Content

Archiwum

[Felucia] Audiencja u barona

W tym miejscu znajdują się wszystkie zakończone questy, których akcja toczyła się w miejscach nie mających swoich osobnych, specjalnych działów.

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Mistrz Gry » 7 Wrz 2011, o 16:37

Po niespełna 7 minutach od rozpoczęcia "show" na arenie pozostało 12 gladiatorów (z 17) oraz trzy acklaye. Jednego z nich udało się uśmiercić jednak kosztowało to życie dwóch walczących. Widownia wyła z radości, natomiast sam baron jakby znudzony sięgał po winogrona oraz od czasu do czasu muskał udo Zanji.
- Oczy, próbujcie trafić je w ślepia, a następnie w tułów. - ryknął czarnoskóry, dobrze umięśniony facet, dzierżący długie wibroostrze w jednej ręce oraz zakrzywioną szablę w drugiej dłoni - Do ataku!
Za murzynem poleciało trzech gladiatorów, osaczając jedną z bestii. Choć zwierze raniło dwoje z nich, a trzeciego uśmierciło, to przewodnikowi udało się poskromić kolejne z zagrożeń. Pozostały jeszcze dwa "miotające błyskawicami stwory".
W tym samym czasie, dość niespodziewanie jedyny Devish w tym towarzystwie oddalił się od grupy walczących z acklayami i ruszył na Rewixtra. Grn'Ro był bardziej niebezpiecznym przeciwnikiem niż szalonym Rodianin. Wyprowadził serię cięć na wysokości torsu Togruty, a gdy ten skontrował, sprytnie zasłonił się durastalową, wzmacnianą tarczą, praktycznie nie odczuwając ciosu. Devorianin zamarkował cios od dołu, po czym wykonał perfekcyjny młynek licząc że trafi rywala w twarz.
Sytuacja Qultista również nie była wesoła. Choć nie atakował go żaden gladiator, to musiał zmierzyć się z największym acklayem. Obok niego znajdował się jeszcze średniego wzrostu blondyn z piką energetyczną oraz przestraszony twi'lek z wibrotoporem i tarczą. Na razie jednak zwierz był zajęty rozszarpywaniem ciała weequaya. Na polu bitwy dzielnie rywalizowało jeszcze 9 wojowników oraz dwie bestie. Co gorsze, baron szykował jeszcze inne niespodzianki dla oklaskiwanych mężczyzn.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Rewixt Otrrasnir » 8 Wrz 2011, o 15:10

Perfekcja. Coś, czego zawsze brakowało Togrucie.
Miecz, wzniesiony za późno nie zablokował całkowicie ostrza - zielona skóra na czole została brzydko oszpecona długim, ale płytkim cięciem, niemalże od razu zalewając oczy Rewixta kaskadą krwi, co niemalże od razu wykorzystał Devish, wyprowadzając pchnięcie prosto w tors Togruty.
Przez ułamek sekundy, Rewixt myślał że to już koniec. Definitywny koniec na brudnej, skalanej krwią arenie - ale tak nie było.
Niepojętym dla kogokolwiek zrządzeniem losu, ostrze trafiło... skrawek ubrania przy prawym boku Togruty. Stary najemnik od razu wykorzystał pochylenie Devisha, szybko uderzając kolanem w jego brzuch. Oponent padł na kolana, a Rewixt złapawszy go za rób, poprawił uderzenie, posyłając go na ziemię.
Póki co, nie wykorzystywał okazji do zabicia oponenta. Ze stoickim spokojem oderwał od czarnego płaszcza wiszący kawałek materiału, przetarł nim oczy i zawiązał go na ranie - trochę mu to zajęło, gdyż był trochę przykrótki.
W międzyczasie, Devaronianinowi udało się podnieść, jednak lekko chwiał się na nogach - Togruta z satysfakcją zauważył, że trafił go niemalże idealnie. Może, może jednak perfekcja w końcu zaczęła się odzywać?
Znów, ze stoickim spokojem stał, czekając na Devisha, z lekko pogardliwym uśmiechem, jednak ten jak na złość przyjął tą samą taktykę. Postanowiwszy go zachęcić, ryknął donośnie:
-Od kiedy na arenę wpuszczają baby, które po dwóch strzałach chwieją się na nogach? Pewnie teraz za mamusią tęsknisz, oj ty mój mały bohaterze ty! - ostatnie słowa utonęły w wesołej wrzawie tłumu. Ośmieszony, i zapewne mocno zdenerwowany Devish przypuścił wściekły atak na Rewixta.
I tego mu trzeba było. Pierwszą, najwścieklejszą serię cięć Togruta odparował z trudem, jednak kolejne cięcia Devaronianina były coraz słabsze. W końcu, Togruta silnie odbił lecące z góry ostrze, pozbawiając oponenta równowagi i zadziwiająco szybko uderzył go w nos. Szybko złapał za durastalową tarczę, i jednocześnie kopiąc Devisha w tors, pociągnął za nią. Efekt był taki, jak zamierzony - Devaronianin leżał, a Rewixt trzymał tarczę. Nie zastanawiał się ni chwili nad następnym krokiem - po prostu wzniósł ciężką tarczę nad głowę i cisnął nią w powalonego. Trafił kantem prosto w szczękę Devisha, który natychmiast zwinął się z bólu. Nie marnując czasu, Togruta podbiegł do oponenta i wbił miecz tuż koło niego, specjalnie. Złapał go za lewy róg, przyklęknął na jego piersi i zaczął walić wściekle pięścią w jego twarz.
Najpierw poddały się wargi, które pękły niczym soczyste pomidory. Tuż po nich, z akompaniamentem chrupnięć nos zamienił się w bezkształtną miazgę. Puścił róg oponenta i szeroko rozwarł jego szczęki, w mgnieniu oka łapiąc za język, który pociągnął, wiedząc że Devishe mają długie języki. Jego wiedza sprawdziła się - język dał się wyciągnąć na znaczną długość. A potem dał się obciąć, przy akompaniamencie wrzawy i dzikim wrzasku Devaronianina.
Przedstawienie osiągnęło swe szczytne apogeum, kiedy Togruta bezceremonialnie owinął język Devisha wokół jego własnego gardła i poderwawszy go z ziemi - po prostu zadusił, jak kawałem sznura.
Dopiero po tym, kiedy Rewixt podniósł się, zauważył rosnącą plamę krwi na ubraniu na torsie. Szybkimi, sprawnymi ruchami zdjął płaszcz, niemalże chlubiąc się ciałem tak przeoranym bliznami, że jedna wchodziła na drugą - i to dosłownie. A ten cholerny Devish musiał trafić akurat w ostatni skrawek normalnej skóry!Togruta, oddarłszy z odzienia Devisha dwa długie pasy, obwiązał je przez tors, wokół rany - mocno, by zatamować krwawienie.
Image
GG: 13827349
Awatar użytkownika
Rewixt Otrrasnir
Gracz
 
Posty: 271
Rejestracja: 21 Lut 2011, o 22:13

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Dorhian Q'nirr » 22 Wrz 2011, o 18:28

