Content

Archiwum

[Taris] Bitwa o planetę

W tym miejscu znajdują się wszystkie zakończone questy, których akcja toczyła się na Taris.

[Taris] Bitwa o planetę

Postprzez Peter Covell » 4 Gru 2009, o 13:53

Akcja przenosi się z [Taris] Tymczasowa baza wojskowa Nowej Republiki

Yves Cinn przez owiewkę kabiny myśliwca przypatrywała się flocie Nowej Republiki. Zdecydowanie największe wrażenie robiły kalamariańskie krążowniki MC80 i MC90, które swoimi rozmiarami i uzbrojeniem znacznie przewyższały, otaczające je, lekkie jednostki wsparcia, takie jak koreliańskie korwety czy kanonierki.
-Hej, aparatura pokładowa wykrywa jakieś zakłócenia. - powiedziała Anya Bailo przerywając zarządzoną wcześniej ciszę - Co do chole...?
Nie skończyła, bowiem przed Eskadrą Piorunów nagle zmaterializowały się imperialny gwiezdny niszczyciel, zaś chwilę później dołączyło do niego kilka kolejnych okrętów tej samej klasy.
-Unik! - rozkazał Kel - Spadamy z ich pola ostrzału!
Jedenaście maszyn typu X-Wing gwałtownie zmieniło kierunek lotu i pomknęło z powrotem w stronę planety, gdzie flota powoli zaczynała wykonywać pierwsze ruchy ustawiając się tak, by jak najskuteczniej odeprzeć imperialny atak. Yves zerknęła przez ramię i zobaczyła, że hangary niszczycieli opuszczają myśliwce typu TIE, głównie stare, ale wciąż używane na dużą skalę, "gały", lecz nie brakowało także TIE Interceptorów. Na ich spotkanie ruszały dziesiątki maszyn republikańskich - niestety, na razie nie było widać ich zbyt wiele.
-Dorwą nas "skosy" za minutę! - ostrzegł Kavis
-Przygotować się do walki, dwunastu bandytów leci do nas z godziny dziesiątej. - uzupełnił Kel - Tylko bez szaleństw i ostrożni mi z tymi imperialcami!
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Taris]Bitwa o planetę

Postprzez Conrad Calius » 7 Gru 2009, o 09:58

Conrad leciał w szyku kontrolując ciągle odległośc wrogów od Xwingów. Nikt nie spodziewał się udzerzenia w tym sektorze więc mimo sporego zgrupowania sił Republikańskich byli zaskoczeni. Conrad leciał równo ciągle myśląc o braku torped. Musieli sobie radzić jedynie z działkami laserowymi. W końcu odlecieli na odległość gdzie niszczyciele nie mogły ostrzeliwać myśliwców z turbolaserów. Zwrócili się w szyku ku nadlatującym maszynom. Dwanaście TIE minęło ich ostrzeliwujuąc ale nietrafiając. Obawiał się głównie o nowych którzy pierwszy raz dopiero stawli w tak nierównej walce. Musiał dać z siebie wszystko. Wykonał unik gdy imperialne myśliwce ich mijały i gwałtownie zmniejszył ciąg czując jak krew uderza mu do mózgu. skręcił wolantem i dodał ciąg zawracając maszynę. Patrzył jak zwinne TIE też próbują zrobić nawrót. Niwelatory przeciążeń ledwo nadążały gdy Calius ustawiał maszynę dziobem przed zawracającego wroga. Ostatni myśliwiec znalazłsię w celowniku Conrada. Ten nacisnął za spust i kilka laserowych wiązek pomknęło ku myśliwcowi wroga. TIE ostrzeżony przedwczesnym strzałem Conrada zaczął robić uniki ale ciąg X-winga na maxie już doganiał TIE. Conrad ponownie nacisnął na spust gdy dokładnie na środku celownika znalazł się płat wrogiej maszyny. Przedziurawił go i trafił w kokpit w którym powietrze musiało się zagotować. TIE wpadł w niekontrolowany korkociąg aż silniki jonowe mysliwca wybuchły pochłaniając pierwszy myśliwiec wroga w tej bitwie. Conrad wrócił teraz do szyku kryjąc Yves na jej skrzydle.
Image
Awatar użytkownika
Conrad Calius
New One
 
Posty: 60
Rejestracja: 14 Kwi 2009, o 20:09

Re: [Taris]Bitwa o planetę

Postprzez Peter Covell » 8 Gru 2009, o 20:13

Bitwa na orbicie.
-Pilnujcie Szóstki! - przypomniał Kel, gdy zielone smugi laserów przemknęły zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od X-Winga Ester - Za wszelką cenę ochrzaniać Szóstkę!
Yves rzuciła okiem na myśliwiec należący do Hawkeye, ale natychmiast przeniosła wzrok na, nadlatujący z naprzeciwka, imperialny myśliwiec przechwytujący. Jego pilot otworzył ogień z działek, gdy tylko Cinn znalazła się w ich zasięgu i w jej kokpicie rozległ się głośny syk osłon, a także alarmujące okrzyki astrodroida. Nie zważając na nie, nakierowała siatkę celownika na kokpit "skosa", ustawiła działka na jednoczesne oddanie strzałów i pociągnęła za spust. Cztery laserowe wiązki pomknęły w kierunku TIE i zamieniły go w ognistą kulę, przez którą chwilę później przeleciała Yves.
-I to właśnie jest przewaga, jaką dają osłony... - mruknęła pod nosem
Poczucie tryumfu jednak szybko zniknęło. Dokładnie przed nimi z nadprzestrzeni wyskoczył gwiezdny niszczyciel klasy Super - niemal dwudziestokilometrowej długości okręt, dysponujący siłą ognia zdolną do zmiecienia większości zgrupowań floty, jakie można mu przeciwstawić. Na szczęście dla Republiki, jej siły w tym sektorze również nie były małe.
-Wielki skurwysyn. - jęknął z niezadowoleniem Kavis
-Cicho. - upomniał Kel strącając imperialny myśliwiec - W naszą stronę lecą cztery eskadry TIE, ale niedługo dołączy do nas trzydzieści sześć X-Wingów. Trzymać się i pilnować Szóstki...

Wiem, że bez polotu, ale chodziło jedynie o pchnięcie do przodu całości, by móc wprowadzić do wątku pozostałych graczy.

*****

Akcja przenosi się z [Taris] Wielka ucieczka!

Ukryte działania.
Jay z niesmakiem, niemal obrzydzeniem, spojrzała na republikański mundur, jaki miała na sobie. Nie chodziło o sam fakt, że musi nosić barwy swojego wroga, ale że stosuje takie praktyki, by dostać się do jego bazy. Przebieranie się za żołnierzy strony przeciwnej, nie dość, że w całej galaktyce było karane plutonem egzekucyjnym, to budziło w niej moralny sprzeciw.
-Prowadź do tego składu. - powiedziała w końcu sprawdzając stan blastera...

