Content

Archiwum

[Vortex] Zakazana muzyka

W tym miejscu znajdują się wszystkie zakończone questy, których akcja toczyła się w miejscach nie mających swoich osobnych, specjalnych działów.

Re: [Vortex] Zakazana muzyka

Postprzez Mistrz Gry » 18 Wrz 2012, o 23:40

- Niedobrze - powiedział Duros. - Bardzo niedobrze.
Cmoknął, choć wydawał się nie mieć warg, i mrugnął, choć obecność u niego powiek również budziła wątpliwości. Alanis Orton znała się na ludziach (i Durosach). Szczwany urzędas coś szykował. Za chwilę nie tylko diabli mieli wiedzieć, co.
- Mówi pani, że jest obywatelką Nowej Republiki. No więc jak to tak? Deportować naszą? Dżentelistoty, w tym pani, myślą, że biurokracja powstała, by utrudniać im życie. Nie winię pani. Zawiłości postępowania administracyjnego zniechęcają wiele osób, które nie mają z nim do czynienia na co dzień. Ale my jesteśmy, by pomagać. Jakby to wyglądało, gdyby formalności naszej małej kolonii utrudniały życie osobie cudem ocalałej z katastrofy? Nie, to niedopuszczalne.
- Niedobrze - powtórzył jak refren kiepskiej piosenki.
Administratorowi brakowało tylko cygara, by jego gładkie słowa rozniosły się z dymem po wszystkich kątach pomieszczenia. Stuknął palcami o blat, pokręcił wielką głową.
Wyjął z biurka cygaro. Ale nie podzielił się z Orton.
- Musiałbym panią deportować na najbliższy świat republikański, jednak to trudne o tyle, że z Vortexu rzadko wysyłamy gdzieś delegatury. Nasza kolonia ma tylko dwa transportowce. I tylko jednego pilota. Tak się okropnie złożyło, że pilot jest w trasie. Następny kurs przewidujemy za miesiąc, w kierunku Światów Jądra. Co tu robić?
Zielona twarz skryła się za kłębami papierowego dymu. W nozdrza Alanis uderzył mdły zapach.
- Chyba mam rozwiązanie - Duros wyrwał się z zamyślenia, które okazywał poprzez wpatrywanie się w sufit. - Gdyby się postarać, można by przyśpieszyć kurs na Coruscant. Ale co z pilotem? Pani nim jest! Wszak przyleciała tu pani sama, mylę się?
Administrator wydmuchnął resztki śmierdzącego dymu z płuc, zatrzymał twarde spojrzenie na Alanis. Teraz już mówił szybko, jakby zdania miał od początku ułożone w głowie.
- Pokieruje pani nasz transportowiec na Coruscant. Będę do przodu z harmonogramem, a pani dostanie ode mnie pozwolenie na pobyt na Vortexie, gdyby zechciała tu pani się jednak zatrzymać. Ponadto...
Mężczyzna wcale się nie uśmiechnął. Ustami. Bo oczy cieszyły mu się jak dzieciakowi.
- Ponadto nie zgłoszę śledczym o fakcie, że na terenie Nowej Republiki na neutralnej planecie cywil rozbił statek. Nie zgłoszę, co zostało znalezione przez moich ludzi we wraku. Nie zapytam nawet panią, skąd pani leciała i po co przyleciała na Vortex. Nie sprawdzę kodów transpondera. Kurs na Coruscant i z powrotem. Nic więcej.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Vortex] Zakazana muzyka