//Na wstępie dodam, że mały stunt z mocą tutaj zrobię... niewielki...//

Błyskawiczny rzut okiem na towarzysza broni jakim był Togruta, może nie do końca... Jednak razem byli w tym bagnie. Widać poradził sobie świetnie... Może mniej finezji było w jego walce, ale zawsze to zwycięstwo się liczy, gdy w grę wchodzi śmierć wojowników. Przetrwa najsilniejszy...
Odgłos mielonego między zębami mięsa Weequaya przyprawił towarzyszy Qultista o dreszcze. Sam łowca nagród spojrzał na bestię, jego oczy skryte pod maską śmiały się... Ah ileż to on razy słyszał ten dźwięk. Miażdżenie kości i zrywanie mięśni ze ścięgien. Tak, podczas swoich przechadzek po Coruscant bywał w fabrykach i podobnych maszynowych placówkach. Łatwo tam wpaść w tryby i to często było jego kartą przetargową. Błyskawiczne podcięcie i uderzenie w brzuch kończyło sprawę. Posyłając go w tryby maszyny. Krzyk agonii w jakiej znajdował się cel był wtedy tylko muzyką dla uszu bezdusznego łowcy nagród... A jednak, teraz jest inaczej, znów chrzęsty, zgrzyty i łamane kończyny. Lecz dziś Kel Dor jest tutaj, nie z chęci zysku, tylko próbuje naprawić swój błąd. Coś w nim pękło...
Po raz ostatni kości chrupnęły. Kel Dor został przywołany ze świata marzeń i myśli do brutalnej rzeczywistości. Jedno spojrzenie na blondyna z piką i Twi'leka z toporem. Miecz zawirował i skrył się w prowizorycznej, wiązanej pasami osłonie na plecach.
- Co tak stoicie! - Więcej nie zdążył powiedzieć, szpon skierowany na jego gardło uciął przemowę, Acklay zmusił Qultista do uników po raz kolejny, nie chciał zostać trafionym, a siłowanie z bestią także nie uśmiechało się chłopakowi. Szpon szedł płasko, to pozwoliło zwyczajnie schylić się i przejść pod nim. - Idioci! Rozproszcie się, nie dajcie bydlakowi tak łatwego celu. Ty!! Pika do mnie! - Kolejny przewrót przez bark i Kel Dor był przy gladiatorze z rzeczoną bronią. - Chcesz trochę dłużej pożyć to oddaj ją teraz! - Piruet i broń drzewcowa już była w rękach Kel Dora.
Kończąc obrót zaostrzony koniec piki wystrzelił w głowę bestii z niebywałą szybkością. Ułamek sekundy. Szponiak zawył z bólu, a po drzewcu spłynęła krew. Zamaszysty ruch głową posłał Kel Dora wraz z piką w dłoniach na zdezorientowanego Twi'leka. Oboje tak leżeli... Fakt, teraz było blondyn padł kolejną ofiarą rozwścieczonego Acklay'a. Potwór bił na oślep, z gladiatora została już tylko marionetka, odrzucona później na bok. Na arenie pozostał półślepy stwór oraz dwaj wojownicy. Działania Kel Dora tylko go rozzłościły. Kolejna szarża ze strony Acklay'a, Qultist jednym ruchem zepchnął z jego toru Twi'leka, nadal przerażonego. Sam został zepchnięty na drugi koniec areny. O ironio, tak bardzo nie chciał dobywać tego miecza. Pika posłużyła za blokadę między nim, a szponami bestii. Trzask drzewca oznajmił tylko to, co było do przewidzenia. Broń nie wytrzymała napięcia. Łapy potwora zanurzyły się w ciele Qultista, na całe szczęście płytko na łydce, druga natomiast zachaczyła przedramię. Ból sprowadził go do ziemi. Ramię zostało uniesione po raz kolejny i opadło. Łapiąc tylko kurz i piach areny. Qultist zdołał wstać, lekko chwiejnym krokiem. Najpierw udo przy Rancorze, teraz łydka w walce z Acklay'em
- Idioto! Co tak stoisz! Tułów! Bij go tym toporem, a o mnie się nie martw. Przynajmniej jednego bandytę będziesz miał mniej! - Sprowokował Twi'leka do działania, zasłaniając się tarczą, pędził do potwora. Póki co, Kel Dor w miarę dobrze unikał ciosów, kilka płytszych, niegroźnych nacięć na barkach. Draśnięcia, które nie przeszkadzały mu w wykonaniu jego planu. Będąc samemu przynętą odwracał uwagę od drugiego z gladiatorów. W rozpaczliwym krzyku Twi'lek rzucił się na potwora i wymierzył mu cios w tułów, coś chrupnęło w pancerzu, a bestia wydała okrzyk agonii. Poteżnym pociągnięciem odwłoka Acklay zrzucił pluskwę jaką był topornik. Ten także nie zdołał teraz uciec. Szpon spadł miażdżąc mostek i żebra, przebił się przez pancerz i delikatną skórę. Twi'lek wypluł krew, niego cierpienie nie trwało długo... Tak jak staż na arenie.
To, co stało się później przeszło oczekiwania Kel Dora, Acklay otworzył swoją paszczę, by posłać wiązkę energii elektrycznej. Ciśnienie podskoczyło w ciele Qultista, krew zaczęła płynąć szybciej, puls coraz bardziej wyczuwalny. Chłopak wysunął wibroostrze z osłony. Wszystko mechanicznie, jakby pod wpływem zaprogramowanego schematu. Świat dookoła zniknął. Został stwór i łowca nagród. Ostrze spotkało się z elektronami sunącymi w kierunku Kel Dora. Zimna stal przyjęła na siebie pocisk. Energia powinna usmażyć ręce Kel Dora, jednak tak się nie stało. Elektrony skakały po mieczu przez jakąś chwilę. Qultist postawił pierwszy krok, za nim kolejny. Puścił się pędem na potwora, bedąc zaledwie na długości ramienia, prześlizgnął się pod Acklay'em. Kolejne działanie zostało poprzedzone przewrotem przez bark. W połowie tego manewru młody łowca obrócił się i wyprostował, tak by stanąć na rękach. Nogi opadły na ziemię bardzo szybko, a gladiator wykorzystał impet lądowania, żeby wskoczyć na bestię. Miecz zanurzył się w tułowiu, ostrze wyszło z drugiej strony pokrwawione. Stwór zdawał się odczuć teraz wiązkę własnej elektryczności. Ramiona Kel Dora trzęsły się potężnie, tak samo jak ciało szponiaka, na którym siedział. Kilka minut na górze zdawało się trwać dłużej niż wieczność. Acklay w ostatnim krzyku agonii zrzucił z siebie Kel Dora.
Qultist upadł nieopodal martwego Twi'leka. Jego tarcza! Topór! Bestia była coraz bliżej, jednak widocznie się chwiała, miecz w tułowiu ograniczał ruch i pęd. Pierwszy szpon, odparty tarczą z pozycji leżącej, drugi atak także. W końcu gdy potwór spróbował po raz kolejny. Kel Dor całą siłę włożył w uderzenie. Parowanie i cięcie. Jedno łapsko spadło. Błyskawicznym ruchem poderwał się z ziemi, ponownie zwiększając dystans. Ręce drżału mu jakby to on dostał tą wiązką elektryczności po ciele. Pierwsza poszła noga, za nią druga. Teraz albo nigdy... Tłum wstrzymał oddech na moment. To była chwila. Topór zanurzył się w czaszcze potwora, a ten padł na Qultista. Powoli chłopak wygramolił się spod ciała, szybki krok i już był przy wibroostrzu. Z niemałym trudem je wyciągnął. Arena znów zawrzała od krzyków i wiwatów. Młody łowca teraz powracał do zmysłów, nie chciał odpowiadać na zaczepki publiki. Jego mięśnie drżały i pulsowały bólem. Jego wzrok rozmywał się. Widział Togrutę i innych. Ostatnie spojrzenie na trybuny, na Zanję. Padł na ziemię, przynajmniej chwilę oddechu musiał mieć.
Krew płynęła już normalnie, serce powoli wybijało spokojny rytm, oddech także przycichł. Qultist poderwał się z ziemi. Miecz zaciśnięty w dłoniach, jego wizja nadal rozmyta, ciało nadal drży, jednak jest przytomny, nie w pełni, ale jest tutaj bo musi coś zrobić... - "Co się ze mną dzieje?" - Nagły przypływ adrenaliny coś w nim obudził... Teraz znów to ucichło, może to i dobrze? Ostatnio zabił funkcjonariusza przez coś takiego...
Postać Główna
Image
//Sometimes the hardest battle is against yourself...//
Awatar użytkownika
Dorhian Q'nirr
New One
 
Posty: 225
Rejestracja: 20 Sie 2010, o 02:09

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Mistrz Gry » 24 Wrz 2011, o 16:27

Na było jeszcze siedmiu gladiatorów. W momencie gdy Rewixt próbował zatamować niewielkie krwotoki popełnił spory błąd. Skupił się na tym, na czym nie powinien. Liczył, że pozostali wojownicy zajmą się ostatnim Acklayem. Ci jednak rozstawili się szeroko przy ścianach, a bestia ruszyła na stojącego centralnie Togrutę. W mgnieniu oka, olbrzymi łeb trafił w cel, odrzucając go o dobre 10 metrów. Gdy Otrrasnir wydawał się martwy, zwierz postanowił zainteresować się bardziej ruchomymi celami. Ostro zaszarżował na stojącego najbliżej Rodianina. Ten w ostatnim, bohaterskim akcie rzucił piką w kierunku Acklaya, wydłubując mu oko. Niestety nie powstrzymał tym rozjuszonego zwierzęcia, które ułamek sekundy później zmiażdżyło obcego w swych ogromnych szczękach. Rewixt wydawał się powoli wracać do rzeczywistości, miał jednak to szczęście iż główny przeciwnik skupił się na kolejnych dwóch gladiatorach.
W tym samym czasie spora część publiczności nagrodziła aplauzem Qultista, który tylko sobie znanym sposobem pokonał Acklaya. Kel Dor miał czas by zerknąć na arenę. Przy jednej ze ścian bardzo powoli podnosił się jego towarzysz. Jakieś 10 metrów od niego stał czarnoskóry, dobrze umięśniony mężczyzna z wibromieczem i tarczą. Trzech pozostałych przy życiu osobników było rozproszonych na arenie. Korr nie mógł jednak długo delektować się zwycięstwem, ani ruszyć na pomóc Otrrasnirowi. Tuż za jego plecami rozbrzmiał dźwięk unoszonej kraty, czemu towarzyszył również dziki okrzyk. Z ciemności tunelu wyłonił się rankor. Swymi przekrwionymi ślepiami momentalnie zlokalizował kolejny cel, jakim byli Qultist i człowiek.
- Chyba będziemy musieli współpracować, by rozprawić się z tą bestią. - rzekł murzyn - Jestem Joe... Oby szczęście nam dopisało...
Po tych słowach osobnik skinął delikatnie głową w stronę nieco poturbowanego Kel Dora. Rankor raz po raz wydawał z siebie mrożący krew w żyłach dźwięk. Część publiczności wręcz zamarła, gladiatorzy nie mogli sobie na to pozwolić. Małym pozytywem było to, że zwierz na pewno nie należał do największych okazów, pochodzących z Dathomiry. Mimo to nie stanowił łatwej przeprawy nawet dla wprawionych w boju łowców.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Rewixt Otrrasnir » 27 Wrz 2011, o 14:48

