Lila przybywa z: [Tatooine] Kantyna Mos Eisley
Lila sprintem wybiegła z przyjemnie chłodnego wnętrza kantyny, na zewnątrz natychmiast zaatakowała ją fala gorąca, a w oczy uderzyły promienie dwóch słońc. Niemal się z wrażenia i rozpędu przewróciła, nieskładnie wyhamowała na gorącym piasku, rozsypując dookoła falę drobnych kamyczków i wzbijając w powietrze tuman pustynnego pyłu. Krążąca w organizmie adrenalina robiła swoje i nie dawała o sobie zapomnieć.
Szybkie rozeznanie w sytuacji przyniosło następujące wnioski: za plecami dziewczyna miała ślepą uliczkę, złożoną z kilku zaparkowanych niedbale śmigaczy i sporego budynku, w którym mieścił się skup używanych droidów. Przed sobą - szeroką, długą na kilkaset metrów, kończącą się placykiem ulicę, po obu stronach której znajdowały się różnej maści drobne, połyskujące na słońcu (słońcach?) metalowe budynki i budyneczki, im głębiej tym gęściej rozmieszczone. Piaszczystą drogą spacerowały gangi popiskujących Jawów, kilka puszczonych luzem banth i tuziny kosmicznych maruderów, którzy włóczyli się po Mos Eisley w różnych, przeważnie przemytniczych celach. Panował wielojęzyczny gwar i harmider, przeplatany dźwiękami lądujących i startujących statków.
Z przykrytego cieniem wyjścia z kantyny wyłaniał się tymczasem młody, początkujący morderca, sapiąc ciężko i dzierżąc w dłoni gotową do strzału broń. Działania należało podjąć szybko, ale z tym Lila akurat problemu mieć nie powinna.
Lila sprintem wybiegła z przyjemnie chłodnego wnętrza kantyny, na zewnątrz natychmiast zaatakowała ją fala gorąca, a w oczy uderzyły promienie dwóch słońc. Niemal się z wrażenia i rozpędu przewróciła, nieskładnie wyhamowała na gorącym piasku, rozsypując dookoła falę drobnych kamyczków i wzbijając w powietrze tuman pustynnego pyłu. Krążąca w organizmie adrenalina robiła swoje i nie dawała o sobie zapomnieć.
Szybkie rozeznanie w sytuacji przyniosło następujące wnioski: za plecami dziewczyna miała ślepą uliczkę, złożoną z kilku zaparkowanych niedbale śmigaczy i sporego budynku, w którym mieścił się skup używanych droidów. Przed sobą - szeroką, długą na kilkaset metrów, kończącą się placykiem ulicę, po obu stronach której znajdowały się różnej maści drobne, połyskujące na słońcu (słońcach?) metalowe budynki i budyneczki, im głębiej tym gęściej rozmieszczone. Piaszczystą drogą spacerowały gangi popiskujących Jawów, kilka puszczonych luzem banth i tuziny kosmicznych maruderów, którzy włóczyli się po Mos Eisley w różnych, przeważnie przemytniczych celach. Panował wielojęzyczny gwar i harmider, przeplatany dźwiękami lądujących i startujących statków.
Z przykrytego cieniem wyjścia z kantyny wyłaniał się tymczasem młody, początkujący morderca, sapiąc ciężko i dzierżąc w dłoni gotową do strzału broń. Działania należało podjąć szybko, ale z tym Lila akurat problemu mieć nie powinna.