*****

Akcja przenosi się z: [Taris] Tymczasowa baza wojskowa Nowej Republiki

Walka na powierzchni.
-Dobra, - Shepard zaczął mówić, gdy tylko wszedł do baraku, gdzie czekali na niego żołnierze "Mgły" - równolegle będą prowadzone przygotowania do obrony bazy oraz jej ewakuacji, gdyby wszystko się posypało. Na razie nasi dzielnie powstrzymują imperialną flotę, ale tamci mają Gwiezdny Niszczyciel klasy Super, co nieco nas udupia.
-SSD? - Robert Gontarski nie wyglądał na takiego, co się przejął tą informacją - Nasza flota chyba najlepsza jest w walce z Gwiazdami Śmierci i innymi wielkimi łajzami, prawda?
Komentarz wywołał uśmiechy na twarzach niemal wszystkich, a kilka osób zaśmiało się pod nosem, jednak atmosfera wciąż była bardzo napięta. Max Shepard doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że będzie musiał dowodzić ludźmi, których nie zna i jeśli popełni jakiś błąd - wszyscy zginą. Jednak wiedział też, że istnieje pewien sposób na wybrnięcie z tej sytuacji.
-Podporuczniku Sato, - powiedział oficjalnym tonem - chciałbym, by siedział pan blisko mnie i na bieżąco korygował jeśli do jakiegoś zadania wyślę nieodpowiednich ludzi...
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Taris]Bitwa o planetę

Postprzez Dagos Bardok » 8 Gru 2009, o 21:05

- Dobrze, ale chyba przeszliśmy już na ty? Więc proszę żadnych tytułowań. - powiedział spokojnie rozglądając się baraku. - To jest to o co mnie pytałeś u ciebie w gabinecie, żadnych sir'ów, ok?
I nie czekając na odpowiedź mówił dalej.
- Jeśli mogę. Ogółem jesteśmy głęboko w dupie i jak na razie żadnego światła nie widać. Imperialskie szumowiny powoli się zbliżają, a prócz mnie i paru osób widzę tu samo mięso armatnie. - po usłyszeniu tego paru żołnierzy przewróciło oczami jak zwykle słysząc przechwałki Jaspara, choć pewnie nie jeden zastanowił się chwilkę o kim mówił Sato.
Awatar użytkownika
Dagos Bardok
 
Posty: 1017
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 18:42

Re: [Taris]Bitwa o planetę

Postprzez Oto'reekh » 8 Gru 2009, o 22:13

Nala znajdowała się wśród pozostałych żołnierzy "Mgły" udało się jej ich odnaleźć po ogłoszeniu alarmu i teraz stała i przysłuchiwała się rozmowie oficerów, lecz jej myśli były zupełnie gdzie indziej. Miała nadzieję, że to będzie jej ostatni udział w misji bojowej i w końcu ktoś pozwoli jej zostać lekarzem w jakiejś placówce medycznej...
Image
Image
GG: 447116
Awatar użytkownika
Oto'reekh
Administrator
 
Posty: 2726
Rejestracja: 3 Gru 2008, o 15:40

Re: [Taris]Bitwa o planetę

Postprzez Jack Welles » 9 Gru 2009, o 00:09

Jack poprawił swój nowy mundur z obrzydzeniem na twarzy.
- Ja nie wiem... - westchnął krzywiąc nos - Dlaczego zawsze trafiam na mundury ludzi którzy się nie myją?...

*** 20 minut później w okolicy bramy wjazdowej do placówki Nowej Republiki ****

Przy bramie wjazdowej panował istny chaos - lokalny oddział żandarmerii ledwo sobie radził z próbującymi się dostać do środka cywilami, nie mówiąc już o kręcących się w każdą stronę żołnierzach. Były to idealne warunki by niespostrzeżenie wniknąć do środka co wykorzystali Jack i Jay.
- Z tego co wcześniej zauważyłem to skład jest gdzieś w południowej części bazy... - stwierdził Foreman po odejściu na bezpieczną odległość od bramy - ... Pewnie jest tam ogromne zamieszanie teraz, więc nie powinniśmy mieć problemu z przeprowadzeniem małego sabotażu. Proponuję wykorzystać te termodetonatory co mieli przy sobie poprzedni właściciele naszych mundurów - dobrze umiejscowione powinny wywołać niezłe bum - dodał z szerokim uśmiechem.
Podróż na drugi koniec placówki zabrała dwójce szpiegów niewiele czasu. Po dojściu na miejsce zostali zatrzymani przez patrol składający się z trzech szeregowych, mających za dowódcę kaprala.
- Co tu robicie? - spytał się dowódca patrolu.
- To ja się pytam co tu robicie?... Kapralu. - odpowiedział Jack bezczelnie, dziękując w duchu, że ma na sobie mundur sierżanta.
- Eeee... No bo my zostaliśmy wysłani tu na patrol i mamy pilnować by nikt niepowołany nie wszedł na teren lądowisk... - odpowiedział kapral lekko zmieszany.
- To macie szczęście żołnierzu, że tu dotarliśmy - odpowiedział Jack z typowym dla osób z maniakalnym sadyzmem uśmiechem, który nabywa się w trakcie służby jako sierżant piechoty, którym Jack de facto kiedyś był - Bo byście własnej dupy obiema rękoma nie znaleźli nie mówiąc już o sabotażystach i innych niepowołanych do wejścia na teren lotniska. Z powodu tego małego rozpierdolu na orbicie jesteśmy zalewani przez jebanych w dupę cywilów, więc musiałem ruszyć tu swój tyłek by was gówniarze zmienić i wysłać do pomocy przy bramie!
- Ale... ale... - zaczął już lekko roztrzęsiony kapral.
- Jakie kurwa ale?! - ryknął Jack posyłając ku nieszczęsnemu żołnierzowi kropelki śliny - Zabierać mi stąd wasze pedalskie dupska i zapierdalać pod bramę, albo, niech mi bogowie będą świadkami, - przeładował karabin i wycelował w chłopaka - was tu rozjebię w pizdu! ZRO-ZU-MIA-NO?!
- Tak... jest... - odpowiedział skołowany żołnierz.
- Tak jest co?! - ryknął Jack.
- Tak jest, sir.
- Co tam mruczysz jebany w dupę pedale? - spytał się Jack nastawiając ucha.
- Tak jest sir! - odpowiedział podniesionym głosem kapral.
- Co tam mamroczesz?! - spytał się głośniej Jack.
- TAK! JEST! SIR! - ryknęła równym głosem czwórka republikańskich żołnierzy.
- TO CZEMU TU JESZCZE JEBANE CIOTY STOICIE! - ryknął Jack celując ponownie broń w ich kierunku, wywołując tym samym paniczną ucieczkę młodziaków, którzy postanowili nie ryzykować dłużej kontaktu z szalonym sierżantem dzierżącym karabin.
- I się dziwić, że z nich takie same cioty są jeśli nie mają porządnej kadry podoficerskiej - stwierdził filozoficznie Foreman po odejściu patrolu - Czasem tęsknie do roboty w piechocie... No nic - proponuję działać szybko by uwinąć się z robotą zanim te gnoje się zorientują, że zrobiliśmy ich w chuja... Choć z drugiej strony pewnie zaraz ich zgarnie do pomocy żandarmeria - w końcu mają tam niezły bajzel...
Następne piętnaście minut, dwójka oficerów wywiadu spędziła na rozkładanie granatów w strategicznych miejscach na zbiornikach z paliwem. Praktycznie nikt im w tym nie przeszkadzał, gdyż prawie cały personel techniczny został zaprzątnięty do pracy przy X-wingach, które mieściły się po drugiej stronie płyty lądowiska.
- Mamy gdzieś 20 minut na jakieś dalsze akcje - powiedział Jack do Jay, gdy pośpiesznie opuścili obszar lotniska - Można by było coś jeszcze zrobić albo rozejrzeć się za jakimś transportem...
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Taris]Bitwa o planetę