Arenę ogarnęły dziwne ryki, tym razem nie tłumu. Rewixtowi wydawało się, że coś mu się porobiło ze słuchem, przecie te Acklaye nie ryczały! Krótki rzut oka na bramę, i wszystko jasne.
Rancor.
Rewixt był już cały obolały, mógł się ledwo z początku ruszać - ale kiedy podniósł się i oparł plecami o ścianę, z ulgą stwierdził jeden fakt - nie miał nic złamanego. Jednak świat wirował, niektóre punkciki stawały się stałe - jednak trwało to o wiele za wolno. Rewixt położył dłonie na oczach i chwilę tak stał. W końcu, kiedy pulsowanie we łbie ustało, ręce jego zwisły wokół boków - oczy płonęły wściekłością, dzikim, zwierzęcym gniewem zranionego drapieżnika. Schyliwszy się po miecz, leżący tuż obok niego, ruszył, dalej lekko powłócząc nogami, wokół areny, tak, by znaleźć się z boku oślepionego Acklaya - oczywiście, chodzi o bok, na którym znajdowało się oko potwora... czy coś.
Jego zamiarów nie powstrzymały nawet dzikie piski rozjuszonego potwora - był wściekły, pełen gniewu, i tak dalej - niemalże nie panował nad sobą. Ruszył powoli, odzyskując coraz większą kontrolę nad organizmem - widocznie nie dostał AŻ TAK mocno. Stopy naciskając na piasek z wyczuciem nie powodowały chrzęstu, miecz pozostawał wzniesiony, nieruchomy, nie wydając najmniejszego świstu - nadawał się idealnie do planu Togruty.
Niczym rasowy drapieżnik, Togruta zbliżał się nieubłaganie do upatrzonej ofiary, która dziwnie wierzgała na wszystkie strony, w końcu sprowokowana przez ryki rancora - obróciła się tyłem do Rewixta. Okazja, której grzech by było nie wykorzystać.
Z szybkiego kroku, Togruta wpadł w dziwnie szybki bieg, zmniejszając w mgnieniu oka odległość między nim, a Acklayem. W końcu, Rewixt skoczył, wbijając miecz z siłą tuż nad kolcem, który wystawał z odwłoka, po czym podciągnął się... wskakując na Acklaya.
Felucja od tego dnia zaczęła być miejscem, które Togruta zamierzał wspominać śmiechem. O ile przeżyje, oczywiście.
Ledwo zdążywszy wbić miecz gdzieś na środku cielska potwora, ten poderwał się, stając niemal pionowo, co zmusiło Rewixta do zawiśnięcia (i do próby zasłonięcia obu uszu ręką by ochronić je od straszliwego pisku). Jednak zwierzę wyczuło, że tak się go nie pozbędzie. Acklay zaczął wierzgać, pochylając się to na lewo, to na prawo, byle tylko pozbyć się tego durnego, małego stworzonka które siedziało uporczywie na grzbiecie. Znowu poznawszy że to nie daje żadnych skutków, zwierze wykazało się sprytem - o ile to tak można określić.
Zwróciło się w najgorszą możliwą stronę i zaczęło dziko szarżować.
W stronę Rancora.
Widząc to, Togrutę przeszył spazm strachu. Andrelina natychmiast została wpompowana do żył, a ciało zareagowało automatycznie. Rewixt podwinął nogi pod siebie, i trzymając oburącz miecz, odepchnął się jak mógł najmocniej.
Wyczuł dobry moment. Tylko parę metrów dzieliło Acklaya i Rancora, a na ich drodze stali dwaj gladiatorzy. Murzyn i Kel Dor.
Image
GG: 13827349
Awatar użytkownika
Rewixt Otrrasnir
Gracz
 
Posty: 271
Rejestracja: 21 Lut 2011, o 22:13

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Dorhian Q'nirr » 31 Paź 2011, o 18:51

//Theme//

Kiedy sytuacja wydawała się już opanowana, Kel Dor z rozgoryczeniem stwierdził, że prosiłby o za dużo. Jak choćby o tę jedną chwilę wytchnienia. Acklay padł pod naporem jego ciosu, tłumy wiwatowały, to czego chcieć więcej?
Martwego Rancora oraz ostatniego z szponiaków. Qultist z przerażeniem oglądał tę szarżę Togruty. Jego oczy skierowały się w stronę drugiego z potworów, który został właśnie spuszczony ze smyczy barona. O tak, człowiek świetnie się bawił oglądając ten spektakl.
- Al-Dhuun Korr... - Młody łowca nie zdążył dokończyć. Na jego oczach towarzysz w osobie Togruty szarżował, czy raczej był wleczony, na Acklay'u. Potężnym susem wybił się i uskoczył na bok. Jednak bestia pędziła jak oszalała nadal. - Uważaj! - Rzucił krótko do murzyna
Qultist ponownie spiął wszystkie swoje mięśnie i zanurkował pod szarżującą modliszką. Nadgarstki po raz kolejny miały dostać solidną dawkę bólu. Ostrze świsnęło, z wielkim trudem zanurzyło się w spodniej stronie pancerza Acklay'a. Młody łowca odczuł to dotkliwie w dłoniach. Miecz został w ciele potwora, a sam napastnik wykoziołkował spod niego. Kości pulsowały bólem. Niedawne nadużycie własnego ciała i teraz kolejne. Bestia zamaszystym ruchem obróciła się, oczy wyłapywały delikwenta, który tak dotkliwie ją zranił. Mocarny szpon uderzył klęczącego Korra posyłając go na piach.
Tłum wstrzymał się z wiwatami... By za chwilę dopingować bestię w postaci Acklay'a. Szermierz z wibroostrzem nie zdążył nawet zareagować na taki obrót akcji, jego działania nie mogły wspomóc Kel Dora, Rancor zwęszył już swoją ofiarę. Murzyn przygotowany był do blokowania jego łap. Jeden niewłaściwy ruch i mógł skończyć w jego brzuchu...
Natomiast Qultist miał spory problem, ciosy szponiaka były coraz bardziej celne, coraz większa ich liczba trafiała w jego obolałe ciało. Miecz! Nie ważne jak, ale Kel Dor musiał dostać się po swoje ostrze. Chociaż z innej perspektywy, jego obecna pozycja jest najdelikatniej mówiąc kiepska.
- Vassai! Mała pomoc mile widziana! - Pomimo zgiełku spadkobierca rodu Korr miał siłę na cyniczne komentarze. Czarny humor nie opuszczał go nawet w tym momencie. Oby tylko Togruta zrozumiał...




//wiem trochę kiepski ten post i wymuszam posta od Rewa... Inaczej tego nie dało się rozegrać...//
Postać Główna
Image
//Sometimes the hardest battle is against yourself...//
Awatar użytkownika
Dorhian Q'nirr
New One
 
Posty: 225
Rejestracja: 20 Sie 2010, o 02:09

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Rewixt Otrrasnir » 1 Lis 2011, o 10:26

