Kren zeskoczył na biały puch w momencie, w którym zajmowane przez niego jeszcze przed chwilą stanowisko buchnęło ogniem i zmieniło się w nieestetyczny fajerwerk, strzykający iskrami na lewo i prawo. Można się było domyślić, że AT-ST na zewnątrz placówki szybko wykryje tego jednego E-webowca z posterunku, który zamiast do intruzów, z całą mocą grzać będzie boltami do skołowanych szturmowców.
Skoro i tak pierwotny, mało skomplikowany plan przestał grać jakąkolwiek rolę w obecnych wydarzeniach, Mor postanowił zaimprowizować. Przy asyście snajperów wystrzelał sobie drogę do zbrojowni, włamał się do środka i rozpoczął niezapowiedzianą inspekcję. Wiedział, czego szuka, więc nie tracił dużo czasu; w końcu nikt nie chciałby zostać zaskoczonym przez wkurzonych, chętnych do naciśnięcia na spust żołdaków w składzie z amunicją.
Z budynku wyfrunął granat hukowy, a zaraz po ogłuszającym wybuchu wydostał się na mróz Nautolanin, targając ze sobą wyrzutnię rakiet. Nie był to rodzaj broni, jaki mu szczególnie odpowiadał, a nawet tak naprawdę wcale nie chciał go używać, ale...
Ale niepokorna ziemia zatrzęsła się pod jego nogami, zmusiła go do podparcia się o ścianę zbrojowni, a przytłumiony ryk spod ziemi brutalnie zaatakował zmysł słuchu.
***
Wierzchem drżącej dłoni starł znaczącą podbródek strużkę krwi, boleśnie zacisnął zęby i spróbował się podnieść choćby kilka cali wyżej, naiwnie ufając sile wątłych ramion. Jęknąwszy żałośnie, opadł z powrotem na podłogę, zamknął oczy i skrzywił się mizernie, usiłując zwalczyć otumaniające zawroty głowy.
Po dłuższej chwili, Hoffer doszedł do siebie i zogniskował wzrok na podczepionym do ściany ładunku wybuchowym. Pomocniczy ekran wyraźnie informował, że wybuch nastąpi za niecałe trzy minuty.
Mylił się.
***
- Wychyl się, nie ma co dalej pogrywać. No, dalej, dalej. Skurwysynu, wystaw łeb, bo jak... - warczał Renno, zaklinając szturmowca kulącego się za posterunkiem. - Dawaj, dawa...
Wszystkim w okolicy nagle zakołysało, nieśmiały szturmowiec wypadł zza osłony niezdarnie przebierając nogami i dziwnym trafem śmiertelnie nadział się na lufę karabinu hybrydy.
- Kurwa. - łysy skwitował kolejny raz, kiedy hybryda ukradła mu ofiarę, po czym zauważył, że sam też nie wiadomo kiedy padł na ziemię i tak właściwie złorzeczy ku niewyraźnemu niebu.
Kapitan szybko doszedł do wniosku, że to ziemia się zatrzęsła, a nie wnętrze jego czaszki. Powodem takiego niefortunnego wydarzenia mogło być tylko jedno. Przedwczesna eksplozja, a właściwie - kilka przedwczesnych, podziemnych eksplozji.
Instynkt przetrwania postawił Trestę na równe nogi, kopnął go w zad dla rozpędu i dał jeszcze wystarczająco oddechu, by mógł krzyknąć:
- Nie! Nie w ten sposób!
Cwana hybryda w mig pochwyciła powód napadu paniki swojego dowódcy i razem z nim rzuciła się do niespodziewanie krótkiej ucieczki. Zatrzymali się bowiem tuż przed oddziałem znęcającym się nad budynkiem generatora i, nie widząc innego, łatwiejszego wyjścia, zdecydowali, że wypada pomóc kompanom w potrzebie.
Walka była zacięta, a wstrząsy nie sprzyjały żadnej ze stron. Pomoc agentom Oka zapewniła Daylana i hojnie rozdysponowywane przez Pana Przystojnego i Panią Duch pociski, wyrównując szalę tego ledwo widocznego zza opadów śniegu konfliktu. Finalnie, Renno strząsnął z grzbietu strzaskany pancerz, pozbył się opróżnionego karabinu i w nasączonym krwią i potem podkoszulku zanurzył się w ruiny zniekształconego wieloma narzędziami mordu korytarza, wcześniej sugerując kobietom zabezpieczenie terenu, czy coś w tym stylu, proszę, nie bijcie mnie, jestem wyższy rangą.
- Panie Tresta - odezwała się w słuchawce Alice. - rozszyfrowałam wiadomość wysłaną z centrum dowodzenia placówki. Imperialne wsparcie z orbity przybędzie do waszej lokalizacji za około czterdzieści minut.
- Już dawno nas tu wtedy nie będzie, albo zginiemy, więc gówno mnie to obchodzi, kochanie. - odparł szczerze, starając się wypatrzeć w zgliszczach mechanika i krótkowłosego blondyna. - Rzecz w tym, że zaraz pewnie pieprznie zapasowy generator przy kloniarkach, co chyba nie będzie fajne, a nawet jak nie, to i tak zanosi się, że coś innego gromko pierdolnie. Więc bardzo, bardzo potrzebny mi tutaj ten leniwy debil MacLeod, na wczoraj wręcz, zanotowane?
Ponury grymas ustąpił miejsca złośliwemu uśmiechowi na twarzy kapitana, gdy ten zobaczył poturbowanego Roostera na brudnej ziemi - miejscu, które, jak sam wielokrotnie to powtarzał, wybitnie mu przysługiwało.