Postprzez Chaxu'ellenc » 10 Gru 2009, o 00:37

- No Waters, widzisz już jakieś imperialne śmiecie do ustrzelenia tym swoim magicznym oczkiem? - rzekł wookie podchodząc do towarzyszki, która cały czas przyglądała się chmurom. Wyglądała na zamyśloną, jednak nie przeszkadzało to szeregowemu w zadawaniu jej głupich pytań. Wiedział że jej mechaniczne oko niema aż takiej potęgi. Po prostu irytowanie jej sprawiało mu sadystyczną radość. Tym razem mu nie odpowiedziała, więc tylko podszedł do niej i dołączył do analizowania chmur.
Wiał mocny północno-wschodni wiatr. Na samym wschodzie zaś już było widać zarys ciemniejących cumulonimbusów, mozolnie zbliżających się w stronę bazy.
Jak nie grad pocisków, to ogromne krople deszczu. Tak czy siak, za mniej niż godzinę będzie padać...
- Nie wiem jak ty ale ja idę pod dach. Zara sierść mi zmoknie, a nawet nie wiesz jak to wkurwia... - i powoli ruszył w stronę bazy. Stojąc już pod dachem, po raz ostatni spojrzał w niebo. I w tym momencie mały obłoczek przesunął się ukazując wybuch jakiegoś myśliwca.
- Oni tam mają znacznie większe problemy, niż zbliżająca się burza - rzekł jakby sam do siebie, jednak jego słowa nie umknęły uwadze stojących obok żołnierzy, którzy niemal natychmiastowo popatrzyli w przestworza, licząc na powodzenie swoich towarzyszy pilotów.
Główne wejście skierowane było w kierunku północno-zachodnim. Z tej strony, jak i z strony południowej, otoczona przez liczne zrujnowane budynki i większe głazy. Istny raj do walki piechoty, tyle przeszkód co drzew na Kashyyyk. Chaxu zmartwiony położył rękę w miejscu, gdzie zwykle znajdowała się jego manierka. Jednak ze zdumieniem stwierdził, że zostawił ją w koszarach. Bez chwili namysłu ruszył w głąb bazy, po drodze mijając patrol trójki szeregowych.
rodzi lęk, ale wciąga jak narkotyk
Chaxu'ellenc
Ryan Azyl
Paradoks dwóch łowców.
Awatar użytkownika
Chaxu'ellenc
New One
 
Posty: 187
Rejestracja: 8 Gru 2008, o 20:29

Re: [Taris]Bitwa o planetę

Postprzez Conrad Calius » 10 Gru 2009, o 10:26

Pioruny okrążyły Ester ze wszystkich stron. Conrad osłaniał jej myśliwiec od prawej strony. R2 wskazywał mu odległość od wrogich maszyn zaś sam pilot uważnie obserwował "wielkiego skurwisyna" jak to trafnie nazwał Kavis. Miał nadzieję że uda im sie wyrwać z tej zadymy bo bez torped nie mieliby szans. Miał za sobą Yves a na szczycie formacji leciał Kel. Coraz bardziej malała odległośc do TIE przeciwnika. W radiu słychac już było kolejne trzy eskadry X-wingów co dodało sił Conradowi. w momencie mijania pierwszej formacji wrogów. Conrad supełnie przypadkiem zestrzelił jedną "gałę" trafiając w płat który się oderwał a maszyna wpadła na sąsiednią praktycznie uszkadzając drugą również wykluczając z bitwy.
Image
Awatar użytkownika
Conrad Calius
New One
 
Posty: 60
Rejestracja: 14 Kwi 2009, o 20:09

Re: [Taris]Bitwa o planetę

Postprzez Peter Covell » 10 Gru 2009, o 23:54

Piloci Eskadry Piorunów uwijali się jak w ukropie zamieniając maszyny swoich przeciwników w chmury szczątków. Kiedy na miejsce potyczki dotarły kolejne eskadry "gał" i "skosów", a także republikańskie X-Wingi i A-Wingi, starcie przerodziło się w chaotyczne pojedynki między pilotami przeciwnych stron. W ogólnym zamieszaniu Yves udało się strącić kolejnego TIE Interceptora, którego los, chwilę później, podzielił pilot "gały". Prawdziwymi umiejętnościami walki myśliwskiej popisał się Kel Croft, który z niezwykłym zacięciem atakował, niechronione przez pola energetyczne, myśliwce typu TIE - w ciągu zaledwie dwóch minut udało mu się strącić cały klucz składający się z trzech maszyn, co było popisem tak niezwykłym, że piloci z innych eskadr zasypali go radosnymi okrzykami gratulacji. Raymond Collishaw, jeden z najlepszych wśród Piorunów, również nie zostawał w tyle i zestrzelił dwa "skosy" i jedną "gałę". Velsig Nay'kor najpierw samodzielnie zgubił "ogon", by następnie zamienić ścigający go myśliwiec przechwytujący w kosmiczny pył, a później uratował skórę jakiemuś A-Wingowi i zaliczając swoje dwa pierwsze zestrzelenia w nowej eskadrze.
Niestety, po stronie republikańskiej też musiało dojść do strat...
-Pilot w przestrzeni kosmicznej! - rozległ się alarmowy krzyk w słuchawkach wszystkich Piorunów - Piorun Dwa oberwał i musiał się katapultować.
-Pomoc będzie za sześć minut, do tego czasu pilnujemy Dwójki. - rozkazał Kel - Osłaniać go przed imperialcami. Szóstka, przygotuj torpedy, bo w naszym kierunku lecą transportowce ze szturmowcami. Poślemy skurwieli na tamten świat...

