Content

Archiwum

[Ryloth] Rozdroża

W tym miejscu znajdują się wszystkie zakończone questy, których akcja toczyła się w miejscach nie mających swoich osobnych, specjalnych działów.

[Ryloth] Rozdroża

Postprzez Mistrz Gry » 18 Lip 2011, o 17:30

Leo Resharr przenosi się z [Zordo's Haven] Kantyna "Zordo's Den"

Lot na Ryloth miał trwać około 48 godzin, pozostawił więc w rękach dwóch poszukiwaczy przygód dość dużo czasu do zagospodarowania. Dono, przez pierwsze kilka godzin krzątał się po ładowni, a później w swojej kajucie, na koniec przenosząc dwie skrzynie do swojej kwatery. Tym razem zrobił to bez najmniejszego wysiłku, niosąc je na jednym ramieniu, jak gdyby straciły całą zawartość na czas lotu.

- Powiedz, długo masz ten statek? - mężczyzna na siedem godzin po wyruszeniu w trasę w końcu oderwał się od swoich prac i poświęcił chwilę na rozmowę z Leo. - Wygląda na całkiem solidny, choć nieuzbrojony. Interesowałeś się może jego przeszłością, kto go wcześniej posiadał? Wiesz, zanim go kupiłeś? Zawsze dziwiło mnie, jak mało zastanawiamy się nad losami maszyn, którym zawierzamy życie w zimnej nadprzestrzeni...
- Mój pierwszy statek, lekki frachtowiec z dodatkowo wzmocnionymi osłonami. Młody i głupi byłem, a i dawno to było. - zaśmiał się starszy człowiek, z radością w oczach wspominając pierwszy własny statek. - Wykupiłem go od Rodianina, nieźle wykorzystując okazję. Jeden z naszych, Thao, był medykiem. Biedny Rodianin uwierzył, że jest śmiertelnie chory i sprzedał nam potrzebny statek za niecałe pół ceny! - zarechotał, kończąc "salwę" śmiechu kolejnym napadem suchego kaszlu.

@Leo - zostawiam Ci pole do popisu, możesz zagospodarować czas do momentu lądowania włącznie jak tylko chcesz (z użyciem NPC, w granicach rozsądku oczywiście)
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Leo Resharr » 18 Lip 2011, o 19:13

Leo był zadowolony z towarzystwa i perspektywy wyprawy na Ryloth. Bardzo szybko zajął się nawigacją, gdy Dono rozpakowywał swoje rzeczy. Planował zapytać, co takiego starszy człowiek wziął ze sobą, lecz w końcu wypadło mu to z głowy.
- Ten statek to "Pazur". Latam nim od kilku lat, jeszcze niedawno podróżowałem z bratem - opowiadał kompanowi drapiąc się po policzku - niestety, mój brat zachorował i nie wytrzymałby podróży kosmicznej. Dlatego teraz statek jest moją własnością i latam sam.
- Właściwie, to nigdy nie latałem innym statkiem - uśmiechnął się lekko szczerząc kły - nigdy o tym wcześniej nie pomyślałem, ale odkąd opuściłem Cathar na jego pokładzie, zawsze podróżowałem tutaj.
Pogładził elastyczne obicie fotela pilota, jakby był bardzo przywiązany do tego siedzenia. Dono nie był w stanie tego wyczuć, lecz Leo czuł wszędzie w tej kabinie swój zapach. Wyczulone zmysły pozwalały mu dostrzegać takie subtelne wonie. Czuł też swojego brata, nadal. Poczuł ukłucie żalu.
- Jednak, nie musimy siedzieć w kabinie pilota, możemy się zastanowić i porozmawiać dokładnie o tym, co będziemy robić na powierzchni.
Starszy człowiek pokręcił głową.
- Wszystko wyjaśnię Ci na miejscu, pokażę mapę i zdecydujemy co dalej. Myślę, że teraz dobrze by było odpocząć i trochę przygotować. Na przykład sprawdzić, czy ostatnimi czasy nie pojawiło się na planecie coś, co mogło by nam grozić - swój wywód skwitował pojedynczym kaszlnięciem.

Usiedli na spokojnie w kajucie i Leo wyciągnął swoją podróżną torbę, z której wydobył swój cyfronotes. Dono cicho gwizdnął, a właściwie świsnął przez usta, nie będąc w stanie wydobyć lepszego dźwięku przez stare, suche usta.
- Niezłe cacko... Musiałeś dużo za nie zapłacić.
Leo mruknął zadowolony.
- To prawda, wydałem dużą część tego, co zarobiłem podróżując z bratem. Dodatkowo, wyposażyłem w wiele dodatków - zaczął pokazywać wszystkie nowoczesne ulepszenia, które nabył wraz z cyfronotesem - tutaj jest dodatkowe port na karty danych, zapasowa bateria jonowa, na wszelki wypadek. A gdyby nawet jakimś przypadkiem oberwał wiązką elektromagnetyczną, to mam... - zawahał się i skrzywił z niesmakiem i cicho warknął - miałem, zanim mi ktoś ukradł dodatkowy zasilacz na ogniwa fotowoltaiczne. Będę musiał kupić nowy. Stara technologia, ale pożyteczna...
Jank słuchał jak z wielką pasją Cathar opowiada o tych wszystkich, niemalże nieistotnych rzeczach. Widział, jaką radość sprawia mu opowiadanie o małych, technologicznych ciekawostkach. To nie było przechwalanie się, jakiego wspaniałego cyfronotesu to on nie ma. Nie, to była czysta fascynacja możliwościami techniki. Takie uczucia można osiagnąć tylko pochodząc z planet zacofanych technologicznie... takich jak Cathar.
Uwagę starszego człowieka zwróciły jednak wysypujące się z torby karty danych. Każda miała na wierzchu wyryty pojedynczy symbol. Wziął jedną z nich do ręki i delikatnie przesunął palcem po zagłębieniu, ewidentnie zrobionym pazurem.
- Na każdej karcie wyryłem jedną literę z mojego języka - powiedział Leo, przyglądając się Dono, oglądającemu jego karty - dzięki temu łatwiej mi znaleźć to, czego szukam. Czasem nawet jestem w stanie palcami wyczuć jaką kartę mam w ręku... Przydaje się, nawet bardzo.
Starszy człowiek zakaszlał.
- Sortujesz karty według alfabetu? To musi być... czasochłonne - powiedział bardzo sceptycznym tonem, podnosząc brew.
Twarz Leo rozjaśniła się w paskudnej karykaturze uśmiechu, najbliższą faktycznemu uśmiechowi, jaką potrafił przybrać.
- Mam na to czas, chociażby podczas podróży. A potem bardzo się to przydaje!
Jank z zaciekawieniem włożył kartę do czytnika, przeglądając posortowane wpisy.
- Ciekawe, zaiste, ciekawe...
Mężczyzna zamyślił się i zasępił.
- Jesteś niezwykle fascynującą i inteligentną istotą, Leo... Ale myślę, że jesteś trochę nazbyt naiwny. Brakuje Ci obycia, jeśli wiesz, o co mi chodzi.
Cathar podniósł brew w niemym sygnale pytania. Dono westchnął i zaniósł się charkotliwym kaszlem.
- Mógłbym być jakimś mordercą, lub piratem. Chcieć zabić Cię i ukraść statek. Mógłbym też być przemytnikiem, który wykorzystuje Twój statek, aby przewieźć cenny ładunek na Ryloth... a Ty po prostu wpuściłeś mnie na statek, zaufałeś mi. Tak łatwo.
Niezręczna cisza zapadła pomiędzy dwoma podróżnikami. Mężczyzna spuścił głowę spoglądając poważnie na Resharra. Ten natomiast wydawał się patrzeć gdzieś w dal, zastanawiać się nad słowami Dono Janka, podróżnika, który bardzo łatwo namówił go na niebezpieczną wyprawę. Gdy milczenie zdawało się tak bardzo zagęszczać atmosferę, Leo nagle głośno zacharczał, donośnie i ciągle. Tylko przymrużone oczy Cathara zdradziły, nie na żarty przestraszonemu groźnym dźwiękiem starszemu człowiekowi, że tak na prawdę, on tylko się śmieje.
- Masz rację! - warknął radośnie Leo - faktycznie mógłbyś być każdym! Wyszedłem na kompletnego początkującego, naiwnego kociaka, który zaufał pierwszemu doświadczonemu podróżnikowi, którego spotkał.
Radosne wyznanie rozluźniło Dono, a jego kąciki ust uniosły się w delikatnym uśmiechu. Nagle jego towarzysz błyskawicznie spoważniał i wychrypiał z wyraźnym akcentem:
- Ale ja też mógłbym być każdym. Łowcą, gotowym, aby zwabić cel na postawę naiwnego młokosa, po to, żeby celnie uderzyć kiedy nadejdzie pora. Mógłbym być też agentem łowców niewolników... - pochylił się wpatrując pomarańczowymi ślepiami prosto w oczy starca - chyba, że jako hipotetyczny przemytnik zrobiłbyś wcześniej... jakieś badanie o mnie...?
Napięcie wzrosło i Dono odwrócił wzrok, nerwowo szukając kątem oka karty danych z literą "D". Jednak, wszystkie symbole były mu obce. W końcu, Leo rozluźnił się i powróciło jego podekscytowane spojrzenie.
- Nie martw się, nic Ci nie grozi - znów posłał paskudną namiastkę uśmiechu - ojciec powiedział mi kiedyś, że powinienem czuć dumę, że nie jestem jednym z zimnych sukinsynów, jakich pełno w galaktyce.
Urwał, zapatrując się w niewidoczny punkt w przestrzeni.
- I jestem.

