Przed płochliwie przeskakującymi z piksela na piksel oczami młodszego oficera Andersona, na płaskich monitorach wyświetlał się obraz z kamer obserwujących całą placówkę. Uzdolniony informatyk i spec od komunikacji pocił się teraz nad koordynowaniem działań dwóch oddziałów patrolowych wysłanych do odbicia laboratoriów z rąk... właściwie, ciężko było powiedzieć czyich rąk.
Wygłaszał kolejne instrukcje prosto do skroplonego śliną, dociśniętego do policzka mikrofonu i od czasu do czasu, w ramach nieuleczalnego tiku, pocierał kciukiem nos, rozdrapując ledwo zaschniętą, krwawą plamkę, wskazującą, że Tom bardzo często miał w zwyczaju się denerwować.
Jednocześnie zajmował się katalogowaniem w głowie informacji i starał się utworzyć jakiś logiczny raport, który mógłby przekazać...
- Co się tu do cholery dzieje, Anderson?!
No właśnie.
Pułkownik wszedł, ba, wparował do enklawy technicznych, potrącając nieustępliwymi barkami każdego roztrzepanego podwładnego na swojej drodze. Już na wejściu rzucił utartą frazą, której Anderson się spodziewał, ale która i tak napompowała go obawami.
- Wygląda na to, że mamy pułkownika... intruza, to znaczy. I-intruzów. - tłumaczył, wiercąc się na krześle. - Wysłałem grupę, żeby sprawdzili usterkę kamery na posterunku przed laboratoriami, jak pułkownik kazał, a kiedy tam weszli, zobaczyli... hm, hm... coś, co spowodowało, że dwóch szeregowych zwymiotowało w hełmy, a trzeci mnie zwyzywał, że kazałem mu tam iść.
- Słyszałem. Zmasakrowane trupy, dużo krwi. Kto?
- Przed awarią uchwyciliśmy dwóch w pełni uzbrojonych żołnierzy niosących jakąś torbę. Potwierdziłem, że to ci sami, którzy przed chwilą wrócili z patrolu na zewnątrz.
Pułkownik zmarszczył czoło i spojrzał w załzawione od wpatrywania się w migotliwe ekrany oczy Andersona. Obaj doszli do podobnych wniosków.
- Utrzymuj kontakt z oddziałami przy laboratoriach, musimy dołożyć patroli i zmobilizować resztę. Wszyscy mają za pięć minut trzymać palce na spustach i łby w kubłach. Wyślij wiadomość do hangaru, trzy dodatkowe AT-ST wyłażą za chwilę na śnieg i unieszkodliwiają wszystko, co nie ma na sobie tego gówna. - szturchnął pacem wyhaftowany emblemat Imperium. - Migiem, migiem!
- Co z niszczycielem?
- Przekaż wieści. Na razie mają być w gotowości.
***
- No i hol wyczyszczony. Chociaż "wyczyszczony" to może złe słowo. Bardziej "zatrupiony". - dywagował Tresta, skończywszy liczyć dziury po boltach w pancerzu. - O, oszczędziłaś roślinkę?
- Po co niszczyć jedyny normalny okaz flory w promieniu... pewnie i stu kilometrów? - wzruszyła ramionami hybryda.
- Czuję mądrość w twoich słowach, siostro. Rusz zmutowane tyły do windy, jedziemy zająć się dołem.
Kontrolka przy drzwiach wejściowych za plecami agentów Oka zamrugała na zielono i pisnęła w sposób zauważalnie radosny, ale ktokolwiek, kto chciał pokonać blokadę Alice musiał obejść się smakiem. Nici z wtargnięcia do środka. Renno, widząc tę niepożądaną aktywność czynników zewnętrznych, splunął soczyście z niezadowoleniem.
- Już im się chce do nas, do ciepłego. Już, już, nie mogą chwilę zaczekać... Dobra, zmiana planów. Zostajesz tutaj, odpalasz świetlnego nakurwiacza i sprzedajesz im kilka karnych, jak tu wlezą, tak? Ja samotnie odpalę fajerwerki na dole.
- Jeśli mogę, panie Tresta - w słuchawce łysego zabrzęczał znajomy, ciut sztuczny głos. - Winda, której zamierza pan użyć, z pewnością stanowiłaby łatwy łup dla pracowników ochrony placówki kilka pięter niżej. Sugeruję skorzystanie z osobnej windy dla personelu naukowego, która znajduje się dwa pomieszczenia na prawo stąd. Dodatkowo, muszę wspomnieć, że zdołam utrzymać blokadę drzwi jedynie przez kilka następnych minut. W tej chwili stosowane są wobec mnie nadspodziewanie skuteczne środki nacisku. Przewiduję, iż...
- Rozumiem, złotko. - odparł Pikinier, przywołując tę drugą, mniej oczywistą windę. - Zaraz Kelan z Larisą skasują kilku naciskaczy, a siostra dorwie niedobitki. Ulży ci się. Wszystko będzie dobrze.
Kapitan, zjeżdżając powoli, poprawił torbę przerzuconą przez plecy, nakarmił karabin kolejną porcją boltów i rozsmarował na ścianie plwocinę pokrywającą but, dowód nieudanego splunięcia. Został nieestetyczny ślad.