Postprzez Alanis Orton » 20 Wrz 2012, o 19:54

Uważnie przysłuchując się słowom padającym z ust Durosa, panna Orton miała dość niemiłe wrażenie, że nie posiada praktycznie żadnej możliwości manewru, zaś jedynym rozsądnym wyjściem z tej kabały będzie potulne zgodzenie się na wszystko i przyjęcie postawionych warunków. Ogólnie cała ta sytuacja, przynajmniej dla osoby obdarzonej wystarczająco bujną wyobraźnią i smykałką do skojarzeń, przypominać by mogła podpisywanie cyrografu z jakimś demonem – choć nawiasem mówiąc, Alanis nie bardzo wierzyła w takie rzeczy, toteż skarciła się w myślach za tak idiotyczne porównanie. Jej panteon od wczesnej młodości ograniczał się do jedynie, a może aż, trzech bóstw, z których żadne nie było ani straszne, ani okrutne. Nie dawało się jednakże ukryć, iż iście piekielna atmosfera towarzyszyła tej rozmowie. Propozycja nie do odrzucenia, krwiście czerwone oczy Durosa, dym roznoszący się po pomieszczeniu – wszystko to, w połączeniu z niezwykle zdradliwym „ocznym uśmiechem” sprawiało, że Alanis nie miała odnośnie osoby administratora żadnych wątpliwości. Urzędowa gnida coś knuła. Z pewnością kombinowała niedobrego i niebezpiecznego - jak wszyscy obcy. Może po prostu powinna była się rozebrać na początku rozmowy... Cóż, mimo wszystko, pani kapitan była w pełni świadoma tego, iż istnieją istoty, które mają żyłkę do robienia innym świństw, czasem zupełnie bez powodu. Niejeden, na przykład, i to człowiek o wysokiej randze, o szlachetnym wyglądzie, będzie ci ściskać rękę, porozmawia z tobą na tematy głębokie, dające do myślenia, a potem ni z tego, ni z owego, w jednej chwili, na waszych oczach wywinie numer. Alanis zbyt wiele razy dała się na różne sposoby naciąć – za co zresztą przyszło jej później pokutować.
Ortonówna stała już od kilku chwil, nie mówiąc ani słowa i ciągle jeszcze nie mogąc zacząć rozmowy. Wytrąconej z harmonijnej równowagi przez Durosa, długo nie przychodziło do głowy, jakich słów użyć w odpowiedzi na jego wywody. Najchętniej zamamrotałaby coś przez zęby, co mianowicie, tego jeszcze dokładnie nie wiedziała, lecz prawdopodobnie coś w stylu „A niech cię diabli wezmą z twoim uszanowaniem!” Ponieważ jednak nie miała w sercu wystarczającej śmiałości, aby czegoś takiego dokonać, więc wciąż słuchała jak poprzednio, pochyliwszy głowę, i żeby choć coś podobnego do jakiegoś wyrazu pojawiło się na jej twarzy. Zdawało się, że ciało przemytniczki zupełnie nie miało duszy lub też miało wcale nie tam, gdzie trzeba, lecz jak u nieśmiertelnego Nu'uara z dantooińskiego folkloru, gdzieś za górami, okrytą tak grubą skorupą, iż wszystko, co się tam poruszało na jej dnie, nie wywoływało absolutnie żadnego wstrząśnienia na powierzchni. W końcu jednakże zdobyła się na odwagę i wykrzesała z siebie wystarczająco jej dużo, aby móc stanąć w słowne konkury z wygadanym urzędnikiem.
- Dobrze, zgadzam się na pańskie warunki, polecę na Coruscant. I zgadza się, jestem pilotem. Moja licencja pozwala mi na pilotowanie... - w tym momencie Alanis urwała swoją autoreklamę. Sądząc po minie Durosa, nie był on zbytnio zainteresowany słuchaniem jej wywodów. I tak przecież dobrze wiedział, że tak czy siak, panna Orton będzie pilotować ich transportowiec. Gdy zaś do uszu dziewczyny doleciały zdania mówiące coś o nie meldowaniu służbom i innych rzeczach, które były jak miód na przemytnicze serce, jedynie ukłoniła się grzecznie i bąknęła pewnego rodzaju dziękczynny komplement o zbytniej łaskawości, czy też dobroci.

Statek prezentował się, cóż, jak każdy tego rodzaju statek. Barloz jak Barloz, przynajmniej od zewnątrz nie wyróżniał się niczym szczególnym, może poza paroma zadrapaniami tu i tam. Pani kapitan dobrze znała tę sylwetkę, kilka razy miała styczność z tym modelem, jednakże nigdy osobiście go nie pilotowała. Jeden jedyny raz pomagała tylko w naprawie tej machiny, kiedy to szlag trafił silniki „Robinsona”, należącego niegdyś do kolegi po fachu, imć kapitana Harknessa.
Zgodnie z tym, co usłyszała zaś od pana administratora, pasażerów miała poznać dopiero przed startem. Obecne kilka chwil miało jej starczyć na ogólne zapoznanie się ze statkiem. Trochę mało, ale nie takie rzeczy już się robiło. Tak naprawdę, to jedyną rzeczą, która naprawdę interesowała Ortonównę, była sekwencja startowa. Dosłownie moment spędziła na pobieżnych oględzinach poszczególnych segmentów transportowca, zaś prawdziwą wisienkę na torcie zostawiła sobie na koniec. Położywszy obok siebie znalezioną na pokładzie torbę z niezbędnymi narzędziami, panna Orton wsunęła się pod kokpit i zaczęła przepinać różne druciki, a następnie testować reakcje różnych przycisków na owe manipulacje. Wszystko dla własnej wygody oczywiście...
Image
GG: 13812847
Awatar użytkownika
Alanis Orton
Gracz
 
