-Zapraszam panów zimnokrwistych - powiedział Covell głosem równie zimnym, co mroźne są śnieżne pustynie Hoth. Głosem, którego w takiej sytuacji nie powstydziłby się jego mistrz, Gyar-Than Hadyyk. - Zobaczymy czy giniecie równie łatwo, co wasi bracia.
Trandoshanie rzucili się na niego równocześnie. Covell kładąc miecz za plecy sparował cios jednego z nich, przed drugim zaś uchylił się zginając nieco kolana. Przesuwając się do przodu, między dwójką Sithów, od razu wyprowadził cios znad głowy, jednak klinga miecza świetlnego sczepiła się z jej szkarłatną siostrą, czemu towarzyszyła fontanna iskier. Peter, niemal w półprzysiadzie, obrócił się na pięcie tnąc szybko z dołu, po przekątnej, lecz przeciwnikowi znów udało się sparować i natychmiast wyprowadzić kontratak. Jedi odskoczył, by uniknąć samej końcówki czerwonego ostrza i jednocześnie utrzymać odpowiednio dużą odległość między nim i nieprzyjaciółmi.
Narastające w nim emocje dodawały mu sił i sprawiały, że jeszcze nie upadł na kolana zmęczony walką, odniesionymi ranami i bólem po utracie kolejnej bliskiej osoby, Seenie Exibil, przyjaciółki, która podnosiła go na duchu, gdy utracił Aeshi. Pozwalał, by Moc przepływając przez niego, podsycana była przez drzemiącą w nim rozpacz, pragnienie wyplenienia wszelkiego zła z galaktyki.
Na wpół oślepiony, z potem ściekającym mu po skroniach i twarzy, ramionami bolącymi od nieustannej walki, nie miał zamiaru się poddać dopóki nie pomści wszystkich tych, którzy zostali zabici przez Sithów.
Zemsta miała stać się jego celem.
Peter sięgnął po Moc, w piruecie sparował dwa nadchodzące cięcia i następnie wyrzucił przed siebie otwartą dłoń. Zaskoczeni trandoshanie zostali odrzuceni z potężną siłą, która aż odgięła metalową płytę lądowiska hangaru pozostawiając w niej płytki ślad. Covell odbił się od ziemi, wykonał salto w powietrzu jednocześnie kierując ostrze miecza świetlnego w dół.
W serce leżącego na ziemi Sitha.
Nie mógł ukryć przed samym sobą, że widok przerażenia rodzącego się w oczach trandoshanina sprawił mu przyjemność, dodał sił do walki z Ciemną Stroną. Nie miał zamiaru jednak karmić się tym uczuciem i odstawił je na bok, nie pozwalając by zawładnęło nim tak, jak włada tymi, których zabijał. Wyciągnął energetyczną klingę z piersi konającego Sitha i wyprostował się.
-Z tyłu!
Okrzyk powtórzył się w jego głowie głosami Aeshi Airhart, Fenna Dray'la i Seenie Exibil. Peter, zupełnie o tym nie myśląc, odwrócił się na pięcie, złożył ręce tak, by stykały się w stawach nadgarstka i wyrzucił je przed siebie. Potężne Pchnięcie Mocy przerwało skok, szykującego się do zadania ostatecznego ciosu, trandoshanina i rzuciło nim o odległą ścianę. Covell błyskawicznie dopadł do ogłuszonego przeciwnika, złapał go za gardło i podniósł do pozycji wyprostowanej.
-A teraz wyjaśnisz mi o co tu chodziło - wysyczał mu w twarz.
-Wy Jedi... jessssteście tacy... naiwni w tej ssswojej... dobroci i chęci niesienia pomocy - wydyszał tamten. - Nasz misssstrz żywi osssobissstą urazę do byłej uczennicy Sssenie Exibil.
-Co w związku z tym? - spytał Peter kątem oka dostrzegając zbliżającego się Davida. Widocznie i on uporał się z Sithami.
-Sssspodziewał się, że odpowiednia przynęta zwabi tą kobietę, a wraz z nią osobę, która jessst dla niej jak córka...
-Od początku chciał zapolować na Reenie? Bez sensu, jaszczurze.
-Taka jessst prawda... nie ussstaniemy dopóki ta zabójczyni dzieci Ciemnej Sssstrony chodzi po świecie...
-Cholerni fanatycy... - mruknął Peter odsuwając się nieco od trandoshanina.
-Co ze mną zrobisz? Zosssstawisz przy życiu, Jedi? Jessstem bezbronny - wskazał na leżący na ziemi miecz świetlny. - Wygrałeśśśś...
Covell odwrócił się do Sitha plecami i podszedł do leżącej na ziemi rękojeści miecza świetlnego. Była nieco grubsza i cięższa niż jego, ale dobrze leżała w dłoni - nawet ludzkiej. Chwilę przyglądał się zdobieniom na niej wygrawerowanym, po czym rzucił oręż prosto w ręce trandoshanina.
Zaskoczony Sith zareagował tak, jak podpowiadały mu odruchy ciała. Prawą ręką złapał rękojeść swojego miecza i w tym momencie zrozumiał jaki błąd popełnił.
Błękitna poświata była ostatnią rzeczą, jaką widział.
