Content

Taris

Krajobraz po rewolucji

Image

Krajobraz po rewolucji

Postprzez David Turoug » 16 Sie 2021, o 22:57

Galaktyka


Po dziesiątkach lat historycy i kronikarze spierali się kiedy nastąpił punkt przełomu, zmieniający diametralnie i na lata sytuację w Galaktyce. Jedni wskazywali, że było to na przełomie lat 27/28ABY gdy upadła Republika, a Zakon Jedi przestał istnieć, drudzy wskazywali rok 72ABY, kiedy to Imperium zawaliło się niczym kolos na glinianych nogach, o dziwo przede wszystkim pod wpływem własnego "ciężaru".

Lamaredd


Mało znacząca planeta Lamaredd, znajdująca się na granicy Zewnętrznych Rubieży i Dzikiej Przestrzeni, była wodnym światem zamieszkiwanym przez lokalną rasę Menahuunów. Przez lata świat ten znajdował się na totalnym aucie wielkiej polityki. Moc jednak lubi płatać figle, wyróżniając zdawałoby się nieistotne miejsca, by stały się areną galaktycznych dziejów.
Bezimienny od kilkunastu dni kręcił się między nieoficjalną stolicą, Lądem Bartyna, a innymi mniejszymi wysepkami. Miejscowi przestali zwracać na niego uwagę, natomiast napływowi Quareenowi i Mon Calamari jakby nabrali wody w usta. Ktoś coś słyszał o tajemniczej anomalii, skrytej w głębi oceanu, jednak nikt nie znał szczegółów. Stardust wiedział niewiele, tyle ile zdołała ustalić Jaina Solo. Przywódczyni Rebelii już od dłuższego czasu była co raz bardziej skryta i poddenerwowana. Ciągle tłumaczyła, że wyczuwa nadchodzące wielkie zmiany, choć nie potrafiła do końca zrozumieć ich źródła. W końcu postanowiła zdradzić Stardustowi wiadomość, którą otrzymała kilka dni temu. Jon Antilles po ponad roku, ponownie dał o sobie znać, właśnie na Lamaredd. Sam powrót tajemniczego Jedi, dla Michael był ciekawą informacją, ale nie na tyle ważką by przemierzać dla niego Galaktykę. Wszystko do momentu, gdy Jaina poinformowała go, że Jon Antilles jest synem Jasona Mantena oraz Shiris Astaris. Pierwszy był Mistrzem Jedi Zakonu Skywalkera, który przetrwał atak na Świątynie, na Coruscant, a co więcej z posiadanej przez Solo wiedzy, wszedł w posiadanie holokronu z listą potencjalnych Jedi, a także tajemnicami Zakonu. Druga natomiast była jeszcze dzieckiem, gdy nastąpił atak na Potrójne Zero, jednak ocalił ją właśnie Manten. Po tych wydarzeniach, słuch o niej zaginął, aż na Tatooine o mały włos nie dorwali jej Łowcy Nagród. W chwili rozmowy z Solo, Shiris była poszukiwana przez Kittani Levfith oraz Caleba Quade na Zygerii, natomiast Stardust udał się na Lamaredd, w celu odnalezienie Antillesa.

Lucrehulk "Duch"


- Coś znalazłem i wydaje mi się, że to obiekt którego szukamy. Wyczuwam tam silne zaburzenia Mocy, ale nie potrafię powiedzieć czy to Jon. Przesyłam zaszyfrowaną lokalizację tego obiektu. Mam wrażenie (...) Autochtoni n.. stawini zb... jaźni... (...) Tam musi... ukryte. Spróbuję zrobić. (...) Nie mamy czasu do stracenia. Oni ... przybli....

- To wszystko co udało nam się odzyskać z wiadomości przesłanej przez Stardusta, a raczej jego droida R9. Od miesiąca nie ma z nim kontaktu, a my nie mamy czasu. - Jaina zwróciła się do Kittani, Caleba, Nantela, Daesh i... Shiris Astaris, która sama znalazła na Zygerri Levfith i Quade, postanowiając dołączyć do Rebelii - Problemów nam nie brakuje, ponieważ Fenn zdobył informację, że flota Imperium skupiła się w trzech zgrupowaniach. Jesteśmy wręcz pewni, iż jedna z nich uderzy na Gamorr. Kolejna może ruszyć prawdopodobnie na Lamaredd, co do trzeciej nie mamy żadnych informacji.
- Courscant płonie! - do sali konferencyjnej wszedł wspomniany Bothanin, a jego sierść nerwowo falowała - Lojaliści przeszli do ofensywy i oblegają Pałac Imperialny, w którym przebywa Fen Daala. Moi agenci mówią o punkcie zapalnym na Ord Mantell, gdzie doszło do regularnej bitwy między frakcjami. Nie uwierzycie kto jeszcze jest w to zaangażowany...
- Pewnie zaraz powiesz, że Czarne Słońce. - odparł cichu, ale z nutką sarkazmu Caleb.
- Otóż to, trafiłeś w sedno. - odpowiedział poważnie Fenn - Ale to nie wszystko...
- Sithowie? - spytały jednocześnie Shiris i Kittani.
- Dokładnie.
- Jak już mówiłam, straciliśmy już dość czasu. Na tą chwilę zamieszanie w Światach Jądra jest nam nawet na rękę. Kittani wyruszycie z Nantelem, Daesh, Calebem i Shiris na Lamaredd. Stardust może potrzebować wszej pomocy. - Jaina mówiła twardo, choć w jej głosie było coś nienaturalnego - Fenn, weźmiesz Mai'fach, kilkudziesięciu Rebeliantów, osiemnaścioro dzieci mocy oraz pięć droidów IG-88 i...
- Nikogo nie będę niańczył...
- To nie podlega dyskusji. - przerwała mu Jaina, tonem nieznoszącym sprzeciwu, natomiast w wyciągniętej do Bothanina ręce trzymała datakryształ - Udacie się na Esfandię. Tam zostawisz dzieci oraz nasz personel, a to przekażesz Stevowi McManamanowi, a on skontaktuje się z Rrdest'ires'lattiz z rodu Csapla, zwranym Rdestem.
Fenn nie zwykł zbyt szybko dawać za wygraną, jednak wiedział, że to nie jest odpowiedni moment na przeciwstawianie się Solo. Jej decyzje dały mu wiele do myślenia, a niespodziewane przygotowania, mogły tylko utwierdzić go w przekonaniu, gdzie została skierowana trzecia flota Imperium. Na Lucrehulku był zdrajca, a Jaina musiała go zdemaskować, niestety za późno.
- Nie wiem co wydarzy się za kilka dni i jak będzie wyglądała Galaktyka. Pamiętajcie by stawać w obronie słabszych. Ten świat na przestrzeni ostatni kilkudziesięciu lat strawiło zbyt wiele wojen, mam nadzieję że ta będzie ostatnią na długie lata. - Jaina kontynuowała swój wywód, przemierzając wzrokiem po twarzach swoich najbardziej zaufanych ludzi - Moc zawsze wskaże wam dobrą drogę.
Zebrani powoli zaczęli opuszczać salę, w milczeniu, skupieni na wyznaczonych zadaniach. Jak pokazała przyszłość, było to ostatnie spotkanie w takim gronie, choć nikt poza Mistrzynią Jedi tego nie przeczuwał. Solo nie była miłośniczką jakichkolwiek pożegnań, tym bardziej jeżeli miały być ckliwe. Nie mniej pozwoliła sobie na małe ustępstwo od tej reguły.
- Kittani, zostań na chwilę.
- Zmieniłaś się Jaino, wybacz że to powiem, ale w końcu cenisz sobie szczerość. Nie wyglądasz najlepiej, wzięłaś na siebie wszystkie problemy i obowiązki, odciążając przez to nas. - odpowiedziała rezolutnie Levfith, wpatrując się z empatią w Solo.
- Będziesz... Jesteś mądrą przywódczynią Kittani. Cokolwiek wydarzy się na Lamaredd, zaufaj Mocy i tylko jej. Wiem, że Stardust darzył ciebie wyjątkowym uczuciem, jednak nie pozwól by prywatne sympatie decydowały o losach Galaktyki. Mówię to, bo nie mam żadnej pewności co do wydarzeń na tej planecie. Stamtąd pochodzą ostatnie sygnały moich dwóch najlepszych Jedi - Jona Antillesa i Michaela. Jednak wyczuwam wokół nich mrok, których ich zasnuwa, otacza i przenika. - brunetka po raz pierwszy usłyszała w głosie Jainy, namacalny smutek - Mimo to, wiem że sobie poradzisz, ze wszystkim.
- Jaino, lecą ze mną doświadczeni wojownicy i mamy wsparcie Shiris, wydaje mi się, że to w nich powinnaś pokładać największe...
- Wiem co mówię Kittani. Mam coś dla ciebie, to kryształ. - ku brunetce pofrunął nietypowy minerały, który wręcz wydawał się być żywą istotą - To Serce Obrońcy. Legendy mówią, że był silnie związany z utworzeniem Zakonu Jedi przed dziesiątkami tysięcy lat temu. Podróż na Lamaredd potrwa wystarczającą ilość czasu, byś zmieniła kryształ, w mieczu który otrzymałaś od Stardusta, a który wcześniej użytkował poczciwy Robert Duine. Ten kryształ był użytkowany przez samego... Revana.
- Jaino...
- Moc będzie z Tobą, zawsze. - Jaina niespodziewanie przytuliła Kittani, kończąc, jak się później okaże ich ostatnie spotkanie... A może i nie.

Lamaredd


Saine Kela i Jack Welles od kilku tygodni byli więzieni na końcu Galaktyki, jakim była oceaniczna Lamaredd. Nawet Kamino, nie mówiąc już o Manaan wydawały się bardziej przyjaznymi miejscami, choć jedno zamieszkiwali klonerzy, a drugie rybogłowi Selathci.
Wszystko zaczęło się na Taris, gdzie szturmowcy aresztowali wspomnianą dwójkę, o dziwo przed najgorszym uchronił ich stary oficer, który rozpoznał kobietę, orientując się iż jest archeologiem. Tak właśnie oboje trafili z deszczu pod rynnę, gdzie Kela miała podjąć się badań na rzecz Imperium, w związku z wykryciem jakiejś anomalii. Pech chciał, że owo zjawisko nie było dokładnie zlokalizowane, a jedyne co wiedzieli imperialni, to fakt iż trzeba szukać w głębinach oceanu. Jack wraz z Saine nie byli jedyną parą ściągniętą na Lamaredd w celu prowadzenia badań, nie to było jednak najgorsze. Co jakiś czas, w ramach wywarcia presji na naukowcach, pluton egzekucyjny dziękował za współpracę losowo wybranym więźniom. Dlatego też, w ostatnich dniach zamiast skupiać się na badaniach, specyficzna dwójka rozmyślała nad planem ucieczki.

Gamorr


Gweek zniknął z Gamorr na zdecydowanie krótszy czas, niż było to planowane przez Jainę. W momencie gdy Stardust wyruszył na Lamaredd, Solo odesłała wojownika na jego ojczystą planetę. Tam został powitany jak prawdziwy król i niekwestionowany dowódca. Co więcej, powrócił tuż przed rozwiązaniem ciąży jego potomków, które dała mu Nurra. Przez blisko standardowy miesiąc życie na Gamorr układało się nadzwyczaj spokojnie. Gamorreanie ostatecznie zaakceptowali jednookiego wojownika, jako niekwestionowanego Króla i taki tytuł też mu nadali. Paradoksalnie przed setkami lat, gdy kultura tej rasy stała na zdecydowanie wyższym poziomie, właśnie tak tytułowało się władców planety. Co więcej mąż matrony, przestał miewać emocjonalne problemy i dzięki naukom Solo, opanował Moc w stopniu, który pozwalał mu na osiągnięciu względnej równowagi. Ponadto poznał podstawy walki mieczem świetlnym, a ten samodzielnie został przez niego zrekonstruowany.
Na Gamorr prócz sukcesów Gweeka, wydarzyła się jeszcze jedna ważna okoliczność. Geonosjanie skupienie wcześniej wokół Quorna, w końcu poprawnie odczytali jego zapiski i przy pomocy personelu ściągniętego z Lucrehulka, ożywili coś, co w zamierzchłych czasach stanowiło o sile tego bagnistego świata. Wieść o tym nie została podana do wiadomości publicznej, a została zachowana tylko dla inżynierów oraz "Największego Knura".
- Gweeku, stałeś się wspaniałym dowódcą, a przede wszystkim oddanym przyjacielem. Cenię sobie twoją bezpośredniość, a także umiejętność zrównywania sobie ludzi, choć to określenie niezbyt precyzyjne. - niewielki holoprojektor wyświetlał postać Jainy, która nadawała z Lucrehulka - Imperium zmierza na Gamorr, będą tam w przeciągu kilku dni. Już wcześniej wysłałam do ciebie kilkanaście statków, dzięki którym możesz ewakuować choć część swoich poddanych. Wiem, że nie jest łatwo opuszczać rodzinny świat, ale czasem nie ma innego wyboru. Niech Moc Będzie z Tobą!
Na tym transmisja zakończyła się. Solo nie tłumaczyła zawiłości politycznych, ani sytuacji związanej z Lamaredd. Gweek miał teraz poważne problemy, dotyczące nadchodzącej inwazji. Jednak było coś jeszcze, o czym Solo nie wiedziała. Gweek dysponował potężną bronią, którą skrywały podziemne korytarze Gamorr.


Atoa


BZHYDACK realizował z powodzeniem swoją misję na planecie Atoa, u boku lokalnej księżniczki Kiry Redan. Mimo pewnych trudności droid z sukcesem zrealizował zamierzony plan, jednak jeszcze przed opuszczeniem świata arystokratów, otrzymał krótki i lakoniczny komunikat od Jainy Solo.
- Kieruj się na Lamaredd, nasi mogą potrzebować tam twojego wsparcia. Nie ma czasu, ani potrzeby być wracał na Lucrehulk. Dziękuję za wszystko.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: Krajobraz po rewolucji

Postprzez David Turoug » 18 Sie 2021, o 13:13

Lamaredd


- Spóźniliśmy się... - mruknęła Kittani, spoglądając na echolokator, w zmodyfikowanym VCX-350, którego poszycie pokryto materiałem pochłaniającym, co utrudniało wykrycie jednostki.
Wokół Lamaredd stacjonowały trzy gwiezdne niszczyciele typu Imperial III, a wokół nich rozmieszczone były mniejsze jednostki pomocnicze. Niestety nie to było najgorsze, gdyż poza orbitą planety, majestatycznie unosił się ogromny superniszczyciel Mandator IV generacji. Takie zgrupowanie mogło świadczyć o jednym, Imperium znalazło na krańcu Zewnętrznych Rubieży coś niezwykle cennego.
- Przedarcie się na powierzchnię jest praktycznie niemożliwe. - dodała Daesh, spoglądając na Nantela.
- Znając Imperium, mają przygotowany jeszcze odwód w razie wystąpienia nieprzewidzianych zdarzeń, w jakimś pobliskim systemie. - Nantel był pełen obaw co o dalsze losy ich misji - Albo naprawdę się spóźniliśmy albo Jaina wie coś czego my nie wiemy. Moc jedna wie co się wydarzy, ale panika w niczym nam nie pomoże.
Grimisdal wypowiedział kluczowe słowo, które odnosiło się do mitycznego pola energii spajającego Galaktykę. W kokpicie zapanowała cisza, podczas której każdy starał się znaleźć wyjście z beznadziejnej sytuacji. Jednak Moc nie lubiła stagnacji i postanowiła wlać w serca Jedi nieco nadziei.
- Przez lata swojej życiowej podróży zobaczyłam wiele i napotkałam dziesiątki ciekawych istot. Wiem jak rozwiązać nasz problem... - głos zabrała milcząca do tej pory Shiris, pamiętająca czasy Zakonu Skywalkera - Siostry Nocy...
- Hmm, Dathomira jest obecnie dogasającym żużlem. - wtrącił Caleb - Udało ci się spotkać jedną z nich?
- Nie mamy czasu na wyjaśnienia. Myślę, że uda mi się ukryć naszą jednostkę, będę potrzebowała waszego wsparcia, gdyż ten rytuał jej niezwykle wyczerpujący. Kierunek - Lamaredd.
Po raz kolejny w historii Galaktyki, Moc zagrała na nosie nowoczesnym technologiom i geniuszowi imperialnych inżynierów. Frachtowiec VCX-350 bezpiecznie przemknął między rozstawionymi okrętami Imperium i wszedł w atmosferę planety. Dzięki współrzędnym pozostawionym przez Jainę, Caleb mógł sprowadzić jednostkę możliwie najbliższej wskazanego celu. Poszukiwana przez wszystkich anomalia, była umiejscowiona głęboko pod powierzchnią oceanu, na szczęście Rebelianci byli na to przygotowani, gdyż w ładowni statku, znajdował się trzyosobowy batyskaf. Niestety oznaczało to, że dwoje z pięciu uczestników wyprawy będzie musiało pozostać na lekkim frachtowcu lub znaleźć inną drogę dostania się do...