Posty: 226
Rejestracja: 8 Wrz 2010, o 01:00

Re: [Vortex] Zakazana muzyka

Postprzez Mistrz Gry » 24 Wrz 2012, o 11:31

- No, no kto by pomyślał. Cieszę się, że czujesz się już aż tak dobrze, by pilotować statek. Mam prośbę, nie rozbij go tak, jak poprzedniego.
Nad Orton stanął rosły Twi'lek. Dot. Odłożył na bok torbę podróżną i usiadł w fotelu pilota, by przyglądać się pracy Alanis.
- Nie masz mi za złe, co? - pytał tak, jakby naprawdę go to interesowało. - Pamiętasz, co ci mówiłem? Za zgłoszenie osoby bez pozwolenia do administracji wypłacają pięć dych. A ja, jak wspominałem, jestem uczciwym lekarzem. A to znaczy, że też niezbyt majętnym. Nie miałaś chyba kłopotów?
- Piękny statek! - dobiegło z głębi korytarza frachtowca. Owadzie odnóża stawiały szybkie kroki po pokładzie. Alanis właśnie się domyśliła, kto będzie drugim pasażerem.
Vratix wsadził spłaszczony łeb do kabiny.
- Piękny kokpit! Dużo pięknych rzeczy.
Wymierzył szczękoczułki w Orton.
- Ssak będzie pilotem? Areek idzie zabezpieczyć swoje piękne towary!

***

Oprócz Twi'leka i robala pasażerami kapitan Orton byli również: poznany urzędnik-naiwniak oraz kojarzeni z kantyny dwaj archeologowie. Zostali przedstawieni jako Huxley i Moonrock. Obaj się prawie nie odzywali, obaj udali się do kajut i nie wychylali stamtąd nosów. Ostatnim załogantem był Nautolanin ubrudzony smarem.
- Pan administrator wyznaczył mnie do wsparcia technicznego - powiedział z nieukrywanym entuzjazmem. - Więc, gdyby tylko czegoś pani chciała, chętnie pomogę. Nazywam się Root.
Urzędnik z kolei się nie przedstawił. Być może zapomniał.
- Proszę wszystkich o uwagę. Areek, ściągnij naszych archeologów.
- Ja pójdę - zaoferował się Dot.
- Jesteśmy wszyscy - urzędnik miał rzadki dar mówienia rzeczy oczywistych. - No dobrze. Otrzymaliście pozwolenie na opuszczenie Vortexu na czas podróży na Coruscant. Według plany spędzimy w stolicy trzy dni. Naszym statkiem dowodzi kapitan Orton i od tej chwili ma ona głos decyzyjny we wszystkim, co się dzieje na pokładzie. Jest również naszym pilotem. Pan Dot zajmie stanowisko lekarza pokładowego, a pan Root zapewni nam wsparcie... no, mechaniczne. Jakby coś się popsuło. Panowie Huxley i Moonrock, jako niemający żadnych funkcji załogowej, proszeni są o nieingerowanie w pracę naszego personelu. Moim zadaniem jest zdanie raportu z podróży administratorowi kolonii Dziura numer jeden. Jestem też osobistym doradcą pani Orton.
Doradcą bez imienia. I bez osobowości. I bez poczucia humoru.
- Pani kapitan, prosimy startować, kiedy będzie pani gotowa. Resztę proszę o ulokowanie się w kajutach. Bądź na stanowiskach.
- Aj, aj, pierwszy oficerze - mruknął z ironią Dot. Urzędnik traktował sprawę nazbyt serio. To był zwykły, rutynowy lot.
- Piękna podróż... - stwierdził Areek. - Piękna załoga.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Vortex] Zakazana muzyka

