Content

Archiwum

[Coruscant] Szalony saper

W tym miejscu znajdują się wszystkie zakończone questy, których akcja toczyła się na Coruscant.

[Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 8 Kwi 2010, o 19:47

Zleceniodawca: Rząd Nowej Republiki
Nagroda:
120 000 kredytów - żywy
20 000 kredytów - martwy

Cel: Xakic Obdris
Lokalizacja: Coruscant, najniższe partie miasta

Opis zlecenia: Xakic Obdris jest byłym żołnierzem Nowej Republiki, w armii której służył jako saper. Po rutynowych badaniach stwierdzono u niego pewne zaburzenia psychiczne najpewniej wywołane stresem. Mężczyzna został przeniesiony na emeryturę, gdyż jego stan zdrowia nie pozwalał na dalszą służbę. Zdruzgotany tym wydarzeniem, zapragnął zemsty i teraz podkłada bomby w najróżniejszych miejscach Nowej Republiki tylko po to, by odegrać się na rządzie, który, choć nie pozwolił dalej służyć w szeregach swojej armii, zapewnił mu godziwą emeryturę. Uznany za terrorystę, nie może dłużej przebywać na wolności.
Wiadomo, że przebywa na Coruscant, jednak lokalizacja jego kryjówki nie jest znana.
Nagrodę, po przyprowadzeniu żywego Obdrisa (lub przyniesieniu jego ciała), można odebrać w dowolnym komisariacie policji na Coruscant.

Treść zlecenia zamieszczonego przez rząd Nowej Republiki w "Zordo's Haven"

******

Inne źródła informacji:

New Republic Daybreak numer 1/24 ABY

******

Biorący udział w poszukiwaniach:


1) Ewan Vent - Łowca Nagród, niezrzeszony w Gildii (postać Gracza)

2) Kren Mor - Najemnik, działa na własną rękę (Bohater Niezależny)

3) Kelan Navarr i Daylana - Łowcy Nagród, niezrzeszeni w Gildii (postaci Graczy)
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Ewan Vent » 8 Kwi 2010, o 20:05

Vent szedł pustymi i ciemnymi ulicami nizin Coruscant. Myślami jednak był gdzie indziej. Słoneczne Tatooine. Balkon ich apartamentu.Teraz wyobrażał ją sobie stojąca na nim, obserwującą zachód słońca. Na rekach trzymała ich małą dziewczynkę. Jane była piękną kobietą. Nie wyobrażałby sobie życia bez niej. Była dla niego wszystkim co miał. Wszystko co robił, był... W tej chwili otrząsnął się z zamyśleń. Nie czas teraz na to.
Awatar użytkownika
Ewan Vent
New One
 
Posty: 20
Rejestracja: 3 Kwi 2010, o 18:28

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 9 Kwi 2010, o 01:34

Na wielkim ekranie, pod którym przechodził samotny łowca wyświetlano jaskrawą, przepełnioną barwami i na pewno zbyt głośną, reklamę "jedynego, naprawdę orzeźwiającego napoju na gorące dni Tatooine". Kilkaset metrów od niego biegła linia kolejki miejskiej, a dziesiątki ludzi ściskały się na jednej z bardziej obleganych stacji w tym rejonie Coruscant.
Nagle chodnikami zatrzęsły dwie następujące po sobie eksplozje, które zamieniły stację w zdezelowaną ruinę, zaś stojących w pobliżu ludzi w krwistoczerwoną mazię, jaka pokrywała wszystko wokół miejsca wybuchów. Urwane kończyny, wyprute wnętrzności i konający ludzie zdawali się wypełniać wszystko po horyzont - choć w rzeczywistości nie straty nie przekroczyły kilkudziesięciu osób.
Siła wybuchu rzuciła Ewanem o najbliższą barierkę, która uratowała go przed upadkiem z wysokości kilku kilometrów. Ogłuszonego hukiem mężczyznę chwycił za ramiona jakiś przerażony Ithorianin i solidnie nim potrząsnął.
-Wszystko dobrze? Nic ci się nie stało!?

*****

Akcja przenosi się z: [Coruscant]Klub Nocny "Beebleberry"

Po drodze Kelan streścił Daylanie przebieg jego rozmowy z The Nubile Viper, pomijając oczywiście kwestie dotyczące osoby niebieskoskórej Twi'lekanki i jej ewentualnej zdrady. Ona sama zdawała się niczego nie podejrzewać, zwłaszcza, że nie spodziewała się, by jej koleżanka miała opowiadać takie rzeczy za jej plecami.
-Dobra - powiedziała, gdy stanęli przed Kwaterą Główną Sił Lądowych Nowej Republiki. - Teraz powiedz mi w jaki sposób chcemy porozmawiać z tym całym Walkerem. Po prostu do niego wejdziemy mówiąc, że chcemy się zaciągnąć, a potem przyznamy, że w rzeczywistości chodzi nam o odnalezienie pewnego "szalonego sapera"? A może zaczaimy się tutaj i złapiemy go, gdy będzie wychodził z pracy? Naprawdę, nie wyobrażam sobie jak chcesz w ogóle z nim porozmawiać, a tym bardziej wyciągnąć od niego interesujące nas informacje...

PS. Kelan, wiem, że powinno być w innym temacie (Kwatera Główna i Centrum Rekrutacyjne Sił Lądowych Republiki), ale już mi się nie chce pisać w 50 wątkach - wolę skondensować odpisy do jak najmniejszej ich ilości.
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 16 Kwi 2010, o 14:30

Kelan uśmiechnął się nieznacznie
- Uczysz się moja droga - rzucił Kelan kierując się w stronę drzwi
Daylana zmierzyła partnera wzrokiem wybitnie posądzającym o utratę zdrowego rozsądku, lecz podążyła za nim. Znali się już całkiem dobrze. Przynajmniej na tyle, by wiedziała kiedy łowca i tak postawi na swoim.
Weszli do kilkupiętrowego budynku, na którym delikatnie falowały dwie szare flagi ze znakami republikańskich sił zbrojnych. Wnętrze było idealnym przykładem funkcjonalnego minimalizmu, gdzie bez zbędnych udziwnień i dekoracji, uzyskano maksimum funkcjonalności. Kelan bacznie zlustrował wzrokiem punkty zapisów, a konkretnie osoby obsługujące poszczególne stanowiska.
- Zaczekaj na mnie sekundę. Zaraz wracam
Daylana obserwowała jak podchodzi do jednego ze stanowisk, obsługiwanego przez dość atrakcyjną kobietę. Po chwili konwersacji prowadzonej w oddali niebieskoskóra odniosła wrażenie, że pracownica centrum oblała się lekkim rumieńcem, lecz mogło być to spowodowane po prostu kątem padania światła. Po chwili łowca skinął w stronę Twi'lekanki. Gdy stanęła przy Kelanie podleciał do nich niewielki droid przypominający mniejszą wersję "Piszczka", skanując twarze do bazy danych.
- Czwarte piętro. Tam odbierze was jeden z droidów protokolarnych
Kobieta podała im dwie przepustki uśmiechając się zalotnie do Kelana i obrzucając Daylanę niechętnym spojrzeniem, w którym czaiła się nutka zazdrości. Spojrzenia zostały odwzajemnione z obu stron.
- Nie było tak źle - mruknął zadowolony łowca, gdy odeszli kilka kroków
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 29 Kwi 2010, o 14:55