Gamorr


- Wasza Knurowość, wszystko wskazuje na to, że mimo setek, a może i tysięcy lat, ten system jest sprawny, jednak nie jesteśmy w stanie określić jaką mocą dysponujemy. - jeden z inżynierów w dość swobodny sposób ogłosił Gweekowi, iż tajemnica skrywana w rozległym, podziemnym systemie Gamorr, jest tym czego potrzebowała Rebelia - Istnieje obawa, że przy pierwszym użyciu wysadzimy...
- Bla, bla, bla... Na moje sprawne oko, to mamy połowę szansy, nie? Moi przodkowie to nie byle kto, wiedzieli co robią! - odparł przywódca Gamorrean, nieparlamentarnie drapiąc się po jajach - Poradziliśmy sobie z tą... jak jej tam... Mirax! Potem z wewnętrznymi problemami! Ba, tutejsi medycy przetrwali nawet ciążę mojej Kruszynki! Niewiele gorszego może nas spotkać.
- Chyba nie do końca zdajesz sobie sprawę...
- Milczeć! Ja tutaj dowodzę! Nawet Jaina to powiedziała, a staruszka miała przebłyski mądrych decyzji. Brweer!?
- Tak wasza miłość?
- Dajcie mi samogonu, ale prędko, zaschło mi w gardle od tego pierdzielenia, a nie pamiętam żebym do jakiejś bitwy przystępował na trzeźwo...
- Gweek, ale nawet Solo mówiła, że alkohol nie wpływa na ciebie korzystnie! - zaprotestował jeden z ludzkich doradców przysłanych wcześniej z Lucrehulka.
- Milczeć, bo języki powyrywam! Albo nie, odeślę do usługiwania mojej Nurrze! Już trzech trafiło do szpitala, po małej wymianie zdań. He he! - Największy Wojownik Gamorr, lekko podszedł do tematu rychłej inwazji Imperium, jednak nagle w sali zapanowała cisza - O cholera...
- Co się stało? - spytał zmartwiony inżynier, domyślając się, że do Gweeka w końcu mogło dojść, iż niepowodzenie przy uruchomieniu tajemniczego systemu, będzie równało się z zagładą Rebeliantów na Gamorr.
- W sumie to nic... Pierdnąć sobie chciałem, ale się zesrałem...


Coruscant


Tymczasem na Coruscant trwał zamach stanu, przygotowany przez Lojalistów, pragnących przywrócenia Imperium pod rządami Sithów. Poplecznicy i siepacze Darth Alexis przeszli do jawnej walki, którą zapoczątkował incydent na Ord Mantell oraz kilku innych imperialnych placówkach. Jak się okazało, w Imperial City co rusz dochodziło do aktów zdrady i wypowiedzenia posłuszeństwa Imperatorowi Fenowi Daali. Większość urzędów i instytucji poddała się licznym bojówkom Lojalistów. Dopiero w głównej dzielnicy rządowej oraz przy Pałacu Imperialnym doszło do krwawych starć, gdzie szturmowcy prowadzili względem siebie niezbyt celne wymiany ognia.
Sytuacja była o tyle kuriozalna, że często starcia przebiegały między sojusznikami, gdyż szeregowi żołnierze byli zdezorientowani zaistniałą sytuacją. Raz po raz nad ich głowami przebiegał charakterystyczny odgłos przelatujących myśliwców Tie, a na ulicach pojawiły się różne maszyny kroczące. Z każdą chwilą chaos tylko się pogłębiał, jednak wszystko wskazywało na to, że panowanie imperatora wkrótce dobiegnie końca.
- Pani, wkraczamy do pałacu. - zakapturzona postać skierowała te słowa w kierunku podręcznego holoprojektora, który przedstawiał także zakapturzoną osobę.
- Nie brać jeńców. - odparł mrożący krew w żyłach damski głos.

Lucrehulk "Duch"


Jaina zdołała odesłać większość personelu i Rebeliantów na Esfandię, gdzie siedzibę miał Steve McManaman, przywódca drugiej, rebelianckiej komórki. W ten sposób doświadczona Mistrzyni, chciała uchronić kilka setek istot wspierających ją w dążeniu do wolności. Solo wpatrywała się w główny iluminator okrętu, lustrując jeszcze spokojną przestrzeń kosmiczną.
- Nie do końca tak to zaplanowałaś? - spytał cicho Telemachus, który zdecydował się pozostać na "Duchu".
- Tak, niestety jeden z tych imperialnych naukowców, jakimś cudem zdołał nadać komunikat z naszymi współrzędnymi. Przy tym stanie technicznym Lucrehulka, nasze ucieczka była by niezbyt długa, tym bardziej, że paliwa do hipernapędu pozostało nam...
- Nie pozostało. - wtrącił Sullustanin Garll.
- Jaino, nie myślałaś żeby ściągnąć tutaj Probosa albo Karena Caldona? Nasza eskadra nigdy nie była zbyt liczna, ale bez nich dysponujemy dwudziestoma dwoma ochotnikami. Niewielu zdecydowało się pozostać.
- Oni jeszcze będą potrzebni. Karen ma specjalne zadanie, choć ciężko było go przekonać żeby na razie pozostał w cieniu, choć tak naprawdę nigdy nie lubił naszych patetycznych narad, zebrań i mądrego gadania. To człowiek czynu, choć wielu podchodziło do niego z dystansem, jak do większości przemytników.
- Wybacz bezpośredniość, ale w naszym położeniu, wystarczy że zjawi się tutaj jeden gwiezdny niszczyciel, a i to będzie aż nadto. - zauważył rzeczowo szef ochrony, ciężko wzdychając.
- Gdybyśmy byli jednym Lucrehulkiem, zgodziłabym się w stu procentach, ale czy jesteś pewny, że jesteśmy sami? - Solo odpowiedziała z błyskiem w oku, typowym dla jej ojca Hana - Quorn był zmyślnym Robalem i pozostawił mi trochę zabawek. Jedna z nich bardzo interesująco wpływa na grawitację... Natomiast inna, hmm, nie do końca wiem na jakiej zasadzie działa, ale dopóki ktoś nie wyjdzie z nadprzestrzeni to nie zorientuje się że wyleciał w samym sercu pola asteroid. Spójrz.
Jedi skinęła na jednego z techników, który wprowadził do komputera sekwencję kilku poleceń. Po chwili twarz Telemachusa przeszył grymas osłupienia. Widok jaki ujrzał przez główny iluminator był wręcz niesłychany. Dopiero po kilku sekundach mężczyzna zaczął dochodzić do siebie, ocierając pot z czoła.
- Nie tylko Quorn maczał w tym palce?
- Nie tylko... Nasi niebiescy przyjaciele też.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: Krajobraz po rewolucji

Postprzez David Turoug » 20 Sie 2021, o 14:22

Coruscant


Lojaliście pod wodzą Darth Alexiss przygotowali się do przeprowadzenia przewrotu wręcz idealnie. Wiele wskazywało na to, że frakcja wspierająca imperatora Daalę rośnie w siłę, wchłaniając swoich wewnętrznych wrogów. Jak się okazało słabość popleczników Ciemnej Pani, była jedynie pozorowana. Jedynie wśród żołnierzy Marynarki sympatie rozkładały się mniej więcej równo, między frakcje.
Walki w samym pałacu były zażarte, jednak z każdą chwilą napierające siły zbliżały się do wyższych poziomów, a tym samym do komnat zajmowanych przez samego Fena Daalę. Jak to się stało, że przewidujący i otoczony doradcami oraz agentami Imperator dał się tak łatwo podejść? Niedaleka przyszłość zweryfikowała tak postawione pytanie. Tymczasem żołnierze Lojalistów wtargnęli do centralnej siedziby, najważniejszej osoby w Galaktyce.
Jeżeli ktoś liczył, że ujrzy Imperatora błagającego o litość albo popełniającego honorowe samobójstwo, srodze się rozczarował. Wódz wraz z najbliższymi sobie podkomendnymi wdział bojowy uniform i postanowił drogo sprzedać skórę. Tylko w rogu sali garstka ludzi niezainteresowanych walką, manipulowała przy zakleszczonym włazie. Przez kilka chwil wydawało się, że Fen Daala i jego świta zdoła odeprzeć napór, na ich nieszczęście do komnaty wtargnęło kilku Sithańskich Wojowników. Szkarłatne ostrza rozświetliły półmrok pomieszczenia i zaczęły stopniowo zbliżać się do grupki broniących się jeszcze ludzi Imperatora.
- To twój koniec głupcze. Zapamiętaj moje imię, bo może w zaświatach będziesz sławił tego, który ukrócił twe nędzne życie. - rzekł wojownik rasy Nikto, któremu słowa w mowie wspólnej przychodziły ze sporym trudem, gdy ostrze jego miecza przebiło pierś Daali - Jestem Zulrok!
- G... głu... głupiec... - mężczyzna brocząc krwią, krótko odparł obcemu, po czym skonał. O dziwo na jego bladej twarzy zastygł niespodziewany, szyderczy uśmiech. W tym samym czasie, do umysłu Sitha doszły dwie wiadomości. Pierwszą była taka, że wraz ze śmiercią Fena Daali, światła w pomieszczeniu przybrały czerwony kolor, a mechaniczny głos rozpoczął odliczanie. Drugą to fakt, iż w rogu sali ujrzał tylko opadające wieko ukrytego włazu, a nad nim trzy może cztery istoty. Nim Lojaliści w pośpiechu zaczęli opuszczać pałac, Zulrok dokonał istnej rzezi dziwnych uczestników wydarzeń z komnaty Imperatora.


Gamorr


Gweek w końcu dał się namówić swoim doradcom, iż nie powinien paradować w zanieczyszczonych ubraniu. W czasie gdy oddalił się do swojej nory i Nurry, inżynierowie po raz kolejny przeprowadzali test antycznych systemów, które jeszcze nie tak dawno badali wraz z Kittani i Stardustem. Wiele wskazywało na to, że mimo upływu tysięcy lat, aparatura jest sprawna, o czym świadczyło automatyczne uchylenie kilku włazów na powierzchni Gamorr, lecz gdy chcieli wykonać ostateczną próbę, polegającą na praktycznym wykorzystaniu maszynerii, ta jakby obrażała się na inżynierów i techników, wypinając swój archaiczny zadek.
- Myślicie, że potrzeba do tego ich szamana? - spytał jeden z naukowców, kierując swą wypowiedź do pozostałych.
- O nie, nie... Tylko nie świńskie czary. - odparł z odrazą jeden z Geonozjan - To maszyna, musimy myśleć logicznie.
- Logika?! To moja mocna strona! - ryknął Król Gamorr, drapiąc się po kroczu - Za bardzo wykrochmalili te portki.
W takich okolicznościach nad planetą pojawiła się flota Imperium, złożona z przestarzałego, ale wciąż robiącego wrażenie gwiezdnego superniszczyciela klasy Sovereign oraz trzech gwiezdnych niszczycieli klasy Imperial III. Jednym z nich była osławiona w pacyfikacjach ludności, "Phil Ravenscraft", nazwana na część słynnego pułkownika wywiadu Imperium. Choć obecność tak silnego zgrupowania nad Gamorr była zastanawiająca, wiele wskazywało na to, że Imperium raz na zawsze chce pozbyć się wszelkich, rebelianckich punktów oporu. Gdyby tego było mało, po drugiej stronie systemu, z nadprzestrzeni wychodziły kolejne, nieco mniejsze jednostki.
- Wiecie co? Może ten szaman to wcale nie taki głupi pomysł? - w tym momencie w kierunku powierzchni planety pomknęły pierwsze wiązki turbolaserów.
- Szykuje się niezła zabawa, he he. - burknął Gweek, wpatrując się na uproszczony radar, przedstawiający sytuację w systemie - Gdzie moje topory?
- Oni chyba nie chcą nawet tu schodzić, a nasze osłony starczą na jakieś 30-45 sekund. Przyjemny był ten wulkanik... - wtrącił Rick Winters, główny naukowiec pozostawiony tu przez Jainę. Mężczyzna raz jeszcze zmobilizował swój zespół by spróbować uruchomić wiekowe ustrojstwo. Cała sekwencja trwała niecałe pół minuty i tak jak w poprzednich próbach, do pewnego momentu wszystko szło dobrze, włącznie z charakterystycznym spadkiem mocy całego kompleksu. Gdy jednak miał nadejść finalny efekt, nic się nie działo.
- Obawiam się że to koniec...
- Koniec to będzie jak ja powiem! Wasz lud, zawsze taki zrezygnowany! - krzyknął Gweek, gdy jego podkomendny Drweeh podał mu dwa rytualne topory - To trzeba z głową!
Po tych słowach Wódz Gamorrean zrobił krótkich zamach, wbijając oręż w główny pulpit. Okolicznościom towarzyszyły krzyki zdenerwowania, niedowierzania, a także omdlenia i rozpacz. O dziwo przez sekundę wydawało się, że cała maszyna wydała z siebie niespotykany do tej pory dźwięk, jednak zaraz potem z terminala dobyły się iskry, a wnętrze bazy pogrążyło się w ciemnościach. Ostrzał z orbity zaczął dochodzić do powierzchni planety.


Lucrehulk "Duch"


Jaina z satysfakcją wpatrywała się w główny iluminator "Ducha". W oddali, w totalnym chaosie pogrążały się dwa gwiezdne niszczyciele wraz z ich eskadrami myśliwskimi. Względnie niewielki okręt klasy Gladiator, wpadł dziobem w jednostkę SD Victory III. Wybuchy towarzyszące temu zderzeniu nie były zbyt spektakularne, gdyż nie pozwalał na to brak tlenu. Dzieła zniszczenia dokonywały ogromne, kilometrowe asteroidy oraz mniejsze meteoryty, które zdołały przebić się przez osłony i poszycie imperialnych jednostek.
- Jak? - spytał nie dowierzając Telemachus.
- Quorn oraz kilku Chissańskich naukowców z rodu Csapla już od dawna pracowali nad systemami maskującymi wielkie obiekty oraz tworzącymi coś w rodzaju hologramów posiadających masę. - odpowiedziała spokojnie Solo - Spójrz na rada, tam gdzie z nadprzestrzeni wyszedł Imperial, z naszej perspektywy strzela w przestrzeń, ale oni myślą że czai się tam zamaskowany okręt wielkości Lucrehulka.
- To nie wszystko, prawda?
- Hmm, z naszej strony niestety tak. Obawiam się, że moja osoba niezwykle przyciąga imperialne szumowiny. I nie tylko...
Tuż po tych słowach, w bezpiecznym miejscu z nadprzestrzeni wyszedł supergwiezdny niszczyciel klasy Vengeance. Solo wyczuła silne uderzenie Ciemnej Strony Mocy, którego źródło znajdowało się na nowoprzybyłym okręcie. SSD skierował swoje turbolasery w kierunku szerokiego na kilka tysięcy kilometrów pasa asteroid i rozpoczął ostrzał, nie bacząc iż pod ogniem znalazły się inne jednostki Imperium.
- Lojaliści nie liczą się z kosztami.
- Chcą upiec dwa dewbacki na jednym ogniu. - Jaina przymknęła oczy i wzięła głęboki oddech - Przygotować się do skoku, jak tylko Vengeance oczyści pas asteroid...


