Wychodząc z zaułka udawała, że nie słyszy strzału z blastera, ale odetchnęła z ulgą, gdy nie nastąpiła po nim cała kanonada. Oznaczało to, że nie strzelał Kelan, lecz jeden z agentów imperialnego wywiadu, zaś im zależało na tym, żeby zdrajcę schwytać żywcem. Nie zabiliby go dopóki nie musieliby się bronić.
Przynajmniej miała taką nadzieję.
Spoglądając na kolorowe, fluorescencyjne napisy nad wejściami do sklepów, wsiadła do zautomatyzowanej taksówki, całą siłą woli powstrzymując się przed spojrzeniem za siebie. Wmawiała sobie, że jeśli chce być najlepszą łowczynią nagród w galaktyce musi pozbyć się uczuć, przywiązania do innych osób i wyrzucić z serca pojęcie przyjaźni. Coś takiego nie istnieje - jest tylko interes własny, o który trzeba dbać. Zaufanie jest oznaką słabości, słabości która doprowadziła Kelana do upadku. To była naturalna selekcja, przetrwać mogli tylko najlepsi, ci najlepiej dostosowani do życia w systemie.
Łzy też są oznaką słabości, pomyślała ocierając wierzchem dłoni wilgotny policzek.
Daylana wygładziła biały materiał sukni na udach i, z wprawą jednej z najlepszych tancerek w historii "Beebleberry", przemykała między gośćmi "Golden Roulette" na drugi koniec sali, gdzie dostrzegła mężczyznę o krótko ściętych, stalowoszarych włosach przepasanych srebrnymi paskami siwizny. W ręce trzymał mały talerzyk, z którego podjadał kalmary przyprawione liśćmi raawy, wodorostów których porcja kosztuje więcej niż butelka trzydziestoletniej koreliańskiej whisky.
-Trzymaj głowę prosto i staraj się tak nie rozglądać po tłumie - powiedział, gdy twi'lekanka się zbliżyła. - Poza tym, znacznie lepiej ci w ciemnych barwach. Biały zdecydowanie nie jest twoim kolorem.
-Kto cię uczył manier, Maurice? - spytała podając mu dłoń, którą natychmiast mężczyzna ucałował. - Od kiedy tak się wita przyjaciół?
-A od kiedy jesteśmy przyjaciółmi? - chwilę wpatrywał się w jej oczy, ale gdy nie doczekał się odpowiedzi, uśmiechnął się półgębkiem i puścił jej rękę. - Jesteś na tropie Szalonego Sapera, prawda?
-Nie, przyszłam na otwarcie kasyna, żeby najeść się kalmarów i napić szampana.
-Niepotrzebna ironia, Daylano - odparł mężczyzna nabijając na widelec ostatni kawałek kalmara, jaki został na jego talerzu. - Skoro jednak już zaczęłaś temat, mistrz kuchni doprawdy przyrządził je wybornie, smakują chyba każdemu. Z drugiej jednak strony, widok zajadających się nimi kalamarian nieco mnie zaskoczył. To na swój sposób kanibalizm.
-Błagam cię, - kobieta westchnęła ciężko - w żadnym wypadku nie opowiadaj dowcipu o restauracji pełnej twi'leków i spaghetti. Mnie naprawdę to nie bawi.
-Jak wolisz - wzruszył ramionami. - Zapytam zatem jeszcze raz: chcesz zgarnąć nagrodę za Szalonego Sapera?
-Tak, sto dwadzieścia kredytów to kupa forsy, Maurice. Czyżbyś chciał mi pomóc?
-Jak sama powiedziałaś, sto dwadzieścia kredytów to kupa forsy i nie chciałbym, żeby ktoś zwinął mi ją sprzed nosa.
-Myślałam, że z tym skończyłeś? - brwi twi'lekanki uniosły się w wyrazie zdziwienia. - Czyżby emerytura ci zbrzydła?
-Wszyscy mamy swoje problemy, a te zdrowotne należą do najkosztowniejszych. Potrzebuję pieniędzy i lepiej, żebyś nie stała na drodze do ich zdobycia. Bez względu na naszą znajomość, nie zawaham się przed zrobieniem ci dodatkowego otworu w głowie. Stwierdzenie "idę przewietrzyć nieco umysł", nabrałoby w twoim wypadku nowego, całkiem zabawnego, znaczenia.
-Grozisz mi? Za stary już jesteś, żeby mnie ugryźć, Maurice.
-Daylano, prawda jest taka, że nie masz pojęcia w co się pakujesz. Stawka jest o wiele wyższa niż ci się wydaje, a w tej rozgrywce biorą udział siły większe niż jesteś w stanie sobie wyobrazić. Nawet z niesławnym Kelanem Navarrem u boku nie uda ci się uciec przed konsekwencjami wyłączenia z gry Szalonego Sapera. Człowiek ten musi zostać schwytany, ale w żadnym wypadku nie może trafić w ręce Nowej Republiki.
-A w czyje?
-Słyszałaś kiedyś o organizacji zwanej Okiem...?
