Atak na nieprzyjacielskie działa przeprowadzony był z niezwykłą precyzją. Żołnierze dowodzeni przez Maxa Sheparda i Jaspara Sato niezauważeni przemknęli na tyły imperialnej armii, korzystając z dachów wysokich drapaczy chmur. Granatniki, serie z karabinów, a także precyzyjne strzały snajperów oczyściły "Mgle" drogę do armat. Ładunki wybuchowe zakładano w pośpiechu i pod nieustannym ostrzałem ze strony szturmowców, którzy zdążyli się zorientować, że niewielka grupa republikańskich żołnierzy obeszła ich pozycje.
-Zaczynamy przedstawienie!
Zapalniki ustawione na sześćdziesiąt sekund zaczęły kolejno detonować zamieniając imperialną artylerię polową w poskręcane kupy metalu. W obozie Republiki żołnierze zakrzyknęli radośnie widząc odległe eksplozje. Problem polegał jednak na tym, że teraz członkowie "Mgły" musieli przedrzeć się przez linie nieprzyjaciela do swoich towarzyszy broni...
Z nadprzestrzeni wyskoczyły trzy okręty klasy Viscount w towarzystwie blisko stu mniejszych jednostek, w tym dwóch imperialnej produkcji - krążowników przechwytujących Immobilizer, jakie wpadły w ręce Sojuszu w czasie Wojny Domowej i zostały na stałe włączone w skład floty. Natychmiast wydano rozkaz włączenia generatorów pola grawitacyjnego, by nieprzyjaciel nie mógł uciec.
Potem zaczęło się dzieło zniszczenia.
Nawet Gwiezdny Superniszczyciel nie miał szans w starciu z połączoną siłą ognia trzech kalamariańskich gigantów, których turbolasery dosłownie rozpyliły flagową jednostkę imperialnej floty nim jej załoga zdążyła oddać czwartą salwę. Bitwa skończyła się w ciągu czterech minut i dziwnym trafem zagłuszanie systemów komunikacyjnych na imperialnych okrętach było tak silne, że żaden z republikańskich dowódców nie otrzymał deklaracji kapitulacji.
W ciągu czterech minut, największa flota, jaką kiedykolwiek udało się zebrać Nowej Republice dosłownie zmiotła imperialne okręty.
Bitwa kosmiczna była doskonale widoczna z powierzchni Taris i choć nie dało się rozpoznać sylwetek okrętów, a jedynie ich eksplozje, nagłe urwanie kontaktu imperialnej floty ze szturmowcami nie wróżyło dobrze. Kiedy zaś niebo przyciemniało od republikańskich myśliwców, kanonierek, promów szturmowych, a nawet korwet mogących wejść w atmosferę planety, zwycięzca starcia był znany. Szturmowcy, nie mogąc uwierzyć w ogrom republikańskiej floty, poddawali się całymi oddziałami wiedząc, że przybyłe oddziały lądowe mogą się z nimi rozprawić równie łatwo jak kalamariańskie okręty z superniszczycielem.
Ratunek przybył w ostatniej chwili i Shepard doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że gdyby odsiecz nadeszła pięć minut później, być może nie byłoby już komu pomagać. Na szczęście, w ogólnym rozrachunku okazało się, że nie stracił nikogo.
-Mamy rozkaz zabrać was od razu do placówki szkoleniowej sił specjalnych! - jakiś sierżant próbował przekrzyczeć hałas repulsorów lądujących promów i kanonierek - Proszę zebrać wszystkich żołnierzy, za pięć minut odlatujemy!
-Słyszałeś, Jaspar? - Max odwrócił się do swojego zastępcy - Sprawdź czy wszyscy są gotowi do odlotu. - pokręcił głową - Zwariowane to wszystko, ledwo przylecieli, a już nas wyganiają na jakieś szkolenia...