Content

Archiwum

[Tatooine] Ku gwiazdom

W tym miejscu znajdują się wszystkie zakończone questy, których akcja toczyła się na Tatooine.

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Mistrz Gry » 5 Sty 2013, o 15:09

Matka oraz grono najbliższych szamanek ze skupieniem oraz nieukrywaną nadzieją słuchały wypowiedzi Kumariego. Choć raport był jednoznacznie negatywny i nie dawał większych szans na ruszenie pancernika, najbardziej szanowana osoba w klanie Khak wydawała się nie mniej zainteresowana wydobyciem okrętu.
- Dziękujemy ci Bersenthorze. Twoje usługi były dla nas nieocenione. Wierzę jednak, iż uda nam się wydobyć statek "Dużych Ludzi". - rzekła przesadnie entuzjastycznie Matka, a niektóre z szamanek wymieniły jedynie spojrzenia - Podzieliłeś się z nami radosną nowiną dotyczącą "czegoś" znajdującego się poza naszym światem. Chciałbym jednak przekonać się o tym na własnej skórze.
Szamanka przerwała na chwilę, gdyż do ucha zaczęła jej szeptać inna z kapłanek. Niestety Nersen nie mógł usłyszeć o czym dyskutują członkinie organu decyzyjnego klanu Khak. Chwilę ciszy, ponownie przerwała Matka.
- Nie zapominamy o twych zasługach bracie. Twoje zasługi skłaniają nas do nadania Tobie statusu członka naszej ayafy. Ponadto otrzymasz 10 peggatów, co stanowi równowartość 400 kredytów republikańskich. - mówiła przywódczyni - Oprócz tego uzyskasz mieszkanko i status mojego doradcy. Czy przyjmujesz wynagrodzenie Bersenthorze? Będziemy zaszczyceni gdy zostaniesz w naszych szeregach i pomożesz w przygotowaniach wydobycia pancernika. Nie przeszkodzą nam ani Ludzie Pustyni ani Gammoreanie!
Jawa posługujący się basickiem stanął przed nie lada dylematem. Mógł wybrać dostatnie życie w ayafie bądź przyjąć tylko część wynagrodzenia i odlecieć razem z pilotem YT-1300. Każdy z wyborów niósł za sobą pewne nieodwracalne konsekwencje. Zapewne odmowa pozostanie wśród klanu Khak mogłaby zostać źle odebrana, jednak wtedy Beresen raczej resztę życia spędziłby na Tatooine, nie poznając zagadki przestrzeni. Kumari nie mógł, nie zauważyć, iż najwyższa szamanka jest wręcz zachłyśnięta pomysłem ponownego uruchomienia pancernika i podjęcia się samodzielnej wyprawy Jawów.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Bersenthor Kumari » 5 Sty 2013, o 15:30

Po opowiedzeniu o tym wszystkim co spotkało jego i pozostałych z grupy jawów Bersenthor czekał już teraz nie tylko na reakcję Matki, ale także pozostałych tu obecnych osób. Widać mimo trudności przedstawionych przez niego najwyższa szamanka dalej marzyła o tym, by pewnego dnia móc uruchomić tamten wrak i polecieć tam w górę, żeby doświadczyć samej jak tam jest. Cóż każdy ma marzenia i powinno się je spełniać. Miał tylko nadzieję, że jeśli nadejdzie chwila w wyborze pomiędzy własnymi braćmi i siostrami, a statkiem Matka wybierze dobrze. W końcu nawet on nie chciałby poświęcać czyjegoś życia.
Kiedy Matka przeszła już do części, gdzie była mowa o jego nagrodzie, zwiadowca nie omieszkał słuchać uważnie i to dosyć bardzo. Chciał po prostu wyłapać każde słowo, by żadne mu nie uciekło przypadkiem. Wynagrodzenie było spore. 400 kredytów to tu na Tatooine spora sumka jeśli chodzi o rzeczy, które zwykle kupował dla siebie i reszty swojego klanu. Jednak gdy usłyszał część o dostaniu własnego miejsca w klanie i zostania doradcą Matki to nieco go to zdziwiło. Nawet bardzo, choć dość dobrze to ukrył przed zgromadzonymi. Rzeczywiście miał teraz ogromny dylemat. Nawet bardzo. Mimo słów najwyższej szamanki niespecjalnie zachęciło go to do jej propozycji. Miał w końcu problem. Z jednej strony też go ciekawiło jak jest tam w górze, poza Tatooine. Z drugiej zaś strony nie chciał porzucać własnych braci i sióstr. Nie chciał porzucać klanu Hekima, swojego ojca i matki. Zebrani w tym miejscu bez problemu mogli dostrzec jego zakłopotanie i trwający w nim konflikt.
-Mogę zastanowić się na zewnątrz odnośnie tej hojnej propozycji?- zapytał się zebranych unosząc głowę ku nim, lecz zanim dostał jakąkolwiek odpowiedź ukłonił się wszystkim lekko w geście przeprosin, po czym odwrócił napięcie i wyszedł z sali narad. Chwilę potem znalazł się na zewnątrz, gdzie jego oczom ukazała się ayafa żyjąca w między czasie swoim normalnym życiem. Gdzieś w oddali stał YT-1300 czekający na niego. On jednak wciąż się zastanawiał. Jeśli wierzyć położeniu słońc na niebie miał jakieś 15-20 minut, zanim kapitan będzie odlatywał. Tyle mu pozostało czasu na podjęcie decyzji, która była trudna. Wiedział, ze każda z nich może mieć spore konsekwencje. Po prostu... było to trudne. Chciałby móc teraz spotkać się z własną matką. Ona jest taka mądra. Może mogłaby mu coś poradzić. W końcu teraz czuł, ze gdyby ich opuścił to zawiódłby klan i własnych rodziców. Z drugiej strony... w skrócie była to trudna decyzja. Jak dotąd najtrudniejsza w jego życiu i nie potrafił podjąć jej sam.
Image
Awatar użytkownika
Bersenthor Kumari
New One
 
Posty: 54
Rejestracja: 6 Paź 2012, o 21:10

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Mistrz Gry » 5 Sty 2013, o 22:36

Matka szamanka była nieco zdziwiona takim rozwojem sytuacji, choć wynikało to z tego, iż nie miała pojęcia o ofercie jaką Bersenthor otrzymał od pilota lekkiego koreliańskiego frachtowca YT-1300. Nawet jeżeli byłaby w posiadaniu takich informacji, raczej spodziewałaby się, iż Kumari zgodzi się dołączyć do jej klanu Khak.
Kontrpropozycja była równie atrakcyjna dla Bersena jak i pozostanie w forcie jako członek ayafy. W końcu poza przelotem do Mos Eisley mógł rozważyć jakieś zlecenie, jakie miał dla niego mężczyzna. Dylemat był o tyle trudny, gdyż czas nie był sprzymierzeńcem dzielnego Jawy. Jak na ironię, nikt nie mógł wspomóc Berenthora w wyborze, była to jego indywidualna decyzja.
Do odlotu właściciela statku pozostało niespełna 10 minut. W tym samym czasie 21-latka władającego basickiem odnalazł Radi. Przez kilka chwil pozostawał milczący, choć w końcu musiał przerwać rozmyślania przybysza, który pomógł Starszemu oraz całej ayafie.
- Kumie, Matka niepokoi się o ciebie. Czy już podjąłeś decyzję? - spytał drugi z Jawów - Część szamanek jest zdziwiona, że nie rozstrzygnąłeś oferty od razu. Czyżby nagroda jaką zaoferowała Matka była za mała? Nasza ayafa może ci coś jeszcze zaoferować, jestem pewien... Najwyższa kapłanka pros ciebie do pomieszczenia narad.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Bersenthor Kumari » 5 Sty 2013, o 22:57

