Content

Archiwum

[Vanquo] - Operacja: Taris freedom

W tym miejscu znajdują się wszystkie zakończone questy, których akcja toczyła się w miejscach nie mających swoich osobnych, specjalnych działów.

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Luk Seven » 1 Lut 2010, o 23:17

Komandor Seven stojący przy iluminatorze, na wieść o nowej wiadomości z powierzchni planety odwrócił się w kierunku środka mostka i skierował swoje kroki ku jednemu z obecnych tam oficerów.
- Proszę przekazać Ingramowi, żeby jeńca doprowadził do punktu zbiórki, gdzie przyleci po niego wahadłowiec. Ma go pilnować za wszelką cenę, przed ewentualną próbą odbicia go przez rebeliantów – powiedział szorstko komandor ubrany w czarny, Imperialny mundur.

**************************

- Wypuścicie mnie – zwrócił się Wolf do Ingrama – jak mnie wypuścicie to zapłacę wam za wolność kredytami – tu popatrzył na jego podkomendnych - dużą liczbą kredytów. Możecie też przyłączyć się do nas, Republika potrzebuje takich żołnierzy jak wy…
Nr GG: 4408680
Postać główna:
Image
Postacie poboczne:
Image
Image
Awatar użytkownika
Luk Seven
New One
 
Posty: 776
Rejestracja: 10 Sty 2009, o 23:19
Miejscowość: Wakefield

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Jack Welles » 3 Lut 2010, o 21:45

- Kurwa mać! - ryknął Aldo gdy dostał wiadomość o zniszczonych pojazdach. Na szczęście wozy pancerne były wyposażone w szereg aktywnych i pasywnych czujników, dzięki którym można było bez większych problemów namierzyć kolejne fale republikańskich pocisków i je zniszczyć.
- Wysłałem właśnie prośbę o wsparcie lotnictwa, lecz niezostanie one udzielone do czasu jak nie zniszczymy wszystkich stanowisk opl - zwrócił się porucznik do Moebiusa - Potrzebuję więc, ponownie pańskich ludzi by wyznaczyli mi ponownie namiary na cele, zaczynając od tych, które znajdują się najbliżej płyty lotniska.
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Moebius » 4 Lut 2010, o 15:39

- Nie będzie najmniejszego problemu, już powiadamiam odpowiednie siły. – Po tych słowach na chwilę się odwrócił i przyłożył komunikator do ust wydając odpowiednie polecenia – załatwione w najbliższych minutach pojawią się kolejne cele.

***cichociemni ***

- Słychać?
- Tak jest.
- No to dzielimy się na dwa zespoły … - musiał przerwać gdyż dało się słyszeć narzekania oddziału – nie marudzić nie zabiorę dziewczyn. Ja, dwójka, trójka, czwórka, piątka i siódemka idziemy w środek akcji, wy natomiast prześlizgacie się do wieży obserwacyjnej murem rzecz jasna, bo między kopalniami będzie za łatwo was namierzyć.
- Rozumiem, że udzielamy wam wsparcia z drzewek? – Zapytał kobiecy głos cienia 8
- Mniej więcej. Musimy się przedostać do wierzy tak, aby nas nie namierzono i oznaczyć cele uwaga tylko, bo obok jest duża ilość wroga i złoża surowcowe także jak coś podpalicie do najpierw popatrzcie, które to – dodał żartobliwie pokazując swoim kąpaną mapę i dodając kilka wskazówek.
Tak, więc drużyna udała się dość szybkim krokiem w stronę celu, gdy byli już blisko wskazanego punktu za murem podzielili się według tego jak zostało powiedziane i pierwsza część zajęła miejsca wysoko na koronach drzew ściągając sześciu rebeliantów przebywających na wierzy obserwacyjnej, w momencie, kiedy druga część drużyny była na murze i wystrzeliła linkę, aby „wjechać” na wierzę. Możliwe to było to było do wykonania gdyż wszystkie siły rebelii były skupione na wyznaczonych działaniach tak, więc obsługa wyrzutni 2a czy też obrony przeciw lotniczej nie zwróciła uwagi na cienie, jakie były rzucane na ziemię przez żołnierzy, którzy w danej chwili przelatywali nad ich głowami. Gdy ostatni z drużyny był już na wierzy odciął linkę, aby nie wzbudzała podejrzeń.

- Co robimy z ciałami tych ścierw?
- Zostawiamy będą potrzebne, siódemka pilnuj, aby nikt nie wszedł na wierze dopóki tu jesteśmy.
- Dobra.
- Reszta oznaczamy cele ja biorę wyrzutnie 2a, dwójka i trójka oznaczacie CKM`a i przeciwlotnicze działko, cztery i pięć jak dacie rade to czołg. Jak oznaczycie dajcie znać, bo będzie trzeba się usunąć. – Następnie przez komunikator wydał rozkaz, aby reszta zespołu udała się na drzewa, które znajdują się na zagięciu muru pod kątem rozwartym, aby z stamtąd oznaczyli drugą wierzę, CKM`a i działka przeciw lotnicze.
Wszystko przebiegało wzorowo jednak podczas zmiany stanowiska jeden z cieni doznał pewnych obrażeń spowodowanych upadkiem z wysokości.

- Dziesiątka żyjesz?
- Tak, ale nie dam rady wam pomóc z oznaczeniem.
- Dobra. Jedynka – powiedział przez komunikator – dziesiątka spadła i nie da rady wejść powrotem jednak żyje i w miarę się porusza reszta jest w porządku mamy już cele – w odpowiedzi usłyszał, aby na razie nic innego nie robić poza wykonywaniem rozkazu a sam dowódca dał sygnał Moebiusowi.

*** miejsce przebywanie Aldo i Moebiusa ***
-Mamy cele wszystkie poza jednym CKM, który jest schowany za okopem i taśmociągiem a wieża obserwacyjna – wskazał na mapie – jest zajęta przez moich ludzi, meldują oni także, iż na płycie lądowiska znajdują się dwa średnie transportowce nieprzygotowane do lotu, na które są pakowane surowce.


*******

- Dobra robota Versus – powiedziała Heana przystawiając do nosa ogłuszonego sole trzeźwiące oraz na wysokości oczu pistolet członkowski SSWiM, na reakcje nie trzeba było długo czekać.
- Szturmowcy!! – Wykrzyknął rebeliant po odzyskaniu świadomości.
- Bądź tak miły i się zamknij – powiedziała słodkim głosem.
- Kobieta wojskowym?
- Tak. Jak się nazywasz?
- Na gówno ci to wiedzieć – pluną Heannie na hełm.
- A no to – postrzeliła go w kolano.
- Ty kur … - przerwał gdyż pistolet został przyłożony do jego głowy.
- Jeśli będziesz współpracował to po pierwsze przeżyjesz a po drugie będziesz chodził o własnych siłach. Powtarzam pytanie jak masz na imię?
- Daniel.
- Miło mi. Ja jestem Małgorzata. – Krzyknęła do reszty zespołu – Dojść do drzwi i jeśli możecie to zaczekajcie na mnie.
- To, czego chcesz ode mnie? – Zapytał dość niepewnym głosem rebeliant.
- Tego, co zwykle, informacji. – Położyła rękę na jego ramieniu w geście tego, iż teoretycznie nic mu nie zrobi, nie obawiała się tego, iż może zostać ona wykręcona, ponieważ ręce jej rozmówcy zostały skrępowane z tyłu.
- Jaką mam pewność, że mnie nie zabijesz?
- A jaką ja mam, że nie skłamiesz?
- Racja.
- Co nas czeka na ostatnim piętrze tego bunkra?
- Zaraz za schodami po lewej stronie … Nie wole zginąć niż zdradzić rebelie.
- Zacząłeś to skończ – wbiła mu palce ręki w bark uciskając nerwy tak, iż biedak zawył z dodatkowego bólu.
- Po lewej jest magazyn tam są zapasy na jakiś miesiąc dla wszystkich i na środku stoi działo …. To boli!
- Kontynuuj – delikatnie popuścił ucisk.
- Stoi działko obsługiwane przez dwóch ludzi mają oni termowizję. W głąb korytarza mającego 30m jest zakręt i ponowne 30m na końcu jest monitoring.
- O proszę. A co z kamerami.
- Nie ma już żadnych, bo stwierdziliśmy, że nie są potrzebne, bo nikt tak daleko nie dojdzie.
- A co z pomieszczeniami, jakie będziemy mijać w drodze do ostatniego z pokoi?
- Głównie to zwykłe kwatery. W końcu zostało tam 12 ludzi
- A cha – w cieniu ciała rebelianta Heanna zobaczyło małe zielone światełko oznaczające, iż ma on aktywny komunikator – w takim razie dziękuję - poczym mocnym Uderzeniem w kark kolbą pistoletu ponownie ogłuszyła rebelianta i powiedziała tak, aby jego komunikator przekazał, iż wysadzą resztę budynku, aby nie martwić się, co jest dalej. Następnie wyłączyła jego komunikator strzelając w niego, co sugerowałoby zastrzelenie także więźnia, sama natomiast dołączyła do reszty zespołu.