*****

Jay szybko rozejrzała się wokół zastanawiając się co jeszcze mogliby zrobić zanim wybuchną detonatory podłożone w składzie paliwa. Oczywiście, dwadzieścia minut nie było ostatecznym terminem zakończenia ich sabotażu, ale po takiej eksplozji, republikanie mogą zacząć nabierać podejrzeń. Trzeba zatem zniszczyć jak najwięcej, w jak najkrótszym czasie.
Nagle dojrzała szeroki most stanowiący połączenie między dwiema, położonymi wysoko częściami bazy. Panował na nim ruch niemal niemożliwy do opisania, jednak to nie piesi przykuli szczególną uwagę major Temens, ale kolumna pojazdów pancernych, która właśnie się do niego zbliżała - zapewne przemieszczano ją, by broniła dostępu imperialnym wojskom, które niedługo wylądują na planecie.
-Trzeba wysadzić ten most. - powiedziała do Jacka wskazując mu palcem cel - Nie dość, że rozwalimy nieco czołgów to jeszcze utrudnimy rebeliantom transport i przemieszczanie się.
-Ma'am, ale my nie mamy ładunków wybuchowych. - trzeźwo zauważył Jack
-Tym się, kurwa, już nie przejmuj. Myślę, że wiem co trzeba zrobić, więc tą część pokazu fajerwerków zostaw mi. Pamiętasz Fondor? Tam też dałam sobie radę... Ty w tym czasie... znów rozejrzała się wokół i otworzyła szeroko usta - Leia Organa Solo! - wskazała na kobietę pospiesznie wsiadającą do statku na lądowisku - Co ona tutaj robi? Jack, kurwa, zmiana planów. Właśnie znalazłam nasz środek transportu. Tyle, że będziemy mieli jedną pasażerkę nadprogramowo. Brakowało ci piechoty? No, to teraz musimy wybić jedynie ochronę Leii Organy i mieć nadzieję, że nie wyciągnie miecza świetlnego. W końcu jej braciszek zrobił z niej Jedi...

******

-Dobra, "Mgła", zbieramy się! - krzyknął Shepard kilkanaście minut później - Będziemy towarzyszyć dywizji pancernej, której zadaniem jest obrona bramy D. Z tamtej strony spodziewają się najmniejszych sił Imperium, bo nie ma gdzie ich zrzucić, więc powinniśmy roznieść ich, gdy tylko wejdą w zasięg. Raz, dwa, ruchy, ruchy!
Waters bez słowa przewiesiła karabin przez prawe ramię i sprawdziła amunicję w pistoletach w kaburach na biodrach i pod pachami. Nie zapomniała też o niemałej ilości granatów plazmowych i, mniej widowiskowych, odłamkowych. Półśrodki, takie jak granaty ogłuszające, jej nie obchodziły - szła zabijać i miała zamiar zabić jak najwięcej szturmowców, którzy będą mieli pecha stanąć naprzeciwko niej.
-Wyglądasz jakbyś szła na wojnę. - żartobliwie skomentował jej uzbrojenie Brian Mercury - Nie chciałbym stanąć po drugiej stronie twojego karabinu, kapral Waters...
-To się nazywa mądrość, sir. - odparła mu kobieta tym samym tonem, po czym podeszła do Wookiego - Powiedz, że masz jakiś alkohol, bo mam kurewsko złe przeczucia co do tego zadania...

W tym samym czasie Shepard ponownie podszedł do Sato, który z lekkim uśmieszkiem spoglądał na przygotowania żołnierzy do walki. Dowódca "Mgły" zapalił papierosa i zaproponował to samo swojemu rozmówcy nie wiedząc czy ten pali czy nie.
-Nie wiem... Powinniśmy jechać na czołgach czy iść obok... - powiedział - Musimy przejść przez pewien most obok lądowiska, zanim dotrzemy na miejsce. - rzucił jakby od niechcenia...
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Taris]Bitwa o planetę

Postprzez Dagos Bardok » 11 Gru 2009, o 13:54

- Nie palę. - powiedział Sato a jednak wziął jednego papierosa i schował go w jednej z wielu kieszeni kurtki. Chwilę potem wyjął mała szmatkę i podnosząc do góry swą snajperkę zaczął ją czyścić. Mógł się wtedy najlepiej skupić. Czyszczenie jego broni pozwalało mu lepiej myśleć. Idioci.
- Jeżeli ten most jeszcze stoi. Mój plan byłby taki. Dać ciężką broń na dwa przednie czołgi, i zwiad na 20 metrów na przód. Ja wszedłbym na pierwszy czołg i obserwował. Reszta szła by po bokach kolumny w 10 metrowych odstępach. Dałbym też trzech niech od razu idą na most i powiedzą czy opłaca się tam w ogóle wyruszać.
Sato chciał już pójść, lecz zatrzymał się na chwilę. Przygryzł lekko wargę i powiedział.
- Zostałbyś tylko ty. Ty krył byś tyłek i myślał jak mamy tam wjechać.
Awatar użytkownika
Dagos Bardok
 
Posty: 1017
Rejestracja: 11 Wrz 2008, o 18:42

Re: [Taris] Bitwa o planetę

Postprzez Chaxu'ellenc » 11 Gru 2009, o 21:38

Chaxu rzucił Victorii* do połowy pustą manierkę, po którą specjalnie się wracał.
- Ino zostaw coś na później. Mam na myśli po wygranej.
Cały czas przysłuchiwał się rozmowie Jaspara z Maxem.
- Że się tak wtrącę, mogę iść jako jeden z trójki.
Pewnie wystarczył bym ja i Silus, ale ten się gdzieś opierdala, podczas gdy my tu mamy oblężenie

*Poprawiłem imię, bo Waters nie ma na imię Veronica;)
Dop. Popek
rodzi lęk, ale wciąga jak narkotyk
Chaxu'ellenc
Ryan Azyl
Paradoks dwóch łowców.
Awatar użytkownika
Chaxu'ellenc
New One
 