Daylana nie rozumiała mechanizmów działających za kurtyną wielkiej polityki, więc pchanie się między jej tryby nie było tym, o czym marzyła nie mogąc zasnąć po nocach. Mimo to, słowa Maurice'a nie wywarły na niej większego wrażenia, podobnie jak tatuaż na wewnętrznej części nadgarstka. Wzorek wyobrażający planetę na tle słońca mógł oznaczać przynależność do tajemniczej organizacji wpływającej na losy galaktyki, ale równie mógł jego właścicielowi przypominać o romantycznych chwilach spędzonych z jakąś kobietą.
Teraz, kiedy układała sobie w głowie wydarzenia ostatnich kilkudziesięciu godzin, zaczynała rozumieć, że naprawdę była o włos od zgniecenia przez koła zębate mechanizmu wielkiej, galaktycznej intrygi, której celów nie znała. Maurice ostrzegł ją, że jeśli natychmiast nie opuszczą Coruscant, z każdą godziną prawdopodobieństwo śmierci ich śmierci będzie rosło. The Eye nie życzyło sobie bowiem, by ktokolwiek odnalazł Xakic'a Obdrisa przed nimi - Szalony Saper był im do czegoś potrzebny. Daylana oczywiście nie uwierzyła staremu łowcy nagród, będąc przekonaną, że najzwyczajniej stara się ją przestraszyć, żeby odsunąć od pościgu konkurencję.
Przy okazji wspomniał o nagrodzie wyznaczonej za żywego Kelana Navarra. Pięćdziesiąt tysięcy też nie było małą kwotą, a w świetle piętrzących się trudności ze złapaniem Szalonego Sapera, suma ta była całkiem miła dla oka. Po wybuchu bomby w czasie uroczystego otwarcia kasyna, Daylana otrzymała od Maurice'a dwie wiadomości na prywatną pocztę elektroczniną, której adresu nie powinien znać.
Pierwsza wyrażała niezadowolenie z powodu zabicia niejakiego Billsa, policjanta będącego w kieszeni organizacji The Eye, którego zadaniem było przetrzymanie Daylany i Kelana do momentu, gdy przestaną się liczyć w wyścigu do zgarnięcia nagrody za Szalonego Sapera. Drugą odebrała w swoim mieszkaniu, po wizycie u Widma, handlarza informacjami. Przestrzegała ich przed tym, by nie próbowali odwiedzać człowieka nazwiskiem Onso. Jak na ironię, ta wiadomość uratowała życie Kelanowi - gdyby nie ona, twi'lekanka nie zachowywałaby wyjątkowej ostrożności i nie zdążyła w porę uchronić towarzysza przed strzałem snajpera. W postscriptum przypomniał o nagrodzie wyznaczonej przez Imperium - łącznikiem miał być jej stary znajomy, Gur Tan, u którego wynajmowała mieszkanie, a który niejednokrotnie podsuwał jej zlecenia.
Zdecydowała się porozmawiać o tym ze znajomym gossamem, wychodząc z założenia, że zawsze może nie wpuszczać Kelana do zastawionej pułapki. Nie spodziewała się jednak, że spotka swój "kontakt" tak szybko - w czasie ewakuacji z mieszkania Onso. Dopiero teraz do niej docierało, że wszystko musiało być zaplanowane wcześniej, a ona jedynie była pionkiem w grze, wszystko, co miała to złudzenie kontroli sytuacji. Powiązania między Gur Tanem, Maurice'm, tajemniczą organizacją zwaną Okiem i Imperium Galaktycznym były dla niej zbyt skomplikowane - nie była w stanie ich rozgryźć. Poza tym, miała zbyt mało wiarygodnych informacji, by mieć pełen obraz sytuacji.
Podróż taksówką wydawała się trwać długie godziny, choć w rzeczywistości w kosmoporcie znalazła się po zaledwie kilku minutach. Zapłaciła gotówką wrzucając płytki kredytowe do odpowiedniej szczeliny w zautomatyzowanym pojeździe, po czym wyszła na zatłoczony chodnik.
Zamierzała zniknąć z Coruscant na jakiś czas - przynajmniej do czasu, gdy sytuacja z Szalonym Saperem się wyjaśni, w ten czy inny sposób, a jej obecność na stołecznej planecie Republiki nie będzie stwarzać zagrożenia dla jej własnego zdrowia. Nie chciała, żeby Maurice lub jego koledzy uznali, że jednak zdecydowała się znaleźć Obdrisa. Na brak pieniędzy narzekać nie mogła, zwłaszcza, że jej konto zostało dodatkowe zasilone kredytami za wydanie Kelana w ręce Imperium. Dodatkowo planowała sprzedać "Kruka" i kupić coś tańszego i mniej rzucającego się w oczy.
Statek stał dokładnie tam, gdzie go zostawili, a wokół niego nikt się nie kręcił. Nie wiedzieć czemu, w głębi duszy Daylana obawiała się, że po wejściu na lądowisko zobaczy czekającego na nią Kelana. Po plecach przeszedł jej zimny dreszcz, gdy zdała sobie sprawę z tego, że mógłby to być ostatni widok w jej życiu.