-Ty byłeś uzbrojony - powiedział Covell spoglądając na toczącą się po ziemi gadzią głowę. - Uzbrojony i niebezpieczny...
Trandoshanie rzucili się na niego równocześnie. Covell kładąc miecz za plecy sparował cios jednego z nich, przed drugim zaś uchylił się zginając nieco kolana. Przesuwając się do przodu, między dwójką Sithów, od razu wyprowadził cios znad głowy, jednak klinga miecza świetlnego sczepiła się z jej szkarłatną siostrą, czemu towarzyszyła fontanna iskier. Peter, niemal w półprzysiadzie, obrócił się na pięcie tnąc szybko z dołu, po przekątnej, lecz przeciwnikowi znów udało się sparować i natychmiast wyprowadzić kontratak. Jedi odskoczył, by uniknąć samej końcówki czerwonego ostrza i jednocześnie utrzymać odpowiednio dużą odległość między nim i nieprzyjaciółmi.
Narastające w nim emocje dodawały mu sił i sprawiały, że jeszcze nie upadł na kolana zmęczony walką, odniesionymi ranami i bólem po utracie kolejnej bliskiej osoby, Seenie Exibil, przyjaciółki, która podnosiła go na duchu, gdy utracił Aeshi. Pozwalał, by Moc przepływając przez niego, podsycana była przez drzemiącą w nim rozpacz, pragnienie wyplenienia wszelkiego zła z galaktyki.
Na wpół oślepiony, z potem ściekającym mu po skroniach i twarzy, ramionami bolącymi od nieustannej walki, nie miał zamiaru się poddać dopóki nie pomści wszystkich tych, którzy zostali zabici przez Sithów.
Zemsta miała stać się jego celem.
Peter sięgnął po Moc, w piruecie sparował dwa nadchodzące cięcia i następnie wyrzucił przed siebie otwartą dłoń. Zaskoczeni trandoshanie zostali odrzuceni z potężną siłą, która aż odgięła metalową płytę lądowiska hangaru pozostawiając w niej płytki ślad. Covell odbił się od ziemi, wykonał salto w powietrzu jednocześnie kierując ostrze miecza świetlnego w dół.
W serce leżącego na ziemi Sitha.
Nie mógł ukryć przed samym sobą, że widok przerażenia rodzącego się w oczach trandoshanina sprawił mu przyjemność, dodał sił do walki z Ciemną Stroną. Nie miał zamiaru jednak karmić się tym uczuciem i odstawił je na bok, nie pozwalając by zawładnęło nim tak, jak włada tymi, których zabijał. Wyciągnął energetyczną klingę z piersi konającego Sitha i wyprostował się.
-Z tyłu!
Okrzyk powtórzył się w jego głowie głosami Aeshi Airhart, Fenna Dray'la i Seenie Exibil. Peter, zupełnie o tym nie myśląc, odwrócił się na pięcie, złożył ręce tak, by stykały się w stawach nadgarstka i wyrzucił je przed siebie. Potężne Pchnięcie Mocy przerwało skok, szykującego się do zadania ostatecznego ciosu, trandoshanina i rzuciło nim o odległą ścianę. Covell błyskawicznie dopadł do ogłuszonego przeciwnika, złapał go za gardło i podniósł do pozycji wyprostowanej.
-A teraz wyjaśnisz mi o co tu chodziło - wysyczał mu w twarz.
-Wy Jedi... jessssteście tacy... naiwni w tej ssswojej... dobroci i chęci niesienia pomocy - wydyszał tamten. - Nasz misssstrz żywi osssobissstą urazę do byłej uczennicy Sssenie Exibil.
-Co w związku z tym? - spytał Peter kątem oka dostrzegając zbliżającego się Davida. Widocznie i on uporał się z Sithami.
-Sssspodziewał się, że odpowiednia przynęta zwabi tą kobietę, a wraz z nią osobę, która jessst dla niej jak córka...
-Od początku chciał zapolować na Reenie? Bez sensu, jaszczurze.
-Taka jessst prawda... nie ussstaniemy dopóki ta zabójczyni dzieci Ciemnej Sssstrony chodzi po świecie...
-Cholerni fanatycy... - mruknął Peter odsuwając się nieco od trandoshanina.
-Co ze mną zrobisz? Zosssstawisz przy życiu, Jedi? Jessstem bezbronny - wskazał na leżący na ziemi miecz świetlny. - Wygrałeśśśś...
Covell odwrócił się do Sitha plecami i podszedł do leżącej na ziemi rękojeści miecza świetlnego. Była nieco grubsza i cięższa niż jego, ale dobrze leżała w dłoni - nawet ludzkiej. Chwilę przyglądał się zdobieniom na niej wygrawerowanym, po czym rzucił oręż prosto w ręce trandoshanina.
Zaskoczony Sith zareagował tak, jak podpowiadały mu odruchy ciała. Prawą ręką złapał rękojeść swojego miecza i w tym momencie zrozumiał jaki błąd popełnił.
Błękitna poświata była ostatnią rzeczą, jaką widział.
-Ty byłeś uzbrojony - powiedział Covell spoglądając na toczącą się po ziemi gadzią głowę. - Uzbrojony i niebezpieczny...