził by przy najbliższej okazji, miał być przez byłego gladiatora zniszczony. W głowie znów brzmiały słowa władcy z tronu o braku litości i bycia ograniczanym przez błahe sprawy. Droidów we wszechświecie było pełno, jednak młot przez kolejną sekundę nie padł w stronę R5. Zielonoskóry był rozdarty między poczuciem obowiązku względem usłyszanego polecenia i pociągającą go Mocą a nicią więzi z astromechem. To jednak był test i lekcja dla dwudziestopięciolatka. Nie było miejsca na litość, czy sentymenty, a przywiązanie nastąpiło dopiero po uratowaniu życia, czyli po otrzymanych korzyściach.

Zulrok zebrał każde świeże wspomnienie wypełnione złością i gniewem. Od bójki w „Mordowni” na Nar Shaddaa, przez całą akcję z elegancikiem i ucieczką frachtowcem, po emocje związane z tym, że władca nakazał zniszczyć istotę, która po raz pierwszy coś dla Nikto znaczyła. Chęć zapanowania nad Mocą i poczucie obowiązku względem stojącego przed łowcą nagród zadania wygrało nad krótką, ale istotną znajomością. Wściekłość wyniesiona z bójki padła w pierwszym ciosie wibromłotem skierowanym w stronę R5. Drugi cios i kilka kolejnych niosło złość z oszukanego zlecenia, elegancika i bycia zmuszonym do ucieczki z księżyca przemytników. Następna seria uderzeń była naładowana wściekłością, że niszczy droida, który stawał się jego przyjacielem. W oczach najemnika młot nie padał na metalowe ciało astromecha a na oprychów, informatora z ostatniego zadania czy wrogów z areny. Po wszystkim zielonoskóry miał przez chwilę ochotę wybuchnąć płaczem, bądź z tym całym gniewem skierować się w stronę władcy, nie mógł jednak okazać słabości. Potęga Mocy była zbyt bardzo kusząca, mimo tego, że dopiero o niej usłyszał.
Awatar użytkownika
Zulrok
Gracz
 
Posty: 327
Rejestracja: 30 Cze 2012, o 18:46
Miejscowość: k. Lublina

Re: [SD Victory I "Marooned"] Nowy rozdział

Postprzez Mistrz Gry » 11 Kwi 2019, o 19:29

Zulrok podjął dobrą decyzję, przynajmniej względem zamaskowanego władcy czy też "człowieka z tronu" jak mógł go określać. Co więcej, już po pierwszym ciosie i uwolnieniu emocji, poczuł przypływ olbrzymiej energii. Co prawda nie był tak potężny jak emanacja sprzed kilkudziesięciu sekund, ale tym razem sam spowodował, iż mistyczna Moc przepłynęła przez jego ciało. Cena jaką zapłacił za ten pierwszy krok, na świadomej ścieżce Mocy była niewielka, gdyż przyszło mu zdezintegrować starego droida serii R5.
- Dobrze. - zabrzmiał głos w jego głowie, a wcześniejsze uczucie przytłoczenia i słabości jakby odstąpiło - Daleka droga przed tobą, ale jeśli będziesz potrafił dokonywać dobrych wyborów i przede wszystkim wykonywał moje polecenia zajdziesz daleko Zulroku. A teraz idź.
Po tych słowach ogromne wrota rozchyliły się, co oznaczało koniec tej lekcji. Nikto pamiętał radę wprowadzającego go mężczyzny, by nie pytał o nic, ani nie zabierał głosu wbrew władcy. Dlatego posłusznie opuścił salę.
- Wracamy do twojej celi. - burknął strażnik, który czekał na zewnątrz - Żyjesz więc postąpiłeś słusznie. Nikt ciebie jeszcze nie uświadomił, ale nie jesteś jedynym przybyszem, który tu trafił. Ani pierwszym, ani ostatnim. Jak się domyślasz niewielu przetrwało szkolenie. Dlatego nie bądź głupcem ani chojrakiem, nie wpieprzaj się tam gdzie nie powinieneś i wykonuj polecenia. Jak każą ci połamać sobie ręce to to zrób, jak dostaniesz polecenie zabicia kogoś - wykonaj. W przeciwnym razie sam skończysz marnie.
Mężczyzna poza tymi zdaniami nie powiedział nic więcej, ani nie miał zamiaru odpowiadać na jakiekolwiek pytania Zulroka. W końcu doszli do punktu wyjścia, gdzie łowca miał oczekiwać na dalszy rozwój wydarzeń. Nikto był wielce zdziwiony, gdy wchodząc do swojego pomieszczenia, zastał tam nikogo innego, jak astromecha serii R5.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [SD Victory I "Marooned"] Nowy rozdział

