Marcello niestrudzenie zasypywał przeciwników ogniem, kryjąc się w pobliżu ciał kilku zastrzelonych przez siebie szturmowców. Niestety poza blasterami nie mieli przy sobie niczego użytecznego. Pilot obrzucił napastników wiązanką przekleństw, posyłając w ich stronę kolejną serię czerwonych boltów. Tymczasem Trishy udało się dotrzeć do jednych z wrót na niższym poziomie. Mężczyzna wychylił się lekko, by zobaczyć, czy jest bezpieczna, gdy szarpnięcie za ramię rzuciło nim o posadzkę. Jęknął z bólu i z trudem odczołgał się na powrót do swej kryjówki. Niepotrzebnie. Wrota zamkneły się bezdźwięcznie gdzieś za jego plecami, odgradzając go od napastników. Zapanowała cisza, mącona jedynie przez trzaskający ogień. Marcello odetchnął głęboko. Był pilotem i doskonale wiedział, co się dzieje, lecz nie miał najmniejszych szans na ucieczkę. Od samego początku tej misji ich szanse były iluzoryczne, a mimo wszystko udało im się przecież zajść tak daleko. Ogień trawiący przeciwległą ścianę pomieszczenia, błyskawicznie zaczął maleć, a pilot poczuł że nie może nabrać powietrza. Śmierć przed uduszenie była ponoć jedną z najgorszych, lecz nie zamierzał tego sprawdzać. Bez zastanowienia przystawił lufę blastera pod brodę i pociągnął za spust.
***
Dwudziestu dziewięciu oficjeli i wysokich rangą oficerów Armii Imperialnej podążało za jednym z sierżantów służących na Zwycięzcy. Tajny projekt Imperatora wywołał ogromne zamieszanie, zaś goście na pokładzie byli pod nie mniejszym wrażeniem, niż ludzie zebrani na ulicach Bastionu.
- Proszę za mną – polecił sierżant uprzejmym głosem, wskazując masywne wrota, które rozsunęły się gdy tylko się zbliżył.
Grupa mężczyzn posłusznie wypełniła prośbę i przeszli przez wrota. Stanęli zahipnotyzowani widokiem rozciągającym się za szybami mostka kapitańskiego.
- Hirf, widziałeś kiedyś coś takiego? – szepnął jeden z gości do swego sąsiada. Ten zaś przecząco pokręcił głową.
- Od czasów Palpatine’a chyba nikt nie widział - odszepnął.
Wrażenie siły jednostki, na której się znajdowali, pogłębiała postać w białym mundurze, która ruszyła im na powitanie. Spotykali go na codzień w budynku parlamentu, czy akademii imperialnej, ale i tak jego widok w roli kapitana okrętu zrobił na wszystkich gigantyczne wrażenie. Nie występował w tej roli od dobrych dziesięciu lat. Wielki Admirał Beil Tozzar był żywą legendą Armii Imperialnej. Symbolem jej najwspanialszych cech.
Mężczyzna zbliżył się do gości i skinął im głową na powitanie.
- Witam na pokładzie Zwycięzcy. Nowego statku flagowego Imperialnej Floty.
***
Rudolz szybkim krokiem przemieszczał korytarze jednostki. Gdy wybuchło zamieszanie, postanowił zaryzykować. Eksplozja, która pochłonęła kilkanaście istnień zwracając na nich uwagę całego okrętu, była momentem zwrotnym. Wybór był trudny i wymagał ryzyka, lecz ograniczał się do opcji pewnej śmierci z rąk szturmowców, bądź sprawdzenia kart ich zleceniodawców. W roli imperialnego oficera mógł przemieszczać się po okręcie w miarę swobodnie, lecz miał zamiar jak najszybciej zmienić ciało. Gdyby ktoś sprawdził zapisy kamer - a nie miał wątpliwości, że to niebawem nastąpi - bez problemu dostrzegłby go razem z resztą terrorystów. Nie wierzył, że wszczepione w ich karki nadajniki miały wystarczającą siłę, by można było je kontrolować z poza obszaru tej jednostki. Sygnał nie przebiłby się przez mur wypełniającej ją elektroniki. Postanowił sprawdzić blef i wyglądało na to, że nie pomylił się w swych założeniach. Los pozostałej czwórki niezbyt go obchodził. Oczekując na turbowindę rozmyślał nad kolejnymi krokami, gdy nagle poczuł w karku delikatną wibrację i jego ciało bezwładnie zwaliło się na doskonale lśniącą posadzkę.
