Jen obudziła się z głębokiego snu, nie otwierała oczu, starała zdać sobie sprawę ile spała i przypomnieć sobie gdzię się znajduje. Po podniesieniu powiek z przerażeniem stwierdziła, że grupka dziwnych istot bacznie jej się przygląda. Odruchem obronnym było złapanie za sztylet na którym jeszcze widniała zaschnięta krew, nie wyciągając go z pod szaty podniosła się na równe nogi. Popatrzyła na trzy postacie przed nią. Byli od Jenny o głowę niżsi a wyraz ich twarzy był spokojny, a nawet lekko niepoważny, tak jak by pół naga dziewczyna leżąca w małej ciemnej uliczce była dla nich informacją nie do przyjęcia, spoglądali teraz na nią ze zdziwieniem jakby czekali na wyjaśnienia. Jen opierając się o rusztowanie zrobiła niepewny krok po czym ruszyła już śmiało w stronę głównej ulicy jak gdyby nikogo nie zauważyła obok niej. Po paru krokach usłyszała ciche dreptanie za jej plecami, obróciła się gwałtownie wyciągając drżącą dłoń zaciśniętą na nożu. Trzy małe postacie którą stały metr od niej, natychmiast zrobiły w tym momencie krok w tył z opuszczonymi głowami jakby zasmuciły się sposobem w jaki zostały przywitane. Po chwili niezręcznej ciszy pierwszy od lewej podniósł wzrok na twarz dziewczyny i rzucił.
- Jestem Maku
- Raku
- Haku - Wysypali się kolejno istotki jak gdyby odliczali do trzech.
Jenny popatrzyła na nich pytająco luzując lekko zacisk na rękojeści sztyletu.
- Możemy Ci
- jakoś
- pomóc? - Wypowiedzieli jeden po drugim jak gdyby ćwiczyli to wcześniej. Zabrzmiało to jak kawałek wiersza recytowany przez trzech dzieciaków gdzie jeden ma wyższy głos od drugiego.
-Eeee - zmieszała się Jen - dam sobie radę - dodała bez namysłu.
- Na pewno?
- Nie jesteś głodna?
- Masz podarte ciuchy! - odpowiedzieli prawie jeden przez drugiego.
Jennifer totalnie rozbita nie wiedziała co sądzić o przybyszach z którymi prowadziła dziwną konwersacje. Z jednej strony przypominali jej dzieci, jednak z drugiej widziała po twarzach troskę i dojrzały spokój. Obejrzała się za siebie w stronę ulicy i dostrzegła zakapturzoną postać idącą przez ulice, były to tylko dwie sekundy, jednak one wystarczyły, żeby wszystko co pamiętała wróciło przed oczy. Widziała, że jest marna szansa, że ktoś ją tu znajdzie jednak czuła w sobie narastający niepokój. Spojrzała znów na twarze postaci przed nią, dostrzegła, że naprawdę przejęli się jej losem. Nie miała za dużego wyboru, jakkolwiek wydawali jej się dziwni i tajemniczy, postanowiła im częściowo zaufać i pozwolić sobie pomóc.
- Dobrze. Przyznam, przydało by mi się coś zjeść - palnęła Jenn. Zdziwiła się, że tak pospolite pragnienie jak głód mógł się nasunąć w sytuacji kiedy bała się o swoje bezpieczeństwo. Nie było jednak niczego innego w tej chwili o czym by bardziej pragnęła jak kawałka chleba i szklanki wody w ustach.
- W takim razie chodź za nami. - odpowiedział stojący po środku. Po czym obrócili się na piecie i w jednym momencie ruszyli gęsiego do wyjścia z małej uliczki. -dobrze, że powiedział to tylko jeden - pomyślała ironicznie Jen po czym ruszyła za nimi.
Ulica była pełna przedstawicieli przeróżniejszych istot, większość z nich Jenny nawet nie rozpoznawała. Każdy poruszał się w swoim kierunku, w celu załatwienia swoich spraw. Przez pięć sekund patrzenia na ulice było można ujrzeć setki postaci, przypominało to widok mrowiska, Jen zakręciło się w głowie od natłoku istot i myśli "-co to za miasto?" "-jak się nazywam?" -co ja tu w ogóle robię. Otrzeźwiło ją otarcie jednego z przechodniów mknącemu w swoim kierunku. Spostrzegła, że straciła towarzyszy z pola widzenia co przyprawiło ją strach jak by straciła kogoś ważnego. Wpatrywała w tłum, jednak biorąc pod uwagę wzrost kompanów nie miała szansy ich dojrzeć.
- No chodź bo się zgubisz. - wydukał jak się wydawało dziewczynie Haku po czym lekko pociągnął ją w prawą stronę.
Szła teraz krok za kompanem, starając nie stracić go z oczu. Otaczało ją setki szmerów, szeptów oraz innych dźwięków które wydawali przechodnie, było to bardzo nieprzyjemne uczucie zwłaszcza, że uszy Jenn bolały ją i bez tego. Zastanawiała się czy to możliwe, że pierwszy raz jest w tak tłocznym miejscu, po czym zaczęła zastanawiać jaki może być powód zaniku pamięci, różne dziwne myśli przychodziło jej do głowy włącznie z tym, czy przypadkiem nie była kimś złym i nie lepiej było by zostać w nieświadomość i zacząć wszystko od nowa. Jaki ten początek by nie był, wiedziała, że potrafiła odebrać życie innej istocie, wciąż miała przed oczami człowieka ze sztyletem w gardle który osunął się na podłogę, zdawała sobie sprawę, że był to akt samoobrony jednak sumienie nie dawało jej spokoju.
