Wpierw bardzo miła, następnie bardzo niemiła i teraz władcza i rozkazująca. Dla Tobiasa, taka zmienność u jednej, kobiety to za dużo.
Harmider na pokładzie robił się coraz większy. Niestety dla Lassitera, ogromne tranpastalowe okna nie puściły pod naporem jego ogromnym pięści. Wielkolud westchnął i poprawił maskę na swojej twarzy. Po chwili, kiedy olbrzym rozglądał się po kompletnym chaosie, dojrzał Isennę, która machała rękom w jego stronę. Kiedy znalazł się bliżej, krzyczała tak, że bez problemu zostawiła w tle głosy, jęki i przekleństwa dziesiątek innych osób.
- No dooobra, idziemy, bo robi się już dziwnie, a mi burczy w brzuchu – odpowiedział zleceniodawczyni.
Przepychanie się przez dziki tłum nie było zbyt trudne dla Tobiasa. To, co sprawiało mu problem, to zaskakujące zmiany kierunku lotu statku, które powodowały zanikanie u olbrzyma równowagi. Dopiero, gdy doszli do korytarza, w którym na ścianie widniał napis, gdzie to się znajduje kabina, Lassiter napotkał trudność. Dwóch rodiańskich ochroniarzy stanęło naprzeciw dwójki, zagradzając im drogę.
- Pani chce przejść, więc naslepiej przepuście, dziwolągi.
Masce odpowiedziała cisza.
- Musimy iść do kabiny, jasne?! – podniósł głos i chwycił jednego z Rodian za szyję, unosząc go w powietrzu. Drugi wyciągnął elektropałkę, lecz zanim zdążył uderzyć przeciwnika, Tobias druga reką chwycił go za ramię i wykręcił. Ten zawył z bólu i ukląkł na jedno kolano. W międzyczasie podduszony ochroniarz stracił przytomność i tylko mocne uderzenie w plecy przez Isennę, pozwoliło puścić go na ziemię i nie zabić.
- A prosiłem, noooo – wydukał Lassiter spoglądając z góry na przeciwników.
W końcu, obijając się o ściany, a raz nawet o sufit, oboje doszli do kabiny pilota. Tfla drzwi była rozsunięta, jednak w środku nie było nikogo. Kiedy Tobias postawił kolejne kroki okazało się, że jednak kabina nie była pusta. Dwa martwe ciała leżały na podłodze, niedaleko siedzeń głównego i drugiego pilota.
- Nie stój tak, uratuj mnie! – krzyknęła z tyły Isenna, która chwyciła się mocno ramienia olbrzyma.
- Tobias nie chce. Przez latanie Tobias stał się taki, jaki jest.
- Masz to zrobić, tępaku! Chwyć za te stery czy coś!
Lassiter westchnął, strącił niedelikatnie uczepioną kobietę i podszedł do steru, który dygotał na wszystkie strony. Obok mieniło się wiele ikonek, kolorów, przycisków, które dla Maski były niczym alchemia Sithów. Nie siadając, chwycił za ster i pociągnął do siebie. Mała gwiazdka była w takiej pozycji, ze Lassiter poleciał wprost na konsolę, uderzając w nią głową.
Po dwóch minutach obudził go krzyk Isenny, która szalenie krzyczała. Pulsujący ból głowy nie pozwolił wielkoludowi na wypowiedzenie żadnego słowa. Dopiero kiedy w końcu wstał, niesiony paniką głosu młodej kobiety, spojrzał przed siebie. Nie widział jednak tego, co było za ogromną szybą kabiny, nie zwracał uwagi na wstrząsy, tylko na pulpit pilota. Wiedział, że mrugająca, zielona ikona informuje, że tracili pułap, a cztery żółte przyciski, które pulsowały równomiernie oznaczały, że wgrane wcześniej koordynaty podróży są już nieaktywne.
Tobias powoli usiadł na siedzeniu, i odpychając stopą martwą głowę pilota, zagiął palce na drążku i wcisnął dwa niebieskie przyciski, z jego lewej strony, pomrukując, jakby sam siebie przekonywał, ze tak właśnie trzeba.