Postprzez Zulrok » 13 Kwi 2019, o 21:35

Zulrok czując Moc wstrząsającą jego ciałem tuż po zadaniu ciosu staremu droidowi, poczuł się dziwnie. Z jednej strony zasmakował garstkę potęgi, z drugiej przypłacił to specyficznym kosztem. Przyjemność wynikającą z poczucia siły i zastrzyku energii zwyciężała nad rozterkami Nikto. Wybór został dokonany i łowca nagród stawiał pierwsze ścieżki na nowej drodze. Pierwsza lekcja nauki korzystania Mocy zakończyła się pomyślnie, co potwierdzały słowa władcy. Słowa, które rozbrzmiewały w głowie, były bardzo ważne i najemnik postanowił je zapamiętać i się do nich stosować.

Wykonywanie poleceń nowego pana, nie było dla zielonoskórego niczym nowym, a po drugie były gladiator czuł się z tym lepiej niż z pracą w zleceniach. Na misjach musiał szukać swego celu, swego pana i nigdy nie trwało to zbyt długo. Teraz wracał do dobrych czasów, te dobre wspomnienia z Kintan wracały. Dwudziestopięciolatek znów miał kogo słuchać i dla kogo się starać, nagrodą miało być opanowanie w Mocy. Ta niezrozumiała energia, która przynosiła mu w przeszłości tak wstydzące omdlenia, okazała się nowym sposobem na życie. Kwestia dobrych wyborów była już trudniejsza, bo co oznacza dobry wybór, kiedy nie zna się jeszcze sytuacji. Było to wyzwaniem, ale Zulrok był gotów je podjąć.

Strażnik prowadzący Nikto do celi dalej traktował go jak popychadło mimo tego, że prowadzony zaliczył swoją pierwszą lekcję. Kolejne słowa wyjaśniły skąd takie traktowanie. Łowca nagród powinien wcześniej się domyślić, że nie jest jedyny, przecież ochroniarz go prowadzący dał już pokaz Mocy. Inni zamaskowani przed halą z tronem zapewne też byli Mocowładni. Prostym wnioskiem wychodzącym z tego była informacja, że Moc i władanie ją nie było aż tak wyjątkowe, jak wpierw myślał najemnik. Szkolenia w czymś, czego wpierw w ogóle nie można zrozumieć, nie mogło być łatwe. Walki i bijatyki wymagały treningu i odpowiednich predyspozycji, jednak już z początku miało się jakieś mgliste pojęcie o istocie bicia się, tu było inaczej. Słowa o odpowiedniej rozwadze w działaniach były warte zapamiętania, bo uczyły, że i mimo swej Mocy, można było zawieść czy przegrać. Słowa o wykonywaniu poleceń w pewnym sensie były powtórką słów władcy, z tym wyjątkiem, że kwestia o łamaniu sobie rąk trochę już martwiła byłego gladiatora. Zielonoskóry zapewne i tak by wykonał i to dziwne zadanie, ale wolał unikać robienia sobie samemu krzywdy, chyba że za tym kryje się coś naprawdę wielkiego.

Dwudziestopięciolatek miał wprawdzie parę pytań, czy spraw, o które chętnie by zapytał ochroniarza, jednak w amoku słów do wypowiedzenia i problemów z komunikacją interpersonalną, z ust Zulroka nie padła nawet jedna sylaba. Milczący Nikto ponownie znalazł się w swojej celi, jednak ktoś na niego czekał. Widok R5 porządnie zaskoczył łowcę nagród i pierwszą reakcją było przetarcie oczu, sprawdzając, czy wyobraźnia nie płata mu figla. Obraz astromecha nie rozmył się, więc musiała to być prawda. Najemnik dalej nie dowierzając widokowi, który zastał, postanowił dokładnie obejrzeć droida. Swojego towarzysza zdążył trochę poznać, więc pamiętał rysy na obudowie, czy uszkodzenia, które blaszak przysporzył sobie na starym frachtowcu. Dopiero mając pewność, że R5, który stoi przed byłym gladiatorem, to jego R5, to zielonoskóry chciał astromecha uściskać i wypytać gdzie był. Jeżeli jednak to nie był astromech, z którym dwudziestopięciolatek zdążył się związać, to należało z trudem przetrzymać ból tym ironicznym towarzystwem. Teraz znów trzeba było czekać na kolejne lekcje.
Awatar użytkownika
Zulrok
Gracz
 