W istocie jego rozmyślania przerwało przybycie Radiego, który był drugą tu osobistością znaną tak dobrze jak znał Matkę. W sumie nie znał ich za dobrze, więc należy stwierdzić, że był to drugi jawa z klanu Khak, którego w ogóle znał choćby po imieniu czy po części motywach. Spojrzał się na niego uprzednio uważnie wysłuchując tego co miał do powiedzenia. Nie dziwił się wcale temu co powiedział. Jednak miał swoje powody, by poddać w wątpliwość tak hojną propozycję. Nim zgodnie z prośba Matki oraz Radiego ruszył do pomieszczenia narad bersenthor w pierwszej kolejności odwrócił się powoli do swego rozmówcy.
-Radi, ty jesteś związany z własnym ayafa. Jesteś jego częścią. To twój dom jak każdego innego jawy w tym miejscu. Jednak ja też mam swoje miejsce...- w pewnej chwili zamilkł, gdyż uznał, że skoro i tak będzie musiał to powtórzyć przed zgromadzonymi to lepiej będzie jak resztę dokończy na miejscu. Skinął więc głową swemu towarzyszowi, po czym wymijając go ruszył z powrotem. Po drodze wciąż jego myśli wędrowały to tu to tam. Miał za mało czasu na podjęcie tak ważnej decyzji, lecz coś musiał zrobić. Z tego też powodu w czasie, gdy zmierzał z powrotem w kierunku pomieszczenia narad zwiadowca Kumari podjął decyzję. Wierzył, że słuszną, choć niekoniecznie spodoba się ona komuś. Gdy dotarli na miejsce po raz kolejny ukłonił się wszystkim w geście szacunku oraz przeprosin za opuszczenie przez niego pokoju.
-Wybaczcie mi tamto. Choć propozycja jest hojna to miałem spore wątpliwości i musiałem się zastanowić.- stwierdził krótko przenosząc wzrok po każdej z szamanek, aż utkwił on na Matce. Widział w jej jaskrawych oczach nadzieje na to, że zgodzi się on na propozycje. Wiedział dobrze, że pomógł temu klanowi bardzo. Nie miał zamiaru teraz powiedzieć nic co byłoby błędnie odebrane, ale... cóż w każdym razie westchnął cicho. Choć nieco pod wpływem chwili to jawa podjął w tej sekundzie ostateczną decyzję. Miał nadzieję, że właściwą. Wierzył, że tak jest, lecz wiedział też, że zasmuci tym pewne osoby.
-Niestety nie mogę przyjąć tej propozycji. Nie zrozumcie mnie źle. Jestem wdzięczny za to i rozumiem, że chcecie jakoś podziękować za moją pomoc, ale... moje miejsce jest wśród moich braci i sióstr. Tam się urodziłem. Wy jesteście oddani swojej ayafie. Ja mam zobowiązania wobec własnej.- odpowiedział w kocu i wypuścił powietrze z siebie, jakby ściągnął z siebie ogromny ciężar. Nic dziwnego. Przez ostatnie kilkanaście minut ciążył na nim spory dylemat. Nie chodziło tu o propozycję pilota YT-1300 na temat zlecenia. Tu głównie chodziło o to, że Bersen nie chciał opuszczać własnego klanu. Był wdzięczny za wszystko klanowi Khak. Nie prędko o tym zapomni. Po prostu jego miejsce na ten moment jest gdzie indziej.
Image
Awatar użytkownika
Bersenthor Kumari
New One
 
Posty: 54
Rejestracja: 6 Paź 2012, o 21:10

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Mistrz Gry » 5 Sty 2013, o 23:11

W sali narad zastała stosunkowo długa, nieprzyjemna cisza. Matka wpatrywała się w Bersenthora, a do jej ucha szeptała jedna z szamanek. Wzrok najbardziej szanowanej członkini klanu był nieprzenikniony, choć Kumari wiedział, że sprawił jej przykrość. Choć tak naprawdę, to Bersen wykonał olbrzymią robotę dla ayafy, to Matka zaślepiona pomysłem podróży międzygwiezdnej nie była zadowolona z wyboru 21-letniego Jawy.
- Devyzja zapadła. - mruknęła tylko - Czas na ciebie.
Pożegnanie nie należało do najgrzeczniejszych, choć sam zainteresowany w spojrzeniach kilku kapłanek ujrzał ulgę. Widocznie należały do "ugrupowania" przeciwnego uruchomieniu pancernika i wyprawie w przestrzeń. Rozdział w życiu Kumariego z klanem Khak dobiegał końca. Gdy opuścił pomieszczenie Rady, większość członków ayafy już wiedziało jaką podjął decyzję.
- Bracie wiedz, że Matka jest rozczarowana, być może zła wyborem jakiego dokonałeś, lecz szanuje to. My nie zapomnimy co dla nas zrobiłeś. Oto podziękowanie od zwykłego ludu. - mówił Radi, wręczając Bersenowi naszyjnik - Wisiorek jest jednym z kłów smoka Krayta. Niech przynosi ci szczęście gdziekolwiek będziesz i niesie wspomnienie naszego spotkania. Eyeta, ashuna ub Lopima. Taa baa, ubanya.
Tymi słowami Jawa pożegnał się z Bersenthorem, który musiał się spieszyć, jeżeli nie chciał wybrać się do Mos Eisley piechotą. Termin odlotu pilota nieubłaganie nadchodził.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Bersenthor Kumari » 5 Sty 2013, o 23:24

Bersenthor widział w oczach najwyższej kapłanki, ze jednak jego decyzja niezbyt jej się spodobała. Szkoda, lecz tak po prawdzie nie mógł robić wszystkiego ku jej uciesze. Musiał podejmować własne decyzje - takie, które wydawały mu się słuszne. Mimo obrotu wydarzeń dalej uważał, że postąpił właściwie. Pomógł klanowi Khak, lecz jego miejsce nie było tu. Musiał wracać do domu. Do ayafa Hekima, do swoich braci i sióstr, a przede wszystkim do ojca i matki. Z pewnością niepokoją się już jego długą nieobecnością. Dlatego po dotarciu do Mos Eisley w pierwszej kolejności powinien udać się do nich, by upewnić ich w fakcie, że wszystko z nim w porządku.
Gdy opuścił pomieszczenie narad pewnym krokiem zatrzymał go Radi, który najwyraźniej chciał mu coś jeszcze powiedzieć. W sumie po części wyjaśnił mu to co już sam wywnioskował. Kiedy towarzysz przekazał mu naszyjnik Bersenthor wziął go do prawej ręki i zaczął mu się przyglądać. Kieł Krayta. Poznał go niemal od razu, gdyż kiedyś widział podobny na szyi jednego z członków innego klanu. Uniósł wzrok jaskrawych ślepi z powrotem na rozmówcę, gdy ten kontynuował swą wypowiedź. Uśmiechnął się, choć z oczywistych powodów nie było tego widać. Wolną lewą rękę usadził na ramieniu Radiego.
-Ubanya eyeta. Oby przyszłość była wam pomyślna.- rzekł do niego pełen wdzięczności za to co dla niego zrobili oraz za prezent jaki mu dali. Postanowił go przyjąć. Kiedy jego rozmówca odszedł Kumari przyjrzał się jeszcze chwilę naszyjnikowi, lecz uświadamiając sobie, ze ma mało czasu do odlotu schował go na razie do jednego ze schowków w jego prowizorycznym pancerzu. Następnie ruszył szybko do statku w nadziei, że zdąży. Powinien on jeszcze czekać, gdyż chyba było jeszcze ledwie parę minut.
Image
Awatar użytkownika
Bersenthor Kumari
New One
 
Posty: 54
Rejestracja: 6 Paź 2012, o 21:10

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Mistrz Gry » 5 Sty 2013, o 23:54