Togruta leżał na piachu, powoli się podnosząc. Podniósł swój miecz lig i spojrzał w kierunku, w którym, jak miał nadzieję, miała się nawiązać walka Acklaya z Rancorem - akurat trafił na moment, kiedy Kel Dor zatrzymywał szarżę Acklaya, a teraz darł się o pomoc! "Tępy debil!" pomyślał z rozgoryczeniem Togruta i powolnym krokiem zaczął się zbliżać do Acklaya, jednak zauważywszy zaczynającego już szaleć Rancora, rzucił się biegiem.
Bestia zareagowała za późno. Togruta zawirował, ostrze błysnęło - a śledząc jego tor, bryznęła krew z przeciętej tylniej kończyny. Rewixt nie zatrzymał się i znowu okręcając się wokół swej osi przeciął drugą kończynę - oba cięcia trafiły akurat w miejsca nieosłonięte pancerzem. Togruta, teraz biegnąc w stronę rancora, wrzasnął do murzyna:
-Wykończ to skurwysyństwo! - póki co, nie wiedział jak rozprawić się z rancorem. Potrzebował planu.
Zauważywszy rozstawienie gladiatorów przy ścianach, od razu nadeszła mu pewna myśl - strasznie ryzykowna, z niewielką szansą na udane zakończenie. Ale, trzeba było spróbować.
Rewixt zamaszystym cięciem ledwo co zadrasnął twardą skórę Rancora - ale to wystarczyło, by bestia momentalnie zwróciła łeb w stronę wycofującego się małego osobnika. Potężny ryk wściekłości rozległ się akurat w momencie, kiedy Togruta cisnął mieczem. Gdyby rancor się nie nachylił, plan Togruty spaliłby na panewce. Miecz leciał dziwnym łukiem, niczym oszczep, trafiając w nozdrze potwora.
To starczyło, by Rewixt zaczął biec jak opętany wzdłuż ścian areny, a parę sekund później, rancor postanowił chyba, że się odegra za ten ból.
Togruta dobrze zakładał że gladiatorzy, przerażeni, odejdą od ścian ku środkowi, nawet nie myśląc o tym, by walczyć między sobą. Perspektywa spotkania z rozszalałym rancorem nikomu się nie uśmiechała.
Spędziwszy niczym pasterz owce gladiatorów na środek areny, Rewixt odbił się od ściany i wpadł w sam środek grupy. Nikt nie zdążył zareagować, kiedy rancor wpadł tam za nim, taranując wszystko na swej drodze, byle tylko dopaść to małe, głupie stworzenie które przysporzyło mu tyle bólu.
Nie wydawało się to możliwe, ale rancor jeszcze bardziej się wściekł, kiedy stracił Togrutę z oczu. Zaczął machać łapami naokoło, przecinając ostrymi pazurami ciała i miażdżąc kości. W międzyczasie, ze zdobycznymi dwoma krótkimi mieczami, Rewixt stał tuż za nim, przygotowując się do samobójczej akcji. Kiedy tylko bestia podniosła swe ciało do pionu, Togruta, niczym drapieżnik, skoczył, wbijając w ciało bestii jeden miecz. Za nim podążył zaraz drugi, wbijając się znacznie wyżej. Adrenalina w żyłach Rewixta pompowała jak jeszcze nigdy, nadając mu czysto nadnaturalnego refleksu i szybkości.
Mimo iż wydawało się Togrucie, że jego wspinaczka trwała co najmniej wieczność - nie upłynęło nawet dziesięć sekund, kiedy dostał się do łba potwora. Wbił jeden miecz akurat między kręgi szyjne, powodując że Rancor zaczął się miotać jak oszalały, próbując zrzucić z siebie to dziwne coś, co sprawia mu właśnie niewyobrażalny ból.
Kiedy tylko się zatrzymał, czas wyraźnie zwolnił. Togruta oparł się o jego łeb, wyszarpnął miecz spomiędzy kręgów szyjnych i ryknął - niczym rasowy drapieżnik, z satysfakcją, z żądzą krwi w głosie.
Oba ostrza opadały, wbijając się z chrzęstem w oba ślepia rancora raz po raz. Tłum był cicho, jak nigdy - wydawało się nawet, że nikt nie oddycha. Rancor zamarł z łapami wzniesionymi do góry, a Togruta dalej, coraz głębiej wbijał miecz, oblizując wargi, rozkoszując się smakiem krwi tak wielkiej bestii, która padła pod jego naporem. W końcu, jeden z mieczy ugrzązł, a Togruta popełnił błąd, próbując go wyciągnąć.
Nawet nie zauważył, że wyprostowany rancor zaczyna spadać w tył. Kiedy w końcu odwrócił głowę w tył, zauważył, jak blisko jest ziemi - ale było za późno. Puścił miecz, próbując się odbić, ale to nie wyszło. Upadający rancor zatrząsł ziemią, przygniatając lewe ramię wrzeszczącego z bólu Rewixta pod sobą. Miał szczęście, wielkie szczęście - kiedy on zajmował się rancorem, ostatni Acklay już zaczynał stygnąć. W końcu, zauważył kogoś pochylającego się nad nim - twarz wydawała mu się znajoma. Należała do osobnika, który wraz z towarzyszem próbowali podnieść rancora by uwolnić Togrutę, który nie miał już sił by krzyczeć. Kiedy tylko napór na jego rękę zelżał, od razu wystrzeliła spod niego. Togruta przycisnął ją do siebie, czując że jest w parunastu miejscach złamana.
Słyszał jakieś niewyraźne głosy, aż w końcu ujrzał niewyraźny zarys czarnej twarzy tuż nad sobą. Widział, że osobnik który się nad nim nachylał miał za pas zatknięty sztylet, zwyczajny, prosty sztylet. Skinął głową, by nachylił się, udawał że chce coś powiedzieć, kiedy jego ręka wędrowała po ostrze. W końcu, niewyraźnie, szepnął murzynowi do ucha:
-Pozdrów, kurwa, diabła - po czym, ciałem murzyna, który uratował go spod ucisku rancora, targnął konwulsyjny wstrząs. Sztylet wbił się w splot słoneczny.
Wszystko przed jego oczyma zaczęło się rozmywać, znał to uczucie - uczucie nadchodzącego omdlenia. I kolejny raz, dobrze przewidział.
Stracił przytomność.
Image
GG: 13827349
Awatar użytkownika
Rewixt Otrrasnir
Gracz
 
Posty: 271
Rejestracja: 21 Lut 2011, o 22:13

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Mistrz Gry » 1 Lis 2011, o 18:47

Spektakl dobiegł końca. Tuż po tym jak z wycieńczenia przytomność stracili zarówno Qultist i Rewixt, na arenę wbiegły droidy porządkowe, a także tak zwana obsługa zawodów. Był z nimi też lekarz, który stwierdził, że Togruta i Kel Dor żyją. Zapewne medyk miał wiadomość od barona, by rannych przenieść do bloku ambulatoryjnego i umieścić ich w zbiornikach z bactą...

***

24 godziny po wydarzeniach z areny, pierwszy obudził się Rewixt. Choć był mocno poobijany i ranny, doba spędzona w zbiorniku z bactą zrobiła swoje. Teraz miał na sobie kilka opatrunków, a także szwów. Po jego prawej stronie, na drugim łóżku leżał Korr. On również sporo przeszedł walcząc nie zarówno z gladiatorami jak i z bestiami przygotowanymi przez barona.
Nie był to jednak koniec zadania obu łowców. Qultist musiał uwolnić jeszcze Zanję z jej córką, a żeby to wykonać musiał uśmiercić dostojnika, który zorganizował to całe przedstawienie - Voleruda N’Kratn'a . Do pomieszczenia, gdzie leżeli wkroczył droid protokolarny. Widząc, że jeden z nich jest przytomny, robot rzekł:
- Witaj dzielny wojowniku. Baron wyprawia dziś ucztę i chce byście byli na niej obecni. Wybudź swojego towarzysza i wdziejcie na siebie piękne szaty, ufundowane przez mojego pana. - rzekła maszyna wskazując na krzesła, a na nich leżące ciuchy - Uczta ma być kameralna, tylko baron, parę służek oraz najbardziej zaufani współpracownicy Pana. Za półtorej godziny przyjdzie po was Geran Bron, one odstawi panów na miejsce kolacji.
Po tych słowach droid jeszcze chwilę krzątał się po pomieszczeniu, a następnie opuścił je. Rewixt oraz Qultist mieli niespełna dwie godziny by doprowadzić się do stanu używalności i opracować plan działania. Robot wspomniał, iż uczta będzie kameralna, nie oznaczało to jednak, że nie będzie na niej obstawy barona. Należało też zorganizować jakąś drogę ucieczki czworga osób, gdyż oprócz nich uciec mieli Zanja i jej córka.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Rewixt Otrrasnir » 1 Lis 2011, o 20:07

Rewixt ledwo ustawał na nogach - nigdy nie lubił kąpieli w zbiornikach z bactą, ale jak trzeba to trzeba. Zauważył ładnie zrośniętą skórę na nadgarstkach, kości w lewej ręce wydawały się być już zrośnięte - albo w ogóle nie były złamane? Może wtedy działał szok pourazowy? Porzucił myślenie o tym, bo nic by nie przyniosło - zamiast tego, podszedł do Kel Dora i zatkał ręką otwory maski tlenowej, noszonej przez niego.
Efekt był idealnie taki, jaki Togruta miał zaplanowany. Qultist, nie mogąc oddychać, momentalnie otworzył ślepia i odtrącił rękę Togruty, który zaśmiał się cicho. Podszedł do sterty ubrań i spojrzał na nie z grymasem, po czym powiedział dosyć wyraźnie:
-Nie żebym, kurwa, narzekał, ale jak ja w tym cholerstwie będę wyglądał? Gdzie moje ubranie, gdzie płaszcz... Jak pas się nie znajdzie, to polecą łby, przyrzekam to sobie! - tak ględząc, zaczął wciskać się w dosyć obszerne, jaskrawe, szaty. W międzyczasie, przyglądał się wstającemu Qultistowi.
Ubrawszy się, siadł na krześle i przy akompaniamencie trzaskania w kościach, przeciągnął się. W końcu, widząc że w końcu Kel Dor usiadł, odezwał się do niego:
-Żeby od razu było jasne - jestem tu po tego pieprzonego barona. Jeżeli dodatkowo zarobię, może pomogę ci wydostać tą całą bab z jej bachorem. Nie jestem altruistą, czy jakoś tak, i nigdy nie będę. - po czym wstał i zaczął przechadzać się po pokoju, myśląc. Cicho mruczał sam do siebie, aż w końcu stanął i rzucił do Qultista:
-Będzie cholernie trudno. Jeżeliby udało mi się dostać w swe ręce kartę dostępu, odszukałbym z pewnością pokój z generatorami - sabotowanie ich byłoby nam bardzo na rękę. Jeżeli jest tu sieć szybów wentylacyjnych, żadnym problemem byłoby dla mnie przekraść się przez nie. Trzeba też subtelnie podpytywać strażników - może któryś ma dość barona, albo ma chrapkę na to wszystko. To by nam też znacznie ułatwiło zabicie tego starego dziadygi. Lasy Felucji są zbyt rozległe, sami się o tym przekonaliśmy już. Trzeba by wykombinować jakiś środek transportu. Umiesz prowadzić? Albo pilotować?
Image
GG: 13827349
Awatar użytkownika
Rewixt Otrrasnir
Gracz
 
Posty: 271
Rejestracja: 21 Lut 2011, o 22:13

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Dorhian Q'nirr » 1 Lis 2011, o 21:55

