Content

Archiwum

[Coruscant] Szalony saper

W tym miejscu znajdują się wszystkie zakończone questy, których akcja toczyła się na Coruscant.

[Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 12 Lip 2010, o 13:54

Daylana co chwila traciła i odzyskiwała przytomność. Rana, choć na taką nie wyglądała, była dość poważna, bo blasterowy strzał nie tylko rozerwał skórę i mięśnie, dodatkowo je przypalając, ale również strzaskał kość, której odłamki uwierały nerwy powodując niewyobrażalny ból.
Broń, z której została trafiona musiała mieć zainstalowane specjalne modyfikacje, bowiem siła strzału była zdecydowanie większa niż powinna być. Bardzo możliwe, że wprowadzone zmiany były nawet nielegalne - w końcu kto by się przejmował, że jakiś przestępca oberwał mocniej niż powinien? Przymykanie oka było tradycyjną reakcją przełożonych na wieść o tym, że któryś z policjantów używa broni niezgodnej z prawem - jeśli przestępcy mogli ich używać to obrońcy prawa nie mogli stać na z góry straconej pozycji.
-Potrzebuję twojej pomocy. Moja przyjaciółka jest ranna.
Słowa Kelana zdawały się dochodzić do uszu Daylany przynajmniej zza dwóch grubych ścian, a do tego dźwięczały w jej głowie dziwnym, denerwującym echem. Miała wrażenie, że ktoś najpierw podpalił jej ramię, a teraz wewnątrz czaszki urządził sobie zawody w użyciu młota pneumatycznego. Ból powodował, że zawartość żołądka podchodziła jej do gardła, ale dotychczas udawało jej się powstrzymać wymioty, choć kosztowało ją to wiele wysiłku.
-Zanieś ją do salonu - w głosie drugiego mężczyzny słychać było rezygnację. - Tam ją obejrzę.

Kelan ułożył Daylanę na dużym stole wcześniej zrzucając na ziemię wszystko, co na nim stało. Jej skóra cała była pokryta zimnym potem, a nią samą zaczynały wstrząsać drgawki. Kiedy Navarr oderwał kawałek jej sukni, by obejrzeć ranę, nie było wątpliwości, że strzaskana kość musiała również uszkodzić naczynia krwionośne, bowiem rana krwawiła zdecydowanie zbyt obficie jak na postrzał z blastera.
Chwilę później do salonu wszedł Svelt Orrs niosąc dużą torbę, zaś za jego plecami unosił się prosty android medyczny. Mężczyzna odsunął Kelana od stołu i przyjrzał się leżącej na nim Daylanie. W jednej chwili na jego twarzy, zamiast rezygnacji i strachu, pojawiła się nienawiść.
-Ta suka zabiła mojego przyjaciela! - krzyknął - Pamiętam ją! Była znacznie młodsza, ale to na pewno ona. Poznał ją w jakimś nocnym klubie, a ona zaciągnęła go do łóżka, że zaszlachtowała wibroostrzem! Nie było dowodów na to, ale jestem przekonany, że to ona! Z nią widziałem go po raz ostatni!
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 15 Lip 2010, o 12:53

- Najwyraźniej obracasz się w złych kręgach Svelt - mruknął Kelan sięgając po blaster – nie obchodzi mnie, czy to była ona, czy nie. Pomóż jej, albo przestanę być uprzejmy.
Cichy odgłos odbezpieczanej broni rozległ się w uszach Orrsa jak gdyby była to eksplozja stacji planetarnej. Czując, że zaczyna pocić się jeszcze bardziej, mężczyzna pociągnął z niewielkiej piersiówki i zabrał się do pracy. Svelt Orrs kilkanaście lat temu był całkiem przyzwoitym i poważanym w pewnych rejonach Coruscant lekarzem. Rejonach zgoła odmiennych od tych, w których mieszkał obecnie prowadząc swoją nielegalną działalność. Inna sprawa, że gdyby nie mężczyzna stojący właśnie obok niego, mógłby nie mieć szansy nawet na to. Był za to Kelanowi wdzięczny i jednocześnie nienawidził go z całego serca. Z pomocą droida dokładnie oczyścił ranę niebieskoskórej i powstrzymał krwawienie. Choć z jego twarzy wręcz biła niechęć do kobiety, strach przed łowcą nagród zmuszał go do sprawnego działania. Po ponad godzinie wytężonej pracy spojrzał z niejakim zadowoleniem na owoc swojej pracy.
- Zostanie niewielki ślad, ale o wiele lepiej zrobić się tego nie dało. Nie powinniśmy jej ruszać.
- Dobrze – mruknął Kelan – prześpij się Svelt. Ja zostanę z nią.
Mężczyzna posłusznie wycofał się z pokoju, znikając w innym pomieszczeniu. Kelan był pewien, że nie spróbuje wywinąć im żadnego numeru. Był na to zbyt tchórzliwy, a poza tym był łowcy coś winien. Svelt Orrs z ulgą opadł na łóżko zastanawiając się, czy kobieta leżąca w pokoju obok to ta sama dziewczyna, która dobrych kilka lat temu wzięła jego przyjaciela do prywatnego pokoju, w którym później znaleziono go martwego. Inna sprawa, że chodziło głównie o pieniądze, a nie kwestie osobiste. Osobnik był po prostu Orrsowi winien pewną kwotę, której po śmierci naturalnie nie mógł spłacić. Rozważając tego typu kwestie zapadł w niespokojny sen.

Daylana była pierwszą żywą istotą w apartamencie, która otworzyła rankiem oczy. Z trudem uniosła głowę bacznie rozglądając się po pomieszczeniu. Niewiele pamiętała i nie była pewna, czy pewne obrazy tkwiące w jej głowie nie były też wytworem jej wyobraźni. Na fotelu obok stołu, z głową opartą na własne ramię siedział pogrążony w śnie Kelan. Twi’lekanka jęknęła cicho, gdy spróbowała usiąść na stole. Łowca momentalnie otworzył oczy, odruchowo sięgając po spoczywający obok blaster, lecz cofnął dłoń, gdy zobaczył przyglądającą mu się Daylanę.
- Dzień dobry – wyraźna ulga malowała się na jego twarzy
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 22 Lip 2010, o 13:00

-Dobry? Powiedziałabym, że wyjątkowo chujowy...
Daylana spróbowała się podnieść na ramionach, by przyjrzeć się pomieszczeniu, w jakim się znajdowała, lecz jej wysiłek zakończył się mocnym ukłuciem palącego bólu w miejscu rany postrzałowej i głośnym sykiem.
-Kurwa... - jęknęła z powrotem opadając na stół, uderzając się przy tym w potylicę. - Jakiś cholerny horror - zdrową ręką sięgnęła w miejsce na głowie, gdzie już zaczynał rosnąc guz od uderzenia w twardą powierzchnię. - Długo byłam nieprzytomna?
-Trochę czasu minęło... - mruknął Kelan - Rana się nie skauteryzowała i straciłaś sporo krwi.
-Bywało już gorzej - krzywiąc się z bólu spróbowała się wyprostować. Tym razem udało jej się usiąść, choć zawroty głowy nie chciały ustąpić. - Gdzie jesteśmy?
-U kogoś, kto miał u mnie dług wdzięczności. Co ciekawe, mówi, że cię zna - słowa te sprawiły, że na twarzy twi'lekanki pojawił się wyraz zainteresowania. - Svelt Orrs.
-Nic mi nie mówi to nazwisko. Może mnie z kimś pomylił.
-Nie pomyliłbym cię z nikim innym, ty chora suko!
Krzyk przepełniony był nienawiścią i dochodził zza pleców Daylany. Łowczyni odwróciła się w kierunku jego źródła - zrobiła to nieco zbyt gwałtownie i fala bólu rozeszła się od rany po całym ciele. Poczuła jak zawartośc żołądka podchodzi jej do gardła, ale udało jej się powstrzymac odruch wymiotny. Jak na postrzał w ramię czuła się zdecydowanie zbyt osłabiona, nieważne ile krwi straciła.
-Ah, jednak go znam - powiedziała przyglądając się mężczyźnie z uśmiechem. - Cholerna ciota. Miałam zlecenie na jego partnera, więc go uwiodłam i zabiłam. Zanim go zabiłam, przeleciał mnie i stwierdził, że twój tyłek był niczym w porównaniu do mojej cipki.
-Nienawidzę cię...
-Cóż, po pedale nie spodziewałabym się miłości.
-Już jesteś martwa, choc nawet o tym nie wiesz.
-A co? Zabijesz mnie sztucznym kutasem czy czego tam używasz wieczorami, gdy nie ma w pobliżu innego pederasty?
-Na pewno zastanawiasz się skąd te zawroty głowy - teraz na jego twarzy wykwitl paskudny uśmiech. - W twoim krwiobiegu krąży toksyna, która stopniowo będzie cię osłabiac, aż wreszcie, za jakieś sześcdziesiąt godzin, zabije.
-Ty skurwysynu!
Daylana, pomimo palącego bólu i osłabienia, zerwała się na równe nogi i w ciągu ułamka sekundy znalazła się przy Svelcie zaciskając palce zdrowej ręki na jego szyi. Mężczyzna próbował się wyrwac, ale twi'lekanka uderzyła go czołem w twarz tak mocno, że aż chrupnęła chrząstka, a z jego nosa pociekła krew. Nim zdążył chocby jęknąc z bólu, wbiła kolano w jego krocze i powaliła na ziemię.
-Mam antytoksynę! - krzyknął dziwnie wysokim głosem
-Teraz zaczynamy rozmawiac jak ludzie - Daylana, ciężko dysząc, stanęła nad nim, nie zapominając przy tym przycisnąc go stopą do podłogi.
-Dostaniecie ją, jeśli zabijecie dla mnie pewną osobę. W przeciwnym wypadku, za mniej niż trzy doby, będziesz martwa.
-Wiesz co to droidy medyczne? - spytała nachylając się nad Orrsem - Albo bacta?
-Haha! - mężczyzna zaśmiał się spazmatycznie, lecz solidny kopniak wymierzony w żebra wypompował całe powietrze z jego płuc. - Nie pomogą ci... Opracowywałem ten związek na jakąś specjalną okazję... Jak widac, wreszcie się nadarzyła! Wytworzenie antytoksyny może zając nawet tydzień, a ty tyle nie masz.
-Skurwiel... - Daylana jeszcze raz kopnęła mężczyznę, tym razem w głowę, odsyłając go do krainy snów - Musiałeś przyprowadzi mnie do konowała, który wstrzyknął mi jakieś jebane gówno? - spytała Kelana - Cholera jasna! Myślisz, że mówił prawdę?
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 24 Lip 2010, o 19:20

Kelan obrzucił niebieskoskórą morderczym spojrzeniem.
- Następnym razem się nie wychylaj, to nie będę musiał cię nigdzie zanosić
Podszedł do leżącego na posadzce mężczyzny i brutalnie podniósł go za kołnierz. Był zmęczony, brudny i zły jak jasna cholera, co nie wróżyło Orrsowi świetlanej przyszłości. Kelan ruszył do sąsiedniego pokoju, ciągnąc powoli odzyskującego przytomność gospodarza.
- Co ty... kurwa robisz Navarr... - wyjęczał z trudem Svelt
- Nie chciałeś po dobroci, to będziemy rozmawiali inaczej - wycedził łowca przez zaciśnięte zęby - kiedyś byłem w tym całkiem dobry
Daylana pytająco spojrzała na Kelana
- Zostań tu i ani waż mi się ruszać - wskazał w odpowiedzi stół na którym siedziała
- Nie ma mo...
- Kurwa powiedziałem! - ryknął łowca, a w jego oczach szalał ogień
- Tkniesz mnie tylko Navarr, a ona zginie - Svelt Orrs do końca próbował zgrywać twardziela, lecz było widać, że stracił cały swój animusz.
- Zobaczymy
Orrs myślał zawsze, że boi się Navarra, lecz dopiero teraz zrozumiał, że był w błędzie. Prawdziwy strach dopiero nadchodził.