Bersenthor wkroczył przez trap do wnętrza YT-1300, a tam w mesie powitał go mężczyzna, któremu towarzyszył droid protokolarny. Widocznie był on nieodłącznym kompanem człowieka, który dzięki niemu mógł pozwolić sobie na konwersację, nawet w nieznanym języku. Na szczęście Jawa znał basic, więc obyło się bez tłumaczenia.
- Więc jednak zdecydowałeś się lecieć ze mną. Niezmiernie się raduję. Przy okazji, nazywam się Ben So-Dran. - rzekł pilot wyciągając rękę ku swojemu gościowi, choć nie wiedział czy nie będzie to obraźliwy gest wobec przedstawiciela tej rasy - Ruszamy do Mos Eisley, zapraszam cię do kokpitu.
Właściciel statku usiadł za sterami, zamknął trap i poderwał maszynę w górę. Tak rozpoczęła się podróż powrotna Kumariego do jednego z najbardziej znanych kosmoportów Zewnętrznych Rubieży. Jeszcze przez chwilę za iluminatorem migotał mu fort ayafy Khak, by po chwili zniknąć.
- Hmm, mówiłem że mam dla ciebie małe zlecenie.Powiedzmy za 100 kredytów republikańskich. Potrzebuję astrodroida na moją łajbę, niestety paru nieuczciwych sprzedawców próbowało wcisnąć mi szmelc. - mówił dosyć swopodobnie korelianin - Czy potrafiłbyś dla mnie ocenić najlepszą sztukę i sprawdzić czy robot jest sprawny. Zakupu chcę dokonać w jednym ze sklepów w Eisley. Nic na tym nie stracisz, a za poświęceni mi może 30 minut zyskasz okrągłą stówkę.
W oddali z Morza Wydm zaczęły wyłaniać się pierwsze, niewyraźne kontury wyższych budynku Mos Eisley. Niespełna parę minut od startu, YT-1300 znalazł się nad miastem, w poszukiwaniu wolnego miejsca. W końcu Ben So-Dran odnalazł puste lądowisko o numerze T'ooin-14/14/L i posadził tam swoją maszynę.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Bersenthor Kumari » 6 Sty 2013, o 00:09

Gdy był już na włazie do statku jawa zwolnił krok czując lekkie zmęczenie z powodu tego krótkiego maratonu. Trzeba w sumie zaznaczyć, że było to nie tyle zmęczenie fizyczne, co raczej efekt stresu jaki go ogarnął przed chwilą, ponieważ chciał zdążyć na odlot YT-1300. W innym przypadku musiałby spędzić wiele dni wracając na piechotę. Nawet, gdyby członkowie klanu Khak pozwoliliby mu wziąć jakiś środek transportu od nich. Tymczasem statkiem ów człowieka podróż zajmie znacznie krócej. Gdy nieznajomy wyciągnął ku niemu rękę jawa wiedział co ten gest u nich oznacza. Widział go niekiedy, a potem następstwa owego uczynku. Dotąd jednak nikt nie wykonał tego w jego stronę. Chwilę się wahał, a jego dłoń zmieniała pozycję powoli, lecz ostatecznie uścisnął dłoń Ben S-Drana.
-Bersenthor Kumari.- przedstawił się już tak oficjalnie, skoro i jego rozmówca tak zrobił. Może wcześniej mógł usłyszeć jak pozostali jawowie się do niego zwracali, lecz między sobą jeszcze się nie przedstawiali, aż do tego momentu. Po chwili ruszył za nim do kokpitu, a wkrótce potem statek poderwał się do góry i ruszył w drogę powrotną. Przynajmniej dla zwiadowcy. Natomiast Ben pilotując swój statek jednocześnie zwrócił się do Bersena w sprawie tego zlecenia. Dużo wcześniej myślał, że będzie to jakieś wielkie zadanie tego typu co ayafa Khak dała mu, jednak jego prośba była znacznie prostsza. Teoretycznie mógł się tym zająć od razu po powrocie. Mógł się z nim przejść na targ, obejrzeć droidy i wskazać jakiś dobry. Bądź co bądź zbiera śmieci... cenne dobra już od dawna i wie co wygląda dobrze, a co nie.
-Dobrze. To jedno zlecenie, a potem się rozstaniemy. Muszę w końcu wracać do swoich.- odparł w kierunku Ben So-Drana, lecz swoją uwagę skierował ku widokowi jaki wyłaniał im się z daleka. Kontury miasta Mos Eisley. Mijały kolejne minuty, aż w końcu wylądowali oni na jednym z tutejszych lądowisk. Zadanie było o tyle łatwe, że mogli to zrobić od razu. Przeszedł od kokpitu do włazu wyjściowego, który był już otwarty automatycznie. Zszedł z pokładu na piaszczyste uliczki miasta i rozejrzał się. Ruch jak zawsze.
-No to chodźmy.- rzekł do towarzysza zerkając na niego po czym ruszył w kierunku targowiska. Był jednak cały czas na baczności. Słyszał o tym, że miejsca te dla nieuważnych są niebezpieczne. Wolał nie ryzykować, tym bardziej niepotrzebnie nie pakować się w żadne kłopoty. Wreszcie dotarli na targ i znajdując kilka stoisk z droidami Bersenthor poszedł przyjrzeć się dostępnemu towarowi.
Image
Awatar użytkownika
Bersenthor Kumari
New One
 
Posty: 54
Rejestracja: 6 Paź 2012, o 21:10

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Mistrz Gry » 6 Sty 2013, o 00:26

Człowiek idąc obok Jawy nie stanowił zbyt częstego widoku, gdyż relacje między tymi rasami, głównie ograniczały się właśnie do targowania cen sprzętu. Tym jednak razem Kumari stanowił swoistego doradcę So-Drana. W końcu obaj doszli do marketu, gdzie już na zewnątrz wystawione były różnego rodzaju droidy.
- Cóż wszystko już wiesz, interesuje mnie astromech, inne roboty mnie nie interesują. Oczywiście najważniejsza jest sprawność oraz cena, model jest kwestią drugorzędną. - mruknął Ben, przyglądając się wystawionym blaszakom. Chwilę później z wnętrza sklepu wyleciał Toydarianin, będący jego właścicielem.
- Ooo słucham! W czym mogę pomóc! Wstrętny Jawa nie jest tu mile widziany. - rzekł handlarz.
- Ten Jawa jest ze mną staruszku i jeżeli ci się to nie podoba pójdę gdzie indziej kupić droida. - wszedł w słowo obcemu So-Dran - A więc jak będzie?
- Dobrze, dobrze! Wybierajcie, byle nie za długo!
Do wyboru było kilka astromechów, od popularnej serii R2, przez nieco nowsze R4, po inne produkty w stylu Q7 czy ciekawą wersję Blastromecha. Najtańsze były oczywiście R2, jednak wydawały się już mocno wyeksploatowane.
- Co polecasz, przyjacielu? - spytał mężczyzna, oczekując na opinię Jawy.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Bersenthor Kumari » 6 Sty 2013, o 00:54

W końcu obaj dotarli na targ i faktycznie trzeba było przyznać, ze widok człowieka w towarzystwie jawy był niecodziennym widokiem. Zwłaszcza, że zazwyczaj te rasy głównie ze sobą handlowały i nic więcej. Spojrzał się na Bena, kiedy ten wyjaśniał mu czego konkretnie szuka. Astromech? Zna te małe droidy. No w sumie w porównaniu do jawów aż tak małe nie są. Sam kiedyś w młodości chciał sobie takiego złożyć, ale... nie wyszło mu. Dziecinne marzenia. W zasadzie nie miałby nic przeciwko pozyskaniu jakiegoś, ale z drugiej strony musiało mu starczyć kredytów na inne ważniejsze rzeczy. Droid byłby z jednej strony pomocny, ale z drugiej miał za mało pieniędzy, by pozwolić sobie na takie wydatki i móc kupić coś jeszcze do tego.
W pewnej chwili podeszli bliżej jednego ze stoisk i niespodziewanie z ukrycia wyłonił się nie kto inny jak handlarz pochodzący z rasy Toydarian. Niezbyt lubił te stworki. Tu na Tatooine zbyt często spotykał je będace w złym humorze lub obrażające innych. Teraz było podobnie, gdyż nie zareagował uprzejmie na jego widok.
-Ciebie też świetnie zobaczyć.- dodał z lekką nutką ironii, gdy w międzyczasie Ben So-Dran wyjaśniał mu po co obaj tu są. W końcu sprzedawca się uspokoił, zaś Bersenthor mając wolną rękę, a raczej oczy zaczął przyglądać się dostępnym tu droid astromechanicznym. Było tu ich sporo. Widać było, że facet specjalizuje się w tej gałęzi sprzedaży. Sporo tanich R2, ale też nieco tych nowszych. Tak jak mówił Ben ważna jest sprawność i cena. Model mu obojętny. To ułatwiało zadanie. Jawa podchodził do każdego z droidów dotykając każdego z nich, lecz niczego nie naciskając lub przełączając. W kilka nawet stuknął ręką nasłuchując dźwięków. Dziwny, a zarazem swoisty sposób sprawdzania stanu droida. Robił to na różne sposoby, nie tylko tak jak w/w. Jednocześnie mamrotał tam coś w swoim języku, lecz pewno jego dwaj towarzysze nie rozumieli co mówi. No cóż sprawdzał roboty dalej. Jeden z nich miał uszkodzony rdzeń pamięci, więc na niewiele się by zdał. Parę kolejnych było... pustych w środku. To atrapy! Bersenthor trochę się zirytował i rzucił tam coś po jawsku w kierunku Toydarianina. Kontynuował więc oględziny. Kolejny krążył w kółko nie robiąc nic innego, drugi miał uszkodzone systemy , a jeszcze inny miał zepsuty wizjer, wiec jako droid był... no cóż... ślepy.
-Jak na razie to sam złom. Może...- już miał zaproponować pójście na inne stoisko, kiedy w oko wpadł mu jeden z droidów astromechanicznych, którego wcześniej nie zauważył. Jeśli oko go nie myliło należał do wciąż obecnych na niektórych rynkach droidów z serii R6. Zbliżył się do niego, mówiąc przy tym coś niezrozumiałego we własnym języku. Obejrzał go dokładnie. Jawowie znani byli ze swoich umiejętności związanych ze wszelką elektroniką. Potrafili mnóstwo rzeczy naprawić i tyle samo sprzedać. Mieli oko i rękę do tego. Astromech wydawał się na sprawny. Przynajmniej jeśli chodzi o Bersenthora. Pozostałe raczej nie przypadły mu do gustu, ale ten powinien wystarczyć Ben So-Dranowi.
-Ten wydaje się dobry. Ile za niego chcesz?- rzekł najpierw do swojego towarzysza, a potem zwrócił się już bezpośrednio do handlarza. To było oczywiste, że Ben zapłaci za zakupiony towar. On miał mu tylko wybrać taki zgadzający się z jego wymaganiami i takiego właśnie też znalazł. Teraz tylko czekał na rozwój wydarzeń.
Image
Awatar użytkownika
Bersenthor Kumari
New One
 
