No i tyle. Zostali z problemem i musieli go rozwiązać, jeśli chcieli zachować życia. Czekała ich jedna z najsłynniejszych akcji sabotażowych albo całkowita klęska i śmierć z rąk Imperium, w najgorszym razie od tortur. Rozmyślanie o tym wszystkim tylko przyprawiało o zawrót głowy, więc dla zdrowia postanowił przejść od razu do działania i nie marnować sił i zdrowych zmysłów na rozmyślania. Na początek trzeba było określić, czym dysponują.
- Ej ty - zwrócił się w stronę droida - Tak ty, L-1T8. Ty coś potrafisz? Jakie są twoje rozkazy ostatnie?
- Mam pomagać na tym statku, ale tożsamość mojego właściciela została utajniona- wyskrzeczał beznamiętnie droid protokolarny metalicznym głosem.
- To świetnie. Mamy szóstego do pomocy z tym burdelem.
- A...ale...
- Trisha, weź go sprawdź. Ustaw go tak, żeby nas słuchał i nie pyskował. I sprawdź, czy ta zakapturzona nie wsadziła do niego jakichś niespodzianek.
Potem zabrał się za obejrzenie całego statku. Lekki koreliański frachtowiec typu YT-2000 wyglądał na sprawny, chociaż nie był już pierwszej młodości. Osobiście, zanim trafił na Kessel, wolał używać modelu YT-1300, ale i ta wersja była całkiem udana. Najpierw zajrzał do ładowni. Jak można było się spodziewać, poza jedzeniem i środkami czystości, nie znalazł w niej niczego. Tak, dali im mydło. W kostce. Mając wciąż wspomnienia niebezpieczeństw z nim związanych, które groziły wszystkim w więzieniu, dla bezpieczeństwa schował je w jednym z kanałów serwisowych tak, by nikt nie mógł go znaleźć. Dla bezpieczeństwa.
Z ładowni przeszedł do części medycznej, w której wcześniej leżeli, zarezeerwował sobie jedną z kajut i przyjrzał się maszynowni. Perspektywa położenia się na normalnej wygodnej pryczy była kusząca, ale ostatecznie się powstrzymał. Najpierw musieli wykonać skok i zdobyć ten cholerny zasobnik z przedmiotami na misję i innym wyposażeniem.
Usiadł ponownie za sterami statku i wklepał współrzędne do komputera nawigacyjnego. Według danych z maszyny, do wskszanego miejsca powinni lecieć jakieś cztery standardowe godziny. Mieli teraz idealny czas, by zastanowić się, jak mają wykonać swoje karkołomne zadanie.
- To jak? - odwrócił się na fotelu do reszty - To jak to robimy?
***
Wyszli z nadprzestrzeni. Statek zaczął powoli dryfować w próżni, podczas gdy Marcello skupił się na wskazaniach skanera. Gorączkowo szukał paczki, która miała tu na nich czekać. Poza sprzętem, według obietnicy tej kobiety, miał tam znaleźć swojego przyjaciela, Nolda. Spieszył się więc, by jak najszybciej móc się z nim spotkać.
Skaner złapał sygnał i od razu udali się w stronę dryfującej w przestrzeni skrzyni. Wciągneli ją na pokład i od razu rzucili się do rozpakowywania. Każdy znalazł swoje graty, o które prosił, ale on szukał swojego zwierzątka. I było! Zamknięty w specjalnym pojemniku z mieszanką powietrza, porg radoście zaświergotał na widok Marcella. Nie miał pojęcia, skąd ta zakapturzona kobieta go wytrzasnęła, ale nie dbał o to. Najważniejsze, że zespół znów był w komplecie.
- Noldo, tu jesteś! Ale się cieszę! Ty stary bucu, myślałem, że już cię straciłem! Chodź tu do mnie, bierzemy się do roboty. No to teraz możemy zaczynać akcję - zwrócił się do pozostałych z uśmiechem na ustach i porgiem na ramieniu.
- Pyyyyrrrrrr! - zawtórował mu Noldo.