Curse ruszył w stronę kolejnego wyjścia, w głowie wirowało mu od myśli i bólu a mały natrętny głos znowu odezwał się raniąc głosem jego zniszczony już umysł.
-Słuchaj mnie tępaku! Jestem tu by ci pomóc! A teraz, jeśli łaska przejdź przez te drzwi i idź korytarzem w lewo. Powinno tam być przejście które zaprowadzi cię do głównego korytarza. Nie mówię że będzie łatwo, ale mam nadzieję że sobie poradzisz. Rozumiemy się?
-Dobra, dobra...
Odparł Curse w myślach po czym ruszył w drogę którą oświetlała mu jedna słaba żarówka dająca blade światło na zielone obdrapane ściany. Do jego nozdrzy dostał się zapach zgnilizny, był on tak mocny że omal nie powalił zabraka na ziemię. Curse zachwiał się i przytrzymał ściany by nie upaść.
-Co jest? Ten miły zapaszek ci przeszkadza? Nie bądź dzieckiem!
-Zamknij się!
Wychrypiał mężczyzna po czym splunął na ziemię i zatkał nos.
-Jestem szalony! Gadam sam do siebie, nie wiem kim jestem i gdzie jestem! Jestem szalony!
Zrozpaczony Curse ruszył do przodu w poszukiwaniu wyjścia z tego mrocznego kompleksu badań... Chciał poczuć świeże powietrze i zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi, to szaleństwo ogarniało go z każdą sekundą, z każdym momentem gdy biły jego serca, w każdej chwili mrugnięcia, jego umysł pulsował od mieszaniny informacji i chemikaliów. Coś mrocznego i przerażającego w głębi niego samego kazało mu iść dalej...