Lamaredd


W historii Lamaredd, planeta nigdy nie była tak bardzo oblegana przez najbardziej znaczące frakcje Galaktyki. Kilku śmiałków próbowało przedrzeć się przez blokadę planety, jednak wszyscy skończyli jako obiekty treningowe dla systemów turbolaserów gwiezdnych niszczycieli.
Na obrzeżach systemu, poza zasięgiem radarów, z nadprzestrzeni wyszedł niespotykany, mały statek przypominający połączenie X-Winga z kapsułą ratunkową. Jakby tego było mało, jednostka miała sygnatury imperialne, a gdyby weszła w zasięg skanerów, na jej pokładzie nie zostałoby wykryte życie organiczne. Maszyna oprócz tego, że posiadała hipernapęd, była wyposażenia w silniki jonowe, systemy maskujące oraz komunikacyjne. Z uwagi na odległość, brak biosygnatur oraz nikłe rozmiary, nikt nie zwrócił uwagi na tajemniczy obiekt. Na razie.

***


Frachtowiec VCX-350 osiadł na skalistym pasie, zanurzając chwytaki w oceanie. Chwilę później trap opuścił się, wodując tym samym batyskaf. Wewnątrz znajdował się Caleb, Kittani i Nantel, którzy mieli za zadanie dostać się do środka anomalii poprzez śluzę umiejscowioną w głębinach oceanu. Jak podejrzewała Jaina, to właśnie stamtąd nadane zostały ostatnie sygnały przez Jona Antillesa oraz Michaela Stardusta. Już teraz wszyscy domyślali się, że gdzieś tam czekał na nich kompleks badawczy. Kto był jednak jego właścicielem? To pytanie pozostało bez odpowiedzi.
- Gdy wychodziliśmy, Shiris słabła... Nie do końca przemyśleliśmy co z nimi będzie po wylądowaniu na powierzchni. - zagaiła zaniepokojona Levfith.
- Astaris może jest staruchą, ale nie pozostawi niczemu przypadkowi, razem z Daesh dadzą sobie radę. Nieopodal znajduje się większa wyspa z miasteczkiem, to jest dla nich szansa. - odparł Quade, a jego głos nie wskazywał na jego zmartwienie.
- Musimy robić swoje, tutaj może czekać nas wszystko. Zamartwianie się nikomu nie pomoże, ani nie poprawi niczyjej sytuacji. Ruszamy wgłąb oceanu. - batyskaf sterowany przez Grimisdala zanurzył się w słonej wodzie, mknąc ku głębinom. Ciężkie, ołowiane chmury zakryły promienie lokalnej gwiazdy, a z nieba spłynęły pierwsze krople deszczu.
Tak jak przewidywał Caleb, pozostałe członkinie wyprawy, oddaliły się kilkadziesiąt kilometrów na północ. Niestety oczekiwane miasteczko, było imperialnym garnizonem. Tam prócz żołnierzy zakwaterowany był inny personel, naukowcy oraz więźniowie.
- Szlag i co teraz?
- Musisz się poddać, dziecko. - odpowiedziała pogodnie Shiris, obdarzając Twi'lekankę ciepłym uśmiechem.
- Co?! Jak to?
- Zaufaj mi moja droga. A jeżeli nie chcesz ufać mnie, Moc cię poprowadzi.
Parę minut później frachtowiec VCX-350 osiadł na wskazanej platformie, otoczonej przez szturmowców oraz nowe maszyny kroczące AT-ST. Daesha’Rha, tak jak kazała jej Shiris wyszła ze statku, z podniesionymi w górę rękami. Podjęcie walki z tak silną obstawą byłoby bezsensowne, Daesha delikatnie spojrzała za siebie, jednak nigdzie nie dostrzegła Astaris. Niebo przeszyły pierwsze wyładowania atmosferyczne, jedno, drugie, trzecie... A jednak tylko dwa, trzecim był blasterowy bolt, który przeszył pierś Twi'lekanki.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: Krajobraz po rewolucji

Postprzez David Turoug » 24 Sie 2021, o 15:27

Gamorr


- Osz w dupę... - burknął Gweek, potykając się i lądując na podłodze. Ciemności ogarnęły wulkan, a wszelkie zasilenie wysiadło, tuż po tym jak Gamorreanin rąbnął swym toporem w główny terminal. Nie był to jeszcze koniec wydarzeń, gdyż turbolasery gwiezdnych niszczycieli zaczęły orać urodzajną, bagienną ziemię planety. Historycy z Przestrzeni Huttów w przyszłości określać będą ten moment jako początek końca kampanii na Gamorr.
- No to siup, he he. - Wódz zamachnął się, wbijając na oślep drugi topór, który trafił tuż obok pierwszego. Gweek dzięki temu spionizował swoją postawę, przy akompaniamencie wypuszczanych gazów oraz... dźwięków charakterystycznych dla włączania wszelkich systemów elektronicznych. Nagłe wysokie dźwięki i oślepiające światło zdenerwowało męża Nurry, a dramaturgii dodały kolejne, o wiele mocniejsze wstrząsy.
- O kurwa, nie wierzę. - wtrącił główny inżynier, spoglądając na odczyt parametrów archaicznego systemu obrony planetarnej. Z naukowego punktu widzenia, wbicie drugiego topora, w uszkodzony terminal doprowadziło do zamknięcia obwodu, a to zapoczątkowało sekwencję startową antycznej aparatury. Prawdopodobieństwo takiego zdarzenia było wręcz niemożliwe, dlatego należało na to spojrzeć z perspektywy Mocy, która życzliwiej uśmiechnęła się w kierunku rubasznego, ale jednocześnie dzielnego Gweeka, Króla Gamorr.
Kilkadziesiąt ukrytych włazów automatycznie otworzyło się, wystrzeliwując w kierunku wrogiej floty potężne strumienie plazmy. Piętnastokilometrowy supergwiezdny niszczyciel klasy Sovereign otrzymał kilka trafień, które początkowo wydawały się nie wyrządzić żadnych uszkodzeń. Po chwili najmasywniejszy okręt w systemie dosłownie zgasł, by po następnych kilkudziesięciu sekundach zostać objęty serią krótkich pożarów i wyładowań elektrycznych. Również pozostałe gwiezdne niszczyciele - Imperial III - zostały praktycznie wyłączone z możliwości prowadzenia ofensywy. Jedynie okręt "Phil Ravenscraft" zdołał wykonać zwrot przez lewą burtę, w celu ucieczki z systemu. Wtedy jednak los po raz kolejny pokazał środkowy palec flocie Imperatora Fena Daali, gdyż naprzeciw niej z nadprzestrzeni wyszło zgrupowanie przeróżnych jednostek, z dwoma krążownikami MC85 na czele.
- Cholera, myślałem że skrócę imperialnych o parę głów, a wszystko dzieje się tam na górze. - burknął rozczarowany Gweek, drapiąc się po kroczu - Ale przodkom trzeba będzie oddać, że dobrze nas tutaj zabezpieczyli.
- W naszym systemie wyszła niezidentyfikowana flota, złożona z dość przypadkowych maszyn. To... to...
- Z tej strony komandor Bala Ri-Tik, tymczasowy dowódca, tymczasowo powołanej Pierwszej Huttyjskiej Floty Piratów i Łowców Beji! - gardłowy głos, niepozbawiony nutki sarkazmu, przedstawił nowoprzybyłych - Pozwolimy sobie posprzątać to, czego nie upiekliście, a może nawet uda się coś przejąć. Tym bardziej, że działamy... tymczasowo.
Ostatecznie Imperium poniosło nad Gamorrą totalną klęskę, a co więcej, ci którzy przeżyli i trafili do niewoli, nie potrafili powiedzieć jakim cudem na zacofanej, bagiennej planecie ukryto potężny system obrony planetarnej. Dzięki temu zdarzeniu planeta Gamorrean na dziesiątki, a może i setki lat zyskała status niezależnej i autonomicznej, a jej status gospodarczo-polityczny, szczególnie względem Przestrzeni Huttów, niewyobrażalnie wzrósł. Porażka militarna Imperium w tym sektorze, jeszcze bardziej osłabiła jego wpływy, ograniczając jej znaczenie do roli wręcz trzecioplanowej.


Lucrehulk "Duch"


Olbrzymi gwiezdny superniszczyciel klasy Executor, mierzący około 19 kilometrów, bez problemów poradził sobie z pasem asteroid i meteorów rozbijając je w pył. Skuteczność turbolaserów była wręcz perfekcyjna. Prócz rozbicia setek kosmicznych skał, okręt doprowadzał do ruiny inne jednostki Imperium, aż w końcu pierwsze wiązki zaczęły trafiać w poszycie Lucrehulka.
- Skok możliwy za 30 sekund! - zaczynamy sekwencję startową.
- Za późno... - Jaina smutno stwierdziła, iż nie zdążą wykonać skoku, a po chwili do techników zaczęły spływać pierwsze raporty o uszkodzeniach "Ducha". O dziwo, jednostka Lojalistów mogłaby rozbić na atomy poczciwego Lucrehulka, jednak ostrzał był prowadzony tak by unieruchomić maszynę pamiętającą czasy Separatystów z Wojen Klonów.
- Nie rozumiem, po raz kolejny zresztą... - wtrącił się Telemachus, w momencie gdy padły zarówno silniki jonowe jak i hipernapęd.
- Chcą dokonać abordażu, zdrajca chyba naopowiadał głupot, że niejaka Jaina Solo dysponuje tutaj tajemną wiedzą, holokronami i innymi źródłami wiedzy tajemnej. - odparła z gorzkim uśmiechem córka Lei i Hana.
- Solo! Masz jeszcze czas na ucieczkę, w hangarze stoją dwa YT-2400, a my utrudnimy nieco tutejszą akcję. - na mostek wtargnął nie kto inny, jak William Turoug, były Sith, który został odnaleziony na Nowym Alderaanie, wraz z czułą na Moc Anastasią oraz holokronem Davida Turouga.
- Byłam przekonana, że ewakuowałeś się na Esfandię... - Solo nie kryła zaskoczenia.
- Miałbym stracić być może ostatnią okazję do małej rozrywki? Nie możesz tego odmówić człowiekowi tuż przed 70-ątką. - Will sięgnął po czarny cylinder, który zabłysnął szkarłatną klingą.
- Telemachusie, zabierz tylu ludzi ile zdołasz i spróbuj wydostać się z tej matni. Wbrew rozsądkowi, wybrałabym kierunek ku asteroidom, a przy odrobinie szczęścia na końcu wykonacie skok.
- Zostanę na mostku do koń...
- Nie zmuszaj mnie bym była bardzo nie miła. Negocjacje się skończyły. Dziękuję za twoją służbę Rebelii i niech moc będzie z tobą Telemachusie.