Atmosfera rozluźniła się trochę i do końca podróży nie pojawiły się żadne przejawy wrogości. Leo i Dono wspólnie ustalili najlepsze miejsce na lądowania, oszacowali szanse na złe warunki pogodowe i krótko porozmawiali o rzeczach, z których słynie Ryloth. Jednak Cathara najbardziej interesowała legenda, którą miał nadzieję, że starszy kompan wyjawi już niedługo.


Mam prośbę, abyś pisał swoje uwagi, żebym mógł coraz lepiej pisać i nie popełniać błędów. Użyłem kursywy w tekście, żeby uwidocznić dialogi, bo się zlewało.
Image
Image

"W tej galaktyce jest wystarczająco dużo sukinsynów umiejących jedynie zabijać. Bądź dumny, że nie jesteś jednym z nich."
Awatar użytkownika
Leo Resharr
New One
 
Posty: 46
Rejestracja: 13 Lip 2011, o 13:34
Miejscowość: Wrocław

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Mistrz Gry » 18 Lip 2011, o 22:06

Reszta podróży przebiegła, jak można było się spodziewać, bardzo spokojnie. Pierwsze lody pomiędzy staruszkiem a Leo zostały przełamane bez większych problemów, wróżąc pozytywną atmosferę w czasie wyprawy. Lądowanie, choć przeprowadzone w dość trudnych warunkach, poszło Catharowi na tyle dobrze, aby pasażerowie i ładunki pozostały na miejscach. Statek również w całości pozostał na lądowisku, znajdującym się kilkanaście metrów od urwiska.
Przed opuszczeniem pokładu Dono wiele razy rozglądał się po statku jak i swojej kajucie, upewniając się po kilka razy, czy na pewno zabrał ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy. W końcu, z wypchanym mniej więcej do połowy plecakiem, zjawił się na trapie, prowadzącym na zewnątrz.
- Ruszajmy. - rzucił krótkie polecenie w stronę Leo, uśmiechając się lekko.
Przed oczami podróżników rysował się niemal sielankowy widok - wioska, położona na kilkusetmetrowym wzniesieniu, niemal w całości porośniętym łąkami. Zbocze zdobiły nieregularnie rozrzucone jasne skały, w mieszanych odcieniach brudnej bieli i jasnej żółci. Wschodni stok zajmował zagajnik, z odległości co najmniej kilkunastu setek metrów, przypominający nieco sad owocowy.
Dookoła wzgórza jak i na jego stokach, nieregularnie rozstawione były domy, nie ukazując żadnej precyzyjnej głównej drogi czy ścieżki uczęszczanej przez wszystkich, biegnącej przez środek osady. Domostwa nie sprawiały wrażenia zbyt bogatych, jednak daleko było im do lepianek czy skleconych "na szybko" konstrukcji koczowników. Miały w sobie pewnego rodzaju powiew świeżości, zdradzający, iż nie są to domy biednych Twi'lekich górników. Szczyt wzniesienia zdobił największy budynek, jedyna dwupiętrowy konstrukcja w okolicy. Spadzisty dach zdobił napis "kantyna", z misternie wijących się białych elementów, z daleka nie przypominających nic znanego.
- Znajdź dla nas jakiś nocleg, Leo. To spokojna okolica, mieszkańcy są przywiązani do okolicy i tradycji, powinieneś dać radę. W przeciwnym razie zostaniemy zmuszeni do nocowania pod chmurką. - starszy człowiek zaśmiał się, odparł niemal natychmiastowy atak silnego kaszlu i ruchem ręki popędził Cathara, samemu ruszając w stronę wioski, pod koniec obierając jednak nieco inny kierunek niż Resharr.
- Idź, znajdę cię później. W kantynie za godzinę, dwie. - odparł jedynie na pytający wzrok młodszego z poszukiwaczy.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Leo Resharr » 19 Lip 2011, o 10:36