-Witajcie dżentlistoty!
Srebrny droid protokolarny powitał ich z entuzjazmem zbyt wielkim, jak na gust Daylany, której niezbyt odpowiadało, że znajdują się w centrum werbunkowym republikańskiej armii. Otoczeni przez żołnierzy, po prostu zajebiście...
-Czy chcielibyście wstąpić w szeregi największej armii w galaktyce? - zapytał "blaszak" takim tonem, że twi'lekanka zaczęła poważnie zastanawiać nad wsadzeniem mu strzelby jonowej w... gdziekolwiek wsadza się ją droidom...
-Ma się nami ktoś zająć - powiedział Kelan podając protokolarnemu otrzymane wcześniej papiery. - "Specjalna procedura".
-Major Earl Walker zaraz was przyjmie, dżentlistoty.
-Nie chcę wiedzieć jak udało ci się to załatwić - Daylana spojrzała na swojego towarzysza z nieskrywanym podziwem. - Skoro tak dobrze idą ci negocjacje, mam nadzieję, że nie zapominasz o tym jak się strzela...
-Po prostu poszerzam swoje horyzonty, Day.
-Jasne - prychnęła.
Drzwi, przed które zaprowadził ich droid protokolarny otworzyły się z cichym sykiem i ich oczom ukazało się miejsce pracy majora Walkera - przynajmniej tyle z jego biura ile widać było zza jego szerokich ramion.
-Łowcy nagród chcący dołączyć do armii? - wyglądało na to, że mężczyzna nie ma zamiaru bawić się w zbędne grzeczności typu "powitanie" - Właźcie no do środka. Co też skłoniło was do takiej decyzji?
Zaskoczona Daylana jedynie spojrzała na Kelana nie bardzo wiedząc co powiedzieć, bowiem jedyne, co przychodziło jej na myśl to "w coś ty nas znowu, kurwa, wpakował?"
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 4 Maj 2010, o 06:09

- Chęć uprzątnięcia burdelu jaki robi tu wasz były człowiek
Walker odwrócił się twarzą do pary łowców obrzucając ich twardym, wyzywającym spojrzeniem. Kelan odpowiedział tym samym.
- Xakic Obdris?
Łowca przytaknął
- Czy myślicie, że siedziałbym tu i spoglądał jak to cholerne miasto stopniowo jest wysadzane w powietrze, gdybym wiedział gdzie szukać tego skurwysyna?
- Nie myślimy. Pytamy o trop - odparł bezczelnie Kelan
Walker swym potężnym łapskiem chwycił kurtkę Navarra i przyciągnął ku sobie. Można było odnieść wrażenie, że bez większego wysiłku mógłby go unieść w powietrze, czy skręcić kark.
- Za kogo ty się uważasz...
- Kelan Navarr - padła spokojna odpowiedź z ust łowcy
Major odepchnął mężczyznę i przyglądnął mu się uważnie. Sięgnął po dane, które dostarczono razem z dwójką poborowych i wzruszył ramionami.
- Że powinno mi to niby coś mówić? Nie jestem tą kutfą z dołu, którą da się omamić pięknymi oczami.
- W takim razie przepraszamy za zajęty czas. Jestem pewien, że siły republiki w dalszym ciągu będą sobie świetnie radziły z problemem.
Odwrócił się z zamiarem wyjścia, gdy zza jego pleców ponownie dobiegł głos majora.
- Dwadzieścia tysięcy dla mnie i mam w dupie, czy dostaniecie go żywego, czy martwego.
Łowca skinął głową na znak zgody.
- Gdzie zacząć szukać?


wyjątkowo słabe - wiem, ale pomysłu jakiegoś dobrego na to nie miałem
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 5 Maj 2010, o 01:01

-Za kogo ty się uważasz...
Earl Walker chwycił Kelana tak szybko, że Daylana nie zdążyła w porę sięgnąć po shurikeny - jedyną broń, jakiej nie zostawiła przy wejściu do budynku, bowiem zabójcze gwiazdki wyglądały jak dodatkowy ozdobnik na jej szerokim pasie opinającym talię. Pomimo tego, że plecy jej towarzysza zasłaniały jej tors majora, była niemal pewna, że jeśli ten choć na moment przestanie szarpać Kelanem, uda jej się rzucić shurikenem prosto w oko wojskowego.
Ciekawe jak z tym byś sobie poradził, skurwysynu...
-Kelan Navarr - coś w spokojnym tonie drugiego łowcy nakazało jej powstrzymać się od pochopnych działań, jakich mogliby żałować oboje. Navarr rzeczywiście mógł być nieporuszony, ale i Walker wyglądał na twardego zawodnika - doświadczenie wyraźnie malowało się w jego oczach.
-...pewien, że siły republiki w dalszym ciągu będą sobie świetnie radziły z problemem.
Twi'lekanka mało nie prychnęła, gdy usłyszała złośliwy komentarz swojego towarzysza, ale zupełnie zamurowało ją niemal znudzone spojrzenie, jakim major odprowadził Kelana. Walker, z wprawą aktora, odczekał dwie sekundy, po czym "dał za wygraną".
-Dwadzieścia tysięcy dla mnie i mam w dupie, czy dostaniecie go żywego, czy martwego.
-Gdzie zacząć szukać?
-Nie myśl, że podam ci adres, pod który dostarczają mu mleko na śniadanie - odpowiedział Walker siadając na krawędzi biurka. - Dostaliśmy cynk, że coś grubego się szykuje w czasie otwarcia tego nowego kasyna, "Golden Roulette". Wiesz, marmurowe posadzki, fontanny między stolikami, złote zdobienia, lokal dla elit.
-Podobno ma się pojawić Otiv Enoelroc, ten biznesmen i filantrop - powiedziała Daylana.
-Tak, to bardzo szanowana osobistość. Jemu podobnych będzie więcej, więc siły specjalne mają zająć się zabezpieczeniem całego otwarcia... Będziemy starać się nie rzucać w oczy, żeby nie wypłoszyć ewentualnych terrorystów, więc i tego oczekuję od waszej dwójki. W momencie, kiedy zacznie się zabawa, możecie ze skurwielami robić co chcecie, ale jeśli którekolwiek z was sprawi, że ci zorientują się o operacji komandosów w garniturach, osobiście was usmażę i zjem na kolację. Jasne?
-Jak słońce. Kiedy otwarcie?
-Macie dwa dni - odpowiedział Kelanowi major, po czym spojrzał na Daylanę. - Ciebie chyba skądś znam... Nieważne, myślę, że czas na was...

-Wiesz, że od samego początku o to mu chodziło? - po wyjściu z bazy republikańskiej armii Daylana czuła się znacznie lepiej. - Wykorzystał to, że chcemy dorwać sukinsyna, żeby dorobić się samemu, a jednocześnie pozbyć się zagrożenia dla planety. Musimy uważać na niego, bo w pewnym momencie możemy skończyć z blasterami przyłożonymi do głów i majorem Earlem Walkerem zgarniającym oficjalne gratulacje od Wielkiego Kanclerza...
Twi'lekanka jeszcze raz spojrzała na budynek, z którego przed chwilą wyszli. Dziwne mrowienie na plecach mówiło jej, że Walker wciąż obserwuje ich przez okno swojego gabinetu, ale nie potrafiła go zlokalizować. Poza tym, z tej odległości pewnie i tak nie dostrzegłaby sylwetki majora - zwłaszcza, że ten ani myślał do okna podchodzić. W końcu dysponował lepszymi metodami...
-Możesz się ze mnie śmiać, Kelan, ale intuicja mi mówi, że to człowiek, który może chcieć nas wydymać...
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 5 Maj 2010, o 04:26

- Wiem Day. Inaczej nie poszłoby nam tak łatwo - mruknął Kelan zastanawiając się nad dalszymi krokami - I też jestem przekonany, że chce nas bez znieczulenia wyrypać. Ewentualnie będzie starał się nas zmusić do dalszej przynoszącej mu profity współpracy.
Łowca skinął na powietrzną taksówkę, która natychmiast miękko osiadła obok nich.
- Będziemy musieli się rozdzielić. Muszę załatwić nam wejściówki, bo nie zakładam, by na taką imprezę mógł wejść ktokolwiek z ulicy. Będę potrzebował też stroju stosownego do miejsca, podobnie zresztą jak i ty. Musisz olśniewać jeszcze bardziej niż zwykle
Daylana mimowolnie uśmiechnęła się do towarzysza
- Zakupy?
- Niestety - westchnął Kelan - tym razem musimy jednak pamiętać, że to przyjęcie dla osobistości o wysokim statusie społecznym. Nie wtopienie się w tło oznacza naszą porażkę. Ufam Twojemu gustowi i zdrowemu rozsądkowi. Jeśli sprzedasz "Kruka" by nabyć kolczyki, to następnym razem podróżować będziesz w kapsule ratunkowej.
Dowcip Kelana zdecydowanie przeżywał swój regres.
- Mamy dwa dni, więc szmat czasu