- Mamy problem – zaczęła a wszyscy zablokowując drzwi od schodów odwrócili się w jej stronę – zaraz jak zejdziemy zostaniemy potraktowani z działka z termowizją będącego po lewej. Jeśli wierzyć temu rebeliantowi to czeka nas korytarz 60m z załamaniem w połowie w lewą stronę a na końcu pomieszczenie, które jest naszym celem. Po drodze będą kwatery a co w nich to nie mamy pojęcia.
- To, co robimy? – Zapytał Peter.
- Mamy szczęście, bo całą rozmowę słyszeli wiec myślą, że będziemy chcieli wysadzić bunkier. Mają też zapasy na jakiś miesiąc, więc będą przenosić żywność z magazynu pod monitoringu, aby podczas wybuchów nie zniszczyć jej. Co do samych kamer to tu były ostatnie? Możemy, więc albo wejść do nich i wywołać otwartą strzelaninę z tuzinem ludzi albo coś wymyślcie.
POSTAĆ GŁÓWNA
Moebius Aeternum
POSTAĆ POBOCZNA
Heana Sundown
Awatar użytkownika
Moebius
New One
 
Posty: 274
Rejestracja: 24 Sty 2009, o 16:16
Miejscowość: Kraków

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Jack Welles » 4 Lut 2010, o 16:58

Aldo, w czasie gdy oddział Moebiusa wykonywał powierzone mu działanie, opracowywał plan umocnienia pozycji swoich wojsk. Doświadczony porucznik świetnie zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie na terenie koszar republiki znajduje się mnóstwo nieprzyjacielskich żołnierzy, którzy mogą w każdej chwili spróbować uderzyć na nich od flanki. Na szczęście imperialny oddział znajdował się w świetnej pozycji do obrony, a to za sprawą zajętych chwile wcześniej okopów. Wystarczyło jedynie w paru miejscu odnowić wały ziemne i rozstawić własne CKM'y. Gdy dowódcy poszczególnych oddziałów zameldowali zakończenie operacji okopania się, Raine'owi pozostało jedynie czekać na namierzone przez komandosów cele.
Po 10 sekundach od przyjęcia nowych koordynatów, rozpoczął się imperialny ostrzał. Zniszczenia dokonane wśród republikańskich stanowisk obrony przeciwlotniczej były ogromne - głównie dzięki temu, że nie były zbytnio zabezpieczone przed bezpośrednim ogniem. Nie minęły nawet trzy minuty od czasu jak opadł kurz, gdy nad terenem kopalni pojawiły się dwie eskardy T/F. Zajęły się one niszczeniem widocznych celów, takich jak mobilne wyrzutnie rakiet, czołgów oraz, dzięki dokładnym oznaczeniom na mapie, republikańskich baraków.
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Luk Seven » 4 Lut 2010, o 23:22

Jeden ze stojących na wieży żołnierzy z grupy cichociemnych nagle upadł bezwładnie na ziemię, a nim wszyscy zdążyli się obejrzeć i drugi w taki sam sposób właśnie zakończył żywota z dziurą w głowie. W ich kierunku strzelał jeden ze strzelców wyborowych, ukrytych w jednym z pobliskich okopów do czasu gdy…

…do czasu gdy stojący w pobliżu lądowiska czołg nie zaczął kierować swoich dział ku oblężonej wieży i nie oddał celnego strzału w budowlę.

********************************

- Ustawcie się od południa! – krzyknął do ludzi z bazooką podporucznik, dowodzący obroną pustych od początku ataku koszar. Dwójka młodych chłopaków skinieniem głowy potwierdziła przyjęcie rozkazu, a następnie pobiegła ku południowej ścianie budynku, by kiedy na ciemnoniebieskim niebie pojawiła się sylwetka Imperialnego myśliwca, wystrzelić w jego kierunku oba pociski niemal równocześnie, które rozświetliły na chwilę na pomarańczowo obu żołnierzy, a następnie zmienić się w pomarańczową kropkę.

Pilotowi myśliwca zapewne włączyło się kilka różnych alarmów i wtedy najprawdopodobniej zobaczył, że oba pociski nadlatują wprost z przeciwka ku niemu i co pewnie też byłoby godne pochwalenia skręcił ostro w prawo omijając wystrzelone pociski. Kiedy pilot zawrócił już swoją maszynę w kierunku południowym i skierował się ku swoim by za chwilę znów rozpocząć atak, pilotowi zrobiło się nagle strasznie gorąco i jasno w kabinie – i to była zapewne ostatnia rzecz jaką zarejestrował jego mózg. W ogromnej eksplozji, jego Imperialna maszyna trafiona pociskiem z za jednej z kopalń rozpadła się na kilkadziesiąt rozpalonych do biała części, które spadając ochłodziły się i zmieniły kolor na pomarańczowy, a następnie spadły z hukiem na ziemię. Płat lewego skrzydła wirując spadł na pobliski las i wzniecił ogień, który dość szybko zaczął się rozprzestrzeniać.

********************************

- Sir, Imperialni nacierają na nas od wschodu, udało im się opanować tą wieżę, która została zniszczona – powiedział do dowódcy jeden z jego podwładnych.
- Zapalcie las! – krzyknął ten do radia, ukryty pod grubym pancerzem czołgu.

********************************

W kierunku drzew gdzie siedzieli cichociemni poleciało wówczas kilka pocisków starej, ale za to sprawdzonej broni – koktajli Mołotowa, które w ekspresowym tempie zapaliły drzewa będące przy murze, a iskry z ognia, przenosiły się od drzewa do drzewa…

********************************

- Dowódco, nasze lądowisko jest na razie całkowicie bezpieczne, tak samo jak koszary – znów przez radio do generała zwrócił się jeden z podwładnych – przed koszarami na szybko okopali się nasi żołnierze w tym żołnierze z bazookami którzy sukcesywnie zestrzeliwują ich myśliwce. Twierdze również, że nie przebędą oni linii obrony pomiędzy kopalnią 3 i 4 – dodał zadowolony z siebie – umieściliśmy tam dla nich kilka niespodzianek, taki jak pole minowe oraz trochę ludzi.
- Dobrze, wezwijcie wsparcie z najbliższej planety, bo dłużej niż dwa – trzy dni się nie utrzymamy.
- Się robi – odpowiedział żołnierz i się rozłączył, a generał siedział dalej zamknięty w stalowym potworze, którego już nie oświetlała najbliższa gwiazda z prostego powodu – z minuty na minutę zapadał coraz większy mrok, a las nocą budził się do życia.

********************************

Zacięte walki na ulicach stolicy toczyły się przez całe późne popołudnie by na wieczór się uspokoiło – oczywiście spokój był tylko pozorny, ponieważ partyzanci przeważnie atakują w nocy na co gorzej zabezpieczone cele. Armii Imperium udało sforsować się rzekę, oraz zamknąć cywilów w tymczasowym obozie przy południowej granicy miasta skąd nacierały siły Imperium. Po mieście krążyły pięcioosobowe patrole szturmowców wspierane przez jednostki typu AT-ST, a na głównych ulicach tego przemysłowego ale i opuszczonego miasta królowały pojazdy typu AT-AT…

********************************

Dwie godziny standardowe wcześniej – wczesny zachód słońca.

W domach po południowej stronie rzeki panowała atmosfera strachu i napięcia, szczególności wśród cywilów oraz młodych osób ponieważ siły Imperium były już niedaleko i było słychać coraz głośniejsze i donośniejsze odgłosy walki, w tym odgłosy rannych i umierających. W jednym z tych domów do walki szykowała się dość młoda para – niska, szczupła kobieta o czarnych włosach i zaciętym oraz wrednym charakterze i jej kochanek bądź jak kto woli partner – również niski bo jej wzrostu mężczyzna, chudy, z długimi, ciemnymi włosami – w tym momencie on trzymał w prawej ręce blaster, siedząc w oknie na poddaszu i obserwując panoramę miasta na tle zachodzącego, dużego pomarańczowego słońca i trzymając za lewą rękę kobietę, która stała koło niego i patrzyła się swoimi niebieskimi oczami w jego, skierowane ku ulicy.
- Zbliżają się – odpowiedział kiedy zobaczył w oddali na środku wyboistej ulicy zbliżających się szturmowców Imperium wchodzących po kilku do każdego domu przy tej niezbyt długiej, ślepej uliczce za końcem której był wał, a za wałem rzeka.
Kiedy mężczyzna wymierzył blaster do podchodzącego do zielonej furtki żołnierza, ona złapała go za tą rękę i odciągnęła go od ataku – jeszcze nie teraz szepnęła – a następnie wzięła z niebieskiego łóżka swoją broń i udała się na dół ku gankowi umiejscowionemu z tyłu domu.

Przez płot do sadu, od strony południowej przeszło dwóch żołnierzy, którzy zakradali się ku białemu domowi z czerwonym dachem i kiedy pierwszy z wojskowych wyszedł po za linię drzew, zobaczył, że przy ścianie domu, że w ich kierunku kieruję się jeszcze czterech żołnierzy, a reszta czekała na błotnistej drodze za płotem.
Wtedy, też Ci dwaj szturmowcy obrócili się ku małemu placykowi, który był przed gankiem i kierując się na chodnik usłyszeli kilka strzałów, a następnie obaj poczuli ból na klatce piersiowej. Czająca się na klatce schodowej kobieta wystrzeliła w ich kierunku dwa celne strzały, po jednym dla każdego i kilka niecelnych mimo wszystko osiągając zamierzony efekt czyli śmierć dwóch najeźdźców.