Daylana już dobrą godzinę siedziała w rozjaśnionym samotną lampą pomieszczeniu, udając że nie słyszy dobiegających zza drzwi odgłosów. Początkowo ciche i urywane, obecnie przeciągłe ryki bólu Svelta Orrsa wypełniały jego apartament. Po kolejnej pół godzinie krzyki ucichły, a w drzwiach stanął Kelan. Jego twarz znaczyło kilka czerwonych kropli. W zakrwawionej dłoni trzymał fiolkę, którą rzucił Daylanie.
Twi'lekanka kilkakrotnie widziała wkurzonego Navarra, lecz w tej chwili uświadomiła sobie jak wiele o swoim towarzyszu jednak nie wie. Tamten Kelan był w porównaniu do tego stojącego obecnie przed nią, najsympatyczniejszą osobą na planecie. Tymczasem mężczyzna wycierający obecnie dłonie w zakrwawiony strój wieczorowy, wzbudzał nawet w niebieskoskórej jakiś wewnętrzny niepokój.
- To antytoksyna. Zażyj teraz i zbierajmy się stąd - mruknął nieswoim głosem
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

[Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 5 Sie 2010, o 00:00

Daylana bez słowa podziękowania przyjęła od Kelana fiolkę, poszukała strzykawki w medycznej torbie i zaaplikowała sobie antidotum. Dosłownie poczuła jak substancja zaczyna rozchodzić się po jej krwiobiegu i po kilkunastu sekundach, w czasie których dziwne ciepło ogarnęło okolice miejsca, gdzie wbiła strzykawkę, przeszło jej przez myśl, że Orrs jednak się nie ugiął i dał Navarrowi inną truciznę. Po niecałej minucie zwymiotowała na ziemię, wstrząśnięta gwałtownym bólem żołądka.
-Odtruwanie... bywa... bolesne... - Svelt Orrs stanął w drzwiach pokoju, w którym przez godzinę torturował go Kelan. - Szczerze mówiąc, jestem... zasmucony faktem... że nie rzygasz... krwią.
Mężczyzna wyglądał fatalnie - "rozmowa" z Navarrem kosztowała go wiele zdrowia, a sińce czy otarcia były jego najmniej groźnymi obrażeniami. Lewa ręka zwisała bezwładnie, zapewne złamana w kilku miejscach, brakowało mu kilku zębów i, jeśli Daylana dobrze widziała, również paznokci. Szczerze mówiąc, po jednym spojrzeniu na niego, można się było nieźle zdziwić, że jeszcze miał wystarczająco dużo siły, by wstać i patrzeć na cierpienie Daylany.
-Mało ci? - warknął Kelan
-Mam nadzieję, że tobie wystarczająco - odburknął, ale w jego oczach znów pojawił się strach. - Zamknijcie drzwi, jak będziecie wychodzić - dodał odwracając się i znikając w pokoju.

Kilka minut po zażyciu antytoksyny Daylana czuła się znacznie lepiej - ustały mdłości i zawroty głowy. Co prawda ramię nadal nie nadawało się do normalnego użytku, ale wiedziała, że będzie żyć.
Miała też nadzieję, że wreszcie skończy się ich pech.
-Chodźmy, nie ma sensu tutaj dłużej siedzieć - powiedział Kelan. - Powinniśmy jak najszybciej doprowadzić się do porządku.
-Proponuję odwiedzić jakikolwiek sklep z ciuchami. Wtedy przestaniemy zwracać na siebie uwagę nawet wśród obdartusów - mruknęła twi'lelanka. - Im szybciej stąd pójdziemy, tym lepiej.
Svelt Orrs nie wychylił nosa z pokoju dopóki dwójka łowców nie opuściła jego mieszkania. Kiedy jednak zasunęły się za nimi drzwi, natychmiast wrócił do salonu, gdzie pod sufitem unosił się droid medyczny. Sycząc i jęcząc z bólu, położył się na stole, na którym przed chwilą leżała Daylana i wydał kilka poleceń mechanicznemu lekarzowi.

-Kurwa mać! - zatrzymała się w pół kroku, a gdy Kelan spojrzał na nią pytająco unosząc brew, dodała - Zapomniałam moich shurikenów. Złap taksówkę, a ja wrócę za trzy minuty.
Nie czekając na jakąkolwiek reakcję, wskoczyła do turbowindy i wcisnęła przycisk z numerem piętra, na którym znajdowało się mieszkanie Svelta Orrsa. Żwawym krokiem podeszła do drzwi i kilkukrotnie nacisnęła dzwonek.
-Kto tam? - usłyszała pytanie
-Otwieraj i nie zadawaj głupich pytań. Zapomniałam czegoś.
-Ani mi się śni!
-Mam poprosić Kelana, żeby tu wrócił, bo ty nie chcesz mi oddać shurikenów, do cholery!?
Daylana nie otrzymała żadnej odpowiedzi, ale trzydzieści sekund później drzwi rozsunęły się z charakterystycznym sykiem i stanął w nich zmaltretowany Svelt. Szybko wyjrzał na korytarz i gdy nie dostrzegł nigdzie Kelana, nieco się rozluźnił - uważał, że twi'lekanka nie będzie stanowić dla niego problemu - w końcu wciąż była mocno osłabiona postrzałem i działaniem trucizny. Poza tym, w ręku trzymał krótki nóż, który najwyraźniej dodawał mu pewności siebie.
-Fajna zabawka - powiedziała uśmiechając się złośliwie. - Rozumiem, że właśnie smarowałeś nim chleb?
Svelt odruchowo na ułamek sekundy spuścił wzrok na trzymany w ręku oręż i w tym momencie Daylana, zdrową ręką, sięgnęła do nadgarstka mężczyzny. Uderzenie było szybkie i skuteczne - choć nie włożyła w nie wiele siły, wystarczyło, by wytrącić Orrsowi broń. Być może, gdyby przed chwilą nie "zajmował się" nim Kelan, osłabiona kobieta nie zagroziłaby mu, ale teraz był po prostu bez szans - nim zorientował się co się dzieje, ostrze znalazło się w jego piersi.
-Nie lubię pedałów - powiedziała Daylana, po czym namiętnie pocałowała go w usta. - Teraz wiesz co straciłeś dając się ruchać innym facetom - dodała.

Dwie minuty później Daylana, już wyposażona w swoje shurikeny, weszła do taksówki zatrzymanej przez Kelana. Na szczęście pojazd wyposażony był w automatycznego pilota, a nie żywego taryfiarza i ich wygląd nie wzbudził zainteresowania maszyny.
-Teraz musimy wymyślić jak dorwać tego jebanego terrorystę - powiedziała radosnym tonem Daylana. - Jeśli wierzyć doniesieniom mediów, Earl Walker poleciał do jakiejś bazy komandosów, więc nie przyciśniemy gnoja o nowe informacje. Jednocześnie jednak jest spora szansa, że nie będzie nam patrzył na ręce, gdy nie ma go na Coruscant. Skoro nie możemy znaleźć Szalonego Sapera, trzeba sprawić, żeby to on znalazł nas. Jeśli wysadzimy coś w powietrze i podpiszemy się jego imieniem, możemy się spodziewać, że mu się to nie spodoba. Co myślisz? Jak wysadzimy jakiś przyczółek dla bezdomnych czy inne slumsy, gdzie jest dużo hołoty, galaktyka jakoś przeżyje tą stratę.
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 20 Sie 2010, o 22:54

- Jasne. Wtedy natychmiast pojawi się wraz z kilkoma jedi, żeby uścisnąć nam dłonie i zaprosić do współpracy – mruknął Kelan
Taksówka zawisła nieruchomo nie mając wytyczonego celu. Łowca zamyślił się.
- Do sektora ósmego – zażądał po dłuższej chwili
- Co kurwa jest w sektorze ósmym?
Wydawać by się mogło, że Daylana lekko spochmurniała ze względu na brak aprobaty jej pomysłu.
- Jedynym śladem jaki obecnie mamy, jest śmigacz który goniliśmy z „Golden Roulette”
- Lecimy do spalarni odpadów? Nigdzie indziej go raczej nie odnajdziemy
- My nie – mruknął mężczyzna wpatrując się w obraz dolnego Coruscant przesuwający się za oknem – ale znam chyba kogoś kto może nam udzielić kilku informacji na jego temat.
Daylana westchnęła ciężko. Znów mieli odwiedzić któregoś ze znajomych Kelana, którzy jak do tej pory okazywali się ćwierćinteligentami bez karku, lub pedałami mającymi z nią zatargi. Wszyscy jak do tej pory kończyli również martwi, co niezbyt przejmowało łowcę. Twi’lekanka zaczęła się zastanawiać, czy Kelan ma jakichkolwiek przyjaciół, które to rozmyślania doprowadziły ją do zadania sobie tego samego pytania. Pośpiesznie odegnała niewygodne myśli, skupiając całą swoją uwagę na brudnym siedzeniu taksówki.

Kula wielkości zaciśniętej pięści wychynęła z otworu obok drzwi, bacznie lustrując przybyszy.
- Kelan Navarr i Daylana – powiedział łowca spoglądając prosto w mechaniczne oko
Urządzenie wydało z siebie jakiś bliżej niezidentyfikowany dźwięk i zniknęło w otworze. Kilka minut później, gdy Kelan odwracał się już by odejść, drzwi uniosły się, ukazując zawalony gratami korytarz zwieńczony windą. Niebieskoskórej poprzednie otoczenie wydało się w porównaniu do tego, w którym znajdowali się obecnie, całkiem przyjemne. Dzielnica wydawała się wyludniona. Kelan pewnym krokiem ruszył ku windzie, a Daylana nie widząc innego wyjścia podążyła za nim.