Szmat czasu, a konkretnie ujmując dwa dni później Kelan zaczynał się niecierpliwić. Z przystrzyżonymi włosami, wypielęgnowanym zarostem i grafitowym smokingiem idealnie układającym się na jego wysportowanej sylwetce, mógłby zostać wzięty za gwiazdę filmową. Oczywiście wyłączając z tego obrazka bliznę znaczącą lewy policzek i łuk brwiowy. Siedział na łóżku w oczekiwaniu na Daylanę, która blisko dwie godziny wcześniej zniknęła w łazience razem z dwoma pakunkami. Był szalenie ciekaw co Twi'lekanka przygotowała dla siebie na ten wieczór.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 8 Maj 2010, o 14:36

Daylana musiała zrezygnować z odważnego stroju, w jakim czułaby się najlepiej na rzecz czegoś bardziej eleganckiego - w końcu mili wtopić się w tłum bogatych, ważnych ludzi, którzy owszem - lubią popatrzeć na seksowne twi'lekanki, popieprzyć się z nimi od czasu do czasu, ale nigdy w dobrym towarzystwie i przy błyskach fleszy. Poza tym, Daylana, nie miała zamiaru budzić zbyt wielkiego zainteresowania swoją osobą.
Ubrała się w prostą, białą suknię niemal do ziemi i, co dla Daylany niezwykłe, bez głębokiego dekoltu, ani rozcięcia z boku. To, co jednak najbardziej przykuwało uwagę były diamentowe cekiny wszyte u góry sukni, które z powodzeniem mogły zastępować naszyjnik i doskonale komponowały się z kolczykami.
-Przez tą głupią "elegancję" - oznajmiła niezadowolonym tonem wychodząc z łazienki. - musiałam zrezygnować z wibroostrza, a shurikeny schować w rękawiczkach. I to starczyło miejsca jedynie na jeden na każdej ręce! Dobrze chociaż, że pistolet mogłam do torebki schować... Uf, możemy iść...

"Golden Roulette" rzeczywiście zasługiwało na miano ekskluzywnego kasyna dla elit. Przepych, z jakim urządzono wnętrze dosłownie zwalał z nóg. Miękkie, puszyste dywany sprawiały, że miało się wrażenie, iż chodzi się po trawie. Mchoobrazy na ścianach musiały kosztować fortunę, lecz nie było wątpliwości, że są oryginalne, zaś złotych poręczy schodów aż strach było dotykać.
-Państwa zaproszenie? - portier ubrany w czerwoną liberię z uprzejmym uśmiechem na twarzy zatrzymał Kelana i Daylanę przed drzwiami kasyna.
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 10 Maj 2010, o 14:14

Kelan wyjął dwie karty magnetyczne z kieszeni i z uprzejmym uśmiechem podał je portierowi.
- Państwo Silias - mężczyzna ukłonił się głęboko - witamy w Golden Roulette

Przyjęcie było typową imprezą dla snobów. Szampan, którego butelka kosztowała więcej niż średni roczny zarobek mieszkańca Coruscant lał się strumieniami, a goście po kolana brodzili w pustocie i próżność. Punktualnie o ósmej nastąpiło przemówienie właściciela - tłustego jegomościa mającego trudności ze złapaniem oddechu po przejściu kilku kroków do mównicy, ubranego w strój tak bijący po oczach przepychem, że aż podchodzący pod kicz - który w przesłodzony sposób wyrażał swą radość z obecności tylu znakomitych gości i życzył wszystkim dobrej zabawy. Kelan starał się nie przysłuchiwać temu natłokowi fałszu. Rozglądał się uważnie przypatrując zebranym gościom, w poszukiwaniu jakiejś jednostki która nie pasowałaby do tego towarzystwa. Bezskutecznie. Blondynka o wyjątkowej urodzie, stojąca u boku starego jegomościa uśmiechnęła się do łowcy mrużąc zapraszająco oczy. Wśród śmietanki dostrzegł też wiele przepięknych przedstawicielek różnych ras, które niczym drapieżniki czekały cierpliwie, by w odpowiednim momencie runąć na upatrzoną wcześniej zdobycz. Kelan nie żałowałby, gdyby cały ten przybytek wraz z całą goszczącą w nim zarazą wyleciał w powietrze. Spojrzał na swoją towarzyszkę. Daylana w przeciwieństwie do niego wyglądała na wyjątkowo zaciekawioną miejscem i towarzystwem w jakim się znalazła. Wielokrotnie w ciągu dni które miały nadejść zastanawiał się, czy było to jedynie zaciekawienie wynikające z obecności w zupełnie nowym otoczeniu, czy niebieskoskórą aż tak pociągały pieniądze.

Godzinę później powoli zaczął się nudzić. Daylana zniknęła gdzieś w tłumie. Zmęczonym wzrokiem spojrzał w kierunku dużego stolika, wokół którego zgromadził się mały tłumek. Cholera - pomyślał dopijając resztkę szampana.

- Pan przy stanowisku czwartym znów wygrywa - jegomość obsługujący stolik zdawał się być wyprany z uczuć w przeciwieństwie do gości zebranych koło stolika. Burza oklasków rozbrzmiała po raz piąty. Pierwsze pięć zwycięstw przyjętych zostało jeszcze z umiarkowanym spokojem. Kelan zgarnął swoje żetony i rzuciwszy jeden o najwyższym nominale obsługującemu, ruszył bu spieniężyć swoją wygraną. Nawet gdyby saper się nie pojawił, łowca był już dziewięćdziesiąt tysięcy na plusie. Wieczór okazywał się bardziej owocny, niż na początku zakładał.
- Witaj przystojniaku - jasnowłosa kobieta, która uśmiechała się do Kelana z tłumu przykleiła się do jego prawego ramienia - widzę, że szczęście cię dziś nie opuszcza
Najemnik odpowiedział jedynie pytającym spojrzeniem. Nie musiał się odzywać. Kobieta sama zmierzała do sedna sprawy
- Co powiesz na danie szczęściu dzisiejszej nocy jeszcze jednej szansy... albo kilku?
Przygryzła delikatnie dolną wargę, rzucając spod gęstej zasłony rzęs jednoznaczne spojrzenie.
Kelan nie miałby w gruncie rzeczy nic przeciwko, gdyby był sam i gdyby nie był w trakcie wykonywania zadania. W takich sytuacjach myślał o powtarzanym niczym mantra - profesjonalizm przede wszystkim. Szczęśliwie zauważył zbliżającą się ku niemu Daylanę, która swoją urodą mogła wprawić w zakłopotanie większość bawiących w "Golden Roulette" przedstawicielek płci pięknej.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

[Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 5 Cze 2010, o 12:26

Daylana w żadnym wypadku nie miała jednak zamiaru wprowadzać nikogo w zakłopotanie - miała bowiem nieco inny plan. Na widok wdzięczącej się do Kelana blondyneczki, która nadawała się się tylko do łóżka mało twi'lekanki nie trafił szlag - niczym nie uzasadniona złość, jakiej źródła można się było dopatrywać ewentualnie w niechęci dziewczyny do dzielenia się z innym tym, co jej. To, czy Kelana mogła uważać za "swojego" to już inna sprawa.
Z tacy, z jakimi kelnerzy manewrowali po całej sali rozdając alkohole gościom, zdjęła kieliszek z szampanem i nieco szybszym niż zwykle, krokiem ruszyła w kierunku Kelana i rozmawiającej z nim blondynki. O tak, znała ten typ - zbyt wiele lat spędziła w "Beebleberry", by nie wiedzieć, że takie kobiety usta powinny otwierać tylko w jednym, wiadomym wszystkim, celu, bo nawet gdy mają coś do przekazania, ich wypowiedzi przypominają jedynie niezrozumiały bełkot lub, w najlepszym wypadku, pozbawiony sensu zlepek losowo wybranych słów.
Z kieliszkiem szampana w ręce zwinnie, z gracją najlepszej tancerki "Beebleberry", manewrowała w tłumie gości nie spuszczając oka z blondynki wyraźnie zainteresowanej Kelan - czy też raczej pieniędzmi, jakie przed chwilą wygrał. Kiedy zbliżyła się do nich niemal na wyciągnięcie ręki, uśmiechnęła się do Navarra przyjaźnie i właśnie otwierała usta, by przywitać się z jego rozmówczynią, gdy prawą stopą zahaczyła swoją lewą i runęła do przodu jak długa, wyrzucając przy tym wspomniany kieliszek przed siebie. Prosto na suknię pustej blondi.
Równowagę utrzymała dzięki refleksowi Kelana i jego silnemu ramieniu, ale można było odnieść wrażenie, że nawet gdyby mężczyzna nie zareagował tak szybko i skutecznie, Daylana dałaby sobie radę.
-Niech pani mi wybaczy! - krzyknęła udając zakłopotanie - Tak bardzo przepraszam, zupełnie nie chciałam! Lepiej niech pani jak najszybciej idzie do łazienki, zanim plama wgryzie się na dobre. Nie będziemy pani w tym przeszkadzać - dodała z nieskrywaną złośliwością i odwracając się na pięcie, nie dając blondynce czasu na przemyślenie sytuacji, o jakiejkolwiek odpowiedzi nie mówiąc, pociągnęła za sobą Kelana.
-Brakuje ci czegoś? - mruknęła do swojego towarzysza, gdy znaleźli się między stolikami do dejarika - Ta kobieta wyglądała jakby chciała cię pożreć żywcem i nie musisz mi dziękować za to, że cię od niej uratowałam - dodała sięgając po następny kieliszek z szampanem. Tym razem nie miała zamiaru go wylewać na niczyją suknię. - Zaczynam tracić wiarę w to, że to dobry trop. Jak na razie nic nie wskazuje na to, że gdzieś tutaj czai się "Szalony Saper", a jeśli rzeczywiście podkłada gdzieś ładunki i my nic o tym nie wiemy, chyba powinniśmy być jak najdalej stąd, nieprawdaż?
-Zapraszamy wszystkich na taras na dachu budynku, skąd będzie można oglądać pokaz sztucznych ogni! - nagle odezwał się właściciel lokalu - Napraw... naprawdę wspaniałe widow... widowisko! - zadyszka zdawała się go nie opuszczać, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że tym razem musiał do mównicy dojść aż od stolików dla graczy w sabaka
-Czy to dobry pomysł, żebyśmy szli? - spytała Daylana
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 6 Cze 2010, o 10:04

-Brakuje ci czegoś? - mruknęła do swojego towarzysza, gdy znaleźli się między stolikami do dejarika - Ta kobieta wyglądała jakby chciała cię pożreć żywcem i nie musisz mi dziękować za to, że cię od niej uratowałam - dodała sięgając po następny kieliszek z szampanem
- Brakowało jedynie twojego towarzystwa – uśmiechnął się Kelan czarująco – Dzięki Day
Nad tłumem przetoczył się głos tłustego właściciela, zapraszającego na pokaz fajerwerków.
-Czy to dobry pomysł, żebyśmy szli? - spytała Daylana
- Jeśli ktoś będzie chciał zaatakować, to właśnie teraz
- Też tak myślę – przytaknęła kobieta
- Wyjdźmy na taras – powiedział Kelan wkładając do kieszeni wygrane kredyty – jeśli ktoś chce wysadzić to miejsce w cholerę, to pewnie będzie chciał to zobaczyć. Istnieje więc szansa, że jakimś cudem zobaczymy i jego.

Kelan i Daylana byli pierwszymi osobami, które pojawiły się na tarasie. Coruscant nocą zawsze prezentowało się zachwycająco. Ruch powietrzny nie malał nawet na chwilę, a ulice i budynki rozświetlały miliony neonów i telebimów. Łowca uważnie zbadał wzrokiem okolicę.
- Widzisz coś Kel? – spytała Daylana sama starając się dostrzec coś, co wydawałoby się podejrzane
Mężczyzna przecząco pokręcił głową. Pierwsi goście zaczęli pojawiać się na tarasie oczekując niezapomnianego pokazu. Jeśli Xakic Obdris faktycznie obrał to miejsce jako swój kolejny cel, fajerwerki w Golden Roulette mogły przejść do historii. Nagle jeden nieruchomy punkt zwrócił uwagę Kelana. W odległości kilkuset metrów od budynku, w powietrzu zawisł samotny śmigacz.
- Pokaz fajerwerków rozpoczniemy dokładnie za dwadzieścia sekund! – obwieścił donośnym głosem mężczyzna w fioletowym stroju. Właściciel lokalu dochodził do siebie po żmudnej drodze na taras – osiemnaście, siedemnaście…
Łowca nagle zrozumiał plan Obdrisa.
- Day wiejemy! – krzyknął Kelan ciągnąc za sobą niebieskoskórą przez tłum gości
- Czternaście, trzynaście…
Kobieta o gigantycznych rozmiarów złotym naszyjniku krzyknęła zbulwersowana, gdy została odtrącona na bok przez przedzierającego się w kierunku balustrady mężczyznę i towarzyszącą mu Twi’lekankę.
- Kelan co się dzieje?! – krzyknęła Daylana
- Dziewięć, osiem, siedem…
Krawędź tarasu była coraz bliżej. Para łowców zdyszana dopadła barierki i spojrzała w dół. Potężny statek transportowy sunął poniżej, swoim własnym tunelem powietrznym.
- Przepraszam – powiedział Kelan nie spuszczając wzroku z transportowca
- Cztery, trzy…
Daylana spojrzała na niego pytająco
- Za… - nie zdążyła dokończyć, gdy łowca chwycił ją za rękę i skoczył w otchłań świateł, neonów i mknących statków, pociągając ją za sobą.
- jeden…
Potężny wybuch wstrząsnął powietrzem gdzieś nad parą łowców zagłuszając krzyk krótki krzyk przerażenia setek istot. Transportowiec był już tylko kilka metrów pod nimi.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

[Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 16 Cze 2010, o 21:57

Daylana nie zdążyła nawet krzyknąć, kiedy Kelan pociągnął ją za krawędź tarasu, o jakimkolwiek przeciwdziałaniu nie wspominając. Prawdą jest, że zaskoczenie uratowało jej życie, bo gdyby próbowała się szarpać i dalej stała na dachu, eksplozja zamieniłaby ją w upieczony skwarek.
Z drugiej jednak strony, jakby się zastanowić, w sytuacji, gdy skoczyło się z kilkukilometrowego drapacza chmur w stronę ziemi, której nawet nie widać, bo przesłaniają ją tysiące mknących z zawrotną szybkością śmigaczy, a nawet chmury tworzące się pomiędzy poszczególnymi poziomami Coruscant, ciężko mówić o uratowaniu życia.
Daylana poczuła falę gorąca, która przepłynęła nad jej plecami, ale nie słyszała już sypiącego się w dół ferrabetonu, bowiem huk eksplozji ogłuszył ją sprawiając, że w uszach miała jedynie jednostajny szum, przez który przebić się mógł zdołać tylko wiatr. Pęd powietrza wyciskał kobiecie łzy z oczu, przez co o ułamek sekundy za późno dostrzegła szansę na łagodne wylądowanie na transportowcu przesuwający się poniżej, akurat na trasie ich upadku.
Z głuchym hukiem uderzyła o kadłub pojazdu zaledwie kilka centymetrów od miejsca, w którym roztrzaskał się solidny kawał gruzu na tyle duży, by roztrzaskać jej głowę niczym przejrzały owoc. Czując, że ześlizguje się w dół, rozpaczliwie próbowała się zaprzeć, ale śliski materiał sukni, a także jej wąski krój uniemożliwiający odpowiednie rozstawienie nóg, uniemożliwiały jej to. Nie minęły dwie sekundy jak jej stopy znalazły się poza kadłubem transportera i bezwładnie powiewały kilka kilometrów nad ziemią.
Ostatkiem sił chwyciła się metalowej rury biegnącej wzdłuż boku statku i to uratowało ją przed runięciem w dół, bowiem w tym momencie pojazd nagle skręcił w prawo i Daylana straciła całe oparcie, jakie wcześniej miała. Mięśnie prawej ręki szybko zaczęły ją palić, gdy musiała utrzymywać na niej cały swój ciężar opierając się jednocześnie podmuchowi powietrza towarzyszącemu mknięciu ponad sto kilometrów na godzinę.
Powoli zaczęła przesuwać lewą rękę w kierunku poprzeczki, na której mogłaby się podciągnąć wyżej, ale zdawała sobie sprawę z tego, że z każdą setną sekundy jej czas się kończy...
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 17 Cze 2010, o 13:16