Jej kochanek będący w oknie otworzył ogień ku stojącym i rozmawiającym przed płotem siedmiu żołnierzom zabijając jednego strzałem w tył głowy, a następnie strzelając bardzo niecelnie do rozbiegających się żołnierzy, nie mogąc jednak w żadnego trafić. Cała szóstka szybko wbiegła na teren posesji i wspomogła walczących z kobietą na ganku kolegów, którzy po krótkiej wymianie ognia trafili ją niegroźnie w rękę, tak, że kobiecie wypadła broń z ręki. Szybko więc dobiegli do drzwi i za pomocą kilku mocnych kopniaków wyważyli drzwi, a następnie jeden ze szturmowców podbiegł do kobiety i za pomocą paralizatora unieruchomił na najbliższe kilkanaście minut zostawiając jednego z żołnierzy do pilnowania obezwładnionej, a reszta czyli dziewięciu żołnierzy przeszło przez kolejne drzwi i udało się trzech z nich do kuchni po prawej stronie, czterech z nich do dużego pomieszczenia naprzeciwko, a dwóch weszło sprawdzić pokój po lewej stronie który był pusty.

Następnie udali się oni ku schodom które były w następnym pomieszczeniu za kuchnią po prawej, gdzie pomieszczenie to było tym samym pomieszczeniem do którego weszło czterech żołnierzy. Pokój był urządzony gustownie, z drewnianymi meblami i drewnianą podłogą, lecz nie za bogato mimo wszystko – można by powiedzieć ładnie i skromnie.

Kiedy szturmowiec nadepnął na pierwszy stopień, ten niemiłosiernie zaskrzypiał, tak samo jak kolejne. Następnie schody ostro skręcały w prawo i tam idącego pierwszego żołnierza czekała niemiła niespodzianka, bo u samej góry wychylił się długowłosy mężczyzna z bronią gotową do strzału i zranił szturmowca w nogę, który wydał z siebie kilka przekleństw spadając na swoich kompanów. Jeden z nich przesunął kolegę na środek pokoju i tam zostawił, a reszta zakutych żołnierzy podjęła tą nierówną walkę na tych wąskich i stromych schodach, po dłuższej chwili przygniatając swoją siła ognia obrońcę domu i spychając go do pomieszczenia będącego na końcu krótkiego korytarza w który znów trzeba było skręcić w prawo co było jedynym wyborem jak się wyszło ze schodów na górę. Kiedy szturmowcy na tym korytarzu znaleźli osłony w drzwiach do pomieszczeń niespodziewanie niski i jasno biały mężczyzna się poddał i wyrzucił broń na korytarz, przed żołnierzy.
- Poddaję się! – krzyknął, a następnie wyciągnął obie ręce tak by Imperialni mogli je zobaczyć i wyszedł cały. Szturmowcy od razu do niego podbiegli i wykręcili mu ręce do tyłu, zakuwając go od razu i kierując się z nim do wyjścia z domu.

Następnie został on wyprowadzony na zewnątrz gdzie było już dość ciemno, a placyk przed gankiem, osłonięty przez dom, po przeciwnej stronie przez jakieś budy, od południa przez mały sad, a od północy przez inny dom był oświetlony marnie przez jedną żarówkę, a powietrze było już dość chłodnawe. Przytomna już, czarnowłosa kobieta siedziała na zimnej trawie pilnowana przez trzech żołnierzy w białych zbrojach, a na plac został doprowadzony właśnie jej partner. Kobieta chciała wstać ale wtedy stojący nad nią uderzył ją tak, że ona padła jak długa na brzuch. I wtedy z za rogu wyszedł ukryty w ciemnościach oficer w szarym mundurze z insygniami piechoty i wrócił się ku mężczyźnie, a kobiecie w tym momencie przerażenie zajrzało do oczu.
- Strzelałeś do Imperialnych żołnierzy skurwielu – mówił oficer wyciągając pomału blaster i stając za kobietę – wiesz jaka kara cię za to czeka. – po tych słowach wymierzył pistoletem w plecy leżącej kobiety, a następnie w ułamku sekundy podniósł broń i strzelił mężczyźnie w brzuch. On złapał się za brzuch i popatrzył z wyrzutem na oficera, któremu nawet nie drgnęła powieka i który następnie przeszedł po plecach leżącej kobiety i podszedł na odległość około trzech metrów do rannego, mierząc mu w pierś. Chudy i krwawiący mężczyzna popatrzył na leżącą kobietę i niespodziewanie krzyknął:
- Kocham Cię Ka..!
Wtedy, nim kobieta zdążyła odpowiedzieć Imperialny oficer pociągnął za spust cztery razy, cztery razy dziurawiąc jego klatkę piersiową. Mężczyzna z długimi włosami upadł na ziemię do przodu trzymając się wciąż prawą ręką za brzuch, a życie w jego oświetlonych przez blade światło żarówki oczach, pomału zgasło.

Leżąca kobieta popadła w histerię i obróciła się na plecy, następnie próbując wstawać, wciąż nie mogąc uwierzyć w to co się stało i starając się walczyć. Życie bez niego dla niej wydawało się bez sensu i dlatego teraz było jej wszystko jedno co z nią zrobią, ale nim cokolwiek zdążyła zrobić znów poczuła na swoich plecach kopniaka i wyprostowała się nienaturalnie krzycząc z bólu i histerii.
- No, no co my tu mamy – skierował ku niej swoje oczy oficer Imperium, który następnie podszedł do niej i tak ją kopnął w klatkę piersiową, że ta najpierw nie mogła złapać oddechu, a następnie straciła przytomność.

- Przewieźcie ją do obozu – rozkazał oficer i dwóch szturmowców złapało nieprzytomną kobietę za ręce i pociągło po ziemi, a następnie rzuciło na zimnej, ciemnej i błotnistej ulicy przed domem twarzą do ziemi. Następnie zapakowali do transportera i skierowali się już praktycznie nocą ku niedalekiemu obozowi…
Nr GG: 4408680
Postać główna:
Image
Postacie poboczne:
Image
Image
Awatar użytkownika
Luk Seven
New One
 
Posty: 776
Rejestracja: 10 Sty 2009, o 23:19
Miejscowość: Wakefield

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez David Turoug » 5 Lut 2010, o 02:22

Porucznik Ravenscraft szybko otrzymał odpowiedź od admirała Sevena i równie szybko przekazał ją swojemu podwładnemu, podporucznikowi Ingramowi.
Ten drugi wraz ze swoimi żołnierzami udał się do punkt zbiórki, pilnując by nie stracić jeńca - prezydenta Wolfa. Z 40-osobowego oddziału, pozostało 29 osób, sprawne pozostały również dwie maszyny AT-PT. Po około 25 minutach szybkiego marszu, podczas których oddział Ingrama zlikwidował dwóch snajperów oraz pluton saperów Republiki, imperialiści dotarli do punktu zbiórki. Oprócz nich, znajdował się tam oddział kapitana Campbell'a.
- Witam podporuczniku - rzekł czarnoskóry oficer - Widzę, że macie łup.
- Tak jest, sir - odparł oficjalnie Ingram - Cieszę się, że pańska ekipa dotarła tutaj przed nami... Moi ludzi nie muszą już zabezpieczać terenu. Niestety straciłem aż 11 podkomendnych...
- Rozumiem... Na szczęście w promieniu 2-3 kilometrów nie powinniśmy natknąć się na wrogów.
- Muszę przekazać informację, iż dotarliśmy do celu - powiedział podporucznik sięgają po komunikator - Poruczniku Ravenscraft, Wolf jest w punkcie zbiórki. Teren zabezpieczony. Oprócz mojego oddziału, są też ludzie kapitana Campbella. Czekamy na wahadłowiec.

***
Od razu po otrzymaniu meldunku od Ingrama, dowódca krążownika szturmowego klasy Vibre - "Renown", Phil Ravenscraft przekazał ową wiadomość do admirała Luk'a Seven'a.
- Prezydent Wolf w punkcie zbiórki. Otoczenie w promieniu 2-3 kilometrów czyste. Oprócz mojego oddziału, miejsce zabezpiecza Campbell i jego oddział. Czekają na wahadłowiec.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Luk Seven » 5 Lut 2010, o 22:47

Rozpędzony do prędkości około 800km/h prom Lambda leciał właśnie w górnych warstwach atmosfery Vanquo, wciąż będąc jeszcze oświetlonym przez zachodzącą pobliską gwiazdę będącą po prawej stronie do aktualnego kursu statku. Kiedy pojazd zniżył się na wysokość poniżej 8 tyś. metrów lokalna gwiazda schowała się za ciemnym horyzontem, a piloci przygotowywali się do lądowania w odległej jeszcze stolicy, która była teraz zaledwie małą pomarańczową plamą na horyzoncie, która z każdą minutą się przybliżała coraz bardziej.

Po następnych kilkunastu minutach lotu atmosferycznego, pojazd poruszał się już z prędkością zaledwie 250km/h na wysokości około 1500 metrów, pomału przygotowując się do lądowania w punkcie zbiórki w którym przebywają żołnierze Ingrama i kapitana Campbella, oraz pilnowany przez nich jeniec, prezydent Wolf.

