Zachowanie Trena było idiotycznie. I to mówiąc delikatnie.
Nie mając żadnych szans na konfrontację, rzucił sie do samobójczego ataku. Kompletnie nie nauczony wcześniejszymi wydarzeniami, a było ich sporo i były one dość niezwykłej natury, zrobił coś, czego w sumie nikt się nie spodziewał.
Dwójka łowców zdążyła paść do momentu, gdy reszta oprzytomniała z zaskoczenia. Ani Chiss, ani czasowo bezbronny cyborg nie mieli pojęcia, że nie mogli zginąć. Chociaż połowa kłusowników bardzo by chciała przerobić Kelera na ozdobne wisiorki, a z ciemnoniebieskiej skóry Trena podkładki pod naczynia, nie dostali takiego polecenia.
Ale co by nie mówić o Srebrnych Maskach, rozkazów słuchali, jak własnych rodzicielek, nawet jeśli myśleli zupełnie przeciwnie.
Kiedy padły blasterowe strzały, adrenalina wręcz zaczęła parować z kobiety. Zdezorientowana, dopiero po chwili uświadomiła sobie, że nie grozi im nic, co zaraz wyjdzie z zarośli. Chociaż były barman myślał, że mogli to być konkurujący kłusownicy, okazało się, że to trójka Srebrnych Masek, która wróciła ze zwiadu i kierowała swoje strzały prosto w Kelera. I to właśnie wtedy, kiedy sprawność bojowa cyborga miała zostać aktywowana za cztery sekundy.
Na szczęście tylko trzy błyskawice dosięgły KL3Ra, a dokładniej jego lewe ramię. Strzały seryjnie odcięły cyborgowi mechaniczną kończynę w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą istniał środek pomiędzy łokciem, a barkiem.
Metaliczny dźwięk oznajmił, iż niewładna już część ciała cyborga padła na ziemię, a z niewielkiego kikuta wystawały poszarpane druciki, kable, które oplatały spalone mikroprocesory. Niewielki, szary dymek uleciał w kierunku szarości nad Taris.
- Jasna cholera, chłopaki. Ale nas wystraszyliście – odrzekła kobieta do zwiadowców, którzy właśnie wyszli z zarośli.
W międzyczasie najchudszy z kłusowników, również w masce, szybko doskoczył do Trena i od tyłu przyłożył mu kolba blastera w skroń. Ten upadł, a na czarnych, tłustych włosach pojawiła się brunatna maź.
- Obyś go nie zabił, Floopy – rzucił szorstko człowiek z blizną. – Zabieramy ich – mówiąc to, zwrócił się do twi’leka, który, jak na smyczy, pilnował cyborga. Ten kiwnął głową i nacisnął kilka przycisków, po czym ciała KL3Ra zatrzęsło się, a ona sam bezwładnie opadł na ziemię.
***
- Inwalida-cyborg i śmierdząca kupa debila. Zaiste, niezła z was para.
Takie słowa usłyszeli obaj partnerzy. O dziwo, odzyskali świadomość prawie w tym samym czasie. Tren, przywiązany do stołu chirurgicznego, mógł jedynie ruszać głową, leżąc pod kątem kilkunastu stopni. Zdążał dojrzeć kompana, który bez jednej ręki siedział przy dużym, metalowym stole. Do głowy podłączonych miał kilka kabelków. Musiały one w jakiś sposób sterować Kelerem, gdyż ten nie zachowywał się właśnie tak, w takiej właśnie sytuacji. Czyli spokojnie.
Na stole leżało nieduże urządzenie, które wyświetlało skomplikowane wzory. Na górze ekranu odliczany czas, zbliżał się do zera. Kiedy w końcu osiągnął cel, zapaliła się czerwona dioda na ekranie urządzenia, a blatu stołu, a dokładniej z niewielkiego zgrubienia, wystrzeliło coś długiego i cienkiego, zakończonego żółtym punkcikiem. Celując prosto w otwartą, mechaniczną ranę, zagłębiło się w nią na kilkanaście centymetrów. To, co poczuł organiczne części ciała KL3Ra nie można było porównać do niczego, czego doświadczył cyborg. Ból był niewyobrażalny i na tyle specyficzny, że nic, co w umyśle i w danych zapisanych na dyskach Kelera, nie znało skutecznej obrony przed nim.
- Cyborgu – odezwał się ponownie głos. – Masz dwie minuty, by rozwiązać to wiązanie techno chemiczne, podając szczegółowo skład mieszanki. Jeśli nie zdołasz tego zrobić, powtórzymy łaskotanie twojego ciała. Twojemu przyjacielowi także, jednak coś może bardziej subtelnego.
Głos był spokojny, jakby zmęczony i dochodził z każdej strony.
- A ty Trenie, Dinmaarze wyjaw, co do diabła tu robisz?