Choć Kelan był przygotowany na twarde lądowanie, pierwsze uderzenie o pokład transportowca wytłoczyło brutalnie cale powietrze z jego płuc. Jego dłoń odruchowo szukającą punktu zaczepienia natrafiła na fragment wystającego żelastwa, zaciskając sie na nim natychmiast. Łowca łapczywie nabrał powietrza do ust, starając sie zwalczyć czarne plamy, które pojawiły mu sie przed oczami. Tym co natychmiast do niego dotarło, to brak Daylany na pokładzie. Uniósł sie na tyle na ile pozwalał mu pęd powietrza i starając sie osłonić oczy rozejrzał sie w poszukiwaniu swojej towarzyszki. Dostrzegł niebieska dłoń zaciśniętą na rurze biegnącej wzdłuż krawędzi okrętu i natychmiast rzucił sie w tamtym kierunku. W tym samym momencie statek nachylił sie gwałtownie, wytrącając mężczyznę z równowagi.

Daylana wisząca na krawędzi okrętu walczyła o każdą sekundę życia, próbując znaleźć punkt zaczepienia dla drugiej dłoni. Jej palce i ramię wyły bólem i wiedziała, ze jeśli nie stanie sie coś niespodziewanego, są to jej ostatnie chwile. Pierwszy raz w życiu tak naprawdę poczuła kruchość swego istnienia. Sama nie wiedziała, czy łzy zrywane z jej policzków przez wiatr spowodowane były pędem powietrza uderzającego w jej oczy, czy po prostu po raz pierwszy od wielu lat płakała. Ponoć chwile przed śmiercią obrazy z całego życia przelatują przed oczami. Daylana widziała jedynie znikające w chmurach wieżowce Coruscant, opadające w dół przez wiele kilometrów. Nagle na przegubie jej reki mocno zacisnęła sie czyjaś dłoń.
- Trzymaj sie Day! - glos Kelana jeszcze nigdy nie sprawił jej takiej radości
Mężczyzna podciągnął ja w górę, tak ze drugą ręką mogła chwycić sie krawędzi okrętu. Oddychając ciężko wygramoliła sie na gore i oparła plecami o metalowy kadłub transportowca. Uczucie pewnego gruntu pod stopami było czymś fantastycznym. Dyskretnie otarła oczy, nie zdając sobie sprawy, ze kompletnie rozmazała cały makijaż i spojrzała na Kelana, który oddychał z równym trudem jak ona.
- Ten sukinsyn za to zapłaci - wysyczał
Nie wyglądał zbyt dobrze. Z rozbitego luku brwiowego i wargi obficie sączyła się krew, spływając po szyi i niszcząc kosztowny smoking.
- Gdzie ten śmigacz - spytał szukając wzrokiem zielonego pojazdu
- Jaki śmi...
- Jest! - krzyknął Kelan niemal triumfalnie wskazując niewielki kształt poruszający się z niewielka prędkością poniżej nich - nie możemy stracić go z oczu, bo znajdziemy sie w punkcie wyjścia.
Szczęśliwie pilot śmigacza miał zamiar wtopić się w niezliczoną ilość pojazdów, więc nie poruszał się z nadmierną prędkością. Pogoń transportowcem tych rozmiarów byłaby jednakowoż przykładem bezmiernej głupoty, a szkody przez nią wyrządzone sprawiłyby, że działania sapera można by przyrównać do zabawy dzieci w piaskownicy.
- Musimy zmienić środek transportu – zakomunikował Kelan
Statek, który łowca przygotował na wypadek pościgu czekał na nich pod Golden Roulette, przez co był kompletnie bezużyteczny. Po raz kolejny mieszkaniec miasta – planety miał stracić swój środek transportu na rzecz dwójki łowców nagród.
- Najpierw musimy wysiąść z tego – Daylana powoli dochodziła do siebie
- Tam – wskazał mężczyzna punkt, koło którego powinni przelatywać – chodnik będzie na tyle blisko, że powinniśmy na niego zeskoczyć bez większych problemów
- Powinniśmy? – Daylana zmrużyła oczy
- Jeśli masz lepszy pomysł, słucham uważnie
Niesamowitym zbiegiem okoliczności, zielony śmigacz wciąż znajdował się w dole za nimi. Daylana westchnęła zrezygnowana. Transportowiec majestatycznym lotem zbliżył się do upatrzonego przez Kelana punktu.
- Teraz! – krzyknął łowca i skoczył pierwszy, lądując na znajdującym się kilka metrów niżej chodniku i wzbudzając sensację wśród przechodniów. Jeszcze większe poruszenie wywołała przepiękna Twi’lekanka w balowej sukni, która spadła na chodnik sekundę później. Przechodnie z półotwartymi ze zdziwienia ustami obserwowali, jak egzotyczna para dopadła zaparkowanego śmigacza i po chwili zniknęła im z oczu w gęstym ruchu ulicznym.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

[Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 17 Cze 2010, o 16:41

-Złamałam obcas, kurwa mać!
Strój Daylany, choć rozbudzający wyobraźnię i zachęcający do fantazjowania na temat jego właścicielki, zupełnie nie nadawał się do pościgów, strzelanin i skakania z tarasów umieszczonych kilka kilometrów nad powierzchnią planety. Wściekła twi'lekanka gramoląc się z ziemi ściągnęła drugi but i tam również odłamała obcas - teraz powinno jej być łatwiej biegać.
Drogą suknię, za którą rachunku Kelan wolałby zapewne nie oglądać na oczy, darła w czasie pokonywania drogi do zaparkowanego niedaleko śmigacza. Kiedy skróciła ją o połowę, a do tego rozdarła z boku, żeby nie krępowała jej ruchów nóg, wskoczyła do pojazdu, który za sprawą wprawnych ruchów Kelana momentalnie podniósł się z płyty lądowiska i wleciał między pędzące ze wszystkich stron śmigacze.

