Zack Vellar nie należał do osób strachliwych. Nie przestraszył się nawet wtedy, gdy wojenna machina wymierzyła w niego działa. Być może miał sztuczkę i na taką okazję. Przestąpił z nogi na nogę, nonszalancko uniósł brodę, skrzywił pogardliwie wargi. Machnął niebieską klingą, kamień rzucony przez łowczynię wyparował. Zwinnie jak pustynny szczur na Tatooine szermierz uniknął pocisków z AT-ST.
- Banda idiotów - warknął, wyjmując spod eleganckiej kamizelki termodetonator. Wziął zamach w stronę kroczącej machiny.
I zachwiał się, trafiony przez Faye kamieniem. Jeśli Ewoki uczestniczące w bitwie o Endor obserwowały ten rzut z zaświatów, bez wątpienia kiwały z uznaniem głowami.
Niedoszły Jedi wypadł z rytmu, krew zalała mu czoło. Spojrzał na Rattatakankę z nienawiścią. Spike mogłaby przysiąc, że zobaczyła w jego oczach coś więcej niż żądzę mordu. Zobaczyła w nich strach.
Strzał Rushiego rozerwał Zacka Vellara na snobistyczne strzępy.
***
Głowa togrutańskiej Sith spoczywała w dłoni Namtiha. Do spółki z Mereelem poradzili sobie szybko, sprawnie i krwawo. Mandalorianin stracił w pojedynku prawe ramię, ale rana była skauteryzowana, jak wszystkie zadane świetlną bronią. Poza bólem nic nie mu nie groziło. Nie narzekał, w ogóle nie dawał po sobie poznać, że coś się stało. Podniósł broń Togrutanki, z trudem mieszcząc obie rękojeści między palcami. Musiał się nauczyć żyć jako kaleka. Dumnemu wojownikowi raczej nie przychodzą takie rzeczy łatwo.
- Weź je, należą ci się, bezbarwny obcy. Walczyłeś jak prawdziwy… - zawahał się… - walczyłeś dzielnie jak na swój wzrost.
Albinos mógł śmiało uznać ten gest za formę podziękowania za ocalenie życia. Mandalorianie wyrażali uznanie po swojemu i niekoniecznie była to sentymentalna metoda.
- Jak się postarasz, możesz zacząć je kolekcjonować – dodał Fenn, widząc kolejny świetlny miecz na polu walki. Ten dla odmiany był włączony i toczył w powietrzu łuk jasnoniebieską klingą. Należał do Zacka; nawet można było dostrzec jego dłoń nadal trzymającą rękojeść. – Jedi zawsze rozrzucają je po polach walki. Nazywają to cywilizowaną bronią. Nie znam innej cywilizowanej broni tak bardzo lubiącej odbierać kończyny.
Wizjer Fenna spoczął na kikucie ramienia, a później wolno, bardzo wolno obrócił się ku Kerestianinowi. A później Fenn Mereel padł na ziemię, sztywno, acz dość energicznie, by hełm spadł mu z głowy.
Tak, Mandalorianie to prawdziwi twardziele. Nawet z szokiem pourazowym czekają do końca potyczki.
***
- Faye?
Spike uniosła głowę. Chubby wykonał kawał dobrej roboty. W oddali migotał
Mystic.
- Faye?
Nie teraz, Tau, odezwało się coś w głowie łowczymi. Zack właśnie padł martwy i to był cholernie ciężki dzień. Wszyscy są ranni albo ledwo żywi, a trzeba jeszcze wam uratować dupy.
…
Tau?
- Faye? Nadaję na twój komunikator za pośrednictwem
Mystica – faktycznie jakość transmisji pozostawiała wiele do życzenia. Działała w jedną stronę. Aczkolwiek Chubby pewnie umiałby ją odwrócić. – Wszyscy są bezpieczni? Jak sobie radzicie? Posłuchaj, jestem pod wami. W Świątyni Kwa pod wzgórzem. Nie uwierzyłabyś, co… - tu nastąpiło chwilowe zakłócenie. Może i dobrze, Spike nie była w nastroju na wysłuchiwanie zachwytów nad technologią. - … Po prostu w życiu czegoś takiego nie oglądałem. Posłuchaj, wstrzymaliśmy anomalie, ale nie można tego tak zostawić. To dość skomplikowane.
A co jest proste, na tej popieprzonej planecie?
- Jeśli się pośpieszymy, może nawet damy radę powstrzymać katastrofę. Nie wiem, to dość… zresztą zobaczycie. Potrzebuję kogoś do pomocy. Nie za bardzo mogę się ruszyć, ale spróbuję otworzyć górna kopułę. Faye, słyszysz? Jeśli dacie radę, to zejdźcie. Mamy alternatywę. Ale będzie trzeba zostawić statek. Albo zabierajcie się jak najdalej od zderzenia, to się później odnajdziemy. I przyślij mi wsparcie! Nie mogę się ruszyć… Co? Szybka jesteś! Dzięki! Niech Moc i tak dalej…
Transmisja dobiegła końca. Imperialni przegrupowali resztki sił. Na głowę Rattatakanki spadał niszczyciel… teraz dało się rozpoznać wyraźnie jego kształty, typ
Victory. Praca łowczyni nie dobiegła końca.