Posty: 54
Rejestracja: 6 Paź 2012, o 21:10

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Mistrz Gry » 6 Sty 2013, o 01:55

So-Dran przyglądał się to Jawie, to Toydarianinowi, to różnym astromechom w oczekiwaniu na wybór Kumariego. Widać było, iż Bersent podchodzi do swojego zadania fachowo, gdyż skrupulatnie badał każdego z wystawionych droidów. W końcu gdzieś z zakamarka wyciągnął jednostkę R6, co prawda nie najnowszy model, ale najlepiej wyglądający spośród całej reszty oferowanej przez skrzydlatego handlarza. Ten w charakterystyczny dla swojej rasy sposób, zatarł ręce i pośpieszył z wyrecytowaniem ceny, oczywiście zachwalając wybór.
- To bardzo dobra, bezawaryjna jednostka, mało używana. Twój mały, Jawa dobrze się spisał i zasłużył na 5 marnych, republikańskich kredytów jałmużny. - odparł z kpiną w głosie Toydarianin - Astromech będzie cię kosztował jedyne 20 peggatów! Bierz póki inni klienci nie zarzucą na niego sieci!
- Bersenthorze co o tym sądzisz? To równowartość około 800 kredytów Republiki, dosyć dużo jak za używaną jednostkę, niewiadomego pochodzenia. - rzekł Ben, mówiąc w taki sposób by słowa dotarły tylko do Bersena - Jestem w stanie zapłacić za niego o połowę mniej. Spróbujesz się potargować z tym kanciarzem? Może spuści nieco z tonu i dobijemy upragnionego targu.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Bersenthor Kumari » 6 Sty 2013, o 08:36

Założył jedną rękę na drugą w oczekiwaniu na odpowiedź niezbyt miłego Toydarianina. Oczywiście jak było do przewidzenia pierw musiał w niebiosa zachwalać swój towar, by zaraz potem znowu go obrazić. Coraz mniej mu się podobał, więc Bersenthor po prostu chciał już to mieć z głowy i najlepiej zniknąć z zasięgu wzroku tego gościa. Westchnął spoglądając na Ben So-Drana. 800 kredytów to raczej niezbyt mała sumka, sam musiał przyznać. Zastanawiało go czemu droidy stoją u niego tak dobrze. Ten jeden jedyny spośród wszystkich wydawał się jak najbardziej sprawny. Reszta ma usterki. Zwiadowca myślał i układał sobie coś w głowie, gdy Ben prosił go o potargowanie się z Toydarianinem. Kumari spojrzał się na niego w zamyśleniu. Po chwili uzmysłowił sobie pewną rzecz. Tyle atrap, zepsutych droidów, które kupił pewno za marne kredyty... coś mu to mówiło. Bersen nie był dobry w negocjacjach tak na sto procent skuteczności, lecz czasem miał przebłyski intelektu. Może teraz mu się też uda. Na to najwyraźniej liczył Ben So-Dran.
-20 peggatów? To trochę za dużo. Interes się nie kręci?- zapytał się w pewnym momencie, po czym ponownie podszedł bliżej astromecha przyglądając mu się mu i innym droidom, także protokolarnym. To widać było na gołe oko, że Toydarianin próbuje sprzedać cokolwiek najpewniej z braku dostatecznej liczby klientów. Ponownie przeniósł wzrok jaskrawych oczu na Toydarianina.
-Może się jakoś dogadamy. Co ci da dostanie 20 peggatów, skoro będziemy twoimi jedynymi klientami pewno przez kolejne tygodnie lub miesiące. Mój przyjaciel chętnie zapłaci połowę tego co zaproponowałeś...- odparł wskazując ręką na korelianina i jednocześnie spoglądając na niego, by mrugnąć charakterystycznie do niego jednym okiem. Najwyraźniej chciał mu dać do zrozumienia, że ma pewien plan i to jest jego część. Miał więc tylko nadzieję, że Ben dostrzegł przesłanie.
-...i za tego typu hojność nie omieszka wspomnieć swoim znajomym o tobie i twoim sklepie. Zarobiłbyś znacznie więcej niż te marne 20 peggatów.- dodał po chwili spoglądając ponownie na toydariańskiego handlarza w nadziei, że jego plan się powiedzie. Kluczem w negocjacji było poznanie sytuacji tego z kimś się targowało, a na oko Bersenthora ten... niezbyt miły handlarz miał pewne kłopoty ze sprzedażą. Świadczył o tym fakt nie tylko posiadania niezbyt dobrego sprzętu, poza tym jednym, lecz też to, iż sprzedaje go za takie wysokie sumy. Odsunął się teraz od astromecha podchodząc do Ben So-Drana i stając obok niego.
Image
Awatar użytkownika
Bersenthor Kumari
New One
 
Posty: 54
Rejestracja: 6 Paź 2012, o 21:10

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Mistrz Gry » 6 Sty 2013, o 15:22

Toydarianin wiedział, że jeżeli nie uda mu się opchnąć droida, to kupcy pójdą po prostu do następnego handlarza. Nie mniej obniżenie stawki o połowę było ujmą na jego honorze, więc skrzydlata istota postanowiła się targować.
- To skandal! 10 peggatów za prawie nowego R6! To bezczelność. - grzmiał sprzedawca, wtrącając co chwila jakieś huttyjskie obelgi - Koo ja maia stiupa! Soboba peggat! Po waszemu 15 peggatów!
- 10 i rozpowiemy o twoich usługach znajomym. - odparł sztywno Jawa.
- Dou na joka! To żarty! - krzyknął Toydarianin - 12 peggatów i ani łupi-łupi mniej!
- Bersenthorze niech będzie. - szepnął Ben So-Dran, wyciągając wyliczoną sumę i przekazując ją właścicielowi sklepu. W końcu Kumari, człowiek i nowonabyty astromech ruszyli w powrotną stronę. Co jakiś czas, robot wesoło pogwizdywał, choć mężczyzna nie wiele rozumiał z tej kakofonii dźwięków.
- Dziękuję ci Bersenie za pomoc. Oto twoja należność. - powiedział So-Dran dająć Jawie 120 kredytów republikańskich - Miło było cię poznać. Szerokiej drogi, gdybyś zdecydował się ruszyć na podbój Galaktyki, to wiedz, że za 3 dni spadam z Mos Eisley. Co prawda jeszcze nie wiem jaki obiorę kierunek, ale to chyba sprawa drugorzędna. Bywaj.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Bersenthor Kumari » 6 Sty 2013, o 15:45

