Chęć.
Sith trafił w samo sedno. Jego były Mistrz stał teraz jak wryty wpatrując się w swojego dawnego ucznia. Czy to było aż tak oczywiste? Czy miał to, mówiąc kolokwialnie "wypisane na twarzy"? Bardok poczuł, że gdzieś w środku jego duszy kawałek jego samego, chciałby pójść razem z Evanem. Chciałby ponownie poznać to uczucie Ciemnej Strony, tą rzekomą potęgę.
Pożądanie.
Wszystko zaczęło się w tej jednej chwili. Bestia ukryta pod powłoką niepewności i ukrycia obudziła się. Gdyby on mógł teraz opisać te przeczucie, począłby wrzeszczeć i krzyczeń najgłośniej jak tylko potrafi. Coś się poruszyło. Zaczęło pchać go w stronę uczucia, które tak dobrze znał. To, które było tak interesujące.
Gniew.
Czas dla niego stanął w miejscu. Dźwięki panującej wokół bitwy ucichły, pozostawiając Bardoka samego z jego własnymi myślami. Czy on rzeczywiście tego chciał? Czy to co tak bardzo ciągnie, naprawdę go interesuje? Jego dusza była podzielona. Gdyby miałyby one barwy, jego własna byłaby szara. Połączenie białego i czarnego. Gniewu i spokoju. Nienawiści i opanowania. Ciemnej i Jasnej Strony Mocy.
Impuls.
Coś nagle drgnęło. Nieznana mu moc wdzierała się do jego myśli. Istota, która wparowała do jego umysłu, dawała ukojenie i czystość jakiej nie zaznał. Moc przepełniła jego uczucia. Poczuł siłę nie związaną z cieniem i złością. Coś kazało mu się zatrzymać, nie ingerować w to więcej. Nieznany impuls wydawał się zbawienny i ostatecznie rozwiewający jego wątpliwości. Zobaczył sceny ze swego życia, w jednej z nich pojawił się także Desmond.
Jasność.
Dagos Bardok otworzył oczy. Ku swojemu zaskoczeniu zrobił parę kroków w stronę Sitha, chociaż nie pamiętał kiedy to robił. Zauważył, że jest cały mokry, jakby bitwa z jego byłym uczniem trwała jeszcze wiele dni, choć minęło dopiero kilka sekund. Teraz wszystko zrozumiał. Nieznaną mu istotą był Mistrz Marill Verg`iss`tea. To on pomógł mu zdecydować, to jego poczuł wewnątrz siebie, gdy był już na krawędzi. Gdyby był w tym "śnie" jeszcze parę chwil, prawdopodobnie wpadłby prosto w zasięg swego przeciwnika. Byłby już martwy.
Dagos Bardok padł na chwilę na kolana. Nie zrobił nawet jednego ruchu, a czuł się doszczętnie wyczerpany. Coś jednak dodawało mu sił i kazało iść na przód. Zacisnął zęby i ruszył przed siebie z mieczem świetlnym w pozycji do zadania ciosu "wszystko-albo-nic".
Sith trafił w samo sedno. Jego były Mistrz stał teraz jak wryty wpatrując się w swojego dawnego ucznia. Czy to było aż tak oczywiste? Czy miał to, mówiąc kolokwialnie "wypisane na twarzy"? Bardok poczuł, że gdzieś w środku jego duszy kawałek jego samego, chciałby pójść razem z Evanem. Chciałby ponownie poznać to uczucie Ciemnej Strony, tą rzekomą potęgę.
Pożądanie.
Wszystko zaczęło się w tej jednej chwili. Bestia ukryta pod powłoką niepewności i ukrycia obudziła się. Gdyby on mógł teraz opisać te przeczucie, począłby wrzeszczeć i krzyczeń najgłośniej jak tylko potrafi. Coś się poruszyło. Zaczęło pchać go w stronę uczucia, które tak dobrze znał. To, które było tak interesujące.
Gniew.
Czas dla niego stanął w miejscu. Dźwięki panującej wokół bitwy ucichły, pozostawiając Bardoka samego z jego własnymi myślami. Czy on rzeczywiście tego chciał? Czy to co tak bardzo ciągnie, naprawdę go interesuje? Jego dusza była podzielona. Gdyby miałyby one barwy, jego własna byłaby szara. Połączenie białego i czarnego. Gniewu i spokoju. Nienawiści i opanowania. Ciemnej i Jasnej Strony Mocy.
Impuls.
Coś nagle drgnęło. Nieznana mu moc wdzierała się do jego myśli. Istota, która wparowała do jego umysłu, dawała ukojenie i czystość jakiej nie zaznał. Moc przepełniła jego uczucia. Poczuł siłę nie związaną z cieniem i złością. Coś kazało mu się zatrzymać, nie ingerować w to więcej. Nieznany impuls wydawał się zbawienny i ostatecznie rozwiewający jego wątpliwości. Zobaczył sceny ze swego życia, w jednej z nich pojawił się także Desmond.
Jasność.
Dagos Bardok otworzył oczy. Ku swojemu zaskoczeniu zrobił parę kroków w stronę Sitha, chociaż nie pamiętał kiedy to robił. Zauważył, że jest cały mokry, jakby bitwa z jego byłym uczniem trwała jeszcze wiele dni, choć minęło dopiero kilka sekund. Teraz wszystko zrozumiał. Nieznaną mu istotą był Mistrz Marill Verg`iss`tea. To on pomógł mu zdecydować, to jego poczuł wewnątrz siebie, gdy był już na krawędzi. Gdyby był w tym "śnie" jeszcze parę chwil, prawdopodobnie wpadłby prosto w zasięg swego przeciwnika. Byłby już martwy.
Dagos Bardok padł na chwilę na kolana. Nie zrobił nawet jednego ruchu, a czuł się doszczętnie wyczerpany. Coś jednak dodawało mu sił i kazało iść na przód. Zacisnął zęby i ruszył przed siebie z mieczem świetlnym w pozycji do zadania ciosu "wszystko-albo-nic".