- Tylko nie wpadnij w tarapaty - sympatycznie pożegnał doświadczonego towarzysza Leo.
Zabierając swoje rzeczy w poręczny plecak i zarzucając go na plecy, ruszył w kierunku karczmy. Pojedynczy mieszkańcy wioski zatrzymywali się i przerywali swoje zajęcia na jego widok. Obcy w ich okolicy bywali rzadkością, nie mówiąc już o pokrytym futrem Catharze. Świadomy niegościnnych spojrzeń miejscowych podróżnik starał się nie zwracać na siebie jeszcze większej uwagi i przede wszystkim, nie uśmiechać się. Przybrał jednak łagodny wyraz twarzy, sprawnie rozluźniając mięśnie twarzy - ruch opanowany do perfekcji po latach panicznych reakcji na próby uśmiechania się jak ludzie.
Jednocześnie, co chwilę spoglądał na boki, podziwiając ciekawe położenie i architekturę wioski. Znacznie różniła się od tego, co słyszał o Ryloth. Zastanawiał się żarliwie, z czego żyją tutejsi mieszkańcy. Stąpał po łagodnej, ubitej stopami Twi'leków trawie, więc zasugerował się, że prawdopodobnie żyją z płodów ziemi. Jakieś dziecko rzuciło w niego kamieniem, który trafił go w ramię. Przez ułamek sekundy zawahał się, jednak zatrzymanie się mogło sprowadzić kłopoty, więc nie przystanął i spokojnym, pewnym siebie krokiem wszedł do tawerny.
W środku było brudno i duszno, zbliżał się wieczór, rzadkie ławy zajęte były przez odpoczywających po dniu pracy biednych, lecz solidnych mężczyzn. Gdy tylko pojawił się w drzwiach wszystkie spojrzenia skierowały się ku niemu i rozbrzmiały podniecone szepty w rodzimym języku miejscowych oraz nerwowe poruszenia lekku. Leo spokojnie ruszył w kierunku szynku, gdzie stał gruby Twi'lek czyszczący szklankę brudną szmatą, jednocześnie mierzący Cathara niegościnnym spojrzeniem.
Starając się zminimalizować warknięcia w mowie, spytał uprzejmie karczmarza.
- Chciałbym wynająć pokój dla dwóch osób... - zaczął, lecz nerwowe chrząknięcie szynkarza wytrąciło go z rytmu.
- Nie ma pokój dla gość - Twi'lek mówił prostym językiem z wyraźnym akcentem, jednocześnie delikatnie poruszając swoimi lekku. Zaraz po jego wypowiedzi podniosły się okrzyki, zarówno w Ryl jak i basicu, wszystkie agresywne i sugerujące raczej , aby Cathar jak najszybciej się oddalił, jeśli ceni swoje życie. W pewnym momencie gdzieś z sali poleciała plastalowy talerz, rzucony z pijackim okrzykiem. Wyczulony słuch Leo wyłapał niski świst naczynia oraz gniewny krzyk, dzięki czemu zręcznie się odwrócił i złapał improwizowany pocisk blisko swojej głowy.
Widząc sprawne ruchy obcego, przypominającego raczej bestię niż cywilizowaną istotę, część głosów umilkło. Cathar mruknął pod nosem i odłożył talerz na ladę. Usiadł na wysokim stołku i ściągnął plecak obracając do sali. Podniósł dłonie do góry w geście pojednania.
- Pozwólcie mi coś wam opowiedzieć. Może wtedy zrozumiecie, że nie jestem waszym wrogiem. Dawno, dawno temu, na pewnej planecie, istoty takie jak ja lu wy zajmowały się uprawą roli i hodowaniem owoców. Byli to skromni i pracowici ludzie - wypowiadał swoje słowa wyraźnie i powoli, aby wszyscy zrozumieli ich sens.
- Były to dobre czasy, ziemia urodzajna i plony obfite. Tamtejsze istoty wierzyły, że dobrobyt zapewniają im dobre duchy, w które od zawsze wierzyli i składali nawet skromne ofiary. Powiadali nawet, że niektórzy widywali jaśniejące stworzenia, kiedy pracowali na polach.
Sala ucichła. Spokojny, bajarski ton Leo sprawił, że miejscowi, choć niechętni, słuchali go w milczeniu.
- Pewnego dnia, przybyli tam naukowcy z gwiazd, mówiąc, że chcą zbadać istnienie ich dobrych duchów. Przeprowadzili eksperymenty i stwierdzili... - Cathar urwał, dawkując napięcie. Kilku Twii'leków zmrużyło oczy w niemym oczekiwaniu - ... że jaśniejące stworzenia, które widzieli rolnicy, to efekt uboczny uprawiania roślin, halucynacje.
- Kupili od mieszkańców tej planety prawo do przybycia ze swoimi wspaniałymi maszynami i uprawiania roli w ich imieniu. Minęły lata, dziesiątki, jeśli nie setki. Rola na planecie upadła, maszyny, choć pracowały sprawniej i szybciej niż istoty żywe, nie były w stanie nic poradzić na to, że ziemia zupełnie przestała rodzić.
Słucha w zadumie pokiwali głowami, jakby bardzo dobrze rozumieli sytuację, w której znalazła się planeta z opowieści.
- Maszyny i ich właściciele odlecieli, pozostawiając mieszkańców planeta samych sobie. Ci, nie znając już życia bez maszyn, popadali w coraz większą udrękę. W końcu, pewnego dnia jakieś dziecko znalazło starą kamienną tabliczkę, na której zostały wyryte opisy rytuałów i ofiar dla dobrych duchów. A także zbiór porad dla ludzi troszczących się o ziemię. Nie widząc dla siebie innej możliwości, istoty te powróciły do żmudnej, fizycznej pracy na roli oraz okazjonalnych ofiar dla duchów - Leo wyraźnie się rozluźnił i wydawał być bardziej zadowolony - a ziemia po kilku latach znów zaczęła być urodzajna i żywa. Plony były znów duże i pozwalały tym istotom żyć swoim spokojnym, powolnym życiem. I czasem któryś rolnik wracał do domu, podekscytowany, opowiadając, że widział dziś duszka, jaśniejącego mu przed oczami.
Gdy Cathar skończył, przez salę przeszła fala pomruków i potakiwań. Miejscowi wrócili do swoich napitków i jedzenia i żywo dyskutowali o historii, którą im opowiedziano. Wraz z końcem opowieści niemalże zapomnieli o Leo. Szynkarz zawołał do niego:
- Pan chce nocleg? Mój dom otwarty, ale opowie jeszcze historia, dla dzieci!
Podróżnik rozweselił się w duchu, zadowolony, że dobra opowieść znów pomogła mu w życiu. Jednocześnie dziękował w duchu, że znał taką opowiastkę, która trafiłaby do uczuć prostych Twi'leków ze wzgórz. Zauważył, że już od jakiegoś czasu przy drzwiach stał Dono, słuchając końcówki opowieści. Leo podszedł do niego, zgarniając swój plecak i warknął zadowolony:
- Właściciel karczmy przenocuje nas w domu. Mamy miejsce na nocleg. A jak u Ciebie?
Spojrzał pytającym, poważnym spojrzeniem na mężczyznę. Opowieść opowieścią, ale nie przybyli tu opowiadać bajki Twi'lekom.
Image
Image