Kelan bez większych problemów poprowadził maszynę tak, by znaleźć się za zielonym śmigaczem, który uznali za drogę ucieczki zamachowców. Nie chcąc specjalnie rzucać się w oczy drugiemu pilotowi, Navarr dołączył do niekończącej się kolejki innych pojazdów i niespiesznie je wyprzedzał starając się skrócić dystans do tamtego.
Niespodziewanie ścigany pojazd przyspieszył i gwałtownie skręcił w prawo, jednocześnie gwałtownie zmniejszając wysokość. Navarr szarpnął stery i Daylana musiała się czegoś chwycić, by nie uderzyć głową w szybę.
-Mógłbyś uważać - warknęła niezadowolona. - Z prawej! Kurwa, brakował piętnastu centymetrów do tamtego śmigacza! Chcesz nas zabić!?
Pościg trwał w najlepsze i choć Kelan zdawał się znacznie lepiej radzić sobie w gąszczu pojazdów i nadlatujących ze wszystkich stron śmigaczy, uciekająca maszyna miała znacznie lepszy silnik i wciąż pozostawała dobre trzydzieści metrów przed duetem łowców nagród. Nagle za nimi rozbłysły niebieskie i czerwone światła niezmiennie i jak najbardziej prawidłowo kojarzące się z maszynami służb porządkowych.
-Myślę, że to najlepszy moment na to, żeby dodać gazu, Kelan - Daylana okręciła się w fotelu żałując, że nie ma przy sobie karabinu blasterowego, z którego mogłaby ostrzelać uciekający im śmigacz albo goniące ich jednostki policyjne. - Jakbyś nie zauważył, mamy ogon.
-Co ty nie powiesz...
Kelan zacisnął usta i skupił się na tyle zielonego śmigacza. Na razie nie przejmował się policją, całkowicie poświęcając swoją uwagę lawirowaniu między innymi pojazdami, z których niektóre miały rozmiary wielokrotnie przekraczające wielkość ich maszyny: kilkunasto-, a nawet kilkudziesięciometrowe środki masowej komunikacji czy olbrzymie transportery dostarczające dobra i towary do każdego miejsca na planecie, nieustannie mijały ich w odległości zaledwie kilkunastu centymetrów.
Daylana zaczynała dochodzić do wniosku, że teraz jest bliżej śmierci niż w momencie, gdy po skoku z eksplodującego tarasu rozpaczliwie próbowała się podciągnąć na dach transportera, by nie spaść w dół.
-Uważaj!
Krótki krzyk, jaki wyrwał się z jej gardła zagłuszył huk eksplozji, gdy uciekający śmigacz z niemal maksymalną prędkością wbił się w bok wielkiej, latającej cysterny. Siła wybuchu szarpnęła pojazdem, w którym znajdowali się Daylana i Kelan rzucając nim w bok. W jednej chwili zaświeciły się wszystkie możliwe kontrolki oznaczające awarie, zaś najbardziej niepokojąca była ta informująca o uszkodzeniu repulsorów z prawej strony.
Kelan starał się utrzymać śmigacz prosto, ale jedyne, co mógł zrobić to szarpać sterami w prawo i lewo mając nadzieję, że wreszcie zaczną go słuchać. Kiedy śmigacz odbił się od ferrabetonowej ściany budynku, jego karoseria o mały włos nie odcięła łowcy lewej ręki na wysokości ramienia. Wirując, maszyna zawadziła o kilka innych, których właściciele nie zdążyli w porę uniknąć zderzenia.
Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętała Daylana był gwałtownie zbliżający się chodnik między poziomami G6 i G5.

Trzy godziny później, komisariat coruscańskiej policji.
Przytomność odzyskała w celi zamknięta w klatce energetycznej - jednej z tych, z w jakich dotknięcie "ściany" kończyło się bolesnym kopnięciem prądu. Wciąż miała na sobie porozdzieraną suknię balową, ale buty najwyraźniej spadły jej z nóg, gdy się rozbili. Ostrożnie podniosła głowę, która boleśnie pulsowała (podobnie jak cała reszta jej ciała) i w sąsiedniej klatce dostrzegła Kelana.
-Widzę, że wracamy do życia - usłyszała radosny głos zza pleców. - Nie wiem jak się wytłumaczycie, ale siedzicie po uszy w gównie. Straty liczone w setkach tysięcy kredytów, martwi i ciężko ranni cywile na trasie waszego przelotu i podejrzenie o podłożenie ładunków wybuchowych w "Golden Roulette". Zacząłbym zbierać na adwokata... Choć nie, ja nie muszę - wyszczerzył się i podrzucił spięte zwykłą gumką kredyty, które niewątpliwie wcześniej znajdowały się w kieszeni Kelana i były pieniędzmi wygranymi w kasynie. - Macie przejebane - z tymi słowy wyszedł zostawiając duet łowców nagród w jasno oświetlonym pomieszczeniu.
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 17 Cze 2010, o 17:26

Kelan obserwował całą scenę spod półprzymkniętych powiek. Wszystko docierało do niego z pewnym opóźnieniem, a mózg dopiero zaczynał pracować z normalną częstotliwością. Osobnik którego ścigali nie był Xakicem Obdrisem, lub ten okazał się nieudolnym amatorem, czego Kelan nie dopuszczał do świadomości. Kimkolwiek był człowiek, który spowodował wypadek, ugrzęźli w gównie po uszy. Major Earl Walker wyparłby się jakichkolwiek koneksji, a nikt inny nie przychodził łowcy na myśl. Byli całkowicie zdani na siebie. W sąsiedniej klatce energetycznej leżała Daylana.
- Day? – jego głos zabrzmiał bardziej jak jęk.
Jego samopoczucie było zresztą dość zbliżone do takiego stanu. Szczęśliwie nie mógł obecnie zobaczyć swojego odbicia.
- Jak się czujesz? – pytanie to nie było zbyt mądre, lecz nie wiedział co innego może powiedzieć w obecnej sytuacji
Po raz kolejny rzeczy, które zaczynały układać się po ich myśli runęły niczym taras Golden Roulette.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

[Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 23 Cze 2010, o 00:05

-Porządnie wkurwiona - odpowiedziała spoglądając na brudne rękawiczki, które jakimś cudem wciąż miała na dłoniach. - Jak tylko dorwę tego buca w mundurze, zafajdanego kutasa, to mu tą jego odznakę w gardło wepchnę, a dupskiem wyciągnę.
-Oczywiście, wszystko zaraz po tym, jak w magiczny sposób wydostaniesz się z klatki - nie bez ironii powiedział Kelan.
-Hej, nie ja nas w to wpakowałam. Ty nas rozbiłeś.
-Biorąc pod uwagę okoliczności, powinnaś się cieszyć, że w ogóle żyjemy.
-Pewnie, mamy niepowtarzalną okazję, żeby dostać karę śmierci za terroryzm. Słyszałeś zarzuty, a jestem przekonana, że opinia publiczna nie weźmie w obronę "współpracowników Szalonego Sapera".
-Wyjdziemy stąd - odparł Kelan głosem zdradzającym niepewność jedynie w takim stopniu, że Daylana w tej sytuacji tego nie wyczuła. - Nie mają żadnych wyraźnych dowodów, a sami wystawili za nim list gończy, więc niech się nie dziwią, że łowcy nagród próbują zgarnąć nagrodę.
-Śmierć niewinnych cywilów, Kelan - twi'lekanka zsunęła rękawiczki, w których wciąż schowane były dwa shurikeny stanowiące jej jedyne uzbrojenie. Obecnie ICH jedyne uzbrojenie. - Gliniarze z radością zrobią z nas złoczyńców, których udało się złapać, żeby nieco uspokoić mieszkańców Coruscant domagających się jakiś postępów w pościgu za "Szalonym Saperem", który wysadza co chce i kiedy chce wciąż pozostając nieuchwytnym. Takiego sukcesu, nawet jeśli nieprawdziwy, nie przepuszczą za nic w świecie.
Daylana wstała, kilka razy okręciła się wokół własnej osi, ale mała klatka energetyczna uniemożliwiała przejście choćby paru kroków, więc ponownie usiadła. Czuła wyraźną potrzebę spuszczenia z siebie pary, ale nie miała żadnej możliwości, by to zrobić i nie pozostawało jej nic innego jak dusić w sobie całą złość, jaka w tej chwili osiągała temperaturę wrzenia. Wściekła Daylana zaś nie była niczym, co chciałby oglądać jakikolwiek coruscański glina. Oddarła kawałek materiału z sukni, przewiązała go na udzie i schowała tam shurikeny, po czym prowizoryczną "podwiązkę" schowała pod ubraniem.
-Niech przyjdą - powiedziała wbijając wzrok w drzwi.
Chwilę później przyszli.

