Planeta Taris, po wojnie, straciła swój wigor, swój blask, swoją duszę.
Teraz to szczątki ogromnej aglomeracji, ciągnącej się ponad ziemie, jak i w głąb, wiele kilometrów, tworząc zalążki dzikich kolatorów, na wplecione w połacie zielonych, wielkich drzew i miejsc czystej, nieskażonej natury.
To miejsce nie jest objęte żadnym prawem. Żadne społeczeństwo nie zarządza tą planetą, choć wielu próbowało.
A jednak dwójka nietuzinkowych bohaterów wybrała właśnie tą planetę na cel swojej podróży. To tutaj Tren Dinmaar, Chiss potrafiący wplątać się w niejedną, niebezpieczną sprawę, by później wyjść z niej mądrzejszym o przeżycia, pragnął odzyskać swój wewnętrzny spokój. Poprzez vendettę na swoim dawnym przyjacielu, Maliku, który najprawdopodobniej ukrywał się na tej planecie.
CUB3 beznamiętnie przyglądał się, jak jego pan, Navik, odzyskuje przytomność.
- Co, co się stało? Żyjemy? - zapytał otępiały Riodianin, spoglądając na androida.
- Tak paniczu. Dotarliśmy, zgodnie z twoimi wytycznymi, na Taris. Niestety nie podałeś mi dalszych zadań do wykonania, więc moja aktywność w tym momencie jest na poziomie 7,085%.
- Tak, tak. Taris. Czemu, do jasnej cholery, jesteśmy na Taris?! - krzyknął Navik, wstając gwałtownie i rozglądając się po kabinie.
CUB3 nie wyglądał, jakby kwapił się do odpowiedzi. Jedynie Tren lub KL3R mogli mu odpowiedź na niezmiernie irytujące pytanie, które drażniło pilota, a co ważniejsze, musieli podjąć decyzję, co dalej z rodianinem, androidem, zapasem futer oraz...gdzie zacząć poszukiwania Malika.