"W tej galaktyce jest wystarczająco dużo sukinsynów umiejących jedynie zabijać. Bądź dumny, że nie jesteś jednym z nich."
Awatar użytkownika
Leo Resharr
New One
 
Posty: 46
Rejestracja: 13 Lip 2011, o 13:34
Miejscowość: Wrocław

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Mistrz Gry » 19 Lip 2011, o 17:34

- Wszystko w swoim czasie, Leo. Brakuje ci cierpliwości, popracuj nad tym. Kiedyś może cię to zgubić. - padła krótka odpowiedź, bez szczególnego zabarwienia emocjonalnego. - Zjedzmy coś i odpocznijmy, podróż mnie zmęczyła... - starszy człowiek zakaszlał, ruszając do jednego ze stolików, z daleka pozdrawiając barmana. Zaaferowany oberżysta podbiegł do stolika czym prędzej, na ile pozwalały mu na to wiek i tusza.
- Dono! Kupę lat! - natychmiast przysiadł się, zaganiając jedyną w lokalu kelnerkę do przygotowania dań dla podróżników i barmana. Popołudnie i wieczór minęły więc na opowieściach, wspominaniu dawnych czasów i wymienianiu uprzejmości, jak na spotkanie po latach przystało.
- Spotkajmy się tu rano, mój przyjacielu. Zjemy śniadanie i wyruszymy w drogę. Nie martw się o statek, karczmarz zadba, żeby nikt nie interesował podczas naszej nieobecności. Cóż... Śpij dobrze. - staruszek skinął głową Catharowi, spokojnie dokończył herbatę, którą zagryzł kostką cukru, i ruszył po drewnianych schodach na drugie piętro, gdzie znajdował się dom gospodarza.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Leo Resharr » 20 Lip 2011, o 08:20

Długa podróż i wieczór pełen historyjek zmógł w końce też i Cathara. Poklepał po ramieniu młodego Twi'leka, syna karczmarza, który przez długie godziny słuchał opowieści swojego ojca, Dono Janka i okazjonalnie samego Leo. Głową skinął gospodarzowi i udał się spokojnym krokiem do swojej kwatery. Rozpakował swoje rzeczy bardzo szybko, lecz nie położył się od razu. Wyciągnął kartę danych z symbolem przypominającym fantazyjnie pisaną literę "T". Otworzył specjalny plik i uruchomił rejestrator głosu. Zaczął nagrywać kolejny wpis do swojego dziennika.
- Mieszkańcy wioski, do której przybyliśmy są niezwykle gościnni, jak już wyzbędą się niechęci do obcych. To prości i solidni ludzie, godni zaufania. Trzeba przyznać, że nie spodziewałem się, iż Dono zna tutaj kogoś, choć, po namyśle uważam, że to było do przewidzenia. Prawdopodobnie wrócił tutaj ze względu na jakąś niedokończoną sprawę...
Urwał swój wywód zastanawiając się i ziewając cicho.
- Myli się, zarzucając mi brak cierpliwości. Spędziłbym tutaj nawet rok, jeśli byłoby trzeba. Jednak, cała ta sprawa i powód naszego przybycia są dla mnie zagadką. To chciałbym wiedzieć, czego dokładnie szukamy. Mam nadzieję, że Dono już niedługo zdradzi mi cel naszej wyprawy...
Dotknął palcem cyfronotesu, kończąc nagranie. Ziewnął, tym razem potężnie, wydobywając z siebie stłumiony ryk. Padł na łóżko i spał. Śnił o gwiazdach i ich sekretach. W marzeniach widział siebie schodzącego w głąb szarej planety i odkrywającego mroczny sekret, który został tam ukryty tysiące lat temu.

Rankiem, Leo dość szybko się spakował i zszedł do tawerny. Znajomy karczmarz poczęstował go śniadaniem, które Cathar zjadł łapczywie, choć miejscowa kuchnia nie należała do jego ulubionych. Za oknami w jasnym świetle poranka hulał silny wiatr. Podróżnik zmarszczył brwi, na jego rodzinnej planecie taka pogoda zwiastowała jedynie potężną burzę.
Image
Image

"W tej galaktyce jest wystarczająco dużo sukinsynów umiejących jedynie zabijać. Bądź dumny, że nie jesteś jednym z nich."
Awatar użytkownika
Leo Resharr
New One
 
Posty: 46
Rejestracja: 13 Lip 2011, o 13:34
Miejscowość: Wrocław

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Mistrz Gry » 22 Lip 2011, o 10:46

- Już nie te lata, żeby dogonić młodych! - krzyknął rozbawiony Dono, schodzący ze schodów w momencie, kiedy spakowany już Leo kończył śniadanie. Ściągnął za sobą swój bagaż i dosiadł się do stolika Cathara, zaczynając skromne śniadanie.
- Wiesz, kiedyś już tu byłem. Na tej właśnie planecie, z reguły niegościnnej, pustynnej... - zaczął ciągnąć, jakby zwierzając się towarzyszowi. - Kiedyś, dawno temu, pewnie ledwo pamiętasz tamte czasy. Zostawiłem tu coś, co chciałbym odnaleźć. Jedynym problemem jest to, że nie znam odpowiednich koordynatów, a jedynie starą opowieść, która kończy się właśnie w tej gospodzie, a bierze źródło w miejscu, do którego zdążamy.
- Musimy skierować się na północ, przejść przez górzysty teren znajdujący się kilka kilometrów za sadem naszego karczmarza i odnaleźć Szarą Dolinę. Nie wiem jak przejść przez to pasmo górskie, ale liczę na twoją wiedzę i pomoc – spojrzał poważnie na Cathara.
- Później czeka nas przejście przez Dolinę, według historii regularnie zalewaną przez deszcze. Z niej, systemem okolicznych jaskiń bądź ponownie przez góry musimy przedostać się na równiny. Przestrzeń praktycznie niezamieszkana, niegościnna tundra, oaza natury... Jeśli potrzebujesz jakiegoś sprzętu – spytaj mojego przyjaciela, może będzie potrafił ci pomóc.
- Będę czekał pod lasem, na północnym krańcu wioski - skinął głową i opuścił pomieszczenie, walcząc z kolejnym atakiem kaszlu.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Leo Resharr » 27 Lip 2011, o 10:36