*************************

Metaliczne odgłosy wolnego chodu komandora rozległy się na mostku, kiedy szedł on od iluminatora w kierunku swojego fotela umiejscowionego na tyłach mostka. Kiedy rozsiadł się on wygodnie na swoim miejscu, dostał on wiadomość z „Renowna”, a jego zadanie polegało tylko na potwierdzeniu głosowym, że komunikat został przyjęty.

*************************

Wahadłowiec klasy Lambda zwolnił praktycznie swoją prędkość do zera, a następnie złożył skrzydła i delikatnie oraz z gracją osiadł na podłożu, otwierając dolną rampę po której wyszło czterech szturmowców.
- Proszę z nami do statku – odparł zakuty żołnierz z insygniami sierżanta do podporucznika dowodzącego akcją pojmania Wolfa.

Imperialny statek włączył również przednie lampy, przez co ładnie oświecił teren wokół siebie w ten późny, ale pogodny wieczór.

*************************

- Dokąd mnie wieziecie? – zapytała pojmana przed chwilą czarnowłosa kobieta.
- Nie twój interes więźniu – odparł z pogardą w głosie wyczuwalną nawet przez hełm szturmowiec.
- Wypuścicie mnie – bardziej zabłagała niż wykrzyknęła kobieta.

Dwaj szturmowcy byli oddzieleni od więźnia grubą metalową ścianką, przez co jakikolwiek atak ze strony przewożonej osoby im nie groził. Jedynym miejscem, przez który mogli się komunikować z osobą przewożoną to małe okienko po środku kabiny, na tylniej ich ścianie.

- Proszęęęę
- Nie – powiedział już naprawdę oficjalnie szturmowiec, a chwilę później dojechali do lokalnego więzienia przerobionego tymczasowo na obóz.

Na jasno oświetlonym dziedzicu po tym jak transporter stanął dwóch szturmowców podeszło od tyłu do pojazdu i po otwarciu drzwi złapali pod ramie zakutą partyzantkę i mimo jej początkowego oporu zaciągnęli za sobą siłą, ku jednemu z budynków kompleksu A więzienia.

Więzienie otoczone wysokim, czarnym murem, było podzielone na cztery identycznie wyglądające sekcje, ułożone do siebie symetrycznie na planie kwadratu, Każda sekcja była oddzielona od drugiej dwoma wysoki ogrodzeniami z siatki pod prądem o takim natężeniu, że po dotknięciu przeszkody człowiek momentalnie ginął.

Szturmowcy otworzyli ze zgrzytem ciężkie, stalowe drzwi, a następnie wprowadzili zagubioną kobietę do długiego ciemnego korytarza, oświetlonego tylko kilkoma, nieosłoniętymi żarówkami. Jedna z nich wraz z zamknięciem stalowych drzwi się przepaliła i kilka długich metrów było teraz całkowicie nieoświetlonych.

- Więźniu, rusz się – popchnął ją do przodu karabinem jeden z dwóch szturmowców…
Nr GG: 4408680
Postać główna:
Image
Postacie poboczne:
Image
Image
Awatar użytkownika
Luk Seven
New One
 
Posty: 776
Rejestracja: 10 Sty 2009, o 23:19
Miejscowość: Wakefield

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Jack Welles » 6 Lut 2010, o 17:05

Mimo pozornego odwrócenia się sytuacji, los bitwy o kopalnie był już przesądzony. Myśliwce, które dodarły na pole bitwy przesłały bardzo dokładne koordynaty na pokład Eagla, który dzięki nim mógł poprowadzić wyjątkowo precyzyjny ostrzał z orbity. Nagle miejsca położenia największego oporu ze strony broniących się zostały prawie dosłownie zdmuchnięte z powierzchni ziemi. Odbyło się to z praktycznie żadnymi znaczącymi uszkodzeniami konstrukcji kopalń i wyeliminowało większość wrogich żołnierzy, którzy panoszyli się po powierzchni. Nie obyło się jednak bez strat własnych, lecz w ogólnym rozrachunku jedynymi siłami, które posiadały sprzęt zmechanizowany i zorganizowaną strukturę dowodzenia były wojska imperium.
- No i po sprawie - mruknął Aldo ponuro czytając świeżo przygotowany raport na temat strat własnych. Następnie sięgnął po komunikator - Do wszystkich drużyn: przystępujemy do fazy drugiej operacji. Za godzinę chcę widzieć pierwsze meldunki na temat zajętych pomieszczeń kopalni. Przydałoby się też, by ktoś zajął się terenem lądowisk - czy chce pan się tym zająć? - zwrócił się do Moebiusa.



Tak poszedłem na łatwiznę i dobrze mi z tym. Nie mam najmniejszego zamiaru opisywać dokładnie walk na poszczególnych płaszczyznach, gdyż po prostu mi się tego nie chce robić. Co do obecnej sytuacji w kopalniach - na miejscu pozostały jedynie niedobitki repów - ciężki sprzęt oraz główne zgromadzenia wojsk ( koszary, okopy, itd itp) zniszczyły myśliwce wraz z ostrzałem orbitalnym. Jak Moebiusowi będzie się chciało opisywać walki na powierzchni to droga wolna - ja tego nieznoszę.
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Luk Seven » 6 Lut 2010, o 19:04

W większości niedobitki z armii Republikańskiej uciekły w las, a Ci którzy mieli szczęście udali się ku transportowcom i na ich pokładzie rozpoczęli ucieczkę z planety.
Kilkunastu żołnierzy było pochowanych po kopalniach, oraz w okopach przez co wciąż było słychać strzały i widać latające jeszcze tu i tam pociski.


*********************

Ciężkie drzwi z hukiem zamknęły się za dwójką szturmowców, a drobna kobieta, która została usadzona za stołem rozglądała się swoimi wystraszonymi, niebieskimi oczami po pomieszczeniu. Nieduże pomieszczenie, na środku którego stał metalowy, przykręcony do podłogi stół z przystawionymi dwoma krzesłami sprawiał nieprzyjemnie wrażenie przez chłodne ściany wykonane z czerwonej cegły. Za krzesłem na którym siedziała kobieta znajdowały się żelazne drzwi, a za stołem po drugiej stronie znajdowało się małe okno z kratami w oknie, za którym było widać ciemnogranatowe niebo, a na nim kilkadziesiąt białych kropek, którymi były bardzo odległe gwiazdy. W tym momencie naprawdę odległe.

Zamek w drzwiach znowu zazgrzytał i do pomieszczenia wszedł kapitan sił lądowych w towarzystwie jednego szturmowca ze schowaną bronią, co skutecznie wyrwało ciemnowłosą z zamyślenia i nerwowego rozglądania się po pomieszczeniu. Kobieta nie wiedziała ile tak siedziała sama, czy minutę, czy może godzinę, ponieważ z nerwów straciła orientację czasową.

Wchodzący do pomieszczenia niski, szeroki kapitan, ubrany w brązowy mundur, mierzący zaledwie około 168cm wzrostu, wszedł ze swoim charakterystycznym, małym uśmieszkiem pod szerokim nosem, wymalowanym na jego szerokiej i okrągłej twarzy, na której wzrok kobiety skierował się również na krzaczaste brwi nad blado zielonymi oczami w których dobry obserwator wypatrzyłby smutek.
Szturmowiec zajął pozycję przy drzwiach i po nim nie dało się wypatrzeć nic co mogło by kobietę zainteresować, żadnych oznak w które miejsce patrzy się dość wysoki żołnierz i o czym myśli, nie mówiąc o tym jak wygląda pod zbroją.

Kapitan wyciągnął dużych gabarytów cyfronotes i położył na pustym stole, oświetlanym jak większość pomieszczeń w tym więzieniu przez blado białe światło żarówki osłoniętej metalową kratką. Następnie popatrzył w przerażenie wymalowane w niebieskich oczach, tej dość ładnej kobiety siedzącej naprzeciwko niego i otworzył usta z których wydobył się spokojny i przyjazny dźwięk mowy:
- Przedstawi mi się pani?
W pomieszczeniu zapadła cisza i następnie kapitan znów przyjaźnie powtórzył swoje pytanie:
- Może mi pani powiedzieć jak się nazywa?
-Kalina – odpowiedziała kobieta, a Imperialny oficer zanotował to w cyfronotesie, a następnie znów skierował swoje oczy w kierunku kobiety.
- A po za imieniem posiada pani jakieś bardziej charakterystyczną nazwę, nie wiem, nazwisko, przezwisko, pseudonim?
- Nooo tak – kobieta wciąż lustrowała zajętego swoją pracą i obowiązkami oficera w brązowym mundurze, twarz którego była ukryta w cieniu za sprawą wystającego daszka w jego czapce.
- To podasz mi je? – zapytał grzecznie mężczyzna.
- Pawłowska – odparła opuszczając na dół głowę.
- Kim była osoba z którą zbrojnie postawiliście się żołnierzom Imperium?
- Nie wiem, nie znam go – skłamała kobieta, co oficer przesłuchujący wypatrzył.
- Nie znasz go? – podniósł głos oficer – jak to go nie znasz?!
Wystraszona kobieta opuściła wzrok i stopą zaczęła kreślić kółka po podłodze.
- Noo ten, ja go kochałam – odparła, a z jej oczu popłynęła po twarzy łza, na co oficer popatrzył na nią i przytaknął, a następnie coś zanotował przytakując.
- Mnie nie interesuje, że go kochałaś, powiedz nam wasze powiązania z lokalną partyzantką. Przysłuż się chociaż innym kobietom, żeby nie przeżywały tego co ty teraz.
- Dobrze – odpowiedziała i skierowała przekrwione od zbierających się w nich łez ku podłodze, cyfronotesowi, a na końcu oficerowi, po czym otwarła usta i następnie zaczęła mówić wszystko co przesłuchujący ją wojskowy chciał usłyszeć…
Nr GG: 4408680
Postać główna:
Image
Postacie poboczne:
Image
Image
Awatar użytkownika
Luk Seven
New One
 
Posty: 776
Rejestracja: 10 Sty 2009, o 23:19
Miejscowość: Wakefield

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Moebius » 6 Lut 2010, o 19:12

- Spierdalać! – Krzyknął cień 1 tuż przed wystrzałem czołgu wszyscy żywi wyskoczyli z wieży, a następnie cała czwórka podbiegła w stronę najbliższego schronienia, jakie dało się znaleźć na szybkiego. Pech chciał, iż tym schronieniem był okop strzelca, który zastrzelił dwóch członków oddziałów.

