Ze snu wyrwało Tamarę głośne piszczenie budzika. Jego dźwięk świdrował nawet przez poduszkę, którą automatycznie narzuciła sobie na głowę. Szybkim gestem otworzyła szufladę nocnego stolika i przeklinając „współczesną technikę”, wrzuciła tam dręczyciela.
Przestronna, wytwornie urządzona sypialnia zanurzona była w półmroku. Jedynie cienka strużka światła z ulicznej latarni oświetlała lekko pomieszczenie. Tamara leżała na plecach i przez kilka minut wpatrywała się w sufit. Natłok ostatnich wydarzeń sprawił, że z trudem udało jej się zebrać myśli. Miała wrażenie, że coś dzieje się obok niej, a ona nie potrafi tego wszystkiego ogarnąć...
Zaspana, leniwie zsunęła się na skraj łóżka, włożyła tygryskowe papucie i z na wpółprzymkniętymi oczami, podreptała do łazienki, niemal od razu włażąc pod prysznic. Był to, przynajmniej w jej przypadku, najskuteczniejszy sposób na przywrócenie się do właściwego stanu. Odsunęła zasłonkę kabiny, odkręcając jednocześnie kurek. Rury zajęczały cicho, ale woda nie popłynęła. – Uroki starego budownictwa. – westchnęła. W międzyczasie spoglądnęła w lustro i aż się wystraszyła swojego odbicia. Wyglądała okropnie.
-Tak, to był bardzo męczący tydzień.
Wtem Jensenównej zdało się, że słyszy skrzypnięcie zawiasów i czyjeś ostrożne kroki. W pierwszej chwili uznała to za kolejne, nietypowe odgłosy instalacji wodno-kanalizacyjnej, jednak myśl, że po mieszkaniu może grasować nieproszony gość nie dawała jej spokoju. Powoli uchyliła drzwi, wychylając jednocześnie głowę. Wyglądało na to, że martwiła się na zapas, ale mimo wszystko postanowiła rozejrzeć się dokładniej. Po sprawdzeniu wszystkich pomieszczeń, już całkiem spokojna, wróciła do łazienki.
Stała w bezruchu pod prysznicem, otoczona kłębami pary, wsparta dłońmi o chłodne, granatowe kafelki. Gorąca woda spływała prosto na plecy, opłukując bladą skórę ramion, pośladki, nogi. Tamara oddychała głęboko, rozkoszując się każdym haustem wilgotnego powietrza. Straciła nieco rachubę czasu. Mogła tak stać od kliku minut, ale równie dobrze mogłyby to być godziny…
Gdy już wysuszyła włosy, ogarnęła sypialnię i odziała się w odpowiednią garderobę, przyszedł czas na śniadanie. Po lekkim posiłku, składającym się z rogalika z dżemem oraz kawy, Jesens zaczęła szykować się do wyjścia. Dopijając ostatni łyk napoju, wyjrzała przez okno, żeby sprawdzić pogodę - niebo zachmurzone, ale nie padało. Korzystając z okazji rozglądnęła się po okolicy. Dzielnica dopiero budziła się do życia, było wręcz nienaturalnie pusto i cicho. Nagle coś zwróciło uwagę Tamary. A raczej ktoś. Po przeciwnej stronie ulicy stał bowiem mężczyzna, wsparty o kamienny murek przy kamienicy. Z tej odległości nie mogła dojrzeć jego rysów, ale zauważyła, że patrzy wprost na jej mieszkanie. Cofnąwszy się od okna, obserwowała go przez dobrą minutę. Kim, do cholery, jest i dlaczego gapi się na te drzwi? Przyszło jej nawet na myśl, że może jest na nich coś intrygującego, na przykład jakiś wandal przybił do nich zdechłego szczura albo namalował czerwonym sprejem ciekawy napis. Choć chwilę później, przyszły jej na myśl zdecydowanie poważniejsze i bardziej prawdopodobne hipotezy.
Kiedy obcy zauważył, że wychodzi, wyprostował się i na chwilę znieruchomiał. Na oko miał około czterdziestu lat, był szatynem o wystających kościach policzkowych. Tamara zatrzasnęła drzwi, celowo szarpiąc klamką, jakby na dowód, że są zamknięte. Po przejściu paru kroków odwróciła się dyskretnie. Ujrzała, że nieznajomy szybko oddala się w przeciwnym kierunku.