Posty: 187
Rejestracja: 8 Gru 2008, o 20:29

Re: [Taris] Bitwa o planetę

Postprzez Jack Welles » 14 Gru 2009, o 13:15

- Mam złe przeczucia co do tego... - stwierdził cynicznie Jack, ruszając w stronę statku. Po drodze odpiął wszystkie granaty obezwładniające jakie miał przy sobie, po czym zrobił z nich jeden duży pakunek.
Przed rampą wejściową stał strażnik, który, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć do Jacka, padł martwy w jego ramiona po trafieniu z blastera. Szczęśliwie odgłos wystrzału został zagłuszony przez grzmot naddźwiękowy lecących na spotkanie ze swym przeznaczeniem X-wingów. Wewnątrz transportowca wszyscy już zajmowali swoje miejsca ułatwiając tym samym zadanie ciemnoskóremu mężczyźnie.
- Jestem za stary na taką robotę... - mruknął do siebie Jack, odczepiając od pasa martwego mężczyzny granaty obezwładniające. Następnie ostrożnym krokiem podszedł do przedziału pasażerskiego.
- Czy wszyscy zajęli już swoje miejsca? - dało się usłyszeć ze środka.
- Nie ma tylko Collinsa.
- Pójdę go zawołać, a potem... - mężczyzna nie dokończył zdania gdyż dostał rzuconymi przez Jacka granatami - Co jest do ch*ja?! - zdążył jeszcze krzyknąć przed ich aktywowaniem się.
- Ło cholera - jęknął Foreman łapiąc się za głowę - był to skutek wybuchu granatów, których wpływ był odczuwalny nawet pomimo stalowej grodzi. Po chwili jednak Jack wykańczał po kolei nieprzytomnych żołnierzy. Niestety gdy miał się zająć Leią nad jego głową przeleciał bolt energetyczny wystrzelony przez pilota, który pojawił się zwabiony niepokojącymi odgłosami.
Jack momentalnie przeturlał się za osłonę z foteli po czym oddał serię z karabinu, która zaowocowała kolejnym trupem leżącym na podłodze.
- Ehhh... - jęknęła powoli odzyskująca przytomność Leia. Prawie odrazu spróbowała sięgnąć po swój miecz świetlny, lecz Jack ponownie odesłał ją w objęcia Morfeusza strzelając do niej przy pomocy ustawionego na ogłuszanie blastera.

***

- Gdzie jesteś Temens? - mruknął Jack. Siedział właśnie w kokpicie mając za sobą związaną i naszpikowaną po uszy środkami uspokajającymi Leię Organę Solo - Czas kończyć to przedstawienie i odebrać medale... - dodał przełączając kolejno na wyświetlaczu obrazy z zewnętrznych kamer jedną ręką i trzymają miecz świetlny w drugiej. Jak na razie nikt się nie zbliżał do statku i nie próbował nawiązywać z nim łączności radiowej, ale po fajerwerkach przy zbiorniku paliw może się to wszystko zmienić...
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Taris] Bitwa o planetę

Postprzez Ester » 15 Gru 2009, o 23:16

Kiedy rozpoczęła się bitwa Ester postanowiła poruszać się jak najbliżej reszty eskadry, żeby ułatwić Piorunom zadanie i nie niszczyć szyku. Kiedy nadarzała się okazja do strącenia jakiejś gały lub skosa, ochoczo naciskała spust, jednak nie udało się jej ustrzelić niczego. Jak zwykle nie dawała się ponieść podnieceniu towarzyszącemu bitwie i pewną ręką prowadziła myśliwiec, wykonując płynne serie zgrabnych uników, zostawiając zabawę z imperialami innym pilotom. Wolała się trochę namęczyć i przezornie zachować moc tarczy na moment kiedy będzie ich naprawdę potrzebować. Jak to zazwyczaj w bitwach bywa, nastawił on dość szybko.
- Z rozkoszą, Jedynka. - odparła do szczekaczki uzbrajając trzy maleństwa wewnątrz swojego myśliwca. Rzuciła kątem oka w kierunku gdzie powinien się unosić Sega, ale nie zdołała go wypatrzyć. Zdarzyła już polubić zadziornego chorążego i nie miała ochoty zbyt szybko się z nim pożegnać. Ustawiła komputer pokładowy na tryb pojedynczych strzałów. Jeden strzał - jeden wrak. Zadanie trudne do wykonania w zamęcie bitwy, ale nie niemożliwe. Hawkeye czekała aż transportowce wejdą w pole widzenia i zasięg strzału. "Skup się, Ester. Nie schrzań tego." - powiedziała sobie w myślach. Od tej chwili liczyła się tylko ona i jej cel.
Image

Ester "Hawkeye" Harrison

"You know, sometimes I amaze even myself."
Awatar użytkownika
Ester
New One
 
Posty: 42
Rejestracja: 11 Sie 2009, o 19:19

Re: [Taris] Bitwa o planetę

Postprzez Peter Covell » 16 Gru 2009, o 14:28

Walka na powierzchni i ukryte działania.
-Dobra, ludzie, wymarsz! - krzyknął Shepard kiwnąwszy wcześniej głową Jasparowi na znak, że podoba mu się jego pomysł - Szyk, w jakim pójdziemy będzie wyglądał następująco...

Niedługo potem dywizja czołgów zatrzymała się przed mostem, którym należało przejechać. Dziwne przeczucie mówiło Maxowi, że pomysł Jaspara, by najpierw wysłać zwiad, nie był wcale jedynie ćwiczeniem. Kurwa, przecież to wciąż teren naszej bazy, przeszło mu przez myśl, ale jedynie gestem nakazał, by Jaspar zajął miejsce na pierwszym czołgu, zaś Chaxu'ellenc oraz Victoria obejrzeli najpierw konstrukcję czy jest bezpieczna...

Jay założyła przedostatni ładunek i właśnie zmierzała w stronę miejsca, gdzie miał zostać przyczepiony ostatni, kiedy usłyszała, że nadjeżdża kolejna kolumna pancerna. Ku jej zdziwieniu jednak czołgi zatrzymały się przed mostem zamiast na niego wjechać. Zaskoczona Jay umieściła skradziony ładunek termiczny i wspięła się na konstrukcję, by sprawdzić co się dzieje.
-Co wy, kurwa, robicie? - mruknęła pod nosem - Musicie akurat teraz sprawdzać ten pieprzony most?
Wiedząc, że nic więcej już nie zrobi, a czasu ma coraz mniej, przebiegła na drugą stronę mostu, a dalej sprintem w kierunku lądowiska, na którym stał ich "środek transportu". Spojrzała na chronometr - do wybuchu zostały jeszcze dwie minuty - wtedy w powietrze wyleci skład paliwa i most. Rebelianci nigdy nie zwrócą uwagi na uciekający prom z Leią Organą na pokładzie...

Victoria uważała pomysł sprawdzania mostu za, co najmniej, głupi, bowiem co mogło się wydarzyć wewnątrz republikańskiej bazy? Przecież nikomu nie przyszłoby do głowy podkładać ładunków wybuchowych...
-Włochaty kumplu, widzisz coś "godnego uwagi"? - zapytała...