***
Czarna miewała wiele zejść. Zbudziła się już z zanikiem pamięci zakrwawiona (i z całą pewnością nie była to jej krew), u boku perwersyjnego Whiphida, po skończonej walce na broń białą nieświadoma zwycięstwa, na innej planecie niż zaczynała ciąg - słowem, niewiele potrafiło ją zaskoczyć w tej kwestii.
Ale tym razem była zaskoczona. Wytrzeźwiała mimo woli i zarazem mimo faktu, że biologiczno-chemicznie rzecz biorąc nie miała ku temu jeszcze prawa. W jednej chwili szła po wypalonej trawie w środku mającej się ku końcowi bitwy, w drugiej wpadła do króliczej nory. Jak w tej słynnej bajce. Jak miała na imię bohaterka? A'l'cja? Jakoś tak.
Ana Dabi rozejrzała się po wnętrzu własnej bajki. Była niebieska, dość dziwaczna, mocno geometryczna, bucząca i głęboka na dobre sześćset stóp. W bajce znalazł się też firrerreański książę, wytatuowana wiedźma, trochę magii... wszystko tak, jak być powinno. Był nawet zamek. Niebieski zamek.
Ana Dabi ujrzała flakonik. Flakonik? Nie, zdaje się, że to była jednak dźwignia. Niebieska dźwignia z napisem "zmień moją pozycję". Obok był niebieski guzik z napisem "naciśnij mnie".
- I przyślij mi wsparcie! Nie mogę się ruszyć… Co? Szybka jesteś! Dzięki! Niech Moc i tak dalej… - powiedział książę do komunikatora.
- Też mi wsparcie - zakpiła wiedźma. Źle jej z oczu patrzyło. Jak wszystkim negatywnym charakterom. - Ona jest naćpana. Już po nas.
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie - poprosił książę, obracając do Czarnej srebrną maskę, którą miał zamiast twarzy. - Bardzo, bardzo uważnie. Skup się!
***
W kabinie AT-ST zrobiło się duszno od wariujących jonów.
- No, promyczku, jesteś bohaterem - powiedziała Zeltronka. Projekcja była mniejsza niż zwykle, miała ledwie dwa palce wysokości i tańczyła na konsoli w kabinie pilota. - I dostałeś to, co z reguły dostają bohaterowie. Uratowałeś przyjaciołom tyłki, a oni cię zignorowali.
Kamuro nie kojarzył, by zabierał ze sobą projektor z natrętnym profilem psychologicznym gadatliwej Zeltronki. Ale tyle się zdążyło wydarzyć... Faktycznie, emiter leżał przy kolanie.
- Ale ja mam słabość do bohaterów - powiedziała Navi. - Dlatego coś ci podpowiem. Pora się stąd zbierać.
Trudno było ocenić, czy chodziło jej o kabinę czy planetę.
Ziemia pod ciężkimi, durastalowymi stopami AT-ST podzieliła się na dwie części, jak segmenty automatycznych drzwi. I zaczęła się rozjeżdżać.
Kamuro zauważył, że do powstałej szczeliny wpadła Czarna. Faye miała przed sobą kolejny pluton szturmowców, którym nagle wróciła odwaga (albo po prostu zauważyli, że jest okazja by zgarnąć statek). Nataye leżała ranna tam, gdzie zostawił ją Namtih. A Namtih miał na głowie Mandalorianina.
Rushi po raz kolejny mógł zostać bohaterem. Pytanie tylko, jak? I czy w ogóle miał na to ochotę.
***
- Poddajemy się! - krzyknął szturmowiec, który w akcie niezwykłej brawury wystąpił przed pozostałych dziesięciu z rękami wzniesionymi nad głowę. - Nie chcemy tu umierać! Nie jesteśmy miłośnikami Sithów! Jesteśmy żołnierzami!
Pech chciał, że Faye Spike żołnierzem nie była i nie miała obowiązku brać jeńców.
Szturmowiec zrzucił hełm. Łowczyni dostrzegła, że musiał nie mieć więcej niż dwudziestu pięciu lat. Nie przypominał żołnierza, tylko człowieka na niewłaściwym miejscu i o niewłaściwej porze. Inni poszli w jego ślady.
- Zabierzcie nas!
Dziesięć białych hełmów, znanych w całej Galaktyce jako symbole strachu i tyrani, upadło na dathomirską ziemię. Dziesięciu zawodowych żołnierzy złożyło broń przed Rattatakanką, Kerestianinem i jednorękim Mandalorianinem. No i szulerem w AT-ST.
Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry- Zeven czeka ze swoim odpisem, aż otrzyma na PM interpretację przyprawowego zejścia i dostępne opcje.
- Reszta odpisuje normalnie.
- Nie trzymamy się sztywnej kolejki, GM da odpis, kiedy wy uznacie turę za zakończoną, wykorzystajcie dobrze możliwości interakcji. W każdym wypadku żaden z graczy nie może obecnie dawać więcej niż dwóch postów na turę aż do końca questa.
- Do modpostów nie liczę ewentualnych dialogów z konta GMa, aż tak szybko czas wam nie płynie
Do zderzenia został: 1 modpost.