***


Na pokład Lucrehulka wkroczyły oddziały desantowe Lojalistów. "Duch" wydawał się totalnie opuszczony. Grupy szturmowców przemierzały korytarze, nie napotykając oporu. Tylko od czasu do czasu mijali droidy porządkowe lub protokolarne choć ich mechaniczny żywot szybko był skracany. Dopiero na poziomie hangarów, imperialni ponieśli pierwsze straty. Ktoś wyłączył i tak nadwątlony system osłon, przez co kilkadziesiąt istot w białych zbrojach zostało wypchniętych w przestrzeń kosmiczną. Nie wiedzieć po co i dlaczego, bariera oddzielająca pokład od kosmosu znowu zaczęła działać.
Jaina czuła, że potężna istota zbliża się do niej, jakby nic nie robiąc sobie z grodzi i durastalowych ścian. Dalsza zabawa w kotka i myszkę była bezcelowa, dlatego Solo spoczęła w pozycji medytacyjnej, w hangarze przerobionym na salę treningową. Przed nią lewitował sześcian, z którego wyrastała przezroczysta postać strażnika wiedzy - Davida Turouga.
- Czy to da gwarancję, żeby go unicestwić? - spytała Solo, nie otwierając oczu.
- Stuprocentowej pewności nie ma, ale tracąc cielesną powłokę na pewno ograniczysz mu pole manewru. Co będzie dalej? Nie wiem, w końcu przetrwał ponad 2800 lat... - odparła widmowa postać, gdy do sali wkroczył nieznajomy, siwy mężczyzna. Holokron z hukiem wpadł na najbliższą ścianę, rozbijając się i jednocześnie rujnując całą wiedzę posiadaną przez Davida Turouga.
- Darth Ragnar...
- Zatańczymy? - Sith, mistrz magii i alchemii oraz wszelkiej iluzji, wykonał niedbały ruch dłonią, a sala przybrała formę kantyny, z personelem oraz gośćmi, którzy zdawali się nie zwracać uwagi na mocowładnych.
- Twoje sztuczki nie robią na mnie najmniejszego wrażenia, ale cieszy mnie fakt, że sam przyszedłeś po swoją zgubę. - Jaina wstała, a jej miecz zapalił się fioletowym blaskiem dwóch kling.
- Nie masz szans mnie pokonać, ale zaproponuję ci układ. Jeżeli wydasz mi dobrowolnie wasze rebelianckie sekrety i holokrony dawnych Mistrzów, zginiesz szybko i bezboleśnie. W przeciwnym wypadku i tak dostanę to czego chcę, choćbym miał rozebrać ten szrot śrubka po śrubce, a ciebie czeka los gorszy od śmierci...
Solo ruszyła ku Sithowi wykonując serię szybkich i mocnych cięć, a te wszystkie zostały sparowane przez oszczędne ruchy Darth Ragnara. Mężczyzna walczył mieczem o spłaszczonym ostrzu i czarnym kolorze oraz rzeźbionej rękojeści z drzewa wroshyr. Jedi nie miała jednak zamiaru po pierwszej próbie odpuszczać i przeszła do totalnej ofensywy, spychając swojego adwersarza do defensywy. Jaina niewątpliwie korzystała z formy VII, a dokładniej z techniki Juyo. Dzięki swojemu doświadczeniu i oddaniu jasnej stronie, nie obawiała się, że jej żarliwość i pasja, zepchną ją w objęcia mroku. Natomiast Sith był mistrzem Makashi, choć walka mieczem świetlnym nie była jego najmocniejszą stroną.
W czasie gdy Solo i Ragnar mierzyli się nieopodal hangarów, William Turoug prowadził wojnę partyzancką z oddziałami szturmowców. Należało przyznać, że szło mu to niesamowicie efektywnie, gdyż bez bezpośredniej konfrontacji, odprawił na tamten świat 47 żołnierzy, a kilkunastu odniosło rany na tyle poważne, iż nie mogli kontynuować penetracji "Ducha". W końcu uznał, że powinien wesprzeć Wielką Mistrzynię w walce z wiekowym Sithem.
Jaina atakowała na wielu płaszczyznach, dając pokaz swoich wielkich umiejętności, niestety nikt nie był świadkiem tego pojedynku, dlatego też historia przemilczała tą okoliczność. Solo skoncentrowana na Mocy, wykonała efektowny piruet, tnąc od góry do dołu, a następnie przeszła do kolejnego ataku, próbując odciąć prawą dłoń adwersarza. Niestety ten, wręcz od niechcenia wykonał szybki blok oraz unik i po raz pierwszy przeszedł do kontrataku, który zaskoczył przywódczynię Rebelii. Nie na tyle by pozbawić ją życia, jednak ten pierwszy błąd, kosztował ją uszkodzenie miecza, gdyż Darth Ragnar przeciął na pół jego rękojeść.
- To dopiero początek... - mruknął Ragnar, dosłownie rozpływając się w powietrzu. Córka legendarnego Hana Solo, po raz pierwszy podczas pojedynku straciła pewność siebie, próbując odnaleźć rywala w Mocy. Nagle została zaatakowana przez... lewitującą połowę jej miecza świetlnego. Potężne, zamaszyste ciosy nie były trudne do uniknięcia, jednak ich siła zdecydowanie wpływała na zmęczenie kobiety. Niespodziewanie niewidzialny rywal odpuścił, ale tylko po to, by Solo zorientowała się, że z ogromną częścią podłogi spada poziom niżej. Tylko dzięki Mocy zamortyzowała upadek z kilkudziesięciu metrów, choć jej kostki i kolana wyraźnie zaprotestowały nagłym zmianom położenia. Jaina była teraz na platformie, gdzie stał ostatni YT-2400.
- Imponujące, że jeszcze żyjesz... - głos Darth Ragnara dochodził zewsząd - Ale jestem cierpliwy.
Pięć postaci zmaterializowało się z nicości i zaatakowało Jedi. Każda z nich wyglądała jak doskonała kopia Sitha. Jednak żaden z nich nie był nim. Solo stosunkowo szybko pokonała zjawy, choć każdy kolejny wysiłek znacząca ją osłabiał. Oddech stał się cięższy, a krople potu wręcz ciekł po jej skroni
- Dość zabawy. - na końcu platformy w pozycji medytacyjnej Darth Ragnar wykonywał dłońmi skomplikowane gesty, tworząc w powietrzu znaki. Jaina mimo wyczerpania ruszyła ku niemu, ale drogę zagrodził jej ponownie lewitujący miecz świetlny. Tym razem pojedynek był tak samo trudny, jakby walczyła z samym Darth Ragnarem i faktycznie tak właśnie było. Sith mimo to, w dalszym ciągu klęczał, rozpoczynając nieznany rytuał. Mistrzyni zaczęła wyraźnie słabnąć, a przed jej oczami, prócz wrogiego miecza, zaczęła dostrzegać majaki. Widziała posępnego mistrza Luke'a Skywalkera z bladą twarzą, obok niego stała Leia, a jej oblicze było równie nieprzeniknione. Oprócz nich z nicości wyłaniały się kolejne postaci mniej i bardziej wyraźne. Raz jeszcze Jaina siłą woli sięgnęła po jasną stronę, by przeniknąć mrok...
- Solo! - krzyknął ktoś trzeci, a kobieta powróciła na "Ducha", w momencie gdy czarna klinga zmierzała w jej serce. Nie miała już możliwości by uniknąć pchnięcia, ale dzięki ułamkowi sekundy sparowała cios na tyle, by rozżarzony miecz przebił jej lewy bark, miast zakończyć żywot.
Niebieskie błyskawice pomknęły przez platformę w kierunku Darth Ragnara, ten jednak utrzymywał je lewą dłonią, gdy prawa wciąż wykonywała skomplikowane znaki. William Turoug nie zamierzał dawać za wygraną. Nie był zobowiązany wobec żadnej ze stron Mocy, tym bardziej, iż poznał jej dwie twarze, dochodząc do prostego wniosku. Moc nie miała stron.
- Głupcze, tylko wzmacniasz moją potęgę! - Darth Ragnar z każdą chwilą rósł w siłę, a powietrze wokół niego miało elektryczny posmak. Starożytny Sithański Rytuał dobiegał końca, a jego świadkowie mieli wrażenie wstrzymania czasu. Błyskawice Turouga jakby rozciągnęły się nienaturalnie, a Jaina po otrzymaniu ciosu upadała nietypowo długo.
- Nie doceniasz mnie! - ryknął Will, całkowicie otwierając się na Moc, dzięki czemu jakby przejął część potęgi skumulowanej przez magię Sithów - Jaino statek...
Solo nie było jednak już w miejscu gdzie upadła, a Turoug nie mógł zrobić już zbyt wiele. Czasoprzestrzeń zaczęła odkształcać się, co wyglądało jakby rytuał stworzył mikroskopijną czarną dziurę. W ostatnim heroicznym geście, William skupił całą swą moc, skumulowaną nawet z własnych procesów życiowych i uderzył nią w Darth Ragnara. Ten dosłownie na sekundę został uwięziony w niewidzialnej sferze, która pękła niczym bańka mydlana.
- To było wszystko na co cię stać mroczny jedi? - pytanie dochodziło jakby zewsząd i znikąd, choć Turoug przestał już istnieć. Coś w planie potężnego Sitha poszło jednak nie tak. Świetlista smuga pojawiła się dosłownie na moment, by po chwili wszystko w promieniu roku świetlnego zniknęło. Gdyby istniał zewnętrzny obserwator, który mógłby oglądać to zajście w zwolnionym tempie, dostrzegłby ruch w kokpicie koreliańskiego frachtowca YT-2400, który właśnie wchodził w nadprzestrzeń...


ROK 16 BBY - gdzieś w przestrzeni kosmicznej


Krótki rozbłysk nie był niczym nadzwyczajnym w Galaktyce, jednak ten niósł za sobą niespotykane echo, jakby włożono w nie energię jaką emituje średniej wielkości gwiazda przez sto standardowych lat. Po jakimś czasie we wskazane miejsce udały się jednostki Imperium by zbadać nietypowe zjawisko. O dziwo, w miejscu gdzie doszło do anomalii nie było niczego, ani czarnej dziury, ani śladu po supernowej czy jakiegokolwiek promieniowania. Przez kilka tygodni obszar ten był dokładnie przebadany i sprawdzany, jednak imperialni eksperci niczego nie odkryli.
Po upływie kolejnych miesięcy obszar został praktycznie zapomniany i stanowił jeden z milionów obszarów kosmosu, świecącego pustką. Tylko od czasu do czasu, jakiś zbłąkany szmugler wychodził nieopodal z nadprzestrzeni, uciekając przed zemstą Imperium lub uciekając przed koszmarem niespłaconych długów u Huttów. Tak też było i tym razem, gdy charakterystyczny, lekki koreliański frachtowiec YT-1300, o numerze YT 492727ZED i nazwie "Stellar Envoy", opuścił nadprzestrzenny korytarz. Tuż po wyjściu w przedni iluminator coś uderzyło.
- Co to było? Jakiś mikrometeoryt? - spytał zawadiacki głos, którem odpowiedział mechaniczny głos droida, w języku binarnym - Zresztą nie ważne, mamy inne problemy...
Niewielki cylinder, rzeźbiony z drzewa wroshyr pozostał gdzieś w pustce kosmosu, czekając na właściwy moment by zostać odkrytym przez szczęśliwego znalazcę. Ale czy na pewno szczęśliwego..?
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: Krajobraz po rewolucji

Postprzez David Turoug » 25 Sie 2021, o 22:33

Lamaredd


Od dwóch dni Jack Welles oraz Saine Kela nie opuszczali swojej celi. W całym nieszczęściu, strażnicy jeszcze o nich pamiętali, gdyż raz dziennie otrzymywali po batonie energetycznym oraz cienkiej zupie oraz szklance lekko słonej wody. Oczywiście nikt nie bawił się w konwenanse, wtrącając do pomieszczenia wynoszącego 8m² kobietę i mężczyznę.
- Hmm, na tym zadupiu chyba doszło do jakiś zmian. Nie każą nam, a raczej tobie sprawdzać tych podwodnych artefaktów... Kurwa, mam co do tego złe przeczucia. - poszukiwacz przygód był wyraźnie poddenerwowany - Siedzimy tu 48h, co jakiś czas tylko słychać jak kogoś wyprowadzają z cel...
- Niestety nie mam pomysłu na ucieczkę... - odparła cicho Kela - Chyba pora obiadowa.
Na korytarzu rzeczywiście zrobił się rumor, słychać było regularne kroki butów. Po chwili drzwi do ich celi otworzyły się, a szturmowcy rzucili na środek pomieszczenia Twi'lekankę. W pierwszym momencie Saina pomyślała, że są to zwłoki, jednak nieznajoma była tylko nieprzytomna, a na piersi kobiety był widoczny ślad po blasterowym bolcie.
- Żeby wam się w tych ostatnich chwilach nie nudziło, zapewnimy wam dodatkowe towarzystwo. - burknął nieznajomy oficer, a drzwi zamknęły się z sykiem.
- Cóż... Co trzy głowy to nie dwie, a ta ma dodatkowo lekku!

***


Po krótkiej, podwodnej podróży Kittani, Nantel i Caleb dotarli do wskazanej śluzy. Niestety żeby dostać się do środka musieli opuścić batyskaf i zmoczyć ciała w lodowatej wodzie. W końcu całej trójce dane było przekroczyć próg niezbadanego obiektu, gdzie według Jainy mieli odnaleźć Jona Antillesa, Michaela Stardusta oraz coś co może mieć wpływ na losy całej Galaktyki.
Pomieszczenie, w którym wypłynęli przypominało nieco siłownię elektrowni. Był w nim szeroki na kilkanaście metrów basen, to właśnie z niego wyszli oraz co najmniej dwadzieścia turbin zamoczonych w wodzie. Lokacja nie była wcale zaniedbana, a przede wszystkim nie przypominała antycznej konstrukcji. Na oko wyglądała jakby miała maksymalnie 50 lat, choć było to zdecydowanie zawyżone datowanie. Co zwracało uwagę, to fakt, iż w miejscu było czuć charakterystyczny zapach smaru, jednak zawieszone przy suficie lampy rzucały jedynie nikły, czerwony blask, jakby działały w trybie alarmowym bądź awaryjnym. W momencie gdy ściągali nieprzemakalne kombinezony, coś ich zaniepokoiło.
- Czujecie?
- Widzicie?
- Słyszycie?
Troje Jedi w jednym momencie zadało sobie krótkie pytania i skierowało swoje spojrzenia ku ciemności korytarza, który stanowił jedyną drogą pozwalającą suchą stopą opuścić pomieszczenie. Żaden z posłańców nie sięgnął po miecz świetlny, choć Kittani była najbliżej by po raz pierwszy w nieznanych okolicznościach wypróbować oręż, którego centralnym elementem był legendarny kryształ Serce Obrońcy.
W końcu z mroku wyłonił się on, żmudnie i niestrudzenie wykonujący swoją pracę, koreliański droid szorujący. Maszyna nie zwróciła najmniejszej uwagi na niespodziewanych gości. Objechała od prawej strony Grimisdala i zaczęła ścierać krople wody pozostawione przez przybyszy.
- Myślicie, że on tylko sprząta czy nas szpieguje?? - spytała Kittani, obserwując pracującego droida.
- Stawiam dziesięć starorepublikańskich kredytów na pierwszą opcję. - odparł Quade, dodając - Nie mamy czasu by go trwonić nad tym blaszakiem. Raczej nie jesteśmy tutaj sami i nie mam na myśli Imperium.
- Dziwne, bo nie wyczuwam ani Stardusta, ani Antillesa. Nie potrafię też zlokalizować jakiejś mrocznej aury, co jeżeli Jaina się myliła?
- Ruszajmy.

***


Quade, Levfith i Grimisdal dość szybko przemierzali korytarz, a ten kończył się półokrągłym pomieszczeniem z dwiema turbowindami oraz rozwidleniem, pozwalającym ruszyć zarówno w prawo jak i w lewo. Po krótkiej wymianie zdań, jednomyślnie podjęli decyzję o spenetrowaniu tego piętra, by nie zostawić za plecami jakiegoś zagrożenia. Lewy korytarz, na ich szczęście, prowadził do pomieszczenia serwisowego droidów sprzątających, a tam w swoich dokach, ujawnili dziewięć maszyn, takich samych jaką napotkali po wyjściu z wody. Gdy ruszyli w przeciwpołożną stronę, nie zdążyli dojść do drzwi po prawej, gdyż przy windach stał standardowy droid protokolarny.
- To są jakieś jaja... - mruknął Nantel, jednak zachował godną pochwały czujność, na wypadek gdyby robot był pułapką.
- Witajcie... - mechaniczny głos zaczął i na chwilę zaciął się, choć droid zlustrował troje przybyszów - ... Jedi! Witajcie w Enklawie Pana! Pan mówił, że kiedyś przybędziecie, choć według obliczeń statystycznych, w 98,7% goście mieli przybyć głównym wejściem, nie natomiast od strony korytarzy awaryjnej sieci zasilania.
- Kim jest Pan i co to za Enklawa? - spytał Caleb, nie spuszczając wzroku z blaszaka.
- Enklawa należy do Pana, a Pan nią zarządza. Nie jestem uprawniony do odpowiedzi na pytanie dotyczące personaliów Pana. Natomiast Enklawa jest miejscem wyłączonym spod jurysdykcji lokalnej władzy, rządu Lamaredd. - odparł robot i zapewne gdyby mógł, obdarzyłby rozmówców sztucznym, urzędniczym uśmieszkiem.
- Mówiłeś, że twój Pan spodziewał się gości. Ale chyba nie jesteśmy tutaj pierwszymi przybyszami? Czy widziałeś tutaj Jedi? - tym razem pytania zadała Kittani, licząc, iż uzyska odpowiedź na pytania dotyczące Michaela oraz Jona.
- Pan Enklawy zawsze radował się na gości i zapowiadał ich nadejście. Widzę Jedi, jesteście nimi, macie broń Jedi.
- Ale czy w ostatnim czasie... hmm standardowym miesiącu ktoś odwiedził Enklawę? - Levfith uznała, że musi formułować bardziej precyzyjne pytania, gdyż robot odpowiadał niezwykle ogólnikowo.
- Jestem droidem protokolarym odpowiedzialnym za tą część Enklawy. Goście przybywają głównym wejściem. Wy przybyliście od strony awaryjnej sieci zasilania. Enklawa jest miejscem wyłączonym spod jurysdykcji lokalnej władzy, rządu Lamaredd.
- Te blaszak, zaciąłeś się czy styki zaszły ci śniedzią. - Nantel powoli tracił cierpliwość do osobliwego interlokutora - Czyli w tej części jesteśmy pierwszymi gośćmi?
- Pan Enklawy oczekuje gości i przygotował dla nich kwatery, są umiejscowione dwa poziomy niżej. Gdy odpoczniecie, Pan was podejmie...
- Ściągnę mu ogranicznik. - Caleb bezceremonialnie sięgnął do tyłu głowy droida, jednak przy pierwszej próbie manipulacji w przewodach, przez elektromechaniczne ciało przeszło krótkie wyładowanie.
- I trafił go szlag... Niewiele się dowiedzieliśmy, ale na pewno od tej strony się nas nie spodziewają...
- ...lub nie spodziewali... - wtrącił Nantel.
- ...sprawdźmy co jest w tamtym pomieszczeniu, z którego chyba wyszło to bezużyteczne pudło.
Grupa Jedi nie znalazła w lokacji nic interesującego. Jak wspomniał droid, znajdowali się w miejscu, gdzie ulokowane były systemy awaryjnego zasilania. Choć w pomieszczeniu stał terminal, nie był aktywny i żadne umiejętności techniczne nie pomogły trójce w uruchomieniu komputera. Pozytywną stroną sprawdzenia piętra było to, iż pozostały im tylko dwie turbowindy. Pierwsza, po lewej stronie, nie działała lub podobnie jak terminal nie była aktywna, natomiast druga pozwalała na krótką podróż, piętro wyżej.

