Salwa z działek promu trafiła w jeden z imperialnych myśliwców, momentalnie zmieniając go w ognisty obłok. Drugi z pilotów, nie spodziewając się oporu, spanikował i odbił w przeciwną stronę. Nie miał już szans dogonić uciekinierów przed opuszczeniem przez nich atmosfery. Komputer przy pomocy Trishy wykonywał już obliczenia skoku nadświetlnego i gdy tylko za szybą kokpitu rozlała się czerń próżni kosmicznej, Marcello pchnął przepustnicę. Gwiazdy zlały się w białe linie, by po ułamku sekundy ustąpić miejsca charakterystycznie pulsującej, niebieskiej przestrzeni. Skoczyli w nadświetlną, byli wolni.
- Kurwa, udało się nam – wydyszał Mirt, jakby był tym faktem głęboko zaskoczony. – Naprawdę nam się, kurwa udało!
Pozytywny nastrój udzielił się wszystkim, którzy stłoczyli się w kokpicie. Towarzyszące im napięcie i niepewność wreszcie znalazły ujście w chwili zwycięstwa. Marcello rozsiadł się na fotelu pilota, zakładając dłonie za kark i z rozkoszą zamykając oczy. Stojąca za nim Trisha entuzjastycznie poklepała go po ramieniu. Nawet najbardziej milczący członek załogi uśmiechnął się nieznacznie. To przypominał przynajmniej nieznaczny grymas, który wykwitł na niebieskawej twarzy. Nawet siedzący z tyłu imperialny oficer uśmiechał się promiennie.
- To gdzie teraz? – spytał Marcello.
- Trzeba zniszczyć ten statek i się rozdzielić – odparł Mirt. – Pozostanie razem oznacza poważne zwiększenie szans na zostanie złapanym.
Reszta zgodnie pokiwała głowami.
- Zewnętrzne Rubieże – rzucił Clawdite. – Naturalny wybór. Pozbędziemy się statku i jeszcze na nim zarobimy.
- Słusznie – skinął Mirt. – Może Sleheyron? Dziura kontrolowana przez Huttów, imperium raczej nie będzie tam zaglądało.
Nikt nie zaoponował.
Dalszą rozmowę przerwał zgrzyt dochodząc ze strony rufy. Nie zdążyli w żaden sposób zareagować na tajemniczy dźwięk, gdy lejąca się niebiesko przestrzeń przed dziobem statku, zmieniła się na powrót w miliardy gwiazd. Charakterystyczna wibracja pokładu zanikła. Silniki przestały działać.
- Nie, nie, nie! – ryknął Mirt, rzucając się do konsoli. – Tylko nie to!
Marcello rozpaczliwie sprawdzał wszystkie systemy, próbując przywrócić dopływ mocy do napędu, gdy całkowicie padło zasilanie. Wszystkie elektroniczne urządzenia na statku przestały funkcjonować.
- Co się dzieje? – Clawdite poderwał się ze swego fotela.
- Nie mam cholernego pojęcia. Nic z tego nie rozumiem. Padły wszystkie systemy.
- Podtrzymywanie życia też?
Pilot przytaknął.
- To oznacza, że mamy… - Trisha szybko zaczęła kalkulować, lecz Marcello był szybszy.
- Niecałe dziesięć godzin życia.
- Kurwa! – Mirt grzmotnął dłonią we framugę drzwi kokpitu. – Mamy przejebane. Nikt nas tu nie znajdzie…
Marcello wpatrujący się niczym zahipnotyzowany w przestrzeń za szybą, oznajmił jedynie krótko:
- Już nas znalazł.
- Co to jest? – Trisha praktycznie przykleiła się do szyby, nie odrywając wzroku od rosnący nad nimi cień. – Imperium?
- Wątpię – odparł pilot. – Ten okręt ma wyjątkowo dziwny…
Nie zdołał dokończyć. Bez czucia osunął się za sterami, jakby ktoś zdzielił go w głowę. Za jego przykładem poszła slicerka, która bezwładnie padła na zimną posadzkę promu. Mirt dostrzegł jeszcze tylko, że Umbaranin również wiotczeje w swym fotelu, nim sam poczuł nieznoszące sprzeciwu zaproszenie od ciemności.
***
Rzeczywistość wróciła powoli i boleśnie. Mirt z trudem otworzył oczy i zdezorientowany rozejrzał się wokół. Leżał na stole operacyjnym w sporym pomieszczeniu o śnieżnobiałych ścianach. Obok dostrzegł swych kompanów pogrążonych jeszcze w śpiączce. Jedynie Umbaranin zdawał się już powoli dochodzić do siebie. Co się stało? – pomyślał Mirt, próbując usiąść. Bolał go kark i każdy mięsień w ciele, lecz nie zauważył żadnych obrażeń. Stanął na chłodnej, metalowej posadzce i poczuł charakterystyczne wibracje. Byli na jakimś okręcie, lecz cała reszta pozostawała zagadką.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza GryDo pomieszczenia prowadzą jedne drzwi. Póki co zamknięte - brak panelu sterującego. Poza stołami pomieszczenie jest puste.