- Ty! – Krzyknął do strzelca, który był odwrócony plecami gdyż myślał, iż czołg zdąży załatwić resztę ludzi Imperium.
- Czego? – Odpowiedział odruchowo młody, twilek wstając z miejsca i odwracając się, pozostając bezbronnym.
- Tego – już powiedział a nie wykrzyczał przystawiając rufę do jego głowy a po chwili delektowania się jego przestraszonym wzrokiem pociągnął za spust. Gdy strzelec bezwładnie opadł na ziemię czołg ponownie zaczął w nich mierzyć a wieża runeła na ziemię, jednak nie zdążył gdyż został zniszczony przez statek imperialny – Uciekać z drzew – krzyknął przez komunikator patrząc jak las płonie.

- Sześć, Osiem – powiedział cień, 10 – co z resztą?
- Nie dali rady – powiedziały dwie kobiety przemieszczając się w teren gdzie las już nie istniał.
- Nie wiem jak wy, ale mówię dowódcy, że wracamy do obozu, bo nie damy rady dalej być na stanowiskach.
- Ja to zorbie – przykłada komunikator do ust – Jedynka my wycofujemy się czekać gdzieś na was?
- Nie – dało się usłyszeć w komunikatorze – ilu was przeżyło, bo nas czterech?
- Nas trzech – nagle wzrok wszystkich kierował się w stronę muru z, za którego przeleciała lina – to wy?
- Tak jest tu zamieszanie to się nam uda wycofać. – Po dłuższej chwili cała siódemka siedziała pod jednym z wypalonych konarów oparzając swoje rany –Jak udało się wam przeżyć podpalenie lasu?
- Pamiętasz jak powiedzieliśmy, że 10 nie może wejść ponownie na drzewo, jak zobaczyliśmy pociski to Ósemka zeskoczyła i została chwycona przez dziesiątego. Ja na linie zdążyłam zjechać, następnie sami podpaliliśmy jedno z drzew i to, co wokół niego a jak się wypaliło to na to miejsce wskoczyliśmy.
- No tak, to, co już spłonęło ponownie się nie zapali.
- Dokładnie, choć powiem, że jeszcze jakieś 5 sekund i było by po nas.

Po tych słowach cała siódemka zaczęła powoli i uważnie przesuwać się w kierunku miejsca, z którego zaczęli swoją misję rozważając, co źle zrobili.

*******

- Nie widzę przeciwwskazań. – uśmiechnął się delikatnie, po czym sięgnął po komunikator – wysłać 70 szturmowców na teren lądowiska dla transporterów, zabezpieczyć je a następnie niech zostanie tam 40 ludzi wraz z sprzętem ciężkim a reszta niech będzie kontynuowała poprzednie rozkazy – zwracając się powrotem do Alda – załatwione.

Tak więc siedemdziesięciu szturmowców udało się na płytę lądowiska napotykając niewielki opór gdyż jedynie garstka rebeliantów zdołała przeżyć to co zaszło parę chwil wcześniej. Jednak problem był z tym iż na płycie lądowiska znajdowały się wraki transportowców które zagracały teren a mogły być miejscem gdzie przebywały by jeszcze niedobitki rebeliantów.
- Sir, co robimy?
- Granaty – po tym jednym słownie jednak wyraźnie zaakcentowanym i przepełnionym nienawiścią słowem w stronę wraków poleciało około dwudziestu granatów co sprawiło iż ktokolwiek znajdujący się w tym złomie nie miał prawa i szans na przeżycie.
- Rozstawić sprzęt – dodał po wybuchach dowódca a w parę minut później w każdym z rogu lądowiska znalazł się CKM – Sprawdzić jeszcze raz wszystko i podzielić siły zgodnie z rozkazami Moebiusa – Tak też się, po pięciu minutach kiedy to kopalnie zostały zajęte a jedyne siły rebelii pozostały w koszarach i barakach siły wysłane na lądowisko podzieliły się a dowódca wysłał raport.

- Już po sprawie – zaczął Moebius – płyta lądowiska zabezpieczona tu mam raport jeśli chce pan dokładniej poznać sytuacje co się dzieje w tamtych terenach.



Także nie będę opisywać dokładnie co się działo w kopalniach lub powierzchni, gdyż moje zdolności wedle mej oceny nie są jeszcze tak dobrze rozwinięte.
POSTAĆ GŁÓWNA
Moebius Aeternum
POSTAĆ POBOCZNA
Heana Sundown
Awatar użytkownika
Moebius
New One
 
Posty: 274
Rejestracja: 24 Sty 2009, o 16:16
Miejscowość: Kraków

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Jack Welles » 8 Lut 2010, o 14:44

- Wszystko wygląda na to, że generalnie ta kopalnia jest już nasza - odpowiedział Aldo przeglądając pobieżnie raport podany przez Moebiusa. Następnie dołączył go do swojego i przesłał do znajdującego się na orbicie Eagla. - Nie pozostaje nam nic innego jak ustawić straże i przeczesać tę kopalnię kawałek po kawałku. No i oczywiście, przynajmniej w moim wypadku, czekać na dalsze rozkazy...

*** Mostek Eagla ***

- Kapitanie - odezwał się nagle jeden z oficerów wachtowych - dostaliśmy właśnie raport sytuacyjny z kopalni.
- Wyśmienicie - odparł Carl - Proszę mi go przesłać na mój terminal.
- Tak jest, sir.
Po piętnastu minutach czytania i sporządzania własnego raportu Marsalis przesłał informację na temat sytuacji w kopalni do dowódcy dywizjonu, komandora Luka Sevena.
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Luk Seven » 8 Lut 2010, o 20:31

Kiedy przesłuchanie Kaliny dobiegło końca, przez małe okienko zaczęły wpadać do pomieszczenia pierwsze promienie wschodzącego słońca. Oficer prowadzący przesłuchanie zauważył, że kobieta z wycieńczenia położyła się na zimnym blacie stołu i szybko zamknęła oczy, zasypiając. Nakazał on wezwać szturmowcowi jeszcze dwóch żołnierzy i zaprowadzić do bloku więziennego B.

**************************

Bitwa Imperium z niedobitkami o kopalnie trwała jeszcze całą noc. Pierwszym celem, który postanowiło odbić Imperium, chwilę po zapadnięciu zmroku, była kopalnia oznaczona numerem jeden.


- Dwójka na pozycję, dwójka na pozycję – w głośnikach żołnierzy przygotowujących się do ataku na kopalnie było słychać głosy plutonowego, poganiającego jednego ze strzelców wyborowych do ustawienia się na swojej pozycji. Następnie kilku innych szturmowców na tylnich wrotach do kopalni zamocowało ładunek wybuchy i wszyscy już tylko czekali na rozkaz do szturmu.