W drzwiach czekał już na nich ubrany w czarną szatę Quarren, który skinął im głową na powitanie.
- Kilka lat odkąd widzieliśmy się ostatnio panie Navarr
- Witaj Widmo – łowca ukłonił się nieznacznie
- Cóż sprowadza cię w moje progi?
- Informacja
- Niewątpliwie – Quarren ruszył w głąb swojego apartamentu, nakazując gestem ręki, by podążyli za nim – szukasz pewnie o Xakica Obdrisa?
Kelan przytaknął, a Quarren wygodnie rozsiadł się na fotelu ustawionym naprzeciw kilkunastu monitorów i sporego wyświetlacza holograficznego.
- Nieźle ostatnio narozrabialiście, choć muszę przyznać, że skok na ten transportowiec był imponujący
Zdziwiona Daylana pytająco spojrzała na swojego towarzysza, a Widmo zagulgotał rozbawiony.
- Wracając do Obdrisa. Uznałbym, że facet nie istnieje, gdyby nie jedno nagranie, które udało mi się… zdobyć. Chyba nikt oprócz niego samego nie wie gdzie obecnie przebywa. Faktem jest, że ostatnim razem pojawił się gdziekolwiek przed wybuchem kolejki. Później facet przepadł bez śladu.
- Chciałbym sprawdzić jeden śmigacz
- Moje informacje nie są darmowe Kelan. Mam nadzieję, że o tym pamiętasz
- Naturalnie. Chcę sprawdzić do kogo należał ścigany przez nas z „Golden Roulette” pojazd.
Quarren zabrał się do pracy, z ogromną prędkością wstukując coś na klawiszach i przenosząc obiekty po monitorach. Po chwili ich oczom ukazał się obraz ukazujący kasyno, chwilę przed wybuchem
- Nie to – mruknął zniecierpliwiony Widmo, wstukując kolejne komendy
Na ekranie ukazał się jeden z tuneli powietrznych, którym z zawrotną prędkością mknęły dwa obiekty. Quarren przesunął jedną z gałek na panelu, a obraz najechał na pierwszy z pojazdów.
- Sprawdź pilota – polecił Kelan
Zatrzymany obraz wyostrzył się jeszcze bardziej ukazując zasiadającego za sterami Rodianina. Palce Widma ponownie zatańczyły na klawiszach, a na jednym z monitorów ukazał się portret zielonoskórego.
- Zirrids. Oprych do wynajęcia pracujący dla niejakiego Bosta Onso, całkiem grubej ryby. Ciekawe… - zasępił się Quarren
- O co chodzi? – spytał łowca
- Dwóch ludzi Onso widziałem też przed eksplozją w Serv-O-Droid. A teraz najlepsze. W tym momencie ślad się po nich urywa, jakby nigdy nie istnieli.
- Dostrzegam pewne podobieństwa – mruknął Kelan wymieniając spojrzenia z Quarrenem – gdzie znajdziemy tego Onso?
- Mieszka w najbogatszej dzielnicy Coruscant. Znajdziecie go bez problemów.
- Dzięki Widmo – Kelan podał hackerowi plik kredytów – chyba czas złożyć wizytę panu Onso.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

[Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 1 Wrz 2010, o 14:35

Daylana dyksretnie rozejrzała się po pokoju, w którym przebywali. Przynajmniej to jej się wydawało, że robi to dyskretnie, lecz gdy quarren pochwycił jej wzrok, natychmiast zorientowała się, że przed handlarzem informacjami, ciężko cokolwiek ukryć.
-Pilnuj swojego droida - Widmo wskazał na latającego obok twi'lekanki Piszczka. - Nie chciałbym musieć go usmażyć za zbytnią ciekawość.
-Kelan, może pójdziemy do tej restauracji gdzie podają owoce morza? - Daylana słodkim głosem spytała drugiego łowcę, po czym spiorunowała wzrokiem quarrena - Mam niezwykłą ochotę na ośmiorniczki.
-Ma pan wyszczekaną kobietę, panie Navarr...

-Nie musisz grozić i obrażać wszystkich, których spotykamy - powiedział Kelan, gdy wyszli od informatora. - Ta "ośmiorniczka" wie zbyt wiele, żeby ryzykować wpis na czarną listę.
-Chciał sprzątnąć, Piszczka, tylko za to, że sobie latał! - broniła się Daylana, zaś droid wtórował jej swoim cyfrowym świergotem.
-Tylko latał?
-No cóż, może trochę rzeczy obejrzał...
-Na przykład?
-Zanim włączył widok z kamer, na ekranie miał twoje akta, Kelan. Imperialne pliki. Albo cię sprawdzał zanim weszliśmy, albo ktoś cię szuka...
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 1 Wrz 2010, o 18:01

- Imperialne? - Kelan zmrużył oczy.
Coś w tym wszystkim się cholernie nie zgadzało. Kto chciałby grzebać w jego przeszłości aż tak głęboko? Czyżby wdepnęli z Day w coś większego niż mogliby sądzić? W czymkolwiek siedzieli - potrzebowali strojów w których nie wzbudzaliby sensacji w jakimkolwiek miejscu by się znaleźli.
- Musimy zmienić ciuchy - mruknął wciąż rozmyślając o tym co powiedziała niebieskoskóra - nic tu już po nas

Gdy taksówka z dwójką pasażerów w balowych strojach po przejściach uniosła się w powietrze, z cienia jednej z bram wyszła samotna postać, która podążyła wzrokiem za oddalającym się pojazdem. Gdy ten zniknął z pola widzenia, uniosła do ust komunikator.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

[Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 1 Wrz 2010, o 21:44

Z taksówki wysiedli niedaleko klubu nocnego "Beebleberry", gdzie jeszcze kilka lat temu Daylana pracowała jako tancerka. Kelan nie miał zadowolonej miny, ale Daylana stanowczo uparła się, że tym razem skorzystają z jej pomocy jej znajomych, bowiem ci Navarra zaczynają doprowadzać ją do szału. Niebieskoskóra twi'lekanka poprowadziła swojego towarzysza siecią wąskich chodników schowanych w cieniu kilkukilometrowych drapaczy chmur. W wielu miejscach wysokie, zasłaniające słońce, budynki stały tak blisko siebie, że jedynym źródłem światła były uliczne latarnie i neony knajp i sklepów o podejrzanej reputacji.
-Jesteśmy na miejscu - powiedziała, gdy stanęli przed drzwiami sklepu z wyposażeniem kuchennym.
-Mieliśmy się przebrać, a nie kupić lodówkę - przypomniał Kelan tonem, który nawet nie musiał być sarkastyczny, by przekaz trafił do odbiorcy. - Ciuchy. Jako kobieta powinnaś wiedzieć, o czym mówię...
-Zamknij się i chodź!
Pociągnęła Kelana za rękaw i wprowadziła do sklepu, którego wnętrze bardziej przypominało graciarnię niż "salon sprzętów kuchennych", jak głosił napis nad wejściem. Daylana z gracją kotki przeprowadziła drugiego łowcę przez labirynt stworzony z kuchennych sprzętów postawionych jeden na drugim do miejsca, gdzie nagle wyrosła przed nimi lada, a za ladą zielonoskóry przedstawiciel rasy Gossam
-Daylana! - wykrzyknął widząc twi'lekankę - Jak dobrze cię widzieć... ale, ale, co się stało?
-Nic nadzwyczajnego... wypadek przy pracy. Chciałabym skorzystać z mojego pokoju, Gur Tanie.
-Jasne, jasne, cały czas go dla ciebie trzymałem, moja droga, cały czas... Nic w nim nie zmieniałem! Nie przedstawiłaś mi swojego towarzysza - przypomniał.
-Kelan Navarr, przykleił się do mnie parę lat temu - zaśmiała się twi'lekanka. - Gur Tanie, obiecuję, że jeszcze porozmawiamy, ale na chwilę obecną marzę jedynie o kąpieli i świeżych ubraniach. O ile z moimi nie będzie problemu, o tyle przydałoby się coś dla Kelana.
-Oczywiście, oczywiście... Załatwię to migiem!
-Dzięki, Gur Tanie, jesteś kochany.

Pokoik umieszczony był dwa piętra nad sklepem i był niemal klaustrofobicznie mały. Przestrzeni starczyło na niewiele więcej niż łóżko, półkę i szafkę na ubrania, stolik i dwa krzesła. W kącie wciśnięty był niewielki aneks kuchenny ograniczający się do pustej lodówki i piecyka, zaś po lewej stronie od drzwi wejściowych była łazienka.
-Nic specjalnego, ale starczyło jako nora, kiedy trzeba było przeczekać burzę lub kogoś przenocować - wyjaśniła. - Właśnie tutaj mieszkałam, kiedy zaczęłam pracować w "Beebleberry", zanim zdobyłam uznanie i dano mi mieszkanie nad klubem. Choć czasem się przydawało, trzymam je głównie z sentymentu niż rzeczywistej potrzeby.
-Ostatnią osobą, jaka ścierała tu kurze byłaś zapewne ty - mruknął Kelan przeciągając palcem po blacie stołu.
-Nie przesadzaj - wzdrygnęła ramionami. - Tutaj jesteśmy stuprocentowo bezpieczni i możemy się przebrać przed wizytą u tego całego Onso... ponieważ zaś ty nie masz się w co przebrać, pozwolisz że najpierw ja to zrobię.
Uśmiechnęła się szeroko i wskoczyła do łazienki zostawiając Kelana samego. Nie minęło jednak wiele czasu, gdy z niej wyszła mrucząc coś o "niedogodnościach związanych z opatrunkiem na ramieniu i koniecznością pomocy przy jego zdjęciu przed kąpielą i założeniu nowego po niej".
Tak, pod prysznicem Kelan też był całkiem dobry...

Gur Tan, jak obiecał, ubranie dla Kelana zorganizował migiem, nawet uruchomił dwa droidy sprzątające - o mały włos, a przepaliłyby im się obwody, gdy stanęły przed perspektywą wysprzątania pokoiku, jednak i one poradziły sobie z zadaniem.
Ramię Daylany nie dokuczało jej tylko i wyłącznie dlatego, że nieustannie łykała środki przeciwbólowe i wstrzykiwała sobie wspomagacze, jakie wyciągnęła z "apteczki" w łazience. Na szczęście miała w niej też kilka, niestety dość starych, opatrunków z bacty, więc miała nadzieję, że szybko wróci do pełnej sprawności. Na razie musi sobie odpuścić rzucanie shurikenami.
Przynajmniej z użyciem do tego celu obu rąk.
-Onso - powiedziała zapinając zamek skórzanej kurtki wyciągniętej z szafy.
-Onso.
-Teraz?
-A kiedy by indziej?
-To idziemy...

