Starszy sierżant i podporucznik właśnie przedzierali się przez chaszcze w tymże sektorze, próbując zbliżyć się jak najbardziej do frachtowca Gozanti. Nagle wkoło nich rozbłysły bolty, rozbijając się o okoliczne drzewa. Chmura skulił się odruchowo, po czym zanurkował pod najbliższe drzewo dla osłony. Chwilę potem, gdzieś obok usłyszał plusk czegoś wpadającego w błoto... i dalej już nic nie słyszał, ani widział. Nie miał pojęcia, na jak długo został ogłuszony. Cały świat wirował dookoła leżącego w mokrej ziemi sapera. Dookoła, co jakiś czas, nadal strzelano. Powoli jednak dochodził do siebie i w końcu się podniósł, pokonując przeraźliwy ból głowy. Rozejrzał się, szeroko otwierając oczy, lecz nie był w stanie spostrzec towarzysza. Generalnie, to w ogóle niewiele widział.
Złapał za karabin i wychylił się zza drzewa, żeby odpłacić się tym sukinsynom. Przed jego oczami pojawił się jeden z nich w odległości może nie większej jak pięć metrów, co zaskoczyło obydwu. Dla sierżanta cała akcja wyglądała, jak w spowolnionym wielokrotnie holofilmie. Kto szybciej strzeli. Chmura posłał serię z biodra, nawet nie siląc się na celowanie, co nie byłoby proste, kiedy widzi się jednego człowieka w trzech miejscach, po czym schował się z powrotem.
Jhorenowi zrobiło się niesamowicie gorąco, chociaż było cholernie zimno. Czuł pulsującą krew w żyłach, przy akompaniamencie bólu w skroniach. Po czole spływały mu kropelki potu albo innej cieczy. Posłał jeszcze kilka serii w kierunku, w którym mógł się znajdować jego przeciwnik, o ile jeszcze trzymał się na nogach. Po tym oklapł za osłoną z ciężkim oddechem i zmienił ogniwo broni, kiedy się wyczerpało.