przez David Turoug » 30 Mar 2009, o 16:54
Tym razem ten kto poszedł spać o 21:00 miał 5 godzin snu, bo równo o 2 w korytarzu zabrzmiał głos Skiddera:
- Cały pluton wstawać. Na zewnątrz czekają 4 kanonierki. Każda drużyna wsiada do swoje. Czekam 5 minut. Kto nie zdąrzy, ten może pakować swoje manatki i wracać na Coruscant.
Słowa pułkownika trafiły do wszystkich bo po upłynięciu danego czasu wszyscy byli już na pokładach swoich statków. Po 35 minutach lotu wszystkie kanonierki wylądowały na ogromnej polanie w środku lasu. Liam kazał wszystkim wysiąść i wysłuchać co ma do przekazania:
- Za chwilę ponownie wsiądziecie do maszyn. Każda drużyna zostanie przetransportowana w inne miejsce. Oczywiście włazy będą pozamykane co przeszkodzi wam w orientacji, a i piloci postarają się trochę powłóczyć. Waszym zadaniem będzie dotarcie właśnie na ta polanę. Pewnie powiecie bułka z masłem. Ale lepiej nabierzcie respektu do zadania. Nie dość, że czekają Was gęste lasy, niezwykle niebezpieczne bagna, wzgórza, doliny i rzeki do przebrnięcia, to macie limit czasowy. O 3:00 wasz czas zacznie tykać, za cztery godziny, a więc o 7:00 widzę całe drużyny w komplecie. Moje miejsce w drużynie niebieskich zajmie szeregowy Kaarl Ironfist, z korpusu medycznego, chyba nie muszę tłumaczyć czemu nie idę z moja ekipą? Każdy z dowódców drużyn otrzyma mapę terenu. Wątpię aby drużyny spotkały się w trakcie marszu. Powodzenia i do zobaczenia o 7:00.
***
Tuż przed 3:00 drużyna zielona wylądowała w środku jakiegoś iglastego lasu. Prowadzić miał starszy sierżant Mike Davidson, jednak działania na orientację były jedną z jego słabszych stron. Davidson wolał otwartą walkę, niż taktyczne bieganie po lesie...
Równo o 3:00 drużyna niebieska, dowodzona przez podporucznika Jaspara Sato znalazła się w niezwykle wysokiej trawie, zakrywającej każdego żołnierza. Drużyna najpierw musiała zadbać o to, żeby wszyscy odnaleźli się w tym gąszczu, zanim ruszyła w bój z innymi przeciwnościami.
O tej samej godzinie drużyna czerwona, gdzie przewodził chorąży Brian Mercury, została przetransportowana do jakiejś piaszczystej doliny, prawie pustyni, z tą różnicą że była gęsto porośnięta suchoroślami. Samo wyjście z doliny wydawało się łatwe, jednak droga przez szeroko rozrastający się las liściasty nie napawała optymizmem żołnierzy Mercury'ego.
Minutę po 3 ostatnia z drużyn - żółta została usytuowana na niewielkim wzniesieniu, z dość stromym zboczem, na który znajdowały się niezwykle ostre skały. Gdy dowódca podporucznik Pofl Jorel sięgnął ze z pagórka wzrokiem od razu zwrócił uwagę na szeroką rzekę, którą drużyna musiała przejść, by dalej stawić czoła zarośniętym bagnom...