Czuła się jakby znów miała siedemnaście lat. Znajomy zapach skóry, z jakiej uszyto kurtkę, ciężkie, wysokie buty, w cholewie których schowane miała dwa wibrosztylety, pas z ampułkami z gazem usypiającym i trucizną, a także ciężar sportowego blastera w kieszeni przypominały jej o pierwszych zleceniach, jakie wykonywała w zawodzie skrytobójczyni. W jej stroju nie było nic podkreślającego jej wdzięki - wyglądała groźnie i taka była.
O wiele bardziej zabójcza niż ostatnim razem, gdy miała na sobie tą kurtkę.
Wysiedli przed samym domem Onso. Luksusowy apartamentowiec zapierał dech w piersiach nowoczesnym wyglądem i luksusowym wyposażeniem. Miękkie dywany leżały nawet na korytarzach i w hallu wejściowym. Kiedy weszli do środka, zatrzymał ich dozorca w granatowej liberii.
-Przepraszam, czy zostali państwo zaproszeni przez któregoś z naszych mieszkańców? - zapytał ze snobistycznym akcentem
-Nie - odpowiedziała krótko Daylana.
-W takim razie, będą mu...
Daylana sięgnęła do paska spodni, wyłuskała z niego niewielką ampułkę i rozdusiła ją pod nosem dozorcy. Ten przez sekundę wpatrywał się w nią zdziwionym wzrokiem, po czym oczy uciekły mu pod czaszkę, zaś on z głuchym łomotem zwalił się na ziemię.
-Pośpi przez następne pięć godzin - powiedziała twi'lekanka do Kelana. - Teraz idziemy w gości do pana Onso...
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 5 Wrz 2010, o 22:50

Przeszklona winda błyskawicznie zaczęła się unosić wewnątrz budynku. Ostatnie piętro, na które zmierzali było w całości zajmowane przez Onso. Kelan odruchowo poprawił kaburę. Z ulgą pozbył się brudnego i zakrwawionego stroju wizytowego, na rzecz jasnobrązowej, skórzanej kurtki i wygodnych, ciemnoszarych spodni. W końcu winda zwolniła i zatrzymała się miękko. Krótki, wyścielony luksusową tkaniną korytarz wieńczyły masywne drzwi.
- Piszczek – polecił Kelan – zajmij się tym
Droid w swoim stylu zapiszczał coś i podpłynął do panelu sterującego. Coś lekko błysnęło a zdobione, warte fortunę drzwi odsunęły się ukazując luksusowe wnętrze apartamentu. Daylana gwizdnęła cicho
- Nieźle się urządził. Ciekawe ile ta dziura jest warta
- Ze sprzedaży „Kruka” mogłoby nam nie wystarczyć – mruknął łowca
Daylana uśmiechnęła się. Powoli ruszyli w głąb apartamentu.
- Panie Onso? – głos łowcy brutalnie przebił ciszę panującą w okolicznych pomieszczeniach – Panie Onso?
- Chyba nikogo nie ma w domu – mruknęła Daylana
- Sprawdź prawą stronę, ja wezmę lewą – zarządził mężczyzna – w razie czego krzycz
Ostrożnie ruszyli, każde w swoim kierunku. Kelan wszedł do pokoju, gdzie na środku w formie dekoracji unosił się półtorametrowy model imperialnego niszczyciela wykonany w całości ze złota i kamieni szlachetnych. Dbałość o szczegóły z jaką go wykonano była godna podziwu. Łowca z rozbawieniem pomyślał, że ta zabawka jest warta więcej od jego okrętu. Kolejne pomieszczenie było sypialnią. Kelan natychmiast dostrzegł dłoń bezwładnie zwisającą z materaca. Z wyciągniętą bronią zbliżył się do ciała. Zgodnie z przypuszczeniami, jego wzrok spoczął na Bost’cie Osto, który z szeroko rozrzuconymi rękoma i ustami otwartymi w wyrazie bezgranicznego zaskoczenia, leżał brzegu łóżka wielkości przeciętnej wielkości pokoju. W miejscu jednego oka ział wypalony pociskiem otwór.
- Day! – krzyknął Kelan
Po chwili w drzwiach pojawiła się niebieskoskóra, która skrzywiła się lekko na widok trupa.
- Pan Osto chyba zadarł z niewłaściwymi ludźmi – łowca nachylił się nad Ostem – ktokolwiek strzelał, był specjalistą w tym co robi. Znów się spóźniliśmy.
- Kurwa
Daylana westchnęła ciężko, robiąc dwa kroki w kierunku otwartych drzwi prowadzących na taras. Słońce leniwie wstawało nad stolicą galaktyki. Nagle czujny wzrok Twi’lekanki zauważył niewielki refleks światła na dachu jednego z budynków znajdujących się na wprost ich.
- Na ziemię! – krzyknęła rzucając się na Kelana i ściągając go do parteru
Nad ich głowami przemknął energetyczny promień, który wypalił otwór w przeciwległej ścianie.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 5 Wrz 2010, o 23:19

-Skurwysyn!
Daylana naprawdę miała już serdecznie dość wybuchów, pościgów za uciekającymi terrorystami, przesłuchaniami na komisariatach, ucieczek ze wspomnianych komisariatów i ciężkich ran. Snajper ukryty gdzieś na dachu innego budynku wcale nie poprawiał jej nastroju - zwłaszcza, że właśnie próbował ich zabić - tak, jak załatwił pana Onso.
Twi'lekanka zsunęła się z Kelana, nie zwracając uwagi na to, że przy okazji wbiła mu kolano w brzuch. Trzymając głowę nisko, przeczołgała się aż do drzwi balkonowych, a następnie dotarła do fotela, którego oparcie, choć na pierwszy rzut oka wydawało się całkiem przyjemną osłoną przed ogniem snajpera, błyskawicznie zostało podziurawione dosłownie kilka centymetrów od lewego lekku twi'lekanki. Daylana natychmiast przypadła do ziemi i wznowiła swoją wędrówkę w kierunku korytarza, gdzie nie byłaby narażona na ostrzał przez okna. Głośno przeklinając snajpera, jego rodzinę i całą resztę galaktyki, doczołgała się do bezpiecznego miejsca, oparła się o ścianę i wzrokiem poszukała swojego droida.
-Piszczek, spróbuj spuścić rolety w oknach w sypialni - poleciła. - Nie, głupku! Nie leć tam, ale zrób to z korytarza. Dasz radę?
Mały robocik jedynie zagwizdał radośnie i natychmiast podłączył się do sieci mieszkania, by zasłonić strzelcowi widok na sypialnię, gdzie wciąż przebywał Kelan.
Niestety, tym razem bez swojego karabinu snajperskiego.
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 6 Wrz 2010, o 19:36

Kelan ukryty za łożem nie miał zbyt wielkiego pola manewru. Gwoli ścisłości mógł pozostać tam gdzie znajdował się obecnie, lub wystawić się zza osłony i zginąć. Nagle rolety w oknach zaczęły powoli opadać, stopniowo niwelując pole widzenia snajpera.
- Świetnia robota Piszczek! – krzyknął Kelan i poderwał się na nogi, gdy tylko zasłony osiągnęły odpowiedni punkt. W tym samym momencie rolety zatrzymały się i zaczęły na powrót unosić. Wiązka energii przemknęła tuż koło torsu mężczyzny. Łowca rzucił się z powrotem za łóżko.
- Cholerna kupo złomu! Opuszczaj je, a nie podnoś! – ryknął Kelan
Zza drzwi dało się słyszeć przepraszające, ciche buknięcie. Tym razem łowca wyczekał, aż rolety opadły prawie całkowicie i dopiero wtedy rzucił się ku wyjściu z pokoju, wpadając na przyczajoną za rogiem Daylanę.
- Jesteś cały? – spytała pobieżnie lustrując go wzrokiem
Kelan z zakłopotaniem przytaknął ruchem głowy.
- Taa… dzięki – mruknął pod nosem, bojąc się najwyraźniej, że sam usłyszy to co mówi – Musimy się stąd zwijać zanim nie pojawi się policja i nie oskarży nas o kolejne morderstwo. Chcę dostać tego sukinsyna z dachu.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

[Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 6 Wrz 2010, o 20:14

Dwa, oddane na oślep, strzały przebiły się przez rolety, ale czerwone wiązki energii przemknęły daleko od głów pary łowców nagród. Daylana otworzyła drzwi wejściowe i wychyliła głowę na korytarz, by upewnić się, że jest pusty.
-Nikogo - powiedziała do Kelana i wyszła z mieszkania zwracając się jednocześnie do Piszczka. - Podnieś z powrotem te rolety, niech policjanci nie doszukują się innej metody jak strzał snajperski. Przy zasłoniętych oknach byłby raczej niemożliwy do wykonania...
Rolety zaczęły się podnosić i światło słoneczne ponownie zalało sypialnię pana Onso... czy też raczej, w tej chwili już, sypialnię jego spadkobiercy. Daylana, Kelan oraz Piszczek wycofali się na korytarz, gdzie byli bezpieczni - przynajmniej do czasu, gdy nie pojawi się policja żądająca wyjaśnień dlaczego zabójcy gliniarzy kręcą się w okolicy miejsca przestępstwa. Aha, oczywiście, jesteście aresztowani. Twi'lekanka skrzywiła się na samą myśl o takiej sytuacji i w tym momencie dotarł do niej dźwięk jadącej windy.
-Już by tu byli? - spytała Kelana, lecz ten jedynie wzruszył ramionami i ruchem głowy wskazał jej miejsce po przeciwnej stronie korytarza, tuż przy drzwiach windy.Twi'lekanka podbiegła do nich i oparła plecami o ścianę, podobnie jak Kelan. Miała nadzieję, że ktokolwiek się w niej znajduje, jedzie na inne piętro, ale niestety, myliła się.
Dzwonek oznajmił, że winda przybyła na właściwe piętro i jej drzwi rozsunęły się z sykiem. Daylana najpierw dostrzegła lufy blasterów, a dopiero potem mężczyzn, którzy je trzymali. Zareagowała w tym samym momencie, co Kelan.
Działała instynktownie. Prawą ręką złapała pistolet bandyty i skierowała go w dół. Dźwięk blasterowego wystrzału rozniósł się echem po pustym korytarzu, a czerwona błyskawica zjonizowanej energii odłupała kawałek podłogi pozostawiając wokół dziury wypalony ślad. Zwinna twi'lekanka uchyliła się przed ciosem zadanym łokciem i sama rąbnęła mężczyznę w podbródek. Gdy ten wypuścił blaster, wyskoczyła w powietrze i przedstawiła jego twarz podeszwie swojego buta, której to towarzystwo przypadło tak do gustu, że po niecałej sekundzie ponownie zetknęła się z jego szczęką wybijając przy tym dwa przednie zęby bandyty. Daylana sięgnęła do cholewy wysokiego buta, gdzie schowany miała wibrosztylet. Ostrze wysunęło się z sykiem, lecz w ciało wbiło bezdźwięcznie.
-Arghh... - wycharczał bandyta, gdy Daylana przekręciła sztylet między jego żebrami. - Nie wiecie z kim... Agrrr...
-Ten nam nic nie powie - mruknęła odwracając się, by zobaczyć jak Kelan poradził sobie z drugim przeciwnikiem.
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 6 Wrz 2010, o 23:53

