Daylana, wciąż krzycząc dziko, niczym wojownik z zapomnianych czasów, kiedy nie znano ani broni blasterowej, ani w ogóle broni palnej, wyrwała wibroostrze z gardła nieprzyjacielskiego najemnika. Z rozciętej tętnicy na twarz Twi'lekanki trysnęła krew, upodabniając kobietę do jakiegoś upiora.
-Day, - usłyszała zadyszany głos Kelana dobiegający z komunikatora - weszli do środka od tyłu. Biegnę do kwadratu siódmego. W razie problemów uciekaj sama.
-Będę ich trzymać jak długo się da. - obiecała, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że w przypadku, kiedy naprawdę będą chcieli przejść przez jej linię obrony, zrobią to bez większego problemu.
Otarła rękawem krew z twarzy i rozejrzała się wokół rozpalonymi oczyma. W chwili, gdy wysadzono generator, cały teren spowiły ciemności rozświetlane jedynie płomieniami niegasnących pożarów za terenem placówki. Na ich tle widziała sylwetki obrońców ośrodka badawczego, którzy wydawali się niezbyt dobrze zorganizowani. Daylana zdawała sobie sprawę, że jest to winą tego, iż zatrudnione przez Republikę, grupy najemników nigdy wcześniej ze sobą nie współpracowały. Czasami widziała też inne postaci - zakute w ciężkie, czarne zbroje tak charakterystyczne dla szturmowców z oddziałów specjalnych. Nie miała wątpliwości, że Imperium Galaktyczne zdecydowało się zrównać ośrodek z ziemią lub porwać naukowców. Pech chciał, że ich atak rozpoczął się mniej więcej w tym samym czasie, co ich własny...
Z rozmyślań wyrwała ją blasterowa błyskawica, która przemknęła tuż obok jej twarzy. Daylana odruchowo rzuciła się na ziemię i przeturlała przez lewe ramię, ratując sobie tym samym życie, bowiem krótka seria z gwizdem przecięła powietrze w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowała się Twi'lekanka. Łowczyni nagród chwyciła karabin zabitego najemnika, a także zapasowy magazynek, i odpowiedziała ciągłym ogniem przesuwając lufą w poziomie i zmuszając czterech nieprzyjaciół do padnięcia na ziemię. Jeden z nich głośno krzyknął, gdy laserowy strzał ugodził go prosto w serce, co było raczej wynikiem przypadku jak celności kobiety.
"Zostało jeszcze trzech" - przemknęło jej przez myśl na ułamek sekundy przed tym, jak ponownie rzuciła się w bok, by uniknąć strzałów zmierzających w jej stronę. Przeturlała się dobre pięć metrów zanim znów odpowiedziała ogniem, a następnie wstała i zygzakiem przebiegła krótki dystans oddzielający ją od dwóch, niemal zrośniętych ze sobą, drzew, których konary rozchodziły się na wysokości półtora metra w przeciwnych kierunkach tworząc coś na kształt litery V. Było to wprost idealne stanowisko strzeleckie, więc kobieta wymieniła wyczerpany magazynek na nowy, oparła karabin o pnie drzew i przeczesała teren wzrokiem w poszukiwaniu trzech nieprzyjaciół...
******
-Wdarli się do środka!
-Co to za jebany cyrk, kurwa mać!? - dowodząca obroną Debra była wręcz urzeczywistnieniem kobiecej furii - Banda przebierańców, którzy dobrze nie potrafią strzelać, o myśleniu nie mówiąc, wdarła się na teren tej placówki robiąc kilka ognisk? Cholerni harcerze kopią nas po dupie, a my nie potrafimy jej nawet znaleźć bez wymacania się obiema rękami i pomocy kolegi! Chcę, żeby naukowcy znaleźli się w schronie pod ośrodkiem! NATYCHMIAST!
-Tak jest!
Sześciu najemników, którzy od kilku lat walczyli u boku tej kobiety stającej się powoli żywą legendą w świecie "spluw do wynajęcia", wybiegło wypełnić jej rozkazy - zabrać naukowców do schronu na najniższym poziomie kompleksu, znajdującym się kilka pięter pod ziemią. Ściany tego pomieszczenia były na tyle solidne, by wytrzymać bombardowanie gwiezdnego niszczyciela, więc jeśli doktor Ohw i jego pracownicy zdążą do niego dotrzeć - będą w stu procentach bezpieczni...
W tym samym czasie, lekki opór, jaki napotkali ludzie BlackWater, powoli zaczynał zamieniać się w solidnie przemyślaną i zaciętą obronę każdego metra korytarza, jaki intruzi musieli przebyć. Im dalej się zapuszczali, trafiali na bardziej doświadczonych żołnierzy, cieszących się największym zaufaniem Debry Hyun, której polecenia były jasne: "za wszelką cenę zatrzymać nieprzyjaciół"...
******
Nieprzyjacielscy najemnicy powoli wstali z ziemi, mając karabiny cały czas gotowe do strzału. Od Daylany dzieliło ich jakieś pięćdziesiąt metrów, lecz ta, pomimo doskonałej pozycji, nie była pewna swoich umiejętności strzeleckich na taką odległość, więc cierpliwie czekała aż podejdą bliżej. Wejście do przepompowni było zaledwie dziesięć, może piętnaście metrów od niej, ale bała się przebiec ten dystans bez uprzedniego pozbycia się trzech przeciwników.
Kiedy ci znaleźli się zaledwie trzydzieści kroków od niej, wiedząc , że za chwilę mogą ją zauważyć, Daylana zdecydowała się pociągnąć za spust. Spokojnie wymierzyła w tego najbardziej po prawej, wstrzymała na chwilę oddech i oddała strzał dokładnie między uderzeniami swojego serca. Zaskoczony nieprzyjaciel rozłożył ręce, gdy zielona błyskawica trafiła go w pierś, a następnie konając upadł na kolana. Jego towarzysze przypadli do ziemi, ale Daylana już celowała w kolejnego z nich...