- Interesujące… - pomyślała i ostrożnie ruszyła przed siebie.
Przestronna, wytwornie urządzona sypialnia zanurzona była w półmroku. Jedynie cienka strużka światła z ulicznej latarni oświetlała lekko pomieszczenie. Tamara leżała na plecach i przez kilka minut wpatrywała się w sufit. Natłok ostatnich wydarzeń sprawił, że z trudem udało jej się zebrać myśli. Miała wrażenie, że coś dzieje się obok niej, a ona nie potrafi tego wszystkiego ogarnąć...
Zaspana, leniwie zsunęła się na skraj łóżka, włożyła tygryskowe papucie i z na wpółprzymkniętymi oczami, podreptała do łazienki, niemal od razu włażąc pod prysznic. Był to, przynajmniej w jej przypadku, najskuteczniejszy sposób na przywrócenie się do właściwego stanu. Odsunęła zasłonkę kabiny, odkręcając jednocześnie kurek. Rury zajęczały cicho, ale woda nie popłynęła. – Uroki starego budownictwa. – westchnęła. W międzyczasie spoglądnęła w lustro i aż się wystraszyła swojego odbicia. Wyglądała okropnie.
-Tak, to był bardzo męczący tydzień.
Wtem Jensenównej zdało się, że słyszy skrzypnięcie zawiasów i czyjeś ostrożne kroki. W pierwszej chwili uznała to za kolejne, nietypowe odgłosy instalacji wodno-kanalizacyjnej, jednak myśl, że po mieszkaniu może grasować nieproszony gość nie dawała jej spokoju. Powoli uchyliła drzwi, wychylając jednocześnie głowę. Wyglądało na to, że martwiła się na zapas, ale mimo wszystko postanowiła rozejrzeć się dokładniej. Po sprawdzeniu wszystkich pomieszczeń, już całkiem spokojna, wróciła do łazienki.
Stała w bezruchu pod prysznicem, otoczona kłębami pary, wsparta dłońmi o chłodne, granatowe kafelki. Gorąca woda spływała prosto na plecy, opłukując bladą skórę ramion, pośladki, nogi. Tamara oddychała głęboko, rozkoszując się każdym haustem wilgotnego powietrza. Straciła nieco rachubę czasu. Mogła tak stać od kliku minut, ale równie dobrze mogłyby to być godziny…
Gdy już wysuszyła włosy, ogarnęła sypialnię i odziała się w odpowiednią garderobę, przyszedł czas na śniadanie. Po lekkim posiłku, składającym się z rogalika z dżemem oraz kawy, Jesens zaczęła szykować się do wyjścia. Dopijając ostatni łyk napoju, wyjrzała przez okno, żeby sprawdzić pogodę - niebo zachmurzone, ale nie padało. Korzystając z okazji rozglądnęła się po okolicy. Dzielnica dopiero budziła się do życia, było wręcz nienaturalnie pusto i cicho. Nagle coś zwróciło uwagę Tamary. A raczej ktoś. Po przeciwnej stronie ulicy stał bowiem mężczyzna, wsparty o kamienny murek przy kamienicy. Z tej odległości nie mogła dojrzeć jego rysów, ale zauważyła, że patrzy wprost na jej mieszkanie. Cofnąwszy się od okna, obserwowała go przez dobrą minutę. Kim, do cholery, jest i dlaczego gapi się na te drzwi? Przyszło jej nawet na myśl, że może jest na nich coś intrygującego, na przykład jakiś wandal przybił do nich zdechłego szczura albo namalował czerwonym sprejem ciekawy napis. Choć chwilę później, przyszły jej na myśl zdecydowanie poważniejsze i bardziej prawdopodobne hipotezy.
Kiedy obcy zauważył, że wychodzi, wyprostował się i na chwilę znieruchomiał. Na oko miał około czterdziestu lat, był szatynem o wystających kościach policzkowych. Tamara zatrzasnęła drzwi, celowo szarpiąc klamką, jakby na dowód, że są zamknięte. Po przejściu paru kroków odwróciła się dyskretnie. Ujrzała, że nieznajomy szybko oddala się w przeciwnym kierunku.
- Interesujące… - pomyślała i ostrożnie ruszyła przed siebie.