//
Theme//
Ciało i umysł Qultista opanowała nieznana mu do tej pory potęga. Siła, którą już kilka razy czuł, lecz nigdy w takim natężeniu. Wszyscy przeciwnicy byli już martwi. Stał tam i przyglądał się Togrucie z mordem w oczach, skrytych pod maską. Jeszcze chwila, jeszcze jedna sekunda i ruszy na niego z zamiarem zmiażdżenia, pozbycia się niewygodnej istoty, plugawego kosmity, który nie zna honoru. Tak, od pierwszych chwil poza ufnością, jaką starał się w sobie wzbudzić Qultist, czuł odrazę do niego. Czy takim łowcą głów miał się stać? Bezwzględnym, aroganckim... Czy takim już się nie stał? Coś w nim pękło. A moc płynąca teraz z pełną siłą, nakazywała mu. Gdy tylko postawił jeden krok, poczuł czyiś dotyk. Poczuł tę samą sensację, jakiej doznał w sali balowej Barona. Dreszcz przyjemności kłócił się z potęgą jaką czuł obecnie. Wewnętrzny krzyk nakazywał stłumienie tej sensacji, pozbycie się jej źródła. Tego, co łączyło Kel Dora z rzeczywistością.
Świat dookoła przestał istnieć, żyjących także nie było, strumienie energii pozbawione tkanek, źródła światła, jedno z nich jasne, białe, stało właśnie przed Korrem. Próbowało interweniować. Natychmiastowa reakcja ze strony łowcy głów nie pozwoliła na jakiekolwiek działanie Zanji. Dziewczyna w mig znalazła się nad ziemią, żądza mordu nadal była obecna w duszy Qultista. Instynktownie zabójczyni próbowała uwolnić się z uchwytu, zaciskającego się coraz mocniej. Jednakże żadna dłoń, żadne ramię nie trzymało jej w powietrzu, lecz wisiała. Jej własna ręka zaciskała się na jej krtani coraz mocniej. Zdziwieniu i brakowi pewności ustąpiło miejsce przerażenie jakie malowało się w jej oczach. Błagalnym spojrzeniem, wciąż się szamocząc mówiła coś do swojego oprawcy. Obraz widziany jej oczami coraz bardziej zamazywał się, dziewczyna powoli i skutecznie traciła oddech, z nim świadomość. Wibroostrza wypadły z jej dłoni, ze słyszalnym szczękiem uderzając o podłogę.
W tym samym czasie Qultist nie zdawał sobie sprawy z tego, co robi, nie słyszał nic, przed sobą miał światło, gasnące już, dogorywające. Jego ścisk coraz mocniejszy, lecz jeszcze nie łamał kości. Czy tak ma się to wszystko skończyć? Tutaj? Teraz? Co z jego postanowieniem? Co próbą naprawienia tego błędu? Co z Zanją? Gdzie ona jest? Gdzie się wszyscy podziali? Kel Dorowi nadal w głowie huczało, nadal nic poza niknącym głosem starca nie docierało. Lecz teraz, jakby przez mgłę, rejestrował dźwięki, stłumione. Ledwie słyszalne. - "Korr!" - Ktoś go wołał, ktoś starał się obudzić. - "Korr Qultist!" - Głos należał do osoby, o której myślał, że nie żyje, na której pogrzebie już był... Al-Dhuun, ojciec, patriarcha rodziny. Jedyny prawdziwy przyjaciel. Ciemność dookoła zaczęła znikać, światła gasły i kształty były już widoczne. Czucie znów do niego wróciło, lecz nie w pełni. Ramiona Kel Dora były zaciśnięte na czymś miękkim. Czymś, co wręcz prosiło się o zgniecenie, o usunięcie ze świata. To uczucie, ta wola władzy nadal była silna w nim.
