-Porządnie wkurwiona - odpowiedziała spoglądając na brudne rękawiczki, które jakimś cudem wciąż miała na dłoniach. - Jak tylko dorwę tego buca w mundurze, zafajdanego kutasa, to mu tą jego odznakę w gardło wepchnę, a dupskiem wyciągnę.
-Oczywiście, wszystko zaraz po tym, jak w magiczny sposób wydostaniesz się z klatki - nie bez ironii powiedział Kelan.
-Hej, nie ja nas w to wpakowałam. Ty nas rozbiłeś.
-Biorąc pod uwagę okoliczności, powinnaś się cieszyć, że w ogóle żyjemy.
-Pewnie, mamy niepowtarzalną okazję, żeby dostać karę śmierci za terroryzm. Słyszałeś zarzuty, a jestem przekonana, że opinia publiczna nie weźmie w obronę "współpracowników Szalonego Sapera".
-Wyjdziemy stąd - odparł Kelan głosem zdradzającym niepewność jedynie w takim stopniu, że Daylana w tej sytuacji tego nie wyczuła. - Nie mają żadnych wyraźnych dowodów, a sami wystawili za nim list gończy, więc niech się nie dziwią, że łowcy nagród próbują zgarnąć nagrodę.
-Śmierć niewinnych cywilów, Kelan - twi'lekanka zsunęła rękawiczki, w których wciąż schowane były dwa shurikeny stanowiące jej jedyne uzbrojenie. Obecnie ICH jedyne uzbrojenie. - Gliniarze z radością zrobią z nas złoczyńców, których udało się złapać, żeby nieco uspokoić mieszkańców Coruscant domagających się jakiś postępów w pościgu za "Szalonym Saperem", który wysadza co chce i kiedy chce wciąż pozostając nieuchwytnym. Takiego sukcesu, nawet jeśli nieprawdziwy, nie przepuszczą za nic w świecie.
Daylana wstała, kilka razy okręciła się wokół własnej osi, ale mała klatka energetyczna uniemożliwiała przejście choćby paru kroków, więc ponownie usiadła. Czuła wyraźną potrzebę spuszczenia z siebie pary, ale nie miała żadnej możliwości, by to zrobić i nie pozostawało jej nic innego jak dusić w sobie całą złość, jaka w tej chwili osiągała temperaturę wrzenia. Wściekła Daylana zaś nie była niczym, co chciałby oglądać jakikolwiek coruscański glina. Oddarła kawałek materiału z sukni, przewiązała go na udzie i schowała tam shurikeny, po czym prowizoryczną "podwiązkę" schowała pod ubraniem.
-Niech przyjdą - powiedziała wbijając wzrok w drzwi.
Chwilę później przyszli.
Przesłuchanie w żadnym wypadku nie poszło po myśli Daylany upierającej się przy tym, że żąda adwokata oraz, że nie miała nic wspólnego z wybuchem na dachu kasyna "Golden Roulette". Poza tym, oczywiście, iż próbowali dorwać tego cholernego Obdrisa, z którym cholerne coruscańskie pałki nie potrafią sobie same poradzić. Skąd wiedzieli o ataku? A który szanujący się łowca zdradzi źródło informacji? Lepiej niech zajmą się identyfikacją resztek tego, co zostało z terrorysty, a nie zamęczają porządnych obywateli.
Poza tym, miejsce miał jeszcze jeden, dość nieprzyjemny incydent...
Niecałą godzinę po tym, jak dwóch policjantów w nienagannie odprasowanych mundurach wyprowadziło Daylanę do sali przesłuchań, dwóch innych z powrotem odeskortowało ją do celi.
-Miejmy nadzieję, że ty będziesz rozsądniejszy, stary - powiedział jeden z nich do Kelana. - Twoja koleżanka o mały włos nie zadusiła krzesłem pana inspektora. Jeśli ty nie będziesz gadał, jej błąd będzie was wiele kosztował.
-Próbowałaś udusić policjanta krzesłem!? - Kelan, gdyby nie siedział, w tym momencie zapewne opadłby bezsilnie.
-Chciałam stołem, ale w porę zorientowałam się, że przytwierdzili go na stałe - twi'lekanka wzruszyła ramionami obserwując jak drugi z pary policjantów podchodzi do panelu sterowania klatkami.
Daylana sięgnęła prawą dłonią pod podartą suknię, do zrobionej wcześniej podwiązki, gdzie ukryła dwa shurikeny. W momencie, gdy drugi z funkcjonariuszy odwrócił się do niej plecami, z całej siły przywaliła łokciem w szczękę tego, który miał jej pilnować. Może i nie należała do osób najlepiej nadających się do walki wręcz, ale nawet pozbawiona broni białej, wciąż pozostawała zwinną tancerką. Zgrabnie wywinęła się chwytu zaskoczonego policjanta i wymierzyła mu celnego kopniaka w krocze.
Zaalarmowany hałasem, jego kolega sięgnął do kabury jednocześnie odwracając się w kierunku aresztantki. Przepisy bezpieczeństwa jasno mówią, że kabura z bronią przyboczną musi być zapięta, żeby utrudnić przestępcy ewentualną próbę jej wyrwania. Właśnie ten paragraf uratował twi'lekance życie, bowiem dawał jej dodatkową sekundę niezbędną do tego, by podnieść rękę i wyrzucić w powietrze śmiercionośną gwiazdkę. Shuriken z bezbłędną precyzją trafił policjanta w lewe oko i choć rana nie była śmiertelna, wyłączała z go z walki.
W tym momencie na jej policzek spadła ciężka pięść pierwszego policjanta. Na ułamek sekundy ściemniało jej przed oczami, zaś drugi shuriken wypadł z dłoni. Zatoczyła się niemal pod ścianę, ale utrzymała równowagę, a nawet zgrabnie uchyliła się przed kolejnym uderzeniem, które przecięło powietrze obok jej prawego ucha. Przesmyknęła się między ramionami próbującego ją złapać policjanta i rzuciła na konsolę sterującą energetycznymi klatkami.
Upadek był bolesny. Skupiając całą swoją uwagę na goniącym ją po pomieszczeniu policjancie, zupełnie zapomniała o tym ciężko rannym i potknęła się o niego. Błyskawicznie odwróciła się na plecy i wyrzuciła stopę trafiając w kolano zbliżającego się przeciwnika. Ten zawył z bólu i niemal upadł na podłogę obok swojego kolegi, lecz w ostatnim momencie podparł się rękami. Daylanie nie trzeba było zachęty, by twarzy gliniarza nie zapewnić bliskiego kontaktu z jej nogą i ułamek sekundy później jego przegroda nosowa pękła, gdy wspomagana olbrzymią dawką adrenaliny, łowczyni nagród po raz kolejny kopnęła swojego przeciwnika.
Nie było wiele czasu na analizowanie czasu i myślenie, więc działała instynktownie. W mgnieniu oka z powrotem znalazła się na nogach i otwartą dłonią uderzyła w przycisk otwierający wszystkie klatki - w tym tą, w jakiej znajdował się Kelan Navarr. Kiedy przezroczysto-błękitna osłona przestała oddzielać drugiego łowcę od reszty pomieszczenia, policjant chwycił Daylanę za kostkę i pociągnął na ziemię...
Tak czy inaczej, odwrotu już nie było.