Leo wysłuchał dokładnie słów starszego towarzysza, w głowie notując, co będzie im potrzebne do przeprawy przez niegościnne tereny Ryloth. Pogoda zdawała się ciągle pogarszać, więc Cathar obawiał się, iż nie zdążą przejść przez góry zanim spadnie deszcz. Nie wiedział, jak wyglądają opady na planecie Twi'leków, ale wystarczyłoby, żeby było choć trochę podobne do tych na rodzinnej planecie podróżnika, żeby utrudniły na poważnie przeprawę.
Przede wszystkim trzeba zabezpieczyć się przed deszczem - przyda się dobre ubranie ochronne oraz jakiś kompaktowy namiot, aby schronić się przed burzą. Przeprawa przez góry nie powinna być problemem dla zręcznego Cathara, lecz dla pewności postanowił zabrać jeszcze wyrzutnię mocnej, durastalowej linki z hakiem. Kilka ogniw jarzeniowych, żeby oświetlać sobie (a właściwie to bardziej Jankowi) drogę w jaskiniach. Największym problemem będzie jednak przeprawa przez zalaną dolinę. Zasoby niewielkiej wioski na pewno nie były duże, prawdopodobnie nie mają nawet zwykłego przenośnego pontonu. Leo zmartwił się poważnie, gdy szedł do karczmarza prosić o wszystkie te rzeczy.
Na jego szczęście miejscowy posiadał wszystko, czego Cathar i Dono potrzebowali. Plecak z ekwipunkiem był spory, ale dawał się sprawnie nieść. Leo odważnie, z dużo większą pewnością siebie ruszył przez sad w kierunku miejsca umówionego spotkania. Po drodze zobaczył chwiejące się na wietrze owoce. Zerwał jeden i spróbował - owoc miał słodki smak, który przechodził w kwaśny po przełknięciu. Cathar przyznał, że to bardzo smaczne pożywienie i zebrał jeszcze trzy. Miał tylko nadzieję, że właściciel drzew nie ma nic przeciwko.
Image
Image

"W tej galaktyce jest wystarczająco dużo sukinsynów umiejących jedynie zabijać. Bądź dumny, że nie jesteś jednym z nich."
Awatar użytkownika
Leo Resharr
New One
 
Posty: 46
Rejestracja: 13 Lip 2011, o 13:34
Miejscowość: Wrocław

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Mistrz Gry » 5 Sie 2011, o 22:10

Solidna wyrzutnia linki, ogniwa jarzeniowe i porządny płaszcz przeciwdeszczowy. Wszystko to, a zarazem jedynie to, w połączeniu z kilkoma racjami żywności miało wystarczyć podróżnikom podczas wyprawy. Nie było to wiele, ale barman pomimo szczerych chęci nie miał odpowiednich zasobów, aby udostępnić je staremu znajomemu i Catharowi.
Owoce zerwane przez Leo okazały się miejscowym specjałem, bardzo pożywnym, z długim terminem przydatności do spożycia i popularnym w innych regionach. Również staruszek zerwał ich kilka, dopełniając nimi swój plecak, jakby zostawiając je na zapas.
- Eh, Leo. Zapamiętaj to miejsce, możemy już do niego nigdy nie wrócić. To Twoja ostatnia szansa aby wrócić. Jesteś pewny, że chcesz ze mną wyruszyć w poszukiwaniu legendarnej Szarej Doliny?
- Dawniej krążyły o niej opowieści wśród takich pasjonatów jak my, teraz niemal zapomniana... - Dono zaczął opowieść, widząc zainteresowanie w oczach Resharra. - Mówią, że dawniej była siedzibą prymitywnych Twi'leków, kiedy jeszcze nie znali technologii nadprzestrzennej i całej reszty. Nie wierzę w to, ale mam nadzieję odnaleźć to, co po dawnych osadnikach zostało. Kimkolwiek nie byli, czymkolwiek się nie zajmowali, bez względu na to, czy jeszcze żyją w Dolinie. - twarz starca przybrała zacięty wyraz, nie znoszący sprzeciwu.
Jank, nie dbając o opinię Leo, ruszył przez sad, kierując się na pobliski łańcuch górski, niewyraźnie majaczący na horyzoncie...
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Leo Resharr » 16 Sie 2011, o 14:24

Ciemne chmury powoli sunęły w kierunku gór, a wraz z nimi, wyprzedzając je ledwie o godiznę drogi, wędrowali Leo Resharr i Dono Jank. Z początku ich szlak był wyjątkowo przyjemny, prowadzący przez coraz wyższe wzgórza, z początku porośnięte jeszcze zielonkawą trawą, która z kolejnymi kilometrami wędrówki zmieniła się w jałowe, brązowe kikuty szeleszczące pod butami. Im dalej od wioski Twi'leków, tym bardziej krajobraz zaczynał przypominać typowe dla jasnej strony Ryloth obrazki - suche pagórki i duże skały, porozrzucane niczym krople czarnego soku w brudnej, szaro-brązowej wodzie wzgórz. Łańcuch górski, choć z początku dość groźnie wyglądający, przy bliższym poznaniu okazał się być raczej umiarkowanie trudny dla podróżników, co z wielką ulgą przyjął do wiadomości Cathar. Obawiał się o swojego towarzysza, choć Dono bardzo sprawnie jak na swój wiek wędrował, stawiając stopy odważnie i pewnie, oddychając głęboko i miarowo, jak przystało na doświadczonego obieżyświata. Po kilku godzinach wędrówki, burzowe kłębiska chmur otoczyły góry i pierwsze krople deszczu spadły na Resharra i Janka. Starszy wędrowiec spojrzał tylko krzywo na Cathara i popędził kiwnięciem głową. Kiedy stawiali pierwsze kroki na skałach łańcuchu górskiego, były one już mokre i śliskie.
Podpierając się rękami dla zachowania równowagi, wciąż milcząc i koncentrując na wspinaczce, Leo szedł spokojnie za Dono Jankiem. Ufał, że starszy człowiek prowadzi go w dobrą stronę, w kierunku jakiejś ciekawej tajemnicy lub skarbu, który Cathar będzie mógł udokumentować w swoich zapiskach. Mokre futro przeszkadzało mu okazjonalnie, lecz prawdopodobnie to jego wyostrzone zmysły pozwalały mu tak sprawnie wchodzić za pędzącym mężczyzną. Po pierwszej godzinie dotarli na szczyt pierwszej góry. Ostre kamienie poraniły im dłonie, lecz jedynie spojrzeli przed siebie ku następnemu wzniesieniu, za którymi powinni widzieć już, prawdopodobnie doszczętnie zalaną, Szarą Dolinę. Ruszyli bez wahania, obierając coraz szybsze tempo. Deszcz powoli się uspokajał i tylko silne, górskie wiatry wstrzymywały ich wędrówkę. Kolejne podejście było ostrzejsze i w wielu momentach oboje czuli zmęczenie i trudy wspinaczki. Szczyt osiągnęli szybko, lecz tam czekała ich ponura niespodzianka. Czubek góry przecinała rozpadlina, niezbyt szeroka, lecz bardzo głęboka. Jakby jej nie zauważając Dono przyspieszył i skoczył. Leo przez krótką chwilę przestraszył się gwałtownej decyzji towarzysza, lecz odetchnął, gdy mężczyzna spokojnie stanął pewnie po drugiej stronie. Idąc jego śladem Cathar rozpędził się i zamierzając skoczyć, mocno postawił stopę na skale. Ta jednak, pod ciężarem Resharra pękła i z głośnym łoskotem rozpadła się na mniejsze kawałki.
Pęknięcie skały wytrąciło Leo z rytmu i jego skok był chwiejny i zdecydowanie za krótki. Sięgnął łapą do skały, na której stał Dono i mocno chwycił, jednak jedynie przejechał pazurami po kamieniu i zsunął się w dół. Donośny łomot zagłuszył ryk Cathara, który próbując chwytać każdą nierówność rozpadliny, oberwał jednym z kamieni w lewe ramię. Zapierając się nogami i zdrową ręką Resharr w końcu się zatrzymał, prawie dwadzieścia metrów poniżej towarzysza. Ciężko oddychając, będąc w ciężkim szoku, wymacał wyrzutnię linki. Chmura pyłu z rumowiska wleciała mu do oczu, jednak udało mu się strzelić w powietrze, na oślep, w ogólnym kierunku skał. Okrzyki Janka przywoływały go na górę, a niesiony adrenaliną i złością na swoje nieszczęście Cathar ciężko wciągał się obiema łapami, także tą ranną. U szczytu rozpadliny stary mężczyzna pomógł Leo wciągnąć się na górę i zaproponował odpoczynek. Kilkanaście metrów dalej stała skała, przy której przycupnęli, mając przed oczami głęboką dolinę.
Image
Image