Drugi z napastników leżał bez przytomności twarzą do ziemi, z ręką wygiętą na plecach w nienaturalny sposób. Imperialne szkolenie bojowe elitarnych jednostek dawało wymierne efekty. Różniło się ono drastycznie od pobieżnych zajęć dla zwykłej piechoty, która często miała problemy z celnym strzelaniem. Odziany w czarny strój i upiorną maskę osobnik jęknął cicho, gdy Kelan brutalnie postawił go na nogi. Mężczyzna zachwiał się lekko, lecz nie upadł. Łowca chwycił go za złamaną rękę i pchnął do wnętrza windy.
- Porozmawiamy jak się stąd wyniesiemy - uśmiechnął się złowieszczo i mocniej podkręcił złamaną rękę jeńca. Krzyk bólu przetoczył się po piętrze należącym kiedyś do Bosta Osto.

Nieprzytomny portier nadal leżał na podłodze tak, jak go zostawili.
- Tylnym wyjściem zarządził Kelan, kierując się w stronę drzwi przeznaczonych jedynie dla personelu, bądź na wypadek ewakuacji. Gdy przemierzali korytarz, nagle przy przegubie ręki jeńca rozbłysło światło sygnalizujące połączenie. Łowca zachęcająco skinął głową.
- Udało wam się nas zlikwidować i właśnie wracacie. Jeśli spróbujesz jakichś sztuczek, pożałujesz gorzko.
- Aion Jeden podaj swój status - zaskrzeczał cicho głos w komunikatorze
- Dorwali na...
Potężny cios w brzuch zgiął mężczyznę w pół.
- Zła odpowiedź - syknął Kelan posyłając swoje kolano na spotkanie z maską skrywającą twarz jeńca.
- Szybko - ponagliła Daylana - zaraz siądą nam na plecach, a wtedy będzie ciężko
- Wracamy do Ciebie. Porozmawiamy tam sobie z naszym nowym przyjacielem
Kelan stęknął, gdy podniósł zamroczonego najemnika i ruszył za Daylaną ku wylotowi korytarza.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 7 Wrz 2010, o 13:41

Opuścili budynek nie niepokojeni przez nikogo. Daylana szła przodem sprawdzając czy droga jest bezpieczna, zaś Kelan targał na plecach ogłuszonego napastnika. Nie czekali nawet dwóch minut, gdy przy chodniku zatrzymała się zautomatyzowana taksówka zamówiona przez Piszczka w drodze na dół. Daylana dosłownie wskoczyła do niej przez otwarte drzwi, zaś Kelan wrzucił nieprzytomnego mężczyznę na tylne siedzenie, samemu lokując się zaraz obok.
Nikt ich nie zauważył.
-Mieliśmy sporo szczęścia - powiedziała Daylana po tym, jak taksówka wzniosła się w powietrze. - Piszczek, włam się do komputera tej taksówki, wyłącz nagrywanie i skasuj zapisy z ostatnich czterech godzin. Nie chcemy, żeby ktoś wiedział, że nią lecieliśmy.
Droid zrobił co mu nakazano, jednak nie był w stanie dostać się do centralnej bazy automatycznych taksówek i skasować z jej serwerów informacji o zgłoszonych trasach. Zamiast tego jednak dowiedział się pewnej ciekawej rzeczy, którą postanowił podzielić się, gdy tylko znajdą się w bezpiecznym miejscu.

-Zbieg okoliczności - powiedział Kelan, gdy przeczytał wiadomość od Piszczka.
-Pewnie masz rację, ale rzeczywiście dziwne jest to, że taksówka przypisana do kwadratu, gdzie znajduje się mieszkanie Onso w ciągu ostatnich dwóch tygodni niezwykle często kursowała spod jego apartamentowca do jakiegoś magazynu niedaleko doków.
-Jak sama powiedziałaś, była przypisana do tego rejonu, więc prawie wszystkie jej kursy zaczynały się w okolicy tego cholernego apartamentowca. Może mieszka w nim ktoś, kto pracuje w tym magazynie albo jego pobliżu. Może to kupiec, który towary składuje właśnie w tamtym miejscu.
-Może masz rację... - niechętnie przyznała Daylana, jednak ten dziwny zbieg okoliczności nie dawał jej spokoju. - Chyba nasz znajomy odzyskuje przytomność.
Rzeczywiście, skrępowany mężczyzna ruszył się niespokojnie, a gdy otworzył oczy natychmiast spróbował wstać, jednak uniemożliwiły mu to więzy na nadgarstkach i kostkach. Lufa pistoletu blasterowego wymierzona w jego głowę również nie ułatwiała sprawy.
-A teraz będziesz śpiewał - powiedział Kelan odsuwając broń, jednak nie chowając jej do kabury. - Dla kogo pracujesz?
-Dla tych pięciuset kredytów nie będę się narażał - powiedział mężczyzna. - Zatrudnił mnie taki facet w "Wibrotoporze", to taka knajpa w...
-Wiem gdzie to jest - przerwała mu Daylana. - Straszna mordownia, "Baribal" przy tym to luksusowa restauracja.
-No właśnie... i on... tego... powiedział, że dostaniemy po pięćset kredytów jeśli zlikwidujemy gościa ze zdjęcia i nie zostawimy świadków.
-Co to za facet?
-A nie wiem... nie przedstawił się.
-Jak wyglądał?
-No... jak człowiek... nic szczególnego, pełno takich... o! Przedniego zęba nie miał!
-Wiele nam to nie mówi - mruknął Kelan wyraźnie niezadowolony. - Jak miałeś odebrać nagrodę?
-Miał się z nami spotkać wieczorem na tyłach "Wibrotopora".
-Idioci - twi'lekanka z niedowierzaniem pokręciła głową. - Po wykonaniu zadania sprzątnąłby was bez mrugnięcia okiem. Naprawdę myślałeś, że dostaniesz swoje pół tysiąca? Eh... szkoda gadać... Kelan, co robimy z tym fantem?
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 9 Wrz 2010, o 23:53

Kelan zmierzył jeńca wzrokiem i wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Tym bardziej, że facet kłamie
- Ale...
- Wiem kiedy ktoś kłamie Day - przerwał jej łowca - i wiem jak zmusić go do mówienia prawdy.
Pojmany mężczyzna twardym wzrokiem wpatrywał się w przestrzeń gdzieś przed maską taksówki.
-Możemy to załatwić po dobroci, bądź w nieprzyjemny sposób - zwrócił się Kelan do ich niedoszłego zabójcy - wybieraj
Mężczyzna wciąż milczał
- Masz ostatnią szansę i przestanę być miły
- Pierdol s...
Mężczyzna zawył z bólu, gdy jego mały palec z głośnym chrupnięciem łamanej kości złamał się w przeciwną stronę niż powinien.
- Ty sukinsynu - wydyszał osobnik - zapłacisz za...
Mężczyzna po raz drugi szarpnął się i krzyknął, gdy kolejny z jego palców podzielił los pierwszego
- Zła odpowiedź. Spróbujmy jeszcze raz. Jeszcze dwa palce i nigdy już nie będziesz w stanie wziąć do ręki broni. A wierz mi, że po kolejnych ośmiu złych odpowiedziach znajdę kolejne części twojego ciała, które będę mógł uszkodzić.
Dla poparcia swych słów uniósł lewą nogawkę ukazując przesłuchiwanemu niewielki nóż przypięty w okolicach kostki. Po kolejnym załamanym palcu facet zaczął się łamać.
- Dobra - wydyszał - Pracuję dla Jasona Roola
Daylana ze zdumienia szerzej otworzyła oczy. Jason Rool był szefem policji Coruscanckiej i jednocześnie jednym z bardziej wpływowych ludzi na planecie. Kelan gwizdnął.
- To lekko komplikuje sprawy - mruknął do siebie, po czym ponownie zwrócił się do schwytanego - czemu chciałeś zabrać nas do "Wibrotopora"?
Wydawało się, że mężczyzna ponownie odmawia zeznań, lecz delikatny ucisk na złamanym stawie skutecznie otworzył mu usta.
- Nie wrócilibyście stamtąd żywi
- Tak właśnie myślałem - skinął głową Kelan i błyskawicznym ciosem w skroń pozbawił mężczyznę przytomności
Daylana wyglądała na zszokowaną ostatnimi wiadomościami.
- I co teraz Day? Jakieś dobre pomysły? - spytał łowca rozsiadając się wygodniej
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 22 Wrz 2010, o 00:58

-Najlepszym sposobem na zlikwidowanie pułapki, jest wejście w nią - odpowiedziała Daylana uśmiechając się drapieżnie. - Chyba czas zacząć niszczyć zastawiane na nas sidła i dowiedzieć się kto i czego chce.
Kelan jedynie skinął głową - najwidoczniej i on miał serdecznie dość zabawy w chowanego z ludźmi Szalonego Sapera, chłopcami na posyłki szefa coruscańskiej policji czy jeszcze innymi typami, którzy nieustannie próbowali pozbyć się jego i Daylany. Łowca w głębi duszy czuł, że nadchodzi chwila, kiedy cała sprawa się zakończy - w taki, czy inny sposób.
-Zejdź na dół, zaraz do ciebie dołączę - powiedziała Daylana. - Muszę jeszcze załatwić coś z Gur Tanem.
Kiedy Navarr opuścił pomieszczenie, Daylana podeszła do nieprzytomnego jeńca i zdrowo trzepnęła go w policzek. Nie przyniosło to żadnego efektu, więc napełniła brudną szklankę wodą i chlusnęła ją mężczyźnie w twarz. Zaczął się krztusić i wracać ze świata błogich snów, jednak nie mógł zetrzeć wody, bowiem ręce miał skrępowane sznurem.
-Ilu? - spytała krótko sięgając po nóż
-Trzech w alejce na tyłach "Wibrotopora", czterech w śmigaczu niedaleko.
-Grzeczny chłopiec - powiedziała i zrobiła użytek z trzymanego w dłoni ostrza...