- Atak! – krzyknął do komunikatora chorąży będący w zbroi szturmowca na końcu grupy szturmowej i cztery ładunki wybuchowe w tym samym momencie eksplodowały z taką siła, że drzwi wleciały do środka, uderzając o dwóch Republikanów zabijając ich na miejscu i kończąc swój lot z hukiem na ścianie.
Następnie czterech innych żołnierzy Nowej Republiki schyliło się oraz przykucnęło i zaczęli oni całymi seriami strzelać ku otworowi przez który wejść chcieli szturmowcy. Zakuci w biały pancerz żołnierze wrzucili do środka dwa granaty dymne, które po upadku na posadzkę zaczęły wirować i wydobywać s siebie gęsty dym skutecznie zmniejszając pole widzenia w tym dużym pomieszczeniu do kilkunastu centymetrów. Efektownie przelatujące przez zadymione pomieszczenie czerwone laserowe pociski uderzały coraz bardziej niecelnie w drzwi, dając możliwość wejścia do środka Imperialnym żołnierzom.
Pierwszy, schylony szturmowiec prześlizgnął się do środka pomieszczenia, które miało wymiary około dziesięć na dziesięć metrów i sufit umiejscowiony na wysokości około 7 metrów przy którym wisiało kilka lamp jarzeniowych, rozświetlających pomieszczenie na zimny, jasnoniebieski kolor. Drugi do pomieszczenia wchodził młody, dwudziesto paroletni szturmowiec, którego pocisk laserowy trafił w lewę ramię. Szturmowiec z przekleństwem na ustach złapał się za ramię, a następnie upadł na ziemię co uratowało go przed trafieniem w głowę, oraz zrobił miejsce dla nowo wchodzących do walki. Pierwszy z Republikańskich żołnierzy upadł ten, który był najdalej od Imperialnych, a żywot jego zakończyła dziura w głowie. Drugi padł po dłuższej walce, kiedy do pomieszczenia weszło kilku następnych szturmowców, a kiedy dym opadł następni dwaj żołnierze Republiki się poddali.
I tak nie mieli oni żadnych szans albowiem przeciwko ich dwójce stało ośmiu uzbrojonych szturmowców i jeden z nich leżał ranny na ziemi, zwijając się z bólu. Następnie do pomieszczenia wszedł chorąży, prawie potykając się o leżącego rannego, a następnie popatrzył po pomieszczeniu w tym po dwóch trupach i dwóch poddających się żołnierzy, którzy klęczeli z rękami za głową, a przed nimi leżały karabiny blasterowe.
- Co jest?! – warknął chorąży w kierunku obecnych żołnierzy – zajebcie tych jeńców!
Szturmowcy podnieśli karabiny do góry, a następnie pociągnęli za spust w kierunku nieuzbrojonych ludzi. Reakcja Republikanów na unoszące się do góry karabiny była naprawdę dramatyczna, ostatnim aktem desperacji bo ludzi Ci najpierw szybko wstali i jeden z nich chciał się osłonić gołymi rękami przed nadlatującymi strzałami, a drugi z nich odwrócił się i próbował uciec, co skończyło się dla niego kilkunastoma postrzałami w plecy.

Imperialni żołnierze w jednej linii podchodzili do zabitych i kiedy podeszli do dopiero co postrzelonego w plecy, szeregowy szybko stwierdził:
- On jeszcze żyje.
- To zastrzel bydlaka – odparł chorąży, a szturmowiec wymierzył w głowę ciężko oddychającego człowieka i pociągnął za spust.

Drugi ze straconych zginął na miejscu więc dobijanie go nie miało sensu. Szturmowcy pomału ruszyli w kierunku drzwi do następnego pomieszczenia i po przejściu przez nie znaleźli się w dużej hali z dużą ilością taśmociągów, kontenerów, rur, kładek, narzędzi, maszyn, koparek itp. Pomieszczenie jak poprzednie było oświetlone zimnym, niebieskim światłem jarzeniówek więc wchodzący żołnierze byli widoczni jak na dłoni. Przesuwali się więc oni ostrożnie i pomału do przodu, starając się iść jak najdłużej niezauważonym. Cały plan wziął w łeb, kiedy na kładce nad nimi pojawiło się trzech żołnierzy i całą serią położyli czterech szturmowców będących niżej. Przesuwający się pomału uzbrojeni ludzie odpowiedzieli błyskawicznie ogniem zabijając atakującą ich czwórkę. Oczywiście po tej krótkiej wymianie ognia, pociski w kierunku szturmowców leciały już z każdej strony hali, a Ci oczywiście musieli się najpierw ochronić, a później odpowiedzieć ogniem. Po ponad półgodzinnej wymianie ognia, szturmowcy przejęli halę i zabili dwóch jeńców i przeszli do pomieszczeń biurowych, które okazały się puste. Kopalnia więc została przejęta, tak samo jak równolegle druga i czwarta. Jedynie w trzeciej kopalni walki trwały do poranka, również kończąc się zwycięstwem Imperium.

**************************

- Sir – zwrócił się donośnym głosem drugi oficer – mamy raport z Eagla, a następnie udał się ku przysypiającemu po kilkunastu godzinach na wachcie Sevenowi. On wziął raport do ręki i pobieżnie przejrzał, każąc go zarchiwizować, a sam nakazał wezwać pierwszego oficera. Kiedy ten pojawił się na mostu, komandor udał się na zasłużony spoczynek do swojej kajuty.

Piętnaście minut później.

- Wysłać następujące rozkazy do Marsalisa, by zabezpieczyli teren kopalni i go pilnowali. Wsparcie dla niego jest w drodze. – rozkazał pierwszy oficer, a rozkazy zostały po kilku chwilach przesłane do odpowiedniej osoby…

**************************

Kalina trafiła do małej, pustej, jednoosobowej celi z metalowym łóżkiem w ścianie i małą toaletą w rogu. Pomieszczenie pozbawione było okien to też kobieta nie mogła stwierdzić jaka jest aktualnie pora dnia i w sumie w tym momencie najmniej ją to teraz interesowało. Położyła się ona albowiem na metalowym łóżku i szybko zasnęła…
Nr GG: 4408680
Postać główna:
Image
Postacie poboczne:
Image
Image
Awatar użytkownika
Luk Seven
New One
 
Posty: 776
Rejestracja: 10 Sty 2009, o 23:19
Miejscowość: Wakefield

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Nikh » 8 Lut 2010, o 23:58

Versus zaczął analizować zaistniałą sytuację. Po chwili odezwał się:
-Może po prostu rzucimy im kilka granatów dymnych, lub błyskowych i wybijemy ich po cichu, zanim ogarną się co się stało. Można by też najpierw wpuścić kogoś przebranego w ich mundur, a tego nam tu nie brakuje. -Versus wskazał na kilka trupów leżących dookoła. -Dało by to nam trochę zaskoczenia, a jeśli by tam weszła trójka, to trzy czwarte wybiliby zanim reszta by się zorientowała o co chodzi. A pozostali zginęliby zanim wyciągnęliby broń. Pistolety dałyby nam przewagę. -Versus poklepał kaburę w której spoczywał pistolet. Co wy na to? -Spojrzał po reszcie oddziału czekając na ich reakcje.
Image

"Ludzie mówią że jestem złym człowiekiem, ale to nieprawda. Ja mam serce małego chłopca... W słoiku na biurku..."
Awatar użytkownika
Nikh
Gracz
 
Posty: 605
Rejestracja: 8 Gru 2009, o 22:42

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Oto'reekh » 12 Lut 2010, o 00:05

Drużyna Dinga po kilku minutach skończyła zgrywać dane i zaminowywać całe pomieszczenie. Gdy byli w połwoie drogi do rozwidlenia nagle Chavez usłyszał głos Homera.
- Ding, za kilkanaście minut będziemy mieli tu liczne towarzystwo, właśnie zauważyłem zbliżające się oddziały, z tej odległości trudno określić dokładną liczbę. Jeśli możecie natychmiast wracajcie.
- Zrozumiałem, za chwile będziemy na zewnątrz. - odpowiedział spokojnie i przełączył kanał.
- Peter, za chwile będziemy mieli towarzystwo, więc jeśli możecie natychmiast wycofajcie się do rozwidlenia, będziemy tam na was czekać. Wszystkie podstawowe cele misji zostały osiągnięte, więc możemy pryskać. - przekazał...


*************************
Kilka godzin później... Mostek Leviathana

- Sir! wiadomość z dowództwa - meldował radiooperator
- Wyświetl - rzucił Seven gdy podszedł do ekranu.
Po chwili komandor zaznajomił się z rozkazem formowania floty w formacje bojową oraz przerwania inwazji lądowej. Oddziały Imperium mają zabezpieczyć dotychczasowy teren na powierzchni i wycofać większość ludzi którzy nie są potrzebni przy kilkugodzinnym utrzymaniu tych punktów. Lądowniki mają być gotowe do całkowitego wycofania ostatnich oddziałów gdy tylko siły stabilizacyjne przybędą do sektora i przejmą odpowiedzialność za utrzymanie Vanquo.
Image
Image
GG: 447116
Awatar użytkownika
Oto'reekh
Administrator
 
Posty: 2726
Rejestracja: 3 Gru 2008, o 15:40

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Luk Seven » 14 Lut 2010, o 12:02

- Kurczę – mruknął pod nosem komandor po przeczytaniu wiadomości – widzę, że czeka nas duża operacja logistyczna – po tych słowach podszedł on pod iluminator i popatrzył z góry na nie tak odległą planetę, która zajmowała większość przestrzeni w dolnej części iluminatora pod kadłubem niszczyciela. Następnie podszedł on pod jednego z oficerów i szepnął mu coś na ucho, a tamten skinięciem głowy potwierdził, że zrozumiał dowódcę.
Komandor podszedł następnie do oficerów łącznościowych i bardzo oficjalnym tonem zwrócił się ku nim:
- Panowie nadajcie rozkaz do dowódców okrętów kosmicznych by zaczęli formować się w szyku bojowym, oraz wyślijcie rozkaz do dowódców naziemnych by przerwali atak i zabezpieczyli zajęty teren, ewakuując przy tym niepotrzebnych ludzi z powrotem na swoje jednostki. Następne rozkazy dostaną w ciągu kilku godzin, bez odbioru.
- Tak jest, sir – odparli chórem radiooperatorzy, którzy natychmiast wzięli się do przekazywania wiadomości dalej.
Komandor Seven w tym czasie powrócił się na swój fotel i z tej pozycji obserwował dalszy rozwój wydarzeń.

