Daylana odepchnęła Kelana i puściła długą serię w kierunku, z którego padł strzał. W przeciwieństwie do oszołomionego trafieniem towarzysza, kilkukrotnie trafiła nieprzyjaciela w klatkę piersiową - nie zmieniało to jednak faktu, że znaczna część blasterowych boltów tak czy inaczej trafiła w ścianę za nim.
Twi'lekanka, w równej mierze wzorując się na obserwacji Kelana w czasie poprzednich wspólnych akcji, jak i wojennych holowidów, przyklęknęła obok Navarra i z bronią przy ramieniu, zabezpieczała korytarz. Wolała nie myśleć jak komicznie musi wyglądać, cała pokryta pyłem i kurzem wyrzuconym przy eksplozji sejsmicznego granatu, z niemałym karabinem w rękach i w samej bieliźnie.
-Prawie mnie wypchnąłeś przez to cholerne okno - mruknęła pod nosem. - Mam nadzieję, że cię, kurwa, boli - dodała, po czym podniosła się z kolan i ostrożnie pomaszerowała w kierunku załomu korytarza, zza którego wyskoczył nieprzyjaciel. - On wciąż żyje - powiedziała zaskoczona.
Z bronią przy ramieniu i palcem drgającym nad spustem, Daylana zbliżała się do rannego żołnierza w mundurze Nowej Republiki. Nieustannie przesuwała lufę karabinu z leżącego mężczyzny na miejsce, z którego spodziewała się jego kolegów spieszących mu na ratunek. Jej przeczucia okazały się słuszne - w chwili, gdy myślała już, że nikt jej nie zaskoczy, zza rogu wychyliła się jedynie lufa blastera i głowa strzelca. Twi'lekanka odruchowo ściągnęła spust do oporu posyłając najpierw kilka strzałów w leżącego żołnierza, a wszystkie pozostałe w pałacowy mur. Czerwone wiązki zjonizowanej energii przemknęły jej koło ucha w tak niewielkiej odległości, że przysięgłaby, iż poczuła ich ciepło na twarzy. Płasko przypadła do ziemi, co uratowało jej życie, gdyż przyduszony ogniem ciągłym strzelec nie zareagował na czas i lufa jego blastera nie podążyła za celem.
W chwili, gdy Daylana wyczerpała zasobnik energetyczny swojego karabinu, z odsieczą przyszedł Kelan, który jednym celnym strzałem przyozdobił twarz nieprzyjaciela trzecim okiem. Twi'lekanka warknęła coś na temat beznadziejnego czasu reakcji, po czym zabrała się za sprawdzanie ekwipunku martwego żołnierza.
-Granaty, zasobniki, opatrunki z bacty... Te mogą ci się przydać - nie oglądając się za siebie, rzuciła Navarrowi mały pakunek. - Jakieś pomysły dlaczego te republikańskie patałachy cię ścigają rozwalając przy okazji wszystko i wszystkich na swojej drodze?
Twi'lekanka, w równej mierze wzorując się na obserwacji Kelana w czasie poprzednich wspólnych akcji, jak i wojennych holowidów, przyklęknęła obok Navarra i z bronią przy ramieniu, zabezpieczała korytarz. Wolała nie myśleć jak komicznie musi wyglądać, cała pokryta pyłem i kurzem wyrzuconym przy eksplozji sejsmicznego granatu, z niemałym karabinem w rękach i w samej bieliźnie.
-Prawie mnie wypchnąłeś przez to cholerne okno - mruknęła pod nosem. - Mam nadzieję, że cię, kurwa, boli - dodała, po czym podniosła się z kolan i ostrożnie pomaszerowała w kierunku załomu korytarza, zza którego wyskoczył nieprzyjaciel. - On wciąż żyje - powiedziała zaskoczona.
Z bronią przy ramieniu i palcem drgającym nad spustem, Daylana zbliżała się do rannego żołnierza w mundurze Nowej Republiki. Nieustannie przesuwała lufę karabinu z leżącego mężczyzny na miejsce, z którego spodziewała się jego kolegów spieszących mu na ratunek. Jej przeczucia okazały się słuszne - w chwili, gdy myślała już, że nikt jej nie zaskoczy, zza rogu wychyliła się jedynie lufa blastera i głowa strzelca. Twi'lekanka odruchowo ściągnęła spust do oporu posyłając najpierw kilka strzałów w leżącego żołnierza, a wszystkie pozostałe w pałacowy mur. Czerwone wiązki zjonizowanej energii przemknęły jej koło ucha w tak niewielkiej odległości, że przysięgłaby, iż poczuła ich ciepło na twarzy. Płasko przypadła do ziemi, co uratowało jej życie, gdyż przyduszony ogniem ciągłym strzelec nie zareagował na czas i lufa jego blastera nie podążyła za celem.
W chwili, gdy Daylana wyczerpała zasobnik energetyczny swojego karabinu, z odsieczą przyszedł Kelan, który jednym celnym strzałem przyozdobił twarz nieprzyjaciela trzecim okiem. Twi'lekanka warknęła coś na temat beznadziejnego czasu reakcji, po czym zabrała się za sprawdzanie ekwipunku martwego żołnierza.
-Granaty, zasobniki, opatrunki z bacty... Te mogą ci się przydać - nie oglądając się za siebie, rzuciła Navarrowi mały pakunek. - Jakieś pomysły dlaczego te republikańskie patałachy cię ścigają rozwalając przy okazji wszystko i wszystkich na swojej drodze?