Bersenthor natomiast stał ciągle przy człowieku z założonymi rękami jedna na drugiej i przyglądał się reakcji Toydarianina. Musiał przyznać, że wyglądał on zabawnie, gdy się tak złościł, jednak o tym nie zamierzał wspominać, ponieważ byłoby nici z kupna nowego astromecha dla Ben So-Drana. Jeszcze jakiś czas starał się targować, aż ostatecznie korelianin oznajmił, że zgodzi się na 12 peggatów zapłaty. Jawa tymczasem odetchnął z ulgą, ponieważ to oznaczało, że wreszcie uwolnią się od tej gburowatej namiastki biznesmena.
Wreszcie cała trójka ruszyła w drogę powrotną do statku. Tak naprawdę to nie była jego droga, lecz Bersen postanowił się jeszcze kawałek przejść z So-Dranem. Przyglądał się uważnie droidowi, który co chwila wydawał różnego rodzaju piski. Cóż pod tym względem dobrze jest być jawą. Niemal od urodzenia mają styczność ze wszelką elektroniką włącznie z droidami, więc znajomość ich języka to normalka. Bersen słysząc elektronicznego towarzysza uśmiechnął się.
-Jest zadowolony, ze zabraliśmy go od niego.- oznajmił w stronę człowieka zerkając także na niego. Musiał przyznać, że ostatnie kilka dni były dość ciekawe. Ta cała przygoda związana z klanem Khak, spotkanie Bena. To tylko kilka ostatnich dni. Ciekawiło go co jeszcze życie ma mu do zaoferowania. W międzyczasie wysłuchał podziękowań towarzysza. Odebrał swoją zapłatę. Niczym nie pogardzi. Przy okazji usłyszał, że kapitan odlatuje za jakieś trzy dni planetarne z Mos Eisley. leci z Tatooine. W istocie to byłaby ciekawa przygoda, lecz przed podobną decyzją stał wtedy, gdy ayafa Khak złożyła mu podobną ofertę. Teraz było jednak inaczej. Miał trzy dni do namysłu, no i wracał do swojego klanu, do rodziny i przyjaciół. Mógł więc w razie czego poprosić też o radę.
-Dziękuję za wszystko Ben So-Dran. Rozważę twoją propozycję i w razie czego wiem, gdzie cię szukać. Jednak jeśli mielibyśmy się nie spotkać to niech los ci sprzyja w życiu.- odparł kłaniając się jednocześnie swojemu rozmówcy. Był to wyraz szacunku jakim go w tej chwili obdarzył. W końcu okazał się być uczciwym człowiekiem. Nie oszukał ani jego, ani innych, w dodatku bardzo pomógł. Możliwe, że jeszcze się spotkają, a może też nie. Pewne jest to, że tego spotkania nie zapomni. Odprowadził znajomego wzrokiem, po czym schował plik kredytów i ruszył we własną drogę powrotną. Pierw zahaczył ponownie o inną część targu, gdzie miał zamiar wydać tylko część zarobionych kredytów. Chodziło o kupno niezbędnych rzeczy - jedzenia, picia, części mechanicznych. Uzbierał to do jednego wora, który dostał gratis od pewnego kupca rasy Duros. Nie było to na szczęście zbyt ciężkie. Powinien dać radę. Na szczęście jego klan koczował niedaleko poza miastem. Raptem kilkanaście minut drogi piechotą. Wreszcie udało mu się wydostać z miasta i ruszył w kierunku miejsca, gdzie powinien jeszcze być jego klan. Miał taką nadzieję, gdyż nie wierzył, aby mieli gdzieś się stąd ruszyć bez niego.
Image
Awatar użytkownika
Bersenthor Kumari
New One
 
Posty: 54
Rejestracja: 6 Paź 2012, o 21:10

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Mistrz Gry » 6 Sty 2013, o 23:27

Bersenthor w ostatnich dnia zaliczył naprawdę ciekawą przygodę, zważywszy na fakt, iż nie był żadnym gwiezdnym podróżnikiem ani przedstawicielem "Dużych Ludzi". W skali Jawów niejeden zazdrościłby mu pomysłowości oraz umiejętności. Wszak niewiele było jego pobratymców władających wspólną mową galaktyczną.
Jego marsz do rodzimej ayafy był nadzwyczaj spokojny i nie został zakłócony ani przez pustynną burzę, ani przez Tuskenów. Gdy przestąpił próg fortu klanu pierwszy na powitanie rzucił mu się ojciec, który był szanowanym zbieraszem ayafy. Matka nie wiedziała jeszcze nic o powrocie syna, gdyż przebywała w pomieszczeniu narad.
- M'um m’aloo Eyeta! Cieszę się, że powróciłeś, matka się niepokoiła. - rzekł ojciec w jawaskim - Bersenthor powrócił!
Na głównym placu zebrało się kilku innych Jawów by powitać dawno niewidzianego przybysza i pooglądać jego zdobycz, a być może i wysłuchać opowieści z przygód jakie przeżył Kumari. 21-letni Jawa musiał przywitać się z kimś jeszcze - najwyższą szamanką, która jednocześnie była jego matką.
- Skąd wziąłeś toineepa na to wszystko? Go mob un loo, synku? - pytał ojciec przyglądając się zakupionym przez Bersena przedmiotom, po czym dodał - Przywitaj się z matką.

Kliknij, aby zobaczyć wiadomość od Mistrza Gry
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Bersenthor Kumari » 7 Sty 2013, o 17:59