Jay przeskoczyła przez jakiś płotek, zaporę czy kawał gruzy - nawet nie zwróciła uwagi jaką miało spełniać to "coś" funkcję i dostrzegła czterech żołnierzy już z daleka nakazujących jej się zatrzymać. Nie mając chwili do stracenia, posłała w ich kierunku długą serię z biodra. Strzały śmiertelnie trafiły dwóch przeciwników, zaś pozostali przypadli do ziemi i momentalnie odpowiedzieli ogniem.
Do eksplozji pozostawało półtorej minuty.
-Jack! - krzyknęła do komunikatora jednocześnie chowając się za jakąś prowizoryczną osłoną - Podnoś pinasę i bierz mnie stąd. Namierzaj nadajnik!

*****

Bitwa na orbicie.
Poza Anyą Bailo - "Piątką", będącą skrzydłowa Ester, osłaniali ją jeszcze Kel Croft oraz Yves Cinn. Pozostali piloci eskadry mieli zająć się pilnowaniem miejsca, gdzie dryfował Kavis Sega w skafandrze chroniącym go przed skutkami przebywania w próżni - przynajmniej przez jakiś czas...
-Dobra, Szóstka, celuj spokojnie i nie schrzań tego. - polecił dowódca eskadry - Sama wybierz, które transportery zdejmiesz. Te cztery to piechota, dwa pozostałe to chyba czołgi. Wal bez rozkazu...
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Taris] Bitwa o planetę

Postprzez Jack Welles » 16 Gru 2009, o 15:52

Jack gdy tylko usłyszał wezwanie swojej przełożonej poderwał transportowiec do lotu by po chwili znaleźć się przy niej. Zajął stateczkiem pozycję pozwalającą na dostanie się do środka przez Jay, osłaniając ją przy tym przed nieprzyjacielskim ogniem.
- Zapnij pasy! - rzucił Jack, gdy kobieta weszła do kokpitu - Może trochę rzucać.
Po chwili krótszej niż czas potrzebny na mrugnięcie okiem, mały staczek skierował się w kierunku nieba, pozostawiając za sobą w tyle republikańską placówkę. Pierwszym priorytetem po dotarciu na orbitę było dostanie się przez linię obrony do nacierających sił Imperium - nie było to trudne, gdyż w zamęcie bitwy relatywnie mały transportowiec nie był czymś wartym większej uwagi. Gdy agenci wywiadu przedarli się poza zasięg pól ostrzału republikańskich jednostek, Jack wywołał imperialny SSD, podając przy tym kody uwierzytelniająca oraz żądaniem eskorty do hangaru.
- Jak dobrze wracać do domu - westchnął Foreman kierując ostrożnie transportowiec w kierunku wielkiego hangaru...
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Taris] Bitwa o planetę

Postprzez Chaxu'ellenc » 17 Gru 2009, o 21:25

Chaxu podszedł do barierki i wychylił się z za niej. Solidna betonowa konstrukcja sprawiała wrażenie nienaruszonej.
Pierwsze krople zimnego deszczu spadły na chwilę przed wybuchem. Wookie spojrzał na chmury, a potem na drugi koniec mostu, z którego właśnie zbiegła Jay. W tej samej chwili spostrzegł niewielki z tej odległości, coraz szybciej migający obiekt. Szeregowy znajdował się mniej więcej w połowie wiaduktu. Waters stała znacznie bliżej czołgów, przyglądając się uciekającej kobiecie za pomocą swojego mechanicznego oka.
Nie usłyszy mnie pomyślał. Nabrał powietrza w płuca i ryknął, tak głośno jak tylko mógł, zapominając o tym, że ma przypięty do pasa komunikator. Zwrócił na siebie uwagę całego plutonu. Biegnąc, machnął futrzaną łapą w stronę Victorii, nakazując odwrót, a drugą wskazywał na migający obiekt, wiedząc ze jej oko wypatrzy bombę i zrozumie jego zachowanie.
Waters spojrzała na swojego włochatego towarzysza, a potem na wskazany przez niego punkt. Skurczem mięśni oczodołów zwiększyła przybliżenie. Ładunek wybuchowy migał coraz szybciej. Jaspar także zauważył obiekt.
- Tam jest bomba - krzyknął w stronę reszty plutonu. Zeskoczył z czołgu, który stał się osłoną przed potencjalnymi odłamkami. Po chwili dołączyła do niego Vicky.
Wookie biegł ile sił w nogach, a nie należał do powolnych. Jednak mimo jego starań, nie zdołał dotrzeć do końca mostu nim doszło do detonacji.
Wszystkie ładunki wybuchły jednocześnie. Dobrze rozplanowane ich rozmieszczenie sprawiło że dach hangaru zawalił się, uszkadzając pobliskie części placówki. Również wybuch mostu sprawił nie lada straty w budowie bazy.
Fala uderzeniowa pchnęła Chaxem z ogromnym impetem. Przeleciał niemal dwadzieścia metrów plus kilka dodatkowych szurając plecami o ziemie.
rodzi lęk, ale wciąga jak narkotyk
Chaxu'ellenc
Ryan Azyl
Paradoks dwóch łowców.
Awatar użytkownika
Chaxu'ellenc
New One
 
Posty: 187
Rejestracja: 8 Gru 2008, o 20:29

Re: [Taris] Bitwa o planetę

Postprzez Ester » 18 Gru 2009, o 23:05

Komputer pokładowy już pokazywał cele, które kilka sekund później pojawiły się w zasięgu jej wzroku. Dopóki nie zbliżyli się do transportowców nie łamała szyku. Zwiększyła moc przednich tarcz i namierzyła pierwszy z transportowców zawierających ciężki sprzęt. Kiedy celownik błysnął na zielono wcisnęła spust, a torpeda pomknęła w kierunku przodu statku, który nie zdążył nawet wykonać uniku. Przed oczami pilotów wybuchła malownicza kula ognia i odłamków. Jedna z czerwonych kropek zniknęła z jej radaru.

Pierwsze uderzenie było proste. Teraz kiedy imperialni piloci zobaczyli co planują Pioruny w ich stronę zaczęły zlatywać się myśliwce, a przestrzeń przeszywać zielone strzały laserów. Ester zmniejszyła dopływ energii do tarcz i przeniosła ją do silników. Teraz była jej potrzebna cała zwinność i szybkość z której słynęły x-wingi. Wystrzeliła do przodu i na lewo, w kierunku kolejnego transportowca z ciężkim sprzętem, który chyba przewidział, że będzie następnym celem i zaczął umykać w kierunku większych imperialnych okrętów. Hawkeye ponownie zaczęła namierzać cel, jednak nagle dookoła niej zaczęły śmigać zielone błyskawice. Wykonała szybki zwrot korkociągiem w dół i na prawo, by zgubić ogon. Zatoczyła manewr szerokim łukiem wychodząc na przeciwko prawej burty transportowca. Pogoń została zatrzymana przez towarzyszące jej Pioruny. Ester wiedziała, że musi się spieszyć. Teraz kiedy miała czyste pole, ponownie namierzyła cel i wystrzeliła. Torpeda uderzyła w dolną część transportowca, niemal łamiąc go na pół. Kolejna kropka zniknęła.

