[Nar Shaddaa] Na tropie Taerusa

[Peter Covell]

Jak zwykle, bardzo rozmowny... Peter skrzywił się w duchu, gdy usłyszał lakoniczną, wypowiedzianą znudzonym tonem, odpowiedź. Czasem zastanawiał się czy Dave zawsze był taki... taki... taki drętwy czy to towarzystwo Hadyyka tak źle na niego wpływa. Covell wciąż pamiętał jego niezadowoloną minę, gdy byli w "Beebleberry", albo gdy zaproponował mu w Świątyni wyjście na miasto, by się zabawić. Młodzieniec lubił czerpać z życia i wciąż miał spore wątpliwości czy będzie umiał się od tych prostych, przyziemnych przyjemności odzwyczaić.
Na szczęście, pomyślał, w Nowym Zakonie przynajmniej nie obowiązuje celibat...
-Dave, miałeś kiedyś kogoś? - zapytał pchnięty nagłym impulsem

[David Turoug]

- Owszem, przecież nie stworzyły mnie droidy. Miałem matkę i ojca jak każdy. - odparł tym samym tonem Turoug - Ale nie chcę teraz rozmawiać o mojej rodzinie. Tak w ogóle, cóż to za pytanie?

[Peter Covell]

Peter pacnął się otwartą dłonią w czoło.
-Pytam się czy miałeś jakąś kobietę! - zastanawiał się czy Dave rzeczywiście tak ciężko czaił fakty czy sobie z niego żartowal - Wiesz, dziewczynę, narzeczoną, żonę, kochankę...

[David Turoug]

- Nie - odparł David - moja praca raczej nie pozwalała na związek, zresztą nieśpieszno mi. Mogę wiedzieć do czego dążysz? Najpierw pytasz o Taerusa, a teraz o mój.. hmm.. stan cywilny.

[Peter Covell]

-Tak sobie przeskakuję z tematu na temat... - defensywnie odarł Peter - Tego chyba nie zabrania Kodeks Jedi, co nie...? Może po prostu chcę lepiej poznać gościa, z którym mam polować na Lorda Sithów, a być może w przyszłości wypełniać inne, zapewnie równie "bezpieczne", zadania... Ale, że żadna cię nie zainteresowała czy co? - drążył temat - Ale chyba w ogóle to lubisz dziewczynki, prawda? - zapytał tknięty dziwnym niepokojem

[David Turoug]

- Jestem normalnych poglądów - rzekł kolejny raz Turoug stonowanym głosem - ale nie wiem jak się ma moja przeszłość do łapania Taerusa.
Prawie jak na przesłuchaniu Rady, tylko że tam zadawali inne pytania niż teraz Peter... - pomyślał Turoug

[Peter Covell]

-Jak już mówiłem: staram się tylko dowiedzieć czegoś o człowieku, z którym będę nadstawiał karku pewnie jeszcze kilka razy... Ale to dobrze, że jesteś... uhmmm... "normalny", bo nie czułbym się zbyt pewnie przy tobie... wiesz, nie żebym coś miał do takich ludzi, ale... no... sam rozumiesz...
I się nie dowiedział czy David rozumie czy nie, bo jego towarzysz znów zamilkł. Peter naprawdę nie potrafił się tak zachowywać. Zdecydowanie bardziej wolał atmosferę panującą w kantynie po kilku kolejkach, w klubie nocnym, gdy na scenę wychodziła najlepsza tancerka czy w kasynie przy partii sabaka...
-No nic... - ponownie zaczął Peter - Mówiłeś kiedyś, że wcześniej byłeś mechanikiem... Wyjaśnij mi jak ten zawód utrudniał ci założenie rodziny? Są zajęcia, kiedy to naprawdę jest niemożliwe... tacy przemytnicy na przykład. - postarał się, aby jego głos zabrzmiał naturalnie - Ale mechanik-pilot?

[David Turoug]

Turog nie lubił opowiadać o sobie, ani swoich przygodach. Do tej pory tylko raz, na pierwszym spotkaniu z Radą Jedi musiał opowiedzieć o swojej przeszłości, mianowicie pierwszej walce, w której kogoś zabił.
- Jeżeli myślisz że byłem jakimś wysoko postawionym oficerem, który lata na oficjalnych i legalnych łajbach to się mylisz - odparł David - Chyba tylko trzy razy odbywałem służbę na Republikańskich statkach, reszta to były jakieś przemytnicze transportowce i tym podobne. Na takich statkach człowiek ma inne zmartwienia niż latać za kobietami...

[Peter Covell]

No co ty nie powiesz... pomyślał Peter
-Wiem coś o tym. - mruknął tylko - Ale jak na pilota statków przemytniczych to nie zwiedziłeś zbyt wielu planet... - zawahał się - Chyba nie byłeś piratem, co nie?

[David Turoug]

- Nie uczestniczyłem w żadnym abordażu na inny statek - odparł Turoug - a jeśli już działałem na czyjąś szkodę, to głównie na ludzi związanych z dawnym Imperium. A co do planet, to być może nie byłem jakimś specjalnym podróżnikiem, ale na kilku planetach byłem. Myślę, że wiesz już dużo o mojej przeszłości. Może teraz powiedziałbyś coś o sobie. Skąd pochodzisz? Jak trafiłeś do swojej zacnej branży?