Wreszcie jego oczom zaczął ukazywać się wyraźny obraz obozowiska założonego przez klan Hekima dokładnie w tym samym miejscu, gdzie był, gdy opuszczał go kilka dni wcześniej. Na niewidocznej twarzy Bersenthora zawitał uśmiech szczęścia. Kiedy wkroczył na teren ayafu jako pierwszy przywitać go wybiegł jego własny ojciec. Na widok bardzo znajomego jawy Kumari tak się ucieszył, że odłożył wór z zakupionymi rzeczami i zaczął się z nim witać. Teraz było widać jaka mocna relacja ich łączy. W końcu widok ojca przytulającego syna to raczej mocny dowód, a młody jawa odwzajemniał to. W końcu jednak puścili się nawzajem, a w międzyczasie podbiegło do nich kilku innych członków klanu Hekima.
-Witaj tato. Witajcie wszyscy.- rzekł do tych, którzy zbierali się przy nim. Byli wśród nich także jego dobrzy przyjaciele i z każdym to się witał. Byli oni bowiem uradowani na jego widok. On natomiast także cieszył się z powrotu do domu. Tym razem był po prostu wyjątkowo długo poza domem, więc pewno zaczęli się martwić o niego. Zauważył, że już kilku jawów zaczęło się interesować zawartością wora. Podobnie ojciec zapytał się o to, więc postanowił wyjaśnić. Podszedł więc do wora gestem ręki prosząc o cierpliwość jeszcze przez moment.
-Długa, długa historia, którą opowiem wam wieczorem, gdy odpocznę. Na razie powiem tylko tyle - miałem szczęście i zarobiłem tyle, że mogłem pozwolić sobie kupić dla nas sporo zapasów. Głównie niezbędne rzeczy.- odezwał się grzebiąc tak w worku, by spróbować pokazać im jego zawartość bez wyciągania z niego czegokolwiek. Wolał po prostu wszystkiego zaś na nowo wrzucać, bo trochę by to zajęło. Członkowie jego klanu widząc te wszystkie rzeczy byli nie tylko zdumieni, ale też zadowoleni, że udało mu się to wszystko zdobyć. Podobnie jego ojciec był zadowolony. Nawet dumny z syna, że tak dba o swoich braci i siostry. Rozumiał też, że syn jest zmęczony, więc z dowiedzeniem się co go spotkało postanowił z resztą klanu poczekać do wieczora.
W międzyczasie Bersen dosłyszał jak ojciec prosi go o to, aby poszedł do pomieszczenia narad przywitać się z matką. Taki też młody Kumari miał zamiar. Zdecydowanie miał ochotę ją ujrzeć. Podobnie jak ojca z czego już się cieszył. Postanowił zostawić ich z worem. W końcu kupił to wszystko za połowę zarobionych kredytów dla nich. Kiedy on poszedł wraz z ojcem do matki zebrani jawowie spokojnie dobierali się do zawartości worka przeglądając bardziej szczegółowo co to przyniósł itd. Właściwie wszyscy w klanie dobrze się znali także bez problemu on i jego towarzysz mogli wejść do pomieszczenia narad w postaci namiotu. W końcu z racji, że w porównaniu do ayafy Khak byli wędrownym klanem to, gdy się zatrzymywali mieszkali albo w piaskoczołgu, albo w rozstawionych namiotach. Głównie w tym drugim i tak też było teraz. Bersenthor wszedł wraz z ojcem do jednego z większych i oczom młodego jawy ukazała mu się matka będąca w ich klanie najwyższą szamanką. Były też inne, choć ich rada szamanek była nieco mniejsza niż klanu Khak. Tu było ich tylko kilka, a tam kilkanaście. Obecnie jednak matka Bersena znajdowała się w namiocie sama. Pozostałe musiały być najwyraźniej w innych miejscach obozowiska.
Kobieta oczywiście przepełniła się radością na widok jedynego syna, więc podobnie jak jej mąż wcześniej podeszła do Bersena i przytuliła go do siebie. On ponownie odwzajemnił się tą samą czułością. Zaczęła się wypytywać czy wszystko z nim dobrze, gdzie się podziewał i co robił. Jawa wyjaśnił, że chciałby odpocząć, choć szamanka namawiała spokojnie i bez żadnych nerwów. Ostatecznie młody Bersen uznał, że nie zaszkodzi jak teraz opowie o wszystkim rodzicom. Usiedli więc razem i Bersen zaczął opowiadać. Nie mając powodu, by ukrywać cokolwiek powiedział dosłownie o wszystkim co go spotkało. O Starszym, o Matce i Radim, o klanie Khak i o tym co zrobił dla wspomnianej ayafy. Opowiedział o Ben So-Dranie oraz mnóstwie innych rzeczy. byli oni zdumieni opowieścią syna, lecz też dumni z niego. Wszak w ciągu tych kilku dni spotkało go wiele, a mimo to nie tylko wyszedł cało, ale też z jego słów wynikało, ze wykazał się niezwykła pomysłowością, a także dobrocią serca, skoro pomagał innemu klanowi. Ojciec wprawdzie wykazał nieco wątpliwości odnośnie tego, że młody Kumari udał się do Fortu klanu, którego osobiście w ogóle nie znał. W jego mniemaniu było to lekko naiwne, albo też po prostu Bersen był zbyt ufny. Matka jednak była jak zwykle tą najbardziej wyrozumiałą. Bersenthor miał to po niej. Rozumiała motywy swojego dziecka. Zwiadowca opowiedział im jeszcze o propozycji jaką złożył mu Ben odnośnie wspólnego odlotu z Tatooine. Początkowo miał pewne wątpliwości odnośnie tego. Wyjaśnił rodzicom, że musi to przemyśleć i że nie chciałby zrobić nic co sprawiłoby im zawód. Tu jednak jednomyślnie orzekli, że cokolwiek nie zrobi będą z niego zawsze dumni. Za to ich kochał, że ma takich wspaniałych rodziców. Naprawdę los był dla niego łaskawy, że urodził się w takim miejscu. W życiu nie chciałby się zamienić miejscem z nikim. W sensie gdyby miał możliwość zmiany swojego pochodzenia, swojej rasy czy planety na której by się urodził to zrezygnowałby z tej możliwości. Był szczęśliwy za to co mu zostało dane. Na koniec powiedział ojcu i matce, że Ben So-Dran odlatuje za 3 planetarne dni i musi się zastanowić. Jawa miał przez chwilę wątpliwości odnośnie tego, lecz żona go uspokoiła wyjaśniając, że klan nie załatwił tu jeszcze wszystkich rzeczy, więc zostaną przynajmniej jeszcze z kilka dni.
Czas mijał spokojnie. Los chciał, ze będąc blisko Mos Eisley nie musieli obawiać się ataku Ludzi Pustyni. Gdy nastał wieczór tego samego dnia, gdy wrócił cały klan zebrał się przy wspólnym ognisku. Ojciec jak zwykle chciał zrobić furorę, więc zorganizował coś na kształt święta takiego jednorazowego. W sensie obchodził szczęśliwy powrót syna, gdy większość zaczynała myśleć, że coś mu się stało. W ten czas też młody zwiadowca opowiedział reszcie klanu o jego dziwacznych przygodach w ciągu tych ostatnich dni. Reszta wieczoru minęła w dość dobrej atmosferze.
Kilka następnych dni niczym się w zasadzie nie różniło od codziennego życia. Nazajutrz Bersenthor się obudził, większość dnia spędził na odpoczynku, spędzaniu czasu z przyjaciółmi i innymi bliskimi, lecz przede wszystkim myślał usilni o propozycji Bena. Na razie nic nie sugerował innym odnośnie tego co zrobił. Sam nie wiedział co robić. Nie zmieniało to faktu, że czas płynął dalej. Minuty, godziny, dni...
Wreszcie zbliżał się koniec drugiego dnia. Był wieczór, zaś słońca Tatooine powoli chyliły się ku zachodowi. Młody zwiadowca siedział sobie na jednej ze skał skąd miał niezły widok na zachodzące na nieboskłonie gwiazdy. Myślał dalej. Wciąż nie potrafił podjąć decyzji. Była ona tak trudna jak tamta propozycja klanu Khak. Wiedział, że jeśli zgodzi się to wtedy opuści swój dom. Ruszy gdzieś tam w świat, którego nie zna. Dotąd jego oczy sięgały pustyń Tatooine i nie znał niczego poza tym obrazem. Gdy jednak zostanie najprawdopodobniej nigdy nie opuści Tatooine. Spędzi resztę życia wędrując z klanem. Widać więc było, że konsekwencje każdej z decyzji były spore i zdawał sobie z tego sprawę. To tym bardziej utrudniało mu podjęcie decyzji. Miał tym razem jednak większa pomoc o czym miał się zaraz przekonać, bowiem w pewnej chwili w pobliżu pokazała się jego matka. Zauważyła siedzącego na skale syna i podeszła do niego siadając tuż obok. Dosłownie dzieliły ich centymetry od siebie.
-Wciąż cię to trapi?- zapytała się syna z charakterystycznym dla niej spokojem w głosie. Taka też była. Wyrozumiała, spokojna, mądra - zawsze każdy mógł polegać na jej radach, a tym bardziej Bersenthor. Poza ojcem była to jedyna osoba na której mógł polegać bezgranicznie. Spojrzał się na matkę.
-Tak, mamo. Nie wiem co robić. Ben powiedział, że odlatuje już jutro... nie mam za wiele czasu, a nie chcę robić nic przez co zawiódłbym was wszystkich.- odpowiedział z pokorą Bersenthor nie spuszczając ze swojej rozmówczyni wzroku swych jaskrawych oczu. Tak wyraźnie bał się tego, że jego decyzja może nie spodobać się komuś. W tym wypadku był to albo ben, albo jego własny klan i rodzice. Musiał przyznać, ze ciekawiło go bardzo co tam jest dalej. Poza Tatooinem. Nie miał jednak odwagi tego zrobić. Nie wiedział czy chce to zrobić. W tym samym czasie szamanka uśmiechnęła się lekko, po czym objęła syna. Mimo swojej pozycji nie bała się w żadnym razie być sobą, a w tej chwili widziała, ze jej dziecko potrzebuje czyjegoś wsparcia.
-Bersenthorze, nie mów tak. Wiesz czego nauczył mnie twój dziadek, a mój ojciec? Każdy z nas ma prawo iść taką ścieżką jaka wydaje mu się słuszna. Cokolwiek postanowisz wiedz, że ja i twój ojciec będziemy z ciebie zawsze dumni.- odpowiedziała najwyższa szamanka wciąż nie puszczając swojego dziecka z objęć. Ten jednak z jakiś powodów nie odważył się odwzajemnić uczynku. Był zbyt zakłopotany z powodu swoich myśli. Jednak mimo to słowa rodzicielki sprawiły, że kamień spadł mu z serca. Ponownie spojrzał się na nią tym razem już nieco bardziej uśmiechnięty. Zawsze zastanawiał się jak jego matka to robi. Zawsze wie co powiedzieć i jak pomóc. Dzisiejszego dnia kobieta nie miała już żadnych obowiązków typu narady czy spotkania, więc zdecydowała się spędzić ten czas z synem.
W nocy młody jawa nie mógł spać. Rozważał ciągle propozycję Ben So-Drana, pamiętając przy tym wszystko co powiedziała mu matka. Nim zdążył usnąć Bersenthor podjął już decyzję o której miał zamiar powiadomić innych rano.
Nazajutrz się zbudził i zaczął szykować się w drogę. Postanowił wziąć ze sobą jakąś podręczną torbę do noszenia na ramieniu, kilka niezbędnych rzeczy oraz swoją broń. Bez niej nigdzie by się nie wybrał. Musiał być gotowy, gdyż najpóźniej do końca dzisiejszego dnia Ben miał odlecieć z planety. Kiedy się już w miarę wyszykował postanowił pójść do rodziców, by powiedzieć im o wszystkim. To co powiedziała jego matka zeszłego dnia było prawdą- ona i jej mąż przyjęli te wieści ze spokojem, choć nie tylko. W końcu tak bardzo kochali syna, ze z drugiej strony byli przepełnieni smutkiem, że ich opuszcza. Przeważała jednak nad tym radość, że sam chce podejmować decyzje. Kierować własnym losem. Nie chcieli, aby oni lub też klan był ciężarem dla niego.
Wkrótce wieści rozeszły si po całym klanie Hekima. Wiedzieli już wszyscy. Przynajmniej ci co znali Bersenthora. Nie każdy rozumiał jego decyzję, lecz byli też tacy mający podobne stanowisko co rodzice młodego jawy. Wspierali jego decyzję. Zbliżało się popołudnie, a na spotkanie z nim przyszła ponownie najwyższa szamanka. Porozmawiali razem chwilę.
-Boję się, że nigdy was już nie zobaczę.- stwierdził w pewnej chwili ów konwersacji Bersen ujawniając tym samym przed rodzicielką swoje pozostałości wczorajszych wątpliwości, które jeszcze mu zostały. Jego matka pierw spojrzała się na spakowane przez niego rzeczy, a potem na niego samego.
-Zobaczysz, a gdy ten dzień nastanie będzie on najszczęśliwszym w moim życiu.- rzekła w stronę swojego rozmówcy tym samym podnosząc go na duchu. Nie miał powodu, aby jej nie wierzyć, więc uznał, że ma rację. Choć Tatooine jest ogromne to nie było powodu, aby mieli się nigdy nie zobaczyć. Resztę czasu młody jawa spędził na rozmowie z rodziną i innymi, gdy jeszcze szykował się w drogę. W końcu jednak nastała ta chwila, gdy musiał opuścić klan. Przy wyjściu z obozowiska zebrała się spora część ayafy wraz z jego ojcem i matką. Wszyscy postanowili go pożegnać i życzyć mu pomyślnego losu. Jednocześnie najwyższa szamanka oznajmiła, że zawsze będzie członkiem ayafy i jeśli przyjdzie dzień jego powrotu przyjmą go z otwartymi rękami jak swojego. Bersenthor był wdzięczny wszystkim za to co dla niego do tej pory zrobili. Na koniec zostawił pożegnanie się z rodzicami nim miał ruszyć do Mos Eisley na spotkanie z Benem. Ojciec życzył mu szczęścia i oczywiście, by uważał na siebie. Matka będąc rzecz jasna szamanką życzyła, aby los mu sprzyjał i że zawsze będzie przy nim czuwać, gdziekolwiek będzie. Młody zwiadowca nie zamierzał jednak odejść tak po prostu nie zostawiając niczego po sobie. Miał pewien naszyjnik i choć był to prezent od klanu Khak to postanowił podarować go matce, by przypominał jej o nim. Ona jednak grzecznie odmówiła. Dotknęła jednak dłońmi kła na naszyjniki, pobłogosławiła go według zwyczajów jawów. Powiedziała, by go zatrzymał. Będzie mu przypominał o domu i o tych na których mu naprawdę zależy. Jawa zgodził się z nią i nałożył naszyjnik na siebie tak, że zwisał mu teraz z szyi, jeśli jakąkolwiek miał. W końcu nikt dotąd nie ujrzał twarzy jawy. Jedynie oni sami wiedzieli jak wyglądają. Najprawdopodobniej.
Ruszył w drogę, lecz w pewnym momencie się zatrzymał i obejrzał się za siebie. Jego klan wciąż stał przy wejściu do obozowiska. Kiwnął w ich stronę głowa jeszcze raz w geście pożegnania, ale też chcąc dać znać, że nic mu nie będzie i jeszcze wróci. Następnie spojrzał się w stronę miasta, gdzie ostatecznie ruszył. Jego celem było dotarcie do lądowiska na którym stał YT-1300 należący do Ben So-Drana. Miał przy sobie wcześniej wspomnianą prowizoryczną torbę z kilkoma rzeczami, na plecach w kaburze zawieszony karabin blasterowy jawów, a także to w czym zawsze chodził. Swoje szaty, chustę, prowizoryczny pancerz. Wziął po prostu niezbędne rzeczy. W ten oto sposób miał zamiar zacząć nowy rozdział w swoim życiu. Zmierzał więc w stronę lądowiska, by znaleźć Bena.
Image
Awatar użytkownika
Bersenthor Kumari
New One
 
