Sektor 3Fx był miejscem, gdzie Felucjanie starali się żyć pokojowo. Z dala od obszarów, na których toczyły się jakiekolwiek walki, czy to o przetrwanie z bestiami planety, najeźdźcami, łowcami nagród, innymi plemionami.
Dobrze zorganizowany transport, fakt, z nieco naburmuszonym Rodianinem, jako pilotem, zapewnił przylot dokładnie w ten sektor. Po to, by spokojnie przejść kawałek i, jak to mawiał zleceniodawca, wczuć się w klimat Feluci.
Niestety, działania, o dziwo spokojniejszego i, na pierwszy rzut oka, bardziej zrównoważonego Korra, pokrzyżowały plan zleceniodawcy. Kompletnie bez powodu wszczął walkę, która z góry była wygraną. Rodzina Felucian, z pokojowego plemienia Inrghtaaami, całkowicie bezradna, przestraszona i zaskoczona, starał się bronić, jak tylko potrafiła. Zabójstwo w pierwszej kolejności dwóch bliźniaków, którzy dopiero co wychodzili z wieku dziecięcego i zaczynali dojrzałość, rozsierdziło ojca. Raniąc Rewixta i stawiając największy opór, zginął kilkoma strzałami w głowę.
Chociaż rzeź niewinnych i pokojowo nastawionych Felucian nie trwała długo, rozbudziła otoczenie. Coraz głośniejsze stawały się odgłosy dżungli, która znajdowała się niemały kawałek drogi od nich.
Minusem dla najemników było to, że kompletnie nie przygotowali się wcześniej, jeśli chodzi o topografię, roślinność, a przede wszystkim, faunę planety. Przynajmniej wiedzieliby, czego mogli by się spodziewać.
Bez wątpienia Togruta miałby ogromne pretensje do Qultista za takie właśnie zachowanie, jednak zanim do tego doszło, obaj usłyszeli świst. Kompletnie niespodziewanie dla nich, którzy wpatrywali się w martwe ciała rdzennych istot, coś spadało z ogromną prędkością.
Paraliżująca elektrosieć, która używana była przez myśliwych, by unieruchamiać bestie atakujące osady, spadła na dwójkę kompanów.
Po chwili konwulsji, obaj upadli nieprzytomni.
***
Obudził ich okropny ryk i straszliwy smród. Trzymany na mocnych i długich łańcuchach,
młody rancor, kierował swój pysk prosto na przywiązanych do pni drzew najemników. Próbując się wyrywać do przodu, rankor jednak nie potrafił wyrwać się z więzów, toteż teoretycznie, z jego strony, nie groziło im niebezpieczeństwo.
No chyba że któryś z Felucian popuścił by trochę łańcuchy.
A tych wokoło było kilku. Znajdowali się w zamkniętym pomieszczeniu, które w niczym nie przypominało Felucii. Mokry piach, który z odchodami bestii i resztkami jedzenia nie wyglądał (ani nie pachniał) zbyt przyjemnie, służył za podłoże.
-
Dlaczego napadliście naszych braci? Czego szukacie na naszej planecie?Obaj usłyszeli pytanie jednego z rdzennych mieszkańców. Miał on fioletową, prostą szatę i wyróżniał się wśród pozostałych, którzy posiadali ubranie koloru czerwieni. Zapewne przywódca plemienia teraz chciał wyjaśnień.
Obaj nie mogli ruszyć rękoma, spętani dokładnie i pozbawieni swojego całego rynsztunku: od blasterów, przez wibronoże, wibromiecze, kastety i inne.
Kiedy pytanie zawisło w próżni, dopiero w tym momencie Qultist ujrzał coś, czego nigdy w życiu nie chciał:
Piękny i solidny miecz od jego ojca leżał połamany. Dwie osobne części, nasiąknięte odchodami rancora, spoczywały kilka metrów do najemników. Wyszczerbione Wibroostrze było od teraz kompletnie nieużyteczne jako broń, nie mówiąc o jego wartości sentymentalnej.