- Przejmuję go! - rzekł zdecydowanym tonem Saillock.
- Jak to? Sam? - spytał zdezorientowany strażnik, prowadzący Yadrra.
- Podinspektor Earn Dullock, służby bezpieczeństwa. - odparł od niechcenia Devaronianin - Masz z tym jakiś problem?
- Nie sir. - mruknął przepraszająco człowiek, któremu pomagał Rodianin i jeszcze jeden mężczyzna w stroju straży kosmoportu - Możemy Panu pomóc.
- Dam sobie z nim radę, zabezpieczcie lądowiska. Pewnie nie działał sam. - burknął Vilmarh, wyraźnie zirytowany przedłużającą się rozmową - Do zadań.
- Tak jest, sir! - krzyknęła trójka funkcjonariuszy, jedynie przyklepując swoją głupotę, gdyż żaden akt prawny nie mówił o ich podwładności wobec pracowników służby bezpieczeństwa. Devish w nieco brutalny sposób przejął Dustina, jednak musiał kontynuować teatrzyk by być wiarygodnym. Jego towarzysz mógłby przysiąc że coś strzeliło mu w obojczyku, jednak była to mała cena, wobec kary śmierci na jaką zapewne zostałby skazany.
Obaj niezwykle szybko opuścili strefę kosmoportu i już poza widokiem kamer, Devaronianin przeciął kajdanki na dłoniach Yadrra, swym mieczem świetlnym. Znajdowali się w ciasnej alejce między dwoma wysokimi kamienicami. Człowiek w końcu mógł spokojniej odetchnąć i pomasować obolałe nadgarstki.
- Na górę. Te drabiny są już przerdzewiałe, ale Dullus nie zdoła wylądować w tym zadupiu. - mruknął Saillock - Nie ma czasu do stracenia, potem się pożalisz. Całe szczęście, że nie odratowali tego Kodo Rhana i obyło się bez wścibskich mediów. Tak udało mi się zapętlić monitoring, więc nie mają naszych twarzy. A teraz zapierdalaj na górę, jeśli ci życie miłe.
Przed łowcami czekała długa droga w górę. W końcu musieli ją przebyć błyskawicznie, gdyż ktoś zorientuje się, że morderca zaginął razem z niedorzecznym funkcjonariuszem służby bezpieczeństwa.