***


Kittani, Caleb i Nantel ponownie przystąpili do sprawdzenia nowej lokacji, która zbudowana była w kształcie kwadratu, a w jego środku zamontowano kilka kolejnych turbowind, o dziwo wszystko wskazywało na to, że tylko jedna, centralna, pozwalała na jazdę do góry.
Cała trójka wybrała jeden z turboelewatorów, gdzie obok planszy z nieopisanymi guzikami, wmontowano prawdopodobnie czytnik linii papilarnych dłoni. Nantel wcisnął przycisk, by ruszyć na poziom -2. Teoretycznie powinny znajdować się tam kwatery dla gości. Niestety winda pozostała niewzruszona, a jedyny efekt jaki uzyskali to podświetlenie panelu do sczytania ręki. Grimisdal odruchowo chciał położyć tam swoją dłoń, gdy został powstrzymany przez Caleba.
- Nie wychodź przed szereg, mam ograniczone zaufanie do tutejszych mechanizmów. Wybacz ale my Firrerreanie jesteśmy od was ludzi odporniejsi i o wiele szybciej zachodzi u nas proces regeneracji. - Quade mruknął okiem w kierunku młodszych kompanów i przyłożył swoją rękę do czytnika. Tak jak przewidział, poczuł lekkie ukłucie, na opuszku wskazującego palca.
- Użytkownik zweryfikowany, wysokie prawdopodobieństwo czułości na Moc. Sklasyfikowano i przydzielono odpowiedni dostęp. - komunikat nieco zaskoczył przybyszów, jednak najważniejszy był fakt, że drzwi do windy zamknęły się, a panel z guzikami jakby ożył.

    POZIOM:
    -1 - strefa wind - dostęp przydzielony - tu jesteś
    -2 - kwatery gości - dostęp przydzielony
    -3 - strefa rozrywki - dostęp przydzielony
    -4 - sale treningowe - dostęp przydzielony
    -5 - sala wiedzy - dostęp częściowo przydzielony
    -6 - brak dostępu
    -7 - brak dostępu
    -8 - brak dostępu
    -9 - brak dostępu

Przy pierwszych pięciu guzikach, panel lśnił jasnym światłem, wskazując poziom, co się na nim znajduje oraz status dostępu. Pozostałe cztery nie były aktywne.
- Jeżeli ta cała Enklawa jest chociaż w połowie tak zawiła jak korytarze pod Wulkanem na Gamorr, to zajmie nam wiele dni zanim wszystko dokładnie sprawdzimy, a mam przeczucie jakby czas nas gonił. - zagaiła cicho Kittani, przerywając dłuższy okres ciszy.
- Hmm chyba wszyscy to odczuwamy. Nie podoba mi się to co powiem, ale chyba będziemy musieli osobno dokonać sprawdzenia poszczególnych pięter. - dodał Nantel, kierując wzrok na Caleba, jakby szukając potwierdzenia swoich słów.
- Rozdzielamy się. Kittani sprawdzisz kwatery gości, Nantel ty kolejny poziom, a ja sale treningowe. Jeżeli nasze komunikatory będą działać to dobrze, jeśli nie to po pół godziny, bez względu na to co znajdziemy, na naszych piętrach, spotykamy się w tej windzie.
Quade jako najstarszy członek wyprawy, poczuwał się do zarządzania grupą, choć to nie on dysponował największym potencjałem jako Jedi. Mimo to, jego polecenia i konkretne decyzje na pewno były korzystnym czynnikiem, podczas penetrowania niezbadanego kompleksu, jakim była tajemnicza Enklawa.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: Krajobraz po rewolucji

Postprzez David Turoug » 27 Sie 2021, o 01:06

Lamaredd


Kittani opuściła windę na poziomie kwater dla gości. To właśnie tutaj, napotkany wcześniej droid protokolarny, polecił im się udać. Brunetka miała przed sobą długi korytarz z licznymi odgałęzieniami zarówno po lewej jak i po prawej stronie. Lokacja była nadzwyczaj schludna i czysta, a powietrze miało przyjemny, morski posmak. Z naprzeciwka wyłonił się kolejny droid protokolarny, który ewidentnie zmierzał do nowoprzybyłej.
- Witaj! Jestem Concierge i odpowiadam by goście Enklawy Pana byli zadowoleni. Czy twoi towarzysze dołączą do ciebie za chwilę? Otrzymałem informację, iż jest was troje. - robot nie odbiegał niczymy od przeciętnego protokolarnego blaszaka. Był przesadnie miły, ale zarazem dobrze poinformowany, nie stwarzał jednak zagrożenia.
- Witaj, tak moi przyjaciele dołączą do mnie, ale poszli na drinka...
- Rozumiem, nasza strefa rozrywki jest doskonale przygotowana! - wtrącił Concierge, nie przejmując się, że przerwał Levfith.
- Czy oprócz nas, w Enklawie są obecni jacyś goście?
- Enklawa jest pełna gości, każdy czuje się tutaj jak domownik. Czy zaprowadzić cię do twojej kwatery?
- Poproszę. - odparła krótko, nie wierząc słowom rozmówcy. Wyczuliła swój słuch, jednak z korytarzy nie dobiegały żadne dźwięki rozmów czy spacerów. Powoli ruszyła za droidem wgłąb głównego holu, chociaż nie zaszli zbyt daleko. Blaszak stanął przed kwaterą oznaczoną numerem 7. Przy użycia specjalnej karty, drzwi powędrowały w górę ukazując przestrzenny salon, urządzony trochę w stylu średniej klasy wyższej na Coruscant. W jedną ze ścian wmontowano przeszkloną gablotę ze sporą kolekcją minerałów, z różnych zakątków Galaktyki. Pomieszczenie posiadało także coś w rodzaju aneksu kuchennego oraz jadalni, pozwalającej na zorganizowanie posiłku dla 8-10 osób. Oprócz tego, na kwaterę składała się niewielka sypialnia oraz toaleta z łazienką.
- Dla Państwa wygody, uznaliśmy że chcielibyście zamieszkać obok siebie, dlatego twoi towarzysze otrzymają lokale nr 6 i 5.
- Czy to znaczy, że kwatery od 1 do 4 są już przez kogoś zajęte? - spytała Kittani.
- Tak, to pokoje należące do gości. - odparł krótko droid, wręczając dziewczynie datakartę - To twój klucz, pozwala na dostęp do terminala w zakresie przydzielonych uprawnień. Z czasem zakres będzie zwiększany, Pan nie lubi obciążać gości zbyt dużą ilością informacji i obowiązków. Musimy dopełnić jeszcze jedną formalność, na razie wiem że przybył tu Caleb Quade, natomiast twoja godność to...
- ...Larra Raider. - odpowiedziała bez zawahania Kittani, zastanawiając się przez chwilę skąd u licha droid znał jednego z Jedi. Wiele wskazywało na to, iż może mieć to związek z próbką krwi jaką pobrał panel windy, gdy udzielał dostępu do różnych pięter.
- Kittani... Kittani słyszysz mnie? - komunikator przemówił głosem Nantela - Caleb nie może cię wywołać, a minęło już blisko 30 minut, spotkajmy się w windzie.
- Przyjęłam, już idę.

***


Nantelowi przypadło sprawdzić strefę rozrywki. Po wyjściu z windy jego oczom ukazała się ogromna sala, będąca kantyną. Po środku umiejscowiony był duży, okrągły bar, za którym o dziwo stały dwa droidy, czekające na spragnionych gości. Pod jedną ze ścian zamontowano scenę dla zespołu wraz z parkietem bezpośrednio przy estradzie. Ponadto Grimisdal zauważył wejście do sali gier, gdzie zapewne oczekiwały stoły do dejarki, sabaka czy przestarzałego pazaaka. Natomiast w rogu, nieco mniejsze drzwi miały prowadzić do pokojów uciech cielesnych.
- Hej! Hej ty tam! Jesteś prawdziwy czy to tylko złudzenie? - niespodziewanie, ktoś odezwał się z drugiej strony sali. Nantel wytężył wzrok i ujrzał nikogo innego, a samego Zyma, który był padawanem Jona Antillesa. Obaj mogli minąć się na Lucrehulku.
- Jestem jak najbardziej rzeczywisty, hmm my chyba kiedyś mieliśmy okazję do spotkania. Pamiętasz mnie? Jestem Nantel, z "Ducha". Czy Jon jest tutaj z tobą? - Jedi podszedł do Kel Dora, dostrzegając że ten jest kompletnie wstawiony, co tylko potwierdzało tezę że kantyna jest jak najbardziej funkcjonalna.
- Witam szanownego gościa. Co podać? Codziennie pierwsze piętnaście drinków za darmo! - droid-barman zagaił zza lady do Grimisdala - Nophix? Koreliańska Whiskey? Gwiazda Śmierci? Czerwony Karzeł?
- Na razie dziękuję. - odparł grzecznościowo, wracając wzrokiem do Zyma - Tobie chyba wystarczy już alkoholu. Powiedz jest tutaj Antilles? Widziałeś może Stardusta?
- O czym ty mówisz? Usiądź i napij się, tutaj czas płynie wolniej i spokojniej. - burknął, przechylając kolejną kolejkę. Analizując mowę obcego, nie tylko czas uległ spowolnieniu - Jon Stardust? A kto to taki? Aaa Jon, mistrz Jon... Gdzieś tu kiedyś był, ale nie widziałem ymh... Nie słyszałem tego imienia od dawna...
- A ta Enklawa... Rzekomy Pan Enklawy kim jest? Co skrywa ten kompleks?
- Rozrywkę! - odpowiedział entuzjastycznie Zym, by po chwili jego głowa ciężko opadła na stolik.
- Pijany Kel Dor, dość osobliwy i niespotykany widok...
- Nantel czy wszystko w porządku? Zaraz minie pół godziny... Nie mogę nawiązać połączenia z Kittani. Te poziomy wydają się dość wysokie, a w stropy wmontowano materiały tłumiące.
- Wszystko w porządku Caleb. W zasadzie jest tutaj duża kantyna i znalazłem Zyma, poza tym nic ciekawego. Zaraz poinformuje Kittani, spotkamy się w windzie.
Zym idzie z tobą?
- Upił się i śpi na stoliku, nie widzę sensu żeby go taszczyć, a tutaj jest bezpieczny. Niestety ani śladu po Antillesie czy Starduście.
- Rozumiem, do zobaczenia za kilka minut.
- Kittani... Kittani słyszysz mnie? - Nantel zaczął wywoływać Levfith - Caleb nie może cię wywołać, a minęło już blisko 30 minut, spotkajmy się w windzie.
-Przyjęłam, już idę.

***


Caleb przechadzał się po piętrze, przeznaczonym na sale treningowe. Magazyny z Lucrehulka, przerobione na lokacje do ćwiczeń, nie stanowiły nawet namiastki, rozbudowanego kompleksu doskonalenia. Quade minął pokoju do wszelkiego rodzaju zwiększania swoich umiejętności, począwszy od walki wręcz, poprzez fechtunek, władanie mocą, pilotaż po wiedzę ogólną. Niestety istniał jeden zasadniczy problem, nie mógł aktywować żadnego z terminali. Wszystkie wymagały jakiejś specjalnej karty dostępowej, a niektóre dziwnego przedmiotu, jakby kryształu.
Jedi minął kilka droidów i zdalniaków, jednak i one pozostawały dezaktywowane. Nawet nie zareagowały na włączenie miecza świetlnego czy użycie telekinezy. Dopiero w ostatnim pomieszczeniu, będącym najprawdopodobniej salą medytacyjną, Caleb natknął się na działającego robota protokolarnego. Ten niezwłocznie ruszył w kierunku Firrerreanina.
- Witaj w kompleksie treningowym Enklawy Pana! Skorzystaj z przygotowanych systemów, by dążyć do samodoskonalenia i rozwijania posiadanych umiejętności. - zagaił srebrny droid.
- Hmm, może i mógłbym się czegoś nauczyć, ale wasze systemy albo szlag trafił albo zabrakło w nich prądu. - odparł sarkastycznie Quade - Może wydaj mi taką magiczną kartę, żebym mógł z nich skorzystać.
- Przykro mi, ale indywidualne karty dostępowe, są wydawane na poziomie kwater. Karty stanowią zarówno klucze do apartamentów jak i...
- Dobra, dobra rozumiem. Jest tutaj dość sterylnie i czysto, czy ktoś w ostatnim czasie dążył do samodoskonalenia?
- Pan zadbał o najwyższą jakość Enklawy, dlatego panuje tu ład i porządek. Wszyscy którzy przybywają do Enklawy chcą się rozwijać i uczyć. - odpowiedział lakonicznie blaszak, irytując tym samym Caleba.
- A co jeżeli zrobię z tobą mały sparing? Może będziesz bardziej rozmowny?
- Moim przeznaczeniem nie jest prowadzenie walk czy sparingów. Pan jednak jest dobry dla gości i nie będzie miał za złe, jeśli uznasz, że musisz uszkodzić moje podzespoły.
- Chciałbym pomówić z Panem, gdzie mogę go spotkać? Zaprowadź mnie do niego!
- To Pan podejmie decyzję kiedy spotka się z tobą Calebie Quade. Niestety nie mam też dostępu do poziomu gdzie przebywa Pan Enklawy.
- Niech cię rankor zgniecie... - Jedi spróbował wysondować Mocą, czy ktoś poza ekipą z Lucrehulka znajduje się w pobliżu, jednak nie wyczuł nikogo poza Grimisdalem i Levifth.
- Kittani i jak dostałaś swoją kartę do luksusowego lokalu? Kittani zgłoś się... Cholera. - niestety komunikator milczał, więc spróbował nawiązać łączność z drugim towarzyszem, będącym poziom bliżej - Nantel czy wszystko w porządku? Zaraz minie pół godziny... Nie mogę nawiązać połączenia z Kittani. Te poziomy wydają się dość wysokie, a w stropy wmontowano materiały tłumiące.
- Wszystko w porządku Caleb. W zasadzie jest tutaj duża kantyna i znalazłem Zyma, poza tym nic ciekawego. Zaraz poinformuje Kittani, spotkamy się w windzie.
- Zym idzie z tobą? - spytał Quade, nie ukrywając zdziwienia w głosie. Przecież nie wyczuwał jego aury w Mocy.
- Upił się i śpi na stoliku, nie widzę sensu żeby go taszczyć, a tutaj jest bezpieczny. Niestety ani śladu po Antillesie czy Starduście.
- Rozumiem, do zobaczenia za kilka minut.
Po chwili cała trójka ruszyła do wybranej wcześniej windy, by spotkać się wewnątrz, prawdopodobnie na piętrze kwater dla gości. Każde z nich zdobyło garść informacji, niestety na razie żadna nie była na tyle znacząca by przyczynić się do odnalezienia zaginionych Jedi i rozwiązania zagadki Enklawy. Na domiar złego, kilka kilometrów wyżej, nad powierzchnią oceanu, główne wejście zostało odkryte przez szturmowców Imperium Fena Daali. Niewidzialny zegar odmierzający czas, zaczął tykać jakby szybciej...
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: Krajobraz po rewolucji