Zgiełk tłumów, ból i ryk. Te ostatnie towarzyszyły Kel Dorowi do samego końca jego podróży, a przynajmniej tak mu się wydawało gdy bestia kierowała swoje ciosy na niego. Ciało zostało nieźle pogruchotane. Zmysły przestały rejestrować zmiany w otoczeniu, tłumy stały się nieistotne i cały ból powoli znikał. - "Czas już na mnie chyba..." - To były jego ostatnie myśli. Świat stanął...
Po jakimś czasie chłopak począł wracać do zmysłów. Nawet miał wizję, czy sen. Widział w nim siebie i barona, obok niego Zanję, on sam dobył miecza i pojedynkował się z człowiekiem. O ironio, miecz niegdyś podarowany przez jego ojca Al-Dhuuna. Sam starzec obserwował wszystko stojąc po prawej stronie zabójczyni. Jego ręka spoczęła na ramieniu dziewczyny. A sam Kel Dor jakby przemawiał do swojego syna... W pewnym momencie cała wizja zniknęła. Qultist próbował złapać powietrze, ktoś bezczelnie odciął mu dostęp do niego.
- Odbiło ci? - Powiedział z trudem łapiąc dech, nadal się krztusił. Powoli jego ciśnienie i tętno wróciło do normy. Sam Kel Dor wstał i zbliżył się po szaty.
Ciemne spodnie doskonale współgrały z długim, dubletem. Sam był jakby dwuczęściowy. Górna jego część Złocista z czerwonymi zdobieniami na krawędziach, dolna natomiast niebieska. Co świetnie komponowało się z czerwonymi pasmami na spodniach Kel Dora. Szerokie mankiety były zwieńczeniem rękawów. A sam dublet u dołu rozpięte miał dwa guziki. Kołnierz sztywny jaki cała część górna, to wymogło na nim wyprost pleców. Cóż, podobnie wyglądały jego szaty gdy wstępował do szkoły opłacanej przez Al-Dhuuna. (klik)
Qultist zbliżył się do lustra i ocenił sam siebie. Wyglądał inaczej, jego maska naprawiona... Czy raczej ta była całkiem nowa, zbudowana na wzór jego starej. Ciekawe. Poranione jeszcze dzień wcześniej dłonie zdawały się także świeże, jakby urodził się i dorósł w ciągu jednej nocy. Prawdopodobnie to sprawka bacty. Eh, nigdy wcześniej się nie kąpał w tej mazi, może dlatego czuje się dziwnie?
Po skończeniu przebierania, Qultist znów zanurzył się w morzu własnych myśli. Ostatnie wydarzenia, podróż z Togrutą... Cały jego dobytek ucierpiał na tej próbie naprawienia własnego błędu. Chłopak starał się otrząsnąć i nie myśleć o tym, a skupić na "tu i teraz".
- Pieniądze mnie nie interesują, jeśli mi pomożesz oddam ci moją ich część... Bylebyśmy tylko jakoś z tego wyszli... - Fakt, zamordowanie barona nie będzie łatwą sprawą, a ochrona pewnie nie wpuści wojowników razem z bronią. Trzeba będzie przemycić coś małego. Albo... Sporządzić truciznę. Czyli coś, w czym cyrulicy z rodu Korr także się specjalizowali. W każdym razie, Togruta zwrócił uwagę na istotny element tej rozgrywki. Sabotaż, tunele wentylacyjne. Fakt, kto jak kto ale młody mógłby spróbować tej części planu. - Powiedzmy, że moje umiejętności pilotażu są wystarczające na ten moment... Strażnicy, o ile znajdą się jacyś... - Odpowiedział Kel Dor, nie chciał teraz myśleć o szczegółach. Stojąc już pod drzwiami czekał na towarzysza. Wolał zdać się na jego plan, sam z żadnym nie wyszedł. Jego umysł nadal zaprzątnięty był całą tą aferą, jej początkiem...
Postać Główna
Image
//Sometimes the hardest battle is against yourself...//
Awatar użytkownika
Dorhian Q'nirr
New One
 
Posty: 225
Rejestracja: 20 Sie 2010, o 02:09

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Mistrz Gry » 2 Lis 2011, o 00:03

Czas grał na niekorzyść obu łowców. Minęło już pół godziny, z dwóch jakie otrzymali od losu. Mogli spróbować wdrożyć któryś z planów Rewixta, jednak żaden z nich nie był idealny. Wystarczyło żeby nie zagrał jeden maleńki trybik, a Togruta i Kel Dor zapewne wyszliby lepiej ginąć chwalebnie na arenie, a nie jako terroryści próbujący uśmiercić barona Voleruda N’Kratn'a. Motyw ze strażnikami raczej nie mógł się powieść, gdyż każdy był sowicie wynagradzany i niczego im nie brakowało. Ciekawym i świetnym źródłem informacji mogłaby być... Zanja, która jako służąca i prawdopodobnie nałożnica barona znała cały budynek.
Gladiatorzy mogli też spróbować liczyć na łut szczęścia i ukatrupić starca podczas bankietu, gdyby nadarzyła się taka okazja. Mogliby upozorować jakiś wypadek. Musieliby się jednak liczyć z tym, że czas jaki pozostałby im na ucieczkę byłby niewielki. Skrywanie się wśród gigantycznych grzybowych lasów nie byłoby zbyt mądre. Jakąś alternatywę stanowiło lądowisko znajdujące się na terenie pałacu. Stał tam zmodernizowany koreliański frachtowiec YT-2000, jednak był pilnowany przez trzech ludzi, do tego teren znajdował się w zasięgu kamer.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Rewixt Otrrasnir » 3 Lis 2011, o 20:08

-Czyli podsumujmy... - nagle Togruta zamilkł. Podszedł bezszelestnie do drzwi i nasłuchiwał przez chwilę, karcąc się w myślach za karygodny błąd. Wydawało mu się, że za drzwiami ktoś stał, ale po chwili nasłuchiwania nie usłyszał nawet oddechu. Przysunął się bliżej do Qultista, odciągnął go kawałek od drzwi i kontynuował szeptem:
-Trzeba unieszkodliwić kamery, to za wszelką cenę - jeżeli się uda, odcięcie zasilania byłoby też bardzo pomocne. Może ta twoja Żanyja, czy jak ona, będzie wiedziała więcej od budynku, wypytaj się ją. Trzeba sprawdzić lądowisko, przecież jakiś statek musi być. Podczas bankietu eliminacja barona będzie wielkim ryzykiem, jeżeli nie nadarzy się okazja, o wiele lepiej byłoby to zrobić później... - przerwał, nagle rozglądając się po wszystkich ścianach.
"Zachowuję się jak jakiś pieprzony paranoik! Ale w sumie, podsłuchy są wszędzie, cholera, zawsze i wszędzie..." pomyślawszy, przysiadł na wolnym krześle. Po chwili odezwał się, trochę głośniejszym szeptem:
-Za niejaką chyba godzinę wpadnie tu ten cały strażnik. Nie wiem czy warto ryzykować i wychodzić już teraz. Jak już mówiłem, musisz, kurwa, musisz podpytać tą całą Żanyję o to, gdzie są generatory, gdzie jest pokój ochrony, czy coś na lądowisku stoi - kamerami zajmę się ja. ty zajmiesz się kwestią jakiegokolwiek uzbrojenia - to wszystko oczywiście, jeżeli nie zaatakujemy starucha na bankiecie.
Image
GG: 13827349
Awatar użytkownika
Rewixt Otrrasnir
Gracz
 
Posty: 271
Rejestracja: 21 Lut 2011, o 22:13

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Dorhian Q'nirr » 7 Lis 2011, o 19:47

//na wstępie powiem, że będzie mały, dramatyczny forceuse, (niewielki, żadnych szkód czy wielkich błyskawic)