Posty: 54
Rejestracja: 6 Paź 2012, o 21:10

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Mistrz Gry » 7 Sty 2013, o 23:23

Gdy Bersenthor doszedł do Mos Eisley, była godzina 12 czasu lokalnego, a więc na dworze panowała ogromna spiekota. Nieprędko przedarł się przez zatłoczony kosmoport, aż w końcu odnalazł lądowisko znajomego człowieka. Mógł się uradować, gdyż przestarzały już nieco YT-1300 wciąż znajdował się na swoim miejscu, choć widać było krzątaninę portowych urzędników, a także dwóch znajomych droidów - protokolarnego oraz R6, który So-Dran nabył po konsultacji z Kumarim.
- Witaj Bersenie. - zaskoczył Jawę Ben, wychodząc zza jego pleców - Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, iż postanowisz wyruszyć ze mną, nie mniej cieszy mnie twoja decyzja. Na łajbie wybierz sobie którąś koję w pomieszczeniu dla załogi. Magazyn mamy pełny, od trofeów łowieckich, przez dwa śmigacze po kilka skrzynek lokalnego wina. Szczerze mówiąc, nie wiem z czego oni je tu wytwarzają.
Właściciel lekkiego, koreliańskiego frachtowca przerwał na chwilę, by odbyć rozmowę z urzędnikiem. Oprócz tego musiał uiścić standardową opłatę w łupi-łupi, oczywiście zawyżoną o "napiwek", bez którego zarządca lądowiska zapewne utrudniałby start.
- Cóż, muszę jeszcze skoczyć do centrali, gdyż jeszcze się targują o kwotę transportu. Dlatego też nie wiem, do którego kosmoportu najpierw zawitamy. - mruknął Ben - Jedno jest pewne, Zewnętrznych Rubieży nie opuścimy. Zapraszam na statek, za kilka minut do ciebie dołączę.
- Czy aby Pan Bersenthor leciał z nami? - spytał droid - Może pomóc wnieść bagaż? Na tego R6 nie ma Pan co liczyć, tylko świergocze jakby nie wiadomo z czego było się cieszyć. W końcu to tylko kolejna podróż.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Bersenthor Kumari » 8 Sty 2013, o 07:44