Postprzez David Turoug » 30 Sie 2021, o 23:19

Lamaredd


Jedi spotkali się w wyznaczonej windzie, zdające relację z penetracji wyznaczonych rejonów. Odnalezienie Zyma było dobrą prognozą, gdyż Kel Dor był padawanem Jona Antillesa. Jeden fakt był niezwykle zastanawiający, gdyż napotkany mężczyzna był pozbawiony aury Mocy, jak osoba nieczuła na mistyczną energię lub jak ktoś kto od Mocy się odciął.
Gdy ekipa poszukiwawcza dyskutowała, winda stanęła na piętrze z kwaterami dla gości. Mimowolnie Levfith, Quade i Grimisdal wysiedli na piętrze, wymieniając dalsze spostrzeżenia i pomysły.
- Hmm, może nie będzie to zbyt grzeczne, ale może warto byłoby sprawdzić kwatery numer 1, 2, 3 i 4. Droid poinformował mnie, że są zajęte. Strzelam, iż należą do Zyma, Stardusta i Antillesa, natomiast czwarta... tutaj jest zagwozdka. - Kittani była przekonana do swojego planu, a z braku innych opcji, pozostali Jedi nie wnieśli sprzeciwu. Niestety karta dostępowa jaką otrzymała brunetka, nie pozwoliła na wejścia do obcych lokali. Pozostała dość łopatologiczna próba utorowania sobie przejścia mieczem świetlnym.
- Pan Enklawy nie chciałby by doszło tu do przemocy... - droid protokolarny, który przedstawił się jako "Concierge", dosłownie zmaterializował się z powietrza, gdy w korytarzu zabłysły trzy klingi. Caleb i Nantel w jednej chwili posłali robota na ścianę, który z hukiem uległ dezintegracji. Kilka sekund później na ścianę trafił także Grimisdal, który wziął się za rozpracowanie kwatery o numerze 1. Potężne pole siłowe odrzuciło mężczyznę, przyprawiając go o wstrząs mózgu. Co gorsza, drzwi zostały zabezpieczone solidną, kilkunastocentymetrową, durastalową przegrodą. Taka sytuacja nie spotkała, ani Caleba, ani Kittani. Gdy Caleb kontynuował pracę przy drzwiach z dwójką, dziewczyna sprawdziła co z Nantelem.
- Guz jak najdorodniejsze owoce z Naboo... - burknęła, wręczając kompanowi stymulant i pakiet przeciwbólowy - Na tą chwilę musisz się tym zadowolić i sugerowałabym, byś nie wstawał.
- Zakręciło mi się w głowie... - odparł, cytując utwór znanego zespołu z Korelli "Pady Lank", po czym widowiskowo zwymiotował na podłogę.
- Obrzydliwe... - Kittani wstała, ponownie przymierzając się do "swoich" drzwi. W tym czasie, Quade wypalił otwór do pokoju, pozwalający przy odrobinie gimnastyki wejść do środka.
Pomieszczenie nie było tak przestronne, jak kwatera Kittani. Mimo to droidy zadbały tu o porządek. Na stoliku leżało kilka datakryształów i datapad, a po krótkim sprawdzeniu lokacji, Caleb upewnił się, że pokój należał do Jona Antillesa. Co więcej, korzystając z Mocy Quade odnalazł przedmiot silnie oddziałujący na otoczenie. Był nim holokron. Niestety pewna rzecz była bardzo niepokojąca, gdyż kwatera wyglądała tak jakby od wielu tygodni nikt z niej nie korzystał. Do Caleba dołączyli pozostali wysłańcy Jainy.
- Teraz mamy pewność że Jon tutaj był... - zagaił najstarszy z Jedi.
- Albo jest. - wtrąciła z większą nadzieją w głosie Kittani - Pokój obok należy do Zyma. Są tam maski charakterystyczne dla Kel Dorów oraz prawdopodobnie jego miecz świetlny. O dziwo "trójka" różni się tym, że tam widać ślady użytkowania lokalu.
- Czas sprawdzić czy czwórka należała do Michaela.
Osłabiony Nantel, ustąpił miejsca byłej kelnerce i przemytnikowi, a ci w szybkim tempie poradzili sobie z drzwiami. Kittani momentalnie wypatrzyła szatę należącą do nikogo innego, jak do Stardusta. Na komodzie leżał blaster typu hold-out oraz szarostalowy cylinder. Ciężko było ocenić jak dawno w pokoju nie było Michaela, ostatni sygnał na Lucrehulk pochodził sprzed około miesiąca.
- Patrzcie co znalazłem w sypialni! - Nantel wskazał na róg, gdzie stał zdezelowany astromech serii R-9.
- To jest "Hope"! Jego droid! - Kittani zabrzmiała bardziej emocjonalnie niżby chciała.
- Raczej to co z niego zostało, chociaż Stardust zwykle miał go pod ręką i traktował nie tylko jak kompana, ale także kronikarza. Dajcie mi chwilę, spróbuję podłączyć jednostkę centralną do mojego podręcznego holoprojektora. Quade przystąpił do majesterkowania, natomiast Kitty i Nantel postanowili jeszcze raz dokładnie sprawdzić miejsce, w którym zakwaterowany był "Bezimienny".
- Śpieszcie się, nadchodzą... - mentalny komunikat od Shiris był krótki ale treściwy. Imperium musiało wkroczyć do kompleksu. Posłańcy z Lucrehulka mieli jeszcze jeden problem, nie mieli dostępu do wszystkich pięter kompleksu, a zapewne na najniższym poziomie spodziewali się odnaleźć to czego, a raczej kogo szukali.
- Coś z tego będzie... - Caleb był zadowolony ze swoich prac, pozwalających na odczytanie ostatnich danych, jakie zakodował R9.
Na wyświetlaczu zmaterializował się Michael Stardust, choć obraz i dźwięk nie były stabilne. Mężczyzna wyglądał źle, był wychudzony, kruczoczarne dotychczas włosy przyprószone były siwymi kosmykami, a oczy wyraźnie podkrążone.
- Odnalazłem Zyma, jest w złej kondycji, szczególnie psychicznej. Wydaje mi się, że został odcięty... - wiadomość zerwała się, przeskakując do kolejnej.
- Udało... do 8 poziomu... To dzięki wskazó... z sa... wiedzy. Oto schemat... Najważniejsza jest niestety ofiara ... przy panelu windy. - komunikat i "Bezimienny" zniknęli a holoprojektor wyświetlił prawie kompletny opis poziomów.

    POZIOM:
    -1 - strefa wind - dostęp przydzielony
    -2 - kwatery gości - dostęp przydzielony
    -3 - strefa rozrywki - dostęp przydzielony
    -4 - sale treningowe - dostęp przydzielony
    -5 - sala wiedzy - dostęp przydzielony
    -6 - prywatna kwatera brak dostępu
    -7 - sterownia (system zasilania) dostęp przydzielony
    -8 - sala prób dostęp przydzielony
    -9 - brak dostępu


- Kwestia czasu, gdy rozpracuję dostęp do ostatniego piętra. Moc podpowiada mi, że znajdę tam.... - wiadomość podobnie jak poprzednie urwała się, a holoprojektor zgasł. Wszyscy spoglądali na pustkę, by po paru sekundach, wytężyć słuch.
- Udaję się na poziom dziewiąty, nazwany "salą pamięci". Odkąd odkryłem część tajemnicy... droidy... ignorują. Czuję się źle... Zym odzyskuje... Wszystko łączy się w... Jason... Jon... Shiris i ... *** ** **** *** Jedi Skywalkera. Prawdopo... .. ostatnie nagranie... Wysyłam "Hope'a" na górę... Nie mam połączenia z Jain... Skonstruowałem miecz... Mój zost... Lamaredd.... **** .. daleko. Denko rękojeści... wyślij sygnał... Przyjaciel bliżej... -**** ***>>... niż myślisz..... (...) Manten ukrył klucz! Ale.... oszalał... Jon wiedział... Przyszłość gala... przysz.... Jedi! (...) Strzeż się... ona tu jest!!! czuję... niech moc będzie...
Chaotyczny komunikat nie napawał optymizmem, a szczególnie dotknięta treścią była Kittani, która niepostrzeżenie przetarła kącik oka. Mimo fizycznego osłabienia Stardusta, do końca zachował przytomność umysłu, zostawiając liczne wskazówki. Caleb nie tracąc czasu na emocje, raz jeszcze spróbował odtworzyć jakieś wiadomości. Dzięki jego determinacji udało mu się odkryć w jaki sposób można uzyskać dostęp do ostatniego poziomu. Bezimienny wspominał o poniesieniu ofiary, a takową było... odcięcie się od Mocy. Sam rytuał nie należał do łatwych, jednak z pomocą przychodził panel, który pobierał też próbkę krwi. Ktoś kto skonstruował ten obiekt był zarówno pomysłowy jak i bezduszny. Istniał też drugi, nieco prostszy sposób dostania się na sam dół, w trakcie przejazdu należało odebrać jakieś życie...
Gdy do Grimisdala, Levfith i Quade dotarło co będą musieli zrobić, by dostać się na dziewiąty poziom, szturmowcy ruszyli z powierzchni pierwszą windą, kierując się ku lokacji, gdzie umiejscowione było kilkanaście wind. Stamtąd mieli już prostą drogę, przynajmniej do pierwszych czterech pięter.

***


W tym samym czasie, w systemie Lamaredd z nadprzestrzeni wyszła... kolejna imperialna flota, złożona z kilku gwiezdnych niszczycieli oraz jednego superniszczyciela. Mieszkańcy planety byli niezwykle zaskoczeni takim pokazem siły, ale na ich twarzach pojawił się jeszcze większy wyraz zdziwienia, gdy nowoprzybyłe jednostki otworzyły ogień, w kierunku, jakby się wydawało, sojuszniczej floty.
W całym układzie planetarnym zapanował niezwykły chaos. Tego właśnie potrzebował niespotykany, mały statek przypominający połączenie X-Winga z kapsułą ratunkową, na pokładzie której nie było żadnych biosygnatur, który korzystając z silników jonowych, skierował się ku powierzchni planety. Niestety bitewna zawierucha nie dla wszystkich oznaczała szansę, gdyż jeden z oficerów Imperium Fena Daali, właśnie podjął decyzję o zgładzeniu wszystkich więźniów. Godziny Saine Keli, Jacka Wellesa i Daesha’Rha były policzone.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: Krajobraz po rewolucji

Postprzez David Turoug » 7 Wrz 2021, o 11:25

Lamaredd


Na planecie zapanował chaos, który powiększał się z każdą minutą. Jednostki desantowe zajęły główne ośrodki jak Bartyn Land czy Jotsen's Island, w oczekiwaniu na odparcie ataku ze strony niedawnych sojuszników - Lojalistów. W przestrzeni kosmicznej rozgorzała regularna bitwa i nikt nie zamierzał brać jeńców. Liczyła się jedynie eliminacja przeciwnika za wszelką cenę.
Niezauważona jednostka osiadła nieopodal garnizonu imperialnego i na nieszczęście licznych szturmowców, nikt nie zaprzątał sobie głowy tym wydarzeniem. Nawet jeśli radary zarejestrowały przelot nietypowego, jednoosobowego statku, to brak biosygnatur oraz systemów podtrzymywania życia sprawił, iż obiekt został totalnie zignorowany. Po kilku sekundach główny właz odpadł z jednostki, a z fotela pilota wstał droid serii BX. Choć była to już wiekowa konstrukcja, robot nie wykazywał żadnych oznak zardzewienia czy przetarcia okablowania. Na dodatek BZHYDACK miał niezwykle wysoki poziom niezależności w kwestii podejmowania wyborów.
Plan Jainy spełznąłby jednak na niczym, gdyby nie szczęście, los lub Moc. Zbłąkana rakieta przeleciała tuż nad miejscem, gdzie stał robot i uderzyła kilkanaście metrów dalej, robiąc sporą wyrwę w ogrodzeniu kompleksu Imperium. Jednostka centralna komandosa odebrała jedynie zwiększenie ciśnienia i temperatury w otoczeniu, jednak było to tylko chwilowe. Co więcej posłaniec miał teraz możliwość wejścia na teren garnizonu oraz dokonania penetracji obszaru. Moc chciała, że trafił na osobliwy moment eksterminacji więźniów. Wśród nich dominowali przedstawiciele lokalnej rasy Menahuunów, ale było także kilku ludzi, twi'leków, rodian, trafił się nawet wookiee i shistavanen. Uszkodzenie durabetonowej ściany, zbrojonej durastalowymi prętami, nie przerwało wykonywania czynności przez pluton egzekucyjny.
Jack Welles szybko obliczył, że ich kolej nastąpi za jakieś 45 do 60 sekund i nikt nawet nie odnajdzie ciał. Plusem tej sytuacji był fakt, iż śmierć przyjdzie szybko oraz bezboleśnie. Saine Kela zwykle dość rozmowna, tym razem stała, jakby pogrążona w katatonii, natomiast największy spokój przejawiała Daesha. Twi'lekanka była pogrążona w transie medytacyjnym, choć poruszała się sprawnie w kierunku ściany, pod którą rósł stos ciał. Kobieta wyglądała na pogodzoną z losem, nie zamierzała lamentować oraz błagać o litość. Moc silnie przepływała przez nią, dodając otuchy. Wszystko ma jakiś kres.
I kres właśnie nastąpił gdy szarostalowy komandos, droid serii BX dodał nieco swoich efektów wybuchowo-dźwiękowych w tym całym pandemonium. Mimo ulewy, powstające co chwila pożary tliły się, walcząc o przetrwanie wśród gromów przecinających ołowiane niebo.
- Co jest kurwa? - rzekł zniecierpliwiony oczekiwaniem na koniec Jack, gdy otworzył oczy, a przed sobą nie ujrzał drużyny szturmowców, obsługujących ciężki karabin blasterowy E-WEB 2.2. Jego szczęście nie trwało jednak zbyt długo, spośród dymów i strumieni wody wyłonił się rosły droid - Zmiana metody na mniej humanitarną?
- BZHYDACK. - szepnęła Daesh, otwierając oczy - W samą porę. Musimy wydostać się z tego gówna, odnaleźć Shiris oraz Kittani, Nantela i Caleba.
- Przede wszystkim musimy odnaleźć jakąś jednostkę, celem opuszczenia tej planety. Zarówno w przestrzeni, jak i tutaj trwają zażarte walki, a według mojej analizy może być jeszcze gorzej. - odparł droid, uwalniając napotkaną trójkę z okowów. Oprócz tego pozwolił sobie na pozbawienie kajdan pozostałych przy życiu więźniów.
- Powiedzcie że to holofilm... Takie rzeczy się nie dzieją. - burknął Welles - Saine wracamy do żywych. Kurwa!
- To wspaniale... - odpowiedziała cichutko Kela, do której jeszcze nie doszło, iż zostali uwolnieni. Saine spojrzała na swoje dłonie pozbawione kajdan, a po chwili oczy uciekły jej w głąb czaszki. Zbłąkany bolt pozbawił ją także okowów życia.
- Właśnie dlatego nie możemy tutaj zostać. Za mną! - wtrącił nieco bezdusznie droid, ruszając w głąb kompleksu, w poszukiwaniu statku. Jack z szacunku dla swojej kompanki, zarzucił ją na plecy, licząc na zorganizowanie jej godnego pochówku, o ile przetrwają piekło Lamaredd.


***


Trójka Jedi w milczeniu opuściła kwatery gościnne, zajmując poznaną już wcześniej windę. Tym razem gdy spoglądali na panel, ten mimo iż martwy, wydawał się z nich kpić. Konstruktor kompleksu, diabelskim sposobem, połączył elektronikę z metafizyką, domagając się ofiary krwi lub mocy.
- Nie potrafię tego zrobić, ale jestem najkrócej we władaniu Mocą. Jeżeli potraficie, odetnijcie mnie od niej. - Levfith postanowiła poświęcić się, w celu dotarcia do Sali Pamięci na poziomie dziewiątym.
- Podjąłem już decyzję i nie podlega ona dyskusji. Jestem z was najstarszy i najbardziej doświadczony. - wtrącił Quade, a jego ton głosu nie cierpiał sprzeciwu - I chyba wiem jak to zrobić.
Caleb przyłożył swą dłoń do panelu, czując lekkie ukłucie. Winda tak jak poprzednim razem pozwoliła na dostęp do piątego poziomu. Nantel i Kitty spoglądali zatroskani na kompana, ten jednak tylko zamknął oczy, mrucząc pod nosem jakieś inkantacje. Grimisdal dałby głowę, że są to po prostu przekleństwa wypowiadane m.in. w huttesse, bocce i wspólnym, jednak w przyszłości historycy byli jednogłośni, stwierdzając że Quade w krótkim czasie przeprowadził wyczerpujący rytuał odcięcia od Mocy, korzystając z mrocznych praktyk Sithów, połączonych z wiedzą Jedi.