Słowa i zachowanie Togruty wyrwało z zamyślenia młodego łowcę głów. Kel Dor też przeczuwał, że bankiet nie będzie odpowiednim miejscem i momentem. Tak jak zasugerował towarzysz, wypadałoby unieszkodliwić kamery. Jego zachowanie poniekąd paranoiczne, poniekąd słuszne. Bowiem podsłuchy są wszędzie. Kel Dor rozmyślał nad odpowiedzią i zastanawiał się nad własnym planem. Sabotaż byłby odpowiednim działaniem, lecz jednak najpierw trzeba szczegółów dopilnować.
Grając kartami rozdanymi przez Togrutę, spadkobierca rodu Korr także rozpoczął swoją wypowiedź od szeptu. A to co powiedział winno być jednoznaczne.
- Jakikolwiek pośpiech nie da nic. Bankiet będzie naszą okazją do rozpoznania terenu dokładniej. - Wypuścił nieco powietrza z maski i kontynuował. - Wiem, że Zanja nam pomoże... Jednak znając życie, zaszantażowali ją śmiercią córki... Więc jak już poznamy plany budynku musimy najpierw uwolnić jej dziecko... Bez tej pewności dziewczyna nam nie pomoże. Co prawda to już będzie moje zadanie. Gdy tylko unieszkodliwimy kamery będzie trzeba działać bardzo szybko. - Powiedział do swojego towarzysza po czym usiadł na krześle, nadal patrząc pytająco na osobę Togruty. Myślał, co ma powiedzieć, co zrobić, by go przekonać. Bez tego małego trybiku jakim była płatna zabójczyni w osobie Zanji cały plan może spalić na panewce.
- Jeśli uważasz, że żądam za dużo możesz się wycofać... Ja w pierwszej kolejności idę po jej dziecko. Dzięki temu baron nie będzie miał żadnego haka na Zanję, a umiejętności samej dziewczyny będą nam bardzo przydatne... Zwłaszcza gdy już będziemy uciekać. - Kel Dor nadal nie podnosił głosu wyżej niż miał to zamierzone. W myślach jednak skarcił siebie za taką stronniczość. Fakt faktem, jego błąd, który chciał naprawić, jego błąd, w który nie musiał nikogo wplątywać. A jednak z towarzyszem byłoby mu łatwiej cokolwiek osiągnąć. A Togruta udowodnił swoją wartość nawet na tej zakichanej arenie. Pozostaje tylko kwestia uzbrojenia, jakiś niewielki blaster. Kilka wibronoży i wibroostrza. Jeśliby jeszcze czego im brakowało to najlepiej kul błyskowych albo granatów... Choć i o te może być trudno. Co dalej, sabotaż na samym bankiecie także nie przejdzie za łatwo. Była jeszcze jedna, najmniej możliwa opcja. Spreparowanie jakiegoś specyfiku, jednak cała torba Qultista została w wiosce Felucjan, może uciekając udałoby się coś odzyskać.
Gwałtownym ruchem Kel Dor wstał i spojrzał na zegar. Pozostało im niewiele czasu na namysł. A jednak właśnie teraz dopadły go obawy, a co jeśli nic nie wyjdzie, a co jeśli Zanja im nie pomoże? Co z nim? Co z Togrutą, którego wplątał? Co z córką zabójczyni? Dlaczego tak? Dlaczego teraz? Każde z tych pytań było trudne do przekalkulowania właściwej odpowiedzi, na każde nie było jednoznacznej. A teraz jeszcze sam siebie podpuścił. A co jeśli to wszystko w ogóle się nie powiedzie?
Krew w jego żyłach płynęła coraz szybciej, nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań. Ponownie odwrócił się i spojrzał na drzwi. Jakby oczekiwał strażnika, albo kogokolwiek, by wyładować frustrację. Nadal nie wiedział, co począć. Znowuż chłopak się zwrócił w stronę Togruty. Jego głowa pulsowała, a wszystko dookoła się rozmywało. Kel Dor przytknął dłonie do skroni. Starając się masować i wycisnąć ten ból. Po chwili gwałtownym ruchem opuścił ramiona.
- To wszystko na nic! - Wrzasnął sam do siebie. Gdy tylko jego ręce znalazły się w płaszczyźnie pionowej, krzesło obok którego stał, pękło i zostało wgniecione w podłogę, sam zaskoczony tym faktem zamarł w miejscu. - Co się ze mną dzieję? - Zapytał już bardziej przerażony. Krew powoli stabilizowała się w swoim ruchu, a ciało uspokajało się. Ciśnienie opadło. On sam jednak nadal był wstrząśnięty...
Postać Główna
Image
//Sometimes the hardest battle is against yourself...//
Awatar użytkownika
Dorhian Q'nirr
New One
 
Posty: 225
Rejestracja: 20 Sie 2010, o 02:09

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Mistrz Gry » 7 Lis 2011, o 21:46

Czas na namyślania minął. Do pomieszczenia bez pukania wkroczył strażnik. Był on dobrze zbudowany i wysoki, a na dodatek uzbrojony w blaster oraz tradycyjny, krótki wibromiecz. Wszystko jednak pozostawało przy pasie.
- Panowie pozwolą za mną. - rzekł oschle - Baron Volerud N’Kratn już czeka. Oprócz was będzie tam parę służek. Starym zwyczajem mój pan pozwoli wam wybrać sobie jedną na noc. Idziemy.
Strażnik prowadził Togrutę i Kel Dora przez długi korytarz, a następnie wskazał im na schody. Troje mężczyzn wspięło się po nich, a następnie skierowało ku drzwiom znajdującym się dokładnie naprzeciw schodów. Gdy ochroniarz otworzył je, wewnątrz mogli ujrzeć suto zastawiony, długi stół. Przy nim na głównym miejscu siedział baron, tuż za jego plecami stały dwie służki, a jedną z nich była... Zanja. Oprócz nich w sali znajdowało się dwóch bodyguardów polityka, trzy panie siedzące przy stole oraz młody chłopiec mający nie więcej niż 13-lat.
- Oto bohaterowie wczorajszego spektaklu! Witajcie! - rzekł z uśmiechem baron, choć wszystkie słowa ociekały sztucznością - Siadajcie po mojej lewej stronie i częstujcie się. Chętnie wysłucham waszej historii. Jak trafiliście na Felucję i gdzie nabyliście tak wysokie umiejętności? Po posiłku przyjdzie czas na wynagrodzenia i zabawę!
Łowcy zapewne zaczęli zastanawiać się, czy aby uczta lub krótki czas po niej nie byłby najlepszym momentem na uśmiercenie starca. W końcu, w sali było tylko dwóch ochroniarzy, a za drzwiami stał trzeci. Służki, które nie raz musiały spełniać różne zachcianki Voleruda N’Kratna raczej nie oponowałby, gdyby ktoś ukróciłby ich cierpienia i upokorzenia. Problem mogło stanowić dostanie się na lądowisko, jednak nadchodząca noc mogła zostać sprzymierzeńcem gladiatorów...
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Rewixt Otrrasnir » 12 Lis 2011, o 17:53

Nie nawykły do zginania przed kimkolwiek karku, Togruta po prostu skinął głową i usiadł na krześle najbliżej barona, tuż koło niego siadł Qultist. Szybkie spojrzenia po sali uświadomiły mu, że coś jest nie w porządku. Okna, zajmujące całą ścianę znajdowały się za baronem, dając widok na lasy Felucji. Dwie kratki wentylacyjne, do których spokojnie mógł się dostać, z pewnością nie były zbyt mocne.
Za mało ochrony, to jest pewne. Zadufany staruch na sto procent nie postawiłby przy sobie tylko dwóch ochroniarzy i jednego na zewnątrz. Widział wzrok jednej ze służek skierowany cały czas na Qultista, więc wiedział już kim ona jest. Zapewne ta cała jego Zanja - była niczego sobie, ale to nie czas na kobiety.
Po chwili milczenia, zachrypłym głosem cicho powiedział do barona:
-Jak pan zapewne wie, jestem Vassai Keelai, mój towarzysz to Al-Dhuun Korr. Przepraszam, jeżeli nie będziemy zbyt rozmowni, ale, nie wiem jak towarzysz, ja jestem dalej zmęczony. Mógłby pan rozkazać tym sługom, żeby przyniosły mi coś do zwilżenia gardła? - powiedział, zupełnie jakby nie swoim głosem. Głosem flegmatycznym, z dużą nutą zmęczenia, opierając głowę na ręce i mrużąc oczy.
To wszystko dawało wrażenie, jakby był albo niewyspany, albo naprawdę zmęczony. I takie było zamierzenie Rewixta - Wyczekiwał tylko momentu, jakiejś okazji i modlił się, byleby tylko ten pieprznięty wielkooki znowu nie wybuchł.
Rewixt nigdy nie lubił użytkowników Mocy. Miał swoje własne powody, starał się nigdy nie przebywać w ich towarzystwie. A teraz był na to skazany. No szlag by to wszystko trafił, jeszcze takie cholerstwo los mu na łeb zrzucił!
Image
GG: 13827349
Awatar użytkownika
Rewixt Otrrasnir
Gracz
 
Posty: 271
Rejestracja: 21 Lut 2011, o 22:13

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Dorhian Q'nirr » 7 Gru 2011, o 02:20