[Peter Covell]

-Ze Światów Jądra. - dość wymijająco odpowiedział Peter - Potem zaciągnąłem się na handlowy frachtowiec "Rising Sun", gdzie obsługiwalem turbolaser. W końcu jednak piraci nas załatwili i wylądowałem na Kashyyyk. Później latałem raz tu, raz tam, aż spotkałem Yves i zacząłem.. uhmmm... - spojrzał na mistrza, który wydawał się nie słuchać rozmowy swoich uczniów, lecz mimo to Peter postanowił nie być bezpośrednim - zacząłem przewozić różne towary, czasem handlowałem na własną rękę... Szkoda, że "Beauty Helen" rdzewieje teraz w słońcu Tatooine...

[David Turoug]

- Miło się współpracowało z Twoją przyjaciółka. Zdawać by się mogło, że jak na potomka mandalorian powinna być bezwzględnym zabójcą, a wydaje mi się, że tak nie jest - rzekł o wiele cieplejszym tonem niż dotychczas Turoug. - Przynajmniej na tyle ile z nią mogłem porozmawiać podczas ucieczki z tego statku Imperium na orbicie Coruscant.
David ewidentnie wolał rozmowę niedotyczącą jego osoby. Od razu można było rozpoznać, iż zmienił ton wypowiedzi, a z twarzy zniknęła zacięta mina.

[Peter Covell]

-Yves jest najlepszym pilotem, jakiego widziałem. - powiedział Peter wspominając przyjaciółkę - Jestem przekonany, że należy do najlepszy w Galaktyce... Do tego potrafi posługiwać się wibroostrzem znacznie lepiej ode mnie. - dodał ze szczerym uśmiechem - Kiedyś rozpłatała trzech facetów nim tamci zdążyli przybrać postawę obronną... mówię ci, stary, prawdziwa wirtuozeria... Ale nigdy nie zabija jeśli nie musi... - dodał - pilnuje tej zasady o wiele bardziej niż ja... No, - na twarzy Petera wykwitł szeroki, złośliwy uśmiech - i jest wolna tak jak ty!

[David Turoug]

- Czy ja wiem, czy jestem wolny - odparł żartobliwie Turoug błyskawicznie wyciągając blaster zza pasa, a następnie go chowając. Dopiero chwilę później zorientował się, iż było to niedobre zachowanie, choć z drugiej strony kto odważyłby się lądować na Nar Shadda bez broni... - Dawno spotkałeś Yves? Czy może to był podryw? - zapytał wesoło Dave

[Peter Covell]

-Nie, nie był to "podryw", przedstawił nas sobie wspólny znajomy. - wyjaśnił Peter - Z Yves bardzo szybko się zaprzyjaźniliśmy, ale nigdy nie było z tego nic więcej... i raczej nie będzie, to popsułoby to, co między nami jest... Mam nadzieję, że rozumiesz co mam na myśli... A tak z innej beczki, - zmienił temat - nie wydaje ci się, że powoli powinniśmy zmierzać do celu? W ogóle to nie rozumiem Mistrza Hadyyka, który wszędzie prowadzi nas na piechotę zamiast wziąć powietrzną taksówkę...

[David Turoug]

- Jeżeli o mnie chodzi, to również nie ufałbym taksówkarzom. Zresztą na tej planecie, a raczej księżyci ciężko komuś zaufać - odparł Turoug, powracając do neutralnego tonu wypowiedzi - Jednak z drugiej strony, pewnie jeszcze kawałek będziemy szli.
Chwilę ciszy, tym razem przerwał David:
- Wracając do naszej przyziemnej rozmowy, ten cały 'Beauty Helen', to był wasz prywatny statek, czy może wykonywaliscie dla kogos zlecenie?

[Peter Covell]

-To był prywatny frachtowiec... mój pierwszy własny statek... i jak na razie ostatni. - zakończył kwaśno Peter - Stary, mocno poobijany, B-7, wyprodukowany przez Loronar Corporation. Nie wiem czy znasz ten typ... W każdym bądź razie, po jakimś czasie wymieniliśmy w nim działko laserowe, żeby miało większą moc, daliśmy trzykrotnie silniejsze osłony niż fabryczne, ale hipernapęd został ten sam... Eh... będzie mi go brakowało...

[David Turoug]

- Nie kojarzę tego typy, aczkolwiek o firmie Loronar Corporation słyszałem.
Po chwili namysłu David odparł:
- Może jeszcze kiedyś przyjdzie nam współpracować z Yves, przynajmniej ja bym się nie pogniewał.

[Gyar-Than Hadyyk]

- Nie chcę wam przerywać rozmowy, ale to ten chyba wieżowiec miała na myśli Celessa. - odezwał się wreszcie Hadyyk.

W istocie, przed nimi rozciągał się teraz ponury widok jednej z ciemniejszych i brudniejszych dzielnic miasta, w pośrodku której znajdowały się gruzy jakiejś budowli. Mistrz Jedi, zgodnie ze wskazówkami udzielonymi im przez młodą Jedi, skręcił w prawo. W istocie, już z daleka było widać napis, który zapewne miała na myśli. Z tej jednak odległości trudno było rozpoznać co na nim pisze.

- To wyjątkowo niebezpieczne miejsce. - powiedział do swoich uczniów Gyar-Than Hadyyk. - Trzymajcie się mnie.

W istocie, nie mieli pojęcia, że tuż za nimi kroczy istota, przez miejscowych nazywana samą śmiercią, przybierającą postać człowieka w czarnych szatach...

[Peter Covell]

-Mistrzu, - zaczął Peter, a w jego głosie brzmiała determinacja - uważam, że kiedy ty spotkasz się z mistrzynią Celessą, ktoś powinien zostać i pilnować tyłów.