Usłyszawszy krzyk gwałtownie się wzdrygnął, jego rozmyślania gdzieś ucichły, a sam był tempo wpatrzony w grupkę dzieciaków, wychodzącą z zaułka. Lekko się zląkł, gdy usłyszał ich głosy i wyzwiska wypowiedziane pod swoim adresem. Co prawda z walką był obeznany nie od dziś, ale nie był on na swoim terenie, nie znał przeciwnika, nie chciał problemów, których a i tak miał całą masę.
Słysząc to, co wypowiedział największy z bandy wprowadziło chłopaka w lekki obłęd. Wieści szybko się rozchodzą... - przeleciało mu przez myśl. Bał się, że początki na Nar Shaddaa okażą się jeszcze trudniejsze przez ten jeden jedyny nieudolny skok. Wszyscy będą patrzyć na niego z takim wyrzutem, jak ojciec spoglądał na jego postępy w treningu bojowym na Kiffex. Zaduma trwała dosłownie chwile. To nie jego wina, że nazywali go i traktowali tak, jak był traktowany. Niczym nie zawinił, że znalazł się na tej planecie, że był KIffarem, którzy są tu dyskryminowanymi i że kradł - musiał jakoś przeżyć, a nikt mu w tym nie pomagał. Gniew w chłopcu wzmógł się - teraz chciał obarczyć tym, że mu się nie powodzi grupę dzieciaków, które mu się naprzykrzały. Jednak... *puf* To dosłownie trwało kilka sekund. Przez zamyślenie nie zdążył nawet zareagować, poza tym przeciwnicy mieli liczebną przewagę. Teraz sytuacja zmieniła się diametralnie. Leżał na ziemi, naokoło niego stała gromadka dręczycieli.
Od początku tego całego "piekła", Darren nie wysilał się, by cokolwiek powiedzieć. Myślał. Odkąd został powalony na ziemię szukał słabego punktu przeciwników, niepasującego ogniwa do łańcucha. Przed każdą walką był uczony, by zebrać możliwe informacje o przeciwniku, a każdą wolną chwilę wykorzystać na taktykę. Niech dzieci sobie pokrzyczą, jego to nie ruszało. Słyszał gorsze obelgi i to od kogoś, kogo bardzo kochał, kto był jego autorytetem. Mógł kopnąć osiłka w krocze, ale to byłoby niehonorowe, a nie tego go uczono. Wpadł na jeden pomysł. Oponent miał większą masę, dużo lepsze warunki fizyczne. Darren nie chciał uciekać się do pociachania go na kawałeczki, choć ciężko mu było się od tego powstrzymać. Tym czasem jego pomniejszona wersja wibroostrza niech dalej spoczywa spokojnie pod szatami, użyje jej w sytuacji krytycznej. Taktyka uczyła, by nigdy nie zaczynać boju okazując swoje pewne oblicze - kluczowym było przytrzymanie tego "Asa w rękawie", by był on uderzeniem nieprzewidywalnym, kończącym. Ośmiolatek wątpił w racjonalne myślenie przeciwników, szczególnie, że nie budził on u nich strachu - uznali go za łatwą ofiarę, a przewaga liczebna była tutaj atrybutem przeważającym. Chłopak wreszcie wymyślił. Wysoki prawdopodobnie podejdzie możliwie blisko, by móc okazać swoją odwagę i dominacje względem leżącego przeciwnika. Pierwszą kluczową sprawą było podniesienie się na nogi. Gdyby to się nie udało, Darren leżąc próbuje kopnąć przeciwnika w zgięcie nóg - będzie to ruch dość nieprzewidywalny, a jeśli włoży w to wystarczająco dużą siłę to osiłek upadnie do tyłu na plecy, a sam będzie miał miejsce by się podnieść.
Jeśli plan powstania powiódł się, wówczas Darren powinien stać już na nogach. To dawało perspektywy - następnym krokiem w stronę wygrania walki było obranie pozycji, która teoretycznie dałaby mu pole do popisu. Nie mógł dać się otoczyć, a jeśli to już się stało, wtedy próbuje się on przebić przez najsłabsze dziecko, które tworzy "barykadę". Dobrze by było, aby ośmiolatek znalazł pozycję, w której na dogodną odległość (czyli dającą szansę uderzenia Darrena) mógłby podejść tylko jeden przeciwnik. Wtedy miałby równe szanse. Jeśli nigdzie w pobliżu nie było miejsca, w którym chłopiec mógłby mieć lepsze perspektywy na prowadzenie potyczki, wtedy próbuje prowadzić on walkę cofając się. Banda dzieciaków będzie rozłożona do niego korowodem, podchodząc jeden za drugim i da im to mniejsze szanse na zaatakowanie z przewagą liczebną. Darren atakował tak, by zadać jak największy ból nie pozostawiając dowodów - to jest np. w splot słoneczny. Powinno to zniechęcić oponentów do prowadzenia dalszego boju. Jeśli dalej ich to nie odstraszało to ośmiolatek próbował stosować uderzenia usypiająco-ogłuszające. Chciał wyeliminować wszystkich przeciwników bez zadawania im szkody i zostawiania po sobie śladów, by nie wpadł w kłopoty (oczywiście na świadków naocznych nic nie poradzi).
Jeśli ośmiolatek ciągle spoczywał na ziemi, ponieważ nie udało mu się podnieść próbuje on wykonać drobny fikołek do tyłu - nie chodzi tu o efektowność, a efektywność, ponieważ wysoki powinien być zaskoczony. Wtedy próbuje on przerwać okrąg wytworzony przez przeciwników i stosować tylko bloki. Jeśli udałoby mu się dostać na pozycję dogodną do prowadzenia walki, nie ucieka od niej. Jeśli to będzie niemożliwe stara się bronić ile tylko może i zadawać ciosy po to, by zniechęcać przeciwników do prowadzenia potyczki (bolesne, ogłuszające, wprowadzające w zamroczenie) na tak długo, na ile pozwolą mu jego nikłe, dziecięce, aczkolwiek chętne do pracy mięśnie.