***


Od blisko 5 minut winda stała w miejscu, a pomieszczenie było lekko rozświetlane nikłym, czerwonym światłem. Kittani klęczała przy nieprzytomnym Quade, próbując go ocucić. Mężczyzna był trupioblady i zimny, na szczęście rezolutna brunetka nie pogrzebała go zbyt wcześnie, wyczuwając puls w nadgarstku i szyi. Nantel próbował uruchomić ustrojstwo, jednak panel został zdezaktywowany. Nie pomagała znajomość elektroniki, Moc, ani liczne groźby miotane w kierunku urządzenia.
- Nantel, proszę cię na chwilę uspokój się i sięgnij po Moc... - Levfith szeptem zwróciła się do towarzysza. Ten na szczęście posłuchał ją, wyrównując oddech. Niestety pierwszym co odnotował, była swego rodzaju pustka. Pustka po Calebie Quade, który żył, choć jego aura była diametralnie inna od tej sprzed kilkunastu minut.
- Zawsze był wielkim wojownikiem, wielkim Jedi... - burknął Nantel, a złość ponownie zaczęła w nim górować.
- Jest wielki, nie był, a jest...
- Kurwa... - Caleb wrócił do rzeczywistości, jednak czuł się tak jakby spędził ostatnie kilka lat w malignie. Dziewczyna pomogła stanąć mu na nogi. W pomieszczeniu zapanowała cisza, którą przerwało szarpnięcie i aktywacja systemów. Winda ruszyła w dół, a panel podświetlał tylko poziom dziewiąty "Salę Pamięci".
Quade odzyskiwał powoli świadomość i siły. Oparty o ścianę, sięgnął po miecz świetlny, zapalając klingę. Wykonał kilka krótkich ruchów, po czym zgasił oręż. Levfith i Grimisdal uważnie przyglądali się towarzyszowi, wiedząc jak wielką ofiarę poniósł, by mogli dotrzeć na ostatnią, podwodną kondygnację.
- Jakbym dzierżył zwykły wibromiecz. Dalej mogę nim walczyć, ale już bez jej wsparcia. Myślę, że to uczucie podobne do tego, jak przy utracie jakiegokolwiek innego zmysłu jak wzrok czy czucie. Z tym wyjątkiem, że czuję się tak jakbym stracił wszystkie naraz. - Caleb widział pytające spojrzenie Nantela oraz ból w oczach Kitty - Nie pozwólcie by to co się tutaj stało przysłoniło wam logiczne myślenie i połączenie z Mocą. W przeciwnym wypadku ta ofiara pójdzie na marne. Tam na dole czeka was coś, z czym jeszcze się nie mierzyliście, a Mroczna Mirax z Gamorr to była tylko namiastka.
- Mówisz tak jakbyś...
- Nie będę w stanie wam pomóc w sali pamięci, będę tylko przeszkadzał, a wy niepotrzebnie zechcecie mnie bronić. Nie mogę być waszym słabym punktem na dole... ale za to będę silnym na górze. - kontynuował Quade - Nie zapominajcie, że szturmowcy wtargnęli do kompleksu. Jeśli to frakcja imperatorska, trochę im zajmie nim do was dotrą, niestety jeśli to lojaliści... Są wśród nich mocowładni, będę wiedzieli jak tego użyć.
Maszyna stanęła, informując o końcu podróży. Drzwi rozsunęły się, ukazując przed trójką Jedi krótki korytarz, zakończony potężnymi wrotami. Po lewej i prawej stronie stały posągi przedstawiające znanych Jedi i Sithów. Wśród nich można było rozpoznać między innymi Luke'a Skywalkera, Lorda Taerusa, Darth Weirdensa, Kyle'a Katarna czy Mistrzyni Thane. Oprócz figur, na ścianach przymocowano tablice, których treść była prosta w przekazie. Komunikat w wielu językach ostrzegał przed przekroczeniem kolejnych wrót, jeśli nie było się w pełni gotowym na prawdę.
- Tutaj nasze drogi się rozchodzą. - ciszę przerwał Caleb, a jego głos wskazywał, iż były Jedi otrząsnął się po utracie kontaktu z Mocą - Dam wam tyle czasu ile będę mógł. Wiem, że niełatwo dostać się na ten poziom, nam zajęło to kilkadziesiąt minut, ale nie chciałbym, by jakiekolwiek zagrożenie wzięło was w kleszcze.
- Moc mi mówi, że jeszcze się zobaczymy. - odparł Nantel, ściskając dłoń starszego kolegi.
- Do zobaczenia. - powiedziała krótko Kittani, przytulając Caleba.
- Niech Moc Będzie z Wami. - Quade nie przedłużał pożegnania, przekroczył próg windy, a drzwi błyskawicznie zamknęły się. Firrerreanin doskonale wiedział, że ponowna podróż na poziom dziewiąty, będzie wymagała uśmiercenia kogoś, gdyż Mocą już nie dysponował. Koniec końców nie zamierzał powracać do przedsionka Sali Pamięci, chciał tylko dokonać zemsty na wszystkim, co doprowadziło go do ostateczności. Szturmowcy penetrujący obecnie kwatery dla gości, jeszcze nie wiedzieli co ich czeka...
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: Krajobraz po rewolucji

Postprzez David Turoug » 8 Mar 2022, o 23:08

Lamaredd


Podróż windą nie trwała zbyt długo. Emocje gotujące się w Calebie w normalnych okolicznościach dodawały by mu rozpędu, szykując go do walki. Moc powinna buzować już w jego organizmie przeganiając strach i wahanie. Jednak… tym razem było zdecydowanie inaczej. Moc odeszła. Rytuał odciął go od niej. Definitywnie. Ostatecznie. Już na zawsze. Mężczyzna uśmiechnął się krzywo, bez cienia wesołości. Coś czego pragnął od śmierci Lisy, wreszcie się dokonało. Wreszcie się spotkamy kochana – pomyślał tylko wyciągając swoje miecze świetlne. Zielone i niebieskie ostrza zalśniły w obszernej windzie. Powoli wykonał kilka ruchów, zajmując raz za razem kolejne postawy ze swojego stylu walki. Ruchom brakowało tej lekkości i zdecydowania, którymi szczycił się do tej pory. Używał Mocy tak naturalnie, że weszło mu to w nawyk – tak po prostu, więc teraz przyzwyczajenie się do nowej sytuacji zajęło mi kilka chwil. Nie odczuwał strachu – był doświadczonym wojownikiem. Szykował się po prostu do kolejnej bitwy. Tym razem tej ostateczniej.
Kilka chwil później winda zatrzymała się. Drzwi rozsunęły się na boki ukazując mu pomieszczenie, w którym stoczy swój ostatni bój, broniąc swoich przyjaciół i kupując im jak najwięcej czasu. Omiótł spojrzeniem salę – nie była idealna do obrony. Brakowało w niej punktów osłonowych, zastawienie pułapek też nie wchodziło w rachubę. Były Mistrz Jedi westchnął i zajął jedyne sensowne miejsce za wyłomem, które dawało jako taką ochronę. Było bodaj jedynym miejscem, z którego mógł prowadzić ostrzał, by potem przejść do walki w zwarciu, a ostatecznie wycofać się do windy.
- Nie boisz się, prawda? – zapytała Nabsiri kryjąc się u boku Caleba – Przecież wiesz, że nie – odparł krótko i przyklęknął. Obejrzał się na nią tylko po to by zobaczyć pustkę. Była tu naprawdę czy tylko mu się zdawało?
Po kilku minutach usłyszał ich wreszcie. Miarowe kroki z każdą chwilą były coraz bardziej słyszalne. Miał jeszcze góra trzydzieści sekund. W dłoniach trzymał już granaty. Odliczał czas. Zamknął oczy oczyszczając umysł z niepotrzebnych myśli i odetchnął głęboko… by następnie cisnąć nimi w kierunku postaci w białych pancerzach. Dwa ogłuszające ładunki pokonały dzielącą ich odległość w mgnieniu oka by eksplodować chwilę później. I wtedy się zaczęło. Wycie Westrów wypełniło pomieszczenie. Szkarłatne bolty bolty fruwały tu i tam, raz za razem sięgając Szturmowców. Kolejny żołnierze lojalistów padali pod naporem ostrzału Caleba, trup słał się gęsto.
Żołnierze Imperium nie pozostawali jednak dłużni. Karabiny E-11 odpowiedziały ogniem, plując wściekle w miejsce, w którym osłaniał się Quade. Mężczyzna raz za razem musiał uchylać się i kryć za osłoną. Strzały odłupywały kawałki ściany, śląc w powietrze pył i kurz. Po pierwszym szoku przyszło wyrównanie – koniec końców, był sam przeciwko całemu batalionowi.
Napór na osłonę wzrósł – szturmowcy rozstawili E-Web’a na trójnogi chcąc zmusić go do wyjścia zza osłony. Były Jedi cisnął w nich w odpowiedzi znów granatem – tym razem zwykłym, wybuchowym, który w widowiskowej eksplozji pozbawił życia kilku kolejnych żołdaków. W powstałym po wybuchu zamieszaniu, ostrzał z ciężkiego działka ustał na kilka chwil. Korzystając z tej chwili wytchnienia mężczyzna zaryzykował i wyskoczył zza załomu. Pognał do drugiego miejsca, drugiej osłony, z której planował skorzystać. W biegu wymienił szybko ogniwa energetyczne i z widowiskowym suwem, skrył się na świeżą barierą.


***


Winda stanęła na ostatnim poziomie - Sali Pamięci. Kittani i Nantel dotarli tam, gdzie wszystko miało się skończyć, a jednocześnie zacząć. Sala Pamięci była najniżej położoną lokacją, do której dostęp był szczególnie ograniczony. Drzwi powoli rozsunęły się ukazując przed dwójką Jedi jasny korytarz. Gdy tylko przekroczyli próg pomieszczenia, zbliżył się do nich kolejny droid protokolarny. Nic nie wskazywało na to by stanowił jakiekolwiek zagrożenie.
- Witajcie drodzy goście! Trafiliście do Sali Pamięci więc jesteście godni by poznać prawdę oraz wziąć udział w wielkim projekcie Pana! - w głosie robota wręcz namacalne było podekscytowanie - Czas byście...
Droid nie dokończył jednak na co przyszedł czas, gdyż gdzieś z wyższych poziomów dotarła do nich potężna eksplozja, być może jej źródło znajdowało się na powierzchni. Upływający czas nie był sprzymierzeńcem Levifth i Grimisdala.
- Co robimy? - spytała krótko brunetka.
- Nie ma co słuchać tego mechanicznego bełkotu. Musimy sami poszukać Jona, Michaela i w miarę możliwości dowiedzieć się co tu chodzi.
Jedi mimo protestów blaszaka, wyminęli go ruszając korytarzem, który zwieńczony był olbrzymimi wrotami. Niestety nie było to jedyne przejście. Po prawej i lewej stronie były rozmieszczone mniejsze drzwi. Kittani sięgnęła po Moc tak jak uczyła ją Jaina, skupiając się na świetle, które rozprasza mrok. W tej przytłaczającej atmosferze znalazła to czego, a raczej kogo szukała. Kobieta energicznie ruszyła przed siebie, jednak silny chwyt niemal zatrzymał ją w miejscu.
- Wiem co poczułaś, ale musimy sprawdzić pomieszczenia po lewej i prawej. Nie możemy pozwolić sobie na to, by ktoś nas otoczył.
- Trochę bezcelowe, tym bardziej, że na górze Imperium znajdzie sposób by do nas dołączyć, ale zróbmy to im szybciej tym lepiej.
Nantel otworzył drzwi na prawo od niego i okazało się, że trafił do długiego pomieszczenia pełnego komór, przypominających te, które służbą do terapii bactą. Ku rozczarowaniu Grimisdala wszystkie wyglądały jakby od dawna nie były używane. Nawet terminal w rogu sali był zakurzony, mimo obecności droidów. Spróbował uruchomić urządzenie podstawowymi komendami, jednak okazało się nieaktywne. Wszystko wskazywało na to, że sala spełniła swoją rolę, a następnie była zbędna dłuższej perspektywie.
Kittani miała więcej szczęścia, gdyż pokój który sprawdzała był przede wszystkim mniejszy, a kilka stanowisk z komputerami było aktywnych. Kobieta zajęła miejsce przy jednym z nich i to wystarczyło do aktywowania urządzeń. Niespodziewanie poczuła lekkie ukłucie na przedramieniu, a następnie dostrzegła milimetrową, czerwoną kroplę. Igła ukryta w oparciu siedzenia spełniła swoje zadanie, na szczęście nie miała na celu otrucia użytkownika, a poddaniu go weryfikacji. Na ekranie wyświetlił się komunikat o przyznaniu dostępu.
- Witaj Poszukiwaczko, jeśli słyszysz me słowa, to znaczy że jesteś godna. Znajdujesz się w Przedsionku Sali Pamięci. Nim wkroczysz na ścieżkę kompletnego poznania, musisz wysłuchać krótkiej historii. - słowa wypowiadała zakapturzona postać, ubrana w ciemno fioletową szatę - Byłem świadkiem wielu historycznych wydarzeń. Zarówno momentu chwały Zakonu Jedi, jak i jego upadku, wzrostu potęgi Imperium oraz powolnej, bratobójczej walki wewnątrz frakcji. Widziałem błędy popełniane przez wielkich, a także heroiczne czyny maluczkich. Dopiero na sam koniec zrozumiałem ile buty i pychy było w Zakonie i jak wiele mogliśmy zrobić dla dobra Galaktyki. Wszystko było na wyciągnięcie ręki, jednak Luke Skywalker i jego Rada byli ślepi, głusi i niemi. Niewiele brakowało, a grupa głupców mogła udaremnić moją misję ratunkową. Spójrz.
Ekrane przed Kittani zrobił się ciemny, jakby dając jej chwilę do namysłu. Nigdy nie była specjalnie biegła w znajomości historii Zakonu, dlatego nie potrafiła rozpoznać osoby będącej jej przewodnikiem. Miała jednak przeczucie, graniczące z pewnością iż był to potężny Jedi, z czasów Zakonu Luke'a Skywalkera.


Coruscant


Tysiące popleczników Darth Alexiss zdobyło Pałac Imperialny oraz najważniejsze budynki w dzielnicy rządowej. Tylko niedobitki osobistej gwardii Imperatora stawiały jeszcze opór kultystom Ciemnej Strony Mocy. Zabójca Fena Daali - Zulrok triumfował, mając świadomość że do historii przejdzie jako ten, który pozbawił życia zhańbionego przywódcę Imperium. Sithowi nie przeszkadzał fakt, że wszystkie światła przygasły, a zastąpiły je awaryjne lampy o przyćmionym, czerwonym blasku. Nieco niepokojące było odliczanie, jednak w którymś momencie zatrzymało się, a końcową liczbą wcale nie było zero.
Obcy przemierzał powoli pałacowe korytarze, napawając się swym sukcesem oraz aurą śmierci i cierpienia. Mógł śmiało powiedzieć, że był pierwszym żołnierzem Darth Alexiss i w pewnej perspektywie czasu, liczył na wyeliminowanie swej mentorki. Niestety po raz kolejny sprawdziło się stare porzekadło, którego autorami prawdopodobnie byli Jeedai z Tythona - "pycha kroczy przed upadkiem".
Niezidentyfikowany frachtowiec pokonywał atmosferę Coruscant, dość sprawnie unikając walczących ze sobą myśliwców. Na pokładzie znajdowało się pięć osób - dwóch pilotów, nawigator, strzelec oraz Pasażer. Ten ostatni spoglądał na ekran, pokazujący sytuację taktyczną bitwy lądowej w dzielnicy rządowej.
- Panie, wszystko wskazuje na to, że nasi żołnierze odnieśli totalną porażkę. - rzekł mężczyzna ubrany w uniform admirała Imperium.
- W takim razie już czas. - odparł Pasażer - Rozpocząć akcję "Tergiversation".
Kilka sekund później stojący na schodach pałacu Zulrok, wpatrywał się w horyzont zasnuty pożarami oraz dymem. Potrójne Zero po raz kolejny było areną rozgrywek polityczno-militarnych i tylko szkoda ludności cywilnej, cierpiącej przez czyjeś szaleństwo.
- Chwała Sithom! - krzyknął, wznosząc szkarłatną klingę, by sekundę później zostać rozpylonym na atomy, podobnie jak 90% terenów rządowych. Te zniknęły w wyniku tajemniczej implozji, pozostawiając po sobie krater oraz zgliszcza.
Frachtowiec zboczył nieco z kursu i obniżył pułap na wyraźne żądanie jednego z członków załogi. Pasażer spoglądał przez iluminator, radując się jednocześnie obrazami z powierzchni. Nawigator przez sekundę spojrzał w kierunku idealnie wypolerowanego szkła i dostrzegł na twarzy swego przełożonego tajemniczy uśmiech. Uśmiech, który należał do Fena Daali.