"W tej galaktyce jest wystarczająco dużo sukinsynów umiejących jedynie zabijać. Bądź dumny, że nie jesteś jednym z nich."
Awatar użytkownika
Leo Resharr
New One
 
Posty: 46
Rejestracja: 13 Lip 2011, o 13:34
Miejscowość: Wrocław

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Mistrz Gry » 17 Sie 2011, o 20:53

Postój niemal na szczycie góry wydawał się tym, czego najbardziej potrzebowali w tej chwili podróżnicy. Mimo to, starszy z nich wyraźnie nie był zadowolony z toku, jaki przyjmowała dotychczasowa wędrówka. Zmartwiony raną Leo, mający problemy z kondycją albo zwyczajnie martwił się, czy zdążą na czas - któraś z tych cech niemal na pewno przesądzała, o humorze Janka.
Po dłuższej chwili milczenia, ciągnącej się niemal w nieskończoność, mężczyzna odezwał się, równie zakłopotany i podenerwowany, co zmęczony.
- Leo, zawiodłem. - staruszek o mało co nie zaniósł się szlochem, a na jego twarzy pojawił się wyraz skrajnej rozpaczy i zrezygnowania. - Nie poznaję tej doliny, musieliśmy zboczyć gdzieś wcześniej, w niższych partiach gór.

- Musisz mi pomóc w odnalezieniu siedzib Twi'leków, gdziekolwiek w okolicy. Bez pomocy miejscowych nie mamy najmniejszych szans. Tymczasem odpocznij, wyruszymy dopiero jutro nad ranem... - machnął ręką w stronę powoli zachodzącego słońca i przykrył się lekką narzutą, mając w planie założenie cieplejszej odzieży dopiero po zmroku.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Leo Resharr » 19 Sie 2011, o 10:34

Widok załamanego towarzysza zasmucił Leo na tyle, że przez dobrą chwilę zamilkł i wpatrywał się w zachodzące słońce. Ramię bolało, choć nie na tyle, żeby uniemożliwić mu poruszanie nim. Nie miał czym obwiązać rany, więc jedynie ją przemył i w duchu miał nadzieję, że się nie zakazi. Próbował sobie przypomnieć jakiekolwiek doliny, które mijali, lecz żadna nie zapadła mu specjalnie w pamięć. Brakowało im porządnej mapy, a poleganie na pamięci Dono było, jak się okazało, nie najlepszym pomysłem. Myśl o zwiniętym pod kocem kompanie wzbudziła w Catharze poczucie odpowiedzialności za wyprawę. Postanowił, że się nie podda i odnajdzie tajemniczy skarb, któego poszukiwał Jank.
Gdy tylko słońce zniknęło za horyzontem i ciemność ogarnęła góry, Leo podniósł się i wdrapał na skałę, pod którą siedzieli. Zamknął oczy i wytężył zmysły, aby spróbować wpaść na jakiś trop. Słuch nie wchodził w grę, silne wiatry dmuchały mu w twarz, orzeźwiając i wyostrzając umysł. Zapach... wiele różnych woni dochodziło do niego ze wszystkich stron, lecz nie było pośród nich zapachu dymu lub jakiejkolwiek cywilizacji. Ostatecznie otworzył oczy i rozejrzał się dobrze. Nawet dzięki swoim kocim oczom nie widział zbyt wiele, więcej jednak niż zwykły człowiek. Dostrzegł niedaleko strumień, spływający niedużą strużką w dół góry. Uważnie się rozglądając, szukał następnego. Zeskoczył ze skały i zręcznie biegnąc po kamieniach dotarł do innego wyżej położonego punktu. Stąd słyszał już kolejny strumyk. Spływały w tą samą stronę, co oznaczało, że tam jest na pewno większy ciek wodny.
Nie zważając na ciemność i ranę lewego ramienia popędził w dół potoku, aż skończyły się skały i zaczęły pierwsze ślady roślinności. Tam też strumień poszerzał się i łapiąc mniejsze cieki wodne stawał porządnym potokiem. Leo zobaczył pierwsze drzewa w dole i poszedł w ich stronę. Karłowate i skręcone, nadawały się świetnie do tego, aby na nie wejść. Z każdym krokiem Cathara napełniało coraz wspanialsze uczucie adrenaliny i odkrywania czegoś nowego. Jego nadzieja wybuchła potokiem pozytywnego nastroju, gdy zobaczył to, czego oczekiwał - za załomem gór dostrzegł światła jakiejś małej osady. Spokojnym, pewnym krokiem powrócił do obozowiska, gdzie Dono Jank już spał. Leo usiadł oparty o skałę i także przygotował się do snu - rano planował powiedzieć towarzyszowi, że w odległości kilku godzin od nich znajdują się osiedla Twi'leków.
Image
Image

"W tej galaktyce jest wystarczająco dużo sukinsynów umiejących jedynie zabijać. Bądź dumny, że nie jesteś jednym z nich."
Awatar użytkownika
Leo Resharr
New One
 
Posty: 46
Rejestracja: 13 Lip 2011, o 13:34
Miejscowość: Wrocław

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Mistrz Gry » 19 Sie 2011, o 21:16

Częściowo nieprzespana noc niesamowicie zmęczyła Leo. Pomimo solidnej kondycji i młodego wieku szukanie śladów życia w górach okazało się niesamowicie męczące. Rano więc, Cathar wstał lekko obolały, w niewiele lepszym stanie niż stary Jank.
Jak spostrzegł Resharr – rana zaczęła lekko puchnąć, pomimo starannego przemycia. Starszy z podróżników nie zauważył jeszcze niewielkiej rany, lecz jeśli zmiany zapalne będą postępowały równie szybko co do tej pory – poważne zakażenie było kwestią kilku dni.