- No wchodź nie bój się. - odezwał się mały kolega który stał w drewnianych drzwiach kantyny.
Jenn rozejrzała się w około po czym ucieszył ją fakt, że znajdują się już na mniej ruchliwym odcinku drogi a kantyna z napisem "Tak to tu!" wyglądała zachęcająco. Haku schował się do środka a dziewczyna razem za nim.
Pomieszczenie od środka wyglądała bardzo schludnie. Bar o kształcie koła znajdował się na środku wielkiej sali, wokół stałe mniejsze stoliki a przy ścianach większe ławy przygotowane na większą liczbę osób. Dokładnie na przeciwko pierwszych drzwi w których stałą dziewczyna było można dojrzeć drugie takie same tylko, że od drugiej ulicy. Rozglądając się po sali dostrzegła dwóch towarzyszy siedzących przy ścianie, pewnym krokiem ruszyła w ich stronę spoglądając na innych gości siedzących przy stolikach. Mniej więcej co drugie miejsce było zajęte, wiec nie było można odczuć tłumu "- nie ta godzina" - pomyślała Jennifer zasiadając na przeciwko dwojga kompanów, którzy wpatrywali się w nią z nie lada zaciekawieniem. Chwile niezręcznej ciszy przerwał Raku stawiając cztery duże kufle na blacie, Jenn nie wiedziała czy to na pewno był Raku gdyż cała trójka wyglądała niemal identycznie. Nie myśląc o tym za długo wzięła głęboki łyk trunku wino-podobnego i po posmakowaniu wypiła niemal jednym duszkiem do dna cała zawartość.
- Zaraz podadzą jedzenie. -powiedział jeden widząc jak łapczywie dziewczyna opróżniła swoje picie.
Jen starała sobie przypomnieć czy pamięta chociaż jeden posiłek w swoim życiu jaki zjadła, niestety testowanie pamięci nie dało za dużego rezultatu oprócz wrócenia myśli o jej porwaniu i katowaniu.
- Proszę - powiedział uprzejmie kelner podając cztery porcje mięsa w polewie, odchodząc zabrał pusty kufel dziewczyny i po chwili przynosząc kolejny, już pełny. Jenny jadła i piła jak gdyby miał być to jej ostatni posiłek. Widząc to jeden z kompanów powiedział.
- Cieszę się, ze Ci smakuje.
- Jest pyszne. - odpowiedziała Jen patrząc w oczy które prawdopodobnie należały do Maku.
Kątem oka dostrzegła postać kobiety która właśnie weszła do kantyny. Była wysoka, w śnieżno białej szacie, zdjęła kaptur i odsłoniła długie blond włosy. Cerę miała gładka i jasną. Jenn wydawało się, że ma na oko 22lata standardowe. Postać rozejrzała się po kantynie i dostrzegła Jenny która się w nią wpatrywała. Na twarzy kobiety pojawił się dziwny wyraz jak gdyby właśnie wygrała na loterii, otworzyła usta i coś powiedziała, Jennifer wiedziała, że było to do niej skierowany jednak nie ucieszył ją fakt, że rozpoznał ją ktoś o kim nie miała zielonego pojęcia. W ciągu sekundy za blond włosom postacią pojawiło się jeszcze trzech wysokich mężczyzn ubranych w ciemne niemal wojskowe ciuchy, które dobrze kontrastowały się z biała szatą kobiety.
Wszyscy czworo ruszyli spokojnie ale stanowczo przyspieszonym krokiem w stronę ławy gdzie siedziała Jenny prawdopodobnie nie chcąc robić za dużo zamieszania. Strach sięgnął zenitu i jedynym pomysłem jaki pojawił się w głowie dziewczyny było ucieczka. Wzięła łyk trunku, dokańczając tym samym drugi kufel, po czym poderwała się na równe nogi i pobiegła co sił w stronę drzwi którymi weszła a równolegle do tych co weszły postacie przed którymi właśnie uciekała. Wybiegając usłyszała tylko krzyk jednego z napastników i zorientowała się, że rzucili w pościg za nią. Mogła teraz tylko żałować, że ruch na tej ulicy jest dość rzadki i nie ma takiej opcji jak wmieszać się w tłum. Dostrzegła za to mały przesmyk miedzy budynkami na drugiej stronie i popędziła w jego kierunku. Wbiegła w ciasną uliczkę, ciesząc się, że nie okazała się ślepym zaułkiem, wybiegając usłyszała tupot butów w początku albo w środku uliczki, wiedziała, że to właśnie ją gonią.-lewo. prawo niby prosta decyzja ale ile, może od niej zależeć - prawo - biegła, ile tylko małą sił w nogach, świadomość, że ktoś stąpa na jej wolność co chwile dawała zastrzyk adrenaliny który przedłużał sprint. Przez tunel do sklepu potem drugim wyjściem na ulice i w lewo, następnie po rusztowaniu na wyższy poziom drogi, i znów przez ciasną uliczkę potem prosto i w kolejno mała alejkę z dziwnym zadaszeniem. Wybiegła na starą ulice średnich rozmiarów, nie słyszała już żadnych kroków za plecami. Przyparła do ściany budynku i stwierdziła, że nic nie słyszy jest zupełnie sama, tylko głośne bicie własnego serca. I znów pojawił się ogromny strach i niewyrażona samotność jak gdyby cały świat stał przeciwko niej. Nie wiedziała kto ją gonił ani dlaczego, usłyszała lekki szmer kilka metrów od niej i bez zastanowienia pobiegła dalej...