Rozkazy nowego dowódcy okrętu były przemyślane i wykorzystywały wszystkie dostępne z nielicznych już możliwości Miecza Wolności. A to zaowocowało. Ci z pilotów, którzy spanikowali w obliczu kryzysu, wysłuchali kojącego, pewnego siebie tonu z głośników. Świadomość, że ktoś nad tym bałaganem jednak panował, dodawała sił. Część nieszczęśników nie zdołała zareagować dość szybko i skończyła w kosmicznej próżni, inni trzymali się instalacji pomieszczenia, lecz brak tlenu i różnice ciśnień wyssały z nich życie. Około jednej czwartej pilotów zdołało się jednak uratować w swoich maszynach. Z obsługi technicznej, mechaników, inżynierów i osób przypadkowych nie przeżył zapewne nikt. Dziesiątki ciał dryfowały w groteskowym tańcu, obijając się o zewnętrzną stronę kadłuba. Rozerwana na strzępy, młoda mechanik, doleciała nawet na drugą stronę statku i mostek mógł obserwować, jak odbija się od cząsteczkowej tarczy przed ich transplastalowym oknem. Myśliwce spróbowały uformować sensowne klucze, jednak było to trudne z uwagi tak na stan psychiczny pilotów, jak i kompletny chaos w hierarchii dowodzenia oraz planowanych układach ja-mój skrzydłowy-moja eskadra. Piloci musieli z biegu utworzyć ze swych resztek nową taktyczną grupę.
Sygnał poszedł w przestrzeń, a o tym, czy ściągnie wcześniej przyjaciela czy wroga można było się przekonać dopiero w najbliższej przyszłości.
Z dwóch transportowców abordażowych przypadkowym ogniem trafiony został jeden, a przynajmniej takie wrażenie można było odnieść przy niedokładnych odczytach. Równie dobrze mógł po prostu gwałtownie zmienić kurs zgodnie z własnym planem, a wystrzelony w jego kierunku plazmowy ładunek był przypadkowo blisko. W każdym wypadku obie jednostki weszły w skuteczny zasięg Miecza Wolności. Skuteczny dla nich, nieskuteczny dla p-lot i ręcznej obsługi dział krążownika. Nieuszkodzony imperialny agresor miał pecha natrafić na myśliwce z hangarów i obrócił się w pył. Widać sabotażyści nie oczekiwali, by ktokolwiek z pilotów mógł przeżyć ich misterny plan mordu poprzez otwarcie śluzy. Drugi okręt abordażowy spotkał nieznany los, wątpliwym jednak było by faktycznie został zniszczony. Nie wiadomo też było, jaki był jego cel i do której części ogromnego okrętu Republiki się przyczepił.
Część kapsuł, do poziomu których jednostka centralna nadal miała dostęp, została zablokowana. Włączono również działające pola kinetyczne. Co się działo w maszynowni nie można było stwierdzić, gdyż wszystkie systemy bezpieczeństwa w tamtym sektorze padły. Można było założyć porażkę przy próbie odbicia pomieszczenia, zważając na fakt, że Miecz Wolności miast odzyskać sprawność, stale tracił kolejne podzespoły i funkcje.
***
Śledzenie dwóch uzbrojonych osób, ewidentnie będących nieprzyjacielem, należało z pewnością do odważnych czynów, lecz mało rozsądnych. Osobnicy odziani w skafandry i, co ważniejsze, magnetyczne obuwie, mogli dużo swobodniej poruszać się po uszkodzonym statku niż ktoś bez podobnego wyposażenia. Czy dostrzegli Seva przypadkiem, czy zauważyli jego obecność już wcześniej i tylko czekali na dogodną okazję do ataku - trudno stwierdzić. Faktem jest, że musieli być dobrze zgrani, ponieważ odwrócili się jednocześnie i w sposób skoordynowany wypalili z blasterów. Pierwszy pocisk zmierzał ku nodze Vultanina, drugi miał przynieść mu śmierć poprzez wypalenie dziury w czole. Pierwszy dotarł do celu i nanosekundy świadomości powtarzały szyderczo: to koniec, to koniec... trzeba było strzelać, kiedy była okazja. To koniec, to koniec. I tak dziesiątki razy w czasie krótszym, niż to wyobrażalne.
Koniec jednak nie nastąpił. Drugi strzał rozbił się centymetry przed twarzą Seva, wyparował, skruszył na setki iskier. Przeciwnicy byli nie mniej zaskoczeni niż ocalały, powtórzyli strzały. Dopiero teraz teraz dało się dostrzec, iż tuż przed Vultaninem rozpostarła się na całą szerokość korytarza niewidzialna ściana. Ktoś włączył pola siłowe. Jedno dzieliło Seva od agresorów, właśnie to ocaliło mu życie. Drugie odcinało sabotażystom dalszą trasę, kolejne Sev miał za plecami. W ten sposób cały korytarz został podzielony na drobne odcinki. Sabotażyści wystrzelili jeszcze po razie, chcąc sprawdzić czy bariera dysponuje faktycznie dużym zapasem mocy. Zrezygnowali z dalszych prób, gdy pociski odbiły się od świetlistego ekranu i omal nie wróciły im do luf. Machając rękami zaczęli nawzajem dzielić się ze sobą zniecierpliwieniem. Co chwilę zerkali też w stronę republikańskiego wroga, bezpiecznego, ale uwięzionego w korytarzu podobnie jak oni.
Część korytarzu, w której jest Sev, jest dosłownie pusta. Nie ma żadnych konsol, komunikatorów na ścianach ani tym podobnych. Odcinki pomiędzy polami siłowymi wynoszą mniej więcej po 3 m.