Nie mając pojęcia o tym, że wyprzedza Navarra o niecałe trzy minuty, weszła po opuszczonym trapie na pokład "Kruka".
-Dali się załatwić jak dzieci - powiedział Maurice trącając butem zwłoki w alejce, z której przed chwilą wybiegł Kelan Navarr. - Mówiłem ci, żebyśmy wzięli kogoś pewnego do tej roboty. Najemne zbiry nie najlepiej nadają się do udawania imperialnych szturmowców czy agentów wywiadu.
-Myślisz, że gdyby byli tutaj nasi ludzie, sytuacja wyglądałaby inaczej?
Stojąca obok niego kobieta miała jasną karnację skóry i kontrastujące z nią kruczoczarne włosy, które lokowanymi falami opadały na jej ramiona i łopatki. Ubrana była w biały, obcisły kombinezon, który doskonale uwydatniał jej kształty. Wyglądała raczej na "męską zabawkę" niż maszynę do zabijania, ale na charakterystyczny tatuaż na przegubie dłoni zasłużyła walką, a nie sypaniem z szychami z Oka.
-Sami powinniśmy się tutaj stawić. Wtedy Navarr by nie uciekł.
-Gdyby ta twi'lekanka cię zobaczyła, od razu zrozumiałaby, że coś tu nie gra. Ona musiała być przekonana, że sprzedaje go imperialcom, a nie nam, wiesz o tym. W przeciwnym wypadku, musiałbyś ją zabić.
-Zbędny rozlew krwi do niczego nie prowadzi - powiedział Maurice patrząc swojej rozmówczyni prosto w oczy. - Poza tym, ciebie by nie rozpoznała.
-Tak czy inaczej, uważam, że powinna zginąć. Za dużo jej powiedziałeś.
-Tych strzępków informacji nigdy nie pozbiera w logiczną całość, a o The Eye prędzej czy później i tak się dowie. Nasza organizacja wychodzi z cienia, czy nam się to podoba czy nie. Być może nikomu nie uda się poznać szczegółów, ale już niedługo nasz symbol zacznie budzić respekt w galaktyce.
-Niech będzie jak uważasz, ale pamiętaj, że oszczędzenie twi'lekanki oznacza, że spłaciłam swój dług.
-Oczywiście - wycedził przez zaciśnięte wargi. - Lepiej rozejrzyjmy się za naszym zbiegiem.
-Masz jakiekolwiek pojęcie gdzie mógł się udać?
-Lądowiska.
-Skąd wiesz?
-Tam poszła Daylana, a on teraz będzie chciał ją dorwać...
Nie zauważyła, wbiegającego na płytę lądowiska, Kelana. Sterowanie "Krukiem" zostawiła komputerowi pokładowemu i podłączonemu do niego, Piszczkowi. Mały droid, na podstawie odczytów fizjologicznych Daylany doszedł do wniosku, że twi'lekanka jest w stanie określanym jako "dołek psychiczny", więc nawet nie odważył się przerwać ciszy, jaka zapanowała, gdy kobieta z podkurczonymi kolanami usiadła w głównym pomieszczeniu jednostki.
Wmawiała sobie, że zrobiła to, co należało. Zostając skrytobójczynią obiecała sobie, że będzie dążyć do wyznaczonych celów bez względu na koszta, nawet jeśli będzie to oznaczało wyzbycie się cząstki siebie. W ciągu kilku godzin zarobiła masę kredytów, zdobyła na własność statek, odsunęła od siebie zainteresowanie Maurice'a i jego organizacji, a także zdobyła wdzięczność Imperium Galaktycznego. Mówiąc krótko: była na dobrej drodze do tego, by zostać rozpoznawalną łowczynią nagród.
Wreszcie stała na progu galaktycznej kariery, o której zawsze marzyła. Jeśli będzie pracować równie ciężko, jak robiła to dotychczas, być może za kilka lat będą stawiać ją obok takich postaci jak Boba Fett, Cad Bane, Aurra Sing czy Calo Nord...
"Kruk" wzbił się w niebo nad Coruscant.
Maurice dostrzegł odlatujący statek w chwili, gdy wraz z Mori wysiedli niedaleko kosmoportu. Charakterystycznej, czarnej sylwetki "Kruka" nie dało się pomylić z niczym innym, zwłaszcza, że od jakiegoś czasu mężczyzna codziennie przyglądał się zdjęciom jednostki. Zastanawiając się czy jego pierwsza myśl, by Navarra szukać w dokach, była poprawna, przeciskał się przez tłum przechodniów tarasujących drogę na lądowisko.
Leżał na ziemi, plecami opierając się o ścianę. Sądząc po nienaturalnie białym kolorze twarzy, jego rany musiały być całkiem poważne. Mori podbiegła do niego i przyklęknęła przytykając dwa palce prawej dłoni do szyi.
-Żyje? - zapytał Maurice
******
Po konsultacji z Peterem, quest zamykam. Postaci: Kelan Navarr, Daylana, Ewan Went i niezależny Kren Mor są wolne. David Turoug.