Twi'lekanka wyszła z taksówki i poprawiła kaburę przy biodrze - pistolet musiał dać się wyciągnąć w ułamku sekundy. Krótkie wibroostrza schowane w wysokich, skórzanych butach i shurikeny przypięte do pasa również znajdowały się pod ręką, gotowe do natychmiastowego użycia. Daylana nie wiedziała co ją czeka, ale wolała być gotowa na każdą ewentualność, dlatego wzięła nawet małe fiolki z gazem usypiającym. Nie nadawały się do ataku na całą grupę nieprzyjaciół, ale zduszone pod czyimś nosem natychmiast sprowadzały go do krainy snów.
Drzwi powietrznej taksówki zamknęły się z cichym sykiem układów hydraulicznych i pojazd wzniósł się w górę, by odebrać kolejnych klientów. Ruch na Coruscant nigdy nie ustawał.
Daylana miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi i z niemałym trudem panowała nad swoimi dłońmi, których powstrzymanie przed drżeniem kosztowało ją więcej wysiłku niż wspinaczka wysokogórska. Wrażenie piasku w ustach nie odstępowało jej na krok, a przyspieszony oddech jeszcze bardziej je wysuszał.
Bała się.
Kiedy zbliżali się do alejki, w której miała czekać pułapka, Kelan wysforował się krok przed nią, jakby chciał na siebie przyjąć ewentualny pierwszy ogień. Głupiec, pomyślała Daylana jednocześnie dostrzegając trzech ludzi wychodzących zza śmietnika.
Kelan wyraźnie zwolnił kroku i sięgnął po broń.
Niebieskoskóra rzuciła okiem do tyłu i dostrzegła lądujący śmigacz, z którego wyskoczyło czterech uzbrojonych mężczyzn - można by przysiąc, że jeden z nich jest tym, którego niedawno przesłuchiwała Daylana i Kelan. Jak na umówiony sygnał ona i Kelan wyciągnęli pistolety blasterowe celując w otaczających ich nieprzyjaciół.
-Nie radzę, panie Navarr - powiedział najwyższy z nich, najprawdopodobniej ich dowódca. - Nie ma pan szans.
-Czyżby? Wy już mamy wyciągniętą broń, a wy musicie po nią sięgnąć.
-Jest pan naiwny, jeśli myślał pan, że uda się panu zdezerterować z armii Imperium i pozostać bezkarnym. W końcu pana mamy.
Kelan prychnął jedynie gotując się do ataku i czekając na odpowiedni moment, by dać Daylanie umówiony sygnał, ale nagle sytuacja się diametralnie zmieniła.
Pistolet twi'lekanki skierowany był w tył jego głowy.
-Wybacz, Kelan - powiedziała. - Nawet sobie nie wyobrażasz ile Imperium płaci za twoją głowę.
-Ustawcie broń na ogłuszanie - powiedział imperialny oficer wywiadu. - A pan, panie Navarr niech nie robi nic głupiego.
-Poddaj się im - szepnęła Daylana. - I ubieraj ciepło w lodowych kopalniach Mygeeto.
Nie czekając na rozwój wydarzeń ruszyła w kierunku wyjścia z zaułka...
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 22 Wrz 2010, o 21:06

Nieobecnym wzrokiem powiódł wokół siebie.
- Rzuć broń Navarr – padła komenda
Łowca oglądnął się za siebie, spoglądając na znajomą sylwetkę Daylany oddalającą się w pośpiechu. Jeden z napastników zbliżył się z wycelowanym w zbiega blasterem w dłoni. Nieopatrznie zbliżył się o kilka centymetrów za bardzo i nie zauważył nawet momentu, gdy ręka Navarra wystrzeliła w jego kierunku. Nim ktokolwiek zdążył zareagować Kelan przyduszając agenta imperialnego jedną ręką, przystawił mu do skroni wylot swojego blastera.
- Opuścić broń! Niech ktoś spróbuje się ruszyć, a on skończy z osmalonym otworem wewnątrz głowy! – krzyknął łowca spoglądając w wylot uliczki, gdzie zniknęła jego towarzyszka.
Ten moment rozkojarzenia wykorzystał jeden z imperialnych i bez namysłu nacisnął na spust. Czerwony promień pomknął w kierunku napastnika, trafiając go w prawe ramię. Kelan jęknął wypuszczając broń z ręki, co natychmiast wykorzystał jego zakładnik. Celny cios łokciem w brzuch zgiął łowcę w pół.
- Ty skurwysynu – syknął imperialny – Chcesz się tak bawić? Proszę bardzo
Cios spadł na głowę Navarra, posyłając go na zaśmiecony chodnik. Po pierwszym ciosie spadły kolejne, równie mocne i precyzyjne. Po jednym z nich Kelan poczuł jak ciepła ciecz całkowicie zalewa mu prawe oko. Po pewnym czasie ból i wszelkie zmysły zaczęły zanikać.
- Starczy! – rozległ się gdzieś w oddali jakiś głos – żywy przyda nam się bardziej
- Sukinsyn prawie mnie zabił – odpowiedział drugi, równie odległy głos
-Jesteście więc kwita. Podnieście go
Łowca poczuł jak para silnych rąk stawia go do względnego pionu i zaczyna ciągnąć w nieznanym kierunku. Wypowiedziane słodkim, znajomym głosem „Poddaj się im” wciąż kołatało mu się w głowie. Powoli zaczynało do niego docierać, że Daylana go sprzedała. Wraz z tą świadomością zaczynała narastać w nim furia i chęć odpłacenia niebieskoskórej ze sporą nawiązką. Kurczowo chwycił się tego pragnienia, pozwalając by utrzymywało go przytomnym i świadomym tego co dzieje się wokół. Otworzył nieskatowane oko, by spod półprzymkniętej powieki zorientować się w sytuacji. Trójka mężczyzn ciągnęła go w kierunku osadzonego w wylocie uliczki śmigacza, podczas gdy pozostała czwórka ruszyła najprawdopodobniej do swojego środka transportu. W głowie łowcy zrodził się plan. Oczywiście biorąc pod uwagę okoliczności, nie był to plan bezbłędny, jednak nic lepszego nie przychodziło mu do głowy. Upewnił się, że miecz świetlny, który nosił przy pasku raczej z przyzwyczajenia i który użył dopiero raz w życiu, jest na swoim miejscu i zdecydowanym ruchem szarpnął ramionami ku dołowi. Ciągnący go agenci zachwiali się, nie spodziewając się żadnego oporu ze strony jeńca, co wystarczyło by Navarr sięgnął ku rękojeści. Srebrne światło rozjaśniło uliczkę. Kelan działając jak w transie ciął szeroko powyżej kolan. Mężczyźni ryknęli z bólu, zwalając się na ziemię. Ostatnia część planu miała najmniejsze szanse powodzenia. W gruncie rzeczy nie miała prawa się udać i faktycznie nie udała. Nim łowca zdążył się odwrócić usłyszał odgłos strzału, a ciemne plamy wystąpiły mu przed oczami. Na oślep ciął za siebie, słysząc jak ostrze opala żywą tkankę imperialnego. Navarr z trudem podniósł się na nogi.
- Witaj najdroższy. Wreszcie wróciłeś – głos, który dobiegł uszu łowcy z pewnością należał do Tei. Nie mógłby go pomylić z żadnym innym – Długo czekałam.
Przy śmigaczu pojawiła się stojąca tyłem do mężczyzny postać kobieca. Kelan otrząsnął się, odganiając uparcie atakującą go chęć zamknięcia oczu choćby na chwilę, a kobieta zniknęła. Oddychając z trudem, z ręką przy połamanych żebrach łowca wpełzł do śmigacza. Ta suka sprzedała mnie, a teraz chce przywłaszczyć sobie mój okręt – nie wiedział czemu, ale był pewien, że Twi’lekanka to właśnie uczyni. Chyba znali się już wystarczająco długo. Szarpnął stery, a pojazd poderwał się do lotu. Kilkakrotnie Kelan czuł, że opuszcza go przytomność, lecz myśl o zemście jakoś pozwalała zachować mu przytomność.
- Jestem tu tylko dla ciebie. Nie każ mi czekać dłużej – słodki głos Tei natarczywie atakował umysł łowcy
Już niedługo kochana – pomyślał przyśpieszając

Śmigacz osiadł na ziemi przed bramą prowadzącą na lądowisko na którym zacumowany był Kruk. Kelan ciężko dysząc dokuśtykał do drzwi i wdusił przycisk otwierający. Piękny, czarny okręt unosił się właśnie w powietrze i nim łowca zdołał wyszarpnąć blaster z kabury, ruszył w kierunku granicy atmosfery. Mężczyzna opadł na kolana spoglądając jak czarna plama powoli znika na zatłoczonym niebie. Bezsilnie przygryzł dolną wargę i z cichym westchnieniem usiadł opierając się o ścianę.
- Nareszcie – szepnął mu znajomy głos
Kelan Navarr zamknął oczy pozwalając snu zawładnąć własną świadomością.

Dzień leniwie wstawał nad Taris, wydobywając z mroku wciąż będące w odbudowie miasto. Kobieta o zjawiskowej urodzie i burzy kasztanowych włosów, odwróciła się ku Kelanowi. Uśmiechnął się ciepło. Znów był w domu. Teia podeszła do niego i delikatnie pocałowała w policzek, po czym spojrzała mu głęboko w oczy. To nie było spojrzenie, które znał i które witało go każdego wspólnego poranka.
- Zabiłeś mnie sukinsynu – szepnęła cicho, wyszarpując zza pleców nóż i zatapiając go w piersi ukochanego
- Tei... ja nie… - jęknął mężczyzna i upadł na posadzkę.
Znów był w domu.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 16 Paź 2010, o 00:13

Wychodząc z zaułka udawała, że nie słyszy strzału z blastera, ale odetchnęła z ulgą, gdy nie nastąpiła po nim cała kanonada. Oznaczało to, że nie strzelał Kelan, lecz jeden z agentów imperialnego wywiadu, zaś im zależało na tym, żeby zdrajcę schwytać żywcem. Nie zabiliby go dopóki nie musieliby się bronić.
Przynajmniej miała taką nadzieję.
Spoglądając na kolorowe, fluorescencyjne napisy nad wejściami do sklepów, wsiadła do zautomatyzowanej taksówki, całą siłą woli powstrzymując się przed spojrzeniem za siebie. Wmawiała sobie, że jeśli chce być najlepszą łowczynią nagród w galaktyce musi pozbyć się uczuć, przywiązania do innych osób i wyrzucić z serca pojęcie przyjaźni. Coś takiego nie istnieje - jest tylko interes własny, o który trzeba dbać. Zaufanie jest oznaką słabości, słabości która doprowadziła Kelana do upadku. To była naturalna selekcja, przetrwać mogli tylko najlepsi, ci najlepiej dostosowani do życia w systemie.
Łzy też są oznaką słabości, pomyślała ocierając wierzchem dłoni wilgotny policzek.


