Podczas gdy Oto'reekh głęboko medytował, David postanowił dokładniej zbadać jaskinię. Nie było tu kości żadnych humanoidalnych istot, jedynie jakieś szczątki mniejszych zwierząt. Turouga zaskakiwał względny porządek, jak na takie odludne miejsce, choć starał się to tłumaczyć wizytami w grocie jakiś nomadów. Jedi w myślach chwalił zachowanie owych przybyszy, którzy zostawiali drewno dla następnych grup koczujących w grocie. Oprócz tego, odnalazł naścienne pułki, skrywające w sobie m.in. krzesiwo czy zestaw jakiś ziół. Dawny uczeń Bardoka i Hadyyka, pomyślał, że i on z Oto'reekhiem powinien coś zostawić. Nie zastanawiając się długo sięgnął do swojego pasa i wyciągnął zestaw gaz oraz jedną buteleczkę z bactą.
Chyba to wystarczająca zapłata, za pobyt tutaj... - mruknął pod nosem, po czym odwrócił się w stronę Ganda, jednak ten dalej pozostawał w jednej pozycji. Rycerz Jedi zerknął na chronometr i ze zdziwieniem odkrył, że minęły już dwie godziny. Nie mając nic ciekawego do roboty, przysiadł przy wejściu do jaskini smoka Krayta i zaczął rozmyślać o swoich zanojomych. O Peterze, który przepadł jak kamień w wodzie, o mistrzu Hadyyku, z którym nie widział się od misji na Drunost, o celu tutejszej misji, czyli Dagosie Bardoku. Jego myśli skierowały się również w okół trójki młodych adeptów - Emmy, Vuula oraz Toma, a także sympatycznego droida Harvosa.
Czyżby to była tęsknota... - pomyślał, leczy szybko skarcił się, ponieważ wiedział, że Jedi powinien wstrzymywać się od pewnych emocji, a przynajmniej podczas wykonywania misji. Jeszcze raz zerknął na Oto'reekha, jednak ten niewzruszony trwał w pozycji siedzącej.
- Gdzie jesteś Dagosie... - mruknął Turoug, po czym wprowadził się w stan pół-medytacji, która pozwalała zachować świadomość, a jednocześnie regenerowała siły zmęczonego i spragnionego Jedi...