Goście, goście i jeszcze raz goście. U barona nie było ich zbyt wielu, wszyscy jednak dostojnicy i ochrona... Czy raczej je brak. Qultist zdążył się po pomieszczeniu rozejrzeć, jego maska skrywała na całe szczęście oczy, toteż nikt nie mógł tego stwierdzić. Inaczej wydałby się podejrzanym. Tak jego oczy podróżowały po całym pomieszczeniu, grubaszny baron, wyraźnie lekceważył swoich gladiatorów. Podchodził z dystansem, czy raczej chciał się po prostu pośmiać ich kosztem.
Potwierdzając słowa przedmówcy w postaci Togruty, wspomnijmy, iż Kel Dor drgnął, gdy towarzysz przedstawił go imieniem ojca, sam je podał co prawda, sam tylko on je wypowiadał, nikt poza nim. Lecz tym razem usłyszał je i znów zatęsknił, znów przed oczami miał ostrze podarowane przez ojca, znów miał swoje sukcesy i porażki w technikach walki szkolonych, w rodzinie Korr. Znów widział pierwsze wywary spreparowane w gabinecie ojcowskim. Al-Dhuun, wiele go nauczył, a to, czego jeszcze mógł, zabrał ze sobą do grobu, notatki zostały, cyfronotes? Nie, zwyczajny papier i tekst pisany piórem nieznanego stworzenia o skrzydłach ptasich. Tak, to prawda, Qultist na pewno chciał być gdzieś indziej. Marzył, że ten koszmar się skończy.
Podróżując dalej po sali, niska liczba ochroniarzy i służki. Większość, po minach wnioskując, miała dość starego zboczeńca. Idąc dalej, Kel Dor trafił na bardzo atrakcyjną dziewczynę, młodą Twi'lekiankę odmiany lethańskiej, skóra połyskiwała w świetle lamp. Lekku drgały z pełną gracją. Wyglądała inaczej niż zazwyczaj, ściągnięta ciemnym ubraniem, bardzo ciasno spiętym, co by nie ograniczał ruchów. Przed sobą miał w pełnej okazałości i urodzie Zanję, dziewczynę którą naraził na niebezpieczeństwo, czy raczej los gorszy. Była służką i, kto wie, czy nie czymś jeszcze, obleśnego barona. Człowieka brudnego i tak okropnego jak wielu przedstawicieli rasy ludzkiej.
Coś się w nim zagotowało, coś pękło, kieliszek trzymany w dłoni niesłyszalnie zaczął nabierać małych rysek. W porę zauważywszy to Qultist puścił go, przytknąwszy najpierw do ust i spożywający zawartość, uprzednio zdejmując maskę. Po skończonym procesie odstawił naczynie, puste nie ukaże tych pęknięć, ciemna ciecz wcześniej zbyt mocno kontrastowała. Teraz musiał zachować spokój i brak wigoru.
Maska wróciła znów na swoje miejsce, a Kel Dor wyczekał okazji, gdy Zanja zobowiązała się iść po zaopatrzenie, znikając w odmętach gości, podróżując na tył sali balowej, do małego kantorka. Mógłby przysiąc, że ten jeden gest wykonany lewym lekku, zanim wyszła, oznaczał, iż ma podążyć za nią. Samemu będąc w pełni sił, odczekał czas jaki należało, wymagane kilkanaście minut. Ruszył, wymówką była chęć zapoznania się z resztą gości. Ludzie co ruszy wypytywali o jego walkę, o Togrutę, o to jak udało mu się przyjąć tę błyskawicę. Młody łowca nagród musiał się opędzać, tłumaczył, iż nie pamięta. Powoli i statecznie zbliżał się na "obrzeża" sali balowej. Wreszcie kantor. A tam już czekała na niego dziewczyna.
Zanja obróciła się, jej głowogony zawirowały w powietrzu delikatnie, Kel Dor po raz kolejny zatrzymał się nad jej wdziękiem. Przez moment jeszcze podziwiał ją... Zaraz, przecież to jedna z najniebezpieczniejszych istot jaką zdążył poznać, doskonała i pełna gracji w walce. Szybko odegnawszy ten zachwyt, łowca starał się przyzwyczaić do nowego, narzuconego odgórnie jej wyglądu. Na całe szczęście maska nie ukazywała jego spojrzenia.
- Zanjo... - Zaczął bardzo powoli i z wyraźnym smutkiem, cała ta sytuacja to jego wina. Całe jej cierpienie, to jego pomyłka. - Nikt nie zasługuje na taki los, ani ty ani twoja córka... Przepraszam... Nic więcej nie umiem powiedzieć, znów naraziłem kogoś niewinnego... - Kontynuował swój monolog. Twi'lekianka obserwowała go bacznie, nie mówiąc ani słowa. - Nie wiem jeszcze jak... Ale wyciągnę cię stąd. Razem z Togrutą przybyliśmy tu po ciebie... On tak na prawdę chce zabić barona, a to jedyny sposób... Nie powinienem, wiem, ale chcę prosić cię o pomoc... - Mówił dość łamanym głosem, starając się jak najciszej mógł. Nie chciał przecież, by któryś z gości czy strażników coś usłyszał. Kel Dor był śmiertelnie poważny, także więc starał się zachować dyskrecję, co w jego zawodzie też przydatne, jednak nie wymagane. Łowca nagród liczył na wykorzystanie osłony nocy i znajomość budynku, Zanja... Jednak trzeba zapewnić bezpieczeństwo jej córce najpierw. - Gdzie jest twoje dziecko? - Zapytał w końcu...


//tak wiem, że dłuuugo czekaliście, mam nadzieję, że zrewanżowałem to takim postem, zakończenie rozmowy, a w sumie monologu otwarte, liczę na pomysłowość mg w prowadzeniu jej...//
Postać Główna
Image
//Sometimes the hardest battle is against yourself...//
Awatar użytkownika
Dorhian Q'nirr
New One
 
Posty: 225
Rejestracja: 20 Sie 2010, o 02:09

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Mistrz Gry » 20 Sty 2012, o 22:01

Baron wsłuchiwał się w krótką mowę Rewixta z nieskrywanym niesmakiem. Widocznie miał nadzieję na fascynującą opowieść, dorównującą co najmniej wydarzeniom z areny. Tymczasem dzielny gladiator zbył go kilkoma słowami o zmęczeniu. Czoło starca zmarszczyło się, gdy wpatrywał się w Togrutę. Cisza ta trwała krótką chwilę, podczas której Korr dodając oliwy do ognia, postanowił zachować milczenie i niedługo później odejść od stolika rządcy. Twarz siwego mężczyzny zastygła w zupełnym spokoju.
- I to mają być moi wielcy wojownicy? - powiedział z cicho. Wstał od stołu i zaczął obchodzić go, zwalniając za plecami Ottrasnira. - Nieznajomi wojownicy, szkoleni w stylach walki, które co by nie mówić, wyglądają porażająco efektownie. Pokazaliście niesamowitą sprawność umysłów, planując i działając w jednej sekundzie. Przybywacie znikąd, mając jednak polecenie od hutta Zordo. Nie widziano was w jego otoczeniu, nikt was nie potrafi połączyć z wielkim ślimakiem, a jednak wygrywacie zmagania na mojej arenie - stary łowca w tym momencie zaczął czuć niepokój, mimo ciągłego spokoju w głosie rozmówcy. - Co tu dużo mówić, wybrał sobie właściwych morderców, by zabić starego barona - tutaj baron zatrzymał się prosto za plecami Rewixta, poza zasięgiem jego wzroku. - Ciekawi cię zapewne skąd tyle o was wiem? Chyba nie sądziliście, że spędziłem ten dzień na bezczynnym siedzeniu na tyłku?
Po chwili pokończył spokojnie okrążenie wokół stółu i usiadł na swoim krześle. Lewą ręką dał znak jednemu ze stojących niedaleko strażników. Ten od razy poruszył się i po chwili zniknął w tłumie na sali. Jak jednak Torguta mógł dostrzec, mężczyzna nie kierował się w stronę drzwi. N’Kratn tymczasem powoli zaczął znów jeść, czekając najwyraźniej na powrót sługi. Niedługo później zresztą doczekał się tego, gdy strażnik podszedł do niego i zaczął szeptać coś na ucho.
- Nie ma go tu... - powiedział cicho, prawie szepcząc Volerud. - Poszukajcie go wszędzie, jest w budynku!
W tym momencie do sali wszedł Rodianin i podszedł do stołu.
- Od kilkunastu minut nikt nie widział też Zanji - zameldował.
- Zanji... - baron doskonale ukrywał swoje zaskoczenie. - Szukać ich, jeśli ta baba coś knuje...
Odprawił sługi gestem, a sam jakby odruchowo złapał za obręcz swojego wielkiego fotela. Otworzyła się jakaś klapka i ukazał się interfejs, na którym N'Kratn wcisnął kilka przycisków. Na jego pomarszczonej twarzy pojawił się uśmiech.
- Dobrze... - powiedział do siebie. - Tak, tak... Kro, Grew i Pande chodźcie tutaj. Hurp i Hekl niech idą do punktu jeden i pilnują go dokładnie - rzucił zwięźle do komunikatora, który najwyraźniej był wbudowany w siedzisko. Po tym spojrzał na Ottrasnira i przyjrzał się uważnie niedoszłemu gladiatorowi.
- Chyba nasza rozmowa stała się jeszcze bardziej nagląca, niż wydawała się przed chwilą - powiedział ze złośliwym uśmiechem. Tymczasem do sali weszło trzech barczystych ochroniarzy, dwóch Weequayów i ludzki mężczyzna. Były to najwyraźniej wzywane posiłki.