**********************

- Nie, to chyba zwykły zbieg okoliczności – pokiwał głową na boki jeden z oficerów biorących udział w dość żywej naradzie w jednej z sal więzienia – wątpliwe by ona znała tego Luka Sevena.
- Panowie – odezwał się wysoki i szczupły oficer wywiadu w jasno szarym mundurze – uspokójcie się nawet jeśli go zna tego Sevena to co?
- Sam dobrze wiesz Andrieju, że takie znajomości nie są za dobrze widziane na tak wysokich szczeblach. Komandor i partyzantka! A ona opisała go dość dokładnie i chodź nie mam wglądu do akt z młodości Sevena to nie wydaje mi się by kłamała co do tego co nam powiedziała.
- No dobra, możemy ich ze sobą albo spotkać albo uciszyć ją na zawsze.
- Niech się spotkają… - odparł z końca sali oficer niezbyt zaangażowany w dyskusję.
Nr GG: 4408680
Postać główna:
Image
Postacie poboczne:
Image
Image
Awatar użytkownika
Luk Seven
New One
 
Posty: 776
Rejestracja: 10 Sty 2009, o 23:19
Miejscowość: Wakefield

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Moebius » 14 Lut 2010, o 15:02

- Właśnie dostałem rozkaz od Komandora, aby wycofać niepotrzebne siły z powrotem na okręt a zajęty teren zabezpieczyć. Zapewne za chwile i pan otrzyma podobny rozkaz. Dlatego też dziękuję za współprace, jaka nam teraz przypadła i żegnam się, gdyż rozkazy wzywają. – Po tych słowach podał rękę na pożegnanie Aldowi a ten odwzajemnił uścisk, gdy Moebius szedł w stronę promu, który miał zabrać go na Repulsa wydawał rozkazy swoim podwładnym. Gdy był przy samym promie a wszystkie jednostki potwierdziły przyjęcie rozkazów i rozpoczęli wycofywanie się kapitan Gladiatora ujrzał drużynę cichociemnych.

- Baczność! Kapitan idzie. – Poczym cała siódemka zasalutowała.
-Witam – odpowiedział tym samym – Gratulacje dobrze przeprowadzonej akcji na terenie wroga.
- Dziękujemy, jednak ponieśliśmy straty.
- Widzę i wiem, iż była was dwunastka. Zapewne także dostaliście moje rozkazy do wycofania się tak, więc wracajcie na okręt, zapraszam na prom wraz ze mną. – Cała siódemka popatrzyła się po sobie i zgodnie, choć niepewnie podziękowała Moebiusowi i razem weszli na prom, który po chwili oderwał się od ziemi i leciał w kierunku Niszczyciela "Repulse" klasy Gladiator. Moebius w trakcie lotu dostał raport o stratach w ludziach, z którego wynikało, iż z dwustu czterdziestu szturmowców, jacy znajdowali się na okręcie czterdziestu zostało, aby zabezpieczać teren a osoby, które uznawane są za zabite z rąk rebeliantów wynoszą liczbę około trzydziestu osób.

*****

- Chyba nie ma nic bardziej pomysłowego jak na razie – powiedział McTyler.
- Dobra. – Odezwała się Heanna – strzelcy wyborowi by się przydali w ich mundurach. Ja niestety nie mogę, bo nie widziałam żadnej kobiety tutaj. – Popatrzyła po członkach – Versus i Scotty i Peter, wydajecie się dość "zwyczajni", więc możecie, jeśli się zgodzicie przebrać i po cichu ich próbować wybić – ściągnęła plecak i przeszukała ponownie jego dno i wyciągnęła kolejne małe pudełeczko i podała Scottyemu – to jest jedna z najniebezpieczniejszych trucizn, jakie zdołałam znaleźć wystarczy, że się znajdzie na skórze człowieka i pozostało mu około pięciu minut życia, więc radzę ostrożnie.
-Ja nie mam problemu. Aby się przebrać i poudawać.
- I ja – dopowiedział Peter do zdania Scottyego.
- To dobrze – odwróciła się do Versusa – To jak zgadzasz się?
POSTAĆ GŁÓWNA
Moebius Aeternum
POSTAĆ POBOCZNA
Heana Sundown
Awatar użytkownika
Moebius
New One
 
Posty: 274
Rejestracja: 24 Sty 2009, o 16:16
Miejscowość: Kraków

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Jack Welles » 21 Lut 2010, o 11:51

Chwilę po wyjściu Moebiusa z wozu dowodzenia, rozbrzmiał się sygnał wywoławczy komunikatora.
- Raine, słucham? - rzucił marines do mikrofonu.
- Witaj poruczniku - dało się słyszeć z małego głośniczka dosyć charakterystyczny głos - Pewnie już wiesz, że dostaliśmy rozkaz wycofania się?
- Tak, sir - odpowiedział krótko Aldo.
- To dobrze... Ale za nim to nastąpi proponuję byśmy zostawili kopalnię jak najlepiej przygotowaną na przybycie posiłków.
- Całkowicie się z panem zgadzam - przytaknął porucznik szykując sobie kulkę tytoniu.
- W takim razie proszę oczyścić okoliczny teren, przygotować tymczasowy obóz dla pojmanych... Z resztą co ja będę panu mówił jak się lepiej pan zna na tym. Tylko na żywe światło gwiazd - proszę oczyścić lądowisko bo z tego co widzę to jest tam niezły bajzel. - stwierdził niebieskoskóry kapitan ciut luźniejszym tonem głosu, co było jak na niego co najmniej dziwne. Z drugiej jednak strony podczas lotu w hiperprzestrzeni obaj oficerowie zdążyli się polubić w wystarczającym stopniu by takie sytuacje stawały się coraz częstsze.
- Tak jest, sir - odpowiedział Raine - I co do rozkazu też tak jest. - dodał po chwili żartobliwym tonem głosu - Raine, bez odbioru...
Po niedługim czasie* teren kopalni wyglądał zupełnie inaczej niż zaraz po ataku. Naprawiono częściowo zniszczony mur, oczyszczono teren lądowiska oraz wykonano wszelkie inne rzeczy, które robi każda inna armia lądowa wiedząc, że w jednym miejscu zatrzyma się na ciut dłużej. Niestety pojawił się pewien problem atakujących od czasu do czasu partyzantów, lecz został on dosyć szybko zmarginalizowany po tym jak wokół terenu kopalni utworzono pas bezpieczeństwa w postaci pierścienia grubego na 500 metrów wypalonej doszczętnie ziemi. Jednostka porucznika czekała obecnie jedynie na sygnał z orbity by wsiąść do przygotowanych już wcześniej bark i wrócić na pokład Eagla...


* nie wiem ile czasu miało zająć nadchodzącym siłom na dotarcie tutaj więc stąd to nieokreślenie czasu ;)
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez David Turoug » 23 Lut 2010, o 23:41

Prezydent miasta - Wolf, został "zaproszony" na pokład wahadłowca klasy Lambda. Chwilę później pilot poderwał maszynę, by po kilkudziesięciu sekundach zniknąć z oczu żołnierzy podporucznika Ingrama i kapitana Campbella. Podwładny porucznika Ravenscrafta jeszcze raz dokonał inspekcji swojego oddziału. Z 40 ludzi, pozostało mu 29 oraz 2 maszyny AT-PT.
Następnie połączył się z dowódcą krążownika szturmowego klasy Vibre - "Renown".
- Poruczniku prezydent został przekazany, czekamy na dalsze rozkazy - rzekł podp. Ingram
- Przyjąłem, czekajcie na instrukcje. - odparł Phil Ravenscraft.

Porucznik szybko przekazał obecną sytuację komandorowi Luko'wi Sevenowi.
Prezydent Wolf jest już na pokładzie wysłanego wahadłowca klasy Lambda. Podporucznik Sten Ingram ma do dyspozycji 29 ludzi oraz 2 maszyny AT-PT i oczekuje na dalsze rozkazy.
Image
Awatar użytkownika
David Turoug
Administrator
 
Posty: 5312
Rejestracja: 28 Wrz 2008, o 01:25

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Oto'reekh » 24 Lut 2010, o 23:08

Versus sorry za kasacje Posta ale jestem zmuszony, bo to trwa zbyt długo i jest jałowe, a powstaje nowa akcja z większą ilością ludzi :>

Covington odebrał komunikat od Dinga i zwrócił się do Heanny
- Chyba będziemy musieli to przetestować kiedy indziej. Zawijamy się stąd! - rzucił
Po kilku chwilach Scotty zaminował wyjście i cała grupa ostrożnei ruszyła do rozwidlenia gdzie spotkała Dinga i resztę jego zespołu.
Chavez skinął głową na znak, że wszystko jest w porządku i gestem dłoni nakazał opuszczenie bunkra.

Przez ten cały czas Homer obserwował zbliżających się republikanów i klął w duszy, aby jego kompani w końcu opuścili ten przeklęty bunkier. Gdy chciał już upomnieć kolegów zauważył, że zaczynają wychodzić przez właz bunkra.
- Repy, niebezpiecznie blisko ! - rzucił do komunikatora - Ruszajcie się albo zaraz was zauważą! - ostrzegł i obserwował przez lunetę jak bez ociągania grupka szybko się rozciągnęła i biegła na złamanie karku w stronę lasu.
Kilka chwil później, cały oddział znajdował się już w bezpiecznej odległości od całego zamieszania i Ding postanowił połączyć się z okrętem "Renown".
Po kilkukrotnym wywołaniu w końcu uzyskał bezpieczne połączenie i po krótkiej rozmowie dowiedział się, że z planety zabierze ich specjalny prom, który będzie czekał w pierwszym punkcie ewakuacyjnym za dwie godziny.