Posty: 327
Rejestracja: 30 Cze 2012, o 18:46
Miejscowość: k. Lublina

Re: [SD Victory I "Marooned"] Nowy rozdział

Postprzez Mistrz Gry » 15 Kwi 2019, o 12:03

Jak się okazało, R5 przebywający w celi Nikto był tym samym astromechem, dzięki któremu ucieczka z Nar Shaddaa była możliwa. Dzięki tej informacji Zulrok wiedział, jak wiele zyskał podejmując decyzję o zniszczeniu robota w sali tronowej, przy nieznanym mistrzu. Choć komunikacja między nim, a blaszakiem była utrudniona, to białkowiec co raz lepiej rozumiał buczenie i piszczenie swojego jedynego przyjaciela.

***


Kolejne tygodnie mijały łowcy bardzo podobnie. Wczesna pobudka, poranny trening, posiłek, potem kolejna seria ćwiczeń przeplatanych jedzeniem oraz czytaniem teoretycznych zagadnień podsuwanych przez nauczycieli. Codzienna rutyna była czasem zmieniana, gdyż bywały okresy gdy uczniowie tacy jak on, nie dostawali przez kilkadziesiąt godzin czegoś do zjedzenia lub wypicia. Najemnik zdawał sobie sprawę, że to też jest element szkolenia.
W trakcie doskonalenia swoich umiejętności zdążył poznać kilkunastu adeptów, różnych ras i w różnym wieku. Oprócz niego szkolili się ludzie, trandoshanin, twi'lekanka, dwóch zabraków, a nawet selkath. Nie mniej poza treningami, szkolący się nie mieli okazji do spotkań i kontaktów. Z informacji jakie udało im się ustalić, wynikało że na "Marooned" co jakiś czas przybywają potencjalni kandydaci na uczniów, choć przesiew wśród nich był spory, dlatego tak rzadko dołączał do nich ktoś nowy.
Na treningach niejednokrotnie prócz potu, lała się krew. W dwu przypadkach intensywne szkolenie zakończyło się śmiercią. Pierwszy raz gdy podczas ćwiczeń z walki wręcz, Zabrak w przypływie agresji skręcił kark Selkhatowi, natomiast drugi raz gdy ten sam osobnik przygniótł ciężarem swego ciała smukłą Twi'lekankę próbując ją zgwałcić. Nie przewidział tego, iż kobieta świetnie radziła sobie w zwarciu i przegryzła tętnicę szyjną niedoszłemu gwałcicielowi. Zulrok skrzętnie odnotował, że czuwający nad nimi strażnicy, którzy pełnili też warty przy wrotach do sali tronowej, niezbyt kwapią się do zapobiegania takim sytuacjom. Wszystko wskazywało na to, że była to naturalna selekcja, która miała przy życiu pozostawić tylko najlepszych wojowników.
Z każdym dniem Nikto co raz lepiej rozumiał także pojęcie Mocy, a także krok po kroku, nabywał podstawowe umiejętności w posługiwaniu się nią. Szybko zorientował się, iż silne emocje pomagają mu we władaniu tą mistyczną energią. Gdy był w gniewie i przekładał go na ćwiczenia dotyczące tego zjawiska, osiągał o wiele lepsze efekty, niż wtedy gdy był spokojny. Niestety same nerwy nie wystarczyły, gdy przybysz z Nar Shaddaa przekraczał granicę panowania nad wściekłością, jakość wykonywanych ćwiczeń drastycznie spadała, a w poczynania wkradał się chaos.

***


Oprócz ćwiczeń Zulrok poznał także hierarchię panującą na okręcie. Uczniowie podlegali bezpośrednio strażnikom, ubranym w charakterystyczne szaty jakie pierwszy raz ujrzał przed wejściem do sali tronowej. Nad nimi było kilku "strażników wyższych" czy też "strażników dowódców" jak potocznie nazywali ich adepci, którzy odpowiadali przed władcą. Prócz mocowładnych na Gwiezdnym Niszczycielu oczywiście znajdowała się załoga okrętu, personel techniczny, medyczny oraz cała gama droidów. Nikto odnotował także obecność żołnierzy piechoty, znanych mu jako szturmowcy w białych zbrojach.
Co pewien czas "Marooned" wchodził w nadprzestrzeń, robiąc postoje głównie w nieokreślonych miejscach, z dala od planet i cywilizacji. Wśród uczniów panowała plotka, iż tylko dwa razy okręt pojawiał się w okolicy światów by uzupełnić zapasy. Było to dosyć dziwne, gdyż wyglądało jakby władca chciał pozostawać w ciągłym ruchu, będąc nieuchwytnym. Przed czym jednak uciekał bądź się ukrywał nie było wiadomo. Za pewnik natomiast należało przyjąć, że uczniowie ani razu nie mieli okazji do opuszczenia gwiezdnego niszczyciela.