Podróżnicy rozpoczęli poranny marsz, zgodnie z odkryciem Leo, od odwiedzin w wiosce. Kilka godzin drogi w dół, z krótką przerwą na odpoczynek i posiłek, okazały się owocne – Cathar doprowadził Dono w dokładnie to samo miejsce, gdzie zakończył podróż poprzedniego dnia. Wystąpiły jednak nieprzewidziane komplikacje, jakie lubią nękać poszukiwaczy, a dla odkrywców będące przekleństwem niemal równym co niedokładne mapy.
Rzeczywiście, osiedle rdzennych mieszkańców ciągle znajdowało się w miejscu, gdzie zastał je Leo. Podstawową różnicą był absolutny brak mieszkańców, przynajmniej pozornie, na pierwszy rzut oka. Starszy Jank obrzucił wioskę smutnym wzrokiem, po czym przeniósł wzrok na towarzysza.
Tym razem z wyraźną nutką żalu.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Leo Resharr » 23 Sie 2011, o 10:45

Zawód w oczach towarzysza dotknął Leo, aczkolwiek nie osłabił jego woli odnalezienia Szarej Doliny. Prawda, że z miejsca w którym stali osada wydawała się opuszczona, lecz duchy nie świecą w nocy świateł, a te Cathar był pewien, że widział. Rozejrzał się po okolicy, szukając dobrego miejsca, aby rozpocząć dalsze poszukiwania. Po prawej stronie był płaski szczyt upstrzony skałami, ciągnący się długim żebrem na północ. Oznaczało to, że z góry mogli obserwować co najmniej dwie doliny. Jedną z nich płynął potok, który wcześniej zauważył Resharr, więc drugim musiał płynąć albo jego dopływ, albo większa rzeka. Tam, gdzie jest woda, tam powstają osady - tej myśli trzymał się w swoim rozumowaniu.
- Chodźmy na tą górę. Stamtąd będziemy mieć lepszy widok na okolicę i jeśli gdzieś w okolicy znajduje się jakieś osiedle Twi'leków, powinniśmy je zobaczyć - powiedział do Dono uśmiechając się w swój paskudny sposób - Z moją raną też nie najlepiej, więc musimy porządnie przyspieszyć.
Po tych słowach ruszył, machając zachęcająco ręką na kompana. Szczyt nie był daleko, najwyżej godzinę drogi. Dzięki temu mogli zaoszczędzić czas na faktyczne szukanie jakichś zabudowań.
Image
Image

"W tej galaktyce jest wystarczająco dużo sukinsynów umiejących jedynie zabijać. Bądź dumny, że nie jesteś jednym z nich."
Awatar użytkownika
Leo Resharr
New One
 
Posty: 46
Rejestracja: 13 Lip 2011, o 13:34
Miejscowość: Wrocław

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Mistrz Gry » 24 Sie 2011, o 16:22

- Bingo! - zaśmiał się Jank. Pomimo zmęczenia, coraz bardziej dającego się mu we znaki, nie chciał smucić towarzysza. Zwłaszcza kiedy dojrzał jego ranę, nie wróżącą zbyt dobrze w dalszej drodze. Jeśli nie znajdą medyka w ciągu kilku dni...

Zgodnie z logicznym rozumowaniem Leo, po drugiej stronie łańcucha zarysowana była imponujących rozmiarów półka skalna, na której rozmieszczone były niemalże prymitywne chaty, przypominające przycupnięte na szerokim parapecie oswojone ptaki.
Przed podróżnymi pozostała jeszcze kwestia dotarcia do wioski. Droga nie była zbyt wymagająca, prowadząca jedną ścieżką niemal w linii prostej od szczytu. Jedynym problemem mógł być tu stan psychiczny Janka i opuchlizna Leo – jeśli kolejna wioska okaże się opuszczoną – Dono prawdopodobnie zacznie coraz poważniej myśleć o powrocie, a Resharr zostanie zmuszony do skorzystania z pomocy wykwalifikowanego medyka.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Leo Resharr » 25 Sie 2011, o 14:52

Z każdym krokiem w kierunku osady Leo zyskiwał coraz więcej dobrego humoru. Zważając na swoją ranę poruszał się sprawnie i szybko, jakby niesiony samą myślą, że niedługo dotrą do zamieszkałych chat. Wyczuwał wielkie zwątpienie w swoim towarzyszu, odbijało się starszemu mężczyźnie na twarzy i w ruchach. Dlatego Cathar obrał sobie za punkt honoru poprawienie morale u Janka.
- Pomyślałem, że z tej osady powinien być świetny widok na okolicę. Będzie się idealnie nadawała jako baza wypadowa dalej - przerwał łapiąc oddech - Nawet, jeśli będzie opuszczona, powinniśmy znaleźć jakieś pozostałości po mieszkańcach, chociażby proste medykamenty czy mapy.
Zatrzymał się na jednym z większych kamieni i z rozbawioną, pełną werwy twarzą rozejrzał po okolicy. Dzień był piękny, a krajobraz rozbudzał wyobraźnię i pozostawał w pamięci na długo. Doliny, które przycupnęły pod stopami gór przybierały barwę głównie spranej żółci, przecinanej nitkami błękitnych strumieni. W wielu miejscach stały formacje skalne, niczym szare pomniki w zapomnianym lesie.
- Dlaczego właściwie ta dolina jest nazywana szarą? - zawołał do towarzysza. Resharr bardzo dużo myślał nad celem ich wędrówki i ostrożnie spytał o to, co ciągle go nurtowało.
- Zdradzisz, czego właściwie szukamy?
Image
Image

"W tej galaktyce jest wystarczająco dużo sukinsynów umiejących jedynie zabijać. Bądź dumny, że nie jesteś jednym z nich."
Awatar użytkownika
Leo Resharr
New One
 
Posty: 46
Rejestracja: 13 Lip 2011, o 13:34
Miejscowość: Wrocław

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Mistrz Gry » 27 Sie 2011, o 15:12

Przyspieszenie tempa, wbrew przewidywaniom Cathara, nie odbiło się pozytywnie ani na ranie, ani na morale Dono. I choć przejście na ogromną półkę skalną obyło się bez większych perypetii – dalszy marsz w ciągu tego dnia mógł skończyć się tragicznie i odbić permanentnie na zdrowiu podóżnych.