Nie tracąc czasu ruszyła w pościg za kolejną ofiarą. Kuper jednego ze statków zbliżał się w szybkim tempie. Komputer już chwytał go w objęcia celownika, a ona położyła palec na spuście. Skupiona jedynie na celowniku nie zauważyła klucza kilku gał, który zbliżał się od lewej strony. Jej myśliwcem wstrząsnęły laserowe uderzenia rozpryskujące się na tarczach. Gwałtowne szarpnięcie spowodowało, że wcisnęła spust za wcześnie. Torpeda przemknęła nad transportowcem znikając gdzieś w przestrzeni. Komputer pokładowy rozbłysł czerwienią sygnalizującą, że lada chwila padną jej tarcze.
- Cholera! - warknęła wściekła. Dała pełną moc silników zostawiając ścigające ją gały w tyle. Najchętniej zawróciłaby żeby roznieść je na strzępy, ale mimo swojej furii wiedziała, że byłoby to samobójstwo. Kliknęła komunikatorem.
- Jedynka, wracajmy. - rzuciła krótko, spokojnym głosem, choć w środku dosłownie się gotowała.
Image

Ester "Hawkeye" Harrison

"You know, sometimes I amaze even myself."
Awatar użytkownika
Ester
New One
 
Posty: 42
Rejestracja: 11 Sie 2009, o 19:19

Re: [Taris] Bitwa o planetę

Postprzez Peter Covell » 20 Gru 2009, o 01:04

Bitwa na orbicie.
Anya starała się jak najlepiej kryć maszynę Ester, ale myśliwców TIE było wokół po prostu za dużo. Udało jej się zestrzelić dwie maszyny - jedną trafiła prosto w kulisty kokpit pilota, drugą zaś w łączenie skrzydła z kadłubem sprawiając, że "gała" straciła sterowność i obracając się jak szalona, niemal zderzyła się z X-Wingiem Yves.
-Blisko było... - mruknęła kobieta wykonując gwałtowny unik. Chwilę później drugi transportowiec zniknął w kuli ognia trafiony torpedą. Cinn zauważyła kilka TIE lecących w stronę Ester, więc położyła maszynę na skrzydło i wycelowała swoje działka w myśliwiec najbardziej zagrażający Szóstce. Droid astromechaniczny zapiszczał głośno, gdy X-Wing Yves został namierzony przez jakąś wrogą maszynę, ale pół-mandalorianka nic sobie z tego nie robiła - cierpliwie czekała na możliwość oddania pewnego strzału, starając się ustawić "gałę" w środku siatki celowniczej...
-Czwórka, masz ogon! - usłyszała ostrzeżenie Kela
-Wiem... - warknęła, ale chwilę później uśmiechnęła się szeroko pociągając za spust, a następnie gwałtownie szarpnęła wolantem w lewo w ostatniej chwili unikając trafienia zielonymi wiązkami lasera. Czerwone smugi, jakie opuściły działka jej "igły" dosłownie rozerwały nieprzyjacielską maszynę na strzępy dokładnie w tej samej chwili, gdy trzecia torpeda, jaką wypuściła Ester, minęła swój cel.
-Jedynka, wracajmy.
-Potwierdzam, Szóstka. - lecimy pod osłonę naszych okrętów - Czwórka, jak twoje plecy?
-Przydałaby mi się pomoc, Jedynka.
-Przyjąłem, już lecę. Piątka, Szóstka, wracać do reszty...
Yves wykonywała szalone manewry skręcając pod maksymalnymi kątami, na jakie pozwalały jej możliwości sprzętu, na przemian zwalniała i przyspieszała, kręciła korkociągi, pętle i wszystko inne, co tylko przyszło jej do głowy, ale goniący ją TIE nie miał najmniejszego zamiaru odpuścić - i właśnie to doprowadziło go do zguby, bowiem na moment przestał pilnować całej przestrzeni wokół siebie, pozwalając, by Kel wszedł mu na ogon. Sekundę później Yves była już "wolna"...
-Mają Dwójkę na pokładzie jednostki ratunkowej. - zameldował Raymond Collishaw - Sytuacja robi się paskudna, nasi wyraźnie tracą siłę ognia...
Rzeczywiście, flota Nowej Republiki dostawała tęgie lanie od imperialnych gwiezdnych niszczycieli wspomaganych przez olbrzymi okręt klasy SSD, który samodzielnie mógł zniszczyć większość grup taktycznych w galaktyce. Atakujący nieprzerwanie parli w kierunku planety, zmuszając siły obrońców do wejścia w jej pole grawitacyjne. W krótkim czasie stacje orbitalne znalazły się w bezpośrednim zagrożeniu ze strony Superniszczyciela.
-Do wszystkich myśliwców, do wszystkich eskadr. - rozbrzmiało w słuchawkach pilotów - Wycofać się w kierunku stacji orbitalnych. Okręty utworzą linię obronną między nimi. Zarządzam też nieustanną gotowość do opuszczenia sektora.
-Ja słyszałam "opuszczenia sektora"? - Yves na moment zapomniała o ciszy radiowej - To znaczy, że będziemy uciekać?
-Ja nie widzę innego wyjścia. Pioruny, lecimy w kierunku "Konstelacji" razem z pozostałymi eskadrami.
"Konstelacja" była kalamariańskim krążownikiem wybudowanym piętnaście lat temu w stoczniach Mon Calamari. Jak na razie okręt pozostawał w stanie nienaruszonym, ale to szczęście mogło się niedługo odwrócić od załogi. Na razie jednak, wraz z pięcioma korwetami, miał stanowić osłonę ogniową dla nadciągających eskadr myśliwskich - poza Piorunami, wracało osiemnaście X-Wingów, ponad dwadzieścia A-Wingów i cztery B-Wingi. Żaden z Y-Wingów biorących udział w tej części "pola" walki, nie przetrwał spotkania z nieprzyjacielem. Nagle między powracającymi republikańskimi pilotami, a planetą pojawiło się kilkadziesiąt czerwonych punktów.
-Mój komputer szaleje! - krzyknął jakiś pilot - Łapie odczyty wrogich myśliwców przed nami.
-Przecież imperialni nie mają hiper...
-TIE DEFENDERY! Rozbić szyk!
-Przed nami z nadprzestrzeni wyskoczyły "trójki"!
-Unikajcie walki! Jak najszybciej pod osłonę naszych ok... ARGHH!!!