Przesłuchanie w żadnym wypadku nie poszło po myśli Daylany upierającej się przy tym, że żąda adwokata oraz, że nie miała nic wspólnego z wybuchem na dachu kasyna "Golden Roulette". Poza tym, oczywiście, iż próbowali dorwać tego cholernego Obdrisa, z którym cholerne coruscańskie pałki nie potrafią sobie same poradzić. Skąd wiedzieli o ataku? A który szanujący się łowca zdradzi źródło informacji? Lepiej niech zajmą się identyfikacją resztek tego, co zostało z terrorysty, a nie zamęczają porządnych obywateli.
Poza tym, miejsce miał jeszcze jeden, dość nieprzyjemny incydent...

Niecałą godzinę po tym, jak dwóch policjantów w nienagannie odprasowanych mundurach wyprowadziło Daylanę do sali przesłuchań, dwóch innych z powrotem odeskortowało ją do celi.
-Miejmy nadzieję, że ty będziesz rozsądniejszy, stary - powiedział jeden z nich do Kelana. - Twoja koleżanka o mały włos nie zadusiła krzesłem pana inspektora. Jeśli ty nie będziesz gadał, jej błąd będzie was wiele kosztował.
-Próbowałaś udusić policjanta krzesłem!? - Kelan, gdyby nie siedział, w tym momencie zapewne opadłby bezsilnie.
-Chciałam stołem, ale w porę zorientowałam się, że przytwierdzili go na stałe - twi'lekanka wzruszyła ramionami obserwując jak drugi z pary policjantów podchodzi do panelu sterowania klatkami.
Daylana sięgnęła prawą dłonią pod podartą suknię, do zrobionej wcześniej podwiązki, gdzie ukryła dwa shurikeny. W momencie, gdy drugi z funkcjonariuszy odwrócił się do niej plecami, z całej siły przywaliła łokciem w szczękę tego, który miał jej pilnować. Może i nie należała do osób najlepiej nadających się do walki wręcz, ale nawet pozbawiona broni białej, wciąż pozostawała zwinną tancerką. Zgrabnie wywinęła się chwytu zaskoczonego policjanta i wymierzyła mu celnego kopniaka w krocze.
Zaalarmowany hałasem, jego kolega sięgnął do kabury jednocześnie odwracając się w kierunku aresztantki. Przepisy bezpieczeństwa jasno mówią, że kabura z bronią przyboczną musi być zapięta, żeby utrudnić przestępcy ewentualną próbę jej wyrwania. Właśnie ten paragraf uratował twi'lekance życie, bowiem dawał jej dodatkową sekundę niezbędną do tego, by podnieść rękę i wyrzucić w powietrze śmiercionośną gwiazdkę. Shuriken z bezbłędną precyzją trafił policjanta w lewe oko i choć rana nie była śmiertelna, wyłączała z go z walki.
W tym momencie na jej policzek spadła ciężka pięść pierwszego policjanta. Na ułamek sekundy ściemniało jej przed oczami, zaś drugi shuriken wypadł z dłoni. Zatoczyła się niemal pod ścianę, ale utrzymała równowagę, a nawet zgrabnie uchyliła się przed kolejnym uderzeniem, które przecięło powietrze obok jej prawego ucha. Przesmyknęła się między ramionami próbującego ją złapać policjanta i rzuciła na konsolę sterującą energetycznymi klatkami.
Upadek był bolesny. Skupiając całą swoją uwagę na goniącym ją po pomieszczeniu policjancie, zupełnie zapomniała o tym ciężko rannym i potknęła się o niego. Błyskawicznie odwróciła się na plecy i wyrzuciła stopę trafiając w kolano zbliżającego się przeciwnika. Ten zawył z bólu i niemal upadł na podłogę obok swojego kolegi, lecz w ostatnim momencie podparł się rękami. Daylanie nie trzeba było zachęty, by twarzy gliniarza nie zapewnić bliskiego kontaktu z jej nogą i ułamek sekundy później jego przegroda nosowa pękła, gdy wspomagana olbrzymią dawką adrenaliny, łowczyni nagród po raz kolejny kopnęła swojego przeciwnika.
Nie było wiele czasu na analizowanie czasu i myślenie, więc działała instynktownie. W mgnieniu oka z powrotem znalazła się na nogach i otwartą dłonią uderzyła w przycisk otwierający wszystkie klatki - w tym tą, w jakiej znajdował się Kelan Navarr. Kiedy przezroczysto-błękitna osłona przestała oddzielać drugiego łowcę od reszty pomieszczenia, policjant chwycił Daylanę za kostkę i pociągnął na ziemię...
Tak czy inaczej, odwrotu już nie było.
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 26 Cze 2010, o 20:30

Kelan nie zastanawiał się ani sekundy. Nie było już odwrotu, a poza tym nigdy nie przepadał za służbami porządkowymi. Wypadł ze swojej celi, skacząc na mężczyznę trzymającego Daylanę. Mężczyzna próbował jakoś zareagować, lecz potężny cios, który wylądował w okolicach jego skroni skutecznie pozbawił go zapału i świadomości.
- Czemu kurwa nigdy nic nie może iść po naszej myśli – Kelan klął pod nosem przywłaszczając sobie broń policjanta – pomóż wciągnąć mi ich do cel

Dla sierżanta Billsa dzień zaczął się idealnie. Obudził się wcześnie w towarzystwie zjawiskowej „kobiety do towarzystwa”, co skrzętnie po raz kolejny wykorzystał. Mundurowi cieszyli się dobrą renomą, więc często trafiały się zniżki. W pracy dano mu wyraźnie do zrozumienia, że stawia się go jako kandydata do awansu, więc równocześnie podwyżki, a w dodatku trafiła mu się ta dwójka. Dziewięćdziesiąt tysięcy kredytów to kupa szmalu niezależnie od miejsca w którym się przebywa. Z szerokim uśmiechem na twarzy i nogami na stole sączył kawę, celebrując każdą minutę tego wspaniałego dnia. Nagle za drzwiami jego biura zapanowało nietypowe ożywienie. Bills ociągając się nieco otworzył drzwi i wyjrzał na korytarz, ze zdumieniem wpadając na mężczyznę, którego jeszcze pół godziny temu widział w celi. Na twarzy ostatniego zakwitł szeroki uśmiech, który był ostatnią rzeczą jaką Bills zapamiętał. Potężny sierpowy, który nagle doszedł szczęki policjanta, powalił go na ziemię.

- A to dopiero – Kelan, u którego Daylana zauważyła nagłą poprawę humoru wyciągnął z kieszeni mundurowego spięte gumką kredyty.
Dwóch pracowników komendy, których spotkali na korytarzu leżało bez przytomności kawałek dalej. Szczęśliwie komenda w sobotnią noc nie należała do przepełnionych budynków, więc para łowców nagród przy ogromnym pośpiechu miała szansę na wydostanie się bez wzniecania alarmu i ściągnięcia sobie na karki mrowia jednostek. Niemniej należało działać błyskawicznie.
- Na górę – zarządził Kelan
- Wyjście jest tutaj – zaoponowała niebieskoskóra – wynośmy się stąd w cholerę, dopóki pół miasta nie siedzi nam na dupie
- Na dachu jest parking. Tam gdzie zmierzamy nie będzie miało znaczenia czym się poruszamy, więc śmigacz policyjny też będzie odpowiedni.
Rzucili się ku schodom.
- Nasze podobizny niedługo będą pokazywane w całym mieście – wyrzuciła z siebie Daylana oddychając ciężko
- Nie w dolnych partiach miasta
- A jakie to ma znaczenie?
- Tam właśnie się udajemy
- Oszalałeś? – Twi’lekanka zatrzymała się, spoglądając na swojego towarzysza jak na szaleńca – To chyba przez ten wypadek
- Jakieś lepsze pomysły?
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

