[justify]Jason Manten, zrządzeniem losu, czy też decyzją Mocy, znajdował się w zupełnie innej części bazy, jednak gdy Lean została ranna od razu wyczuł drobne zawirowanie - normalnie nie zwróciłby na nie uwagi, ale ze względu na niedawny kontakt z dziewczyną, jego zmysły Jedi wciąż były wyczulone na sprawy z nią związane. Momentalnie przyspieszył kroku i skierował się w jej stronę pozwalając kierować się Mocy, a chwilę później z szybkiego marszu przebiegł do biegu, gdy już był niemal pewny lokalizacji młodej twi'lekanki.
Wspomagając swoje ciało umiejętnościami Mistrza Jedi do rannej dziewczyny dotarł w rekordowo krótkim czasie. Sięgnął swoimi zmysłami i Mocą do niej, by sprawdzić jej stan i z ulgą stwierdził, iż jej życiu i zdrowiu nic nie zagraża, zaś utrata przytomności spowodowana była w równej mierze szokiem co i niespodziewanym bólem. Właśnie chciał wstać z klęczek i poszukać Harvosa, gdy kolejne wydarzenie odbiło się cichym echem w Mocy...
Mężczyzna nie miał pojęcia z czym ma do czynienia dopóki nie zobaczył metalowej głowy droida, który tak skutecznie go ścigał. Musiał przyznać sam przed sobą, że zwinność, z jaką poruszała się ta maszyna wprawiła go w niemałe zaskoczenie, zaś to, że udało się robotowi go dorwać było skutkiem jedynie nieznajomości jego możliwości. Następnym razem na pewno nie dałby się złapać.
Tyle, że następnego razu nie będzie.
Wbijając nienawistne spojrzenie w droida, mężczyzna mocno ścisnął szczękę, zaś niewielka kapsułka umieszczona w jego zębie pękła uwalniając do organizmu wyjątkowo silną truciznę. Twarz szpiega stężała w krótkim wyrazie bólu, gdy jego trzewia nagle zapłonęły żywym ogniem, a dwie sekundy później całe jego ciało zwiotczało.
Człowiek był martwy.
*****
Syd Gilmour rzeczywiście osobiście pofatygował się, by zobaczyć żołnierzy Skiddera przed ich odlotem na Zatruxi. Nie miał jeszcze pojęcia o zamieszaniu wywołanym pościgiem za imperialnym szpiegiem, jego śmierci ani strzelaninie, w której ranna została Lean Essaj, a mimo to na jego twarzy malował się ten sam wyraz zmęczenia i smutku, jakim przywitał niedawno Liama.
-Szeregowy Chaxu-ellenc! - powiedział silnym głosem, który kontrastował z uczuciami na jego twarzy - Od tej chwili jesteś oficjalnie żołnierzem należącym do 18 Samodzielnego Plutonu "Mgła". Decyzja o twoim przeniesieniu wchodzi w życie z tą chwilą...
Podszedł do rosłego wookiego i uścisnął jego włochatą dłoń, a następnie przyjrzał się twarzom pozostałych żołnierzy. Wiedział, że nie mieli oni wystarczająco dużo czasu, by odpocząć i dojść do siebie po wydarzeniach na Felucii, ale to właśnie oni najbardziej nadawali się do misji, jaką zleciło naczelne dowództwo.
-Myślę, że przydługie przemowy możemy sobie podarować. - zaczął - Nie bez powodu to właśnie wy zostaliście wybrani do wykonania tego zadania i mam nadzieję, że nigdy ani ja, ani pułkownik Skidder nie będziemy żałować tej decyzji. Osobiście muszę przyznać, że nie jestem zadowolony z tego, że moi chłopcy mają ratować dupsko jakiegoś Jedi, który utknął na największej dziurze z znanej galaktyce. Niestety, ktoś w sztabie uznał, że taka współpraca z Zakonem dobrze wszystkim zrobi, a jeśli wam się uda, będzie czym się pochwalić w prasie. Krótko mówiąc: nie spierdolcie tego, bo raz, że wtedy Zatruxi stanie się waszym grobem, a dwa my tutaj nie mamy dup odpowiednio blachą obitych, by utrzymać się na nogach, kiedy będą szukać winnych. Poza tym, - uśmiechnął się przyjaźnie - powodzenia, niech Moc będzie z wami, jak to mawiają Jedi...
-Konkretny facet. - Waters pozwoliła sobie na dość swobodny ton, gdy brygadier opuścił ich towarzystwo - Pułkowniku? Mam pytanie...
-Słucham, o co chodzi?
-Co zamierza pan zrobić, kiedy nie znajdziemy tego Jedi? Jak długo będziemy go szukać, a kiedy uznamy zadanie za niewykonalne? Czas będzie działał na naszą niekorzyść, a bieganie po lasach Zatruxi w poszukiwaniu Rycerzyka i jego miecza świetlnego niespecjalnie mi się podoba...
[/justify]