przez Dorhian Q'nirr » 9 Gru 2010, o 16:55
Słowa Alaska jak zawsze dobitne... Teraz obudziła się w Kel Dorze strona kształtowana przez nauki ojca. Znów kogoś wplątał w kłopoty. Szlag by to.
- Ty sobie ze mnie jaja robisz! - Wybuchł, wplątane w aferę zostało dziecko. Krew, a raczej nie tylko ona teraz w nim buzowały, po raz kolejny to uczucie, w szkole i w celi, jednak teraz nie tak silne. - To dorośli zasługują na śmierć, nie dzieci! - Cóż, jak widać Qultist nie jest osobą stabilną psychicznie. Wiedział, że musi zrobić wszystko, by jednak wygrać zakład. Pies trącał kredyty.
- Pozwól mi wrócić do mieszkania po sprzęt, mam tam także "mikstury" preparowane właśnie na takie okazje... Także blaster... I coś, co przyda się Ven'o. - Teraz spojrzał na resztę. - Masz wybór prosty, tak, czy siak musimy przystać na jego warunki, ale wiedz... Jeśli wybierzesz pieniądze, sam cię zabiję... - O tak, szaleństwo przemawiało przez młodego łowcę. Przecież wplątał w te sprawę niewinne dziecko... Które ma przed sobą całe życie, Tak jak poprzednio, teraz też czuł się jak ostatni drań. Wszystko przez niego... Zbliżył się do grupy.
- Sam ci zapłacę, mniej wprawdzie, jeśli mi pomożesz... Jak wspomniałem wszystko jest jednym wielkim nieporozumieniem. - To już było tylko słyszalne tylko dla uszu człowieka. Teraz ponownie zwrócił się do Twi'leka. - Wrócimy najpierw do mojego mieszkania... - Kel Dor teraz bił się z myślami, po raz kolejny przyczynił się do cierpienia kogoś niewinnego... Kogoś kto mu ufał, jak Al-Dhuun, od czasu pogrzebu nie zapłakał i słusznie teraz nosił okulary, najlepiej by nikt nie oglądał tego co się w nim dzieje w tej chwili. Jednak w jego emocjach dało się czuć coś jeszcze, aurę, jakby złowieszczą może nie każdy jest na to wrażliwy, lecz buzowały w nim szaleństwo i rozpacz...
Postać Główna//Sometimes the hardest battle is against yourself...//