Postprzez Alanis Orton » 27 Wrz 2012, o 00:13

Kto mógł przypuszczać, że wycieczka na Vortex tak się zakończy? Na pewno nie panna Orton. I oto ponownie znalazła się na pokładzie statku. Cóż z tego, że nie należał on do niej. Jakie znaczenie miało to, że celem lotu będzie powrót do punktu wyjścia, czyli Coruscant. Przynajmniej na obecną chwilę, rzeczy te nie zaprzątały zbytnio myśli dziewczyny. Za to fala zmęczenia powróciła, bardziej natrętna niż wcześniej, więc Alanis przymknęła oczy i westchnęła cichutko. Wysunąwszy się spod kokpitu, spróbowała uruchomić zapłon. Gdzieś daleko, za rozległą, cicho podzwaniającą taflą olbrzymiej szyby, nierówno zagrzmiały zapuszczone silniki Barloza. Cały rząd zielonych kontrolek, znajdujących się na desce rozdzielczej, zaczął porozumiewawczo mrugać do Alanis. Nie dało się ukryć, iż transportowiec jest raczej sprawny. Wszystko zdawało się działać prawidłowo. Teoretycznie rzecz biorąc, ma się rozumieć.
Dot. Ortonówna od razu rozpoznała jego głos. W zasadzie, to nie musiała nawet odwracać głowy, ale grzeczność nakazała jej spoglądnąć w stronę rozmówcy. Tak, nie pomyliła się - rozłożywszy się na fotelu, uczciwy Twi'lek usiłował nawiązać rozmowę.
- Mam prośbę, pomódl się do swoich bogów, żebyśmy nie spotkali po drodze piratów. Tak, jak poprzednio. - odpowiedziała, naśladując jego ton. W rzeczy samej, miała ogromną nadzieję, że uda im się uniknąć spotkania z rozbójnikami. Piraci... Równie dobrze mogli oni być najemnikami wynajętymi przez Durruka, czy pana Poltersa. Jednakże pewność stanowiła zbyt luksusowe dobro i Alanis nie mogła sobie teraz na nią pozwolić.
- I nie, nie mam żalu. Za pięć dych też pewnie bym na kogoś doniosła, choć... - niemożność dokończania swych wypowiedzi powoli stawała się już chyba świecką tradycją panny Orton. Ilekroć chciała rozwinąć jakiś temat, zawsze ktoś musiał wejść jej w zdanie. Tym razie owa zaszczytna funkcja przypadła robalowi z piekła rodem. Nawet nie skomentowała jego wejścia na pokład, choć zapewne Dot mógł wiele wyczytać z wyrazu twarzy przemytniczki. Także to, że jednak chowała urazę, choć ukryła ją na samym dnie duszy.