***


- Co z wami?! Jesteście słabi! Słabość to porażka, a porażka oznacza śmierć! - krzyczał jeden ze strażników, widząc jak po blisko pięciogodzinnym treningu ruchy adeptów był ślamazarne i niezdarne - Jeżeli nie zintensyfikujecie swoich starań, dzisiaj znowu bez jedzenia, kto wie może nie zasłużycie nawet na kropelkę wody!
Tym razem ćwiczyli w parach. Trening był złożony z różnych faz, zarówno walki wręcz, walki przy użyciu kijów, a także próbę mocy, polegającą na zwaleniu z nóg przeciwnika przy użyciu telekinezy. Do tej pory tylko dwóm trenującym udało się na skuteczne użycie techniki. Inni osiągali raczej mizerne wyniki, w postaci chwilowego zachwiania rywala.
- To co robicie to kpina. Przynosicie wstyd władcy! - warknął ponownie strażnik i jednym gestem, posłał falę mocy, przewracając wszystkich podopiecznych, jakby byli szmacianymi lalkami - Gdzie jest zaangażowanie?! Nie widzę w was ani krzty złości z tej nieporadności! A jeżeli tak ma wyglądać trening, od razu każę wystrzelić was w przestrzeń! Wstawać i wracać do ćwiczeń.
Zulrok ćwiczył razem z zielonoskórą Twi'lekanką. Kobieta miała około 25-lat, przykuwała spojrzenie każdego osobnika płci męskiej, ale wzbudzała respekt. Wszystko przez los Zabraka jaki spotkał go po tym, gdy chciał się do niej dobrać. Potem było jeszcze kilka incydentów, jednak adeptka doskonale radziła sobie z niedoszłymi adoratorami.
- Zakatuje nas... Albo padniemy z pragnienia. - burknęła do Nikto, wstając z podłogi i niespodziewanie posłała strumień Mocy w jego kierunku, próbując zwalić go z nóg. Należało przyznać, że kobieta była przebiegła, a także dostatecznie zdeterminowana by zasłużyć przynajmniej na łyk wody. Mimo podstępnego zachowania, najemnik wiedział iż Twi'lekanka o imieniu Phoebe darzy go pewnego rodzaju sympatią, gdyż nigdy otwarcie nie próbował dobrać się do niej, a okazji nie brakowało, jak choćby podczas walki w parterze.
Ostatecznie atak rywalki przyniósł zamierzony skutek i Nikto ponownie znalazł się na plecach. Owa porażka rozwścieczyła Zulroka, który zapałał silną chęcią rewanżu...

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [SD Victory I "Marooned"] Nowy rozdział

Postprzez Zulrok » 26 Kwi 2019, o 16:37

Nie minęło wiele czasu, gdy po pierwszej lekcji zaczęły się kolejne wraz z grupą innych przybyszów. Nagle Zulrokowi został nadany cel i rytm życia wyznaczany przez kolejne tygodnie męczących treningów. Kojarzył sobie to z treningów do zostania czempionem areny, tu jednak było znacznie więcej teorii. Wiedza przyswajana z ksiąg czy ćwiczeń przypłacanych krwią, potem i zmęczeniem jednak się opłacała. Arkana Mocy bardzo powoli zaczynały się na otwierać na Nikto, który pomału nabywał podstawowe umiejętności w używaniu jej. Najemnik po całodziennej rutynie wracał do swojej celi i co bardzo go cieszyło, do swojego przyjaciela z Nar Shaddaa — droida R5. Gniew pozwalał ukierunkować Moc na zewnątrz, ale czysta wściekłość zamieniała wszystko w chaos. Łowca nagród zaczynał rozumieć, że musi ukierunkowywać gniew i złość, by użyć Mocy, ale musi dać temu limit czy skupić to w jednym konkretnym działaniu. Gladiator nie zamierzał podobnie jak selkath wczytywać się cały czas w księgi, co wprawdzie przynosiły pożądane skutki, ale nie uchroniło go przed śmiercią. Tak sama, jak pełnia gniewu i pożądania w próbach użytkowania Mocy nie uchroniła zabraka-gwałciciela przed podobnym losem, co selkatha. Tak jak treningi, tak i brak jedzenia, wody czy przyzwolenia na śmierć któregoś z członków tej konkretnej grupy ćwiczeniowej były częścią szeroko zakrojonego przygotowania grupy przybyszy, do tego, by przydać się w przyszłości tej tajemniczej organizacji.