Lamaredd


Na powierzchni Lamaredd zapanował totalny chaos. Tajemniczy kompleks był areną walk, gdzie starli się poplecznicy Imperatora Daali, Lojalści, lokalna społeczność oraz najemnicy. W przyszłości nikt nie wiedział, jakim cudem tak wiele niezwiązanych ze sobą frakcji, trafiło na nieznany praktycznie nikomu, wodny świat.
- Ma szczęście, jej funkcje życiowe są wyczuwalne... - BZHYDACK odnotował ten fakt sprawdzając odczyty parametrów, niesionej przez Jacka Wellesa, Saine. Grupę prowadził droid, a tuż za nim przemieszczała się Daesh, raz po raz nad ich głowami przelatywały bolty, jednak tylko Moc wiedziała dlaczego żaden z nich nie sięgnął maszerujących. Przeszli około pięćdziesięciu metrów wzdłuż muru, w kierunku platform lądowniczych, niestety wszystkie jednostki w ich zasięgu wzroku były zniszczone. Nawet droid nie wykrywał sprawnego statku, umożliwiającego opuszczenie piekła Lamaredd.
- Panie Blaszak, wiem że Ty wyczuwasz funkcje życiowe Saine, ale mam wrażenie że z nią co raz gorzej. - Jack położył kompankę na ziemi, obserwując jej płytki oddech, dziewczyna wciąż była nieprzytomna i niewiele wskazywało by nagle cokolwiek miało się poprawić.
Daesh uklękła przy dziewczynie, próbując użyć Mocy, niestety nie była aż tak biegła w technikach leczenia by wyrwać ją z objęć śmierci.
- O kurwa... - tylko tyle zdążył krzyknąć Welles, gdy termodetonator eksplodował 3 metry od nich. Mężczyzna zdążył tylko zauważyć białą łunę, a receptory BZHYDACKA odnotować nagły wzrost temperatury. Rae i Kela nawet nie odczułyby bólu, gdyby płomienie dosięgnęły ich ciał. Tak się jednak nie stało, gdyż niewidzialna siła zatrzymała eksplozję na wyciągnięcie ręki od Jacka, a następnie skierowała kierunek wybuchu w przeciwną stronę. Podróżnik stracił wzrok w wyniku zdarzenia, jednak wciąż żył i miał głęboko w poważaniu co takiego uratowało mu życie.
- Nieroztropnie jest robić przystanek w takim miejscu. - Shiris Astaris dosłownie zmaterializowała się z gryzącego dymu, by uklęknąć przy Saine - Pozwól że ci pomogę Daesh.
Mistrzyni przymknęła oczy przekazując życiową energię śmiertelnie rannej kobiecie. Mimo, że była na Lamaredd, jej mózg przywołał projekcję zdarzenia sprzed dziesiątek lat, z planety Coruscant.

ROK 27 ABY - Obrona Świątyni Jedi - Coruscant


W sumie sama nie wiedziała dlaczego to robi, ale przyklękła przy Mistrzu i chwyciła jego dłoń w swoje drobne rączki. Zamknęła oczy, i niemal od razu w mroku dostrzegła ciepłą iskrę, Iskra migotała jak płomień na wietrze, i Shiris poczuła, olbrzymi smutek, nie chciała by to światełko zgasło, chciała je przytulić i ochronić, oddać mu cząstkę własnego ciepła. (...)
Wiedziała już co zrobić, całą siłą woli skupiła się na Światełku Mistrza Turouga. "Obudź się, proszę, obudź..." powtarzała w myślach. "Nie umieraj. Nie umieraj. Nie umieraj. Nie umieraj. Obudź się Mistrzu, proszę, proszę. Nie umieraj." Powtarzała niczym mantrę, ani na chwilę nie przestając myśleć o kojącym szumie fontann. (...)
Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność. Tak mawiał, dawno temu, mistrz Jedi zwany Benem. Choć nikt nie wie, czy chodzi o Obi-Wana Kenobiego, czy innego "Bena", sentencja i jej przekaz pozostały.
Tylko nieliczni, nawet pośród najsilniejszych Mocą, posiadali talent uzdrowiciela. W Starym Zakonie Jedi pilnie śledzono losy takich osób i od najwcześniejszego etapu szkolenia szykowano im miejsce w Najwyższej Radzie, tak jak miało to miejsce w słynnej historii padawanki Aubrie Wyn.
Shiris wzięła na siebie ciężar decyzji i musiała przyjąć wszystkie jej konsekwencje. David Turoug miał się dużo lepiej...


Lamaredd


Tym razem Shiris nie musiała ratować jednej osoby, kosztem drugiej. Jej umiejętności były w pełni rozwinięte, a Moc swobodnie przepływała przez nią oraz ranną Saine. Po kilkudziesięciu sekundach, Kela ocknęła się, choć bladość na jej twarzy pozostała. Podobnie jak na skórze Astaris, ta zachwiała się, ale stalowe ramię droida podtrzymało doświadczoną Jedi.
- Dziękuję. Widzę, że kompania się powiększyła, ale musimy zaplanować odwrót dla naszych bohaterów. - kobieta mówiła słabo, choć w jej oczach nie widać było rezygnacji - Dwa kilometry stąd zaparkowałam naszego VCX-350. Tutaj niewiele już zdziałamy, co więcej powinniśmy stąd uciec. Czuję że coś bardzo, bardzo złego zbliża się do nas.
- Nie możemy zostawić Nantela, Kittani i Caleba... - zaprotestowała Daesha’Rha - Ja wiem że oni tam są!
- Nikogo nie zostawimy dziecko, możesz być pewna, ale żeby im pomóc sami musimy przeżyć, a tutaj robi się zbyt mrocznie. - odpowiedziała spokojnie Shiris, wskazując dłonią ku górze, skąd do powierzchni zbliżała się imperialna fregata - Sithowie...
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: Krajobraz po rewolucji

Postprzez David Turoug » 29 Kwi 2023, o 22:40

Lamaredd


Kittani przez chwilę stała przed wyłączonym terminalem, jednak szybko zdała sobie sprawę, że oglądanie przeszłości nie pomoże jej w tym momencie, w ukończeniu misji, jaką zleciła jej Jaina Solo. Choć panel ponownie się aktywował, przedstawiając obrazy z ataku na Świątynie Jedi na Coruscant, z roku 27 ABY, kobieta wróciła do poprzedniego pomieszczenia, odnajdując Nantela.
- Ten cały "Pan", nie był najprawdopodobniej przy zdrowych zmysłach. Ciągle dawkuje nam wiedzę, jakby opóźniając to po co tu przyszliśmy. - rzekła Levfith, wskazując partnerowi główne drzwi, które stanowiły zwieńczenie korytarza - Czas byśmy dowiedzieli się, co skrywają.
- Wiesz, że możemy tam zastać naszych przyjaciół, w różnym stanie? Jesteś na to gotowa? - spytał poważnie Grimisdal, jednak w oczach brunetki widział determinację.
- Nie zawsze jesteśmy gotowi na przeciwności losu, jednak musimy się z nimi mierzyć. - odparła i oboje ruszyli ku ostatniej prostej.

***


W tym samym czasie Caleb Quade wręcz dziesiątkował oddziały szturmowców. Byłemu Mistrzowi Jedi wspomagały liczne osłony oraz stosunkowo wąskie korytarze, sprzyjające obronie i powolnemu wycofywaniu się. Kto wie jak długo powstrzymywałby kolejne plutony żołnierzy, gdyby nie mrok, który wtargnął do kompleksu. Paradoksalnie odcięcie od Mocy, pozwoliło Calebowi nie przejmować się nadchodzącym zagrożeniem. Dopiero gdy Abominacja znalazła się na tym samym piętrze, wręcz fizycznie poczuł, że coś jest nie w porządku. Choć był pozbawiony najczulszego zmysłu, w jego głowie kołatał się przeraźliwy głos.
- Śmierć jest łaskawsza niż myślisz, biedaku. - Quade nie należał do bojaźliwych, jednak słowa, które go przeszywały, wręcz mroziły mężne serce wojownika. W końcu, niecały metr za jego plecami zmaterializowała się ona - Darth Alexiss. Niespełna sekundę później poczuł ciepło w okolicy serca. Ostatnim obrazem jakie zobaczył, nie była jednak szkarłatna klinga, wystająca z jego piersi. Ujrzał uśmiechniętą Lisę, która witała go z otwartymi ramionami.
- A jednak tu była... Moja cwaniara. - z tą myślą Caleb odszedł na wieczną wartę, zapisując się w annałach Zakonu Jedi i Rebelii.

***


Przekroczenie wrót nie miało w sobie nic z pompatyczności, jaką starał się budować "Pan". Przejście otworzyło się bez żadnych przeszkód, nie wymagając od gości żadnych czynności. Sala w jakiej się znaleźli była spora i spokojnie mogła pomieścić kilka lekkich frachtowców korealiańskich. W centralnej części, na podwyższeniu umiejscowiony było wysoki cokół, na którym zamontowano kriokomorę. Grimisdal oraz Levfith ostrożnie podeszli do centrum, mijając po drodze rzeźbione w kamieniu półki, a także terminale i prawdopodobnie inne kriokomory oraz coś w rodzaju wystawy eksponatów i trofeów. Nim dwoje Jedi doszło do centrum, przyjrzeli się niektórym ze zbiorów.
Najbliższy eksponat był umieszczony w przeszklonej witrynie. Był nim groźnie wyglądający droid, choć zdecydowanie był on nieaktywny. Po zbliżeniu się do niego, niewielki panel aktywował się wyświetlając napis: "HRV-SOR (Harvos) - służył 297 lat - pogromca Korriban, zabójca Gyar-Than Hadyyka".
- Przerażający. - mruknęła Kittani, przechodząc dalej.
- Zobacz tutaj. - rzekł Grimisdal, wskazują na jedną z również przeszklonych półek, która podpisana była jako "Przyszłość Mocy" - To holokron, ciekawe co zawiera. Podpis jest dość enigmatyczny.
- Myślę, że nie mamy czasu żeby to wszystko obejrzeć. Znajdźmy Michaela i Jona, potem pomyślimy co dalej, o ile nie odwiedzą nas szturmowcy.
- Caleb na pewno dobrze sobie poradzi.
Po tych słowach spojrzenia Jedi na chwilę się skrzyżowały, dając do zrozumienia, iż oboje wiedzą co ostatecznie czeka Quade. W końcu podeszli do centralnego podwyższenia, które nie tyle okazało się kriokomorą, co sarkofagiem. Holoprojektor aktywował się, wyświetlając wizerunek osoby spoczywającej wewnątrz.

Image

Jason Manten - ur. 26BBY - Wybraniec.


- Jaina kiedyś o nim opowiadała, to on podczas ataku na Świątynie Jedi w 27ABY, zbiegł z Coruscant, wraz z droidem, całą bazą danych oraz jedną z młodych adeptek. Chyba rozwiązaliśmy zagadkę kto jest "Panem". - ciszę przerwał Nantel, a gdy zbliżył się do sarkofagu, przez okienko na wysokości głowy, ujrzał twarz starca, z zapadniętą twarzą, która należała właśnie do Mantena.
- Skoro on nie żyje, to dlaczego droidy ciągle wykonują tu pracę? Nie powinny się dezaktywować? Ja... mam złe przeczucia co do tego wszystkiego. Coś się zbliża. - Kittani po raz pierwszy wyczuła potężną falę mroku, która związana była z nadejściem Darth Alexiss. Jednocześnie poczuła, że ich przyjaciel Caleb właśnie zakończył swój opór.
- Szturmowcy nie są naszym problemem...
- Witajcie na ostatnim poziomie Świątyni Jedi "Pana"! Nasz mistrz poinformował nas, że tylko wybrani dotrą tu i będą wspomagać go w budowaniu nowego Zakonu! Skoro tu jesteście, musicie być godni. - jeden z droidów protokolarnych, wyłonił się z bocznego pomieszczenia - Niewielu dostąpiło zaszczytu oglądania "Pana", on pozwala na to tylko wybranym!
- Zaprogramował droidy, by te służyły mu nawet po śmierci, pewnie w formie holoprojekcji do tej pory wydaje im polecenia. - wtrącił Grimisdal, przerywając fanatyczny bełkot robota. Nieco inaczej podeszła do tego Levfith, która postanowiła wykorzystać naiwność wiernego blaszaka.
- Czy są tu inni wybrani? Michael Stardust? Jon Antilles?
- Panicz Jon jest z nami. "Pan" mówił, że to jego syn. Odpoczywa w komorze.
- A Stardust?
- Pracujemy nad nim. Jest niepokorny, ale już blisko i dozna zaszczytu służby w Zakonie.
Brunetka nie marnowała dłużej czasu, ruszając sprintem do pomieszczenia, z którego przybył droid, mimo jego niezadowolenia i licznych protestów. W niewielkiej sali, Kittani odnalazła tego, którego szukała. Michael był cieniem człowieka którego znała - był wychodzony, nienaturalnie blady, a skóra twarzy mocno naciągnięta, co podkreślało niedożywienie. Mężczyzna miał zamknięte oczy, oddychał niezwykle płytko przy pomocy podłączonej do niego aparatury. Z lewego ramienia sterczała cienka rurka pobierająca powoli krew.
- Natychmiast opuścić pomieszczenie! - z osłupienia wyrwał ją droid strażniczy, który mocno ścisnął ją za lewe ramię, powodując ból. Kobieta instynktownie, sięgnęła po oręż z nowym kryształem i odwracając się, zdała precyzyjne cięcie. Ułamek sekundy później na podłogę spadła głowa robota. Nim metaliczny dźwięk zdążył wybrzmieć, do sali wpadł Nantel, a dopiero po kilku chwilach droid protokolarny.
- Naruszenie zasad bezpieczeństwa! Uruchamiam procedurę oczyszczenia! - były to ostatnie słowa jakich użył, gdyż z ogromnym impetem został pchnięty na ścianę, ulegając dezintegracji. Niestety w tym momencie nastąpił splot kilku wydarzeń. Zewsząd zaczął wybrzmiewać charakterystyczny sygnał alarmowy, co nie wróżyło nic dobrego. Ponadto na piętro Sali Pamięci dostała się Abominacja, jaką była Darth Alexiss. Gdyby tego było mało, aparatura, do której podłączony był półnagi Stardust, zasygnalizowała zanik podstawowych parametrów życiowych. Sprawdzała się stara maksyma Jawów - jak się wali, to wszystko na raz.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: Krajobraz po rewolucji

Postprzez David Turoug » 29 Kwi 2023, o 23:57

CDN


https://archiwum.mglawicamocy.pl/viewto ... 660#p66046 --> tutaj zapraszam do komentarzy, uwag itp itd. Jeżeli Twoja postać na razie się nie pojawiła albo nie odegrała dostatecznej roli - nie martw się, jeszcze jest na to szansa.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25


Wróć do Taris

cron