SSWiM bez zbędnych kłopotów dotarł do celu przed czasem i w spokoju mógł upewnić się, że strefa lądowania jest czysta. Prom zjawił się punktualnie, a wprawiony pilot błyskawicznie posadził maszynę, i jeszcze szybciej ją podniósł gdy wszyscy znaleźli się na pokładzie.
- Dlaczego nie zabrał nas "Renown" ? - zapytał Covington, pilota maszyny - Strefa lądowania spokojnie by go pomieściła - dodał
- Rozkazy - odparł pilot - zabieram was na Muunilinst i nie pytajcie "po co" bo nie mam o tym pojęcia...

SSWiM przenosi się do [Muunilinst] Placówka Wywiadu Wojskowego
Image
Image
GG: 447116
Awatar użytkownika
Oto'reekh
Administrator
 
Posty: 2726
Rejestracja: 3 Gru 2008, o 15:40

Re: [Vanquo] - Operacja: Taris freedom

Postprzez Luk Seven » 1 Mar 2010, o 20:09

Po następnych kilku godzinach wszystkie siły Imperium pod dowództwem komandora Luka Sevena były już na orbicie, a na powierzchni planety stacjonowały już siły wsparcia, które przyleciały kilka godzin temu.

**********************

Komandor Seven, ubrany w nienagannie wyprasowany czarny mundur, z pełną powagą na twarzy obserwował przez duży iluminator mostka, latające w każdą stronę barki desantowe, oraz niezbyt oddalone Niszczyciele sił stabilizacyjnych. Ręce, jak to miał w zwyczaju, skrzyżowane miał z tyłu z wysoko podniesioną dumnie do góry głową.
- Komandorze – zwrócił się ku niemu jeden z oficerów obecnych na mostku – ewakuacja przebiegła bez żadnych incydentów.
Luk skinął głową w kierunku oficera, że go zrozumiał, a następnie nieśpiesznym i mocnym krokiem udał się ku tyłom mostka by skontaktować się z dowództwem.

- Komandor Seven do dowództwa, melduję, że ewakuacja przebiegła pomyślnie. – zgłosił.

***********************

Część więźniów złapanych na tej planecie również została przygotowana do transportu do różnych więzień na terenie Imperium. Jednym z takich więźniów była Kalina, zatrzymana za atak na patrol wojskowy. W normalnym przypadku została by już dawno rozstrzelana, ale w czasie przesłuchania uparcie twierdziła, że zna komandora Luka Sevena z czasów jeszcze jego młodości. Kiedy jeszcze nie wiązał swoich planów zbytnio z wojskiem, a raczej z transportem pasażerskim. Jak opowiadała Kalina, Luk Seven, nawet nie chciał za bardzo zostać wojskowym tylko pilotem dużych statków pasażerskich, ponieważ latanie od planety do planety i ścisłe trzymanie się rozkładów wydawało się dla niego fascynujące. Niestety wszystkie plany wzięły w łeb, po tym jak to teraz powiedziała kobieta, po największej porażce swojego życia czyli zostawieniu młodego Luka, on bardzo się zmienił – z dobrego chłopaka stał się bezwzględny z żyjącym w nim urazie do niej po tym wszystkim co ona mu zrobiła.

- Więźniu wstań – zwrócił się do kobiety jeden ze szturmowców, a Kalina posłusznie wykonała polecenie, po którym została skuta w kajdany.
- Mamy niespodziankę dla Ciebie – odparł z uśmiechem łysy, młody żołnierz w czarnym mundurze oficerskim z insygniami porucznika stojący na środku korytarzu z rękami założonymi z przodu.
- jaką? – odparła z lekkim przerażeniem kobieta.
- Zobaczysz się z twoją wielką love – odparł szyderczo oficer, a następnie ruchem ręki kazał ją wyprowadzić z celi.

***********************

Po skończonej rozmowie z dowództwem na mostek weszło czterech szturmowców, wraz z prowadzoną przez nich skutą kobietą i tym młodym oficerem który poinformował ją o spotkaniu z nic nie spodziewającym się Sevenem.
Kobieta po zobaczeniu stojącego na środku mężczyzny z który z zaciekawieniem przyglądał się scence, opuściła głowę na dół, a pilnujący jej oficer podszedł pod stojącą postać i szepnął jej coś na ucho.
Najpierw komandorowi rozszerzyły się oczy, a następnie, kiedy porucznik zrobił krok do tyłu, Lukowi nieznacznie otworzyły się usta i stał tak zdziwiony i zszokowany nie mogąc nic z siebie wydusić. Jego podwładni pewnie nigdy wcześniej nie widzieli go tak bezradnego, tak zaskoczonego i tak niewyobrażalnie zamyślonego, którego zielone oczy skupione były na podłodze mostka starając sobie przypomnieć wszystkie wspólnie spędzone chwilę.
- Komandorze – raczej zapytał, niż zwrócił się do niego porucznik będący z Kaliną, wyrywając oficera z zamyślenia – Komandorze, zna pan tę kobietę?
- Tak, tak…
- Co z nią zrobić? – pytał pełni dumy porucznik.
- Czekaj – odparł komandor podnosząc oczy, które zwrócił ku skutej kobiecie, w szczególności ku jej twarzy, na której malował się smutek i brak nadziei.
- Przyprowadź mi tu ją – rozkazał komandor niepewnym głosem wciąż obserwując jego dawny obiekt westchnień.
Kobieta, popchnięta przez stojącego za nią szturmowca karabinem, zrobiła kilka kroków do przodu, a następnie stanęła na krok od komandora, podnosząc głowę do góry by popatrzeć na jego oświetloną przez zimne światło jarzeniówek twarz.
- Zmieniłeś się – wyszeptała, a prawą dłonią przejechała po policzku komandora.
- Ty też – wyszeptał Seven – masz teraz czarne włosy – i w tym momencie lewą ręką delikatnie wziął do dłoni kilka jej czarnych włosów – pamiętam Cię jak jeszcze miałaś rude. ..

Cały mostek z niedowierzaniem obserwował tą scenkę w której do komandora prawie przytuliła się kobieta, a do tego oboje nawzajem do siebie szeptali miłe słówka jak z za dawnych, młodzieńczych czasów kiedy ich miłość była naprawdę silna.

- Powiedz mi Luk – szeptała dalej Kalina… - Kochasz mnie jeszcze?
- Tak kochanie… - wyszeptał jej na ucho komandor, a jego prawa dłoń otworzyła pomału kaburę przy pasku w której miał broń krótką. Kiedy Kalina zbliżyła do niego swoje usta i dotknęła nimi ust komandora, ten wyciągnął delikatnie broń i przyłożył jej do brzucha…

Huk wystrzału przerwał ciszę która zapanowała na mostku, szturmowcy od razu wyciągnęli swoją broń, a oficer który przyprowadził Kalinę odruchowo się schylił, sięgając po własną broń.

Kobieta z którą całował się Seven osunęła się na ziemię po jego ramionach, plamiąc krwią mundur mężczyzny, a następnie łapiąc się go w pasie rękami, patrząc mu głęboko w oczy, swoimi niebieskimi w których pojawiły się łzy i zadając szeptem pytanie: Dlaczego?
- Bo cię kocham – wyszeptał komandor przystawiając jej lufę do głowy. Oficerowie obserwujący to całe wydarzenie wciąż byli milczący wiedząc jaki los czeka tą kobietę. Kilku z nich nawet opuściło głowy by nie widzieć momentu który zbliżał się nie ubłaganie…

Kalina wpatrywała się niebieskimi oczami w zielone oczy komandora Sevena, który mierzył jej pistoletem w głowę, a po jej twarzy płynęły strużki łez. Komandor wpatrywał się cały czas w jej niebieskie, teraz zaczerwienione od łez oczy w które tak długo przyglądał się do czasu, nim ona odeszła do innego. Następnie pociągnął za spust w blasterze i pocisk zrobił okrągłą dziurę dokładnie na środku czoła kobiety, która bezwładnie opadła do tyłu. Jej niebieskie oczy były jeszcze otwarte ale nie mówiły już nic, albowiem Kalina nie żyła i dookoła niej kałuża krwi zwiększała się z sekundy na sekundę...

Komandor schował broń do kabury, a następnie zwrócił się do młodego porucznika:
- No co się tak gapisz, zabierz ciało.
- Tak jest – powiedział oficer, który porozumiewawczo skinął głową ku szturmowcom i Ci dwaj wzięli ciało pod ręce i wywlekli na korytarz, malując jej ciałem na podłodze kreskę krwi.
- I tak kończą się nieszczęśliwe miłości – dodał na głos i bezczelnie komandor do wciąż zszokowanej załogi na mostu, a następnie rozkazał im wrócić do swoich obowiązków i rozkazał wezwać ekipy sprzątające, by posprzątali krew obecną na podłodze…
Nr GG: 4408680
Postać główna:
Image
Postacie poboczne:
Image
Image
Awatar użytkownika
Luk Seven
New One
 
Posty: 776
Rejestracja: 10 Sty 2009, o 23:19
Miejscowość: Wakefield

PoprzedniaNastępna

Wróć do Archiwum

cron