Ostatecznie na statku zebrało się dość doborowe towarzystwo. Alanis z uwagą przypatrywała się każdemu z pasażerów, a przynajmniej wkładała w to więcej wysiłku niż w słuchanie urzędnika. Zwłaszcza dwaj mężczyźni, Huxley i Moonrock, byli o niebo bardziej interesujący niż administrator i jego powitalne przemowy. Co prawda żadnego z nich, przy najlepszych nawet chęciach, nie można było posądzić o nadmiar agresywnej urody, ale zdumiewające dysproporcje fizyczne pomiędzy nimi przedstawiały widok godny zaciekawienia każdego przygodnego obserwatora. Zwrócony twarzą do Alanis stał z głową odchyloną do tylu, ogorzały człowiek o barach atlety i czole kretyna. Krótkie jasne włosy, ostrzyżone na jeża, podkreślały geometryczną nieomal kulistość zaskakująco małej głowy osadzonej na potężnej, muskularnej szyi, wynurzającej się z kołnierzyka rozpiętej koszuli. Jego towarzysz stanowił całkowite przeciwieństwo, gdyż był to osobnik ruchliwy jak jaszczurka, a bystre oczy, osadzone pod wypukłym czołem, nad którym przeświecała łysina sięgająca szczytu głowy, poruszały się czujnie, omiatając pokład, jak gdyby ich posiadacz nie wiedział dokładnie, co spodziewa się zobaczyć, ale był zdecydowany nie przepuścić niczego, co mogłoby mieć jakiekolwiek znaczenie. Następnie dziewczyna przeniosła spojrzenie na lewo, gdzie ulokował się umorusany smarem Nautolanin. Nie wiedzieć czemu, pannie Orton przyszło na myśl ciekawe pytanie. Czy istota o takim wyglądzie mogłaby być mordercą? Ależ tak, oczywiście! Każdy z nich mógł. Świat nie znał powierzchowności, która wykluczałaby zbrodnię. Piękne, delikatne, kruche dziewczęta, poczciwe staruszki, jowialni oberżyści, wojowniczy mnisi o złożonych dłoniach i opuszczonych skromnie oczach. Nie było charakteru, zawodu, usposobienia ani powołania, które wykluczałyby możliwość zakiełkowania tej najczarniejszej z myśli: zmuszenia innej istoty, aby opuściła przed czasem ten najsympatyczniejszy ze światów. Nie minęła jednakże sekunda, a Ortonówna opanowała się i grzecznie podziękowała Rootowi za chęć pomocy. Raz jeszcze przesunęła po nich z wolna wzrokiem i nie znajdując w sobie żadnej już, najmniejszej nawet potrzeby dodatkowych obserwacji, westchnęła po raz nie wiadomo który. Jednocześnie uznała, że być może był to dobry moment, żeby powiedzieć choć dwa słowa do pasażerów. W końcu została mianowana dowódcą tej wyprawy.
- Witam państwa, z niektórymi z was już zdążyłam się nieco zapoznać. Nazywam się Alanis Orton i, jak widać, jestem kapitanem tego statku. Będę miała przyjemność pilotować was aż na Coruscant, gdzie zakończymy lot. A teraz dziękuję państwu i życzę miłego spędzenia czasu na pokładzie. I w ogóle, ten tego. - nie dało się ukryć, że Alanis nie przepadała za publicznymi wystąpieniami. Kilka zdań, które powiedziała, aż nazbyt dobrze tę niechęć ukazało.

Jakiś czas później, Ortonówna siedziała już w fotelu pilota. Okrutnie niewygodnym, nawiasem mówiąc. Przebiegła uważnym spojrzeniem po oświetlonych zegarach na tablicy. Przed startem zawsze chce się jeszcze raz wszystko sprawdzić, chociaż pozornie nikogo nic specjalnie nie obchodzi, bo wszystko zostało już wielokrotnie sprawdzone. Statek przebiegło lekkie drżenie. Później z wolna wtargnął z zewnątrz rosnący szum, który przemienił się w ryk, cichnący i wznoszący się w miarę jak pani pilot zapuszczała silniki i zmieniała kolejno wysokość ich obrotów. Frachtowiec zaczął unosić się powolutku, delikatnie - wszystko to mogło wprawić pasażerów w nastrój odpowiedni do spania. Lecz nagle silniki zagrały głębokim, potężnym głosem. Maszyna wnosiła się, a ziemia coraz bardziej zostawała w dole. Na zewnątrz pozostała już tylko zupełna ciemność. Alanis przez chwilę patrzyła zmęczonymi oczyma w mrok. Gdzieś na krańcach nieba wybuchła krótka czerwona zorza i zniknęła. Barloz szedł ciągle w górę, ale powietrze było niespokojne, raz czy dwa razy przyszedł przechył, a później niewielka dziura powietrzna, w którą opadli i unieśli się znowu.
- Chyba błyskawica?... - pomyślała Ortonówna sennie. Jedna z owych burz, której krewną spotkała wcześniej, musiała wędrować gdzieś w pobliżu. Wszystko uspokoiło się po wyjściu z atmosfery. Po wprowadzeniu odpowiednich danych do komputera, statek bez problemów skoczył w nadprzestrzeń. Następny przystanek – Coruscant. Pasażerowie mieli sporo wolnego czasu, podobnie jak pani kapitan. Jak zwykle podczas takich podróży, postanowiła wykorzystać go na przemyślenia. A zdecydowanie miała nad czym myśleć...


***
Alanis Orton przenosi się do [Coruscant] Lądowiska
Image
GG: 13812847
Awatar użytkownika
Alanis Orton
Gracz
 
Posty: 226
Rejestracja: 8 Wrz 2010, o 01:00

Poprzednia

Wróć do Archiwum

cron