Ciemność, pisk w uszach, brak tchu, pył gryzący drogi oddechowe i nienaturalnie szybki powrót do rzeczywistości. Zabrak kątem oka dostrzegł, że drzwi hangaru są wyrwane, a napastnicy pracujący dla Lordwy to nie jedyny problem dzisiejszej nocy. Sytuacja robiła się jeszcze bardziej nieciekawa.
Nie rozpoznał głosu kolejnego napastnika, nie widział też nic więcej poza jego konturem, który wciąż otaczał lekki dym. Podrażnione oczy nie ułatwiały zlokalizowania sprawców zamieszania, a ciało nie chciało współpracować.
Spojrzał na ojca, a następnie wykorzystując wszystkie siły uniósł się z zamiarem zabrania jego ciała na statek, by uniknąć większych niż obecne problemów, uciec jak najdalej i nigdy nie wracać w to przeklęte miejsce. Jego oczom ukazała się Omwatianka.
Kobieta szła lekko, z gracja godną najwspanialszych dam dworu, niby tylko muskając posadzkę stopami. Była zdecydowana, spokojna, a jej wzrok jasno wskazywał cel, który chciała osiągnąć. Damek nie znał jej w pełni od tej strony, pamiętał, że często była pośrednikiem w interesach, pracowała zwykle na swój rachunek, a tym, czym przyciągała do siebie ludzi, poza doskonałą figurą, była jej znajomość każdego miejsca w Nar Shaddaa, w każdym calu, włączając w to kody zabezpieczeń i rozmieszczenie systemów ochronnych. Nigdy jednak nie widział jej w walce.
Szybko rozejrzał się dokoła, nie miał przy sobie blastera, który zapewne musiał wypaść podczas wybuchu, jedyna opcją pozostawała walka wręcz, licząc, że kobieta również nie posiada swojej broni.
- To jak... Powiesz mi, o co w tym wszystkim chodzi? Omwatianka, której przyszło pracować dla Lordwy. - Otarł stróżkę krwi z ust i mocniej stanął na nogach. - No, no... Nie spodziewałem sie tego po Tobie, Kirir. Kiedyś mówiono, że jako jedyna masz jaja, żeby postawić się Huttom. Mylili się?
Obserwował każdy jej ruch, jednocześnie będąc przygotowanym na wyciągnięcie ukrytego w rękawie sztyletu. Wiedział, że dziewczyna uniknie jego prostych ciosów z łatwością, skontruje, bądź podetnie by upadł. Musiał być szybszy, lepszy, bardziej zdecydowany. Postanowił zastosować fintę od dołu, by następnie ciąć w bok. Kopnąć pod kolano, by straciła równowagę, a na koniec pozbyć się jej w taki sam sposób, co Rodianina kilka godzin wcześniej.
Najpierw jednak wyczekiwał odpowiedzi, nie znał jej prawdziwych pobudek. A może nie jest tu z powodu Hutta? Może coś jeszcze jest tu istotne? Może ktoś więcej maczał palce w tej sprawie?