Daylana wygładziła biały materiał sukni na udach i, z wprawą jednej z najlepszych tancerek w historii "Beebleberry", przemykała między gośćmi "Golden Roulette" na drugi koniec sali, gdzie dostrzegła mężczyznę o krótko ściętych, stalowoszarych włosach przepasanych srebrnymi paskami siwizny. W ręce trzymał mały talerzyk, z którego podjadał kalmary przyprawione liśćmi raawy, wodorostów których porcja kosztuje więcej niż butelka trzydziestoletniej koreliańskiej whisky.
-Trzymaj głowę prosto i staraj się tak nie rozglądać po tłumie - powiedział, gdy twi'lekanka się zbliżyła. - Poza tym, znacznie lepiej ci w ciemnych barwach. Biały zdecydowanie nie jest twoim kolorem.
-Kto cię uczył manier, Maurice? - spytała podając mu dłoń, którą natychmiast mężczyzna ucałował. - Od kiedy tak się wita przyjaciół?
-A od kiedy jesteśmy przyjaciółmi? - chwilę wpatrywał się w jej oczy, ale gdy nie doczekał się odpowiedzi, uśmiechnął się półgębkiem i puścił jej rękę. - Jesteś na tropie Szalonego Sapera, prawda?
-Nie, przyszłam na otwarcie kasyna, żeby najeść się kalmarów i napić szampana.
-Niepotrzebna ironia, Daylano - odparł mężczyzna nabijając na widelec ostatni kawałek kalmara, jaki został na jego talerzu. - Skoro jednak już zaczęłaś temat, mistrz kuchni doprawdy przyrządził je wybornie, smakują chyba każdemu. Z drugiej jednak strony, widok zajadających się nimi kalamarian nieco mnie zaskoczył. To na swój sposób kanibalizm.
-Błagam cię, - kobieta westchnęła ciężko - w żadnym wypadku nie opowiadaj dowcipu o restauracji pełnej twi'leków i spaghetti. Mnie naprawdę to nie bawi.
-Jak wolisz - wzruszył ramionami. - Zapytam zatem jeszcze raz: chcesz zgarnąć nagrodę za Szalonego Sapera?
-Tak, sto dwadzieścia kredytów to kupa forsy, Maurice. Czyżbyś chciał mi pomóc?
-Jak sama powiedziałaś, sto dwadzieścia kredytów to kupa forsy i nie chciałbym, żeby ktoś zwinął mi ją sprzed nosa.
-Myślałam, że z tym skończyłeś? - brwi twi'lekanki uniosły się w wyrazie zdziwienia. - Czyżby emerytura ci zbrzydła?
-Wszyscy mamy swoje problemy, a te zdrowotne należą do najkosztowniejszych. Potrzebuję pieniędzy i lepiej, żebyś nie stała na drodze do ich zdobycia. Bez względu na naszą znajomość, nie zawaham się przed zrobieniem ci dodatkowego otworu w głowie. Stwierdzenie "idę przewietrzyć nieco umysł", nabrałoby w twoim wypadku nowego, całkiem zabawnego, znaczenia.
-Grozisz mi? Za stary już jesteś, żeby mnie ugryźć, Maurice.
-Daylano, prawda jest taka, że nie masz pojęcia w co się pakujesz. Stawka jest o wiele wyższa niż ci się wydaje, a w tej rozgrywce biorą udział siły większe niż jesteś w stanie sobie wyobrazić. Nawet z niesławnym Kelanem Navarrem u boku nie uda ci się uciec przed konsekwencjami wyłączenia z gry Szalonego Sapera. Człowiek ten musi zostać schwytany, ale w żadnym wypadku nie może trafić w ręce Nowej Republiki.
-A w czyje?
-Słyszałaś kiedyś o organizacji zwanej Okiem...?


Daylana nie rozumiała mechanizmów działających za kurtyną wielkiej polityki, więc pchanie się między jej tryby nie było tym, o czym marzyła nie mogąc zasnąć po nocach. Mimo to, słowa Maurice'a nie wywarły na niej większego wrażenia, podobnie jak tatuaż na wewnętrznej części nadgarstka. Wzorek wyobrażający planetę na tle słońca mógł oznaczać przynależność do tajemniczej organizacji wpływającej na losy galaktyki, ale równie mógł jego właścicielowi przypominać o romantycznych chwilach spędzonych z jakąś kobietą.
Teraz, kiedy układała sobie w głowie wydarzenia ostatnich kilkudziesięciu godzin, zaczynała rozumieć, że naprawdę była o włos od zgniecenia przez koła zębate mechanizmu wielkiej, galaktycznej intrygi, której celów nie znała. Maurice ostrzegł ją, że jeśli natychmiast nie opuszczą Coruscant, z każdą godziną prawdopodobieństwo śmierci ich śmierci będzie rosło. The Eye nie życzyło sobie bowiem, by ktokolwiek odnalazł Xakic'a Obdrisa przed nimi - Szalony Saper był im do czegoś potrzebny. Daylana oczywiście nie uwierzyła staremu łowcy nagród, będąc przekonaną, że najzwyczajniej stara się ją przestraszyć, żeby odsunąć od pościgu konkurencję.
Przy okazji wspomniał o nagrodzie wyznaczonej za żywego Kelana Navarra. Pięćdziesiąt tysięcy też nie było małą kwotą, a w świetle piętrzących się trudności ze złapaniem Szalonego Sapera, suma ta była całkiem miła dla oka. Po wybuchu bomby w czasie uroczystego otwarcia kasyna, Daylana otrzymała od Maurice'a dwie wiadomości na prywatną pocztę elektroczniną, której adresu nie powinien znać.
Pierwsza wyrażała niezadowolenie z powodu zabicia niejakiego Billsa, policjanta będącego w kieszeni organizacji The Eye, którego zadaniem było przetrzymanie Daylany i Kelana do momentu, gdy przestaną się liczyć w wyścigu do zgarnięcia nagrody za Szalonego Sapera. Drugą odebrała w swoim mieszkaniu, po wizycie u Widma, handlarza informacjami. Przestrzegała ich przed tym, by nie próbowali odwiedzać człowieka nazwiskiem Onso. Jak na ironię, ta wiadomość uratowała życie Kelanowi - gdyby nie ona, twi'lekanka nie zachowywałaby wyjątkowej ostrożności i nie zdążyła w porę uchronić towarzysza przed strzałem snajpera. W postscriptum przypomniał o nagrodzie wyznaczonej przez Imperium - łącznikiem miał być jej stary znajomy, Gur Tan, u którego wynajmowała mieszkanie, a który niejednokrotnie podsuwał jej zlecenia.
Zdecydowała się porozmawiać o tym ze znajomym gossamem, wychodząc z założenia, że zawsze może nie wpuszczać Kelana do zastawionej pułapki. Nie spodziewała się jednak, że spotka swój "kontakt" tak szybko - w czasie ewakuacji z mieszkania Onso. Dopiero teraz do niej docierało, że wszystko musiało być zaplanowane wcześniej, a ona jedynie była pionkiem w grze, wszystko, co miała to złudzenie kontroli sytuacji. Powiązania między Gur Tanem, Maurice'm, tajemniczą organizacją zwaną Okiem i Imperium Galaktycznym były dla niej zbyt skomplikowane - nie była w stanie ich rozgryźć. Poza tym, miała zbyt mało wiarygodnych informacji, by mieć pełen obraz sytuacji.

Podróż taksówką wydawała się trwać długie godziny, choć w rzeczywistości w kosmoporcie znalazła się po zaledwie kilku minutach. Zapłaciła gotówką wrzucając płytki kredytowe do odpowiedniej szczeliny w zautomatyzowanym pojeździe, po czym wyszła na zatłoczony chodnik.
Zamierzała zniknąć z Coruscant na jakiś czas - przynajmniej do czasu, gdy sytuacja z Szalonym Saperem się wyjaśni, w ten czy inny sposób, a jej obecność na stołecznej planecie Republiki nie będzie stwarzać zagrożenia dla jej własnego zdrowia. Nie chciała, żeby Maurice lub jego koledzy uznali, że jednak zdecydowała się znaleźć Obdrisa. Na brak pieniędzy narzekać nie mogła, zwłaszcza, że jej konto zostało dodatkowe zasilone kredytami za wydanie Kelana w ręce Imperium. Dodatkowo planowała sprzedać "Kruka" i kupić coś tańszego i mniej rzucającego się w oczy.
Statek stał dokładnie tam, gdzie go zostawili, a wokół niego nikt się nie kręcił. Nie wiedzieć czemu, w głębi duszy Daylana obawiała się, że po wejściu na lądowisko zobaczy czekającego na nią Kelana. Po plecach przeszedł jej zimny dreszcz, gdy zdała sobie sprawę z tego, że mógłby to być ostatni widok w jej życiu.
Nie mając pojęcia o tym, że wyprzedza Navarra o niecałe trzy minuty, weszła po opuszczonym trapie na pokład "Kruka".


-Dali się załatwić jak dzieci - powiedział Maurice trącając butem zwłoki w alejce, z której przed chwilą wybiegł Kelan Navarr. - Mówiłem ci, żebyśmy wzięli kogoś pewnego do tej roboty. Najemne zbiry nie najlepiej nadają się do udawania imperialnych szturmowców czy agentów wywiadu.
-Myślisz, że gdyby byli tutaj nasi ludzie, sytuacja wyglądałaby inaczej?
Stojąca obok niego kobieta miała jasną karnację skóry i kontrastujące z nią kruczoczarne włosy, które lokowanymi falami opadały na jej ramiona i łopatki. Ubrana była w biały, obcisły kombinezon, który doskonale uwydatniał jej kształty. Wyglądała raczej na "męską zabawkę" niż maszynę do zabijania, ale na charakterystyczny tatuaż na przegubie dłoni zasłużyła walką, a nie sypaniem z szychami z Oka.
-Sami powinniśmy się tutaj stawić. Wtedy Navarr by nie uciekł.
-Gdyby ta twi'lekanka cię zobaczyła, od razu zrozumiałaby, że coś tu nie gra. Ona musiała być przekonana, że sprzedaje go imperialcom, a nie nam, wiesz o tym. W przeciwnym wypadku, musiałbyś ją zabić.
-Zbędny rozlew krwi do niczego nie prowadzi - powiedział Maurice patrząc swojej rozmówczyni prosto w oczy. - Poza tym, ciebie by nie rozpoznała.
-Tak czy inaczej, uważam, że powinna zginąć. Za dużo jej powiedziałeś.
-Tych strzępków informacji nigdy nie pozbiera w logiczną całość, a o The Eye prędzej czy później i tak się dowie. Nasza organizacja wychodzi z cienia, czy nam się to podoba czy nie. Być może nikomu nie uda się poznać szczegółów, ale już niedługo nasz symbol zacznie budzić respekt w galaktyce.
-Niech będzie jak uważasz, ale pamiętaj, że oszczędzenie twi'lekanki oznacza, że spłaciłam swój dług.
-Oczywiście - wycedził przez zaciśnięte wargi. - Lepiej rozejrzyjmy się za naszym zbiegiem.
-Masz jakiekolwiek pojęcie gdzie mógł się udać?
-Lądowiska.
-Skąd wiesz?
-Tam poszła Daylana, a on teraz będzie chciał ją dorwać...


