Akcja przenosi się z [Korriban] Ku preznaczeniuLot na Cooruscant odbył się dośc spokojnie nie licząc trzykrotnej próby włączenia hipernapędu, wylatując z atmosfery Korriban.
W czasie drogi ekipa miedzy sobą nie zamieniła zbyt wiele słów. Pani kapitan sterowała notując w międzyczasie coś w cyfronotesie i przyglądając się wisiorkowi, zamyślona wspominała zmasakrowane ciało Sarah. Boona przespał prawie całą drogę, kładąc się na na jakiś skrzyniach.
Po dłuższym czasie statek Yarroqa wylądował na platformie, z której kilka dni temu odleciała ekipa, wśród której była jeszcze Sill. Pani Flame nie wyszła im na spotkanie, jedynie robot protokolarny, który notabene przyglądał się cyborgowi, poinformował, iż jego pani czeka na nich u siebie w biurze. Choć zmęczeni, głodni i absolutnie wycieńczeni ruszyli za elektronicznym sługą.
Kiedy w końcu drzwi biura Pani Flame się otworzyły, cała czwórka dojrzała, jak starsza kobieta siedzi za swoim biurkiem i pali papierosa przez szklaną lufkę, spoglądając przez okno. Na odgłos zamykanych drzwi odwróciła się na obrotowym krześle, wypuściła dym i lekko podekscytowana zapytała:
- I co znaleźliście? Macie skarb? - To jak Karen sie teraz poczuła, nie mogły opisać żadne słowa. Pierwsze zdanie nie dotyczyło jej stanu zdrowia, ilości ekipy, tylko czy mają skarb. Pani kapitan zacisnęłą zęby i odpowiedziała:
- Nie matko. To wszystko było mistyfikacja - odprowadziła Boonę wzrokiem, który bez słowa podszedł do Pani Flame i stanął koło niej, odwracając się przodem w kierunku pozostałej trójki. - Nie było żadnego skarbu, a jedynie pułapki, zagadki, śmierć Sill i zdrada Yarroqa. - Jej głos stawał się coraz wyraźniejszy i groźniejszy. Kropla potu spływała po czole pani kapitan. - Mało? To wiedz, że w ostatniej komnacie znalazłam rozszarpaną i nieżywą Sarah, która nie zginęła 7 lat temu, jak mi mówiłaś! - ostatnie słowa wykrzyczała, zanosząc się łkaniem. Boona poruszył się, by zareagować na krzyk, jednak stara FLame machnęła ręką, by pozostał.
- Tak. Wiem, że była tam Sarah. Skoro nie ma jej z tobą, to musicie mieć klucz do księgi. Daj mi go proszę – wyciągnęła rękę w stronę córki.
- Co powiedziałaś? Wiedziałaś, że ona żyje i nic nie zrobiłaś? Co z ciebie za potwór?!
- To wszystko dla dobra sprawy córko. Niebawem zrozumiesz, jak zobaczysz, jaką potęgę dają słowa zawarte w Księdze Bytu.
- Oszalałaś! Nie ma żadnej Księgi Bytu! Przez tą nieprawdę zginął mój ojciec, który starał się tobie udowodnić, że masz fanaberię, a twoje stowarzyszenie to banda popapranych ignorantów.
- Karen. Naprawdę nie mam na to czasu. Oddaj mi klucz. Wiem, że go masz – spojrzała wymownie na Boonę, jakby to ten ją o tym poinformował.
To co teraz się wydarzyło trwało kilka sekund.
Karen błyskawicznie wyciągnęła swoją broń i sięgnęła po drugi blaster ukrytu pod krzesłem, o którym wiedziała. Jedną lufę nakierowała na Boonę, który mierzył do niej strzelbą, a drugą…na własną matkę.
- Dlaczego pozwoliłaś, by Sarah zginęła? Dlaczego mnie okłamałaś i wykorzystałaś? Jestem twoją córką. – To już nie było łkanie a szloch. W głosie pani kapitan dało się słyszeć nuty przerażenia, smutku i szaleństwa.
- Tłumaczyłam ci tyle razy, że Księga jest najważniejsza, a ty to lekceważyłaś! – tym razem to matka podniosła głos. – Nic do ciebie nie docierało, marzycielko. Odłóż broń i przestań się mazać, bo wstyd mi za ciebie.
Po chwili ciszy matka spojrzała na Trena i powiedziała:
- Zabierz jej broń. Obezwładnij tak, by nic się jej nie stało. Pamiętasz? Obiecałam spełnić ci twoje marzenie: jeśli to zrobisz, to Boona was nie przedziurawi, otworzysz swoją własną kantynę na Coruscant, a twi’lek będzie twoim osobistym ochroniarzem, a potem polecimy znaleźć Księgę Bytu, by móc posiąść wszechpotężną wiedzę i bogactwo! – Słowa starej Flame brzmiały bardzo przekonująco i szczerze.
To naprawdę dobra propozycja: własny klub czy pub, Boona obok i kolejna przygoda.
- Chissie! – krzyknęła chrypiącym głosem Karen. – Zabijcie Boonę i pozbawcie życia tą starą sukę. Wiesz dlaczego właśnie ciebie zwerbowano do tego szaleństwa? Bo ktoś ciebie wskazał. Ktoś, komu nie udało się wejść do jaskini na Korriban. Ktoś kogo ponoć znasz. – Tutaj jej głos się zawiesił.
- Nie słuchaj jej Trenie. Pomyśl o własnej kantynie!
- Pamiętasz Malika? To on, jako Chiss był jednym z kilku, których werbowała moja matka, by mogli dostać się do jaskini. Jednak jemu się nie udało. I wspomniał o tobie. Pasowałeś do tej całej, przeklętej legendy. I wiesz co? Wiem , gdzie on jest! Możemy go dopaść! Miałeś swoje przeznaczenie, teraz możesz mieć swoją zemstę!
Teraz Tren będąc w niełatwej sytuacji musiał dokonać wyboru, najważniejszego bodajże w jego życiu.
Na pewno którą z pań Flame za chwilę umrze, a Chiss i Keeler poniosą konsekwencje swoich czynów.