*****

Walka na powierzchni.
-Kurwa mać! - krzyknął Mike Davidson - Widzieliście to?
-Wyjebało cały most!
Max Shepard nie zwracał uwagi na okrzyki zaskoczonych i przestraszonych żołnierzy, który momentalnie przywarli do ziemi lub pancerzy czołgów i z bronią gotową do strzału omiatali perymetr starając się wypatrzyć nieprzyjaciela. Świeżo mianowany dowódca sprintem dobiegł do tego, co zostało z mostu i spojrzał w dół, gdzie rozciągała się kilkukilumetrowa przepaść.
-Waters, czy mnie słyszysz? Waters, czy mnie, kurwa, słyszysz? - w słuchawce jedynie szum - Chaxu, Chaxu, melduj!

Victoria miała wrażenie, że ktoś wywrócił jej ciało na lewą stronę. Bolała ją każda istniejąca kość, zaś na poparzonej twarzy i dłoniach czuła nieznośne pieczenie. Ledwo mogła oddychać, bowiem powietrze było wypełnione gęstym, czarnym dymem, jaki drażnił ją w gardle i powodował, że płuca rozpaczliwie domagały się tlenu. Jęknąwszy cicho, przewróciła się na plecy i otworzyła zdrowe oko - widziała na nie, lecz to cybernetyczne musiało zostać uszkodzone w czasie eksplozji. Odruchowo przesunęła poranioną ręką po betonie szukając broni, a gdy trafiła na jej pasek, przyciągnęła do siebie i powoli zaczęła czołgać w jakieś bezpieczniejsze miejsce.

-Widzę kogoś! - Davidson pokazał Shepardowi czarnowłosą kobietę czołgającą się po jakieś platformie kilka metrów poniżej mostu - To chyba Waters!
-Wybuch musiał ją odrzucić. Miała szczęście... Niech ktoś po nią idzie! Reszta niech wypatruje pozostałych...

*****

Ukryte działania.
Jay spoglądała na nieruchomą twarz Leii Organy-Solo, gdy Jack sadzał prom na płycie lądowiska w hangarze największej jednostki floty imperialnej. Fakt, że dolecieli aż tutaj nie atakowani przez republikańskich pilotów, lub ich imperialnych przeciwników pragnących zestrzelić każdą jednostkę w barwach "rebelii", niemal zakrawał na cud. Podniosła wzrok i przez szybę kokpitu zobaczyła cały oddział szturmowców, który otaczał ich statek. Jej uwadze nie uszły również dwie automatyczne wieżyczki laserowe rozkładane przez żołnierzy przy przeciwległych ścianach hangaru.
-Cóż, na ich miejscu też bym nam nie ufała. - Temens wzruszyła ramionami - Dobra, wychodzimy z rączkami w górze. - miecz świetlny Leii schowała w kieszeń spodni - Mam cholerną nadzieję, że nikt z nich przez przypadek nie pociągnie za spust...
Numer GG: 8933348
Nie pisz, jak nie masz po co. Nie pisz, żeby przypomnieć o odpisie Mistrza Gry. Nie pisz, jeśli chcesz pogadać o pogodzie.
I, na Boga, nie zawracaj dupy pytaniami "Co u Ciebie?"
Awatar użytkownika
Peter Covell
Administrator
 
Posty: 4247
Rejestracja: 27 Wrz 2008, o 15:56
Miejscowość: pod Poznaniem

Re: [Taris] Bitwa o planetę

Postprzez Jack Welles » 20 Gru 2009, o 15:17

Jack dźwignął Leię i przerzucił sobie ją przez ramię - w końcu nie wiadomo co by się stało jakby wpadł tu oddział szturmowców w poszukiwaniu kontrabandy.
- Panie przodem - mruknął do swojej przełożonej gdy doszli do rampy. Oficerowie wywiadu przezornie zostawili swoją broń na pokładzie statku co okazało się być bardzo dobrym pomysłem - zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę celujących w nich szturmowców.
- Nazywam się porucznik Jack Foreman - zaczął głośno ciemnoskóry mężczyzna po przedłużającym się milczeniu wszystkich zgromadzonych w hangarze - A to jest pani major Jay Temens. Jesteśmy z imperialnego wywiadu co możemy łatwo udowodnić jeśli sprowadzicie tu pokładowego łącznika wywiadu... Lub jakiegoś oficera z Biura Bezpieczeństwa - dodał po chwili Jack z wyraźną niechęcią w głosie - nie od dziś wiadomo, że wywiad niezbyt dobrze żyje z BB.
Image
Image
Image
Awatar użytkownika
Jack Welles
Gracz
 
Posty: 2552
Rejestracja: 31 Gru 2008, o 21:04
Miejscowość: Olsztyn

Re: [Taris] Bitwa o planetę

Postprzez Chaxu'ellenc » 22 Gru 2009, o 23:45

- Chaxu! Chaxu Chaxu... Chax...


Tego dnia padał deszcz. Młody wookie stał na skraju ciemnego lasu, wyposażony jedynie w miecz. Oddychał głęboko, a z jego ust co rusz unosiły się kłęby pary. Podszedł do niego ojciec, przyklęknął i oparł dłoń na ramieniu syna.
- To jest twój hrrtayyk, synu. Nie zawiedź mnie.
- Nie zamierzam - nabrał ostatni, głęboki wdech świeżego powietrza i ruszył w głąb puszczy.
Ceremonia hrrtayyk-u była ważna dla każdego wookiego. Przejście jej było oznaką dorosłości. Rrakktorru - wewnętrznej siły i ognia samców. Polegał on na przetrwaniu w Krainie Cienia - krainie łowców. Mieli dzięki tej próbie szanse przetestować technik survivalu. Jak wykorzystać to co dała im natura - rozróżnić jadalne, lecznicze rośliny od tych trujących. Jak obozować, a zwłaszcza jak ze zwierzyny stać się łowcą.
Ojciec stał jeszcze chwile na skraju puszczy. Przyglądał się pniom, za którymi przed chwilą zniknął jego syn. Chaxu miał zaledwie 11 lat gdy podszedł do próby. Prawidłowo powinien podejść do niej dopiero za rok, jednak już w tak młodym wieku prześcigał swoich rówieśników.
- Poradzi sobie.


Chaxu...Chaxu Chaxu! - komunikator walczył o uwagę wraz z krzykami towarzyszy.
Szeregowy leżał ogłuszony, zaledwie kilka metrów od ich pozycji.
rodzi lęk, ale wciąga jak narkotyk
Chaxu'ellenc
Ryan Azyl
Paradoks dwóch łowców.
Awatar użytkownika
Chaxu'ellenc
New One
 
Posty: 187
Rejestracja: 8 Gru 2008, o 20:29

Następna

Wróć do Archiwum

cron