Tymczasem Qultist nie zdążył doczekać się nawet odpowiedzi, od kobiety, której przyszedł na ratunek. Zanja zbliżyła się do niego i przycisnęła ciało do niego, kładąc mu palec na masce. Najwyraźniej nie chciała, by odzywał się już więcej.
Nim zdążył zareagować, przepchnęła go lekko w bok, uzyskując dostęp do wejścia. Wtedy Korr zrozumiał intencje, które kierowały dziewczyną w sytuacji przed chwilą. Zabójczyni przyłożyła ucho do drzwi i zamarła. Moment później odwróciła się do niego i odezwała się najcichszym szeptem.
- Czwórka strażników - powiedziała. - Musieli zauważyć nasze zniknięcie, to było takie nierozważne... cholera! - zaklęła cichutko, po czym najwyraźniej zrozumiała, jak mało mają czasu. - Musimy działać, jeśli wiedzą o nas, mogą zrobić coś mojej córeczce...
Tymczasem strażnicy zbliżyli się na tyle, że usłyszał ich także Korr.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Rewixt Otrrasnir » 23 Sty 2012, o 21:07

Spokojny wzrok Rewixta był ciągle skierowany na stół. Jedno spojrzenie na złośliwie uśmiechającego się barona - i Togruta już wiedział co robić.
Rewixt powoli podniósł szklankę z wodą do ust, kiedy nagle zamachnął się i z całej siły cisnął ją w twarz barona, czemu towarzyszył nagły brzęk tłuczonego szkła. Najemnik nie czekał, w dłoni błysnął zwyczajny, kuchenny nóż, który z mlaskiem wbił się najpierw w tętnicę, a potem w oko barona. Stojący nad drgającym truchłem Rewixt uśmiechał się lekko, kiedy nagle złapał za srebrny talerz, który po chwili pomknął ze świstem, trafiając ludzkiego ochroniarza prosto w nos, czemu towarzyszył głośny trzask.
Po tym wszystkim, zapadła konsternacja - gdzie podział się sprawca tego całego zamieszania?! Mrugnięcie okiem, a niskiego Togruty już nie było. Nim ochroniarze zdążyli obstawić wyjścia z komnaty, Rewixta już w niej nie było.
Niczym karaluch, przemykał w cieniach klnąc w myślach na pieprzonego Kel Dora, który polazł nie wiadomo gdzie. Trzeba się sprężać, a ten urządza sobie cholerne randki... W końcu, przystanąwszy w najciemniejszym kącie drugiej sali jaką przemierzał, odnalazł pomieszczenie, w którym siedział Qultist z tą całą babą. I przy okazji, czterech strażników którzy szli w ich kierunku. "Kurwa, szybko... Jak nie wyjdzie stamtąd za pięć minut z tą całą Zanją, idę sam. Już z nie takich gówien się wychodziło bez szwanku...
Image
GG: 13827349
Awatar użytkownika
Rewixt Otrrasnir
Gracz
 
Posty: 271
Rejestracja: 21 Lut 2011, o 22:13

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Dorhian Q'nirr » 23 Sty 2012, o 22:55

Pierwsze wrażenia i pierwsze efekty obecności Zanji, w tym raczej nietypowym wydaniu. Jej zachowanie, ta bliskość, podziałały dość intensywnie na niego. Qultist starał się jak mógł, a jednak jego skóra teraz nabierała powoli odcieni intensywniejszych nawet niż pigment Twi'lekianki. Z transu wybudziła go dopiero zachowaniem i swoim następnym ruchem, brutalnie wepchnięty na ścianę. Cisza nakazana i przysłuchiwał sam. Wielki szum na sali i krzyk? Ten głos, to baron? Czyżby Togruta to zrobił? Czasu w takim razie nie mieli. Trzeba działać szybko, a szybko znaczy zdecydowanie i przemyślanie. Kel Dor wysłuchał teraz dziewczyny. Czterech strażników i zbliżali się.
- Ufam, że wiesz jak się zabija... - Powiedział do niej, czterech? To betka, to łatwizna, pod warunkiem, że sprawnie zadziałają i zsynchronizują ruch i atak.
Do drzwi teraz zbliżył się łowca nagród i gestem zaprosił Zanję, strój jej skąpy lecz nie ograniczał ruchu. Otworzył z hukiem i wypadło oboje z nich na strażników. Kierując się do pierwszego po prawej Kel Dor wbiegł niemalże na przeciwnika, reakcja natychmiastowa wibroostrze i proste cięcie, wykorzystana została przez łowcę. Schodząc z toru broni siecznej, wyciął grunt spod nóg oprawcy. Wnętrzem dłoni w rękę dzierżącą broń białą, niewiele dłuższą od maczety. W powietrzu zawirowała i natychmiast znalazła się w ciele ofiary Kel Dora. Z drugiej strony Zanja zdążyła obezwładnić kolejnego, zwinnym ruchem pozbawiła blastera ochroniarza i wypaliła w jego twarz z odległości mniejszej niż 10cm. Efekt natychmiastowy, a spalona skóra dała znać o sobie. Odór straszliwy, dezorientacja kolejnego została wykorzystana przez zgrabną Twi'lekiankę, nie bez powodu była najniebezpieczniejszą istotą, jaką do tej pory spotkał Kel Dor...
Ale wracając do owego Korra, ostrze długo zostało w ciele powalonego, brak urazu do tej pory mógł zawdzięczać jedynie wyuczonemu refleksowi. Kolejny, a za razem ostatni ze strażników targnął się z wibroostrzem na niego. Kolejny unik i strzał z blastera. Qultist zaklął, gdy poczuł ból w swoim ramieniu. Jego sprawność spadła jednak nie tak bardzo. Drugiego strzału nie zdołał oddać, pięść sprawnej ręki znalazła drogę do twarzy, a łokieć do ramienia z trzymaną bronią. Chwyt i strzał. Automatycznie niemal... Teraz zastanowił się nad tym, co zrobił. Qultist odebrał cztery kolejne życia, prawdopodobnie niewinnym funkcjonariuszom opłaconym tylko do ochrony. Stał tam chwilę, zanim poczuł dotyk dziewczyny na swoim ramieniu.
- Nie czas teraz na rozklejanie się. - Przemówiła do niego Zanja, swoim delikatnym głosem, który znajdował obecnie Qultist jako najprzyjemniejszą rzecz w tym miejscu, jako chwilę wytchnienia... Tej chwili nie mieli, a on musiał się ocknąć.
- Racja... Wybacz Zanjo... Wiesz gdzie jest twoja córka? - Zapytał, lecz nie dał czasu na odpowiedź, nie dał czasu na reakcję, dość wymownie złapał za nadgarstek i do wyjścia poprowadził, po drodze łapiąc ze sobą Togrutę, krótkie spojrzenie, żadnych sprzeciwów, żadnego przepraszania tym razem, sprawę schrzanili pół na pół oboje. Teraz musieli się stąd wydostać. Nawet jego wściekły wizerunek nie zrobił teraz żadnego wrażenia. Wszyscy pobiegli do drzwi wyjściowych, pamiętając o strażnikach na zewnątrz. Kel Dor wraz z Zanją zdjęli ich wychodząc, dwa krótkie strzały i spalone ciało zasygnalizowało. A teraz są na korytarzu... W którą stronę?
Postać Główna
Image
//Sometimes the hardest battle is against yourself...//
Awatar użytkownika
Dorhian Q'nirr
New One
 
Posty: 225
Rejestracja: 20 Sie 2010, o 02:09

Re: [Felucia] Audiencja u barona

Postprzez Mistrz Gry » 24 Sty 2012, o 15:37

Całą trójka zatrzymała się przy rozwidleniu dróg. Korrowi najwyraźniej skończył się rozpęd i postanowił zastanowić się nad drogą. Znajdowali się w małym rozszerzeniu korytarza, z którego jak na złość wychodziły aż cztery następne przejścia prócz tego, którym tutaj wpadli. Na czoło grupy wyszła Zanja i odezwała się do Qultista:
- Łowco, spokojnie. Nie narażajmy życia mojej córki! - powiedziała dobitnie, starając się uspokoić Kel Dora. Póki co nawet nie zwróciła uwagi na Rewixta, który podążał za nimi od kilku chwil. Musiała uznać go za przyjaciela swojego przyjaciela, a był to dla niej wystarczający powód do zaufania. - Możemy iść na około całego pałacu, powinniśmy wtedy ominąć wszystkie większe skupiska strażników... ale zajmie to nam chyba za dużo czasu. Jest jeszcze droga - tutaj kobieta się zamyśliła. - Będziemy musieli przejść przez strażnicę całego kompleksu, ale w tym momencie wszyscy powinni was już szukać. Zresztą zabiliście ich też niemało. Zgoda?
Twi'lekanka nie musiała zadawać ostatniego pytania. Z postaw i wyrazów twarzy obu mężczyzn z łatwością mogła od razu wyczytać odpowiedź. Miała przed sobą wojowników, nieprzystępnych, twardych, ale na pewno nie bojaźliwych. Rzuciła więc tylko krótką uwagę, jakby wyrażając swoje własne zdanie: - Tędy.
Ruszyli przejściem znajdującym się po lewej stronie. Korytarz wydawał się spokojny, jego ściany tu i ówdzie poprzecinane były masywnymi drzwiami i bocznymi odnogami, lecz zabójczyni prowadziła ich pewnie w stronę celu. Kilka minut później zatrzymała się przed załomem korytarza. Przycisnęła się do ściany i wezwała ich gestem ręki. Gdy podeszli, szepnęła:
- Tu tutaj, przygotujcie się do walki - zobaczyła ich pełną gotowość i determinację w oczach Rewixta, więc wyszła za róg. Po wyjściu z korytarza do sali, łowcy zrozumieli jak bardzo myliła się kobieta. W sali cały czas pozostała prawie dwudziestka strażników... Każdy leżący na ziemi, konsoletach czy innych ciałach. Wszyscy mieli potwornie wykrzywione twarze, jakby do ostatnich chwil życia walczyli o jeszcze jeden oddech. Wyglądało to tak, jakby ktoś wpuścił do pomieszczenia gaz paraliżujący, z tą jednak różnicą, że strażnicy byli zupełnie martwi.
- Mają zmiażdżone krtanie! - zdziwiła się głośno zabójczyni. Rzeczywiście, po przyjrzeniu się trupom, łowcy mogli dojść do podobnego wniosku.
- Byli niepotrzebni... - usłyszał jakiś głos w głowie Qultist. Był chropowaty i mocny, jakby należący do jakiegoś starca. - Nie zasługiwali nawet na inną śmierć...


Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

PoprzedniaNastępna

Wróć do Archiwum

cron