Rzeczywiście wszechobecny upał był niemal nie do zniesienia, lecz jawowie już zdążyli się przyzwyczaić do tego typu sytuacji. Choć też to było dla nich trudne to jednak w pewnym stopniu lepiej znosili wysokie temperatury od innych istot. Dzisiejszego dnia ruch w mieście był wyjątkowo duży, dlatego sporo czasu mu zajęło nim przecisnął się przez niego docierając w końcu do upragnionego kosmoportu, w którym w końcu na jednym z lądowisk ujrzał posadzonego YT-1300. W jego pobliżu kręciły się dwa znajome droidy - protokolarny i R6 polecony przez samego Kumariego.
Niespodziewanie usłyszał czyiś głos za swoimi plecami, więc szybko się spojrzał. Ujrzał wtem Ben So-Drana idącego na pozycję przed nim. Widać po jego twarzy był mile zaskoczony jego obecnością. Czyżby się nie spodziewał, że przyjmie jego propozycję? No w sumie racja o mało co, aby tego nie zrobił. No ale jednak stał tu teraz ze swoimi rzeczami, przynajmniej tymi niezbędnymi, gotów do odlotu w każdej chwili, gdy tylko wejdzie na pokład i zadomowi się w jednym z pomieszczeń.
W międzyczasie Ben przerwał na moment rozmowę, by pogadać sobie z urzędnikiem. Natomiast Bersenthor spojrzał się na droidy, a potem na swojego znajomego rozmyślając trochę o jego słowach odnośnie magazynu. Nie chciał wiedzieć z czego robią tutejsze trunki. O ile jawowie robili własne napoje o tyle w miejscu takim jak Mos Eisley pewno mogli zrobić je z dosłownie czegokolwiek, więc lepiej nie drążyć tematu. Chyba, że się martwi o jakieś choroby czy uszkodzenia ciała na zewnątrz lub wewnątrz po ich wypiciu. Wtedy może kogoś o to zapytać.
Kilka chwil później So-Dran oznajmił, że musi jeszcze gdzieś iść, tak więc go zostawił tu samego z droidami. Młody jawa położył jeszcze na chwilę wór, by sprawdzić co wziął. Czasu na powrót po dodatkowe rzeczy nie było i wiedział o tym. Po prostu chciał jeszcze raz obadać co konkretnie wziął. Jak na razie wszystko mu pasowało. Ponownie zarzucił prowizoryczną torbę na ramię i spojrzał się na droida protokolarnego, który odezwał się w pewnej chwili do niego. W trakcie tej konwersacji zerknął też na R6, lecz ostatecznie wzrok jaskrawych oczu zwiadowcy spoczął na tym większym droidzie.
-Dla niego niekoniecznie. Dzięki, sam wniosę.- odparł w kierunku elektronicznego rozmówcy, po czym wymijając go ruszył na statek. W końcu trzeba było wejść na jego pokład i zadomowić się jakoś. Ben polecił mu znaleźć dla siebie jakąś koję. Niezbyt wiedział o co chodzi, ponieważ nigdy na statkach nie leciał. Nie zdążył się jednak zapytać, więc musiał improwizować. Szukał więc czegoś co by wyglądało na łóżko. Z jakiegoś powodu pomyślał, że może o to chodzić. W końcu chyba nie śpią na tych statkach na skrzyniach lub na podłodze, nie? Wreszcie po paru minutach Bersenthor znalazł jakieś pomieszczenie wyglądające na niezamieszkane. W środku było łóżko i choć pokój nie był spory rozmiarów, w końcu to nie luksusowa jednostka, to komuś jego rozmiarów to nie przeszkadzało. Położył na razie torbę na łóżko. Postanowił rozpakować się później. W trakcie lotu na pewno będzie miał na to dużo czasu. Natomiast teraz powinien chyba być dostępny w razie jakby Ben coś chciał. Zostawiając więc swoje rzeczy w torbie na łóżku wyszedł z pomieszczenia. Rozejrzał się trochę po korytarzu i postanowił ruszyć z powrotem do wyjścia. Stanął na pokładzie YT-1300 przy włazie wyjściowym, by tam poczekać na kapitana.
Image
Awatar użytkownika
Bersenthor Kumari
New One
 
Posty: 54
Rejestracja: 6 Paź 2012, o 21:10

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Mistrz Gry » 8 Sty 2013, o 22:40

Po kilkunastu minutach Ben wkroczył na swój statek i od razu ruszył do kokpitu, by przygotować maszynę do startu. Wszystkie procedury i opłaty portowe zostały już wykonane, pozostało jedynie odpalić silniki i opuścić gorącą i piaszczystą Tatooine. Nim jednak So-Dran rozpoczął kolejny transport odnalazł Jawę w kajucie dla załogi.
- Widzę, że już się ulokowałeś. Bardzo dobrze, masz tu sporo miejsca, jak widzisz jeszcze trzy koje są wolne. Za chwilę ruszamy, pewnie zastanawiasz się jaki świat jest naszym celem. Otóż nasz kierunek to Rodia, a konkretnie rolnicze miasto Yusk. - rzekł Ben - Jestem przekonany, że na Tatooine już miałeś do czynienia z Rodianami. O ile podróżnicy jako tak posługują się basickiem o tyle na ich rodzimej planecie lepiej mieć tłumacza bądź znać podstawowe zwroty. Jeżeli chciałbyś oglądać opuszczenie atmosfery oraz skok nadprzestrzenny to zapraszam Cię Bersenthorze do kokpitu.
Człowiek zajął miejsce przeznaczone dla pierwszego pilota. Nabycie astromecha R6 zdecydowanie odciążyło jego obowiązki, gdyż nawigacją zajął się mały droid. Robot protokloarny zajął miejsce na kanapie w mesie i był nadzwyczaj cichy. Pewnie nie przepadał za podróżami kosmicznymi. Chwilę później YT-1300 uniósł się i ruszył w górę, by opuścić Tatooine.
Awatar użytkownika
Mistrz Gry
Mistrz Gry
 
Posty: 6994
Rejestracja: 3 Maj 2010, o 19:02

Re: [Tatooine] Ku gwiazdom

Postprzez Bersenthor Kumari » 9 Sty 2013, o 15:54

Kiedy Ben wreszcie wrócił na statek jawa mógł już spokojnie przestać pilnować włazu wejściowego. Wcześniej w końcu ktoś mógł wejść na pokład i ten ktoś niekoniecznie mógłby mieć dobre zamiary. Postanowił w tej chwili wrócić się na moment do pomieszczenia, gdzie znajdowało się jego łóżko. Kiedy tam dotarł zaczął jeszcze raz przeglądać zabrane rzeczy. Na plecach wciąż miał kaburę z karabinem. Wyciągnął go na moment, by przejrzeć jego stan.
Akurat wtedy pojawił się kapitan, więc Bersenthor odwrócił się do niego z karabinem w ręce. Był jednak opuszczony i zabezpieczony, więc raczej Korelianin nie miał co się bać. Zwiadowca ulokował go z powrotem na plecach wysłuchując jednocześnie tego co miał mu do powiedzenia Ben. Dowiedział się dzięki temu m.in. że lecą na planetę Rodia. Słyszał o niej od niektórych Rodian. Przechwalali planetę za to, ze jest tam mnóstwo lasu, a i atmosfera podobno lepsza niż na Tatooine. Bersen nie miał pewności co do tych informacji, bo w końcu całe dotychczasowe życie spędził na pustynnej planecie. Był przyzwyczajony do tego typu klimatu. Jemu piasek nie przeszkadzał. Ba, teraz jego brak będzie pewnym dyskomfortem, lecz powinien się przyzwyczaić do tego.
Posłuchał jeszcze tylko ostatniej wypowiedzi So-Drana odnośnie Rodian oraz kilka dodatkowych rzeczy o nich samych. Dobrze w takim razie, że mają droida protokolarnego, skoro będą potrzebowali tłumacza, żeby porozumieć się z rdzennymi mieszkańcami Rodii. Zostawiając swoje rzeczy na łóżku Jawa ruszył za Człowiekiem w kierunku kokpitu. Tam kapitan usiadł za sterami, zaś R6 też nieco pomagał. W zasadzie to jednak sporo, gdyż taki astromechaniczny droid potrafi bardzo odciążyć kogoś od części obowiązków. Kilka chwil potem Bersenthor ujrzał przez okienka kokpitu jak powoli zaczynają się wznosić pierw od powierzchni kosmoportu, a następnie dalej w górę przez chmury. Dla kogoś takiego jak on był to niezwykły widok. Jego pierwsza podróż. Po raz pierwszy w życiu opuszczał Tatooine o czym pewno niewielu Jawów tam żyjących mogło powiedzieć.
Image
Awatar użytkownika
Bersenthor Kumari
New One
 
Posty: 54
Rejestracja: 6 Paź 2012, o 21:10

PoprzedniaNastępna

Wróć do Archiwum

cron