Organizacja, której centrum skupiało się na „Marooned”, bo tak nazywał się okręt, na którym znalazł się były gladiator, mimo wielu dni spędzonych na statku nie dała się dobrze poznać. Hierarchia w postaci strażników, strażników wyższych, strażników dowódców i sam tajemniczy władca była dość prosta do pojęcia. Pozostali załoganci i żołnierze też kojarzyli się z galaktyczną normalnością. Zaskakujące było to, że tak tajemnicza organizacja ze swym statkiem pojawiała się wręcz w środku kosmicznej pustki, w różnych miejscach galaktyki, jakby ukrywała się bądź uciekała. Zielonoskóry miał swoje podejrzenia co do takiego stylu bycia organizacji. Podejrzewał, że skoro nigdy wcześniej w prosty sposób nie słyszał o Mocy, to albo są to jakieś tajne służby Imperium, na co wskazywaliby szturmowcy. Drugie podejrzenia, że cała organizacja to w jakiś sposób wrogowie Imperium, gdyż z wojownikami posługującymi się Mocą, stanowili zagrożenie militarne. Dowieść którejkolwiek z wersji będąc zamkniętym na tym statku się nie dało.

Słowa o słabości, wstydzie na treningu w parach nie miały przynosić motywacji, a raczej wściekłość. Gniew, który należało ukierunkować w konkretne działania, co niestety mimo starań nie kończyło się pożądanym skutkiem. Ponętna, ale i zabójcza Twi’lekanka zdążyła się tylko zachwiać, a dwudziestopięciolatek niestety musiał podnosić się z ziemi po pchnięciu Mocą. Phoebe mimo zaciętości w swych działaniach i chęci zasłużenia na posiłek i wodę nie była wrogo nastawiona do Zulroka, a nawet okazywała drobne gesty sympatii. Powodem najprawdopodobniej było to, że jako jedyny szkolący się mężczyzna nie próbował dorwać się do jej krągłości. Przez ciągłe skupienie się na wyznaczonej misji nie miał czasu na kobiety i myśl o zbliżeniu to dla niego podszepty ściągające go z wyznaczonej drogi do celu. Brak rozwiniętych umiejętności interpersonalnych też był przeszkodą. Gdy po raz drugi Nikto musiał się podnosić z podłogi żądał rewanżu. Starał się odrzucić myśli o tym, że niewiasta naprzeciwko nawet go lubi, czy to, że strażnik wciąż wykrzykiwał te swoje irytujące z czasem zdania. Były gladiator miał okazję walczyć z kobietą na arenie, a ta podobnie jak Twi’lekanka na statku wygrywała z nim. Gorycz tej porażki, tego wstydu, znów się odzywała i skupiała się w gniewie, złość, która miała rosnąć i rosnąć, a jednocześnie skupić się w stworzeniu strumienia Mocy, który popchnie Phoebe na ziemię. Dużo wściekłości, ale ograniczonej limitem i celem. Łowca nagród chcąc odepchnąć z pomocą telekinezy przeciwniczkę, aż wystawił ręce do przodu, by przekazać ciałem swój gniew i skupienie, które miało mu przynieść upragniony cel.