- Opuszczona czy nie, to kolejny znak, drogowskaz. Wiemy, że istnieje tu gdzieś życie, choć ciężko powiedzieć gdzie... - Dono rozejrzał się uważnie po okolicy, jakby odczekując chwilę przed wejściem do wioski. - Chodźmy. - Rzekł po chwili. - Może tu ktoś nas ugości i ulży w trudach podróży? O genezie nazwy innym razem, przyjacielu, teraz potrzebujemy przede wszystkim odpoczynku. Zwłaszcza ty, z tą paskudną raną na łapie...
Niestety, kolejna wioska na drodze podróżników była jedynie zbiorem pustych budynków, zgodnie z przypuszczeniami Resharra, wypełnionych jedynie drobnymi przedmiotami codziennego użytku – kilkoma prostymi ubraniami, suchym prowiantem, meblami i tym podobnymi.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Leo Resharr » 8 Wrz 2011, o 21:14

Opuszczona czy nie, osada mogła posłużyć im za bardzo dobre miejsce wypoczynku i punkt, od którego mogli planować dalszą podróż. Priorytetem była teraz sprawność - wycieczka stała się szlakiem pełnym kolejnych utrudnień, lecz jak na razie starszy z podróżników trzymał się bardzo dobrze, zapewne dzięki ogromnemu doświadczeniu. Z tego powodu właśnie Leo postanowił coś zrobić ze swoją raną. Zaczął szukać jakiegoś źródła wody, czy sztucznego, w którego obecność w tym miejscu wątpił, czy chociaż strumienia, aby pieczołowicie i starannie umyć ranę. Nie miał ze sobą środków higienicznych, lecz bazując na doświadczeniach swojego ludu wierzył, że jest w stanie przemyć, a potem zabandażować swoją ranę na tyle, żeby nie zaszkodziła na dłużej.
Drugą w kolejności sprawą było odnalezienie dalszej drogi. Kierowanie się widokami i przeczuciami jak dotąd się nie sprawdziło, więc nadszedł czas użyć logiki i racjonalnego myślenia. Mieszkańcy tej wioski na pewno znali okoliczne tereny bardzo dobrze, nie potrzebowali specjalnych map, aby się poruszać po tych górach. Jednakże, Resharr zdążył już się nauczyć, że rasy humanoidalne posiadają wrodzony afekt do map i planów. Nawet jego rodacy, choć puszcze Catharu były im bardzo dobrze znane, sporządzali na korze potężnych drzew dokładne mapy - aby monitorować naturalne zmiany środowiska.
Leo chciał rozpocząć poszukiwania jakichś śladów jak tylko opatrzy ranę, powoli i przytomnie, aby nie przegapić żadnych szczegółów. Nie liczył na znalezienie terminalu komputerowego lub holograficznego. Miał nadzieję odnaleźć mapę wykonaną starodawną metodą rysowania na różnych materiałach, drewnie, papierze, plastali - perspektywa szansy na odkrycie takiego znaleziska tylko nastrajała go pozytywnie i podbudowywała wolę walki.
Image
Image

"W tej galaktyce jest wystarczająco dużo sukinsynów umiejących jedynie zabijać. Bądź dumny, że nie jesteś jednym z nich."
Awatar użytkownika
Leo Resharr
New One
 
Posty: 46
Rejestracja: 13 Lip 2011, o 13:34
Miejscowość: Wrocław

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Mistrz Gry » 13 Wrz 2011, o 20:17

Nowa taktyka Leo okazała się doskonałą dla aktualnego położenia podróżnych. W osadzie, zgodnie z przypuszczeniami, znajdowały się mapy. Nie jedna czy dwie sztuki, nie dziesięć ani dwadzieścia. W centrum wioski znajdowała się cała pracowania kartografa, wypełniona mapami niekoniecznie nowoczesnymi, za to bardzo starannie sporządzonymi, co ważne - w wielu kopiach i na różnych materiałach.

Największa i najstaranniej wykończona, a więc najbardziej wiarygodna z nich, ukazywała dwie drogi do - dokładnie zaznaczonej i podpisanej - Szarej Doliny. Pierwsza, krótsza, prowadziła przez trudny teren, pełen przesmyków, urwisk i innych niebezpiecznych elementów krajobrazu górskiego. Drugi ze szlaków prowadził niemal cały czas przez równiny, był jednak niemal czterokrotnie dłuższy niż poprzedni.

Jank zadumał się jedynie nad mapami, uśmiechając tajemniczo. Stan jego zdrowia nie był zbyt dobry, ale staruszek był niesamowicie zdeterminowany, aby dotrzeć do Doliny, o której tyle mówił.
- Zbliżamy się, Leo, przyjacielu, towarzyszu. Zbliżamy się do mojego rodzinnego domu. - Wydusił z siebie, ledwo powstrzymując łzy napływające do oczu.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Ryloth] Rozdroża

Postprzez Leo Resharr » 13 Wrz 2011, o 20:51

Cathar był absolutnie zachwycony. Wnętrze pracowni kartografa było samo w sobie wspaniałym skarbem. Mapy, choć przedstawiające zupełnie nieznane Resharr'owi krainy, były zbiorem niesamowitej wiedzy, pozostałością lokalnej kultury, symbolami folkloru. Z nabożną czcią Leo przesuwał dłońmi po wrażliwych materiałach, z których zrobione były dzieła kartografa. Najzwyklejsze mapy, a dla podróżników z innych regionów galaktyki arcydzieła sztuki, stworzone dłońmi dawno już zmarłego mistrza. Aby lepiej poczuć wagę ich odkrycia, Leo palcem delikatnie pociągnął po dłuższej trasie i zastukał w miejsce, gdzie drobnym pismem oznaczona została "Szara Dolina".
- Myślę, że choć to bardzo daleko, lepiej podążyć łatwiejszą i bezpieczniejszą drogą - mruknął w zadumie. Drugą ręką podrapał się po futrze na policzku. Rana na ramieniu wciąż trochę doskwierała, więc zdecydowanie wolał na ryzykować.
- Wiem, a raczej czuję, że czekałeś długo, aby tutaj wrócić. Wierzę, że jesteś w stanie poczekać odrobinę dłużej.
Odwrócił się od mapy i podszedł do jednej z innych, przedstawiających ten sam teren, wytrzymałych, z typu podręcznych. Ściągnął ją ze ściany i starannie złożył.
- Znajdźmy tutaj jeszcze jak najwięcej zapasów, które mogą się nam przydać. Dobra będzie jakaś ochrona przed deszczem... - powiedział spokojnie, przyjaznym i zadowolonym tonem, z ulgą przyjmując do wiadomości fakt, że nadzieja odżyła w towarzyszu.
- Mam nadzieję, że duchy tego miejsca nie będą złe jeśli... - podniósł inną mapę, zrobioną wybitnie przestarzałą techniką, przedstawiającą jakiś górzysty region otoczony stepem - Wezmę jedną mapę na pamiątkę kunsztu ich twórcy.
Włożył do kieszeni podręczną mapę, natomiast drugą, kruchą i starą - wcisnął starannie pomiędzy twarde elementy. Miał nadzieję, że wytrzyma wędrówkę.
Image
Image

"W tej galaktyce jest wystarczająco dużo sukinsynów umiejących jedynie zabijać. Bądź dumny, że nie jesteś jednym z nich."
Awatar użytkownika
Leo Resharr
New One
 
Posty: 46
Rejestracja: 13 Lip 2011, o 13:34
Miejscowość: Wrocław

Następna

Wróć do Archiwum

cron