***
Mężczyzna przed monitorem uśmiechnął się nieznacznie, gdy kolejna z kropek zgasła. Tylko jeden czerwony punkt poruszał się już przed jego oczami. Kobieta. Wahał się chwilę i w końcu wyłączył podgląd. Dziewczyna mu zaimponowała swymi umiejętnościami i mogła być cennym nabytkiem. Palce mężczyzny zatańczyły na przyciskach, wprowadzając do systemu stosowne komendy. Zatwierdził polecenia i zablokowawszy urządzenie, opuścił stanowisko.
- Nie wiem co dają nam do jedzenia, ale mój żołądek zgłosił sprzeciw - odpowiedział na pytające spojrzenie jednego z sąsiadów.
Ten jedynie zachichotał cicho i odprowadził wzrokiem ciemnoskórego mężczyznę, który minął delegatów i zniknął za wrotami mostka kapitańskiego.
***
Wielki Admirał Beil Tozzar cierpliwie odpowiadał na grad pytań, z każdą minutą wprawiając swych gości w coraz większe zdumienie. Wszystko przebiegało zgodnie z harmonogramem i nawet niewielki incydent na pokładzie nie mógł zakłócić wielkiego imperialnego święta. Po zakończeniu uroczystości miał zamiar zlecić przeprowadzenie drobiazgowego śledztwa i przykładne ukaranie odpowiedzialnych osób, lecz póki co wystarczała mu informacja, że wszyscy napastnicy zostali zabici, a jakiekolwiek zagrożenie zażegnane. Demonstrował właśnie zasady działania specjalnego działa okrętu, gdy jeden z oficerów łącznościowych chwycił się za gardło i w drgawkach osunął na posadzkę. Nim ktoś zareagował, identyczne symptomy dotknęły kolejnych osób, włączając w to kilku delegatów. Wielki Admirał nie zdążył wydać rozkazu. Poczuł jak z jego głową dzieje się coś dziwnego, po czym wszystko oblekło się czerwienią. Widział, że ktoś próbował ratować się ucieczką, lecz wrota prowadzące na mostek nawet nie drgnęły. Wokół niego wszyscy obecni na mostku byli martwi, bądź właśnie konali w niewypowiedzianych męczarniach. W ostatniej chwili świadomości, Wielki Admirał Beil Tozzar usłyszał alarm nakazujący ewakuację okrętu.
***
Eksplozja jednego z silników okrętu wywołała stłumiony krzyk przerażenia obserwujących transmisję mieszkańców Bastionu. Widoczna była gołym okiem z powierzchni planety. Tłum z zapartym tchem przyglądał się, jak olbrzym przechyla się i majestatycznie zaczyna zbliżać ku planecie.
Gdy okręt zaczęły opuszczać kapsuły ratunkowe, wybuchła panika.
***
- Jak to, do cholery nie ma łączności?! - Imperator ryknął z furią, a generał aż skulił się pod jego spojrzeniem.
Pozostali goście już chwilę temu taktycznie wycofali się do wyjścia i zniknęli bezszelestnie.
- Nakazano ewakuację okrętu, jednak nikt nie odpowiada. Mostek milczy.
Daala ryknął z wściekłością i rzucił kieliszkiem o ścianę.
- Ile mamy czasu?
- Jeśli okręt utrzyma kurs i prędkość, do zderzenia z powierzchnią planety dojdzie za dwadzieścia trzy minuty. Nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Jeśli dojdzie do zderzenia, straty będą niewyobrażalne. Jakie rozkazy?
Imperator wbił palce w oparcie swego fotela. Z jego twarzy odpłynęła krew, a oczy płonęły niepohamowaną furią. W końcu z pomiędzy zaciśniętych zębów padła komenda, której generał oczekiwał.
- Otworzyć ogień.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza GryPanda piszesz ostatniego posta. Od niego zależą losy Twojej postaci. Potem ja zamykam swoim ostatnim odpisem