Inne części tego treningu w parach jak walka wręcz czy z pomocą kijów z większą łatwością przychodziła najemnikowi. Było to wręcz dla niego powtórka albo tylko namiastka treningów do walk na arenie. Członkowie szkolenia oprócz poleganiu na Mocy musieli mieć też własny bagaż umiejętności bitewnych. Po dniu treningu dwójkami nastały kolejne dni treningów pojedynczych, czy walki każdy na każdego z użyciem kijów i Mocy. Kolejne dni potu, krwi, siedzenia w księgach i prób zrozumienia jak przelać i skupić swój gniew, aby Moc podążyła tak, jak chce tego umysł. Szkolone istoty dowiadywały się jak pchać Mocą rzeczy, czy je przenosić z miejsca na miejsca, a nawet jak użyć tej niewidzialnej siły, by samemu skakać wyżej i ogólnie być bardziej zwinnymi w walce. Dni zlewały się w jedno mimo tego, że treningi dzień po dniu zwykle różniły się od siebie. Znów pojawiały się treningi w parach, ćwiczenia samemu oraz związane z tym trudności. Zielonoskóry starał się nadać swojej złości granicę, by móc go łatwiej skupić ją w konkretnym celu. Nie mógł polegać na niekontrolowanej wściekłości, bo to przynosiło tylko chaos. Dwudziestopięciolatek chciał dobrze służyć organizacji, a małe smaczki potęgi Mocy pochłaniały go coraz bardziej i chciał tego jak najwięcej dla siebie, by być jak najlepszy w zadaniu, które są mu wyznaczane.

Dni i tygodnie mijały, a Zulrok od przypadkowego przybysza stawał się adeptem Mocy, poznając coś i biorąc siłę z czegoś, co wcześniej uznawał na słabość. Wstydliwe omdlenia skrywały tajemnicę, którą przez kolejne treningi i nauki Nikto odkrywał.
Awatar użytkownika
Zulrok
Gracz
 
Posty: 327
Rejestracja: 30 Cze 2012, o 18:46
Miejscowość: k. Lublina

Re: [SD Victory I "Marooned"] Nowy rozdział

Postprzez Mistrz Gry » 26 Kwi 2019, o 17:41

Tygodnie intensywnych treningów w końcu zaczęły przynosić wymierne korzyści i to zarówno dla uczniów jak i nauczycieli. Dla tych pierwszych, ponieważ ich poziom umiejętności powoli jednak systematycznie rósł. Dla drugich, ponieważ liczba adeptów zmniejszyła się poprzez naturalną selekcję. Zulrok i Phoebe mieli to szczęście, że udało im się przetrwać pierwszą fazę szkolenia.
Po niej nastąpił kolejny etap treningów, które nie były już aż tak bardzo rygorystyczne, jeżeli chodzi o wydawanie pożywienia, picia a także ograniczano skutki poważnych urazów, choć mimo tego jeden przypadek śmiertelny też się zdarzył.
- Chyba weszliśmy na ten poziom, gdzie eliminowanie osób z naszej grupy zaczyna nie być opłacalne. - zagaiła rozmowę ponętna Twi'lekanka, która prócz naturalnie pięknej urody, podkreślała ją wyzywającym strojem, z głębokim dekoltem i obcisłymi spodniami na czele - Pozwolisz, że się przysiądę.
Kobieta nie czekając na zgodę zajęła miejsce przy Nikto, co dziwne nie usiadła naprzeciw. Kantyna była o tej porze dość zatłoczona, jednakże przestrzeni było na tyle dużo, iż gdzieniegdzie widniały stoliki zajmowane przez pojedyncze istoty. Choć Zulrok i jego oponentka na ćwiczeniach często się ścierali i dawali sobie ostry wycisk, nie było między nimi złej chemii. Przynajmniej na tyle, na ile pozwalało szkolenie z zakresu ciemnej strony mocy.
- Widziałeś najnowsze obwieszczenie? Do wieczora mamy zorganizować sobie pary lub grupy z którymi będziemy mieszkać, w przeciwnym razie mentorzy sami to zrobią, bez względu czy z kimś się lubimy i ufamy czy też nie. Chyba lepiej żebyśmy sami się dobrali. - kontynuowała dialog Phoebe, choć równie dobrze mógłby być to monolog, Zulrok był małomówny - Podejrzewam, że na dniach chcą zakwaterować nowych. Mam się wprowadzić do ciebie czy ty do mnie?
Mówiąc to Twi'lekanka przejechała dłonią po udzie Nikto, przesuwając ją ku górze. Nie omieszkała także wbić swoich pazurów w materiał spodni mężczyzny. Ten nie był pewny czy to gra ze strony koleżanki czy uczciwe podejście do tematu. Poza tym powinien zastanowić się czy owe uwodzenie było związane ze zwykłym pociągiem fizycznym czy też zielonoskóra próbowała go uwieść do własnych celów. Wszystko było możliwe, choć przez kilka tygodni obserwacji zauważył iż osoby z sojusznikami mają większe szansę na przetrwanie katorżniczych treningów. Z drugiej strony śmiertelne incydenty z czasem zostały ograniczone...
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Następna

Wróć do Archiwum

cron