[Coruscant] Szalony saper

Postprzez Peter Covell » 30 Cze 2010, o 23:05

-Najlepszym pomysłem byłoby, gdybyście w tej chwili się poddali! - głos niewątpliwie należał do sierżanta Billsa, choć brzmiał nieco niewyraźnie. Zupełnie jakby brakowało mu dwóch czy trzech zębów. - Jeszcze krok i rozsmaruję was na ścianie.
Daylana i Kelan odwrócili się niemal równocześnie gotowi, by tym razem sprawę wrednego sierżanta rozwiązać w sposób o wiele bardziej ostateczny niż cios w szczękę. Gdy tylko policjant znalazł się w zasięgu ich wzroku zamarli. Wagi jego słowom dodawało trzech innych gliniarzy celujących do nich z broni krótkiej.
-Trzeba było skurwiela zabić - w tonie słów Daylany słychać było tyle samo skargi, co w głosie kilkuletniego dziecka skarżącego się na to, że rodzic właśnie wyłączył bajkę. - Proponuję to naprawić.
-Ani drgnij! - Bills ledwo panował nad nerwami i właściwie nie było wiadomo co jeszcze powstrzymuje go przed rozpyleniem zbiegów na atomy. - Jesteście cholernymi zabójcami policjantów! Wiecie co się robi z takimi jak wy?
-Nie wiem co się robi, ale wiem czego robić się nie powinno - głos Daylany był nienaturalnie zimny i wyprany z uczuć. W ciągu ostatnich tygodni na powrót stawała się bezwzględną suką, jaką była kiedyś i teraz zmiana ta osiągnęła apogeum. - Nie powinno się ich wkurwiać. Ty zrobiłeś to po raz drugi. Po raz drugi i ostatni.
Ruchem szybszym, niż przeciętne oko jest w stanie zarejestrować, wyrzuciła dwa shurikeny, a sama przywarła do ściany sięgając po zdobyczny pistolet blasterowy. Metalowe gwiazdki z praktycznie niesłyszalnym świstem pokonały odległość dzielącą łowców od sierżanta Billsa i trafiły go w ramię i policzek. Policjant zawył z bólu i wściekłości jednocześnie naciskając spust, ale wszystkie blasterowe bolty trafiły w podłogę. Znacznie większym problemem byli pozostali policjanci, którzy również nie wahali się otworzyć ognia do zbiegów - znacznie celniejszego ognia, bowiem Daylana już przy pierwszej salwie poczuła na policzku ciepło mijającego ją strzału i ukłucie drobnych odłamków ze ściany, w którą trafiły wiązki zjonizowanej energii...
Przyklęknęła, by stanowić jak najmniejszy cel i skierowała lufę swojej broni w kierunku najbliższego z nieprzyjaciół. Na ułamek sekundy wstrzymała oddech i pociągnęła za spust. Czerwony bolt pomknął w stronę piersi mundurowego i powalił go na ziemię, ale w Daylana nie zdążyła wziąć na muszkę kolejnego z wrogów. Nagły, palący ból w prawym ramieniu i fakt, że niespodziewanie znalazła się na ziemi uświadomiły jej, że i ona oberwała. Choć wydarzenia te trwały ułamki sekund z niezwykłą ostrością, jakby na zwolnionym filmie mogła obserwować działania Kelana...
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Coruscant] Szalony saper

Postprzez Kelan Navarr » 5 Lip 2010, o 13:22

Daylana osunęła się na posadzkę kurczowo trzymając się za ramię. Kelan wyskoczył zza rogu z blasterem w dłoni i wystrzelił trzy razy w kierunku odsłoniętych policjantów. Pierwszy trafiony w czoło i mostek był martwy zanim osunął się na ziemię. Trzeci pocisk rozerwał tchawicę Billsa. Trzeci strażnik leżał nieruchomo kawałek dalej. Kelan dopadł do Twi’lekanki.
- Day jesteś cała?
Niebieskoskóra obserwująca całą scenę spod półprzymkniętych powiek zamknęła oczy. Łowca delikatnie wziął ją na ręce i w pośpiechu ruszył w dalszą drogę na znajdujący się na dachu parking.

Policyjny śmigacz nie był środkiem transportu zapewniającym najwyższy stopień anonimowości, lecz przynajmniej rozwijał znaczne prędkości, co Kelan skrzętnie wykorzystywał. Półprzytomna Daylana siedziała na siedzeniu pasażera nie będąc świadomą tego co dzieje się wokół niej. Zresztą nawet w innym przypadku mogłaby mieć z tym problemy. Łowca wyciskał z pojazdu pełnię mocy, zręcznie lawirując pomiędzy innymi użytkownikami ruchu powietrznego. Kierował się w stronę dolnych części miasta.

Statek policyjny w tym regionie Coruscant był widywany równie często co śnieg na Tatooine. Grupka wytatuowanych osobników przyglądała się w milczeniu jak śmigacz osiada w jednej z wyjątkowo parszywie wyglądających uliczek. Gdy z ciemności wyłonił się mężczyzna z olśniewającej urody Twi’lekanką na rękach ruszyli w ich kierunku.
- Hej przyjacielu! – zagadnął jeden z nich, a w jego dłoni pojawił się nóż – zamierzasz zatrzymać tą ślicznotkę dla siebie?
- Z drogi – Kelan mruknął nie unosząc nawet wzroku
- Hoho! Panowie, mamy tu twardziela
Mężczyźni uśmiechnęli się okrutnie, niczym drapieżniki okrążając upatrzoną zdobycz. Kelan ułożył Daylanę na zaśmieconym chodniku i stanął obok w lekkim rozkroku.
- Powiem po raz ostatni. Wypierdalać
Ruszyli prawie jednocześnie, lecz ich zapał osłabł wraz z donośnym odgłosem łamanej w łokciu ręki jednego z nich. Kelan chwycił nóż, który ów opuścił i zatopił go w jego klatce piersiowej. Kolejny z napastników, który nie cofnął się w porę skończył z poderżniętym gardłem. Obryzgany osoczem łowca kilkakrotnie odwrócił w dłoni pokryty czerwoną cieczą nóż, spoglądając na pozostałą trójkę wzrokiem w którym czaiła się śmierć.
- Sukinsynu zapłacisz za to – wysyczał mężczyzna o wytatuowanej twarzy, który najwyraźniej pełnił funkcję lidera.
Rzucił się na Kelana chcąc wytrącić go z równowagi, lecz ostatnią rzeczą jaką dostrzegł był błysk noża zmierzającego w kierunku jego głowy. Dwóch pozostałych przy życiu rzuciło się do ucieczki, lecz dwa noże pomknęły ich tropem zatapiając się idealnie między łopatkami. Odziany w obryzgany krwią smoking mężczyzna uniósł nieprzytomną Twi’lekankę i ruszył w dół uliczki rozświetlanej nieznacznie przez kilka zepsutych neonów. Gdy zniknęli z pola widzenia kilka sylwetek rzuciło się łapczywie na ciała zabitych w poszukiwaniu czegokolwiek wartościowego. Dolne partie Coruscant rządziły się własnymi prawami.

Odgłos walenia do drzwi poniósł się po zawalonym gratami i różnego rodzaju nielegalnym towarem mieszkaniu. Starszy mężczyzna z włosami mocno przyprószonymi siwizną zwlókł się z fotela ustawionego przed kilkoma monitorami, z tysiącami liczb i wykresów.
- Czego – krzyknął do ciężkich metalowych drzwi
- Svelt mamy dług do wyrównania – padła odpowiedź
Głos który dobiegł zza drzwi sprawił, że mężczyzna pobladł jeszcze bardziej. Cholera, miał nadzieję, że zapomniał. Miał nadzieję, że nigdy więcej już się nie zobaczą. Nabrał powietrza i przyłożył dłoń do panelu otwierającego drzwi. Na korytarzu stał Kelan Navarr, któremu od dawna winien był przysługę. Czując, że zaczyna się pocić wskazał wnętrze pogrążonego w mroku mieszkania. Mężczyzna wszedł do środka bez słowa, a Svelt Orrs dostrzegł plamy krwi na jego stroju, twarzy i dłoniach. Chłodna noc stała się nagle nieznośnie gorąca.
Image
Awatar użytkownika
Kelan Navarr
Gracz
 
Posty: 2329
Rejestracja: 28 Gru 2008, o 00:13

Następna

Wróć do Archiwum

cron