Nie zauważyła, wbiegającego na płytę lądowiska, Kelana. Sterowanie "Krukiem" zostawiła komputerowi pokładowemu i podłączonemu do niego, Piszczkowi. Mały droid, na podstawie odczytów fizjologicznych Daylany doszedł do wniosku, że twi'lekanka jest w stanie określanym jako "dołek psychiczny", więc nawet nie odważył się przerwać ciszy, jaka zapanowała, gdy kobieta z podkurczonymi kolanami usiadła w głównym pomieszczeniu jednostki.
Wmawiała sobie, że zrobiła to, co należało. Zostając skrytobójczynią obiecała sobie, że będzie dążyć do wyznaczonych celów bez względu na koszta, nawet jeśli będzie to oznaczało wyzbycie się cząstki siebie. W ciągu kilku godzin zarobiła masę kredytów, zdobyła na własność statek, odsunęła od siebie zainteresowanie Maurice'a i jego organizacji, a także zdobyła wdzięczność Imperium Galaktycznego. Mówiąc krótko: była na dobrej drodze do tego, by zostać rozpoznawalną łowczynią nagród.
Wreszcie stała na progu galaktycznej kariery, o której zawsze marzyła. Jeśli będzie pracować równie ciężko, jak robiła to dotychczas, być może za kilka lat będą stawiać ją obok takich postaci jak Boba Fett, Cad Bane, Aurra Sing czy Calo Nord...
"Kruk" wzbił się w niebo nad Coruscant.


Maurice dostrzegł odlatujący statek w chwili, gdy wraz z Mori wysiedli niedaleko kosmoportu. Charakterystycznej, czarnej sylwetki "Kruka" nie dało się pomylić z niczym innym, zwłaszcza, że od jakiegoś czasu mężczyzna codziennie przyglądał się zdjęciom jednostki. Zastanawiając się czy jego pierwsza myśl, by Navarra szukać w dokach, była poprawna, przeciskał się przez tłum przechodniów tarasujących drogę na lądowisko.
Leżał na ziemi, plecami opierając się o ścianę. Sądząc po nienaturalnie białym kolorze twarzy, jego rany musiały być całkiem poważne. Mori podbiegła do niego i przyklęknęła przytykając dwa palce prawej dłoni do szyi.
-Żyje? - zapytał Maurice



******
Po konsultacji z Peterem, quest zamykam. Postaci: Kelan Navarr, Daylana, Ewan Went i niezależny Kren Mor są wolne. David Turoug.
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 14 Lut 2011, o 19:51

Światło było oślepiające. Zdawało się wdzierać do wnętrza głowy nawet przez zamknięte powieki, powodując niewyobrażalny ból. Ożywione szepty, jakie rozległy się gdzieś w pobliżu odbiły się echem w jego czaszce, lecz znaczenie słów pozostało dla niego nieznane. „Jeśli to jest jakiś rodzaj życia po życiu, to wyjątkowa podła sprawa” – ta myśl jako pierwsza przeszła przez jego wracający do normalnej działalności umysł. Miał być ciemny tunel ze światełkiem na końcu. Nie było żadnego tunelu, a światełko zdawało się płonąć blaskiem zdolnym spalić mu skórę. Nie było lekkiego unoszenia się w nieskończoności. W zamian było uczucie zgniatania głowy przez imadło i dziwny niedowład w kończynach. „Pierdolę taki interes” – pomyślał i spróbował się poruszyć, by odwrócić głowę od światła, przy którym dwa słońca Tatooine wydawały się nocną lampką w dziecięcym pokoju.
- Budzi się – jego uszu dobiegł kobiecy głos
„Cholera, skoro są kobiety, to może nie jest tak źle”. Równomierny ucisk na plecy podpowiadał mu, że znajduje się w pozycji leżącej, a umysł nieśmiało zdawał się potwierdzać to założenie. Mężczyzna spróbował się podnieść, lecz gdy tylko zdołał oderwać plecy od rozkosznie miękkiego materiału na którym spoczywał, z jękiem opadł na posłanie. Dźwięk jego głosu zaskoczył go, niczym dobry przyjaciel, który wpada z wizytą po kilkunastu latach nieobecności. Światło powoli przestawało być tak inwazyjne jak do tej pory, a i ból głowy zdawał się powoli ustępować. Pacjent odwrócił głowę na bok i ostrożnie otworzył oczy. Przywitał go widok dwóch smukłych kobiecych nóg, opiętych u góry ciasno białym kombinezonem kończącym się nie niżej niż pośladki. Uśmiechnął się do siebie w myślach.
- Witam panie Navarr – głos kobiety był równie przyjemny jak jej długie nogi – cieszymy się, że znów jest pan z nami.
- Kelan – raczej wyszeptał niż powiedział.
- Słucham?
- Kelan – powtórzył, tym razem trochę głośniej – mów mi Kelan. Gdzie ja do cholery jestem?
- W bezpiecznym miejscu – padła natychmiastowa odpowiedź.
Przeważnie ta formułka oznaczała coś zgoła przeciwnego – tortury, przesłuchania i inne tego typu rozrywki dla ciała i ducha.
- Co się ze mną stało? – ponownie otworzył oczy
- Nasi ludzie znaleźli pa…
- Jeśli jeszcze raz zwrócisz się do mnie per pan, ukręcę Ci tą śliczną główkę – przerwał jej Kelan, stwierdzając bez cienia wątpliwości, że byłoby to spore marnotrawstwo - No więc?
- Nasi ludzie znaleźli pa… cię przy lądowiskach. Sądziliśmy, że nie żyjesz. Nie byliśmy zresztą bardzo dalecy od prawdy. Nasi medycy wspierani przez prototypowe droidy medyczne następnej generacji, zrobili coś niebywałego składając cię na powrót do jednego kawałka.
- Co ja tam robiłem?
Kobieta skinęła na droida, który na swej mechanicznej dłoni, ukazał niewielki, metalowy przedmiot służący do cichej eliminacji celów. Wszystkie wspomnienia rozbłysły w umyśle Kelana niczym bomba sejsmiczna.
- Ta cholerna suka mnie sprzedała – po dłuższej chwili wycedził przez zaciśnięte zęby – sprzedała i ukradła mój pieprzony okręt.
Kobieta słuchała w milczeniu.
- Ile tu już jestem? – spytał nagle Navarr
- Cztery…
- Cztery dni? To nie tak źle – przerwał jej ponownie mężczyzna – odszukanie tej dziwki nie powinno przysporzyć większych trudności
- Miesiące – sprostowała kobieta – jesteś tu od czterech miesięcy
Kelan odetchnął głębiej.
- O kurwa – jęknął zrezygnowany i zamknął oczy


Dwa tygodnie później


Worek treningowy odchylił się znacznie pod wpływem kolejnego potężnego ciosu. Mężczyzna już w niczym nie przypominał siebie z przed kilkunastu dni, gdy z trudem się poruszał. Myśli o zemście całkowicie zawładnęły jego umysłem i robił wszystko, by jak najszybciej obrócić je w czyny. O tym, że kilka miesięcy temu otarł się o śmierć świadczyły obecnie jedynie blizny. Od czasu gdy tylko był w stanie poruszać się w miarę sprawnie, zaczął spędzać praktycznie każdą chwilę na siłowni należącej do kompleksu. Było oczywiste, że nie znajdował się w szpitalu. Te nie miały wyposażenia nawet w połowie tak zaawansowanego jak to, które stosowano do doprowadzenia go do stanu używalności. Biorąc pod uwagę środki finansowe jakie wpompowano w jego leczenie, był całkowicie pewien, że niebawem będzie musiał spłacić dług w taki, lub inny sposób. Do tego czasu postanowił nie nadużywać gościnności i nie zamęczał pytaniami ekipy medycznej, która czuwała nad jego postępami. Kelan mając przed oczyma twarz swej byłej wspólniczki, z całych sił wpakował pięść w worek.
- Witam panie Navarr – usłyszał za sobą przyjemny, kobiecy głos. Nie słyszał kiedy weszła – widzę, że wraca pan do zdrowia
Łowca odwrócił się w kierunku gościa i ujrzał opartą o ścianę kobietę o jasnej cerze i pofalowanych, kruczoczarnych włosach. Ubrana była w biały, doskonale przylegający do jej doskonałego ciała kombinezon. Choć sprawiała wrażenie profesjonalnie obojętnej, nie udało jej się ukryć charakterystycznego błysku w oczach gdy spojrzała na jego umięśnione ciało, błyszczące się od potu.
- Mów mi Kelan – uśmiechnął się lekko, lecz bujna broda, którą zapuścił praktycznie ukryła ten przyjacielski grymas
- Mori – wyciągnęła rękę, a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu – mój szef chce się z tobą widzieć

***

- Wejdź Kelan – odezwał się głęboki, lekko zachrypnięty męski głos w pustym pokoju rozjaśnianym jedynie przez ledwo widoczny blask świateł przypodłogowych.
- Panie Navarr – mruknął łowca, niechętnie przestępując próg.
Pomieszczenie na chwilę wypełniło się śmiechem
- Nie zawiodłeś mnie, właśnie tak sobie ciebie wyobrażałem. Siadaj
- Moja sława najwyraźniej mnie wyprzedza – odpowiedział łowca lokując się na samotnym fotelu. Przed jego oczami zmaterializował się obraz z wyświetlacza holograficznego.
- Pozwolisz, że bez zbędnego pieprzenia przejdę do rzeczy. Chcemy, byś dla nas pracował
- Jako?
- Jako jeden z naszych najlepszych ludzi.
- A jeśli odmówię?
- Będziemy musieli cię zabić, co byłoby zupełnie nieopłacalne biorąc pod uwagę środki jakie włożyliśmy w przywrócenie cię do życia.
Kelan zamyślił się i odezwał się po długiej chwili ciszy.
- Mam jeden warunek.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

Poprzednia

Wróć do Archiwum

cron