- Władać czystą władzą? - Powtórzył jakby za głosem, powtórzył całkiem zdziwiony, jakby to on teraz oglądał zza szyby, co jego ciało wyprawia. Jakby to nie on tam był lecz ktoś inny. - Władza niosąca cierpienie i śmierć to nie władza... To zło. - Wypowiedział sam, jakby do siebie, jakby się upewniając w tej tezie. Młody łowca powoli znów zaczął się zatracać. Lecz ta sensacja, ten dreszcz, ten dotyk, który właśnie czuje. Oczy zaczęły skanować pomieszczenie, oczy zatrzymały się na istocie w jego uchwycie, teraz już materialnym, teraz już fizycznym. Twi'lekiana starała się uwolnić, nadal rozpaczliwie próbowała. Teraz do niego trafiło. Gorsze niż zimny prysznic. Gorsze niż śmierć ojca... - Nie... - Krótkie słowo wyrwało się z jego ust. Kel Dor, teraz zajrzał w oczy dziewczyny, przerażenie, które się w nich malowało wyglądało tak znajomo... Tak jak wartownik więzienny, którego skatował w celi. Czy tak ma skończyć? Niczym bezduszny morderca? - Czym jest potęga, bez najbliższych? - Zapytał jakby niepewnie ten głos, który odzywał się w nim. Tego starca, który zjawił się nie wiadomo skąd, nie wiadomo kiedy.
Uchwyt na szyi dziewczyny stracił całkowicie na mocy, upadła na ziemię, z trudem łapiąc oddech, lecz żyła, lecz była cała. Gdy tylko ochłonęła wibroostrza zawirowały w jej rękach. Wciąż się trzęsła, wciąż miała przed oczami tę żądzę mordu. Lecz teraz musiała się bronić. Przed nią był Kel Dor, nadal osłupiały, nadal zastygły w miejscu, stał tam i nie poruszył się przez moment. Stał i nadal kalkulował cały świat, całe zajście, co się stało. Korr nie był pewien swoich działań ale jedno, co przemówiło za przerwaniem tego to chęć ocalenia jedynej bliskiej mu osoby teraz. Jedynej istoty, na której mu zależy. Po prostu nie mógł tego zrobić, nie mógł pozbawić życia Jej, właśnie Jej. Przecież po to wyruszył, by ją ratować, by naprawić swój błąd.
Qultist opadł na kolana, z głową pochyloną, czekał na swój koniec, a duszy zadawał sobie pytanie, dlaczego? Dlaczego tak się stało. Dlaczego omal nie zabił jej? Dlaczego na to pozwolił? Kto kieruje jego poczynaniami, co takiego płynie poza czasem, co decyduje o istnieniu żyjących. Dlaczego on miał być egzekutorem prawa śmierci?
Siła pulsująca w jego ciele powoli zanikała, chłopak wracał do normy, echa odbijały się już tylko w najdalszych zakątkach jego pamięci. Podniósł głowę, przed nim była nadal przerażona, nadal drżąca Zanja, mierzyła do niego z ostrzy. W takiej sytuacji najdrobniejszy ruch wiązał się ze śmiercią, z ręki zabójczyni. Czemu się dziwić, odpłynął na chwilę, za mocno, zbyt głęboko pozwolił się pochłonąć. Jego zakrwawione ręce uniosły się przed niego, jakby w stronę dziewczyny. Nastała cisza i niepewność, Kel Dor nie wiedział, co powinien zrobić. W następnej chwili zorientował się, że obejmuje kogoś, dość silnie, lecz nie łamie, nie dusi. Gniew i Złość ustąpiły miejsca żalowi jaki teraz czuł, głębokiej goryczy. Nadal klęczał, lecz teraz miał kogoś przy sobie, kogoś drogiego, dla kogo tu przyleciał. Czasu musiało sporo upłynąć, by zdał sobie sprawę z tego.
- Zanjo... Wybacz mi. - To były jedyne słowa jakie wypowiedział do zszokowanej zabójczyni. Która do teraz nie mogła zrozumieć co się tak na prawdę stało i jak się znalazła tak blisko niego, tak szybko, w ramionach Kel Dora. Nie rozumiała tego, on sam także, jednak teraz już się nie ruszył. Już nie prowokował żadnych działań. Była bezpieczna, tylko dlaczego tak? Dlaczego tu i w ten sposób?